Proza, góry i muzyka

czwartek, 23 stycznia 2020

Z cyklu Kasine pisanie : Idąc pod prąd 16

Rozdział 16

Ochotnica Dolna - maj 2018




Justyna znalazła brata na piętrze. Siedział na schodach i trzymał się oburącz za głowę jakby go bolała. Patrzył wprost przed siebie. Gołym okiem było widać, że jest w fatalnym nastroju, że coś go mocno trapi. Spędził w samotności dobre czterdzieści minut, gdyż potrzebował ochłonąć po ostrym spięciu z Łukaszem, który wkurzył go swoim czepianiem się i wymyślaniem bzdur. Przez chwilę miał ochotę go zamordować. Gdyby nie to, że był jego bliskim krewnym porządnie by mu przyłożył. Ostatecznie zgromił go chmurnym spojrzeniem i pobiegł na górę, gdzie dalej walczył z  trawiącym go gniewem. Był tak strapiony tym wszystkim, że nawet nie zauważył, że jego siostra z Dawidem już wrócili do domu. O tym, co zaszło podczas jej nieobecności opowiedział  Justynie wujek Heniek, wiedziała zatem, że Ewelina jest u nich w domu. Bardziej ją to zdziwiło niż przeraziło,  można powiedzieć że przyjęła to ze stoickim spokojem. Była chyba ostatnią osobą, która podejrzewała siostrę Marcina o jakieś niecne zamiary względem ich rodziny. Sto razy gorsze było to, że nadal ktoś nastawał na życie Rafała. Łukasza już nie było, bo wyszedł zanim przyszła. Pojechał do siedziby pogotowia w Rabce ponieważ miał tam coś ważnego do załatwienia, coś czego nie dało się odłożyć na potem. Takich pilnych spraw miewał ostatnio na pęczki, a  babcia Jasia jak na troskliwą matkę przystało ciągle nagabywała syna na wzięcie urlopu. Uważała, że lada moment ta praca go zajeździ na amen. 


