Wreszcie przyszedł czas na tego posta i nie będzie on lekki, ale nie mogłabym o tym nie napisać. Nie mogłabym nie wspomnieć o tym człowieku, niesamowitym artyście o polskich korzeniach żyjącym w Kanadzie, który opuścił nas 7 listopada tego roku czyli dość niedawno. Zapytacie czemu tak późno? Musiałam uporządkować myśli, zebrać je do kupy by ułożyć z nich coś sensownego. Nasz Mistrz Leonard Cohen odszedł do Pana całkowicie pogodzony z jego wolą, co nie każdemu łatwo przychodzi. Wielu z nas kurczowo trzyma się życia, bo boimy się tego co nas czeka po drugiej stronie. I'm ready my Lord ( jestem gotowy mój Panie) - takie słowa padają w utworze You want it darker pochodzącym z ostatniego albumu Cohena o tym samym tytule. Odszedł jak to mówią do tego lepszego świata, gdzie nie ma bólu, łez, zła... Choć tak naprawdę nie wiadomo jak tam jest i ta niewiedza jest dla wielu z nas nurtująca, u innych budzi lęk, dezorientacje... A może zbawienna jak niektórzy sądzą. Ja tylko mam nadzieję, że kiedy odejdę spotkam tam wszystkich których kochałam na Ziemi. Ciężko było oswoić się z myślą, że Cohen odszedł. Spodziewałam się trasy koncertowej, kolejnego koncertu w Polsce, a tymczasem dowiedziałam się o śmierci Leonarda. Bardzo chciałam go zobaczyć i posłuchać na żywo, jednak to marzenie pozostanie niespełnione. Tamtego ponurego poranka 7 listopada kiedy otworzyłam oczy usłyszałam od męża : Kasia wiesz, że Cohen zmarł? Te słowa mnie zatrwożyły. Byłam w szoku i do dziś nie mogę się z tego otrząsnąć. Ile razy sobie o tym przypomnę napawa mnie to przytłaczającym smutkiem. Chciałam by to był tylko zły sen. Chciałam obudzić się jeszcze raz i upewnić się, że to nieprawda. Ale to była prawda. Leonard Cohen, doskonały Artysta o ogromnej wrażliwości zmarł zostawiwszy nas ze swoim ostatnim albumem, który okazał się być niestety pożegnaniem z muzyką, z życiem, z nami. Kolejny raz przyszło nam połknąć gorzką pigułkę ponieważ ten rok naznaczony jest stratami, stratami wielkimi dla muzycznego świata, dla fanów. Najpierw odszedł David Bowie, potem Piotr Grudziński - doskonały gitarzysta Riverside, następnie Prince, a teraz przyszło nam powiedzieć Żegnaj Mr Cohen. Dlaczego? Trudne pytanie, ale zadajemy je wszyscy wielokrotnie. Dlaczego odszedł ktoś taki?
Ciężko znaleźć słowa, które w sposób najbardziej ścisły wyraziłyby żal po jego śmierci, ponieważ słowa to zawsze za mało. Nie ma takich słów, które oddają rozmiar cierpienia, które odczuwamy po stracie kogoś kogo kochamy, szanujemy i podziwiamy, a Leonard był człowiekiem bardzo wartościowym, człowiekiem, którego śmiało można nazwać Ikoną Muzyki Wszechczasów i Gentelmanem, uroczym Panem o przepięknym czarnym głębokim głosie, którego muzyka jest istną poezją ubraną w najpiękniejsze wersy, człowiekiem, którego będziemy pamiętać zawsze. Kiedy zaczyna brakować słów milkniemy i ronimy łzy, łzy które powinny przynieść ukojenie, ale nie przynoszą. Są łzy, które nigdy nie przynoszą ulgi, tak jak rany, które nigdy się nie zabliźnią. Los znowu spłatał nam okrutnego figla - chce się powiedzieć, a słowa te nie przychodzą łatwo... Bo przecież słowa to za mało by powiedzieć że przemijające życie boli jak rana zadana nożem prosto w serce... Jest raną śmiertelną. Twórczość Leonarda jest jedną piękną deklamacją przepełnioną harmonią mądrością, jest lirycznym Arcydziełem. Ma w sobie to coś, co nas ujmuje i ubogaca, znajdujemy w niej utwory które radują, podnoszą na duchu a także takie, które zmuszają nas do refleksji nad sobą samym i nad naszym życiem... Szczególnie ta ostatnia płyta You want it darker, album bardzo mroczny i jednocześnie piękny, subtelny. Ten album jest monologiem Leonarda skierowanym do Boga. Leonard mówi, a Pan go słucha w milczeniu i być może przytakuje kiwając głową, wie, że Jego syn jest już gotowy na ostatnią podróż. W końcu wyciąga do niego swą wszechmocną dłoń mówiąc : No chodź synu, czekam. Dając nam tą płytę Mistrz Cohen chciał nas przygotować do tego co miało nadejść, miał świadomość, że odchodzi i pożegnał nas w wspaniały sposób... Zostawiając nam fanom jedną z najpiękniejszych swoich płyt w całej swojej twórczości. Bo dla mnie to jest jeden z najpiękniejszych albumów Cohena jakie słyszałam. Już od pierwszego przesłuchania byłam nią zauroczona, chociaż momentami odczuwałam pewien niepokój, a po całym ciele rozchodziły mi się ciarki. Mam tak za każdym razem. Kocham jego utwory, kocham jego głos, kocham jego wrażliwość. Trudno go nie kochać i nie mówić o nim bez bólu, który zakiełkował w naszych sercach w momencie, gdy dowiedzieliśmy się że umarł. Na szczęście tylko materialnie, bo duchowo zawsze będzie z nami. Miejmy nadzieje, że jeszcze kiedyś nam zaśpiewa swoje cudowne i nasze ukochane Hallelujah. Czekamy na to z wielkim utęsknieniem Mistrzu... Raz jeszcze powtórzę, że słowa to za mało by powiedzieć jak nam ciebie brakuje i by podziękować ci za muzykę którą nam zostawiłeś, a która była dla nas wszystkim co najlepsze. Dziękujemy ci za wszystko Mistrzu. Dziękujemy za to że byłeś z nami!!!!!!!!!
Zagłębmy się w te utwory najbardziej jak możemy. Pozostawiam je bez komentarza, bo jak już wspomniałam słowa to za mało... Interpretacje zostawiam Wam.
