Rozdział 27
Nowy Targ, szpital specjalistyczny - koniec maja 2018
Zuber nie był w stanie znów zasnąć. Za dużo myśli go dręczyło, kołatały się w głowie i nie zamierzały ucichnąć. Gdyby się dało uśpiłby je na długi czas. Przed pięcioma minutami został skutecznie wyrwany z głębokiego snu przez starszą pielęgniarkę, oddziałową, która przyszła, żeby mu znów podać środek znieczulający do kroplówki. Janek leżał niespokojnie wierzgając nogami i jednocześnie starał się przyzwyczaić wzrok do półmroku panującego na jego sali. Okna były zasłonięte przez ściągnięte żaluzje, paliła się tylko mała lampka przy drzwiach. Kręcił się, choć groziło to zerwaniem szwów. Uczulali go, że ma leżeć spokojnie i tylko na plecach, ale on na plecach nie potrafił zasnąć. Dziwne, do wielu niedogodności był w stanie przywyknąć z racji swojej pracy w pogotowiu, a teraz przeszkadzało mu leżenie na wznak. W różnych warunkach się sypiało i nie takie rzeczy się znosiło. Otumaniony przez silne leki uśmierzające ból słabo kojarzył, gdy się budził przez chwilę starał się sobie przypomnieć czemu jest tu gdzie jest. Co się stało, gdzie się podziali Justyna, Dawid i cała reszta? Nawet nie pamiętał, że kolega był u niego z Jackiem Namyślem, żeby sprawdzić jak się ma i co mówili o Justynie. Zapomniał o smsie od Basi i o komórce którą zgubił w górach. Wszystko mu się zatarło. Na próżno starał się wszystko sobie przypomnieć. Tępy ból atakujący całą głowę stanowczo mu w tym przeszkadzał. No dobrze, był z Justyną w górach, mieli jeszcze gdzieś iść, zabrali Zawisze, tyle pamiętał. Ale co dalej? Nic więcej nie zapamiętał. Czarna dziura. Czyżby się uderzył w głowę? Czasem na skutek urazów czaszki można doznać chwilowej amnezji. Może to właśnie to nie pozwoliło mu sobie przypomnieć co zaszło. Mógłby zadzwonić do Kyni i o wszystko ją wypytać, ale niestety nie miał przy sobie komórki i nie miał jak po nią sięgnąć. Zabronili mu również wstawania. Postanowił, że poczeka chwilę i gdy znów zjawi się pielęgniarka poprosi ją by mu podała telefon. Musi się dowiedzieć, co jest grane i to jak najszybciej. Ta pustka we łbie nie dawała spokoju.
Ej Zuber, żyjesz? - spytał prawie szeptem Rafał, gdy już się zbliżył do łóżka przyjaciela i zobaczył że nie śpi.
Orzecki, co ty tu robisz do cholery? Mieliście być za dwa dni. - Janek zrobił wielkie oczy. Zupełnie się nie spodziewał, że Krakus zaraz przyleci do szpitala. Ostatnio różnie między nimi bywało.
Ale udało się polecieć wcześniej. Calvin i Łukasz też są, czekają na korytarzu. Weszliśmy z Jackiem, bo ma tu dobre znajomości, inaczej by nas za Chiny Ludowe nie wpuścili. Zawisza już był u ciebie, ale słabo kontaktowałeś, więc nie siedział długo.
Zawisza tu był? Nic mu nie jest?
Z Zawiszą wszystko w porządku Jasiek, to moja siostra ucierpiała. - Krakus spoważniał. Trochę się jednak martwił o nią. Udzielił mu się niepokój Anglika, jak tylko weszli do szpitala.
Co z nią jest? - Zuber ożywił się i poderwał do pozycji siedzącej, całkiem zapomniał o ranie w brzuchu i bólu. Teraz interesowało go tylko i wyłącznie co z Justyną. - No gadaj Orzecki, bo mnie tu zaraz...
Justyna... nadal jest nieprzytomna po upadku. Doznała urazu głowy po uderzeniu w kamień.
No co ty pieprzysz Krakus? Jezu... - Zuber powiedział to głośniej. Był gotów wstać i lecieć do niej, ale Rafał go powstrzymał. Miał więcej siły niż osłabiony kumpel. - Jak to się stało? Była przecież pod moją i Dawida opieką... Kurwa mać.
Poszedłeś się rozejrzeć za tymi gówniarzami, co się oddaliły od tej grupy szkolnej, a ona była chwilę z Zawiszą. Pomagała mu ogarnąć te spanikowane małolaty, a gdy potem padły strzały poleciała cię szukać i musiała się wywrócić po drodze. Dawid wołał za nią, żeby zawróciła, ale go nie słuchała. W końcu zostawił rozhisteryzowaną nauczycielkę, którą się chwilę zajmował i prędko pobiegł za Justyną. Znalazł ją leżącą na trawie kilometr dalej, a potem ciebie. Od razu się nią zajął, a do ciebie wezwał Ramzesa.
Cholera, czemu ona musiała za mną lecieć? - Zuberowi chciało się płakać. Czuł się odpowiedzialny za przyjaciółkę. Nie chciał nawet myśleć, co będzie jeśli wpadnie w śpiączkę, odpukać. Co będzie z młodym? - On jej teraz najbardziej potrzebował... Chryste, gdyby się nie oddalił nic by się jej nie stało. Nie przewidział, że za nim poleci, inaczej uczuliłby Dawida, żeby w żadnym razie jej nie puszczał. - Niech to szlag trafi. Jak bym wiedział, że tak się stanie...
Jakbyś wiedział, że się przewrócisz to byś kurwa w ogóle nie wstawał Zuber. Już to mówiłem dziś Coullterowi, bo też tak biadolił i rozpamiętywał co by było gdyby... Wiesz co stary, to może nie chodźmy w góry ani do pracy, bo nam się niebo na łeb zwali, trafimy na misia uszatka albo nie wiem co jeszcze. Wkurza mnie takie coś.
Jak długo jest nieprzytomna? - Przyciskał dłonią skroń, a oczy miał przymknięte. Było mu słabo od tych wieści.
Odkąd ją Dawid znalazł ani na chwilę nie odzyskała przytomności. Będzie chyba jakieś trzy godziny, może więcej.
Co mówi lekarz, gadaliście z neurologiem, który ją przyjmował? - dopytywał się zdenerwowany Zuber.
Łukasz gadał. Potwierdzili silny wstrząs mózgu i delikatne pęknięcie czaszki. Na tę chwilę wykluczyli istnienie krwiaków, ale będą ją dalej monitorować, gdyż... nie ma gwarancji, że się nie pojawią. Najgorsze jest to, że ona może być w śpiączce Jasiek.
Wiem niestety... A jak Calvin na to co się stało Justynie? - Jankowi łamał się głos. Lęk o Justynę się pogłębiał. Jeśli jeszcze nie odzyskała przytomności... to mogła być śpiączka. Po kryjomu otarł załzawione oczy. Żal ściskał go za gardło. - Pewnie jest na mnie wściekły, że jej nie dopilnowałem albo, że ją zabrałem na tą cholerną wycieczkę.
Że co przepraszam ? Ale chrzanisz teraz, ja pierdziele... Czy ciebie Zuber już całkiem pogięło? Nawet mu do głowy to nie przyszło. Obwiniać to on może kolesia, który do ciebie strzelał, a nie inaczej. Weź już przestań, bo ci lutnę zaraz.
To się Zawisza wykazał... - Dotknął głową czoła. Otarcia na skroniach piekły.
Nooo, świetny jest gość, trzeba mu to przyznać. Prawdziwy profesjonalista. Może kiedyś mnie tak będą chwalić jak jego dziś. Ciebie też ciągle chwalą. Jak on mi gadał ostatnio jakie kursy sobie porobił jak jeszcze był tam w Bieszczadach to normalnie opad kopary. Jeszcze śmigłowiec potrafi pilotować skubaniec.
Rafał, sprawdzisz czy jest tam, gdzieś moja komórka? Zobacz, może jest w szafce albo w siatce z ciuchami. Miałem ją chyba w spodniach, tak mi się zdaje. Muszę do Basi zadzwonić przecież.
Już patrzę - oznajmił Orzecki i zaczął się rozglądać za komórką Janka. W szafce jej jednak nie znalazł, siatki z ubraniami też nie było. Może wzięli te rzeczy do depozytu. - Nie ma tu nic Jasiek, może gdzieś indziej schowali. Zapytaj personel.
Muszę pana poprosić o wyjście z sali, pacjent ma odpoczywać - upomniała Rafała starsza pielęgniarka. Mówiła grzecznie, ale stanowczo.
Chwilkę jeszcze, proszę siostro - targował się Orzecki.
Nie proszę pana, mamy tu swoje zasady, a pan musi ich przestrzegać. Niestety. Ludzie nie leżą tu dla frajdy.
No dobrze, to spadam... Trzymaj się stary, do jutra. - Podał góralowi rękę, którą ten mocno uścisnął, a potem skierował się do wyjścia.
Dzięki Rafał, do jutra. Uściskaj Kynie ode mnie.