  • Hej bratku, trzymasz się jakoś? - Zmartwiona Justyna usiadła obok Rafała na schodach i położyła mu rękę na ramieniu. 
  • W ogóle - odparł półgłosem. Był cholernie zdołowany.  Miał ochotę zniknąć na długo. Nie czuł się tak źle od tamtej kłótni z mamą i Justyną. - To co się ostatnio dzieje jest chore i powoli zaczyna mnie przerastać. 
  • To w końcu minie i będzie lepiej. Zobaczysz. - Justyna wpatrywała się w rozgoryczonego brata. Wreszcie ich smutne spojrzenia się spotkały. 
  • Mam wrażenie,  że ciąży na mnie jakaś pieprzona klątwa. - Rafał uderzył pięścią w ścianę obłożoną buazerią.  Aż się zatrzęsły wiszące na niej drewniane antyramy. Włożone do nich czarno białe zdjęcia przedstawiały radosnych członków rodziny Orzeckich w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. 
  • Błagam cię. - Justyna przewróciła oczami. Na jej zatroskanym obliczu zagościło na moment rozbawienie. - Co za bzdury. 
  • Za co bym się nie wziął to wszystko schrzanię. - Rafał podrapał się po przedramieniu. Grymas zdobiący jego twarz świadczył o tym, że jest zły i jednocześnie smutny. Był zły na siebie, na Łukasza i na wszystko wokoło.  - Niech to szlag jasny trafi! 
  • Kto ci tak powiedział Rafał? - zdziwiła się Justyna. Poprawiła chustkę, którą miała owinietą wokół szyi, a potem odgarnęła włosy za ucho. 
  • Ja tak mówię.  - Mówiąc to jak zwykle żywo gestykulował. 
  • Daj spokój bratek. Nic nie chrzanisz tylko czasem każdy z nas ma gorsze dni. To całkiem normalne.... A tak poza tym to wcale ci się nie dziwię, że masz dość bo ostatnio dostałeś dość mocno w kość. Ja również mam dość. 
  • Cholera mnie bierze na to wszystko... i na Łukasza też.  Cholerny wszechwiedzący się z niego zrobił. Zastanawiam się jak chłopaki z nim wytrzymują w tym pogotowiu. 
  • Przejmujesz się nim? - Pokręciła głową w geście niedowierzania. - Nie wierzę. Przecież wiesz jaki on jest. Lubi sobie pogadać, a potem mu przechodzi i przeprasza. Zawsze brałeś to co gadał z przymrużeniem oka, a teraz... nie poznaje cię braciszku.
  • Łatwo ci mówić, bo ciebie się nigdy nie czepia. 
  • Zdaje ci się. - Justyna puściła bratu oko. 
  • Oczywiście. - Pokiwał głową.  
  • Oboje macie janosikowy charakter, ale u nas to chyba rodzinne. - Uśmiechnęła się szeroko. 
  • Babcia mówi to samo. - Podkreślił te słowa unosząc palec wskazujący do góry.  
  • Skoro babcia tak mówi to znaczy, że tak jest.
  • Nie ośmielę się sprzeciwić.
  • Babciu nie chce tych klusek, wolę ryż - dobiegło ich marudzenie Dawida. 
  • Jedz mały, bo nie urośniesz - poradził mu wujek Heniek.
  • Hej, nie jestem znów taki mały! - krzyknał urażony chłopczyk.
  • Masz szczęście że ugotowałam jeszcze ryż lordzie Davidzie - rzuciła do chłopca zrezygnowana babcia Jasia. - Zaraz ci wymienię tą zupę.
  • To się nazywa siła pesfazji wujku - oświadczył Dawid.
  • Mówi się persfazji synu - poprawił go rozbawiony wujek Heniek.  
  • No ja nie mogę. Jak on to robi że mu się udaje zmiękczyć babcie? - Po tych słowach Rafał roześmiał się na głos. Ten dzieciak zawsze potrafił go rozśmieszyć. - Ja w jego wieku musiałem wsuwać kluski bez gadania. Nie było zmiłuj się. 
  • Potrafi się targować - przyznała ubawiona Justyna. 
  • Wyczuwam w tym coś więcej, ale ciiiiichoooo. - Powiedziawszy to Rafał położył palec na ustach.
  • Ej tylko mi tu teraz nie wyskakuj z teoriami o jakichś tajemnych mocach.
  • Justyna... - zaczął Rafał  i nagle spoważniał.
  • No co bratku? 
  • Przepraszam cię za Eweline... za to że ją sprowadziłem do domu. To był mój durny pomysł. Zupełnie nie wiem, co mnie podkusiło. - Pomyślał z goryczą o śpiącej w pokoju Dawida Ewelinie. Jak to możliwe że tak bardzo się dla niej narażał. W zasadzie nie tylko siebie, ale całą swoją rodzinę. Po tym co kiedyś z nim wyprawiała powinien mieć ją gdzieś. 
  • Nie musisz mnie za to przepraszać. W porządku.
  • A jednak czuje się z tym źle... - Smutek na jego twarzy jeszcze bardziej się pogłębił. 
  • Nie Raf, dobrze, że jej pomogliście - ucięła mu siostra. - Prawdopodobnie to jej uratowało życie. Gdyby dalej błąkała się po wsi w tym stanie niewiadomo jakby się to skończyło. Szkoda mi jej wiesz? 
  • Czemu jesteś taka spokojna? - spytał zdziwiony Rafał. Przyglądał się siostrze jakby wyrosła jej druga głowa. - W ogóle cię nie niepokoi to jej nagłe pojawienie się? Do tego w takich okolicznościach? 
  • A czemu miałabym być niespokojna? - Nagle poczuła ukłucie niepokoju. Rafał z jakiegoś powodu był  okropnie zdenerwowany.  Z jakiego? Co ukrywa? 
  • Ona może ściągnąć  na nas kłopoty? - Nie chciał wystraszyć siostry, ale musiał ją poinformować o realnym zagrożeniu. Trzymanie Eweliny w tym domu mogło mieć poważne konsekwencje.  - Jestem niemal pewien, że to co mi się dziś przytrafiło stało się z jej powodu. Ktoś ją ściga, jakieś zbiry. Kiedy się zorientują, że Ewelina tu jest będzie po nas Justyna... Boże, co mi odwaliło żeby się do tego mieszać? - Po tych słowach ukrył twarz w dłoniach. 
  • Uspokój się Raf, proszę cię. - Justyna była przerażona, ale nie chciała pogłębiać jego poczucia winy. 
  • Musimy ją szybko odstawić do jakiegoś ośrodka - zdecydował zdenerwowany Rafał. -  Nie może tu zostać ze względu na ciebie, Dawida i resztę rodziny. - Na twarzy Rafała malowała się nieskrywana troska. Nie wyobrażał sobie żeby Justynę i jej syna miało spotkać coś złego, bo zlitował się nad byłą dziewczyną, która kiedyś traktowała go jak frajera. Dzięki Kyni wyleczył się z niej raz na zawsze. Jeśli kiedyś szalał za Eweliną to teraz nie czuł przy niej zupełnie nic. 
  • Nie bój się. Nic nam się nie stanie. - Powiedziawszy to przytuliła się do brata. Ukrywała przed nim ogromny strach, który czuła, a przynajmniej starała się go ukryć.  Bała się jak cholera. 
  • Skąd możesz to wiedzieć? - upierał się przy swoim skonsternowany Rafał. 
  • Przeczucie - odparła nie patrząc mu w twarz. Błądziła wzrokiem tu i ówdzie. 
  • Kurwa Justyna, jakie przeczucie? - Popukał się w czoło. - Nie mów mi nawet takich rzeczy.  Cholera wie z kim ona zadarła. To już nie są żarty. Jeśli raz spróbowali... Chcą mnie zabić rozumiesz? 
  • Rafał, zrozum że poza nami nikt jej nie pomoże. Jest tu całkiem sama... - Justyna zniżyła głos i spuściła głowę. -  Nie chciałabym być na jej miejscu. 
  • Jesteś za dobra siostra...  Tak jak Cal. On też jest zawsze taki szlachetny i  wspaniałomyślny, a potem obrywa za to po łbie... za bardzo kocha ludzi.
  • Takie jest życie Raf. - Obdarzyła go pełnym smutku spojrzeniem. Doceniała jego troskę. Już dawno tak za nią nie stał. Bał się o nią i swojego siostrzeńca. Nagle poczuła silne poruszenie bo dotarło do niej, że brat naprawdę ją kocha. - Ty też jesteś kochany. 
  • Nie może być. - Uśmiechnął się do niej półgębkiem. 
  • Może i jest - zapewniła go wzruszona siostra. 
  • Podobno gadałaś dziś ze swoim ukochanym Anglikiem - powiedział i posłał jej zbójeckie spojrzenie.  
  • Tak rozmawialiśmy rano. Zrobił mi uroczą pobudkę. - Na wspomnienie o rozmowie z Calvinem jej twarz się rozpromieniła. Kochała go do szaleństwa. On ją chyba też. Całe życie marzyła o takim mężczyźnie. Gdy z nią rozmawiał czuła się ważna i kochana... Wreszcie była szczęśliwa.  Mogli być szczęśliwi we trójkę, ona Cal i Dawid.  - I nie mogliśmy przestać gadać. Zeszło nam do południa.
  • Kiedy go tu wiozłem nie sądziłem, że tak mu odbije na twoim punkcie.  Ile czasu minęło zanim się do siebie zbliżyliście? 
  • Tajemnica - zamknęła temat Justyna i trzepnęła Rafała w ramię. Takimi rzeczami dzieliła się zazwyczaj tylko z przyjaciółką.
  • Serio? - zażartował Rafał. - Coś podobnego.
  • Dajże mi już spokój. Ty mi się nie spowiadasz ze swoich grzechów. 
  • Więcej grzechów nie pamiętam - zaśpiewał Rafał. - Amen. 
  • Aleś jest dowcipny, niech mnie licho. - Justyna znów go trzepnęła.
  • Spoko głowa siostrzyczko. Znam go na tyle, że wiem, że nie zaciągnął by cię do wyra na pierwszej randce... musiałby być mną.  
  • Skończ już to trajkotanie Raf - obruszyła się Justyna.
  • Facet ma szczęście jak sto pięćdziesiąt. 
  • Nie wiem które z nas ma większe szczęście.
  • Justynko, Jasiek do was przyjechał - doszedł ich z dołu podniesiony głos babci. 
  • Idziemy! - krzyknęła Justyna i wstała ze schodów. Rafał poszedł w ślady siostry i razem zeszli na dół.  


