Proza, góry i muzyka

niedziela, 13 marca 2022

Z cyklu Kasine pisanie : Idąc pod prąd 29

 Rozdział 29 

Nowy Targ - szpital specjalistyczny - koniec maja 2018 



Korzystając z tego, że oddziałowa sobie poszła Kynia weszła do Justyny razem z Calvinem. Nie mogła postąpić inaczej, tak się tym cieszyła, że się normalnie ją roznosiło. Anglik też nie miał nic przeciwko temu. Musiała szybko zobaczyć przyjaciółkę i podzielić się z nią wspaniałą wieścią. Normalnie powiedziałaby najpierw Rafałowi, ale Justyna była akurat pod ręką i była jego siostrą. Może się luby nie wkurzy... chociaż z drugiej strony Krakus wcale nie musi wiedzieć, że nie był pierwszy, któremu powiedziała. Justyna na pewno się nie zdradzi przed bracholkiem - akurat w tym względzie zawsze były zgodne.  Stanęła przy łóżku wybudzonej uśmiechniętej Krakuski od strony okna na przeciwko  i patrzyła na nią oczami pełnymi łez i radości. Stojący po drugiej stronie łóżka Calvin również był szczęśliwy. Najbardziej się cieszyła ze względu na Dawida, teraz jej kochany aniołek będzie spokojniejszy wiedząc, że mama się obudziła i że może lada dzień wrócić do domu. Zaraz do niego zadzwoni z tą wiadomością, nie może dłużej zwlekać.  Justyna była dla niego najważniejszą osobą na świecie. 

  • Jak się czujesz Kochanie? - spytał patrząc jej głęboko w oczy. Jego twarz promieniała od szczęścia jak nigdy wcześniej na widok ukochanej kobiety. Już dawno nie czuł się tak szczęśliwy. Trzymał ją za rękę i śmiał się przez łzy.  
  • Calvin, Kynia, jak dobrze, że... jesteście... dziękuję - powiedziała prawie pół szeptem Justyna patrząc na nich oboje. Tak się cieszyła, że byli blisko niej, aż jej serce urosło w piersi na ich widok. Brakowało tylko młodego, najdroższej istoty na świecie, ale wiedziała, że niedługo go zobaczy. Była szczęśliwa z powodu powrotu Calvina, ogromnie szczęśliwa. Tyle na niego czekała, że miała już dość rozłąki. Teraz będą razem i nikt ich nie rozdzieli. -  Jak się czuje? Dobrze, a nawet wspaniale.
  • Wspaniale? - Coulter nie dowierzał słowom Justyny. Zmarszczył brwi w geście niedowierzania.  - Nie ściemniaj Kochanie. - Po tych słowach pocałował ją w usta długo i namiętnie. 
  • Czułam, że jesteś przy mnie Cal, każdy twój pocałunek. - Patrzyła Anglikowi w oczy i jednocześnie gładziła go po delikatnie zarośniętych skroniach i policzkach. Wyglądał inaczej niż wtedy gdy się ostatnio widzieli - bardzo schudł przez stres i miał mocno podkrążone oczy jakby dawno nie przespał nocy. Wiedziała, że to przez to, co przeżył tam w Anglii - musiało go to wszystko kosztować niemało nerwów. Włosy też miał krótsze... Mimo tych zmian nadal był cudownym facetem, mężczyzną, którego kochała i pragnęła. 
  • Niemożliwe. - Pokręcił przecząco głową. 
  • Możliwe, tylko ty tak całujesz. - Podniosła głowę, a on zbliżył twarz, żeby znów się nie wysilała. Mogłaby go całować w nieskończoność, ale się zreflektowała, ze względu na góralkę. Nie chciała by poczuła się ignorowana. - Jezu Kyniuś wybacz, ale on...  odbija mi przy nim. 
  • Ale daj spokój, rozumiem to - uspokoiła Justynę. Cieszyła się szczęściem przyjaciółki z całego serca. Tyle się dziewczyna naczekała, wycierpiała, gdy ostatnio wyjechał. -  Ja przy twoim bracie mam to samo. Totalny odlot. 
  • Mnie się wydaję Kynia, że to Rafał bardziej odlatuje przy tobie. Radzę ci mocno go trzymać. - Powiedziawszy to puściła oko ukochanemu. - Mój Anglik wie to najlepiej.
  • Nic cię nie boli kochana, naprawdę? - dopytywała się Kynia. - Zawisza mówił, że miałaś silny wstrząs mózgu i pękniętą czaszkę. To on się tak troskliwie tobą zajął. 
  • Głowa, ale tylko trochę, a tak poza tym w porządku - odparła patrząc na góralkę. - Na pewno coś na to zaradzą. 
  • Miejmy nadzieję, że już będzie okej, bo naprawdę wszyscy umieraliśmy z niepokoju. - Mówiąc to góralka była bardzo poważna. - A Dawid...
  • Co z nim? - zmartwiła się Justyna. Podniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej, ale zaraz opadła na poduszkę. Nie miała jeszcze siły na to, żeby się utrzymać. 
  • Nie szalej śliczna, nie szalej. Dopiero się wybudziłaś i już fikasz? - Pogłaskał ją po głowie i złapał za rękę. Zmartwiło go że jest taka słaba. Patrzył na nią z czułością. Była taka piękna w każdej sytuacji, nawet teraz w tej szpitalnej koszuli z posiniaczoną głową, tymi wszystkimi zadrapaniami. Co noc wyobrażał sobie jak się kochają, jak pokrywa jej piękne nagie ciało czułymi pocałunkami, a ona cichutko mruczy z rozkoszy. Wyobrażał sobie chwile, gdy już jest po wszystkim i leżą mocno do siebie przytuleni, wsłuchani wzajemnie w swoje przyspieszone oddechy, bicie serca.  Miał nadzieję, że jej nie zawiedzie jako kochanek ani jako partner w życiu. 
  • Co z moim Dawidem? Powiedzcie mi, bo zaraz ja umrę z niepokoju. - Justyna okropnie się wystraszyła. Świadomość, że młodemu stało się coś złego podczas, gdy ona sobie tu spokojnie spała była nie do zniesienia. Potwornie się obawiała, że jego dawne zaburzenia powrócą i kolejny raz zrujnują mu życie. Kiedyś nie było dnia, żeby nie wpadł w panikę, gdy tylko na chwilę się oddaliła - tak strasznie się bał, że ona nagle zniknie tak jak jego biologiczny ojciec. Wszystko przez dwóch dziewięcioletnich gówniarzy z placu zabaw, którzy nagadali mu głupot i tym samym śmiertelnie wystraszyli. Udusiłaby ich żywcem i te ich mamusie plotkary. 
  • Nic mu nie jest  Justyś, po prostu trochę się przeraził jak usłyszał, co ci jest, ale Calvin szybko go uspokoił. Zachował się jak prawdziwy ojciec. 
  • Poza tym jest troszkę zaziębiony, ale zadbamy o to, żeby prędko doszedł do siebie - dodał Calvin. - Nie martw się kochanie. Obiecuję, że będzie dobrze. - Wiedział, że Justyna martwi się stanem zdrowia synka, który ciągle łapał poważne infekcję. Musiał ją jakoś uspokoić. 
  • Jak usłyszy, że mamusia się obudziła to zaraz wyzdrowieje - zapewniła ją przyjaciółka. 
  • Mam nadzieję, już było tak dobrze. - Justyna uśmiechnęła się półgębkiem. 
  • Poczekaj jak ci Kynia coś powie. -  Calvin wymienił z góralką porozumiewawcze spojrzenie. 
  • Co takiego? - Justyna znów się ożywiła. Próbowała się podnieść, a Coulter, który to przewidział natychmiast zareagował, pomógł jej usiąść i przytrzymał, żeby znów nie opadła na poduszkę. 
  • Justyna... ja i twój braciszek... Będziemy mieć dziecko. Cholera normalnie nie wierzę. 
  • Coś ty... - Orzecka wbiła w przyjaciółkę spojrzenie pełne niedowierzania i radości. Miała ochotę piszczeć z radości. To była cudowna wiadomość i miała nadzieję, że Rafał też się ucieszy. 
  • Postarał się Krakus, nie powiem. - Anglik założył ręce na piersi. Obrzucił obie kobiety figlarnym uśmiechem. - Najbardziej mnie ciekawi jak zareaguje jak usłyszy tę wiadomość. 
  • Państwo wybaczą, ale muszę na chwilę wyprosić na korytarz. Będę badał pacjentkę - oznajmił starszy lekarz, który wpadł do sali Justyny jak torpeda w towarzystwie dwóch pielęgniarek. Był wysoki, siwy i brodaty. Miał miłą, łagodną twarz i ciepły głos. 
  • Oczywiście już idziemy. - Wychodząc posłał ukochanej buziaka. 
  • Cal... nie uważasz, że to trochę dziwne, że ona tak dobrze się czuje po tym wszystkim? - spytała Kynia gdy wyszli z Anglikiem na korytarz. - To był cholernie poważny uraz. 
  • Trochę dziwne? To bardzo dziwne Kynia i aż się boję, że nagle wyskoczy coś... - Calvin uciął i złapał się za głowę. Nie chciał nawet myśleć o tym, że Justynie mogłoby się nagle pogorszyć. 
  • No właśnie... to samo przyszło mi do głowy. - Zmartwiona góralka oparła się o ścianę i przymknęła oczy. 
  • Cześć ludkowie, jak tam sytuacja? - zapytał Łukasz kilka minut później. 
  • O wróciłeś Łukasz - rzucił do niego zaskoczony Coulter. -  Mniemam, że jakimś cudem udało ci się przemknąć niezauważenie obok tej pani... Cecyli tak? 
  • Celiny Calvin - poprawił go Figła. Na jego twarzy malował się szelmowski uśmieszek. - Widziałem jak wychodziła z oddziału ubrana, co oznacza, że chyba skończyła dyżur. 
  • Podpadłeś pani Celinie, panie naczelniku? Znowu? - Góralka przewróciła oczami, a potem szeroko uśmiechnęła się do Figły. 
  • Rzekomo Kyniu. - Naczelnik mrugnął do góralki okiem. 
  • Łukasz... mamy dla ciebie dobrą wiadomość. Justyna się obudziła - oświadczył w końcu Anglik. - Lekarz właśnie ją bada. 
  • Naaaaaaaprawdę? - Figła tak się ucieszył, że miał ochotę skakać pod sufit. Ostatecznie tylko uścisnął po kolei Calvina i Kynie. Nagle spoważniał i zapytał. - To skąd te smętne miny u Was? 
  • Problem w tym, że ona... coś za dobrze się czuje - wyjaśniła zmartwiona Kynia. - Martwimy się, że to jeszcze nie koniec problemów. 
  • Noooo dajcież spokój, nie wolno tak myśleć. - Figła aż się skrzywił. - Przestańcie natychmiast. 
  • Takie urazy miewają bardzo poważne następstwa, które lubią wychodzić z czasem. Mogłaby nawet...
  • Oj Kynia, Kynia, błagam cię przestań krakać - strofował ją Łukasz. - Mamy teraz myśleć pozytywnie, wszyscy. 
  • Ciekawe gdzie Judyta, miała do nas wrócić po rozmowie z Rafałem - zainteresował się Calvin. 
  • No właśnie minąłem się z nią jak wysiadałem z windy. Mówiła, że jedzie do młodego. Kazała was przeprosić, spieszyła się. 
  • Może się nie wygada synusiowi. - Powiedziawszy to Brytyjczyk posłał Łukaszowi zagadkowe spojrzenie.  
  • O czym Cal? - spytał natychmiast zaintrygowany Figła. 
  • O mojej ciąży - odparła szybciutko góralka. 
  • Żartujesz? - Figła wybałuszył na nią oczy. -  Nieeeee no, Kochana... Gratuluje. 
  • Dzięki Łukasz, mam nadzieję, że Rafał też się tak ucieszy jak wy. 
  • No pewnie, że tak, co by nie. 
  • Słuchajcie, pójdę na chwilę do Janka, posiedzę z nim. Na pewno czuje się podle po tym wszystkim. 
  • Jak wychodziłem to spał, ale możesz przy nim posiedzieć Kynia. Na pewno w jakiś sposób mu to pomoże. - Uśmiech Figły nagle zbladł i zastąpił go dogłębny smutek. Okropnie martwił go zły stan psychiczny Zubera. Co on zrobi bez takiego dobrego ratownika? Jasiek zawsze się sprawdzał w wielu trudnych akcjach. -  Jest teraz naprawdę załamany. Nie poznaje go w ogóle, to nie ten sam chłopak, co kiedyś. 
  • Nie dziwię mu się. Gdyby Justyna była na miejscu tej Basi, chyba bym całkiem oszalał. 
  • Ale nie jest na miłość boską! - wkurzył się Figła. -  Obudziła się i jest okej. Uspokój się już Calvin.  
  • No już, dobra, spokojnie panie naczelniku. Zaraz się ogarnę - zapewnił go Anglik. Opuścił ręce i ściszył głos. - Masz rację. Powinniśmy myśleć pozytywnie. Tylko pozytywnie. 
  • No i brawo chłopaku. Da się? Da się. - Figła znów się uśmiechnął i poklepał Calvina po barku. 
  • To ja lecę, zobaczymy się później - oznajmiła góralka i szybko się oddaliła. 