You want it darker
String reprise / Treaty
Leaving the table
On the level
If I didn't have your love
Traveling lights
Kogo jeszcze przyjdzie nam pożegnać? - pytamy mimowolnie i zaraz uciekamy od tych myśli. Boimy się wywoływać wilka z lasu. To już zaszło za daleko, czyż nie? Niektórzy pewnie popukają się w głowę i powiedzą : Cóż ona tak przeżywa? Przecież to tylko "jakiś tam" piosenkarz. Ile razy słyszałam podobne bolesne drwiące słowa to już nie zliczę. Odpowiadam więc : A dla mnie nie "jakiś tam" tylko wielki piosenkarz i człowiekprzede wszystkim. Człowiek którego muzyka wiele mi dała. Muzyka według mnie jest czymś co ubogaca człowieka, jest sensem życia, łączy ludzi, nieraz uspokaja i koi ból. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez muzyki, bez moich ukochanych artystów, zespołów, dzięki którym zaznałam tyle radości i wzruszeń. Jakie byłoby ono puste bez tego co mam i co przeżyłam? Przejmuje się takimi rzeczami jak śmierć artystów/ muzyków, ponieważ uważam, że
wszyscy jesteśmy równi (przynajmniej w oczach Boga, bo u ludzi to już ciężej ), muzyk nie muzyk jesteśmy takimi samymi ludźmi i każdy z nas ma w sobie ukryty talent, którym może zadziwić drugiego. Żal mi każdego człowieka, nawet takiego, który mną gardzi i źle mi życzy. Żal mi ludzi bez pasji, bo dla mnie pasja to jedna z najważniejszych rzeczy w życiu. Dzięki niej poznałam wiele wspaniałych pozytywnych osób, które mnie rozumieją. To wspaniałe, gdy spotykasz na swojej drodze takich ludzi, którzy mimo ogromnych odległości żywią do Ciebie głęboką sympatię, z którymi możesz porozmawiać o wszystkim i nie powiedzą Ci, że ich nudzisz, ludzi którzy lubią słuchać innych, a nie tylko chcą by ich słuchano. Piękne prawda?
A teraz trochę starych kawałków Mistrza Cohena, które podnoszą mnie do nieba
In my secret life
Closing time
A thousand kisses deep
Hallelujah
Coming back to You
Im your man
Everybody knows
Dance to the end of love - utwór został wykorzystany w niesamowitym filmie pt. Zapach kobiety z Alem Pacino w roli głównej.
Boogie street
Susane
Ten post jest moim osobistym hołdem dla Leonarda, pożegnaniem wspaniałego Artysty - Poety, który dla mnie zawsze pozostanie doskonały a jego niesamowita twórczość niezapomniana. Nie da się zapomnieć kogoś takiego jak Cohen. Dla każdego mężczyzny powinien być wzorem do naśladowania jak należy obchodzić się z kobietami. Był Gentelmanem w każdym calu, kochał i szanował kobiety i chyba za to najbardziej go podziwiam i szanuje.
Czuję się kaprawo, paskudnie wręcz... Nie mogę się na niczym skupić. Jak czytam książkę muszę po kilka razy czytać jedno zdanie, żeby coś zrozumieć. Jestem totalnie rozbita... Ciężko się do czegokolwiek zabrać. Wszystko z przymusu. Jeszcze ten zasmogowany Kraków... Uciekłoby się gdzieś w góry i to jak najprędzej. Tak ogólnie siedzę sobie wygodnie i słucham mojej cudownej muzyczki bez której nie wyobrażam sobie świata. Zasłuchana kompletnie i tak mi się błogo wtedy robi, tak lekko na ciele i duszy. Muzyka potrafi zdziałać cuda z duchem człowieka. Przy muzyce często tworze, pisze rysuje albo maluje ( bo wróciłam ostatnio do mojego starego hobby). Lubię też poczytać dobrą książkę. Akurat mam pod ręką pewien fajny kryminał autorstwa Kate Atkinson pt. Zagadki przeszłości. Kończę ją i zaczynam następną. Akcja toczy się w Cambridge ( w rodzinnym mieście Davida Gilmoura i Syd Barretta). Każda książka tej pani to część cyklu o detektywie Jacksonie Brodiem. Napisana tak, że czyta się lekko, dosłownie wchłania się tą książkę, do tego ten czarny angielski humor... Chwilami można się zdrowo uśmiać. Polecam...
Zapraszam do mojej magicznej muzycznej machiny czasu. Zapinajcie pasy i w drogę...
WELCOME TO THE MACHINE
Na pierwszy ogień pójdzie dziś Fish ze swoim boskim Cliche ( pl. Frazes). Bardzo mi się podoba ten utwór... Tfu, ja go ubóstwiam. Ten głos Fisha, ajajajajaj.... Po prostu bajka... Ostatnio dostałam straszną zajawkę na Fisha i Marillion oczywiście z Fishem tylko i wyłącznie... Dla mnie nie ma Marillionu bez Ryby. Roznosi mnie jak słucham tego gościa. On coś ma w tym głosie. Toż to czarodziej. Poniższy utwór pochodzi z przepięknego albumu o tytule Vigil in a Wilderness of mirrors - niestety nie ma go tu w bazie :( kilka utworów zaledwie. Miodek dla uszu. Posłuchajcie, zagłębcie się w tą marillionową krainę. Jest w tym wytchnienie jakieś...
Zatem słuchamy Clishe... Dajmy się porwać magii Fisha...
Poniżej tekst genialnie przetłumaczony przez ś.p. Tomka Beksińskiego, człowieka, który czuł muzykę jak nikt inny. Dziękujemy Tomku
Cliche ( pol. Frazes)
Mam reputację człowieka posiadającego dar słów
Typ romantycznego poety czy jakoś tak mówią
Trudno mi jednak wyrazić to, co czuję do ciebie
Bez napotykania starych, wytartych frazesów
Tę pieśń rozpoczynałem już wiele razy
Nigdy jednak nie udało mi się uniknąć tego, co ty nazwałabyś starym frazesem
Chcę powiedzieć, że cię potrzebuję, że tęsknię, gdy cię nie ma i że to los…
O właśnie, znowu frazes
Nie w tym rzecz, że jestem speszony czy nieśmiały, w końcu znasz mnie aż nazbyt dobrze
Chcę jednak, żeby była to pieśń wyjątkowa
I żebyś poznała, że napisałem ją wył‚ącznie dla ciebie
I dla nikogo innego
Dla mojej najlepszej przyjaciółki
Ukochanej
Czy potrzebuję pomocy?
Frazes?