  • No w końcu jesteście. Zaraz wam podam zupę - oznajmiła babcia Jasia, gdy jej wnuczka i wnuk pojawili się w kuchni. Właśnie nakładała ryżu do głębokich talerzy. - I bez marudzenia bo... będę gryzła. Ostrzegam. 
  • Mamusiu zobacz, wujek Janek wygląda trochę jak leśny gnom! - Dawid oderwał się od jedzenia i wskazał paluszkiem umorusanego Janka, który właśnie przekroczył próg kuchni. Całą kurtkę, spodnie i buty miał oblepione błotem. Czarne włosy były mokre, a twarz delikatnie przybrudzona. 
  • Dzięki Dawid. Niezmiernie mi miło, że mnie tak podsumowałeś - oświadczył Janek, a po chwili parsknął śmiechem.  
  • Nie ma za co. - Powiedziawszy to Dawid zaczął się śmiać. 
  • Oooo cholera Janek gdzieś ty się znów szlajał? - zawołała z miejsca oszołomiona Justyna. - Faktycznie przypominasz trochę tego... leśnego goblina z książki Dawida. - Odpowiedzią Janka na tą uwagę było głośne chrząknięcie. Zuber przez chwilę udawał obrażonego. 
  • A nie mówiłem. -  Dawid wziął łyżkę do rączki i zaczął wsuwać. 
  • Dawid wujek Janek  gonił po lesie, a tam mokro i błoto. Pewnie wyglebił i stąd ten wygląd- wtrącił się Rafał. 
  • Wiosłuj Dawid, wiosłuj bo widzę że nic nie ubywa z tego talerza - upomniał go wujek Heniek, który właśnie wrócił z łazienki. Idąc trzymał się za obolały krzyż. 
  • Ewelina dalej śpi? - spytała babcia Jasia stawiając na stole pełen talerz zupy pomidorowej. 
  • Tak babciu - odpowiedział Rafał siadając przy stole. Z ochotą zabrał się za zupę. - Mmmhm jak zwykle wspaniała. 
  • To dobrze, niech śpi. Przynajmniej jest spokojna. Później zadzwonię do doktora Wójcika, może przyśle tu jakiegoś specjalistę. Justynko siadaj do stołu. 
  • Co... co tu robi Ewelina do cholery? - spytał zszokowany Janek. Był mocno zdezorientowany przez co patrzył na przyjaciela jak na wariata. - Przecież wczoraj... odstawiliśmy ją do szpitala...  Nie no, bez jaj. 
  • Pogadamy o tym potem okej? Nie chce wtajemniczać w to Dawida - powiedział do Janka Rafał. Mówił cicho, żeby Dawid nie słyszał o czym rozmawiają. 
  • Jasne... nie ma... problemu. - Do Janka nadal nie dochodziło to co przed momentem usłyszał. Jakim cudem Ewelina znalazła się w tym domu.
  • Jasiu dziecko zdejmuj mi zaraz te mokre zapaskudzone łachy bo się rozchorujesz - poleciła babcia Jasia. - Musisz się przebrać i wysuszyć.
  • Tu się nie będę rozbierał - zaprotestował Janek. 
  • Ale nie tu synuś tylko w łazience. Leć, zaraz ci znajdę jakieś suche rzeczy do ubrania. - Odprowadziwszy Janka do łazienki pognała do pokoju gościnnego. 
  • Dziecko... takie z niego dziecko jak ze mnie kosmita - śmiał się Rafał. 
  • Co to jest cholera wujku? - zapytał nagle Dawid. Wbił w wujka Henia świdrujące spojrzenie. Figlarny uśmieszek nie znikał z uroczej buzi pięciolatka. 
  • Kochanie skończ już tą zupę, błagam - ponaglała synka Justyna. - Wszystko cię teraz interesuje tylko nie jedzenie. 
  • Cholera to taka upierdliwa zazdrosna baba, która uwielbia ustawiać faceta po swojemu - wyjaśnił Dawidowi Rafał. 
  • Eee gdzie tam. Co ty temu dzieciakowi wciskasz? Cholera to taka choroba Dawid - sprostował wujek Heniek. -  Kiedyś ludzie, którzy na nią zapadali szybko umierali, bo nie było wtedy takich skutecznych leków jak dziś. 
  • Jak ja będę lekarzem to nikt nie umrze na cholerę - oświadczył Dawid odkładając łyżkę na blat. 
  • Ty zamierzasz być lekarzem młody? - Zdziwiony Rafał przyglądał się siostrzeńcowi z niedowierzaniem. - Słyszałem co innego. 
  • Dziś to wymyślił - powiedziała Justyna. 
  • Chirurgiem - dopowiedział zadowolony Dawid. 
  • Coś ty młody. - Rafał aż się skrzywił. - Będziesz kroił ludzi? Kiepski pomysł.
  • Dziś badałem szkieleta i okazało się że on nie ma serca. Chyba pożyczę mu swoje. 
  • Odradzam stanowczo - sprzeciwił się Rafał. Mówiąc kręcił głową.
  • Dlaczego? - Dawid znów przerwał jedzenie. 
  • Innych narządów też nie ma więc nie licząc serca musiałbyś mu pożyczyć jeszcze płuca, nerki i wątrobę. Wątpię czy to dobry pomysł. 
  • Synku, czemu nie jesz? - Justyna spojrzała na Dawida błagalnie. 
  • Nie mogę już mamusiu. Napchałem się tym ryżem. 
  • Będę się zbierał do domu - oznajmił Rafał kiedy skończył jeść. - Mówiłem Kyni że nie będę  tu długo.  
  • Miałeś z Jaśkiem gadać - przypomniała mu siostra.
  • Wiem, poczekam na niego. Jak będziesz chciał wracać do domu to go podrzucę.
  • To ja pojadę z tobą. Nie widziałyśmy się z Kynią kilka dni... Oczywiście jeśli nie będę wam przeszkadzała. 
  • No weź siostra, takie rzeczy wymyślasz czasem, że... 
  • A ja idę z wujkiem Heniem grać w szachy - oznajmił Dawid wstając od stołu. - Chodź wujek. 