Rozdział 29.1 

Był późny wieczór, gdy Justyna obudziła się z krótkiego niespokojnego snu. Spała krótko i dosyć płytko, choć Calvin czuwał nad nią cały czas. Nie odszedł od łóżka ani na chwilę i była mu za to cholernie wdzięczna. Nigdy w życiu nie czuła się tak dobrze z żadnym facetem, tak bezpieczna i kochana. Choć nie znali się zbyt długo ani zbyt dobrze pokochała go błyskawicznie, bo nie umiała inaczej. Pierwszy raz poczuła do niego coś głębszego, gdy spotkali się na oddziale Jacka po napadzie na Rafała, a potem zupełnie przepadła. Teraz przyszedł czas na to by poznali się lepiej i nauczyli ze sobą żyć tak aby Dawid już nigdy nie poczuł się w żaden sposób zagrożony. Obiecali sobie wzajemnie, że oboje dadzą z siebie wszystko i że temu sprostają. Oboje chcieli, żeby ten chłopiec w końcu był naprawdę szczęśliwy, zasługiwał na to jak każde dziecko. Koniec tych koszmarów, jakie zgotował mu Marcin i złośliwość innych dzieci, które podsłuchiwały plotki swoich matek albo ciotek. Nigdy więcej nie dopuszczą do tego, aby jej syn cierpiał przez podłość innych ludzi. Tak czy siak miała wielkie szczęście, że otaczali ich sami cudowni ludzie, Agnieszka od Miłosza była ze wszystkim całkiem sama i w życiu by nie chciała się znaleźć na miejscu tej biednej dziewczyny. Nie dość, że ojciec chłopaka był skończonym egoistą to jeszcze teraz musiała się użerać z kolejnym debilem - tępym chojrakiem, dla którego kozaczenie zakończyło się wreszcie ciężkim urazem kręgosłupa. - Zachciało mu się nocnego łażenia po Małych Pieninach  w rejonie Wysokich Skałek to ma - usłyszała od Janka Zubera, gdy szli na Radziejową  poprzedniego dnia. Janek wiedział, że jako ratownik nie powinien tak mówić, ale był zły na tego oszołoma, że siłą chciał zaciągnąć Agnieszkę i małego na Wysoką w czasie tak wielkiej burzy. Gdyby ich nie spotkali cholera wie jakby się to skończyło dla matki i jej dziecka. Być może cała trójka leżałaby już w kostnicy. Justyna doskonale rozumiała Zubera, gdyż sama nie znosiła takiego kozaczenia, a facet Agnieszki był w dodatku chamski i agresywny. Zupełnie jak Gryka, mogliby sobie rączki podać miernoty parszywe. - Nie mogłabym być ratownikiem chłopaki, bo zaraz bym kasowała takich kretynów - wyznała Justyna, na co Zawisza i Zuber wybuchnęli śmiechem. - Ratownik terminator, no super - dodał Dawid, któremu tak wiele zawdzięczała. Zajął się nią jak prawdziwy profesjonalista i to zapewne dzięki temu tak szybko się wybudziła się z tej śpiączki. Przy takich urazach głowy czas ma ogromne znaczenie, im szybciej się zareaguje tym lepiej dla poszkodowanego. 
  • Zasnąłem kochanie, przepraszam - powiedział rozbudzony Anglik. Obudził go jakiś dzwonek i trochę się wystraszył, że coś złego się dzieje z Justyną, ale to był na szczęście fałszywy alarm. Ona już nie spała i miała się o dziwo całkiem dobrze. Ból i zawroty głowy ustały po lekach jakie dostała popołudniu. Lekarz prowadzący Orzeckiej uspokajał, go, że nie musi się już nic złego wydarzyć, jeśli będą trzymać rękę na pulsie. Owszem istniało ryzyko pojawienia się krwiaków na mózgu i innych poważnych następstw urazu mózgu, ale nie tak wielkie jak z początku się wydawało. Na pewno prof. Walczyk był wybitniejszym specjalistą od tego lekarza, który ją przyjmował na SOR i lepiej wiedział co i jak. To Jacek go podesłał, zależało mu na tym by Justyna, którą kochał jak córkę miała najlepszą opiekę pod słońcem. 
  • Nie przepraszaj, masz prawo być zmęczony. Siedzisz tu od samego rana. - Nie przestawała bawić się jego włosami. - Może wrócisz do domu i wyśpisz się wreszcie jak należy, a nie będziesz się tu męczył na siedząco. Słonko...  
  • Nie chce cię zostawiać samej na noc - wyszeptał jej do ucha, a potem musnął ustami jej boskie pełne wargi. Orzecka natychmiast odwzajemniła jego pocałunek i całowali się tak długo aż brakło im tchu. Tego mu było trzeba. 
  • Gdyby nie to, że tu leże i jestem tak cholernie słaba już byśmy się kochali jak wariaci. - Patrzyła mu głęboko w oczy, w te piękne zniewalająco niebieskie źrenice i czuła, że znów przepada. Uwielbiała sposób w jaki ją całował, dotykał i jak na nią patrzył. Mógł w ogóle nie przestawać. 
  • O niczym innym nie marzę moja śliczna Krakusko. Tylko wiedz, że jak cię w końcu zaciągnę do tego łóżka to potem możemy mieć problem, żeby z niego wyjść... - Kiedy zdał sobie sprawę jak zabrzmiało to co powiedział zrobiło mu się gorąco. Musiał to pieronem wyprostować. - O Jezu kochanie, wybacz... chyba przegiąłem tą gadką. 
  • Oj tam, jeśli o mnie chodzi to możemy z niego nie wychodzić przez tydzień - zdecydowała i objęła Anglika za szyję. Oderwanie od niego spojrzenia było w cholerę trudne dla oszalałej z miłości kobiety, która tyle czekała na swojego faceta. Co będzie jak po pierwszym razie w łóżku okaże się, że seks z nim jest równie zniewalający co te jego pocałunki. 
  • Czekaj Justyś, bo... ja nie chce żebyś ty pomyślała, że mam się za jakiegoś boga seksu czy coś w ten deseń. Po prostu źle wyraziłem po polsku, to co myślałem po angielsku. - Zakłopotany Coulter spuścił wzrok. Nie chciał, żeby ukochana źle go zrozumiała i od razu się na niego wkurzyła za taką impertynencję. On bóg seksu, coś takiego.  - Może lepiej pozostanę przy konserwacji po angielsku, nie chce więcej żadnych wpadek. 
  • Ooooj Calvin, powiem ci, że po tym, co wykręciłeś wtedy nad jeziorem to każdy bóg seksu powinien przed tobą klęknąć. Serio - oświadczyła całkiem poważnie. 
  • Widzę, że nadal pamiętasz tamto... szaleństwo. - Coulter znów na nią spojrzał, a w jego spojrzeniu pojawiła się iskra. Było mu tak miło, że pamiętała...  On też nie mógłby zapomnieć.  
  • Nigdy w życiu się tak nie całowałam z żadnym facetem jak wtedy z tobą. To było... - Dotknęła palcem czoła. - Czekaj, niech sobie przypomnę jak to mówi mój braciszek... Aha wiem... to było  ostro wyrąbane w kosmos doświadczenie. 
  • A ja nigdy przedtem nie miałem takiego dzikiego odlotu. Nawet z żoną. Czułem się dosłownie jak szczeniak w szkole średniej, który lada moment przeżyje swój pierwszy orgazm z dziewczyną.  
  • Takie szkolne namiętności zawsze miło się wspomina, ale ja takich nie miałam jak Kynia z Rafałem. Oni to mają, co wspominać. 
  • Ja raczej też nie. Byłem taki grzeczny kurwa, dobrze ułożony, skupiony na nauce. Pieprzony kujon. Raf jak to usłyszał to tak się śmiał ze mnie, że prawie się przewrócił. 
  • Ty kujon? Uważaj, bo ci uwierzę.
  • No niestety.
  • Calvin, wiesz może czy dziewczyna Janka wróciła do Ochotnicy? Mówił wam coś Zuber na ten temat?  Pisała mu wczoraj, że jak dobrze pójdzie to na drugi dzień się zbiera do domu i w końcu nie dowiedziałam się niczego. 
  • Kochanie... - Anglik poczuł gwałtowną utratę gruntu pod nogami. Jego serce i puls puściły się w galop, a on momentalnie pobladł. Nie spodziewał się, że Justyna nagle zapyta o Basie i nie wiedział jak jej powiedzieć o tym co się stało.  Podejrzewał, że będzie to dla niej ogromny cios. 
  • Co jest słonko? - zaniepokoiła się Orzecka. Od razu zauważyła że nagle pobladł i przymierza się do powiedzenia jej czegoś strasznego. - Czy... czy coś się stało naszej Basi? 
  • Justyś... Basia miała wczoraj wypadek. Walczy o życie na oddziale intensywnej terapii - odparł Calvin półszeptem. - Przykro mi, naprawdę potwornie mi przykro, bo kocham Janka jak rodzonego brata. 
  • Cooooo? Niemożliwe. Nieeeeee. - Patrzyła przez chwilę na Calvina z ogromnym niedowierzaniem, a jej oczy stopniowo wypełniały się łzami. Gdy wreszcie wybuchła płaczem Anglik objął ją tak mocno jak umiał i czule gładził po włosach.   
  • Sam nie mogę uwierzyć w to co się wydarzyło. - Coulter spuścił głowę i pociągnął nosem. On również miał mokre oczy. -  Kynia wczoraj pół nocy płakała. 
  • Boże dlaczego, dlaczego? Czemu to dotknęło akurat Janka i Basie? - Mówiła łamiącym się głosem pełnym żalu i bólu. Nie mogła tego znieść. Czuła, że się załamie, jeśli kryzys szybko nie minie. - O matko Cal, posmarkałam ci rękaw, przepraszam. 
  • Od tego mnie masz, żeby mi smarkać w rękach. - Calvin podniósł głowę i spojrzał na Orzecką. Łzy ciekły mu po policzkach. Pierwszy raz widziała jak płacze. 
  • Kochany... musimy mieć nadzieje na lepsze jutro, inaczej zwariujemy. - Zbliżyła twarz do jego twarzy i scałowała łzy z jego policzków. 
  • Jakbym słyszał Łukasza. - Podziwiał Figłe, że tyle wytrzymywał oraz za silną osobowość gdyż on sam coraz gorzej znosił porażki. Możliwe, że już się nie nadawał do bycia psychologiem, terapeutą, do pomagania innym ludziom, bo ostatnio sam potrzebował pomocy psychologa. Nagle przypomniał sobie o Ani Krzysiu i Filipie, na pewno go potrzebowali, a najbardziej Filip po próbie samobójczej. Jak ma im pomóc kiedy sam jest w tak strasznej rozsypce? 
  • To cholernie silny facet naprawdę, idealnie się nadaje do tego pogotowia - powiedziała Justyna wycierając oczy. Widziała się już z Łukaszem, wszedł do niej po wizycie profesora Walczyka. Długo rozmawiali i ściskali się. Jego obecność zawsze dodawała jej otuchy. Kochała go jak własnego ojca, a teraz może nawet bardziej. Odkąd Marcin ją zostawił Łukasz był ciągle pod ręką. Raz tak mu wpieprzył, że Gryka więcej nie pojawił się w ich domu ani w okolicy. - Wiele przeszedł w życiu, napatrzył się na różne nieszczęścia, ale to go tylko zahartowało. Jedyną rzeczą, która złamała Łukasza była śmierć żony, jednak szybko wyszedł z dołka i zaczął wszystko od nowa. Ogarnął się dla córki, dla nas. 
  • Właśnie za to go szanuję Kochanie. Za to co dla was zrobił. - Rafał wiele mu opowiedział na temat Łukasza. Sam nie miał łatwo jako samotny ojciec dorastającej córki, do tego ciężka wymagająca opanowania robota w pogotowiu górskim, a mimo wszystko całym sercem był przy najbliższej rodzinie. Zawsze mogli na niego liczyć. 
  • Nie powinien być sam Calvin. Powinien mieć dobrą kochającą kobietę, na jaką zasługuje, która by go wspierała w trudnych momentach. Każdy facet tego potrzebuje, ale Łukasz mówi, że nie ma czasu na związki. Praca naczelnika w pogotowiu pochłania praktycznie cały jego czas. Cudem mu się udało wygospodarować te trzy dni wolnego i został z Dawidem, żebym ja mogła w końcu wyrwać się z domu. Dla mnie to zrobił, nie dla siebie. Jak zwykle. 
  • Po prostu cię kocha, jak własną córkę i zależy mu na tobie. - Mówiąc to Anglik patrzył jej głęboko w oczy. Na jego twarzy malował się delikatny uśmiech. 
  • Łukasz mówi, że Janek fizycznie ma się okej, ale psychicznie... Totalna rozsypka. 
  • Basia musi z tego wyjść, inaczej on... - Calvin nie chciał nawet kończyć tego co zaczął. Aż go ciarki przechodziły gdy pomyślał, że dziewczyna Janka mogłaby nie przeżyć. 
  • Puk puk, przepraszam, że przeszkadzam, ale przyszedłem zobaczyć moją siostrę przed wyjściem - oznajmił Orzecki od drzwi po czym prędko dobił do łóżka Justyny. 
  • Raaaafi, cześć. - Justyna puściła Calvina i wyciągnęła ręce do brata, który pochylił się nad nią i wycałował po policzkach. 
  • Aaaaj siostra, aleś nam stracha narobiła. Żeby mi się to więcej nie powtórzyło. Co to znaczy, że nie słuchasz doświadczonego ratownika i gdzieś sobie lecisz na przełaj? Dawid wołał za tobą żebyś nie szła za Zuberem. 
  • Wiem bratku, głupio zrobiłam, że nie posłuchałam Zawiszy, ale jak usłyszałam te strzały od razu pomyślałam, że coś grozi Jankowi i pognałam przed siebie. To był tak silny impuls, że....
  • Siostra, nie zapominaj, że od ratowania tyłka Janek ma kumpli. Profesjonalną Brygadę RR do zadań specjalnych. - Rafał udawał zagniewanego. Po chwili dodał. - To było Justyna przegięcie. Autentyczne kurna przegięcie. Nigdy więcej tak nie rób, bo ten twój Anglik mało nie strzelił w kalendarz jak się dowiedział co ci się stało... Że już o Kyni i naszej matce nie wspomnę. 
  • A ty się o mnie nie martwiłeś? - wyrzuciła bratu Orzecka. 
  • Jeszcze sobie ze mnie żartuje, patrz jaka jędza Cal. - Mówiąc do kumpla patrzył na niego i pokazywał palcem na siostrę. 
  • Też cię kocham Orzecki - rzuciła do Rafała uśmiechnięta Justyna. 
  • Ej Krakus, czy ty czasem nie zostawiłeś swojej mamy z Peterem? - spytał zaskoczony Anglik. - Oni w życiu się nie dogadają, bo twoja mama podobno nie zna angielskiego, a on francuskiego ani niemieckiego. 
  • Dogadają... Zostawiłem ją z osobistym tłumaczem Coulter. - Orzecki jak zwykle wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie i swojego żartu. Czasem nawet podobały się Coulterowi. 
  • Znaczy się masz na myśli Dawida? - Calvin popatrzył na Krakusa z politowaniem. - Kiepski żart świrku. 
  • Myślisz, że Dawid sobie z nimi nie da rady? - Posłał kumplowi szelmowski uśmieszek. - Nie takie rzeczy już robił, stary. Ze swoim lekarzem z Norwegii gada trochę po polsku i trochę po norwesku... Siostra, możesz mi powiedzieć, o co biega temu twojemu facetowi, bo chwilowo nie ogarniam? 
  • Nie, już o nic. Tak sobie tylko bredzę. O tej porze zwykle mi odwala. - odparł Calvin. Wstał z krzesła i zaczął spacerować po pokoju. Zasiedzenie mu nie służyło. 
  • A gdzie Kynia, Rafi?  - zainteresowała się Orzecka. - Została u Jaśka? 
  • Jest w łazience  od przeszło dziesięciu miunut. Chyba coś jej zaszkodziło, bo wymiotuje jak... 
  • Aha. - Calvin wymienił spojrzenia z ukochaną. Nie chcieli nic mówić Orzeckiemu o ciąży Kyni, ona sama chciała mu to przekazać. Tak się umówili. 
  • Co mówisz Angliku? -  Rafał zbliżył się do Calvina i przyglądał mu się podejrzliwie. 
  • Powiedziałem aha. Czy ty Krakus masz problem ze słuchem czy może z percepcją? - Mówiąc to Coulter trzymał palec przy lewym uchu. Stał za łóżkiem swojej dziewczyny z rękami założonymi na piersi. 
  • Jeśli wiecie coś ciekawego na temat stanu Kyni to może się podzielicie tą wiedzą. - Krakus spoglądał na zmianę to na siostrę to na przyjaciela. - Jakby nie było jestem jej facetem i wydaje mi się... że mam prawo wiedzieć. 
  • Może lepiej zapytaj o to Kynie bratku - zasugerowała Orzecka. 
  • Nie omieszkam - odparł Krakus. Wyraz twarzy miał nieco ponury. Wreszcie uściskał mocno siostrę. Widział, że wciąż jest słaba, ledwo siedziała na tym łóżku. - Trzymaj się młoda, do jutra... A ty Cal jedziesz z nami do domu czy zostajesz? 
  • Zostaje do rana z Justyną - zdecydował pewny swego Anglik. Na pożegnanie uściskali sobie z Rafałem dłonie i przybili żółwika. - Na razie Raf, uważajcie na siebie. 