Wszystko, co chcę ci powiedzieć, jest opakowane w stare frazesy
Tak długo czekałem, by cię odnaleźć,
Przeżyłem ból złamanego serca
Przeżyłem cierpienie
Lecz to już wiesz, przecież przeszłaś przez to samo
Dlatego właśnie chcę powiedzieć coś najszczerszego
Coś, co jak widzę sprowadza się do podstawowej prostoty
najlepszy jest stary frazes
Zawsze najlepszy jest stary frazes
Pozwolę więc, aby to był‚ ten najlepszy, stary frazes
Kocham Cię
Tekst polski by Tomasz Beksiński
Fish The Great Unravelling
Fish Family buisness
Fish Gentleman' s Excuse me
I jak? Cudownie co? Może jeszcze coś z Marilliona zarzucę.
Bez Lavendera się nie obędzie
Kayleigh także nie może zabraknąć.
Jeśli chodzi o Fugazi to również cudowna płyta... Niesamowity klimat, kunszt i w ogóle odjazd. Atmosfera jak w baśni.. Gdzieś pomiędzy jawą a snem...
Fugazi płyta przesłuchana przeze mnie w ostatnim czasie, chyba z 30 razy od dechy do dechy.
Marillion Chelsea Monday
Momentami cudownie zajeżdża Genesisami <3
Dobrze to teraz się jeszcze bardziej cofniemy w czasie, dużo wstecz bo aż do końca lat 60 - tych czyli najbardziej moje klimaty. Kasia przecież uwielbia lata 60 i 70 - te. A zatem zatrzymamy się na chwile w 1967 roku przy grupie Procol Harum w której jestem ostatnio zabujana. Uwielbiam czuć
ten powiew lat 60 - tych. Miłość do takich kapel jak ta nigdy nie przemija. W mojej pamięci zapisali się już na zawsze jako jedna z najwspanialszy grup rockowych na świecie grających ubóstwiany przeze mnie rock progresywny. Wspaniałe brzmienie, które rozkosznie muska nasze ucho, niczym delikatny powiew wiatru na wzgórzu, teksty, technika - KLASA sama w sobie, nieprawdaż? Tacy muzycy, mistrzowie jakich dziś rzadko można spotkać, którzy stworzyli muzykę ponadczasową, o której zapomnieć nam nie wolno, muzykę, która nas rozpieszcza...
Proszę Państwa, Whiter shade of pale ( polski tytuł : Bielszy odcień bieli)
A poniżej polski tekst tego utworu
Przeszliśmy od fandanga
Do serii skocznych „gwiazd”
Czułem się jak po sztormie
Lecz tłum zagrzewał nas
Narastał szum i jazgot
I pułap się zatracił
Na znak, że w szkle znów widać dno
Kelner przyszedł z tacą
I było tak, że potem
W czas dziwnych opowieści
Jej twarz, już przedtem blada
Wpadła w bieli, odcień bielszy
To samo z siebie – rzekła
Jak jest naprawdę – widać
Lecz spojrzałem w swoje karty
I jej nie pozwoliłem
By w szesnastce dziewic Westy
Miała udać się na brzeg
I choć oczy miałem wciąż otwarte
Równie dobrze mógłbym zamknąć je
I było tak, że potem
W czas dziwnych opowieści
Jej twarz, już przedtem blada
Wpadła w bieli, odcień bielszy
To brzeg już – wyszeptała
Choć wokół było morze
Więc zabrałem ją przed lustro
I by mogła oprzytomnieć
Rzekłem – Tyś syreną chyba
i Neptuna pragniesz zwieść
Lecz tak smutny mi posłała uśmiech
Że od razu zgasł mój gniew
I było tak, że potem
W czas dziwnych opowieści
Jej twarz, już wcześniej blada
Wpadła w bieli, odcień bielszy
Jak muzyka jest chlebem miłości
Tak jej królem jest śmiech
A gdy tył się staje przodem
To bezecność cnotą jest
Moje usta, natenczas – jak kartka
Wyślizgnęły się mej głowie
I już śmiało daliśmy nurka
W to oceaniczne łoże
A teraz druga piękny utwór instrumentalny tej niesamowitej grupy czyli Repent walpurgis
Poniżej koncertowa wersja powyższego utworu...
Poniżej : Salty dog, utwór pochodzący z płyty o tej samej nazwie czyli Salty dog z 1969 roku jak dla mniej jeden z najwspanialszych albumów Procol Harum... Czuję się kompletnie znokautowana przez ich muzykę, która trafia głęboko do mojego serca, bez żadnych zahamowani. Pięknie się rozwija ten utwór. Słuchając go czuje się jakbym żeglowała.
Pożeglujemy trochę? Pewnie, z nimi popłynę chociażby na skraj świata.
Salty dog... czyli Solony pies...
Wszyscy na pokładzie, mamy prowadzić na wodzie!", słyszę kapitana krzyk,
"Zbadaj łódź, zastąp kucharza: nie pozwól nikomu przeżyć!"
Po drugiej stronie cieśniny, wokół Rogu: jak daleko mogą żeglarze polecieć?
Pokręcony kurs, umęczony cykl, nikt nie przeżył
Wypłynęliśmy w nieznane rejony, gdzie statki wpływają dla śmierci
Żaden wzniosły szczyt, ani solidna twierdza, nie pasują na (kapitańskie) oko naszego kapitana
Po 7. dniu choroby morskiej zawinęliśmy do portu
Piasek tak biały, morze tak niebieskie, to nie jest miejsce śmiertelników....
Odpaliliśmy działa, płonie maszt, z wiosłami ze statku na brzeg
Kapitan zapłakał, my żeglarze płakaliśmy: to były łzy radości
Teraz wiele księżyców i wiele czerwców od miesięcy i miesięcy minęło od znalezienia wyspy
Wilku morski, z dziennika marynarza: twoje świadectwo mojej własnej ręki (strony)
No i znów magiczny rok 1967. W tym roku ukazał się singiel Homburg. Pragnę nadmienić iż w 67 roku ukazał się pierwszy album grupy Pink Floyd która powstała w 1965. Dwa lata czekali Floydzi na ukazanie się ich pierwszego albumu. Wcześniej grali rythym bluesowe kawałki, covery.
Dobrze póki co zostajemy przy Procol Harum i Homburg
Czujecie głębię? Ja czuje. Jest bardzo namacalna. Wystarczy dać się zanurzyć.