Pani Jadziu, mógłbym jeszcze ja na chwilę wejść do Janka? - spytał Łukasz, który już czaił się za drzwiami. Miał nadzieję, że jego szeroki uśmiech rozmiękczy szorstką oddziałową. Znał ją kawał czasu ze względu na częste wizyty na urazówce. Kiedyś uratował jej wnuka Ignacego, który wybrał się z kolegami zimą na Pilsko. Miał wówczas 25 lat. Gdyby nie Łukasz, nie przeżyłby.
A to pan naczelniku, dobry wieczór - przywitała się z nim siostra oddziałowa. Nie obyło się bez pięknego uśmiechu na jego widok. Miała do niego ogromną słabość, jak większość pielęgniarek na tym oddziale, choć była piętnaście lat starsza od niego. - Oczywiście może pan, ale tylko na chwileczkę, dobrze? Pan Janek jest zmęczony i obolały.
Dziękuję bardzo pani Jadziu. - Figła wszedł do sali Jaśka zdecydowanym krokiem.
Żaden tam zmęczony siostro - rzucił do niej ożywiony Zuber. - Chcę wracać do domu.
Panie Janku, pan nie żartuje ze mną, dobrze? - skarciła go pani Jadwiga, a potem zaraz wyszła z sali. Musiała iść na inną salę do innego pacjenta.
O rety Łukasz, a jakim cudem ty masz chody u pani Jadzi - dowcipkował Orzecki. Zaraz wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Calvinem. Anglik podpierał równoległą ścianę.
Do tego trzeba być naczelnikiem Rafał, z wieloletnim stażem - mądrzył się Figła.
Ty Calvin, widziałeś jak się za nim obejrzała? - rzucił do Coultera Krakus, gdy oddziałowa zniknęła z pola widzenia. Poszła prawie na koniec oddziału i weszła do jakiejś sali. - Ale jajaaaaa no. Ja to nie wiem co Łukasz tym kobitom robi, że one ta...
Słyszałem to Orzecki. - Łukasz niespodziewanie wyglądnął z pokoju i cisnął w niego gromy.
Dobra, to może ja se pójdę... zadymić... Na razie. - Krakus pomachał trzymaną w dłoni paczką fajek i zaczął iść w stronę wyjścia z urazówki szybkim krokiem. Czarną skórzaną kurtkę miał rozpiętą.
Calvin, wchodź szybko do środka - powiedział do niego półszeptem Figła.
No nie wiem Łukasz... - zawahał się Anglik. Obawiał się, że skończy się to awanturą, jeśli pani Jadwiga zobaczy, że w sali jest więcej niż jedna osoba. Może wezwać ordynatora i obydwaj wylecą z oddziału z hukiem. - Ta pani pozwoliła wejść do pokoju tylko tobie, Łukasz i to na chwileczkę. Może się wkurzyć.
Chodź, chodź, damy radę. - Łukasz niemal siłą wciągnął go do sali Janka.
Miło was widzieć panowie. Witam w moich skromnych szpitalnych progach. - Zuber uśmiechnął się półgębkiem. Mimo okoliczności było mu miło, że o nim pamiętają i martwią się. Poprawił sobie kołdrę, która już prawie spadała na ziemię. Leżał trochę za nisko, żeby bez bólu się podnieść do pozycji siedzącej. Figła się domyślił, że jest mu źle, więc prędko bez zastanowienia wyregulował mu wysokość wezgłowia, żeby miał wygodniej. - Dzięki szefie, od razu lepiej.
To jak Zuber, kiedy wracasz do pracy? - zażartował naczelnik.
Jak najszybciej. - Janek był oczywiście śmiertelnie poważny. - Nie żartuje naczelniku.
Doczekam się kiedyś, że zaczniesz mi mówić po imieniu Zuber? Przynajmniej poza godzinami pracy. - Figła założył ręce na piersi i zmarszczył brwi.
Dobra Łukasz, jutro wstaje z wyra i wracam do pracy. Pasuje ci? - Janek mrugnął do Coultera, a potem znów spojrzał na szefa.
Super, super... Tylko pamiętaj o papierku od lekarza, że możesz pracować. No wiesz, papirologia, biurokracja i tym podobne.
Calvin... przepraszam... - zwrócił się do niego góral.
Nie żartuj Zuber, za co masz mnie przepraszać. - Anglik uśmiechnął się do przyjaciela. - Nic złego nie zrobiłeś.
Ojej no... po prostu mi szkoda, że nie zobaczyliście się z Justyną jak przyjechałeś. Ona tak czekała na ciebie, nie wspominając już o młodym.
A my mogliśmy dać wam znać, że wracamy, ale Rafał chciał niespodziankę zrobić dziewczynom, więc przystałem na to.
Młodemu Orzeckiemu na pewno zrobiliście. Jest wniebowzięty - oznajmił Łukasz.
Wzięliśmy ze sobą Peter a - dodał Anglik.
O widzisz, bardzo dobrze zrobiliście. Będę mu mógł w końcu pokazać trochę gór.
Na początek weź go w Gorce na te krótsze szlaki, żebyś go od razu nie zniechęcił - zasugerował Figła. - Sądecki też może być.
Szefie... niech szef nie myśli, że Peter to jest jakiś mięczak. On z nami na ściankę chodził jak byłem w Yorku. Gość jest tak wysportowany, że na Kasprowy to on wbiegnie.
W takim razie weź go od razu na Zawrat z Gąsienicowego Zuber, śmiało.
Żeby tylko Justyna z tego wyszła, bo zwariuje - powiedział podminowany Janek. - W jakiś sposób czuje się za nią odpowiedzialny, kiedy jest ze mną w górach.
Nic na to nie poradzisz, to już jest... jeśli mogę się tak wyrazić pewnego rodzaju zboczenie zawodowe - wyjaśnił Calvin. - W końcu dochodzi do tego, że nie możesz przestać się martwić o bliskich, przyjaciół, a nawet zupełnie obcych ludzi, którym pomagasz. Tak właśnie jest ze mną.
Tak samo mówił mój i Judyty ojciec, który był ratownikiem w pogotowiu tatrzańskim - powiedział Łukasz. - Z czasem coraz trudniej jest się zdystansować do tych ludzi. Przejmujesz się nimi, rozmyślasz i tak dalej. Ale inaczej się nie da.
To chyba niezbyt zdrowe podejście tak się angażować emocjonalnie - przyznał Janek.
Raczej na pewno Zuber, ale gdy spotykasz się na szlaku ze śmiercią to chyba ci to potem siedzi w głowie i nie odpuszcza... - wzrok Calvina utkwiony był w zasłoniętym oknie. Nie sposób przejść obok tego obojętnie.
Dawid przedwczoraj miał niemiłą akcję z rowerzystą w okolicy Starych Wierchów - wspomniał Janek. - Facet zszedł mu podczas akcji reanimacyjnej. To był jego pierwszy raz, gdy się nie udało uratować ofiary wypadku. Przejął się tym chłopak, nie powiem.
Nie zazdroszczę mu - powiedział zasmucony Coulter.
Hej Łukasz, a co z tymi chłopakami, co się odłączyli od swojej klasy pod Wielkim Rogaczem?
Cóż... jeden nie przeżył, a drugi jest w śpiączce. Tego pierwszego gnojka rozszarpał niedźwiedź, a drugiemu udało się jakimś cudem zwiać, ale potem spadł z drzewa i połamał się. Julek podejrzewa ciężki uraz głowy i kręgosłupa po upadku z dużej wysokości.
Zgaduje, że najpierw nakarmili misia kiełbaskami, a jak zabrakło żarełka to dali dyla? Ręce człowiekowi opadają. Tyle się uczy gówniarzy jak się zachować w przypadku spotkania z misiem, a oni dalej swoje. - Janek złapał się za głowę.
Ty się dziwisz małolatom? A zobacz ile tragedii zdarza się rok w rok z powodu bezmyślności dorosłych. I to nie tylko w Tatrach.
To też prawda, szefie... Byliście może u Justyny?
Nie, nie wpuścili nas bo jeszcze trwały badania, a teraz to już na pewno nas nie wpuszczą - odpowiedział Anglik.
Panie Łukaszu drogi, o co ja pana prosiłam? - odezwała się pani Jadwiga, która weszła do pokoju niezauważona i stanęła koło łóżka pacjenta. Od razu zauważyła Calvina na twarzy, którego malowała się mina niewiniątka i przez chwilę nie mogła oderwać od niego spojrzenia... Cholera jasna, gdyby nie był skurczybyk tak nieziemsko przystojny dostałby porządną burę. W tych pięknych niebieskich oczach dostrzegła iskrę, taka sama biła kiedyś z oczu jej ś. pamięci męża. Ten amant, zapewne znajomy naczelnika miał w sobie jakiś magnes i był pociągający. Mimo swego wieku potrafiła jeszcze to dostrzec. W tej czarnej skórzanej kurtce i dżinsach wyglądał bardzo seksi, niech go tylko zobaczą młodsze pielęgniarki z jej zespołu.
To nie ich wina siostro, to ja ich przytrzymałem - bronił towarzyszy Zuber. - Za karę może mi siostra zaserwować bolesny zastrzyk... w dupę. Zniosę to cierpliwie.