Pojechali we trójkę, bo dołączył do nich Janek, który też chciał zobaczyć się z Kynią. Nie widział jej dłużej niż Justyna. Dobrze, że już nie lało i poprawiła się widoczność, dzięki temu łatwiej się prowadziło. Nad łagodnymi zalesionymi szczytami Gorców unosiła się delikatna mgiełka. Rano, w okolicach szóstej była tak gęsta że praktycznie nic nie było widać. - Za to widoki z góry bezcenne - powiedziała zachwycona Justyna oglądając zdjęcia zrobione przez Janka. Poleciła by wysłał je Calvinovi. Wiedziała, że morze mgieł zachwyci Anglika. Za kierownicą samochodu Rafała nie pierwszy już raz siedział Zuber... Tak, dogadali się, choć Krakus niechętnie oddawał kierownice. Jego własny stał pod domem. Po drodze Rafał opowiedział im wszystko, co dotyczyło tej dziwnej sytuacji z Eweliną. Janek także miał co opowiadać. Wszystkich ich zaobsorbował trup znaleziony przez nich w okolicach Jaworzyny Kamienickiej. Janek nie miał wątpliwości, że mógł być kluczem do tamtej sprawy z młodymi uciekinierami. Niewykluczone że te dwie sprawy ściśle się ze sobą łączyły. Może wreszcie elementy tej skomplikowanej układanki zaczną do siebie pasować. Taką mieli nadzieję. Każde z nich miało już dość zagadek. Chcieli spokojnie iść w góry bez obawy że coś im się stanie. Koszmarów sennych też  mieli dość.