Wieloletnia przyjaciółka twa, wzięła rzeczy, poszła precz
Zmięta pościel cała w szmince, w popielniczce tlący się pet
Lustro puste tkwi na ścianie, jej odbicie znikło gdzieś
Twoja ziemia niska dla niej, zbyt, niebo - za wysokie jest
U twych nogawek brudnych sznurówki plączą się
Kapelusz zaś do płaszcza nie pasuje, więc go zmień
Na wieży ratuszowej zegar śpiący już od lat
Gdy się zbudzi wnet się dowiesz, że poruszasz się już wspak
Że dla ciebie czas nieważny, bo samotność z czasu drwi
Słońce, księżyc oraz gwiazdy, nie prowadzą cię już dziś
U twych nogawek brudnych sznurówki plączą się
Kapelusz zaś do płaszcza nie pasuje, więc go zdejm
U twych nogawek brudnych sznurówki plączą się
A homburg na twej głowie już nie zdobi cię, boś na dnie
Conquistador przenosi nas w lata 70 - te (1972)
Ten utwór jest genialny!!!!!
Konkwistadorze twój ogier stoi
W potrzebie towarzystwa
I jak jakiś anioł w aureoli na czole
Śmierdzisz czystością
Widzę twoją zbroje na piersi
Już dawno straciła połysk
A w twoim śmiertelnym wyrazie twarzy
Nie ma znaków które będą dostrzeżone
I chociaż miałem nadzieję coś znaleźć
Nie widziałem żadnego węzła do rozsupłania
Konkwistadorze siedzący sęp
Na twojej srebrnej tarczy
A w twej zardzewiałej pochwie teraz
Piasek zebrał ziarna
I choć inkrustowane diamentami ostrze
Nie zostało jeszcze splądrowane
Morze obmyło twoją twarz
Zabierając wystarczająco
I chociaż miałem nadzieję coś znaleźć
Nie widziałem żadnego węzła do rozsupłania
Konkwistadorze nie ma czasu
Musze spłacić swój szacunek
I choć przybyłem by z ciebie drwić
Teraz odchodzę z żalem
I jak mrok zaczyna zapadać
Widzę że nie ma, tylko wszystko
I choć przyszedłeś z podniesionym mieczem
Niczego nie podbiłeś, tylko poległeś.
I chociaż miałem nadzieję coś znaleźć
Nie widziałem żadnego węzła do rozsupłania
Wreszcie przyszedł czas na Grand hotel, najlepiej posłuchać całego albumu. Coś niesamowitego.
Polecam gorąco, nie pożałujecie. Wssysa jak Czarna Dziura. A jak fajnie się tworzy przy tym.
Przyznajcie że nie da się tego nie lubić?
Grand hotel
Dziś śpimy w jedwabnej pościeli
Pijemy dobre wino i jemy rzadkie mięsa
Kręcąc się na karuzeli i obstawiając w kasynie
Szczęście najpierw przyspiesza a potem się rozpływa
To świeca, to żyrandol
To srebrny i krystalicznie czysty talerz
To serenada i sarabanda
W nocach w hotelu Grand
Dziś jemy w hotelu Ritz
Złote naczynie na każde życzenie
Ściany pokryte lustrami i aksamitne draperie
Wytrawny szampan i pękające winogrona
Sola i Oeufs Mornay
Ciastka z kremem i brzoskwinie w ogniu
Kelnerzy tańczą na palcach
w nocach w których jemy w hotelu Ritz
Jeszcze jeden toast na powitanie poranka
Jedzenie i picie tańczą do świtu
Gdzie moja kontynentalna narzeczona?
Skoczymy w bok po europejsku
Poranne szczypanie i kąsanie
(Te francuskie dziewczyny zawsze lubią powalczyć)
To serenada i sarabanda
W nocach w hotelu Grand
W nocach w hotelu Grand
To co zostajemy na razie w latach 60 -tych i 70 - tych? Podoba Wam się klimat. Tylko troszeczkę go zmienimy bowiem posłuchamy sobie teraz King Crimson (polska nazwa grupy to Karmazynowy Król) zespół którego muzyka zafascynowała mnie do tego stopnia, że nie ma dnia, żebym ich posłuchała. Karmazyn niczym jakiś Czarodziej zaczaił się na mój umysł i sprawił, że nie potrafię żyć bez jego muzyki od jakiegoś czasu. W sumie King Crimson znam nie od dziś, ale jakieś 7 lat i od tamtej pory często do nich wracam. Pierwszym utworem który usłyszałam było oczywiście Epitaph (Epitafium - napis nagrobny)
Utwór ten natychmiast wpadł mi w uszko, a do tego poruszył moje czułe serce w niesamowity sposób.
Poniżej : pierwsza wersja tego utworu
Poniżej : druga wersja tego utworu
Epitafium
Mur na którym pisał prorok Pęka w szwach. W narzędziach, które niosą śmierć Światło słońca jasno lśni. Gdy każdy człowiek jest rozdarty przez koszmary i przez sny, Nikt nie złoży wieńca laurowego Gdy cisza zagłusza krzyki.
Chaos będzie moim epitafium. Gdy pełznę zepsutą ścieżką Jeśli ją pokonamy, możemy wszyscy usiąść i się śmiać. Ale obawiam się że jutro będę płakał. Tak obawiam się że jutro będę płakał. Tak obawiam się że jutro będę płakał.
Pośród żelaznych losu bram, Nasiona czasu zostały zasiane. I podlane uczynkami tych, Którzy wiedzą i wiedzieli; Wiedza jest zabójczym przyjacielem Jeśli zasad nikt nie ustala. Los całej ludzkości widzę że Jest w rękach głupców.
Mur na którym pisał prorok Pęka w szwach. W narzędziach, które niosą śmierć Światło słońca jasno lśni. Gdy każdy człowiek jest rozdarty przez koszmary i przez sny, Nikt nie złoży wieńca laurowego Gdy cisza zagłusza krzyki.
Chaos będzie moim epitafium. Gdy pełznę zepsutą ścieżką Jeśli ją pokonamy, możemy wszyscy usiąść i się śmiać. Ale obawiam się że jutro będę płakał. Tak obawiam się że jutro będę płakał. Tak obawiam się że jutro będę płakał. Płakał... Płakał... Tak obawiam się że jutro będę płakał. Tak obawiam się że jutro będę płakał. Tak obawiam się że jutro będę płakał. Płakał...
Piękne słowa, piękna muzyka, porażająco doskonałe DZIEŁO
Okay, to teraz mój ulubiony kawałek, mój numer jeden jeśli chodzi o kawałki tej grupy.
Czas na 21 th Century Schizoid Man - świetnie się czuje słuchając tego kawałka, taki psychodeliczny fenomen, totalnie zwariowany
Schizofrenik 21 wieku
Kocia łapa, stalowy pazur Neurochirurg krzyczy nienasycony U zatrutych wrót paranoi Schizofrenik 21 wieku
Nasienie śmierci, ślepa chciwość Głodujące dzieci na żer poetów Może nie liczyć na żadne spełnienie Schizofrenik 21 wieku...