Rozdział 29.2 

Trasa Nowy Targ  - Huba nad Jeziorem Czorsztyńskim - koniec maja 2018 


Tamten późny wieczór był pogodny, bezdeszczowy i bezwietrzny. Ociepliło się tak jak zapowiadali rano we wszystkich pogodynkach. Prawdziwy cud nad Wisłą - pomyślałby ktoś, wreszcie pogodynki powiedziały prawdę, a nie ściemniały. Nagle zrobiło się tak przyjemnie, że śmiało można było sobie pozwolić na nocne spacery nad Jeziorem Czorsztyńskim przy świetle księżyca bez obawy, że mocno zawieje. O tym właśnie pomyśleli Kynia i Rafał, gdy wracali ze szpitala do domu, więc zamiast zjechać na drogę do Knurowa pojechali dalej główną drogą 969 w kierunku Krościenka nad Dunajcem.  Chcieli się zatrzymać w jakimś pięknym i zarazem bezludnym miejscu gdzie czuli by się swobodnie odcięci od zgiełku dużego miasta i przytłaczającej atmosfery nowotarskiego szpitala. Mieli dla siebie czas do południa następnego dnia, potem musieli zamienić się z Judytą w opiece nad Dawidem, tak jak się z nią wcześniej umówił Rafał. Oznajmił, matce że noc spędzą prawdopodobnie u Kyni w Ochotnicy Górnej, żeby się nie obawiała jak nie wrócą. Wcale nie ukrywał, że potrzebuje więcej prywatności, bo zamierza w końcu zaszaleć z ukochaną i nie chce się krępować, że ktoś ich usłyszy lub zobaczy - na przykład pewien ciekawski dżentelmen o imieniu Dawid, którego sprawy seksu dość mocno ostatnio nurtowały. Krakus podejrzewał, że to sprawka jego kumpelka Alana, chłopaczka nieco starszego od młodego. Justyna chyba powinna zwrócić uwagę jego ojcu, żeby chłopak przestał uświadamiać pięciolatka o rzeczach, na które był zdecydowanie za młody. - Niech może poczekają z tym seksem do siedemnastki - powiedział do Kyni wpatrzonej w przednią szybę. Góralka zdawała się być nieobecna, podminowana do granic możliwości.  Od wyjścia ze szpitala niewiele się odzywała, a on starał się uszanować to że woli milczeć, bo ją kochał i chciał być wyrozumiałym partnerem, a nie takim zadufanym kutasem jak ten jej były... Jakub adwokacik. Rozumiał, że po wizycie u Zubera może być załamana i chce jej się ryczeć, więc dawał jej tylko to czego potrzebowała - całował i przytulał. Miał nadzieję, że góralka to doceni za kilkanaście lat. On doceniał to, że przestała stawać okoniem za każdym razem, gdy mówił o wyjściu w góry i pracy w pogotowiu, że traktowała go jak wolnego mężczyznę, a nie swojego niewolnika. Najzwyczajniej w świecie szanowała jego wybory, choć na pewno nie przychodziło jej to z łatwością po tym jak prawie go straciła. W ich związku to działało w obie strony. Krakus także na nią nie naciskał, jeśli czegoś nie chciała to nie chciała i koniec. Z resztą nie musieli gadać, nie potrzebował słów do bycia z ukochaną na osobności. Wystarczyła mu jej bliskość i okazywana czułość. Chciał się sycić tymi wspólnymi chwilami w nieskończoność, uwielbiał ich intymną atmosferę. 

Pojechali do miejscowości Huba, gdzie znajdował się ich ulubiony punkt randkowania od lat z cudownym widokiem na jezioro. Była to wprost idealna miejscówka na takie intymne nocne schadzki, gdyż o tak późnej porze nikt normalny się tam nie zapuszczał, między innymi z racji przesądów starszych górali z Podhala. Stare podhalańskie podania mówiły, aby po zapadnięciu zmierzchu omijać wszelkie jeziora, stawy, ponieważ szwendanie się koło nich nocą grozi napotkaniem złych duchów i demonów.  Ale oni mieli gdzieś te przesądy, mało ich obchodziło czy z jeziora wyskoczy nagle jakiś utopiec czy inne straszydło, chcieli przeżyć ze sobą kolejne upojne chwile, które dla nich młodych były tak bezcenne. Czas leci szybko, a oni nie będą wiecznie młodzi i wolni tak jak teraz. Świadomość, że stracili tyle czasu będąc z dala od siebie tym bardziej ich do tego popychała. Jak nadrobić takie zaległości?  

  • Kurna jak ja dawno tu z tobą nie byłem - odezwał się Rafał, gdy znaleźli się nad brzegiem jeziora nieopodal przystani. Samochód zostawił na poboczu w dozwolonym miejscu. Brakowało mu tego niesamowitego widoku jaki roztaczał się z punktu, w którym właśnie byli. W tafli ciemnego spokojnego jeziora odbijały się drobne światełka i dodawały uroku tej okolicy. Było pięknie i romantycznie. 
  • Cudnie jest, tęskniłam za tym naszym randkowaniem nad jeziorem - powiedziała półszeptem i jeszcze mocniej przylgnęła do Krakusa. Oparła się o niego plecami, a on ją objął w pasie i całował po nagich ramionach. Było jej z nim  tak dobrze mimo, że to co chciała mu powiedzieć odrobinę ją stresowało. Jak zareaguje, kiedy usłyszy, że niedługo będzie ojcem? Nieważne, niech się dzieje co chce.  Musi mu wreszcie powiedzieć, inaczej ta niepewność ją wykończy. Ale jak zacząć, żeby dodatkowo go nie męczyć? 
  • Dalej się źle czujesz? - spytał Krakus, gdy przypomniał sobie o jej dolegliwościach. - Ciekawe co ci tak zaszkodziło. 
  • Nic mi nie zaszkodziło Rafał, będziesz ojcem - wystrzeliła tym do niego jak z rakiety. Szybko i zdecydowanie, bo tak było najlepiej,  a potem w napięciu czekała na jego reakcje. 
  • Możesz powtórzyć kochanie? - Musiał to usłyszeć jeszcze raz, żeby do niego trafiło co powiedziała. 
  • Będziesz ojcem Krakus, słyszysz? - powtórzyła drżącym głosem góralka. Serce waliło jej jak oszalałe i już nic nie mogło go uspokoić. 
  • O Jezu Kynia, ale... jak, kiedy? - Orzecki się roześmiał. Był szczęśliwy jak nigdy. Jak usłyszał, że będzie ojcem to mu się tak serce rozszalało, że myślał, że zaraz wyskoczy z piersi i potoczy się po ziemi. 
  • Za dziewięć miesięcy słoneczko - odburknęła zdenerwowana. Nie wiedziała jak odebrać to, co mówił i że się śmiał jak wariat. Co w tym zabawnego, że jest w ciąży. Czy on w ogóle traktuje to poważnie? Mogła się spodziewać, że tak się zachowa, po gówniarsku. 
  • Miałem na myśli, kiedy mogło dojść do zapłodnienia - wyjaśnił szybko mając nadzieję, że to ją uspokoi, ale się mylił.  - Po prostu jestem ciekawy. 
  • A co to za różnica, kiedy do tego doszło Raf?  - Była zła i bliska płaczu. Zaczęła się trząść. - Będziesz ojcem mojego dziecka i koniec. 
  • Czemu się od razu tak denerwujesz? - Orzecki natychmiast spoważniał. Sytuacja zrobiła się nieciekawa. Taki cudowny wieczór, idealny na wymarzony długi seks, a oni będą się kłócić o jakieś pierdoły? Niewiarygodne. 
  • Wracam do domu, mam tego wszystkiego serdecznie dość! - rzuciła do niego zapłakana, a potem zaczęła przed nim uciekać. - Rzuć mi kluczyki do samochodu. 
  • Kochanie przestań. - Rafał pobiegł za Kynią. Był strasznie zdezorientowany. Za Chiny nie mógł pojąć czemu się tak wkurzyła. - Kynia no! 
  • Zostaw mnie, chce być sama! - wrzasnęła z oddali. 
  • Dajże spokój kobieto, przecież... - Gonił ją dalej, ale musiał zwolnić, gdyż złapała go kolka. 
  • Dziecko jest twoje Rafał, na sto procent. Z nikim innym nie spałam, odkąd do siebie wróciliśmy - oznajmiła rozżalona, gdy w końcu się zatrzymała. Dzieliło ich jakieś dwadzieścia metrów. Płakała i miotała się ze złości nie dopuszczając do siebie myśli, że po prostu źle zrozumiała Krakusa. 
  • Co ty do mnie chrzanisz? Kto ci powiedział, że ja w ogóle mam jakiekolwiek wątpliwości odnośnie tego, że dziecko jest moje? No kto?! - Teraz naprawdę poczuł się głęboko zraniony,  a do tego wstrząśnięty i wściekły. Jak ona mogła mówić takie okropne rzeczy?  Nigdy by jej nie zarzucił, że go zdradziła, nie śmiał by. Opanowany przez niepochamowany żal zatrzymał się i patrzył na na ukochaną z nieskrywaną złością w oczach. Już dawno nie widziała go takim złym. - No nieeee, ja tego nie wytrzymam nerwowo. 
  • To po co do mnie gadasz takie bzdury? - Kynia trochę się uspokoiła i postanowiła, że jednak z nim zostanie. Może nie miała racji, może zwyczajnie źle go zrozumiała. Krakusek lubił czasem coś palnąć bez zastanowienia.  
  • Jakie znowu bzdury?! - Orzecki wybałuszył oczy. Czuł, że lada moment zaleje go krew.  Starał się by jego głos brzmiał łagodniej, ale nie mógł nad nim zapanować. Wszystko w nim krzyczało na cały regulator. - O co ci chodzi? 
  • Zapytałeś, kiedy doszło do zapłodnienia jakbyś miał wątpliwości czy to twoje. Przynajmniej ja to tak odebrałam - wyjaśniła mu spokojniejszym tonem. - Rafał... ty weź się czasem zastanów zanim coś palniesz, bo... - Ucięła i zaczęła ścierać łzy z twarzy. 
  • Za kogo ty mnie masz Kynia? - spytał Orzecki podniesionym głosem. Krew już go zalała, a czara goryczy została przelana. Miał ochotę mocno nią potrząsnąć, ale na szczęście w porę się pohamował. Nie, nie tknie jej dopóki się całkiem nie uspokoi. - Myślisz, że jestem taki pusty, durny i podły jak ten skurwysyn Gryka, który zostawił Justynę w ciąży? Tak?  O jaaaa cię nie mogę, nie sądziłem, że właśnie tak mnie postrzegasz. Nie wierze. - Krakus opadł na ziemię i ukrył twarz w dłoniach. Ogarnął go jeszcze większy żal. Złość, która nim targała wydawała się być nie do opanowania. 
  • Już dobrze, nie przejmuj się tym. To tylko moje rozbujane hormony. - Powiedziawszy to usiadła koło Krakusa i objęła go za szyję. 
  • Tak, zasłaniaj się teraz hormonami kochanie - powiedział rozłoszczony Orzecki. Nie spojrzał na nią. Jego pełne gniewu oczy spoglądały gdzieś w dal. 
  • Długo się jeszcze będziesz na mnie złościł, co?  - potrząsnęła Rafałem, ale on nie zareagował na ta zaczepkę. Pozostawał niewzruszony niczym bryła lodu. 
  • Tak się staram być dla ciebie dojrzałym odpowiedzialnym facetem,  z całych sił się staram,  a tymczasem... 
  • I jesteś nim Raf, naprawdę. - Cmoknęła go w usta, gdy odwrócił do niej twarz. Jego naburmuszone oblicze okropnie go drażniło, ale  tak go wkurzała że miała ochotę go chlasnąć ale się powstrzymała. - Bardzo wydoroślałeś od czasu napadu.
  • Ale patrzysz na mnie jak na rozpuszczonego  gówniarza. - Wiedział, że chrzani i robi jej tym na złość całkiem świadomie, ale nie mógł się opanować. Czuł potrzebę wywalenia z siebie złej energii, był nią tak nafaszerowany, że coś strasznego. Wolał być z tym sam i nie wyżywać się więcej na góralce. 
  • Nieprawda! - zaprzeczyła ostro. - Jestem dumna, że mam przy sobie takiego mężczyznę. 
  • Zostaw mnie Kynia. Chce zostać sam. - Patrzył na nią chłodno, jego ton też był chłodny. 
  • Chcesz mnie w ten sposób ukarać? - zapytała łamiącym głosem. Nie znosiła gdy się tak zachowywał i jego durnego oślego uporu także. - Świetnie Rafał. 
  • Zostaw mnie na chwilę samego, tylko o to cię proszę. - Zacisnął dłoń w pięść i walnął nią w ziemię. Walczył z napięciem i narastającą w nim złością jak tylko potrafił. 
  • Ale ja nie chce być teraz sama - zaprotestowała rozżalona góralka. -  Dlaczego mnie odganiasz? 
  • Bo muszę sobie trochę pokurwować w samotności, inaczej się nie uspokoję. Znasz mnie. Poza tym nie chce się na tobie wyżywać.
  • Dobra, w takim razie dawaj kluczyki od samochodu. - zażądała i szybko wstała z ziemi. - Jeśli do dziesięciu minut cię nie będzie wracam do domu. 
  • Okej jedź beze mnie i nie martw się. Złapię jakiegoś stopa. - Sięgnął do kieszeni kurtki po kluczyki po czym wręczył je ukochanej. 
  • Zobaczy się! - rzuciła do Krakusa na odchodnym. Znowu była wściekła i też się chciała na nim odegrać. Oboje zachowywali się teraz jak gnojki z podstawówki, a nie para dorosłych ludzi. 
  • Kynia zrozum mnie, ja naprawdę nie chce się na tobie wyżywać - krzyczał za nią bezradny Krakus. 
  • Spadaj na drzewo Orzecki! - odpowiedziała mu góralka, która coraz bardziej się oddalała. 
  • Ja pierdolę, zwariuje tu zaraz - mówił do siebie rozłoszczony Orzecki. Złość na Kynie przerodziła się w złość na samego siebie. Był tak wściekły na swoją głupotę, że aż go ta złość rozwalała od środka. Zacisnął oczy, z których poleciały łzy wielkości grochu. Był specem od chrzanienia wszystkiego. - Krakus ty pieprzony kretynie, jesteś kutasem jakich mało. Mógłby ci ktoś w końcu porządnie przypierdolić, żebyś się ogarnął... - Zaraz pomyślał o Calvinie. Jaka szkoda, że go tu nie było, już on by go ogarnął jak trzeba. Zawsze mógł liczyć na solidny ochrzan z jego strony gdy zachowywał się jak rozpuszczony szczeniak.  Poderwał się z ziemi, chwycił za pustą butelkę od piwa i rzucił ją gdzieś do tyłu. Jeszcze trochę się powścieka, porzuca sobie, pokopie, poprzeklina i mu przejdzie. - Kurwa mać! 