  • No i co myślisz odnośnie Eweliny, Jasiek? - spytał Rafał gdy wreszcie zatrzymali się przed bramą wjazdową, która była zamknięta. Ktoryś z nich musiał wysiąść z samochodu i otworzyć ją. 
  • Co myślę odnośnie tego że wziąłeś tą małpę pod wasz dach? - Janek wyłączył silnik. - No cóż Raf... nie będę ukrywał, że uważam ten pomysł za kompletnie popierdolony... Sorry. 
  • Ty to potrafisz człowieka podnieść na duchu. Nie ma co. - rzucił zrezygnowany Rafał. 
  • Spytałeś to odpowiadam. Krótka piłka, nie? 
  • Nie do końca o to mi chodziło, ale... never mind.
  • Więc o co ci chodziło? - zapytał Janek. 
  • Myślisz że ona...  trzyma z tymi zbirami co nas wtedy napadli? Że byłoby ją na to stać? - Nadal nie wierzył w to co podpowiadał mu rozsądek. Nie wierzył, że Ewelina współpracuje z tymi draniami. 
  • Biorąc uwagę to co kiedyś wyprawiała... skłaniam się ku odpowiedzi tak to możliwe. Nie pamiętasz już ile razy mieliśmy przechlapane z jej powodu? Zawsze z każdej wody wychodziła suchą nogą, a my obrywaliśmy za jej głupoty. 
  • A ja w to nie wierzę Jasiek - oznajmiła Justyna. - Myślisz żeby go ostrzegła gdyby z nimi trzymała? Wątpię by świadomie działała z tymi. 
  • Pójdę otworzyć tą cholerną bramę - powiedział poirytowany Rafał po czym odpiął pas bezpieczeństwa, otworzył drzwi i wysiadł. 
  • Co on taki wkurzony? - zdziwił się Janek.
  • Przejmuje się tym wszystkim. I to bardzo. - Opuściła szybę żeby wpuścić do środka. Janek zrobił to samo po swojej stronie. 
  • Zauważyłem. 
  • Jak na niego patrzę to myślę, że to nie ten sam Rafał, którego znaliśmy przed wypadkiem. Kompletnie się zmienił. - Twarz Justyny rozjaśnił ciepły uśmiech. Już dawno nie była taka dumna ze swojego brata. - To co się stało tak go odmieniło. Więź między nami odżyła. 
  • Rozumiem że na plus? - chciał się upewnić Zuber. 
  • Oczywiście że na plus? Jasiek... 
  • Ładny makijaż siostra. W ogóle dobrze ci z tą czerwienią na ustach. Jeszcze se kolor strzel... jakiś rudy na przykład. 
  • Ty coś brałeś dzisiaj? Jaki znowu rudy? - skrzywiła się Justyna. Pomysł przyjaciela wydawał się absurdalny. Z drugiej strony  sama nie wiedziała co ją napadło żeby pomalować usta czerwoną szminką. Zawsze używała błyszczyku. Cholera, czyżby to...? To przez to że się zakochała. Robiła teraz rzeczy, których nie robiła nigdy wcześniej. 
  • Jasiek brama otwarta. Nie śpij tylko odpalaj brykę. Żwawo chłopie - odezwał się Rafał, który stanął koło samochodu po stronie Janka. 
  • Dobra. - Powiedziawszy to to Janek przekręcił klucz w stacyjce i docisnął pedał sprzęgła. Ruszyli, a zaraz po tym Rafał zamknął bramę. Potem pobiegł w kierunku domu. 
  • Chyba będzie znowu padać. - Justyna wysiadła z samochodu, a następnie popatrzyła w niebo i wciągnęła nosem świeże powietrze nasycone zapachem deszczu i sosen. Uwielbiała ten czas po burzy i powiew wiatru na twarzy. Lubiła wiosenny deszcz, bez względu na to czy była w górach czy nie. Niebo wciąż było ciemne,  gdzieś z oddali docierał do nich odgłos burzy. Grzmiało delikatnie. 
  • Chodź młoda - odezwał się do Justyny Janek, który przed momentem wysiadł z samochodu. W prawej ręce dzierżył klucz do samochodu przyjaciela. 
  • No idę, idę - powiedziała Justyna i popędziła przed siebie. Dogonili Rafała.
  • Co jest Raf... coś się stało? - zapytał Janek widząc wyraz twarzy Rafała. Był śmiertelnie wystraszony, a przynajmniej tak mu się wydawało.
  • Ktoś nam się włamał. Zamek jest uszkodzony,  a szybka zbita... kurwa mać - zdenerwował się Rafał. Strach prawie go sparaliżował, przez chwilę nie mógł się ruszyć. Stał jak osłupiały przed drzwiami i gapił się w rozbitą szybkę jak zahipnetyzowany. Gdy nagle do niego dotarło, że w środku może być ranna Kynia  gwałtownie się wzdrygnął. Blokada natychmiast puściła, a on otworzył drzwi i jak tajfun wparował do środka. - Kynia gdzie jesteś?! Kynia! 
  • Cholera jasna, co tu się dzieję! Po co ktoś... - zaczął Janek ale uciął 
  • Coraz mniej mi się to podoba - powiedziała Justyna i zamknęła drzwi. Dla bezpieczeństwa przekręciła zamek. 
  • Pójdę  sprawdzić górę - oznajmił zdenerwowany Rafał i zostawił ich na ganku
  • Boże, żeby tylko nic jej się nie stało - powtarzała półszeptem. Zmierzała do kuchni, a z nią Jasiek. Mogła sobie teraz wyobrazić co czuje Rafał. Jak bardzo jest przerażony. Ona sama była przerażona. Bała się o Kynie i to wcale nie mniej niż jej ukochany. Były jak rodzone siostry. 
  • Może gdzieś poszła - powiedział Janek. Stał koło Justyny i rozglądał się. - Do sklepu albo.  Nie musiało jej tu być kiedy...