(tłumaczenie Tomka Beksińskiego)
Dziwny tytuł, dziwne słowa, dziwne brzmienie może Wam się wydać, ale utwór kapitalny, tysiące niesamowitych wariacji idealnie harmonizujących ze słowami z ich znaczeniem. Kocham tą dzikość w ich muzyce. Ci muzycy to prawdziwi spece od kombinacji i eksperymentów muzycznych i za tą oryginalność ich ubóstwiam najbardziej. Kocham NIEBANALNOŚĆ w MUZYCE przede wszystkim... Bo muzyka musi oddawać w pełni barwę naszych emocji to co chcemy przekazać w sposób niebanalny, nie może być pusta bez przekazu, bo wtedy jest do dupy... Ta piosenka napisana pod koniec lat 60 - tych, a tak doskonale odnosi się do dzisiejszych czasów. Jakby muzycy przewidzieli wszystko jak będzie.
In the wake of Poseidon kawałek nieco spokojniejszy od poprzedniego, ale jakże ujmujący duszę, otulający zmysły, podniosły.
Przebudziwszy Poseidona ( moje tłumaczenie tytułu z kontekstu)
Plato złożył zimne okryte bluszczem oczy Pułapce prawdy w kościach i globie. Monety Harlequin'a bezcelowymi grami Szydzą w papuzich sukniach. Dwie kobiety płaczą, dama purpurowego ekranu Roni gwałtowne teatralne deszcze. Podczas gdy ciemności we śnie północnej królowej Znają ból każdego człowieka.
W powietrzu, ogniu, ziemi i wodzie Świat w podziałce. Powietrze, ogień, ziemia i woda Balans zmian Świat w podziałce Na skalach.
Królowie biskupi kręcą ostrzem wyroków Zdrapują wiarę z grobów bezimiennych. Zbierają popiół i piasek skarbów czarownic Linami i łańcuchami do tortur dla niewolników Którzy przy kominku strachu sfermentowanych słów Wtedy wychowują by zepsuć ucztę; Podczas gdy w przejściu zwariowany mężczyzna się uśmiecha On przejmuje się tym najmniej.
Ręce bohaterów odsączają kamienie dla krwi By naostrzyć nóż to łuskowania. Ślepi Magowie z wizją światłości Zarabiają na śmierć w grozie życia. Ich dzieci klęczą przed Jezusem dopóki Nie nauczą się wartości gwoździa; Podczas gdy wszyscy wokół naszej Matki Ziemi Czekają zbalansowani na podziałce.
Moonchild - delikatnie i pięknie, pozwala się zagłębić w dźwięk i sens. Odpływasz, odpływasz, odpływasz, pozwalasz się zanurzyć zmysłom w głębi muzyki... Na moment się wycisza, tak gdzieś w połowie by po chwili wprowadzić w inny zupełnie stan ducha, rozpieszcza nas nowymi dźwiękami, nasyca uszy niezwykłymi wariacjami instrumentalnymi. To jest to co uwielbiam u Karmazynów... Karmazynowe dźwięki inne niż wszystkie.
Dziecię Księżyca
Wołają na nią Dziecię Księżyca Tańczące w mieliznach rzeki Samotne dziecko Księżyca Śniące w cieniu wierzby.
Mówiące dziwnie do pajęczyn drzew Śpiące na stopniach fontanny Machające srebrnymi różdżkami do piosenki nocnych ptaków Czekające na słońce w górach
Ona jest dziecięciem Księżyca Zbierającym kwiaty w ogrodzie Śliczne dziecko Księżyca Dryfuje w echach godzin.
Żeglujące na wietrze w mleczno białej sukni Upuszczające okrągłe kamienie na tarczę słońca Bawiące się w chowanego z duchami świtu Czekające na uśmiech dziecka Słońca.
Ależ mnie urzekł ten utwór.
Wyciszyłam Was a teraz trochę pogłośnię tym utworem, który równie mocno uwielbiam.
The Court of the Crimson King
Poniżej : wersja koncertowa
Dwór Króla Karmazynu
Łańcuchy rdzawe księżyców z celi Zgruchotał słońca blask Więc ruszam w drogę poza widnokrąg Bo turniej zacząć czas By chór zaśpiewał w odwiecznej mowie Purpurowy grajek dmie we flet Dla dworu Króla Karmazynu Trzech kołysanek wznoszą zew
Dzierżący klucze wszego miasta Marzeniom daje kres Ja czekam u pielgrzyma wrót Mój plan tak skąpy jest Królowej czerni żałobny marsz Sprowadzi ognia wiedźmę w gród Gdy dźwięknie pęknięć dzwonów fałsz Na dwór ją wezwie Belzebub
Ogrodnik wieczną wsadza zieleń A miażdży stopą kwiat Ja ścigam bryzę z grani statku By poczuć słodycz i kwas A żongler wznosi rękę swą I z wolna jak żarna ruch Orkiestra rozpoczyna grać Na dworze Władcy Much
O świcie mędrcy mówią dowcip A wdowy ronią łez mnóstwo Ja gonię by pojąć wróżby znaki A spełniam jej oszustwo Zaś żółty błazen nie bawi się Lecz lekko w sznurkach gmera I śmieje się gdy kukieł tan Snują ludzie u Lucyfera
Zostańmy jeszcze troszkę w tych czasach i otwórzmy Drzwi do świata Jima Morrisona. Mam nadzieję, że lubicie The Doors tak jak ja. Zostawiamy zatem brytyjski rock progresywny i jedziemy do Ameryki Północnej w latach 60 i 70 - tych. Robi się odrobinę luźniej The Doors to mieszanka rocka z bluesem, myślę że też dadzą się kochać. Przedstawię Wam kilka moich ulubionych utworów tej niezwykłej grupy. Jest ich mnóstwo szczerze mówiąc, ale jakbym chciała wszystkie omawiać to bym do rana się nie wyrobiła.
Light my fire to utwór bardzo kultowy i jednocześnie bardzo kontrowersyjny, w tamtych czasach narobił trochę zamieszania w muzycznym świecie. Dlaczego? A po tego że w kawałku tym Morrison umieścił słowo higher czyli "na haju, odlatywać, terminy te odnoszą się oczywiście do doznań po spożyciu narkotyków. Jak wiadomo wokalista Jim Morrison narkotykami nie gardził, a wręcz przeciwnie, one też przyczyniły się niestety do jego przedwczesnej śmierci (miał 27 lat). Narkotyki pozwalały mu uciec do innego świata, oderwać się od rzeczywistości, podsuwały różne obrazy które w niesłychany sposób opisywał słowami i muzyką. Pewnie dlatego jest ona tak porywająca dla współczesnych słuchaczy jak była dla tych którzy żyli w tamtych czasach i nie tylko.