Panie Janku, koniec żartów powiedziałam. Zaraz widzę pana śpiącego, a panów zapraszam do wyjścia - pokazała im drzwi, ale nie przestawała się przy tym uśmiechać do Łukasza i Calvina.
Dobranoc pani Jadziu, dziękujemy serdecznie za okazanie dobrej woli. - Łukasz obdarował panią Jadwigę uroczym uśmiechem po czym skierował szybkie kroki do drzwi.
Dobranoc. - Mówiąc to Calvin skinął głową i pospieszył za Figłą w kierunku uchylonych drzwi.
Dobranoc panom - odprowadzała ich wzrokiem dopóki nie zniknęli za drzwiami.
Spodobał się pani nasz Anglik co? - odezwał się Janek.
Cicho tam, bo lewatywa będzie. - Popatrzyła na niego srogo.
- Ale świrujesz Raf. - Calvin podszedł do Krakusa stojącego dziesięć metrów od nich przy filarze. Miał nadzieję, że coś z Rafała wyciągnie. Co go tak wyprowadziło z równowagi? - Mów co jest, że cię tak nosi?
- Dziwne, że cię to dziwi Coulter. - Zerknął na Anglika przelotnie i z powrotem wbił wzrok w sufit. Uciekł wzrokiem świadomie, ponieważ z trudem wytrzymywał przenikliwe spojrzenie tego bystrego Wyspiarza, które nalegało żeby wydusił z siebie to, co wie. To było trudne, wręcz niewykonalne na tamten moment. Przez to co mu powiedział Jacek zupełnie nie mógł się ogarnąć. Wyjaśnienie tej sprawy pozostałym nagle przerosło jego możliwości. Jakieś zaćmienie czy co? Jeszcze nigdy stres go tak nie przyblokował.
- Orzecki... ja muszę wiedzieć, co jest grane, słyszysz? - naciskał zdenerwowany Anglik. Musiał wiedzieć, czy to co tak skrzętnie ukrywa Rafał dotyczy jego ukochanej czy nie. Niepewność w pewnych okolicznościach bywała zabójcza. - Przecież wyraźnie widać po tobie, że stało się coś naprawdę złego, inaczej nie byłbyś taki wzburzony. Pytam, się co jest grane?
- Ja też się pytam, co jest grane? - odezwał się w końcu Figła. Mówił donośnym tonem. - Czego świrujesz do ciężkiej cholery?
- Świruje, bo taki już jestem. Dajcie temu spokój - rzucił do nich urażony Krakus. Gniew w jego oczach był jak ogień. Najmocniej jednak złościło go to, że nie mógł wyrzucić z siebie, tego co chciał. Oparł głowę o ścianę i spojrzał w stronę okna.
- My mamy dać spokój? Żartujesz sobie? Przecież to ty przed chwilą prawie wyszedłeś z siebie więc nie mów nam o jakimś spokoju. - Calvin zaczął się nerwowo śmiać, a po chwili walnął otwartą dłonią w ścianę i wydarł się na Rafała. - Dość tego Krakus, masz mi zaraz powiedzieć co jest grane! Chce wiedzieć czy chodzi o Justynę, czy nie. Coś jej grozi? Powiedz mi kurwa!
- Myślałem, że gorzej już być nie może. - Orzecki przewrócił oczami.
- Tu nie chodzi o Justynę, spokojnie Calvin - uspokoił go lekarz. Patrzyli sobie w oczy.
- No to co się stało, że on tak świruje? - Brytyjczyk wskazał ręką Rafała.
- Dziewczyna Jaśka trafiła do szpitala w stanie krytycznym. Była w drodze do Ochotnicy kiedy zdarzył się wypadek. Ciężarówka zderzyła się z busem, którym jechała. Wszyscy poza nią nie żyją, a... Basia...nie ma nawet 30% szans na przeżycie - odpowiedział Jacek.
- Nie, Jacek przestań... Nieeee. - Calvin kręcił głową jakby mógł w ten sposób wymazać to co się wydarzyło. Znów poczuł jak mu żołądek podchodzi do gardła. W jego smutnych oczach zaświeciły się łzy. Tak strasznie mu było szkoda Janka, tego fajnego energicznego zawsze pozytywnego górala, chłopaka, z którym można było konie kraść. Nie zasłużył na taki cios.
- Chciałbym żeby to była tylko pieprzona pomyłka Angliku. Dałbym za to wszystko...
- Ja pieprze... To co się dziś dzieje to jest jakiś... francowaty armagedon. - Calvin miał wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok. Napięcie zdawało się zakleszczać go w swoich szponach.
- Co ja teraz powiem Jaśkowi i Kyni? - Krakus zakrył oczy dłonią. - Kurna.
- Ty się na razie martw co powiesz Dawidowi jak zapyta o mamę. - Coulter spojrzał na Krakusa zamglonym przez łzy wzrokiem.
- Może ty spróbuj... Jesteś teraz dla niego jak ojciec. - Spojrzał na przyjaciela błagalnie.
- Tak pewnie. Najlepiej zwal wszystko na mnie teraz! - warknął na kumpla rozdrażniony Coulter.
- Nie... nie wierzę, nieeeee. - Przerażony Figła kręcił głową w geście niedowierzania. Miał wrażenie, że zaraz się rozbeczy. To było już ponad jego siły. Najpierw Jasiek i Justyna, a teraz...
- Ja mogę mu to przekazać Rafał. Mam już zasrane doświadczenie w przekazywaniu złych wieści rodzinom pacjentów - zaofiarował się Jacek. Był równie mocno zdołowany co jego trzej towarzysze - Dowiedziałem się tego od kumpla chirurga, który ją operował, zupełnie przypadkiem. Skojarzyłem nazwisko i przyszedłem zapytać Rafała czy to faktycznie Basia Zubera. Potwierdził.
- Normalnie jako naczelnik przekazuję ludziom takie wieści... - zaczął Łukasz prawie szeptem. - Ale Zuber jest jak rodzina dla mnie i nie potrafię mu czegoś takiego.... przekazać.
- Mnie też się dwa razy zdarzyło... - przyznał nieco spokojniejszy Anglik. - I to było potwornie trudne doświadczenie.
- Spokojnie staruszku... ja z nim pogadam. - Jacek poklepał Łukasza po plecach.
- Dzięki Jacek - powiedział do niego Figła. - A ty jak się trzymasz? Wiem, że z Judytą nie jest łatwo, bo ostatnio sam mam z nią przejścia... W ogóle się nie dogadujemy.
- Jak spotkasz siostrę to powiedz jej, że chce otwarcie pogadać. Musi mi wprost powiedzieć, że to koniec. Nie chce już mieć żadnych złudzeń. Wolę najgorszą prawdę niż mrzonki.
- O czym wy mówicie? - Calvin udał zdziwionego. Nie chciał im zdradzać, że wie o tym zerwaniu od Rafała, żeby Jacek nie poczuł się źle. Potrafił się zachować jak dyplomata. - Jaki koniec, czego koniec?
- Myślałem, że już wiesz Calvin - zwrócił się do niego zdziwiony lekarz. Patrzył na Anglika smutnymi pełnymi bólu oczami. To rozstanie z Orzecką wiele go kosztowało. - Judyta zerwała ze mną zaraz po naszym sielankowym trzydniowym wypadzie na Słowację. Było naprawdę cudownie, a potem... zwinęła się do tego swojego Wiednia bez pożegnania czy jakiegokolwiek wyjaśnienia. Jakby chodziło tylko o seks, ale nie wydaje mi się, żeby Judyta takie coś propagowała. Nawet bym nie śmiał ją o coś takiego podejrzewac. - W życiu by jej nie obraził. Za bardzo ją kochał, żeby to zrobić. Była miłością jego życia, kochał ją tak jak kiedyś zanim poznała Wiktora, mocno i szalenie, chociaż nie mógł już marzyć o wzajemności. Żeby nie zwariować rzucił się w szalony wir pracy. To go ratowało, choć nie wiedział jak długo jeszcze.
- Nie podaruje mamie tego - rzucił wkurzony Orzecki. - Powiem jej w końcu, co myślę na ten temat. Ona może mnie w kółko pouczać jak gówniarza, a sama zachowuje się jak małolata
- Uważaj, bo cię matka posłucha Rafał - burknął na siostrzeńca Figła. - Może lepiej skupmy się teraz na Janku i dziewczynach.
- Racja Łukasz. - Namysl przytaknął ruchem głowy. - Wybaczcie, że w ogóle poruszyłem ten temat. Moje kłopoty sercowe najmniej się teraz liczą. Najważniejsze są Justyna i ta Basia. Zrobię co mogę by im pomóc. Jeśli będzie trzeba... uruchomię wszystkie moje kontakty.
- Zawsze mogliśmy na ciebie liczyć Jacek i nigdy tego nie zapomniemy - Figła położył rękę na ramieniu Jacka. Uratował Rafała - nie mógłby tego zapomnieć. To było więcej niż ktokolwiek dla nich zrobił. - Ty też możesz na nas polegać w razie jakichkolwiek problemów.