  • Oby Janek, oby - ucięła mu Justyna. - Nie przeżyłabym gdyby teraz jej się coś stało. - Objęła się ramionami. Mimo ciepła panującego w kuchni było jej zimno.
  • Myśl pozytywnie Justyna - uspokajał ją Janek. - Wystarczy że twój braciszek świruje. - Wskazał palcem na sufit.- Swoją drogą dziwne, że włamywacz nic nie porozwalał. Wszystko jest na swoim miejscu... Albo tylko nam się wydaje. 
  • Chyba dałaby mu znać gdyby coś było nie tak. - Justyna przebiegła wzrokiem po pomieszczeniu.  Nic nie wzbudziło jej podejrzeń. 
  • Chyba tak. 
  • Nie ma jej ani na górze ani tu i nie odbiera ode mnie telefomu... zwariuje kurwa. - Roztrzęsiony Rafał opadł na wysunięte krzesło stojące tuż koło stołu. Był blady, bielutki jak ściana. Komórkę położył na blacie stołu. 
  • Rafał... już dobrze... - Justyna  podeszła do brata i objęła go ramieniem. 
  • Nic nie jest dobrze Justyna. Nic. - Przez chwilę patrzył na siostrę a potem wbił spojrzenie w ścianę. 
  • Rafał, to świrowanie nic ci teraz nie da. Weź wyluzuj co? - Janek patrzył na przyjaciela z politowaniem. 
  • Ja pierdole Janek, skończ już to chrzanienie, bo mnie tu zaraz krew zaleje! - wzburzony Rafał podniósł się na moment z krzesła by po chwili znów na nim usiąść. Jego oblicze pełne gniewu wyrażało wszystko co czuł, może nawet więcej. Strach i złość .
  • Mnie też Rafał. Cholery można przez ciebie dostać - krzyczał wkurzony Zuber. 
  • Ale z ciebie przyjaciel, no! Nie możesz kurwa zrozumieć, że zwyczajnie się o nią boję? Jaką masz gwarancję że jej nie uprowadzili i nie zrobili krzywdy? No jaką? - Rozgniewany Orzecki walnął pieścią w blat stołu, tak mocno, że aż się przewrócił stojący na nim kubek. - Ciekawe co byś zrobił gdyby chodziło o twoją Baśkę?... Nie wiesz? To ci powiem. Sfiksowałbyś, na bank byś sfiksował! 
  • Według mnie Kynia pojechała do miasta coś załatwić, a ty dostajesz zawału na zapas.  - Janek zmierzył przyjaciela morderczym spojrzeniem. Musiał go wreszcie przywołać do porządku. 
  • Zostawiłaby mi wiadomość na kartce albo wysłała smsa. Zawsze tak robi! - Rafał czuł, że opuszczają go siły. Miał dość wszystkiego. Trzęsły mu się ręce i nie tylko. Trząsł się cały wewnętrznie. - Poza tym... nie planowała niczego. 
  • Posłuchaj Raf... jestem pewien, że ona niedługo wróci cała i zdrowa. Nie możesz... a z resztą. - Janek machnął ręką i poszedł pod okno. 
  • Idę się rozglądnąć na zewnątrz. Sprawdzę stodołę - oświadczył Rafał wstał z krzesła. Po chwili już go nie było. Usłyszeli tylko trzaśnięcie drzwiami. Opuszczając ich miał posępną minę.  
  • Po co on tam idzie? - spytał Janek odwracając się od okna. 
  • Nie musiałeś tak na niego naskakiwać - skarciła go Justyna. Było jej żal Rafała. Usiadła na krześle na którym przed momentem siedział jej brat i pochyliła głowę. Chciało jej się ryczeć. Gdyby był tu Calvin przytuliłby ją i dodał otuchy. - Cal by się tak nie zachował.
  • Akurat. Założę się z tobą o skrzynkę piwa, że Calvin też by go opierdolił za to świrowanie. On ma na twojego brata większy wpływ  niż ja. - Janek przeczesał  ciemne włosy palcami, a potem podciagnął rekawy. Kurtka którą pożyczyła mu babcia Jasia była na niego za duża.  
  • Jasiek daj już spokój do cholery! - Justynie załamał się głos. - On ma dość tak samo jak my wszyscy. Przestań choć na chwilę zgrywać cholernego twardziela. -  Boże... - Była bliska płaczu i rozgoryczona. Z trudem wytrzymywała napięcie. 
  • Masz rację Justyna... przepraszam. - Janek podszedł do Justyny i mocno ją objął. Nie chciał żeby płakała. Zamierzał ją uspokoić. - Już dobrze, uspokój się. 
  • Niech ten horror się skończy bo nie mam już siły. Naprawdę. - Przyłożyła dłoń do twarzy. Oczy miała zamknięte. 
  • Skończy się - zapewnił ją Janek. - Ale musimy jeszcze wytrzymać. 
  • Bardzo chce żeby Cal już wrócił. Potrzebuje go. 
  • Mam nadzieję że niedługo wróci. 
  • Dawid ciągle o nim mówi. Dziś zapytał czy kocham Calvina bardziej niż jego... głuptas jeden. 
  • Czyżby był zazdrosny? - Zuber założył ręce na piersi 
  • Sama nie wiem. Trudno wyczuć. 
  • Kiedy zrozumie że jesteście ze sobą na poważnie wiele się zmieni. Może się zdarzyć że będzie zaborczy, czasem wręcz nieznośny. Ja byłem zazdrosny o mojego młodszego kuzyna.  Nie znosiłem, gdy  moja mama go chwaliła. 
  • Janek ale tu chodzi o to, że Dawid chce żebyśmy byli razem. Chce żeby Cal był dla niego ojcem którego nigdy nie miał. Byłam w szoku gdy mi o tym powiedział bo przecież nic mu nie wspominałam, że Cal chce go adoptować. Nie wiem skąd... 
  • Żartujesz? - Janek był w szoku. Nie mógł w to uwierzyć.  
  • Nie, nie żartuje - zaprzeczyła Justyna. 
  • O kurna... toś mnie zastrzeliła teraz. - Był kompletnie zaskoczony.  Czyżby miłość Anglika do Justyny była aż tak wielka? 