"Wznieć We Mnie Ogień" Wiesz, że byłoby to nieprawdą Wiesz, że byłbym kłamcą Gdybym ci powiedział Dziewczyno Nie mogliśmy być na większym haju
Chodź, kochanie wznieć we mnie ogień Chodź, kochanie wznieć we mnie ogień Spróbuj rozpłomienić noc
Czas wahania jest już za nami Nie czas na zanurzanie się w błocie Spróbuj, teraz możemy tylko stracić A nasza miłość przerodzi się w pogrzebowy stos
Chodź, kochanie wznieć we mnie ogień Chodź, kochanie wznieć we mnie ogień Spróbuj rozpłomienić noc
Czas wahania jest już za nami Nie czas na nużanie się w błocie Spróbuj, teraz możemy tylko stracić A nasza miłość przerodzi się w pogrzebowy stos
Chodź, kochanie wznieć we mnie ogień Chodź, kochanie wznieć we mnie ogień Spróbuj rozpłomienić noc
Wiesz, że byłoby to nieprawdą Wiesz, że byłbym kłamcą Gdybym ci powiedział Dziewczyno Nie mogliśmy być na większym haju
Chodź, kochanie wznieć we mnie ogień Chodź, kochanie wznieć we mnie ogień Spróbuj rozpłomienić noc
Touch me jak dla mnie niesamowicie porywający, gorący, mocno zakręcony. Uwielbiam brzmienie głosu Jima, tą lekkość śpiewania, tą melodie. Jego teksty i głos pisały opowieści które pokochały miliony fanów na świecie. MAGIA istna MAGIA. Magia namalowana głosem Jima. Nie tylko Jim rzecz jasna tworzy te historie, ale cały The Doors. Wspaniałe partie klawiszowe Manzarka oddziałują na muzykę, którą słyszymy. To jest niesamowite... Czasem brak słów by wyrazić zachwyt.
"Dotknij Mnie"
Yeah! Dalej, Dalej, Dalej, Dalej Dotknij mnie, kochanie Czy nie widzisz, że się nie boję? Co było obietnicą, którą złożyłaś? Czemu nie chcesz powiedzieć mi, co ona mówiła? Co było obietnicą, którą złożyłaś?
Będę cię kochał póki niebo nie powstrzyma deszczu Będę cię kochał póki gwiazdy nie spadną z nieba dla mnie i dla ciebie
Dalej, Dalej, Dalej, Dalej Dotknij mnie Czy nie widzisz, że się nie boję? Co było obietnicą, którą złożyłaś? Czemu nie chcesz powiedzieć mi, co ona mówiła? Co było obietnicą, którą złożyłaś?
Będę cię kochał póki niebo nie powstrzyma deszczu Będę cię kochał póki gwiazdy nie spadną z nieba dla mnie i dla ciebie
Będę cię kochał póki niebo nie powstrzyma deszczu Będę cię kochał póki gwiazdy nie spadną z nieba dla mnie i dla ciebie
Cóż za obietnice złożone przez mężczyznę. Wierzycie Jimmy' emu Dziewczyny?
ALABAMA / whisky bar - Nieziemski. Kocham Bluesa, kocham, kocham. Po prostu mniam. Zaraz mi wpadła w ucho. Od pierwszego przesłuchania. Serio. Niech Was rozrusza ten utwór. Jak nie przepadacie za bluesem to polubicie. Mam nadzieje
Poniżej : wersja koncertowa.
Więc pokaż mi drogę Do następnej knajpy z whisky O, nie pytaj dlaczego O, nie pytaj dlaczego
Pokaż mi drogę Do następnej knajpy z whisky O, nie pytaj dlaczego O, nie pytaj dlaczego
Bo jeśli nie znajdziemy Następnej knajpy z whisky Powiadam ci, że umrzemy niechybnie Powiadam ci, że umrzemy niechybnie Powiadam ci, powiadam ci Powiadam ci, że umrzemy niechybnie
O, księżycu Alabamy Teraz musimy się pożegnać Zgubiliśmy starą dobrą mamę I musimy wypić whisky, o, wiesz dlaczego
O, księżycu Alabamy Teraz musimy się pożegnać Zgubiliśmy starą dobrą mamę I musimy wypić whisky, o, wiesz dlaczego
Więc pokaż mi drogę Do następnej maleńkiej O, nie pytaj dlaczego O, nie pytaj dlaczego
Pokaż mi drogę Do następnej maleńkiej O, nie pytaj dlaczego O, nie pytaj dlaczego
Bo jeśli nie znajdziemy Następnej maleńkiej Powiadam ci, że umrzemy niechybnie Powiadam ci, że umrzemy niechybnie Powiadam ci, powiadam ci Powiadam ci, że umrzemy niechybnie
O, księżycu Alabamy Teraz musimy się pożegnać Zgubiliśmy starą dobrą mamę I musimy wypić whisky, o, wiesz dlaczego
People are strange - czyli Ludzie są dziwni. Oj tak są. Ludzie nas otaczający bywają niekiedy bardzo dziwni. Ten utwór zasłyszany już dawno szybko wpada w ucho i w pamięć. Ujmuje prawdziwością jak zwykle. Bo muzyka The Doors jest prawdziwa jak cholera.
Ludzie są dziwni
Ludzie są dziwni gdy jesteś inny Twarze są wstrętne gdy jesteś sam Kobiety wydają się nieznośne gdy jesteś niechciany Ulice są nierówne gdy jesteś przybity
Gdy jesteś inny twarze wyłaniają się z deszczu Gdy jesteś inny nikt nie pamięta twojego imienia Gdy jesteś inny Gdy jesteś inny Gdy jesteś inny
Ludzie są dziwni gdy jesteś inny Twarze są wstrętne gdy jesteś sam Kobiety wydają się nieznośne gdy jesteś niechciany Ulice są nierówne gdy jesteś przybity
Gdy jesteś inny twarze wyłaniają się z deszczu Gdy jesteś inny nikt nie pamięta twojego imienia Gdy jesteś inny Gdy jesteś inny Gdy jesteś inny, tak
Gdy jesteś inny twarze wyłaniają się z deszczu Gdy jesteś inny nikt nie pamięta twojego imienia Gdy jesteś inny Gdy jesteś inny Gdy jesteś inny
To tyle na dziś Kochani. Mam nadzieje, że udało mi Was wdrożyć w klimat tych utworów, które przedstawiłam w tym poście. Jeśli kogoś udało mi się przekonać do tych cudownych magicznych kawałków to bardzo się cieszę. Do usłyszenia.