Nie zamierzała odjeżdżać bez Krakusa, tylko go tak postraszyła, żeby się prędko ogarnął i przyleciał do niej. Pragnęła jak najszybciej znaleźć się w jego ramionach i zapomnieć o tym durnym nieporozumieniu. Oboje zachowali się jak niedojrzałe gówniarze z podstawówki, aż wstyd. Każde z nich dolało oliwy do ognia, zupełnie potrzebnie. Może miał racje, że chciał to wszystko wyrzucić z siebie w samotności. Powinna dać mu tą cholerną chwilę, bo sama też potrzebowała chwili samotności, żeby sobie wszystko poukładać w głowie. Siedząc na miejscu koło kierowcy patrzyła w sufit, a z komórki leciała jej ulubiona genialna Beth Hart z Joe Bonamassą, wytrawnym amerykańskim gitarzystą. Beth zaraz ją uspokoi i będzie okej. Chwilę później już całkiem wyluzowana analizowała po kolei każde jego słowo i doszła do tego, że naprawdę opacznie go zrozumiała. Być może był tak zszokowany wieścią którą go uraczyła, że w przypływie emocji zaczął pleść głupoty. Bez wątpienia taka wiadomość dla faceta to nie igraszka. Kłótnie będę im się zdarzać i to nie raz, musiała być tego świadoma. Nie unikną mniejszych czy większych spięć, chociaż niektóre przynosiły tyle bólu. W takich momentach jak ten przypominały jej się słowa babci Kasi, która zawsze jej powtarzała, że jeśli ukochani się nie kłócą to najprawdopodobniej im na sobie nie zależy. - Trzeba ze sobą rozmawiać wnusiu, dużo rozmawiać. Kiedy przestaniecie ze sobą rozmawiać to znaczy, że to koniec waszego związku - tłumaczyła nastoletniej Krysi. To była mocna przestroga, którą należało zapamiętać.  Babcia była mądrą kobietą i wiedziała, co mówi, gdyż wytrwała w związku z jej dziadkiem ponad pięćdziesiąt lat ( potem zmarł na serce). Ona też chciała dożyć z Krakusem starości w miłości i szacunku, ale żeby to osiągnąć nie mogła się poddać. Wytrzyma z nim, wytrzyma i już. Kiedy zobaczyła, że Orzecki biegnie do niej zaczęła ryczeć, właściwie to leciał na złamanie karku, a nie biegł. Natychmiast poczuła ogromną ulgę, bo nie wyobrażała sobie, że mógłby dłużej się na nią gniewać. 

  • Cieszę się Kynia - oznajmił Krakus zaraz po tym jak usiadł za kierownicą i zatrzasnął drzwi. - Cieszę się i chce być dla tego dziecka najlepszym ojcem na świecie... Wybacz, że nie powiedziałem tak od razu i dałem ci do zrozumienia coś całkiem innego. Czasem bywam... idiotą, ale kocham cię i tą maleńką fasolkę też. - Położył dłoń na brzuchu góralki. Patrzył jej głęboko w oczy, a jego  własne były mokre i pełne miłości. Uśmiechał się do niej szeroko tak by mogła uwierzyć, że naprawdę jest szczęśliwy. - Cholernie mnie uszczęśliwiasz góralko. 
  • Ja też bywam idiotką - powiedziała półszeptem rozczulona jego słowami. Poprawiła rozwichrzone włosy i otarła nos  wierzchem zimnej dłoni. Był czerwony podobnie jak oczy. Musiała wyglądać strasznie, a Krakus i tak był w niej szaleńczo zakochany. 
  • Jeśli jeszcze kiedykolwiek będziesz przeze mnie płakać... - zaczął mówić, ale nie skończył, bo Kynia zamknęła mu usta pocałunkiem, długim i namiętnym. Aż mu ciarki przeszły po kręgosłupie, gdy zaczęła go dotykać i sięgnęła najbardziej newralgicznego miejsca. Nie mógł być jej dłużny, więc odwzajemnił się tym samym. Było mu łatwiej, ponieważ miała na sobie sukienkę, z którą nie trzeba było się za bardzo siłować. Niespodziewanie zrobiło się gorąco i byliby zabrnęli dużo dalej, gdyby nie te cholerne nudności.
  • O matko, nieeeee,  znowu to samo. - Kynia gwałtownie oderwała się od Krakusa, gdy znów ogarnęły ją silne mdłości. Musiała wysiąść póki go jeszcze nie obrzygała i wszystkiego dookoła. Wyskoczyła z samochodu tak szybko jak to było możliwe i odeszła na bok. 
  • Czekaj kochanie - rzucił do niej i też wysiadł. Prędko do niej pobiegł, ale torsje, które dopadły góralkę były szybsze od niego... Zostało mu tylko podtrzymać jej głowę. 
  • Dobra, to już chyba koniec... - oświadczyła. Ależ była wykończona tym wymiotowaniem, a to był dopiero początek. Justyna też miała takie okropne mdłości, ale z rana, a nie pod wieczór. Co z nią było nie tak, że rzygała nawet późnym wieczorem? Oparła się plecami o samochód Orzeckiego i zamknęła oczy. 
  • Chusteczkę? - spytał wymachując mini paczką wilgotnych chusteczek. Miał je w drugiej kieszeni. 
  • Daj, daj, dzięki. - Wzięła od Rafała paczkę chusteczek, wyjęła jedną i zaczęła wycierać usta. Na szczęście nie pobrudziła sukienki tym syfem. Na kija jej były ta kawa i bułka z automatu szpitalnego?
  • Ostro cię trzyma - powiedział czule, a następnie przylgnął do niej całym ciałem i oplótł ramionami. Po jej wyrazie twarzy poznał, że tego właśnie pragnęła, nie musiała nic mówić. 
  • Nic mi nie mów, bo mnie zaraz trafi. - Skrzywiła się Kynia. Miała nadzieję, że to już koniec wymiotowania. Już jej wystarczyło. Gdy zarzuciła mu ręce na szyje dodała. - To jest nie do wytrzymania Rafał, a to dopiero początek. 
  • Spokojnie kochanie, oddychaj głęboko i nie myśl o tym. - Zaczął obsypywać cudowną długą szyję swojej dziewczyny gorącymi pocałunkami. Miał nadzieje, że lada moment jej przejdzie. 
  • Staram się, ale... coś nie działa. - Przytuliła go mocniej, zamknęła oczy i czekała aż fala przejdzie. Po chwili znów się odezwała. - Mieliśmy się tu kochać jak szaleni, a nie męczyć z moimi nudnościami. 
  • Będziemy się kochać jak poczujesz się lepiej. Nic się nie martw - wyszeptał jej do ucha Krakus. Musiał zrobić wszystko, co się dało żeby się uspokoiła i poczuła ulgę. 
  • Zepsułam taki cudowny wieczór. Przepraszam. - Znowu czuła się wspaniale w silnych ramionach Orzeckiego. Mogła z nim przeżywać cudowne chwile w łóżku i jednocześnie znajdowała w nim wsparcie w ciężkich chwilach. Rzeczywiście był teraz zupełnie innym facetem niż kiedyś, silnym, dojrzałym i odpowiedzialnym. 
  • Prędzej ja zepsułem. Nie płacz już. - Nie przestawał głaskać jej włosów i całować w usta. 
  • Jedźmy do mnie, tam się rozluźnimy - zaproponowała góralka. Po chwili byli już w samochodzie gotowi do drogi. O niczym innym nie marzyła poza kąpielą i długim seksie przed zaśnięciem. 
  • Na pomoc, pomóżcie mi! Ratunku! - doszło ich głośne wołanie spanikowanej młodej dziewczyny. Biegła w stronę ich samochodu potykając się o kamienie. To była nastolatka i dziwnie przypominała córeczkę Łukasza Figły - dość wysoka jak na swój wiek, szczupła i ciemnowłosa. 
  • Jezu to chyba Sylwia, córka Łukasza - rzuciła do Rafała zaniepokojona Kynia. Głos nastolatki zaraz wydał jej się znajomy. Prędko wysiadła z samochodu i wyszła dziewczynie na przeciw. Orzecki, który zaniemówił z wrażenia natychmiast poszedł w ślady swojej kobiety. Na widok młodej opadły im ręce. Jakim cudem ta smarkula znalazła się tak daleko od domu? - Sylwia, co ty tu robisz o tej porze? Tata wie gdzie jesteś czy znowu wyszłaś z domu bez jego wiedzy? 
  • Dorian się topi, ratujcie go, błagam was! Jeśli zaraz go ktoś nie wyciągnie z wody to po nim. Jest tam w okolicy mola. - Zrozpaczona Sylwia wskazała palcem drewniany pomost. Była roztrzęsiona i przerażona... Kochała Doriana i nie wyobrażała sobie, że może utonąć. 
  • No dobra Sylwia, uspokój się. Ja tam polecę i spróbuję go uratować - zdecydował od razu zdenerwowany Krakus. Na szczęście świetnie pływał. Nie zazdrościł Łukaszowi tych przebojów z dorastającą, zbuntowaną córką. Ostatnio ciągle dawała mu w tyłek. Jak się dowie, gdzie ten chłystek wyrwał jego Sylwie o tak później porze to na pewno dostanie szału. - Kynia kochanie, zostańcie tu na razie i wezwijcie pomoc, okej? Gdybym was potrzebował to tryknę. - Po tych słowach pognał w stronę mola tak szybko ile tylko miał siły w nogach. Co prawda do celu nie było znów tak daleko, ale liczyła się każda sekunda. Nie wiedział jak długo ten chłopak był w wodzie, ponieważ kuzynka nic nie powiedziała. Byłam za bardzo spanikowana. 
  • Będzie dobrze, Rafał sobie poradzi - zapewniła dziewczynę Kynia, gdy jej ukochany był już daleko od nich. Wreszcie sięgnęła do kieszeni marynarki po komórkę, musiała bowiem szybko wezwać pomoc. - Kochana poczekaj chwilkę, zaraz porozmawiamy tylko wezwę pogotowie. To teraz najważniejsze. - Wybrała na klawiaturze 112, dotknęła ikonki z słuchawką i przyłożyła do ucha. - Halo pogotowie, potrzebujemy karetki... 

Dziękuję Wam za obecność, wszystkie komentarze i uwagi. Dziękuję, że pamiętacie i Jesteście. 