  • A Calvin mnie. Nie spodziewałam się, że będzie się chciał nami zaopiekować. 
  • To dobry człowiek Justyna. Znam go nie od dziś i mogę to potwierdzić... Ty też to wiesz. 
  • Janek czekaj... słyszysz te hałasy dochodząde z podwórza? 
  • Jakie hałasy? Może ci się zdawało. 
  • Nie, nie zdaje mi się. Na zewnątrz coś się dzieje... Rafał! - poderwała się z krzesła jak oparzona i wyleciała z kuchni jak torpeda. Szybko znalazła się na zewnątrz. 
  • Mówił, że idzie do stodoły. Chodźmy tam - odezwał się Janek, który wyleciał za Justyną z domu. Drzwi wejściowe zostawili otwarte. Zanim dobiegli Rafał i jakiś drugi gość wylegli ze stodoły szamocząc się jak wściekli. Walczyli ze sobą zacięcie, okładali pieściami jeden drugiego, obijali o ściany stodoły tak że się zdawało że lada chwila się rozlecą. Ani Rafał ani ten drugi nie zamierzali odpuszczać. Byli jak dwa wilki z różnych watah. Janek od razu poznał tego chłystka, który wtedy strzelał do Rafała pod Kotelnicą. - To jeden z tych sukinsynów co na nas napadli. 
  • Cooo? - Justyna była przerażona. Nie chciała panikować, ale na myśl o tym że jej brat znowu może oberwać nożem obudziła się w niej groza. Obserwowała całe zajście modląc się jednocześnie żeby Rafał wyszedł z tego cało. Zamarła gdy oprych w zabrudzonym dresie i bejsbolówce włożonej na bakier rzucił się na Rafała, złapał go za gardło i zaczął dusić. Nie miał jednak prostego zadania gdyż jego przeciwnik był wyjątkowo  silny i wierzgał jak koń.  - Janek, on go udusi. 
  • Idź na schody i nie ruszaj się stamtąd - polecił Justynie Jasiek po czym ruszył w stronę leżącego na ziemi Rafała. 
  • Uważaj na niego, może mieć nóż - krzyknęła do Janka, a potem wbiegła po schodach na ganek. 
  • Puszczaj go, draniu, już!  - Janek podbiegł do napastnika od tyłu i odciagnął go od przyjaciela,  żeby ten mógł wstać z ziemi, a potem ostro przywalił. Gdy tamten  odzyskał jako taką kontrolę spróbował powalić Jaśka na ziemię, ale Rafał  ubiegł go. Przewrócił gnojka na glebę i przygniotł ciężarem swojego ciała.  
  • Dwóch na jednego? Chyba sobie kpicie - burknął uwięziony napastnik. Miał rozbity nos, z którego leciała krew.
  • Zatłukę cię skurwysynu! - groził mu rozłoszczony Rafał. Gotów był oddać kolejny mocny cios w szczękę. W biciu się zawsze był dobry. Teraz miał poobijaną twarz i ślady palców tego zbira na szyi. - Gdzie twoi kumple, gadaj albo rozpruje ci flaki widłami. No gadaj gnoju! ... Nie? Dobraaaa. Janek poszukaj tam jakichś wideł w stodole. - Rafał miał nadzieję, że uda mu się nastraszyć drania i skłonić do mówienia.  
  • Tylko go nie zabij Raf. Nie mam ochoty odwiedzać cię za kratkami. 
  • Ale ty jesteś popierdolony! Twój kumpel też - rzucił do Rafała opryszek, a potem roześmiał się na głos. Miał gdzieś jego pogróżki, wcale się go nie bał. Gdyby miał nóż ten cwaniaczek już by nie żył.  Jakim cudem mu się udało przeżyć tamto? 
  • Stul ryja ćpunie pieprzony - powiedział Rafał i dał tamtemu po pysku. - Macie na sumieniu gościa, którego zostawiliście martwego w lesie pod Jaworzyną Kamienicką. Znaleźli go dzisiaj i zapewne domyślili się, że to wasza robota. Twoich kumpli też znajdą, możesz być kurwa pewien. Jak nie będziesz współpracował z glinami zostaniesz w pudle na reszte życia, kapujesz? 
  • O czym ty mi tu pierdolisz gościu? Jaki znów trup w lesie? - Napastnik oczywiście udawał głupiego.  Doskonale wiedział o kogo chodziło. Zabili faceta dla dużej kasy. Nie wiedzieli jedynie, że ktoś ich widział wtedy. 
  • Wszystko wyśpiewasz dziadu. Jak nie nam to policji - zapewnił go Janek i otarł ręką mokre czoło. 
  • Po co się włamałeś do domu mojej dziewczyny?! Mów gnido, bo ci połamie te kulasy! 
  • Rafał zostaw go bo jeszcze cię zaaresztują za napaść - odezwała się Justyna, która niespodziewanie stanęła koło Rafała. - Zaraz tu będzie policja. Wezwałam ich. 
  • Miałaś zostać na schodach... prosiłem cię Justyna - przypomniał jej Janek. 
  • Nie puszczę go dopóki nie przyjadą Justyna. Jeszcze by nam skurwiel zwiał. - Rafał z pogardą patrzył na zbira, którego ani myślał uwolnić. Miał mnóstwo siły i zamierzał to wykorzystać w razie gdyby ten bandyta coś kombinował.  
  • Złożę na was skargę, zobaczycie - oświadczył oprych, a lisi uśmieszek nie znikał z jego paskudnego oblicza.  
  • Zamknij tą mordę kurwa mać! - uciszył go Janek. - Za to co mu wtedy zrobiliście już dawno powinniście gnić w więzieniu. Parszywe zwyrodnialce. 
  • No w końcu gadasz sensownie Zuber  - pochwalił go nadal poważny Rafał. 
  • Co ty kurna powiesz? - odgryzł się Góral. 