"Motelowy Blues"
Ciągle w drogę wpatruj się Nie puszczaj kółka z rąk Ciągle w drogę wpatruj się Nie puszczaj kółka z rąk Tak, motel jest już blisko Zabawa niedaleko stąd Tak, zaraz za tą budą Jest małych domków rząd Tak, zaraz za tą budą Jest małych domków rząd W sam raz dla takich ludzi Którzy płyną pod prąd Kręć się, kręć, mała, kręć Kręć się, kręć, mała, kręć Kręć się, kręć, mała, kręć Kręć się, kręć Kręć przez całą noc Szara damo Szara damo Zaklęcie zrzuć Zaklęcie zrzuć Zbaw to miasto Zbaw to miasto Już! Gdy wstałem tego ranka Wypiłem piwo sam Gdy wstałem tego ranka Wypiłem piwo sam Przyszłość jest niepewna Koniec stoi u bram Kręć się, kręć, mała, kręć Kręć się, kręć, mała, kręć Kręć się, kręć, mała, kręć Kręć się, kręć Kręć przez całą noc
Ciągle w drogę wpatruj się Nie puszczaj kółka z rąk Ciągle w drogę wpatruj się Nie puszczaj kółka z rąk Tak, motel jest już blisko Zabawa niedaleko stąd Tak, zaraz za tą budą Jest małych domków rząd Tak, zaraz za tą budą Jest małych domków rząd W sam raz dla takich ludzi Którzy płyną pod prąd Kręć się, kręć, mała, kręć Kręć się, kręć, mała, kręć Kręć się, kręć, mała, kręć Kręć się, kręć Kręć przez całą noc Szara damo Szara damo Zaklęcie zrzuć Zaklęcie zrzuć Zbaw to miasto Zbaw to miasto Już! Gdy wstałem tego ranka Wypiłem piwo sam Gdy wstałem tego ranka Wypiłem piwo sam Przyszłość jest niepewna Koniec stoi u bram Kręć się, kręć, mała, kręć Kręć się, kręć, mała, kręć Kręć się, kręć, mała, kręć Kręć się, kręć Kręć przez całą noc
Odświeżyłam dawnego posta o Szczawnicy, którego napisałam już dawno. Mam nadzieje, że Was zainteresuje. Jest to jedna z najciekawszych miejscowości pod względem historycznym i turystycznym. Musiałam go trochę zaktualizować, gdyż uznałam, że nie wyczerpałam należycie tematu. Myślę, że teraz jest dobrze. Zapraszam serdecznie.
Alem wdepnęła mówię Wam. Znalazłam sobie znów kolejny serial do oglądania. To znaczy koleżanka mi przypomniała o nim za co jestem jej oczywiście bardzo wdzięczna. Zakładam że widzieliście już Ripper Street ( pol. Tajemnica Kuby Rozpruwacza) brytyjski kryminalny serial kostiumowy. Ja oczywiście jak zwykle jestem spóźniona z podłapywaniem takich rzeczy i nie oglądałam go wcześniej. Za to teraz czynnie nadrabiam zaległości. Odcinek po odcinku z zapartym tchem śledzę poczynania Inspektora Rieda i Spółki działających jako Dywizja H. Obsada jak zwykle wspaniała no i ten czyściutki angielski, którego się tak przyjemnie słucha o ile nie zakłóca go lektor. Zawsze będę to podkreślać : Nie ma to jak brytyjski angielski chociaż może nie jest łatwy do zrozumienia, ale za to czysty i dbały w porównaniu z niechlujnym angielskim amerykańskim. Przykro mi że tak mówię ale no niestety nie podoba mi się w ogóle amerykańska odmiana. Wolę brytyjski. Matthew Macfayden grający główną rolę czyli Edmunda Reida znany jest z roli pana Darcy' ego w Dumie i uprzedzeniu, grał również w Wichrowych wzgórzach ( rola Haretona Earnshawa ). Muszę przyznać że filmu nie widziałam, dlatego nie znałam przedtem tego aktora a w roli inspektora Reida znalazł się idealnie. Gra znakomicie, sprawia, że postać tego policjanta jest ciekawa i nie daje o sobie zapomnieć. Fantastyczna postać budząca czasem niepokój zarówno w bohaterach jak i w widzu. Kolejny aktor to Jerome Flynn, którego znam już z Gry o tron ( Bronn) który bardzo dobrze wciela się w postać sierżanta Drake' a. Od razu zapałałam sympatią do tego lejmordy :) Przy nim każdy tzw. "element" wyśpiewa wszystko - Drake umie wycisnąć z nich ostatnie soki. Wcale nie mniej lubię też postać aroganckiego bucznego rozrabiakę doktorka Homera Jacksona którego gra Adam Rotheberg. Zadziwiająco dobra kreacja. Aktor ten również nie był mi znany wcześniej, w każdym razie nie mogli lepiej wybrać, naprawdę świetny wybór. Oczywiście Matt grający inspektora najbardziej mi się podoba... No pod warunkiem że nie włoży tych śmiesznych okrągłych okularków i nie ma bokobrodów, które bardziej pasują Drake' owi. Melonik jeszcze do przyjęcia.... Wiem, taka była wtedy moda i nic nie idzie na to poradzić.