Miłej lektury, odsłuchu i do zobaczenia.  

wtorek, 8 marca 2022

Z cyklu Kasine pisanie : Idąc pod prąd 28

 Rozdział 28 

Nowy Targ - szpital specjalistyczny - koniec maja 2018 


Dochodziło południe, a z ponurego zachmurzonego nieba wciąż lało jak z cebra.  Kolejny deszczowy dzień na Podhalu sprawiał, że wypadkom i korkom na drogach nie było końca. Dalsze podróże ciągnęły się bez końca co wyprowadzało z równowagi również podróżujących. Dopiero koło szesnastej miało się wypogodzić na dobre, choć wcale nie na sto procent. Zmęczona ciężką podróżą i stresem Judyta leciała właśnie do szpitala i chyba tylko cudem się nie zabiła w tych swoich super eleganckich szpilkach, gdyż droga z przystanku busa do szpitala, którą musiała pokonać była dziurawa niczym sito.  Z dworca PKS u wzięła taksówkę i miała przy tym wielką nadzieję, że nie będzie się tak wlokła jak ten cholerny autobus z Krakowa. W sumie nie powinna się temu dziwić ani zbytnio tym denerwować zważywszy na koszmarną pogodę, która wymuszała na kierowcach wzmożoną ostrożność, ale tak się składało, że akurat spieszyła się do swojej biednej córeczki. Wcześniej planowała zahaczyć o dom w Ochotnicy i zostawić walizkę, ale zaraz się rozmyśliła. Musiała jak najszybciej trafić do tego zakichanego szpitala, dorwać któregoś z tych łapiduchów i wycisnąć z niego, co się da odnośnie stanu Justyny. Gdy tylko przeczytała wiadomości od brata w jednej sekundzie oblał ją zimny pot i zmiękły jej kolana. Przez chwilę była bliska omdlenia, dobrze, że jakiś starszy pan w porę zareagował i podtrzymał ją, a następnie pomógł usiąść, bo pewnie padłaby jak długa. Esemes dotarł do niej dopiero na lotnisku w Balicach, kiedy odbierała bagaż. Oczywiście na wstępie się poryczała z nerwów i żalu i nieważne, że wszyscy głupio się na nią gapili. Chodziło przecież o jej dziecko... niedawno prawie straciła syna, a teraz córka leżała w szpitalu pogrążona w śpiączce... Zanim doszła do siebie minęło piętnaście minut. W łazience zmyła rozmazany makijaż i poprawiła włosy. Porażona strachem nie potrafiła myśleć o niczym innym poza Justyną i Dawidem. Co będzie z jej biednym wnusiem, jeśli Justyna nie wybudzi się z tej śpiączki w najbliższym czasie? - Boże, przecież Dawid tego nie zniesie... - mówiła do siebie w duchu. Idąc do pociągu cały czas szlochała, a mijający ją ludzie dziwnie jej się przyglądali. Jakaś pani przejęła się i zapytała czy coś się stało, ale pokręciła przecząco głową. Czekała ją jeszcze długa jazda autobusem do Nowego Targu, na który ledwo zdążyła. W Krakowie też padało, ale nie tak mocno jak w całej południowej Małopolsce. To co zastała na miejscu przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Nie znosiła ulewnego deszczu, a wiatru jeszcze bardziej. - Takie są góry córciu, przywyknij do tego. Kiedy pokochas góry, pokochas i ten wicher i ten dysc - powiedział do niej kiedyś tatko. - Gdyby nie te twoje góry tatusiu to byś jeszcze żył - chciała mu odpowiedzieć. 

Ile razy pomyślała o ojcu zaraz ją brało na płacz. Zabił go piorun, gdy ratował dziewczynkę w Tatrach. Do teraz nie mogła się z tym pogodzić, dlatego nadal omijała góry szerokim łukiem. Nie mogła im wybaczyć, że zabrały jej tatę, a teraz kusiły syna. Jeśli jeszcze on zostanie tym ratownikiem to chyba zwariuje. Wcale nie przekonywało jej tłumaczenie brata, że chłopak jest bardzo rozsądny i świetny pod względem technicznym i na pewno da sobie radę nawet w trudnych warunkach ( nie dodał jedynie, że to nie Tatry i słusznie bo wiedział, że to nie ma znaczenia). - I co z tego Łukasz?  Nasz ojciec też był cholernie rozsądny,  świetny technicznie, jeśli nie najlepszy, a i tak zginął, bo zwyczajnie miał pecha! - krzyczała do słuchawki. Czasem brat doprowadzał ją czarnej rozpaczy tymi swoimi mądrościami. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to samo co tatę, mogło spotkać również jego, Janka czy Julka Zawadę. Mogła się założyć, że to Rafał wypuścił Łukasza, żeby ją do tego przekonał zamiast osobiście przyjść do własnej matki i powiedzieć co zamierza. Oj wypożyczy go sobie jak tylko odrobinę ochłonie. Pewnie skończy się to dziką awanturą, bo przecież syn nie odpuści tak łatwo. Był tak zafiksowany na te góry i ratownictwo jak jego dziadek, ojciec i Łukasz. Koniec świata z tą ich durną pasją, z tą miłością do ryzyka. Kiedyś ją szlag przez to trafi. Najbardziej przerażała ją myśl o tym, że gdy Dawid wyrośnie też będzie chciał zostać ratownikiem. Już teraz niesamowicie mu imponowało to, co robili wujkowie. Każdy z nich w tym także Janek Zuber coraz mocniej zarażali go swoją pasją. Zarówno Rafał jak i Justyna mieli tę wielką miłość do gór przede wszystkim po dziadku Tomaszu i nie była w stanie nic z tym zrobić. Gdy we wczesnym dzieciństwie zaczynali wędrowanie po Beskidach z Łukaszem i Wiktorem (nieżyjący mąż Judyty) nie oponowała, ponieważ wtedy to były zwykłe wycieczki bez narażania życia. Nigdy nie brali dzieci w miejsca, gdzie mogło dojść do nieszczęścia, szczególnie zimą. Wiedziała, że są pod najlepszą opieką. Ale praca w pogotowiu górskim to coś zupełnie innego niż takie wycieczki z PTTK u i doskonale o tym wiedziała. Tam nie ma zmiłuj, każdy z ratowników musi być gotowy na wszystko, stawić się na każde wezwanie naczelnika nawet w środku nocy często podczas najgorszej pogody i ryzykować swoje życie dla ludzi, którzy nie rzadko stawiali swoje życie na szali, nieraz kompletnie bezmyślnie. Świadomość, że jej syn ma ryzykować życie dla jakichś tępych kozaków, którzy mają niebezpieczeństwo głęboko w czterech literach była nie do zniesienia. Ciekawiło ją jak Kynia się na to zapatruje, czy też boi się puścić Rafała do pogotowia. Jeszcze nie rozmawiała z nią na ten temat, ale zamierzała to wkrótce zrobić. Miała nadzieję, że choć ta urocza góraleczka ją zrozumie i wesprze, gdy zajdzie potrzeba. Kochała tego wariata jej syna do szaleństwa, choć potrafił nieraz ostro dać w dupę i doprowadzić do szału niemal każdą kobietę. Krakus od zawsze był krnąbrny, pyskaty i uparty jak cholera. Nie miał tego po niej ani po Wiktorze, prędzej po Łukaszu, który w jego wieku był dokładnie taki sam. Aż dziw, że przyjęli tego harpagana do pogotowia, z takim temperamentem i ciętą gadką powinien być raczej politykiem albo dziennikarzem telewizyjnym.   






  • Łukasz! - zawołała do brata, który stał przed budynkiem szpitala i rozmawiał przez telefon, jednak zanim do niego doszła zdążył schować komórkę do kieszeni ciemnej marynarki. Musiała przyznać, że jej braciszek prezentował się świetnie nawet w dżinsach i zwykłej koszuli w szkocką kratę bez krawata (dziś miał na sobie gładką, jasnoniebieską niebieską rozpiętą pod szyją). Był przystojnym zadbanym mężczyzną w średnim wieku, który w porównaniu do niej nie miał na głowie ani jednego siwego włosa,  chociaż jego praca zaliczała się raczej do tych stresogennych. Zazdrościła mu, że wyglądał na dużo młodszego niż był w rzeczywistości, ona też by tak chciała. Aż dziw, że taki facet nadal był sam, a przynajmniej tak jej się wydawało. Gdyby miał kobietę to zaraz by się pewnie o tym dowiedziała od Justyna albo Sylwii.  
  • No cześć siostra, w końcu dotarłaś. Byłem ciekaw ile czasu ci to zajmie odkąd dostałaś mojego esemesa. - Figła był śmiertelnie poważny, a nawet rozdrażniony. Po ostatniej kłótni z Judytą miał serdecznie dość i nie zamierzał się wdawać w następną. 
  • Ja ci dam w końcu dotarłaś. Ja chce wiedzieć dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu? Dzwoniłam do ciebie chyba z pięćdziesiąt razy... braciszku. 
  • No widzisz, a ja liczyłem na to, że to ty zaraz zadzwonisz jak tylko dostaniesz moją wiadomość. 
  • Aaaah przepraszam, zapomniałam, że jaśnie pan naczelnik nie ma czasu do mnie dzwonić ani odbierać połączeń, bo ciągle ma coś pilnego do załatwienia. Robota dosłownie ci się pali w rękach braciszku. 
  • Nie zaczynaj znowu - warknął na siostrę Figła. Mógłby ją udusić za te złośliwości. Już dawno zaczęło mu się ulewać. - Ile jeszcze będziesz się nade mną pastwić, że wziąłem stronę Rafała?! 
  • To jest mój syn do cholery i boję się o niego. Potrafisz to zrozumieć? - Nie chciała się na niego wydzierać, ale nie mogła pohamować gniewu. Rafał robił się dokładnie taki sam jak jego stryj i to ją doprowadzało do szewskiej pasji.  - Nie zapominaj, że ostatnio prawie zginął w tych waszych górach. 
  • Nie zamierzam się więcej z tobą o to kłócić. Twój syn jest dorosły i nie możemy mu niczego zabronić. Koniec tematu Judyta. - Popatrzył na siostrę z politowaniem. 
  • To się jeszcze okażę Łukasz, a teraz bądź tak łaskawy i zaprowadź mnie do Justyny - burknęła rozdrażniona Judyta. Nie cierpiała jego bezczelnych gadek i złośliwego uśmieszku. 
  • No dobra to idziemy, chodź. -  Powiedziawszy to Łukasz odwrócił się do niej plecami i zaczął wychodzić po schodach.  Ton jego głosu był szorstki. Czuł, że jeszcze jedno jej słowo i go trafi na miejscu. 
  • Mógłbyś być dla mnie bardziej wyrozumiały - marudziła idąc za nim.  
  • Naprawdę się staram siostrzyczko - powiedział nie odwracając się do niej. 
  • Byłeś chociaż na miejscu wypadku? - Judyta z trudem powstrzymywała się przed kolejnym wybuchem płaczu. Nie, nie teraz, nie może przecież cyrkować przy Łukaszu. Popłacze sobie, kiedy już będzie przy łóżku córki. Musi wytrzymać, choć żal dosłownie ją dławi i przygniata.
  • Był tam mój zastępca Zawada, to on kierował akcją. Ja miałem akurat wolne i zajmowałem się Dawidem z małą pomocą Kyni. Specjalnie wziąłem trzy dni urlopu, żeby Justyna mogła, choć na trochę się wyrwać z domu. Poszła z Zuberem. - Figła obdarzył Judytę ironicznym uśmiechem. - Justyną zajął się Zawisza, najlepiej jak potrafił. Nasz nowy ratownik i świetny spec od pierwszej pomocy. - Zatrzymali się przed głównym wejściem do budynku. Drzwi były rozsuwane. 
  • Ty i urlop od pogotowia? No nie Łukasz, błagam cię... - popatrzyła na niego tak jakby mu urosła druga głowa. Wierzyć jej się nie chciało, że jej zaharowany brat zna takie pojęcie jak urlop. Harówka owszem, ale urlop?  - W życiu w to nie uwierzę. 