- Nie macie pojęcia jak mi przykro z powodu Justyny. - Jacek spuścił głowę. Był przerażony, kiedy dowiedział się od znajomej z izby przyjęć w jakim stanie przywieźli córkę Judyty. - Jej uraz wydaje się bardzo poważny.
- Wyjdzie z tego. Musi... - Łukasz dotknął dłonią prawej skroni, która pulsowała od bólu. Dawno nie miał takiej wrednej migreny.
- Oby jak najszybciej się obudziła, bo zaczynam się na serio martwić - oznajmił przygnębiony Krakus. - Nie przypuszczałem, że będzie tak źle jak mówił Zawisza.
- Słuchajcie chłopaki, przepraszam was, ale ja już będę spadał do domu, bo jutro od rana mam zabiegi, a jeszcze muszę posiedzieć nad referatem do sympozjum i pewnie mi zejdzie przy tym. - Jacek wstał z kanapy i zaczął się z nimi żegnać uściskiem dłoni. - Jak by tam coś się działo to masz Łukasz mój telefon. Dzwoń o każdej porze.
- Lepiej się wyśpij porządnie, bo jeszcze sam wylądujesz na kardiologii - doradził mu Figła poważnie zatroskany o Jacka. Widział wyraźnie że jest przemęczony. Tu dyżur, tam operacja, takie tempo muła by wykończyło. Martwił się o niego bardzo bo Jacek był jednym z porządniejszych ludzi i lekarzy jakich poznał w życiu. Żaden biurokrata tylko porządny fachowiec, któremu zależało na ludziach. Cenił go i szanował. Docenili go wszyscy prócz Judyty. Ach jak go kusiło żeby nawrzucać siostrzyczce za to co wykręciła temu facetowi. Zachowała się jak rozpuszczona gówniara, a nie dojrzała kobieta, do tego matka dwójki dzieci. Co się z nią porobiło do cholery? Na razie się do niej nie dodzwonił, więc wysłał smsa, że Justyna jest w szpitalu. Powinna oddzwonić, jeśli martwi się o córkę. - Chory nikomu nie pomożesz, a taki fachowiec jak ty jest na miarę złota.
- Postaram się stary, dzięki. - Musiał przyznać Figle racje. Ostatnio za bardzo się forsował. Poprzedniej nocy nie spał wcale, bo do późna operował, a później go wezwali na SOR do jednej starszej pani z zawałem i ostatecznie został przy niej do rana. I znów zaczynał kolejny dyżur. Od 10 rano do 13 popołudniu wszczepiał rozrusznik jakiemuś pięćdziesięciolatkowi. W końcu został w szpitalu do wieczora przez Janka i Justynę. Nie mógł inaczej. - Trzymajcie się chłopaki i myślcie pozytywnie.
- Dwadzieścia po ósmej, powinni już być - odezwała się do Peter a, który siedział obok niej nad swoim laptopem i pracował. Miał do wykonania jakiś ważny projekt do roboty. Opowiedziała mu trochę o swojej pracy korektorki w wydawnictwie, ponieważ okazał ciekawość kiedy wyjęła maszynopis. Zrobiło to na nim spore wrażenie. On był informatorem policyjnym tak jak Rafał, zajmował się zbieraniem informacji oraz analizą materiałów do śledztw. Pracował głównie na miejscu, czasem łaził do archiwum po jakieś papiery. Kynie z miejsca to zafascynowało i musiała przyznać, że dobrze jej się rozmawia z bratem Calvina. Facet był od niego młodszy, ale wcale nie mniej dojrzały. Okazało się, że mają wiele wspólnych tematów, bo Walker dużo czytał, głównie francuskie kryminały, a poza tym interesował się wspinaczką, górami i malarstwem.
- Pewnie Krakusowi się auto rozkraczyło, bo znów nie załadował baku na ful. - Peter oderwał się od stukania w klawiaturę i spojrzał na Kynie. Co jakiś czas popijał grzańca galicyjskiego, którego niedawno otworzyli. - Mówiłem mu w Krakowie, żeby jechał najpierw zatankować to nie, a potem ledwo do stacji się doczołgał.
- Jesteście z Krakusem tak niesamowicie do siebie podobni - oznajmiła odkładając kubek na blat stołu. Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Aż ciekawa była reakcji Judyty. - Z wyglądu i z charakteru. - Podczas rozmowy słuchali między innymi Kayi i Bregovica z telefonu góralki. Uwielbiała ten niepowtarzalny bałkański klimat zawarty w ich przebojach. Szczególnie Byłam różą i Nie ma ciebie. Walkera też to ujęło, choć nie rozumiał słów.
- Tak moja mama też tak uważa. Kiedyś go ze mną pomyliła. Twierdzi, że nawet głosy mamy takie same. - Powiedziawszy to Walker roześmiał się. Gdy sobie uświadomił, że jest za głośny natychmiast zniżył głos do szeptu. - Jezu, przepraszam, zapomniałem, że Dawid śpi. Nie chce go obudzić, bo będzie płakał, że jeszcze nie ma jego mamy.
- No właśnie... nie mam pojęcia jak mu powiedzieć o Justynie. Boję się, że znowu zaburzę jego równowagę emocjonalną. Ledwo się chłopak pozbierał po jednym ciosie, a tu kolejny. - Kynia ściszyła głos i spuściła głowę. Żal boleśnie ściskał ją za gardło i serce. Ani się obejrzała a już szlochała. Tak bardzo nie chciała żeby młody znów cierpiał. - Dawid strasznie źle znosi rozłąki z matką. Jak usłyszy, że ona leży w szpitalu w śpiączce i nie może wrócić do domu to znów się zaczną jazdy... Jezu Peter, jestem załamana. - Wytarła mokre oczy i pociągnęła nosem.
- Nie martw się Kynia, Calvin na pewno was wesprze. - Patrzył na nią ciepło z uśmiechem na ustach. Widział, że jej zależy na chłopaku, że ta miłość nie jest udawana. Przejmowała się nim jak mało kto i bardzo go to poruszyło. Miał ochotę uścisnąć góralce dłoń w celu dodania otuchy, ale obawiał się, że ona może to odebrać jako zwykły podryw, więc szybko zrezygnował. Rafała by chyba trafiło, gdyby usłyszał, że za jego plecami wyrywa się jego ukochaną. Wolał nie kusić losu i tym samym uniknąć jakichś ostrych jazd z Krakusem, choć ten przecież dobrze go znał i wiedział, że z samego szacunku do ich przyjaźni nigdy by nie tknął jego kobiety. Miał jeszcze jakieś zasady i nie łamał ich, tego nauczył go ojciec. Inną sprawą było to, że nie potrzebował teraz kochanki tylko bratniej duszy. Gdyby potrzebował kobiety do łóżka bez problemu znalazł by ją w jakimś klubie nocnym lub na dyskotece, ale nigdy w życiu nie ruszałby czyjejś dziewczyny. Co do Kyni to faktycznie musiał przyznać, że była śliczna i seksowna. Trudno się było dziwić Rafałowi, że kompletnie zwariował na jej punkcie. Miała w sobie pewien magnes. - Gdyby były jakieś problemy, on sobie z tym poradzi. Na sto procent.
- W to akurat nie wątpię. - Powiedziawszy to podniosła głowę do góry i uśmiechnęła się do niego przez łzy. - Cal wie jak mówić do Dawida, żeby go posłuchał. Młody natychmiast się przy nim uspokaja. Kiedyś udało mu się go namówić na wizytę u dentysty. Chyba nie muszę dodawać, że Dawid koszmarnie się bał tych wizyt i odstawiał takie akcje w gabinecie, że nawet jego ukochana babcia Judyta wymiękała. - Teraz z głośnika poleciał Niemen i jego pełen nostalgii Wspomnienie. Pokochała go dzięki swojej babci.
- Nie chce się za bardzo chwalić, ale dzikie akcje u dentysty to zawsze była moja specjalność. Kiedyś wyrwałem babie wiertło i wsadziłem do nosa, a potem uciekłem. Założę się, że w życiu nie widzieli tak szybko uciekającego pacjenta. Speedy Gonzalec to przy mnie pestka.
- O Jezu, coś ty. - Tak ją to ubawiło, że nie mogła się nie roześmiać. Wystarczyło tylko, że sobie tę wizję zwizualizowała. - To nasz Jasiek też tak świrował. Uciekając z fotela pozwalał wszystko na ziemię i jeszcze zatrzaskiwał lekarzom drzwi przed nosem. Ojciec dostawał przy nim białej gorączki.
- Wracając do Dawida to naprawdę fajny bystry chłopak. Widać, że ma dużo do powiedzenia i potrafi nieźle zbić z tropu. Ja w jego wieku byłem cichutki i nieśmiały. Robiłem wszystko, żeby jak najmniej rzucać się dorosłym w oczy. - Walker odchylił się na krześle i splótł dłonie na karku. - Mam wrażenie, że ten wasz małolat to zawojuje świat na maksa.
- A zgadnij po kim on ma to gadanie. - Mrugnęła do Peter a okiem.
- Chyba oczywiste, że po twoim facecie. - Walker wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Cały Krakus z charakterku.