Inspektor Edmund Reid
Sierżant Bennet Drake
Sierżant Drake, inspektor Reid i Kapitan Homer Jackson
Akcja Ripper Street toczy się w wiktoriańskim Londynie ( XIX wiek - 1889 rok ) w najbrudniejszej najbardziej ponurej części tego ogromnego miasta, gdzie diabeł mówi dobranoc, a tamtejszy posterunek policji przypomina bardziej spelunę niż siedzibę władz porządkowych. Wszystko dzieje się w przeludnionej dzielnicy Whitechapel, gdzie mordercy kryją się za każdym rogiem, nie brak tu również przekrętów, zepsucia moralnego, a postrachem mieszkańców jest Kuba Rozpruwacz, najsłynniejszy seryjny morderca w dziejach ludzkości, nieuchwytny, trudniący się mordowaniem kobiet lekkiego obyczaju, którego tropem podąża inspektor Reid i jego świta czyli sierżant Drake oraz kapitan Jackson, były żołnierz z USA i lekarz, który pomaga policji rozwiązać zagadki robiąc autopsje zwłok (widoki piękne, nie powiem). W tym momencie jestem na 4 sezonie i serial dalej mnie wciąga... Co będzie jak skończę oglądać? Nie wiem... Na szczęście szykują piąty sezon Rippera. Akcja się rozwija w zabójczym tempie. Całe szczęście, że Reid wrócił z emerytury. Życie bez pracy w policji nie jest dla niego życiem. On nie potrafi siedzieć bezczynnie i myśleć o tym że właśnie jakaś zagadka kryminalna mu umyka sprzed nosa. Zawsze musi sobie coś znaleźć biedak. Nieraz tak mi go żal. Naprawdę stara się wytępić to całe szerzące się zło tymczasem wszystko go zwodzi. Dobrze, że chociaż odzyskał córkę, myślę że to go jakoś podniosło na duchu. Jednak wcale nie jest mu łatwo z dorastającą córkę, którą zaczynają coraz bardziej intrygować mężczyźni. Teraz Reid stał się nadopiekuńczym tatusiem, który za wszelką cenę pragnie ją chronić żeby znów jej mu nie odebrali. Postać inspektora jest bardzo złożona. Z początku było mi go ciężko rozgryźć i pewnie dlatego mnie to tak wciągnęło. Lubię skomplikowanych facetów. W sumie każdy z tych trzech głównych bohaterów ma swoją ciekawą historię do opowiedzenia. Można by o każdym z nich książkę napisać. Nie można się znudzić oglądając Ripper Street. Role kobiece też nie zawodzą, a najbardziej miesza tu Susan Hart, którą na początku serialu znamy jako tajemniczą "burdel mamę". Oj mocno namieszała, mocno i jeszcze nie raz mnie zaskoczy ta postać. Jaki ten świat byłby nudny bez kobiet prawda panowie? Susan to ukochana kapitana Jacksona, a ten jest gotów za nią skoczyć w ogień, zrobi dla niej wszystko ponieważ ją kocha, dla niej gotów jest nawet zdradzić kolegów z policji. Susan natomiast potrafi doskonale manipulować ludźmi by osiągnąć cel i chociaż może nie jest do końca złą osobą (potrafi czasem okazać bliźnim współczucie) nie można jej też zaufać. Jest nieprzewidywalna, trudno przewidzieć jej ruchy. Jest twarda jak skorupa orzecha włoskiego, nawet bardziej niż jej ukochany kapitan, tego bowiem łatwo złamać. Panna Hart na pewno nie wzbudza zaufania w inspektorze Reidzie, który potrafi praktycznie każdego rozgryźć od pierwszego spotkania ( no może poza Kubą Rozpruwaczem). Jeśli coś mu śmierdzi to na pewno będzie węszył do skutku. Nie można pominąć faktu że pomoc Jacksona w sferze medycznej jest dla Reida bezcenna, bowiem bez autopsji zwłok trudno byłoby rozwiązać wiele przypadków. Nie jestem specem w dziedzinie kryminalistyki, ale tak mi się wydaje. Mimo ciągłych spięć pomiędzy Reidem, a Jacksonem ten drugi często ustępuje i decyduje się pomóc. Przyjaciele na zabój? Może za dużo powiedziane, wszakże niejeden raz Jackson uratował inspektorowi tyłek. Pomoc przydaje się zawsze, szczególnie wtedy, gdy za rogiem czai się ZŁO. Podoba mi się obraz ukazany w tym serialu, ten mroczny, brudny pozbawiony kolorów Londyn, szaro bury, niczym z powieści Dickensa, jego ciemna strona. Najciemniejsze zakamarki tej potężnej metropolii mogą budzić w nas wstręt, skrywają bowiem straszne tajemnice. Żebrzące na ulicach dzieci również potrafią czynić zło, robią to z bezradności, zazwyczaj w samoobronie, młodociani rabusie sprzedający młode dziewczyny do domów rozpusty, podstępni aptekarze sprzedający truciznę, a nawet siejący śmierć windykatorzy. Widząc to chyba nikt z nas nie chciał by żyć w tamtych czasach w Anglii czy gdziekolwiek indziej. Ogląda się fajnie, ale rzeczywistość nie była kolorowa. Nie było lekarstw na wszelkie zarazy jak dżuma, cholera i inne dziadostwa, walka z nimi była jak walka z wiatrakami Don Kichota z La Manchy. nie było takich znieczuleń jak dziś, samo wyrywanie zęba musiało być traumą, podobnie rodzenie dzieci w takich warunkach jakie wtedy były. I my dziś narzekamy, że mamy źle...
Rose i dziennikarz Best
Poniżej : Susan Hart vel. Caitlin Swift
Serial ten podobnie jak i inne typu Broadchurch czy Sherlock jest dla mnie świetną inspiracją do pisania książki, do stworzenia czegoś w podobnym tonie, ale nie tego samego. Nie mam zamiaru niczego małpować bo nie o to chodzi. Nie cierpię małpowania czegokolwiek. Chce by moja powieść była czymś oryginalnym, moi bohaterowie również - oni przede wszystkim, ich charaktery, wszystko co w nich jest najlepszego czy najgorszego to czyni ich prawdziwymi, takimi nie do podrobienia. Jak już chyba mówiłam akcje umieściłam w magicznym Yorku w Anglii w 2024 roku. Właśnie studiuje to miasto ulica po ulicy by je poznać, pomaga mi w tym wujek Google Map, książki, przewodniki i różne blogi. Fajnie byłoby tam pojechać i zbadać to miasto z autopsji... Wierzę że kiedyś mi się to uda. Wierzę również w to że mi się uda wydać książkę kiedy ją skończę. Jeszcze nigdy nie wierzyłam tak mocno w swoje przedsięwzięcie tak jak w tą książkę. Kilka wspaniałych osób utwierdziło mnie w przekonaniu że świetnie piszę i dlatego ta książka musi ujrzeć światło dzienne. Jestem tym osobom bardzo wdzięczna że mnie motywują, naprowadzają, że mogę liczyć na ich konstruktywną opinię. Dzięki Wam Kochani za wszystko :) (Wspomnieni wiedzą o kim mowa). Pisanie to wielka sztuka, która wymaga czasu, pośpiech nigdy nie jest wskazany. Może są ludzie którzy potrafią szybko napisać książkę, ale na pewno nie są to debiutanci tylko osoby wprawione. Najtrudniej jest napisać pierwszą książkę. Życzcie mi powodzenia. Na koniec chciałam zwrócić uwagę na świetną ścieżkę dźwiękową pochodzą właśnie z serialu Ripper Street. Szczególnie główny motyw mi się podoba. Posłuchajcie