  • Wierz sobie w co chcesz - powiedział i wszedł do środka, gdy drzwi się rozsunęły. Siostra szybko podążyła za nim. Od razu popędzili w kierunku wind. 
  • Chcesz powiedzieć, że całe trzy dni siedziałeś z młodym w domu? - Judyta nadal wpatrywała się w brata z niedowierzaniem. Czekali na windę. -  I co robiliście przez ten czas? 
  • Najlepiej zapytaj o to Dawida. On ci wszystko dokładnie opowie.  - Figła skrzyżował ręce na piersi. 
  • Zrobię to na pewno. Wsiadaj. - Wskazała ręką windę, która otworzyła się przed nimi niczym sezam przed Ali - babą. 
  • Potrafię się jeszcze zająć dzieciakiem - zapewnił ją Łukasz wsiadając za siostrą do pustej windy. Nacisnął trojkę, ponieważ neurologia znajdowała się na trzecim piętrze.  
  • Zakładam, że Dawid nie jest tak skomplikowany jak twoja nastoletnia córka - rzuciła do brata, kiedy kabina ruszyła do góry. 
  • No fakt, ten to po prostu anioł wcielony, ale jak tylko pojawiła się Wasiakowa zaraz urosły mu rogi i ogon. Myślałem, że się pod ziemię zapadnę jak jej pojechał, że jest nawiedzoną ograniczoną babą i że wywiozą ją na taczkach. Uciekła od nas prędzej niż diabeł przed święconką. - Mówiąc to Figła gapił się w sufit windy. 
  • Dawid powiedział coś takiego Wasiakowej? - Judyta była w szoku. W ogóle nie chciało jej się w to wierzyć, ponieważ nie od dziś wiedziała, że jej wnuk okropnie bał się Wasiakowej i zawsze się przed nią chował do kąta. 
  • Młody podsłuchał jak twój syn mówił coś takiego Jankowi.  Powiedział jej wprost, że to słowa wujka Rafała. 
  • No to pięknie. - Po tych słowach westchnęła głęboko, a zaraz potem dodała. - Ta baba jest całkowicie nieobliczalna. 
  • No właśnie. Nie chciałbym być w skórze Rafała jak go to babsko dopadnie - rzucił do siostry, gdy wysiadali z windy. Znaleźli się w korytarzu, który doprowadził ich do sporej wielkości holu. Musieli przejść cały, żeby dostać się na neurologię.  Po ostatnim remoncie piętra układ korytarzy trochę się zmienił. 
  • Mógłby uważać na to, co gada, zwłaszcza przy Dawidzie, który ma teraz fazę na powtarzanie wszystkiego, co usłyszy - zdenerwowała się Judyta. Coraz bardziej wkurzał ją ten niewyparzony jęzor Rafała. Tyle razy go prosiła i upominała, żeby nie przeklinał, a ten swoje. 
  • Też miałem kiedyś taki niewyparzony jęzor jak on. - Nie chciał się przyznawać siostrze, że też rzucił mięsem przy młodym, a on to powtórzył przy Wasiakowej z szerokim uśmiechem na ustach. Dopiero by mu nagadała. 
  • Powiedziałabym, że nadal jest niewyparzony, ale to pewnie tylko moje zdanie - skwitowała złośliwie Orzecka. Zatrzymała się przed drzwiami oddziału neurologicznego, które były zatrzaśnięte. Musieli zadzwonić do dyżurki, żeby im otworzyli.  
  • Nie śmiem się z tobą sprzeczać. - Sięgnął palcem do guzika przy szklanych drzwiach i zadzwonił. 
  • Powiedzieliście już młodemu co się stało Justysi? - Judyta zrobiła się jeszcze bardziej poważna. Bardzo martwiła się o swojego wnuka. Młody prawie nie rozstawał się z matką na dłużej niż pół dnia. Bała się, że dłuższa rozłąka z Justyną może go znów rozstroić nerwowo i sprawić, że odżyją dawne zaburzenia. Oby jak najszybciej się obudziła i wróciła do domu. 
  • Kynia mu powiedziała... wczoraj wieczorem. - Figła znów użył dzwonka na dyżurkę. - Podobno okropnie się przestraszył i dłuższą chwilę płakał, ale po rozmowie z Calvinem zaraz się uspokoił i zasnął. Anglik czuwał nad nim prawie całą noc. 
  • Calvin wrócił? - Ta wieść sprawiła, że jej serce przyspieszyło. Nikt poza nią i Bogiem nie wiedział jak ten facet na nią działa i lepiej żeby nikt nie rozszyfrował jej pragnień. Gdyby jej bliscy się dowiedzieli, że to z powodu silnego pociągu do Anglika rzuciła Jacka mogłoby się zrobić bardzo nieprzyjemnie. Ani Justyna ani Rafał by jej tego nie wybaczyli. Ona sama nie mogła sobie wybaczyć, że tak paskudnie obeszła się z Jackiem, który był naprawdę cudownym mężczyzną i zasługiwał na prawdziwą odwzajemnioną miłość. Tymczasem ona głupia kretynka narobiła mu nadziei i zostawiła z niczym, bo jak wściekła pragnęła Calvina, faceta, który absolutnie nie mógł być jej kochankiem z wiadomych powodów. Wolała żeby jej dawny ukochany nigdy się nie dowiedział, że ma słabość do Coultera, bo mógłby pomyśleć, że to właśnie przez Anglika z nim zerwała, a w żadnym razie nie chciała żeby coś takiego ich poróżniło. Cud, że Jacek się nie zorientował, że w trakcie ich zbliżeń i wspólnych kąpieli myślami była przy tym młodym seksownym wyspiarzu... To by go z pewnością dobiło. 
  • Na szczęście tak. - Łukasz uśmiechnął się do niej półgębkiem. - Żebyś ty wiedziała jak się młody Orzecki ucieszył jak zobaczył Calvina. Kynia mówi, że nawet Rafała tak nie ściskał.  
  • Cal wie jak z młodym rozmawiać, a prócz tego daje mu też poczucie bezpieczeństwa i okazuje mnóstwo zainteresowania. - Judyta była tak poruszona tym, co usłyszała od brata, że drżał jej głos kiedy mówiła.  Mimowolnie dotknęła włosów, które były mokre i w nieładzie. Musiała wyglądać okropnie, ale to ją teraz najmniej obchodziło. Póki, co najbardziej liczyli się dla niej córka i wnuk. - Dawid bardzo tego potrzebuje. Jest w tym wieku, że bezwzględnie wymaga męskiej ręki, a Justyna mu ojca nie zastąpi. 
  • No ileż można czekać aż otworzą te cholerne drzwi? - Zirytowany Figła zadzwonił jeszcze raz. Stali pod tymi drzwiami już przeszło pięć minut i nikt się nie odzywał. Ledwo to powiedział i zaraz z oddziału wyszedł  jakiś siwy, wysoki lekarz w towarzystwie młodej lekarki. Byli zajęci rozmową, ale przytrzymali im masywne szklane drzwi. - O dziękujemy bardzo.  
  • Patrz Łukasz, to nasz Janek  - powiedziała do brata Orzecka, gdy zauważyła Zubera idącego korytarzem. Szedł powoli przytrzymując się ściany i wyglądał strasznie mizernie. Na jego poszarzałej twarzy malowały się jednocześnie ból i przygnębienie. Ten widok okropnie zatrwożył Judytę. Pierwszy raz widziała Janka w tak złym stanie fizycznym i psychicznym. - Co mu jest na litość boską? Czemu on jest taki... załamany? 
  • Trzymasz się jakoś Jasiu? - spytał zmartwiony Figła kiedy do nich podszedł. On dobrze wiedział, co dolega Zuberowi, a przynajmniej się domyślał. Musieli mu już powiedzieć o Basi i wyglądało na to że się podłamał. 
  • Szefie... - zaczął Janek półgłosem. Był potwornie załamany i wcale nie zamierzał tego ukrywać. To czego się dowiedział o swojej ukochanej jeszcze bardziej mu dowaliło. Gdyby nagle ją stracił oznaczałoby to dla niego koniec wszystkiego, bo nie wyobrażał już sobie bez niej życia... - Rano był u mnie Jacek i.... powiedział mi o Basi. Ona nie... - Nie mógł dokończyć, bo głos mu się załamał. Gotów był się znów rozryczeć tak jak rano przy Jacku, który przyszedł mu przekazać tą straszną wieść. 
  • Co ci powiedział Jacek? Jasiu... - Orzecka poczuła jak łzy lecą jej po policzkach. Nie nadążała ich ścierać. 
  • Bardzo mi przykro Zuber... Naprawdę. - Łukasz przygarnął Janka do siebie i mocno uściskał. Musiał dodać otuchy temu biednemu załamanemu chłopakowi, który zupełnie nie przypominał tego dzielnego i opanowanego ratownika jakiego widywał na co dzień w pogotowiu. 
  • Boże Jasiu... co się stało? Co z twoją Basią? - dopytywała się Judyta. 
  • Basia walczy o życie... na intensywnej terapii - odpowiedział drżącym głosem Janek. - Jest po ciężkim wypadku i ma małe szanse na przeżycie...  Ona... ona już nawet samodzielnie nie oddycha. 
  • O Jezu... - Przerażona Judyta zakryła usta dłonią, a potem objęła stojącego obok niej Janka i przytuliła tak mocno jak potrafiła. Nie wiedziała co mu powiedzieć, jak go pocieszyć. Nawet nie próbowała sobie wyobrazić jak się musiał czuć w takiej sytuacji. Basia była dla niego wszystkim, zawsze mógł liczyć na jej ogromne wsparcie w ciężkich chwilach. 
  • Jeszcze Justyna... jak ona się nie obudzi to ja nie wiem, co ze sobą zrobię. - Zuber złapał się za głowę, która nagle go rozbolała. 
  • Nie mów tak kochany, obudzi się - zapewniała Zubera. - Musimy wierzyć, że będzie dobrze z nią i z twoją Basią. 
  • Judyta ma racje, tak będzie - oświadczył twardo Figła. 
  • Jezu ciocia... to moja wina, że Justyna jest w tym stanie i bardzo cię za to przepraszam. Była ze mną w tych górach, a ja się oddaliłem i naraziłem ją na niebezpieczeństwo. Gdyby nie Zawisza byłaby pewnie w dużo gorszym stanie... - Zuber nie mógł się uspokoić. Było mu tak potwornie ciężko na sercu, że z trudem mówił i oddychał. - Przepraszam. 
  • Janeczku kochany,  uspokój się. - Judyta nie przestawała tulić Zubera i głaskać po głowie. Serce chciało jej pęknąć, gdy pomyślała, że mógłby jeszcze bardziej cierpieć. Czasem miała wrażenie, że ma dwóch synów, a Janek był tym bardziej wdzięcznym, rozważniejszym. 
  • Przepraszam was, ale chyba wrócę już na swój oddział. Muszę się trochę przespać - zdecydował Janek. Miał ochotę zasnąć i już się nie obudzić. Męczyły go rozmowy o tym, co się stało, szczególnie z matką, która od razu spanikowała i nie dało się z nią normalnie gadać oraz to że wszyscy wokół zmuszali go do pozytywnego myślenia. Jak miał myśleć pozytywnie, kiedy Basia była tak bliska śmierci? To przecież wysiłek ponad jego siły. Lekarz, który operował jego ukochaną prof. Andrzej Kautner od razu pozbawił go wszelkich złudzeń, był człowiekiem, który nigdy nie mówił rodzinom pacjentów o cudach, bo w nie nie wierzył. Był przede wszystkim człowiekiem nauki i realistą. 
  • Łukasz weź go zaprowadź na ten oddział, bo jeszcze się biedak po drodze przewróci - poleciła bratu przybita Judyta. 
  • Dobrze, oczywiście. Chodź Janek - Figła natychmiast objął Janka ramieniem i powoli ruszyli do wyjścia.  
  • Na razie chłopaki - rzuciła za nimi i pomachała. 
  • Niedługo będę z powrotem Judyta. Idź do Justyny, leży w szesnastce. - Po tych słowach Figła opuścił oddział neurologiczny wraz z Zuberem, którego lekko podtrzymywał. 