- Z tego, co wiem to Rafał jest teraz pełnym odzwierciedleniem młodego Łukasza. Tak przynamniej mówi jego babcia... Krakusa babcia. Odziedziczył jego charakter w 80 procentach. - Oparła brodę na splecionych dłoniach. Cały czas wyglądała przez szybę czy czasem chłopaki nie wracają. W końcu nie wytrzymała i napisała do Orzeckiego esemesa. Prędko jej odpisał, że złapali gumę, gdy dojeżdżali do Łopusznej i musieli się zatrzymać, żeby zmienić oponę. To ją uspokoiło. Z Łopusznej mieli już niedaleko do Ochotnicy. Jak tylko przekroczą próg domu zaraz ich wypyta o Jaśka i Justynę. Musi mieć jasny obraz sytuacji. - Krakus pisze, że są niedaleko. Złapali gumę.
- Ha, ha, no nie mówiłem, że pewnie mu się bryczka rozkraczyła? - Walker zaczął klaskać.
- Orzecki tak uwielbia ten samochód, że jak mu coś nawala to zaraz dostaje cholery. Na szczęście jego stryjek Henio świetnie się zna na mechanice samochodowej i mu pomaga.
- Żaden facet nie lubi jak mu się bryka pieprzy. - Zamknął laptopa, a potem wstał z krzesła i zaczął spacerować, żeby się rozruszać. Od tego ślęczenia nad komputerem bolał go cały kark i oczy. Nie było sensu dłużej nad tym ślęczeć. Przy tym projekcie musiał być bardzo skupiony, a tymczasem zmęczenie sprawiało, że się rozpraszał.
- No tak, to prawda. - Krysia mocniej opatuliła się kocem. Miała ochotę jeszcze napić się grzańca, ale głupio jej było znów prosić Walkera o przysługę.
- Hej Kynia, czy Łukasz to ten facet, co pojechał z chłopakami do szpitala? - dopytywał się zdezorientowany Anglik. - Przepraszam, że tak głupio się pytam, ale jakoś nie mogę zapamiętać tego imienia i skojarzyć go z nim.
- Tak to on Peter. - Skinęła potakująco głową. - A ty się czasem tym nie przejmuj. Ma prawo ci się mieszać. Za dużo nowości jak na jeden dzień.
- Calvin bardzo sobie chwali znajomość z nim. Mówi, że od razu go polubił za ten jego specyficzny styl bycia i cięty język. Ja chyba też go polubię, bo sprawia wrażenie bardzo sensownego gościa.
- Powiem ci, że znam Łukasza od dziecka, bo moja babcia przyjaźniła się z jego mamą. Figła jest wspaniałym człowiekiem, przyjacielem no i oczywiście doświadczonym, rzetelnym ratownikiem. To bardzo odpowiedzialny facet, któremu leży na sercu dobro ludzi i który zawsze dba o bezpieczeństwo swoich ratowników podczas akcji. Idealny szef. - Nie umiała o nim inaczej mówić jak tylko w samych superlatywach. Judyta nigdy nie rozumiała, co jej się tak w nim podoba. Dla niej brat był dożartym i upartym człowieczkiem zafiksowanym na górach. - Kiedyś się w nim bujałam jak cholera. To było jeszcze w podstawówce, zanim zaczęłam chodzić z Orzeckim. Łukasz imponował mi pod każdym względem, jako facet i ratownik. Miał wiedzę, niesamowity urok osobisty i to swoje specyficzne poczucie humoru. - Nigdy nie odważyła się okazać Figle, że ma do niego tak wielką słabość. Podziwiała go skrycie nie zdradzając się z tym ani trochę, choć nie było to łatwe, gdyż naprawdę mocno ją pociągał.
- Aaaa czekaj, to on jest szefem tego pogotowia górskiego? - Nagle mu się przypomniało że przecież Orzecki mu o tym mówił kilka dni przed wylotem z Anglii, że brat jego matki jest szefem w tym pogotowiu.
- Wiesz, co Peter, ogólnie rzecz biorąc to pogotowie górskie czyli GOPR dzieli się na kilka sekcji i każda z nich ma swojego szefa, mówi się też naczelnik. Łukasz jest naczelnikiem Grupy Podhalańskiej, która obejmuje pewną część Beskidów plus Podhale i Orawę. W razie potrzeby wszystkie grupy ściśle ze sobą współpracują. Jest jeszcze pogotowie tatrzańskie obejmujące wyłącznie teren Tatr. Oni mają śmigłowiec i jeśli jest to możliwe wspierają naszych chłopaków.
- Rafał mówi, że też będzie szedł do tego pogotowia.
- Tak, ale najpierw musi kurs zrobić, potem zdać bardzo trudne egzaminy, po nich będzie stażystą, a później chyba będą kolejne egzaminy. Nie wiem dokładnie. W każdym razie długa i ciężka droga przed nim. Niektórzy po kilka razy podchodzą do egzaminów, bo naprawdę jest bardzo trudno zostać ratownikiem górskim.
- Chyba nie jest łatwo w tym pogotowiu. - Walker spoważniał. Niepokoił się o Zubera. To co go spotkało w górach mogło się naprawdę źle skończyć. Miał szczęście, że koledzy z pogotowia działali szybko i sprawnie. - Można nawet zginąć podczas akcji. Kiedyś mi Zuber opowiadał o tym, a dziś sam został o mało nie zginął... Martwię się o niego.
- Nie martw się już. Zawisza, który zajmował się Justyną mówi, że zagrożenie minęło. Jego koledzy fachowo się nim zajęli. Za dwa może trzy dni dojdzie do siebie. Gorzej z Justyną, jej uraz może mieć poważne następstwa.
- Calvin fatalnie to znosi - oznajmił Peter. - Już dawno nie był tak strasznie podminowany. Myśl, że jego ukochana kobieta i przyjaciel mogliby dziś stracić życie... Nie chce nawet o tym myśleć. Współczuje mu naprawdę, bo...
- Calvin to bardzo dojrzały, wrażliwy mężczyzna, a do tego silny i zaradny. Justyna ma szczęście, że go poznała. Zawdzięczam mu to, że dzięki niemu Rafał przeżył tamten napad w górach. Nigdy mu tego nie zapomnę. Okazał wtedy tyle odwagi... Nawet sobie nie wyobrażam jak mu było ciężko ogarnąć tak ciężką sytuację.
- Powiem ci Kynia, że Cal jest dużo dojrzalszy emocjonalnie ode mnie czy Krakusa. Nam obu jeszcze wiele brakuje do osiągnięcia jego dojrzałości... Nie wiem czy wiesz, ale ja i Raf to jesteśmy takimi lekkoduchami. Chwilami nawet strasznymi powiedział bym. Nasz komendant to mówi, że dobraliśmy się z Krakusem idealnie. On gaduła i mądrala, ja tak samo, czasem ciężko z nami dojść do ładu. - Peter podszedł do stołu i zamknął klapę od laptopa.
- Tak wiem. - Mówiąc to kiwała głową, a na jej ustach malował się lekki uśmiech. - Poznałam mojego Krakusa już z każdej strony, z tej najlepszej i z tej najgorszej strony. Nieraz potrafi okropnie mnie wkurzyć swoim postępowaniem i gadaniem głupot. Domyślam się, że i Calvina nieraz krew przy nim zalewa. Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej.
- Ja też zawdzięczam Coulterowi życie. Gdyby nie on pewnie by mnie już dawno nie było na tym świecie. Ten facet zrobił wszystko, żeby mnie wyciągnąć z dna, na którym się znalazłem, choć zaręczam wiele go to kosztowało. Wpadłem w czarną otchłań po śmierci przyjaciółki Amy, która w zasadzie była też moją ukochaną. Przy niej czułem, że żyje, że świat ma sens, a gdy jej brakło... - Peter uciął i przez chwilę milczał. To było dla niego wciąż takie bolesne. Gdy o tym mówił łzy stawały mu w oczach, a w piersiach czuł ucisk. Tak dawno z nikim o tym nie gadał i teraz miał problem z okiełznaniem tych trudnych emocji. Dopiero, gdy mu przeszło kontynuował. - Tak mnie ta strata dobiła, że postanowiłem skończyć ze sobą... Najpierw była jedna próba, potem druga, na szczęście obie nieudane. Byłem wściekły i zrozpaczony, że mi się nie udało zejść. Czułem, że nie zniosę takiego życia bez niej... Z początku z nikim nie rozmawiałem, gapiłem się tylko w ścianę i ryczałem, dniem i nocą. Matka rwała sobie włosy z głowy, bo już nie dawała rady z moim diabelskim uporem. Nikt poza Calvinem nie miał do mnie siły ani cierpliwość. On był zawsze twardy i nieustępliwy, chociaż jego życie równie mocno go doświadczyło.
- On jest naprawdę niesamowity w swoim fachu. Przy nim nawet Dawid się zmienił. Stał się dzięki niemu odważniejszy, weselszy, pewnie też stabilniejszy emocjonalnie, bo to co było wcześniej... dramat. - Ją też ściskało w piersi, gdy słuchała tego co opowiedział jej Peter. Mało się nie rozryczała. Musiał potwornie cierpieć po śmierci Amy i raczej trudno było sobie wyobrazić ogrom tego cierpienia. Rozumiała go doskonale. Ona sama nie zniosłaby straty Rafała. To co przeżywała ostatnio, gdy o mało go nie stracili to było ponad jej siły. Doszło do tego, że nie miała już czym płakać. Przeżywała horror na jawie.
- Dasz wiarę, że kiedyś go nie znosiłem? - kontynuował Walker. Pochylił się i wsparł dłonie na oparciu krzesła. Nadal był śmiertelnie poważny. Obwódki oczu miał czerwone od płaczu. Jezu, kiedy ostatni raz płakał przy kobiecie? No tak, zdaje się, że rok temu u terapeutki, gdy wyciągała z niego, co czuł, gdy usłyszał, że Amy się zabiła. Rozpłakał się wtedy, a potem bluzgając wyleciał z gabinetu jak torpeda zatrzaskując za sobą drzwi. Cal długo go przekonywał, że jeżeli nie będzie mówił o tym, co go boli to nigdy nie zdoła uleczyć psychiki. - Miałem do niego niesłuszny żal o to, że jego ojciec i moja matka nawiązali romans, a mój biedny zahukany staruszek poszedł w odstawkę. Długo się szarpaliśmy z Calvinem o każdą pierdołę, tłukliśmy się na całego, wycinaliśmy sobie różne durne numery. Ile razy nas ojcowie rozdzielali tyle razy zaczynaliśmy od nowa. Dopiero dzięki Amy zrozumiałem, że to nie wina Calvina i zacząłem go tolerować. Uświadomiła mnie, że on sam musi cierpieć z powodu matki, która nie dość, że miała swoje zaburzenia to jeszcze ją zdradzał ten idiota. Cal miał ochotę zabić starego za ten romans.
- Wcale mu się nie dziwię. Zostawił zaburzoną kobietę, która wymagała wsparcia i miłości. Zachował się jak skończony fiut. - W głosie Kyni pojawił się gniew. Nie znosiła takich gnojów jak ojciec Calvina. Miała na nich alergię. Znów musiała wycierać policzki i oczy z łez - też pewnie były czerwone.
- Nie wiem jak mogłem myśleć, że Calvinovi to nie przeszkadza. Później, gdy załatwił terapię mojemu ojcu zrozumiałem, że tylko on jeden nam pomaga i że zasługuje na więcej zaufania z mojej strony. Dzięki niemu tatko zaczął lepiej funkcjonować i odciął się od matki, która tylko pogłębiała jego dołki. Wiele razy namawiałem, żeby wyjechał z Yorku, najlepiej tak daleko jak tylko się da, ale nie chciał mnie słuchać, dopiero terapeuta coś zdziałał.
- To gdzie on teraz mieszka?
- Wyprowadził się do Birmingham i już nie wraca do Yorku, żeby nie widywać matki. To ja go odwiedzam. Nie powiedziałem jej gdzie jest ojciec, bo nie chce żeby znów go dręczyła. On ma teraz zupełnie nowe życie i nawet spotyka się z taką uroczą panią.
- Masz żal do mamy, prawda? - Kynia zsunęła koc do pasa, usiadła prosto i oparła ręce na blacie.
- I to wielki. Odkąd zostawiła ojca dla tamtego nasze relacje są fatalne. Wiecznie się żremy... Matka ma żal, że nie stanąłem za nią, gdy się rozwodzili, ale jak ja kurwa mogłem być przeciwko niemu skoro to nie on zawinił? To nie on znalazł sobie kochankę.
- To że bardziej kochałeś ojca wydaje się zrozumiałe w takiej sytuacji. - Kynia doskonale go rozumiała, ponieważ miała podobne relacje ze swoją matką. Wiecznie cierpiała z powodu jej durnych wyrzutów i żali że odrzuciła Kube. Gdyby wiedziała jaki był dla niej pod koniec związku zrozumiałaby ją. Rafał popełnił wiele błędów, ale nie był wobec niej taki okrutny i bezduszny. Mama nigdy nie zrozumie, że Orzecki wrócił po to, żeby ją odzyskać, bo naprawdę ją kochał i nie wyobrażał sobie, że mogłaby żyć z innym... Pewnie z czasem zaczęłaby zdradzać Kube z Rafałem, gdyby wreszcie poczuła, że ma dość życia w klatce. Czy Jakub zakładał, że tak może być?
- Ojciec zajmował się mną, gdy matka zajęta była kochankami. Ciągle gdzieś znikała na długo. Nie obeszło jej to, że straciłem kobietę życia i to co czułem w związku z tym... Miała wszystko gdzieś. Dopiero jak mnie znalazła po tej pierwszej próbie samobójczej zrozumiała, że coś poważnego się ze mną dzieje.
- Tak mi przykro Peter, naprawdę. - Patrzyła na niego przez łzy. Nacierpiał się chłopak. I to niemało. Jak mogła nie widzieć, że jej syn tak cierpi? Czemu musiało dojść do tragedii, żeby dojrzała, że coś niedobrego się z nim dzieje? Judyta była jaka była, ale w życiu by nie dopuściła, żeby Rafał tak podupadł psychicznie. - Doskonale cię rozumiem.
- Nie wypominam matce tego, bo to już nie ma sensu, ale zawsze będę pamiętał, że mnie olewała kiedy chciałem, żeby była obok. Dobrze, że byli tata i Cal...
- No właśnie, na szczęście miałeś ich. To ważne żeby w trudnych chwilach mieć obok siebie kogoś dobrego i życzliwego.
- Aaa, miałem ci mówić, że bardzo przypominasz moją Amy. Też była taka śliczna. Brunetka o zielonych dużych oczach i pięknie wykrojonych ustach. Ideał. - Faktycznie, Kynia naprawdę do bólu przypominała Amy. Gdy zobaczył ją na zdjęciu Rafała nie mógł uwierzyć, że może być taka podobna do jego zmarłej dziewczyny. Podobne rysy twarzy i figura, ciemne włosy - tylko Amy miała dużo dłuższe włosy, aż do pasa, a Kyni włosy sięgały za ramię, czesała się trochę jak Kleopatra. Ta fryzura bardzo pasowała jej do twarzy. Amy znów nosiła rozpuszczone albo spięte w koka - on tego koka zwykle rozwalał, żeby się pobawić jej włosami. - Nawet robiła podobnie te kreski na oczach.
- Ojej no... dzięki za komplement. Miło mi. - Mało się nie zaczerwieniła jak to powiedział. Nie spodziewała się takiego komplementu.
- Kurde Kynia, palić mi się chce. Chyba wyjdę na werandę, może mnie nie porwie wiatr. .
- Mnie też się chce, a miałam ograniczyć fajki. Podziwiam Cala, że już tyle nie pali.
- Dziś próbował zajarać to tak go zaczęło go kaszleć, że od razu wywalił szluga na ziemię. Krakus strasznie się oburzył, że marnuje jego fajki. - Peter już kierował kroki w stronę drzwi wyjściowych. Po drodze zapiął polara. - Idziesz na dymka?
- Chyba tu zapalę, bo wciąż jest mi zimno - odpowiedziała i sięgnęła po swoje papierosy leżące na parapecie. Chwilę potem zadzwoniła jej komórka. Spojrzała na ekran i zobaczyła, że to mama Janka. Pewnie martwiła się o syna, bo nie mogła się z nim skontaktować. - Dobry wieczór pani Anito, rozmawiała pani może z Jankiem dziś wieczorem? Ja nie mogę się do niego w ogóle dodzwonić... Może zgubił telefon w górach... Jezu co się dzieje, czemu pani płacze? Coś z Jankiem?... Tak wiem o wypadku, ale Dawid Zawisza nam mówił, że Jasiek po zabiegu był stabilny. Był u niego na sali obserwacyjnej. Chyba nic się nie zmieniło... O Boże co takiego? - Prawie ją zatkało jak usłyszała, że Basia walczy o życie na oddziale intensywnej terapii i nie ma wielkich szans na przeżycie. Bus którym wracała do Ochotnicy został staranowany przez ciężarówkę. - Tak jestem, ale... mnie zatkało. Kto pani powiedział, naczelnik Figła czy jakiś lekarz? ... Aha... O Boże... Jasiek tego nie zniesie... Nie wierze normalnie. - Kynia poczuła jak oczy wypełniają się łzami po brzegi. W końcu nie wytrzymała i rozryczała się na dobre. Tego już było za wiele. - Przepraszam panią, nie... nie dam rady dłużej rozmawiać. To... to mnie całkiem... rozwaliło. Niech się pani trzyma, Janek będzie potrzebował pani wsparcia... Do widzenia. - Po tych słowach odłożyła telefon na blat stołu i ukryła twarz w dłoniach. Była tak przerażona i rozżalona, że prawie tonęła we łzach. Jezuuu, tyle tragedii w jednym czasie. Jak to ogarnąć? - nie miała pojęcia. Teraz była już kompletnie załamana.
- Ciocia, co się stało... coś z mamą? - spytał Dawid zaniepokojony jej stanem. Już dawno nie widział jej tak zrozpaczonej. - Ciocia powiedz gdzie gdzie jest mama.