  • Boże, za co to wszystko, za co nas tak każesz? - mówiła półszeptem przybita Orzecka. Szła powoli jasnym korytarzem i rozglądała się za salą numer 16, w której miała znaleźć swoją córkę. Nagle zobaczyła dziewczynę Rafała wychodzącą z pokoju znajdującego się visa vie dyżurki pielęgniarek i zawołała do niej. - Hej Kynia, poczekaj na mnie. - Wlokła się ponieważ była osłabiona, nie miała już siły chodzić w tych pieprzonych szpilkach. Najchętniej by je zdjęła i wywaliła do pierwszego napotkanego kosza. 
  • Co się dzieje Judyta, źle się czujesz? - Krysie zaniepokoił kiepski stan ducha Orzeckiej, która ledwo trzymała się na nogach. Góralka miała wrażenie, że Judyta zaraz upadnie, więc szybko podbiegła do kobiety i podtrzymała ją.  Idąc pod rękę zbliżyły się do drzwi od pokoju Justyny, które były na tyle szeroko uchylone, że mogły zobaczyć, co się dzieje w środku. 
  • Janek powiedział nam o Basi, Kyniuś...  jestem załamana. - Patrzyła na dziewczynę syna przez łzy. Od ostatniej akcji z Rafałem nie czuła się tak fatalnie jak teraz. Justyna w śpiączce, Janek w rozsypce, a Basia... Za dużo tego wszystkiego. 
  • Ja też, pół nocy przeryczałam z tego powodu. Gdyby nie to, że miałam obok siebie Rafała, który cały czas mnie tulił i pomoc Calvina przy młodym to bym chyba zwariowała. Zupełnie wymiękłam wczoraj. 
  • Jak to dobrze, że już wrócili. Z nimi zawsze raźniej. -  Poruszona Judyta przerzuciła spojrzenie na Anglika, który siedział przy łóżku Justyny pochylony nad jej głową. Coś jej szeptał do ucha i czule głaskał jej rozpuszczone włosy. Ten widok tak ją chwycił za serce, że aż się popłakała. Jej ukochana córka nareszcie miała przy sobie wspaniałego, troskliwego i cholernie mądrego faceta, który naprawdę kochał ją i Dawida. Oboje mogli na nim polegać w każdej sytuacji. Nic dziwnego, że Justyna zupełnie oszalała z miłości do tego mężczyzny. 
  • Tylko dzięki Calvinovi Dawid jakoś się trzyma. Nie wiem, co byśmy bez niego zrobili. - Kyni też się łamał głos. To czego doświadczyła do tej pory niesamowicie ją przygniotło. Nagle poczuła dziwne przejmujące zimno ogarniające jej ciało i musiała się prędko objąć ramionami. Normalnie trzepało nią z zimna jak przy wysokiej gorączce, chociaż miała na sobie ocieplaną marynarkę. Może się cholera zaziębiła przez tą pogodę i dopiero teraz ją brało. - A ty wiesz, że Cal powiedział tutejszej oddziałowej, że jest mężem Justyny? Musiał bo by go do niej nie wpuściła. Mnie i Janka z miejsca pogoniła, z racji tego, że nie jesteśmy rodziną. Służbistka pieprzona. 
  • I dobrze jej powiedział - pochwaliła go Judyta. -  Wy też mogliście naściemniać, że jesteście jej rodzeństwem. 
  • Zobacz jak on ją kocha, jaki jest dla niej cudowny... Oby zawsze byli szczęśliwi. - Patrzyła na parę przyjaciół z radością i wzruszeniem. Żeby tylko Justyna szybko się obudziła i mogła się cieszyć obecnością swoich dwóch najukochańszych mężczyzn. 
  • Przy Marcinie nigdy by nie była szczęśliwa... nie miałaby na to żadnych szans. - Starsza Orzecka wytarła wierzchem dłoni mokre oczy i policzki. 
  • Nic mi nie mów o tym draniu, bo go w końcu zabije. Normalnie zatłukę go siekierą Henia jak się zbliży do Dawida albo Justyny choćby na metr. - Na wspomnienie byłego faceta Justyny w góralce się zagotowało, natychmiast odżyły przeżycia z tamtej nocy, gdy w domu Orzeckich pojawił się ten zbir od Marcina  - zapewne jego kumpel od siedmiu boleści. 
  • Ślicznie dziś wyglądasz Kyniuś - oznajmiła Judyta i delikatnie się uśmiechnęła. Faktycznie dziewczyna Rafała wyglądała nad wyraz pięknie i zjawiskowo w ciemno - zielonej modnie rozkloszowanej sukience z dekoltem karo. Na ramiona miała zarzuconą elegancką brązową marynarkę zamszu, sięgającą za biodra, do tego czarne czółenka na lekkim obcasie, a w uszach kolczyki z diamencikami - wkrętki. 
  • Dziękuję, ty też super wyglądasz, nawet bez makijażu. - Była pod wrażeniem ubioru Judyty  - idealnie wykrojony i dopasowany beżowy kostium fantastycznie podkreślał jej figurę. Jak na swój wiek wyglądała dość młodo. Ciemne regularne rysy twarzy, zielone duże oczy i kształt ust budziły apetyty mężczyzn. Wcale się nie dziwiła Jackowi, że wciąż za nią szalał. Miała wielką nadzieję, że on i Judyta jeszcze się zejdą. Byłoby szkoda zmarnować tyle lat znajomości. 
  • Gdzie tam mnie do ciebie kochana. Jesteś młoda i piękna, a ja... stara, coraz bardziej zgorzkniała, zaczynam zapominać, że istnieje inne życie poza pracą. Najlepsze lata już dawno za mną Słoneczko. - Faktycznie tak się ostatnio czuła - wypompowana, zmęczona pracą i przytłoczona smutkami, a do tego jeszcze ta francowata menopauza - tak jej doskwierała, że nawet seks nie był już dla niej taki przyjemny jak kiedyś...  Może to kara za porzucenie i zranienie Jacka? Pewnie już nigdy z żadnym mężczyzną nie zazna tego samego, co zaznała kiedyś z Jackiem. Coraz mniej pragnęła nowych związków, nowych facetów, bo szybko stawali się jej obojętni. 
  • Wiesz co Judyta? Może wejdź teraz do Justyny, póki nie ma tej szurniętej oddziałowej, a ja muszę lecieć do łazienki. Pęcherz mnie wykańcza. - Góralka puściła Orzecką, która oparła się o ścianę i skierowała kroki w stronę toalety, która na jej szczęście była blisko.   
  • Dobrze kochana. - Powiedziawszy to Judyta otworzyła szerzej drzwi i po cichutku weszła do sali. Choć nie miała w sobie zbyt wiele siły przemogła się i pospieszyła w stronę łóżka Justyny, żeby jak nareszcie ją zobaczyć. Kiedy już przy nim stanęła uśmiechnęła się do córki pogrążonej w spokojnym głębokim śnie i delikatnie pogładziła jej czoło upstrzone fioletowymi siniakami, których musiała się nabawić podczas upadku. Brakowało jedynie ślicznego uśmiechu na jej pełnych malinowych ustach, ale Judyta wierzyła, że i on wkrótce się pojawi. - Córuś, jestem przy tobie. Obudź się kochanie, bo cię potrzebujemy.  -  Tak się skupiła na córce, że prawie całkiem zapomniała o obecności Anglika, który nagle podniósł głowę i spojrzał na nią zmrużonymi oczami jakby raziło go światło lampy. Jego duża zgrabna dłoń spoczywała na drobnej dłoni Justyny, a jego palce splecione były z jej palcami. Jak zwykle wyglądał bardzo seksownie w czarnym podkoszulku mocno przylegającym do ciała, z krótkimi rękawkami i dekoltem w serek. Doskonale opinał jego klatkę piersiową i podkreślały podkreślał walory budowy ciała. 
  • Oooo cześć Judyta. Dobrze, że już jesteś. Ona musi poczuć twoją obecność. - Calvin powitał ją jak zwykle ciepłym uśmiechem. Szybko zwolnił krzesło, żeby starsza Orzecka mogła usiąść przy córce. Zanim jednak odszedł od łóżka pocałował ukochaną w usta, krótko, lecz bardzo czule. Wiedział, że ona to czuje i zapamięta. - Pewnie chcesz przy niej posiedzieć. Zajmij moje miejsce, a ja sobie trochę postoję. - Poprawił włosy, które odrobinę się rozwichrzyły kiedy się pochylił. 
  • Nie trzeba słoneczko, dziękuję. Nic mi nie będzie jak chwilę postoję.  - Pokazała mu gestem dłoni, żeby z powrotem usiadł, ale Calvin wolał stać. - Tak się cieszę, że wróciłeś... Wszyscy się cieszymy, a Dawid chyba najbardziej. 
  • Obiecałem mu, że wrócę szybko, ale nie udało się... wszystko przez te pieprzone zawirowania w moim życiu. - Spoważniał i posmutniał. Mocno zacisnął dłonie na poręczy łóżka - tak mocno, że aż poczuł ból - ten fizyczny był o niebo lepszy od bólu duszy, który czasem go trawił nocami. Miał kiedyś pacjentów (dorosłych),  którzy się okaleczali, żeby sobie ulżyć, bo nie wytrzymywali cierpienia psychicznego. Na szczęście jemu to na razie nie groziło. Wolałby jednak zapomnieć o ostatnim pobycie w Wielkiej Brytanii. -  Znalazło się kilka osób, które bardzo chciały żeby mi się jeszcze bardziej skomplikowało.  
  • Słyszałam, że cudownie się troszczysz o moje dwa skarby. - Judytę niezwykle poruszyło to co usłyszała od Anglika, jego szczerość była rozbrajająca jak zawsze. Wysiliła się na szeroki, ciepły uśmiech, na który zdecydowanie zasłużył za to co robił dla jej najbliższych. Rzadko spotykała na swojej drodze młodych mężczyzn pokroju Coultera albo Janka, którzy mieli w sobie jednocześnie tyle dobra i łagodności, a oprócz tego dobrze poukładane w głowie. Obaj byli pozbawieni egoizmu i typowej męskiej pychy, której ona u facetów zwyczajnie nie trawiła. -  Dziękuję ci za wszystko, co dla nas zrobiłeś Cal. Moje dzieci naprawdę mają wielkie szczęście, że cię spotkały. 
  • Raczej odwrotnie. To ja mam szczęście, że ich spotkałem. - Calvin podniósł głowę, spojrzał na matkę Orzeckich i znów się uśmiechnął. Nie przestawał gładzić dłoni Justyny, w końcu musnął ją wargami. - I w ogóle was wszystkich. Dziękuję, że przyjęliście mnie jak swojego. 
  • Kochany, u nas w górach to zupełnie normalne. - Mówiła ciepłym, pełnym entuzjazmu głosem. - Wprawdzie ja, Rafał i Justyna jesteśmy rodowitymi Krakusami, ale i tak płynie w nas góralska krew jak u reszty rodzinki. 
  • Justyna mówi, że jej braciszek całkowicie wdał się w swojego dziadka. - Mówiąc to patrzył z czułością na swoją piękną śpiącą Krakuskę. Nie mógł się już doczekać chwili, gdy otworzy oczy i na niego spojrzy. Tak bardzo tęsknił za jej cudownymi, zielonymi źrenicami, smakiem warg i czułością dotyków. Tam nad jeziorem, gdzie pierwszy raz się całowali ogarnęła ich taka namiętność, że całkiem odlecieli oszołomieni mocą swoich wzajemnych pragnień. To chwilowe szaleństwo, któremu wówczas ulegli i które mogli przedłużać w nieskończoność przyprawiło ich o niemały zawrót głowy.  Było to najbardziej intymne doznanie, jakiego kiedykolwiek doświadczył z kobietą. Pocałunki i pieszczoty zawsze były dla niego najpiękniejszą formą okazywania uczuć, wyrażały dużo więcej niż słowa.   
  • Trochę w dziadka, trochę w Łukasza. Taka wybuchowa mieszanka w sumie. - Teraz Judyta popatrzyła na córkę. Nie szczędziła jej czułości, chciała żeby Justyna wiedziała, że jej mama też przy niej czuwa. 
  • Jak go poznałem to od razu wiedziałem, że Krakus ma coś z górala, gdyż poza nim żaden inny Polak tak nie dokazywał na komendzie - oznajmił rozbawiony Calvin. - Tamci dwaj warszawiacy  którzy robią w archiwach Marcin i Paweł zwykle oponowali kiedy szef nazywał twojego syna góralem.  W końcu komendant się wkurzył i ostro im przygadał. Od tamtej pory nie dyskutowali z nim na temat tego, czy Rafał jest góralem czy nie. Nic nikomu do tego jak szef na niego woła. 
  • Z doświadczenia wiem, że z szefem się nie dyskutuje, bo szef zawsze ma racje, nawet jeśli ty uważasz, że jej nie ma. - Judyta mrugnęła do Calvina okiem. 
  • Coś czuje, że szefowi będzie bardzo brakowało Rafała. Z nas wszystkich to chyba tylko jego lubił, a całą resztę ledwie tolerował. Jak przyszliśmy mu powiedzieć, że odchodzimy z komendy to najbardziej pojechał właśnie po Krakusku. Takiej kwiecistej wiązanki, jaką wtedy usłyszał z ust naszego kochanego komendanta to już chyba nigdy od nikogo nie uświadczy. Gwarantuje ci. 
  • A tobie biedaku poskąpił wiązanki? - Skrzyżowała ręce na piersi i udawała zmartwioną. 
  • Mnie od razu dał krzyżyk na drogę, nie musiałem się nawet specjalnie trudzić... Dosłownie Judyta, facet wstał z fotela, zrobił ręką znak krzyża, a potem spojrzał na mnie tak, że już wiedziałem, że mam spierdalać z jego gabinetu i to najlepiej w podskokach.  Przepraszam za wyrażenie, ale u nas takie klimaty były na porządku dziennym. 
  • O Jezu, jakie to oryginalne. Doprawdy. - Mówiąc to patrzyła na niego z ogromnym zachwytem, którego nie szło powściągnąć za  żadne skarby. Za nic nie mogła oderwać wzroku od tych jego dużych niebieskich pełnych czułości i rozbawienia oczu - zwyczajnie tonęła w ich głębi za każdym razem, gdy ich spojrzenia się spotykały... Boże, chyba powinna zacząć unikać tego mężczyzny zanim zabrnie w coś, z czego już nie da się odkręcić. Zbyt wielką miała do niego słabość i naprawdę niewiele brakowało do tego, żeby się w nim zakochała. 
  • Miałem ci mówić, że pięknie dziś wyglądasz Judyta. - Nie mógł jej poskąpić komplementu, gdyż faktycznie robiła wrażenie i doskonale rozumiał wielkie zafascynowanie Jacka, ale dla niego najpiękniejszą i najwspanialszą kobietą na świecie była jej córka - to ją kochał i jej pragnął.
  •  Dziękuję ci... to naprawdę miły komplement. -  Judyta była lekko zmieszana.  Zupełnie nie spodziewała się takich słów z ust Calvina. To naprawdę ogromny komplement. Mało brakowało, a spłonęłaby jak nastolatka
  • A co tu się do jasnej wyprawia? Co to za posiadówka?  - zapytała szorstko siostra oddziałowa, która niespodziewanie wparowała do sali by przywołać ich do porządku. Była wysoką, tęgą brunetką w wieku 56 - ciu  o szarej ziemistej twarzy z wystającym podwójnym podbródkiem. Małe oczka ciskające błyskawice oraz grube czarne brwi sprawiały, że budziła postrach zarówno pośród personelu jak i odwiedzających. Ciemne włosy ściągnięte były w koka i starannie upięte na czubku głowy. - Kim pani jest dla pacjentki? 
  • Jestem jej matką  - wyjaśniła szybko matka Justyny. Zdawała się być lekko zmieszana ostrą reakcją pielęgniarki . - Nazywam się Judyta Orzecka. 
  • Aha, w takim razie pani sobie tu chwilkę posiedzi, a tego pana poproszę o wyjście na korytarz - rzuciła do nich tonem nieznoszącym sprzeciwu. 
  • Naprawdę muszę wyjść? - Calvin popatrzył na pielęgniarkę błagalnie licząc, że ta sztuczka pomoże, ale się przeliczył i to srogo. Kobieta przeszyła go lodowatym spojrzeniem i tupnęła nogą chcąc mu pokazać jaka jest groźna. Cud, że go od razu nie chwyciła za łachy i nie wywaliła z pokoju. Oj przydałby im się teraz Łukasz ze swoim zniewalającym uśmieszkiem i szerokimi znajomościami. Jego sztuczki działały zapewne na wszystkie oddziałowe w tym szpitalu. Miał facet sposób na kobiety, trzeba było mu to przyznać. 
  • Musi pan, na sali może przebywać tylko jedna osoba odwiedzająca i koniec. - Ton oddziałowej był jeszcze bardziej nieprzyjemny. - Mamy tu pewne zasady proszę pana.  
  • No dobra, niech pani będzie. - Niezadowolony Coulter sięgnął po swoją skórzaną kurtkę zawieszoną na oparciu krzesła, a następnie pochylił się nad Justyną, żeby ją pocałować. Oczywiście przeciągał to całowanie ile się dało - nie mógł być już chyba bardziej złośliwy. Przerwał dopiero, gdy pielęgniarka zaczęła nerwowo chrząkać. - Co pani taka zła jak osa? Musiałem się porządnie pożegnać z żoną. Pewnie jej już dziś nie zobaczę - powiedział do oddziałowej, którą właśnie mijał w drodze do drzwi wyjściowych. W końcu mrugnął do niej okiem filuternie. 