- Dawid... wstałeś. - Spojrzała na wystraszonego chłopca zapłakanymi oczami. Nie miała pojęcia, co mu powiedzieć, żeby go nie wystraszyć... Zamiast gadać wolała go po prostu przytulić. Natychmiast przygarnęła go do siebie i objęła.
- Mamusi coś się stało prawda? I dlatego nie chcesz mi powiedzieć. - Młody Orzecki zaczął się rozklejać. W głosie biednego dzieciaka wyczuwalny był ogromny strach i żal, co jeszcze bardziej przybiło Kynie. Musiał straszliwie się bać o Justynę. Gdy rozryczał się na całego mało nie pękło jej serce. Czuła się taka bezradna. I znowu ryczeli razem... jak zawsze.
- Kochanie... nie wiem jak ci to powiedzieć - powiedziała drżącym głosem. Tuliła go mocno i głaskała po główce by w ten sposób dodać mu otuchy. Co innego mogła zrobić? - Mamusia jest w szpitalu, miała wypadek.
- Powiedz, że nie umarła, proszę cię. - Dawid popatrzył na nią wielkimi mokrymi oczami czerwonymi od płaczu. Był załamany i wystraszony. Jeśli ciocia tak płakała to znaczyło, że z mamą musiało być naprawdę źle. - Ciociaaaaa powiedz mi.
- Nie słoneczko, nie umarła... po prostu... zasnęła i nie może się obudzić... Tak mi przykro Dawid naprawdę. Wiem co to dla ciebie znaczy. - Zaczęła wycierać ręką oczy, ale łzy uparcie płynęły dalej. Przestraszyła tego biednego pięciolatka nie na żarty.
- Czemu się nie może obudzić? - Był coraz bardziej strwożony. W głowie plątały mu się najgorsze myśli, a świadomość, że może jeszcze długo nie zobaczyć mamy była dlań porażająca.
- Mamusia upadła i uderzyła głową o kamień, wiesz? - Czule głaskała jego głowę, którą przycisnął do jej piersi. Płakał tak, że przy tym z trudem oddychał. Próbowała go uspokoić, ale na darmo, za bardzo był rozżalony. Ta okrutna bezradność jeszcze bardziej ją dobijała. - Czasem takie rzeczy się zdarzają, gdy mocno się uderzymy w głowę... Ale obudzi się i wróci do domu, zobaczysz aniołku.
- Kiedy się obudzi? Kiedy? - Coraz bardziej zrozpaczony syn Justyny powoli zaczął przejawiać objawy paniki. Już dawno nie miał ataków paniki.
- Jeszcze nie wiem Kochanie. Nikt nie wie. - Nie chciała już nic mówić, ani cokolwiek mu obiecywać. Nawet nie zamierzała wspominać o Janku i Basi, których też kochał. Wystarczyło, że bał się o swoją mamę. To już było za wiele dla chłopca, dla którego matka była całym światem. Nie pogodziłby się z jej stratą. Nigdy w życiu.
- Nie chce żeby mama umarła, nie chce. - Młody nie przestawał płakać i nie mógł się uspokoić. Wczepił się w nią jak mały miś koala w swoją matkę i objął za szyję. Zawsze czuł się z Kynią bezpieczny i kochany.
- Już dobrze kochanie, jestem z tobą. Jestem - wyszeptała chłopcu do uszka. Zrobiłaby wszystko co możliwe żeby tak nie cierpiał. Ból i żal, które synek jej przyjaciółki wylewał z łzami były dla niej trudne do zniesienia. Żadnego dzieciaka tak nie kochała jak Dawida. Zasługiwał na to.
- Może ja spróbuje go uspokoić - zaproponował Calvin, który dopiero lada moment wszedł do domu. Zachowywał się tak cicho, że nawet nie wiedzieli, że jest. Stał teraz koło Kyni i przytulonego do niej Dawida i przyglądał im się ze smutkiem. Zdawał sobie sprawę z tego, że młody umiera ze strachu o matkę i to musiało być dla niego straszne. - Wezmę go na górę i będę czuwał nad nim dopóki nie zaśnie.
- Pójdziesz z Calvinem słonko? - spojrzała mu w twarzyczkę, która była czerwona od płaczu. Odgarnęła na bok przydługawą grzywkę i pocałowała go w czoło.
- Ehe - odpowiedział zapłakany Dawid i odwrócił się do Anglika. Podał mu rękę i poszli razem w kierunku schodów. - Pa ciocia.
- Dobranoc skarbie, postaraj się zasnąć. - Powiedziawszy to pomachała im. - Dzięki Cal.
- Nie ma problemu Kynia - rzucił do niej na odchodnym Coulter. Mówił cicho. Młody jeszcze szlochał, ale powoli się uspokajał.
- O Boże, nie mam już do tego wszystkiego siły. Nie mam... - Musiała trochę pobiadolić, a że nikt nie słyszał tym lepiej. Podniosła się z krzesła, położyła koc na siedzisku i zaczęła zbierać ze stołu kubki i łyżki. Zaniosła je do zlewu, w którym znajdowało się już kilka rzeczy do umycia. Zanim wzięła się za mycie zdjęła z siebie sweter, gdyż nagle zrobiło jej się gorąco.
- Jestem - rzucił do niej Krakus po tym jak zatrzasnęły się za nim drzwi. Wreszcie zbliżył się do ukochanej, objął ją w pasie i zaczął całować po szyi. Oczywiście zauważył, że płacze i zamierzał ją czule pocieszyć. Z miejsca pomyślał o wspólnej kąpieli z Kynią, która zawsze go rozpalała. Ulubiona gra wstępna na mokro... Był spragniony bliskości z nią, jak cholera. Tęsknił za tym każdego dnia w Anglii, gdy się rano budził i gdy kładł się spać. Co innego było obudzić się rano przy cudownej nagiej góralce, a co innego samemu w pustym zimnym wyrku bez grama przyjemności na dzień dobry... Istny koszmar. Jeszcze ten wredny koleżka w jego spodniach ciągle dopominał się o swoje. Chwilami miał ochotę go uciąć.
- Musiałam powiedzieć Dawidowi o Justynie - oznajmiła półszeptem nie odrywając się od mycia. - Tak się rozryczał, że mało mi serce nie pękło... Ja... ja po prostu nie mogę patrzeć na to jak on cierpi, wiesz? Za miękka jestem na to.
- Dobrze zrobiłaś, że powiedziałaś mu prawdę. To jego mama i ma prawo wiedzieć co się z nią dzieje. Oszukiwanie go nie ma sensu.
- On jest załamany Rafał. Potwornie załamany. - Niechcący wypuściła z rąk porcelanowy kubeczek Dawida z pieskiem Snoopy, a ten nieszczęśliwie się uszkodził. Ukruszył się kawałek ucha. - Cholera jasna.
- Domyślam się. - Wbił smutne spojrzenie w okno. Było mu cholernie przykro z powodu siostrzeńca i Justyny. Biedny chłopak, nie potrafił znieść dłuższej rozłąki z matką, a tu jeszcze nie wiadomo ile przyjdzie mu czekać... - To jest dla niego bardzo trudne.
- To ja powinnam być na miejscu Justyny, ja! - mówiła rozżalona. - Przynajmniej Dawid nie byłby teraz taki nieszczęśliwy.
- Co ty pleciesz Kynia? Zwariowałaś? - obruszył się Orzecki. Miał nadzieję, że może się przesłyszał. - Chryste!
- Nie dosłyszałeś Rafał? Powiedziałam, że to ja powinnam tam leżeć zamiast twojej siostry. - Przerwała mycie talerzyka, który następnie odstawiła do komory, a potem zamknęła wodę i odwróciła się twarzą do zasępionego Krakusa. Jej słowa musiały go wkurzyć i jednocześnie zaboleć, bo patrzył na nią tak jakby mu wbiła nóż w serce... Faktycznie, w ogóle nie pomyślała co chrzani, zalał ją żal.
- I co, myślisz, że młody nie cierpiałby, gdyby to tobie coś się stało? To się bardzo myślisz. - Wkurzony rzucił swoją skórzaną kurtkę na krzesło. Został w czarnym dopasowanym podkoszulku bez rękawów z nadrukiem przedstawiającym okładkę płyty Dark side of the moon Floydów, jego ukochaną.
- Rafał...
- Co Rafał, co Rafał? O mnie też nie pomyślałaś. - Boże...tak nie chciał się na nią wściekać ani toczyć zaciekłych kłótni, ale trochę przesadziła z tym żalem. Gdyby coś złego ją spotkało nie wytrzymałby nerwowo. Miał już dość przykrych niespodzianek. - Żadna z was nie powinna tam leżeć w takim stanie, ani ty ani Justyna. Obie was kochamy, dobrze o tym wiesz Kynia. To co powiedziałaś...
- Dobrze, wiem, że niepotrzebnie to powiedziałam... przepraszam cię. - Nie czekając aż Krakus zmięknie przylgnęła do niego i wtuliła się w jego pierś. Zamknęła, zmęczone oczy, które niesamowicie piekły. Chwilkę potem poczuła, że Rafał ją obejmuje i całe napięcie z niego schodzi.
- Nie chce więcej słyszeć takich bzdur, rozumiesz? Nie wolno ci tak mówić - powiedział i musnął jej spragnione wargi swoimi. Całował ją tak długo aż oboje poczuli, że brakuje im powietrza. Gdyby się dało to nie przestawałby wcale. Kiedy znów zaczął ją całować góralka wsadziła mu zimną mokrą rękę pod koszulkę, to jeszcze bardziej go pobudziło. Czuł, że lada moment odleci więc wziął ją na ręce i pobiegł do łazienki. Szybko zamknął drzwi, zablokował zamek i już mogli śmiało popuścić hamulce, kochać się do woli. Orzecki wiedział, że teraz tylko czułe zbliżenie jest w stanie ją uspokoić. Potrzebowali tego oboje, chociaż chwili zapomnienia po tym ciężkim dniu i męczącej rozłące. Nazajutrz znów będą zmuszeni myśleć o tym, co smutne i niedobre, trudne i bolesne.
Bardzo ciekawa opowieść :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziekuje za czas na lekture Dorotko :) i za opinie. Ciesze sie ze Ci sie podoba. Pozdrawiam najserdeczniej i do zobaczenia u Ciebie na blogu.
UsuńNo i jest ciąg dalszy - i świetnie! I mam nadzieję, że będzie jeszcze nie jeden i nie dwa. Wszystkiego dobrego dla Ciebie!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje Gorzka :) ze znow mnie wena nie opusci. Musialam zrobic przerwe bo nie lubie na sile pisac. Dziekuje Ci za pamiec :) Wszystkiego dobrego.
UsuńWow, this has a lot of emotion as well as action. Incredible!
OdpowiedzUsuńThank You Ellie, thank You very much for reading my post :) Im very thankful Dear. Take care.
UsuńCiekawy fragment Kasiu, czekam na więcej. Osobiście za wątkami szpitalnymi nie przepadam, ale ten jest bardzo interesujący :-) . Pozdrawiam serdecznie :-) .
OdpowiedzUsuńWitaj Jardianie. Ciesze sie ze wpadasz i ze Ci sie podoba moje pisanie. Ja w ogole szpitala nie znosze i wszystkiego co z nim zwiazane. Mam zle doswiadczenia ze szpitalem. Pozdrawiam Cie
UsuńOch, Kasiu, tyle napięcia w tym odcinku i od razu nasuwają się odnośniki do ostatnich wichur, do tego co w świecie...strach, poczucie zagrożenia, śmierć znajomych.
OdpowiedzUsuńZa wiele tego wszystkiego, a chcieliśmy żyć w ciekawych czasach...
Witaj Asienko. Masz racje. Zycie ma dla nas tyle niespodzianek ze to az nie do uwierzenia. Trzeba cieszyc sie dobrymi chwilami, ile tylko sie da.
UsuńAleż komplikacje, tyle emocji!
OdpowiedzUsuńTo prawda. Dziekuje Ci Kochana ze Jestes :) Trzymaj sie cieplutko.
UsuńAleż smutny rozdział, cały ciąg niefortunnych zdarzeń. Mam nadzieję, że Justyna wyjdzie z tego, a Basia przeżyje. Bardzo wzruszająca jest ta scenka z Dawidem. Dobrze, że chociaż dla Zubera tak to się skończyło, silny, to się wyliże. A muzykę Kayi i Bregovica też bardzo lubię. Ta bałkańska muza jest bardzo rytmiczna, też pełna emocji i ognia.
OdpowiedzUsuńMiej się spokojnie i bezpiecznie, Kasiu :)
Witaj Lutanko, sama sie rozmazalam jak pisalam ta scenke z mlodym. Wyobrazilam sobie co musial czuc. Dzieki Ci Kochana za wizyte. Trzymaj sie cieplutko.
UsuńCiekawy tekst, tam jakoś fajnie i lekko się go czytało :) i czekam na ciąg dalszy, bo mam nadzieję, że takowy jest w planach :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego co najlepsze dla Ciebie :)
Dziekuje Iwetko, bardzo sie ciesze ze i Tobie sie spodobalo. Dziekuje za wizyte, usciski.
UsuńBardzo ciekawe opowiadanie. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDziekuje serdecznie Dorotko :) Wzajemnosci
Usuńo za przeżycia, jak się wszystko poplątało... zupełnie jak ... w życiu. Życzę bohaterom, żeby na dobre się obróciło, wokół tyle tragedii, że choć w powieści musi być dobrze.
OdpowiedzUsuńUściski serdeczne Kasiu :)
Bardzo Ci Anus dziekuje za twoj czas i wizyte. U mnie w powiesci jak to w zyciu, raz slonce raz deszcz. Pozdrawiam Cie serdecznie
Usuń🌞🌞🌞
UsuńEmocjonująco 😉 nie jestem fanką górskich opowieści, ale to wkręca 😉
OdpowiedzUsuńBardzo sie ciesze ze Ci sie spodobalo. Dzieki za wizyte i czas za lekture. Staram sie by bylo emocjonujaco i ciekawie nawet jesli temat gorski nie jest komus bliski.
UsuńPiękne! Masz talent! I potrafisz stopniować napięcie.
OdpowiedzUsuńBardzo dziekuje :) Ciesze sie ze Ci sie podoba. Dzieki za wizyte. Pozdrawiam serdecznie
UsuńAle mi się smutno zrobiło. Biedny mały Dawidek, w ogóle wszyscy biedni, tyle nieszczęścia w jednym czasie... Pisz dalej Kochana. Nie każ nam tyle czekać!
OdpowiedzUsuń(Przy okazji uzupełnij sobie spis rozdziałów :))
Tak czasem jest Kochana, że jak się wali to wszystko naraz, jak Domino. Dziwny jest teeeen świat. Dawidka mi żal strasznie, serce pęka. Jak pisałam to wyłam. Tyle złego go spotkało w życiu, a teraz jeszcze to. Właśnie muszę spis uzupełnić. Ściskam Cię mocno.
UsuńMasz duży talent, Kasiu. Teraz czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
Bardzo bardzo Ci dziękuję Małgosiu za Twoje miłe słowa. Dziękuję, że Jesteś u mnie. Ściskaaam mocnoooo.
UsuńTo bardzo dobrze Kasieńko że piszesz.
OdpowiedzUsuńPisanie i tworzenie jest przecież pewnego rodzaju lekarstwem....
Najserdeczniej Cię przytulam...
Dokładnie moja Kochana Stokrotko. Dziękuję, że Jesteś. Wszystkiego dobrego dla Ciebie i Rodzinki. Trzymamy się razem. Buziaki
UsuńWitaj już w marcu Kasiu
OdpowiedzUsuńDziękuję za ciepłe, dodające otuchy słowa. Tego mi właśnie potrzeba.
I już zabieram się za czytanie.
Pozdrawiam nadzieją, która na przedwiośniu jest najpiękniejsza
Dziękuję Ci Kochana za wizytę i lekturę. Cieszę się, że zaglądasz czytasz. Do zobaczenia u Ciebie. Ściskam
UsuńTrochę mi się smutno zrobiło, czytając to wszystko. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj mi też smutno było jak pisałam, ale takie życie Kochana :( Dziękuję i pozdrawiam.
UsuńWitam serdecznie Kochana Kasiu ♡
OdpowiedzUsuńCudownie, że wena nie opuszcza, znów mogę zanurzyć się w fantastycznym świecie twojej opowieści! Jest rewelacyjna, tak wciąga, że ciężko oderwać się od monitora. Jesteś cudowną pisarką!
Jak zawsze rozdział zachwyca. Jest pełen emocji i trzyma w napięciu... końcówka bardzo mi się podoba, uwielbiam takie wątki! Cudo! Cudo! Cudo!
Pozdrawiam cieplutko ♡
Jak mi miło Kochana :) A Tobie życzę dużoooo duuuużo szczęścia z Twoim Rafałem, bo miłość musi być wieczna Ayunko! Cieszę się, że Ci się tak podoba. Też lubię tą parkę. Pozdrawiam Cię najserdeczniej i do następnego. Ściskam :)
UsuńWitaj Kochana :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że długo nie komentowałam, ale już zaczęłam gorączkowe przygotowania do Świąt. Dzisiaj znalazłam trochę czasu.
Myślałam, że zostały mi 3 rozdziały do końca, ale napisałaś mi w komentarzu, że opowiadanie nie jest skończone. Koniecznie pisz dalej :)
Co do rozdziału: Utożsamiam się z Zuberem - też nie pamiętałam swojego wypadku.
Pielęgniarka Jadzia rządzi xD Lewatywa za karę xD
Jeszcze do tego Basia miała wypadek. Niestety prawdą jest, że nieszczęścia chodzą parami
A z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, życzę Ci zdrowia, szczęścia, troszkę pieniążków i samych życzliwych osób wokół siebie :)
Nic się nie stało Karolinko, wierz mi, że u mnie to samo. Urobiłam się, a już praktycznie po świętach. Postaram się znów coś wymyslić. Od jakiegoś czasu wena u mnie leży na łopatkach. Dziękuję Ci czas na lekturę i ciepłe życzenia. Miłego dnia.
Usuń