  • Niech pan sobie nie myśli, że mnie zmiękczą te pana urokliwe spojrzenia i inne fiku myku. Już tu dziś był taki jeden czarodziej i też mu nie wyszło. - Szefowa pielęgniarek wymierzyła w niego palec wskazujący. Żaden facet nie był w stanie jej zmiękczyć, nawet Ordynator Raczek. 
  • O rety, chyba nawet wiem kto. - Calvin wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Judytą, a ta od razu się domyśliła, że chodzi o jej brata i zaczęła się śmiać pod nosem. Doskonale wiedziała, że Łukasz lubi czarować pielęgniarki i w ten sposób egzekwować różne rzeczy. 
  • Żegnam pana! - warknęła na Calvina pielęgniarka i wskazała palcem drzwi. Jej cierpliwość do tego faceta już dawno się wyczerpała. Wyjątkowo działał jej na nerwy. Tak samo ten cały naczelnik pogotowia górskiego, Łukasz Figła. Paskudny impertynent z niego. 
  • Ale zaraz, siostro, Calvin jako mąż ma chyba prawo być przy niej cały czas - zaoponowała wkurzona Judyta. Nie mogła pozwolić, żeby ta wredna baba go wykurzyła. Justyna na pewno będzie chciała go zobaczyć, gdy się obudzi, a on tylko na to czekał.  - Dopiero niedawno się pobrali. 
  • Mąż się już nasiedział przy niej za wszystkie czasy proszę pani, a jak trochę potęskni to mu się nic strasznego nie stanie. Poza tym chyba nie muszę pani, kobiecie doświadczonej życiem tłumaczyć tego, że jak się chłop natęskni i wypości to potem seks jest dużo lepszy. Wiem co mówię kochaniutka... Z trzema mężami to przerabiałam. 
  • Pani tak na serio z tym postem od seksu czy tylko tak straszy? - zapytał ubawiony Anglik i zaczął się śmiać na całego. - Jeśli o mnie chodzi to już się napościłem wystarczająco i nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam. W tęsknieniu też mam niezłą zaprawę. 
  • Wyjdzie pan wreszcie na ten korytarz czy mam wzywać ordynatora i ochronę? - ponagliła go zirytowana oddziałowa. 
  • Okej, już mnie nie ma - powiedział Coulter i natychmiast opuścił sale. Nadal dzierżył w dłoniach kurtkę.  
  • Nie ma pani serca dla niego. On... - Nie dokończyła, ponieważ oddziałowa weszła jej zdanie. 
  • Wystarczy, że pani ma - skwitowała złośliwie pielęgniarka. - Czy córka wie, że robi pani maślane oczka do jej faceta? Oooo niech pani nie udaje, że nie wie o czym mówię. Wiem, co zobaczyłam jak tu weszłam. Prawie go pani pożerała wzrokiem. 
  • Jak pani śmie tak mówić?! - wkurzyła się starsza Orzecka. Jej twarz płonęła od gniewu.
  • Wie pani co? Generalnie nie widzę nic dziwnego w tym, że lubi pani młodych seksownych, pełnych energii facetów takich jak ten czaruś, co go przed chwilą stąd wypędziłam. To całkiem normalne, moja starsza siostra też leci na dużo młodszych. - Po tych słowach teatralnie zniżyła głos do szeptu. - Ale żeby zaraz wyrywać swojego zięcia? Przesada. 
  • Czy pani już całkiem zwariowała? - W Judycie dosłownie się gotowało. Miała nadzieje, że Justyna tego nie słyszała. Kynie by chyba trafiło jakby się dowiedziała, że nie przestała marzyć o facecie własnej córki. 
  • No no, tylko bez obelg kochaniutka. - Oddziałowa pogroziła Judycie palcem. 
  • To pani mnie obraża i na pewno zgłoszę to dyrekcji - zagroziła jej wściekła Judyta. 
  • Halo, co jest grane, co to za krzyki?  - zapytał Łukasz, który niespodziewanie zaglądnął do pokoju Justyny. Z miejsca obrzucił Judytę i stojącą obok niej siostrę oddziałową spojrzeniem pełnym konsternacji. Próbował zrozumieć, o co im poszło. - Oooj pani Celino, coś mi się zdaje, że znowu pani kogoś terroryzuje.  
  • Co pan powiedział panie Łukaszu? Że niby ja tu kogoś terroryzuje? - Oddziałowa zrobiła się czerwona na twarzy, wręcz gotowała się ze złości. Miała ogromną ochotę dać temu Figle po łbie, tak żeby ją popamiętał na zawsze. Kolejny raz tego dnia wyprowadził ją z równowagi swoimi durnymi gadkami. - Niech szlag trafi. 
  • A co, może nie? - Figła uśmiechnął się kpiąco do pani Celiny, po czym zerknął na stojącego za jego plecami Anglika i pokręcił głową.  - Do pani to lepiej bez wideł i dzidy nie podchodzić. 
  • Chryste Łukasz... aleś teraz przywalił. - Calvin starał się zachować powagę i nie roześmiać się na głos, co było w tej sytuacji cholernie trudne. Brat Judyty faktycznie potrafił nieźle lawirować na granicy, jeśli chodziło o relacje z kobietami. W życiu by go nie nie podejrzewał o takie igranie z ogniem. On sam z własnego doświadczenia wiedział, że nie z każdą kobietą można tak wojować. 
  • Coś podobnego! Niech pan lepiej uważa naczelniku, żeby ordynator Raczek nie sterroryzował pana, bo wówczas skończy się na tym, że więcej pan na ten oddział nie wejdzie! - rzuciła do Łukasza rozłoszczona Celina. - A teraz jazda stąd, pókim jeszcze dobra. Natychmiast.  Nie mam ochoty więcej pana oglądać. 
  • Słyszysz braciszku? Zwijaj się stąd, bo nie mam zamiaru cię potem odwiedzać na chirurgii. - Judyta obdarzyła brata surowym spojrzeniem. Niepotrzebnie się wtrącał do jej sporu z Celiną. Sama by sobie poradziła.  
  • Zatem żegnam panią i życzę miłego popołudnia. I proszę pamiętać, że co złego to nie ja.  - Łukasz skłonił głowę na pożegnanie i prędko się wycofał z pokoju na korytarz, a potem rzucił do Anglika na odchodnym. - Będę u Janka, Calvin. Jakby coś się zmieniło u naszej Justyny to zaraz dajcie mi znać. 
  • Jasne Łukasz, do zobaczenia - powiedział Calvin i zerknął na zegarek. Było dokładnie piętnaście po drugiej. Trochę go mdliło z głodu, bo od rana niewiele zjadł. Kiedy rano wstał w ogóle nie miał apetytu, więc wsunął tylko kromeczkę i to było całe jego śniadanie.  Dawid też nie chciał jeść, zostawił więcej niż pół miski owsianki. Chciał jechać z nim i z Kynią do szpitala zobaczyć swoją mamę, ale nie było to możliwe, ponieważ miał kaszel i gorączkował, musieli znów zamówić wizytę lekarza w domu.  Anglik potrzebował sporo czasu, żeby uspokoić synka Justyny i wytłumaczyć mu, że chory nie będzie mógł wejść do mamy. Nie było to łatwe ani dla Dawida ani dla niego, który doskonale go rozumiał, bo sam miał podobne doświadczenia w dzieciństwie. 
  • Calvin widziałeś, gdzieś Kynie? - spytała zaniepokojona Judyta. Wyszła do niego na korytarz, ponieważ pielęgniarka wyprosiła ją na moment z pokoju - musiała zająć się pacjentką, założyć nową kroplówkę, podać leki. - Poszła do łazienki, zanim weszłam do Justyny, więc powinna już dawno wyjść.  Mam nadzieję, że nic jej nie jest.  
  • Mogę się przejść po oddziale i rozejrzeć za nią. Może gdzieś usiadła i zasnęła, jest przecież cholernie niewyspana. Nie zdziwiłbym się gdyby tak było. - Zaniepokojony nagłym zniknięciem góralki Brytyjczyk odczuwał silną potrzebę szybkiego działania. Musiał przynajmniej spróbować zapobiec kolejnemu nieszczęściu. Tak jak Judyta nie widział Kyni, odkąd wyszła z pokoju przyjaciółki. Zamierzał sprawdzić, czy nie ma jej czasem w świetlicy, która znajdowała się tuż przy wyjściu z oddziału pod numerem 2, po lewej stronie korytarza. Zapamiętał, że była tam wygodna sofa, na której mogłaby się wyłożyć. 
  • To ja sprawdzę czy nie ma jej w tej łazience - oświadczyła Judyta i nie zwlekając ruszyła na poszukiwania, jednak zanim dotarła do celu dziewczyna Rafała zdążyła już wyjść z łazienki i spotkały się przy drzwiach. Od razu zawołała Calvina, żeby się wrócił. 
  • Przepraszam, że wam napędziłam stracha, ale... - Kynia przesunęła się trochę w lewo i oparła plecami o ścianę, żeby nie upaść, bo nogi miała jak z waty. Jej twarz była biała jak ściana, oczy zaczerwienione, a ona nadal trzęsła się jak osika. - Normalnie nie mogłam wyjść z kibla, bo ciągle rzygałam. Koszmar. 
  • Oj Kyniuś, chyba cię bierze jakieś choróbsko. Ledwie na nogach stoisz. - Judyta przyłożyła jej do czoła swoją dłoń, żeby sprawdzić czy nie ma gorączki, ale okazało się chłodne. - Trzeba będzie postawić bańki, żeby się szybko pozbyć cholerstwa.  
  • Możliwe, że złapałaś coś od Dawida, on też od rana kaszle i smarka - odezwał się zdyszany Anglik, który przed momentem do nich dołączył. 
  • Ale kochani ja... ja nie jestem chora - zaprzeczyła Krysia i od razu się zarumieniła jak nastolatka, którą dorośli przyłapali na całowaniu z chłopakiem. - Jestem w ciąży. Czujecie bluesa? 
  • W ciąży... ? - powtórzyła za nią podniecona Judyta. Już się cieszyła na kolejne wnuczątko. - Skąd wiesz, że jesteś w ciąży? Robiłaś już test kochanie? 
  • Tak Judyta, jestem w ciąży? Na sto procent. - Sięgnęła do kieszeni marynarki po test i podała go przyszłej babci. W okienku na białym tle jawiły się dwie wyraźnie czerwone kreski.  - Widzisz? 
  • Boże... to cudownie - zachwycała się Judyta. Jej twarz jeszcze bardziej się rozpromieniła ze szczęścia. Ta wspaniała wiadomość sprawiła, że jej biedne zbolałe, choć serce na chwilę zaznało ukojenia. Jej ukochany synek w końcu będzie miał dziecko, niesamowite! 
  • Ooooo kurde Kynia, aleeee super, gratuluje wam!  - ucieszył się Anglik. Szeroki uśmiech znów rozpromienił jego twarz. To była pierwsza miła wiadomość tego dnia. Postanowił mocno uściskać lekko zszokowaną i wystraszoną góralkę. On też był zszokowany, kiedy Lucy mu oznajmiła, że będzie ojcem, a później oszalał ze szczęścia, kiedy urodziła im się Connie. Czy byłby w stanie zdecydować się na kolejne dziecko, tym razem z Justyną, po tym jak stracił swoją najdroższą na świecie córeczkę? Kolejne takiej straty by już nie zniósł... Póki co bał się nawet pomyśleć o tym, że pewnego razu jego ukochana Krakuska zwyczajnie zapyta czy chce mieć z nią dziecko.  A może wcale tego nie chce. 
  • No zobaczymy czy przyszły tatuś się ucieszy. - Powiedziawszy to Kynia rozryczała się na dobre. Z jednej strony mocno ją to oszołomiło, a z drugiej wciąż nie dowierzała, że będzie miała dziecko z Rafałem... Może nie powinna się niczego obawiać, bo w końcu wierzyła w jego miłość i w to, że potrafi być dojrzałym i odpowiedzialnym za swoje czyny facetem. Trudno się w sumie dziwić takiemu młodemu mężczyźnie, jeśli się odrobinę wystraszy tego co ich czeka za dziewięć miesięcy, ona sama się tego bała. Dopóki małe się nie urodzi będą mogli do woli cieszyć się sobą i częstym seksem, który nie grozi kolejną ciążą. Justyna nieraz mówiła, że takie są plusy bycia w ciąży jak się ma fajnego kochającego mężczyznę. O minusach prawie nie wspominała. 
  • Niech spróbuje się nie ucieszyć to mu tak skopie dupę, że się nie pozbiera do następnej Wielkanocy - zapewnił Coulter, którego również ogarnęło wielkie wzruszenie.  - Nie martw się Kynia, zapewniam cię, że będziemy go wszyscy ogarniać, gdyby mu przyszło do głowy stchórzyć i nawiać. Jak naważył piwa to musi go teraz wypić. 
  • Dzięki Cal, jesteś naprawdę kochany. - Kynia popatrzyła na niego przez łzy. Świadomość, że w razie jakichkolwiek problemów  Anglik ogarnie Krakusa była bardzo budująca. Nikt poza nim nie potrafił postawić Rafała do pionu, taka była prawda. - W sumie oboje naważyliśmy tego piwa. Za mało ostrożności. 
  • Za mało ostrożności? Kynia... Tak naprawdę nie ma skuteczniejszego środka antykoncepcyjnego niż całkowita abstynencja. Wszystkie inne środki dają jedynie 99 % gwarancji.
  • Niestety masz sto procent racji - zgodziła się z nim góralka. 
  • Czasem wolałbym jej nie mieć wcale. Wierz mi. - Calvin przestąpił z nogi na nogę. Nagle zabrzęczał telefon w jego kieszeni w jeansach. Wyjął go szybko i zerknął na ekran. Przyszła wiadomość od Rafała, którą przekazał Judycie, ponieważ jej dotyczyła. - Słuchaj Judyta, twój syn napisał, że Dawid chce żebyś do niego jak najszybciej przyjechała. Już od godziny stoi w oknie, nie chce przyjąć leków ani nic zjeść. Dopóki się nie zjawisz strajk głodowy będzie trwał. A teraz uwaga czytam kolejnego esemesa. Nie wysyłajcie negocjatora, to nic nie da. Podpisano Dawid Orzecki  - Gdy skończył czytać wiadomości od Krakusa spojrzał na swoje towarzyszki i znów się roześmiał.  - No pięknie, to się nazywa wymuszenie. 
  • Nie wytrzymam - oświadczyła góralka i parsknęła śmiechem. 
  • Ciekawe skąd oni wiedzą, że już przyleciałam? - Judyta też była nieźle ubawiona smsem od Krakusem i pomysłami wnuka. Był najbardziej błyskotliwym pięciolatkiem na świecie. 
  • Pewnie od Łukasza - powiedziała Kynia. 
  • No dobrze Calvin, napisz proszę Rafałowi, że zaraz do niego zadzwonię - poprosiła Judyta i zanurzyła dłoń w torebce. Jak zawsze miała problem ze znalezieniem komórki. Po trzech minutach intensywnego grzebania w torebce w końcu znalazła swój telefon. Prędko wyszukała numer syn i przyłożyła telefon do ucha. W oczekiwaniu na połączenie oznajmiła Kyni i Calvinovi, że zaraz wraca i ruszyła przed siebie żwawym krokiem.  
  • Założę się, że pewnie już ze sto razy za nią wydzwaniali - odezwała się dziewczyna Krakusa. Patrzyła za oddalającą się matką Orzeckich. Była ciekawa czy wytrzyma i nie wypapla od razu synowi, że za dziewięć mieszków będą mieli cudownego brzdąca. Sama chciała mu to przekazać. 
  • Znając młodego to pewnie tak - Calvin schował ręce do kieszeni w dżinsach. Nie przestawał się uśmiechać. Jego też Dawid potrafił rozbawić, czasem nawet do łez. - Nie odpuści babci za nic w świecie. 
  • Panie Coulter... żona się obudziła i chce, żeby pan do niej przyszedł - zwróciła się do niego oddziałowa, która nagle pojawiła się w otwartych drzwiach. Ton jej głosu był dziwnie ciepły i łagodny, a nie szorstki jak przedtem. Mogło się wydawać, że mówi do niego zupełnie inna osoba. - Proszę do niej iść, a ja lecę po doktora Walczyka. Musi dokładnie zbadać panią Justynę. 
  • Co pani mówi? - Anglik nie był pewny czy to co słyszy faktycznie jest prawdą czy tylko mu się śni, więc stał przed tą kobietą niczym słup soli i głupio się na nią gapił zamiast lecieć od do swojej ukochanej. - Justyna się obudziła? Niemożliwe. 
  • Leć do niej Angliku, prędziutko - ponagliła go uradowana Kynia. Natychmiast poczuła się lepiej, momentalnie zapomniała o swoich paskudnych dolegliwościach.  Nagle uwierzyła, że jeszcze będzie dobrze. Może Basi też się poprawi... Musi!  Musi przeżyć dla Zubera, a także dla swoich dwóch przyjaciółek. - No leć! 
  • Lecę - powiedział uszczęśliwiony Coulter i wpadł do pokoju Krakuski niczym torpeda. 

Dziękuję Wam serdecznie za odwiedziny, komentarze :) Bardzo się cieszę że Jesteście 

Miłej lektury, mam nadzieję, że ten odcinek trochę lżejszy. 

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet Drogie Blogerki.