I jak Wam się podobał ten rozdział? 

Dziękuję za odwiedziny i komentarze 

poniedziałek, 13 stycznia 2020

Z cyklu Kasine pisanie : Idąc pod prąd 15


Gdyby ktoś chciał czytać od początku pod spodem daje linki

https://kasinyswiat.blogspot.com/2019/03/idac-pod-prad.html

https://kasinyswiat.blogspot.com/2019/04/z-cyklu-kasine-pisanie-2-idac-pod-prad.html



Rozdział 15

Ochotnica Dolna - maj 2018





Rafał nie zastał siostry w domu gdyż pojechała z Dawidem na zabiegi do Szczawnicy. Wyszli jakieś trzy godziny przed jego przyjściem. Poinformował go o tym sam wujek Heniek, który przyjechał wczesnym rankiem. Wrócił do domu na dobre i zarzekał się już nikt nigdy więcej nie wszadzi go do sanatorium. Zaklinał się przy nich na wszystkie świętości. Jego nagłe pojawienie się w domu wyprowadziło z równowagi babcie Jasie. Liczyła, że  krewny jeszcze  trochę posiedzi w Rabce, gdyż według niej pobyt tam zrobił dla jego zdrowia wiele dobrego. Rafał bardzo się ucieszył z powrotu wujka. Brakowało mu jego towarzystwa w tym domu. Był pogodnym, pełnym werwy człowiekiem który każdego zarażał dobrym humorem. Jemu też brakowało Rafała, Justyny i Dawida. Kochał ich jak mało kogo. Nie ma to jak w domu, tu wszystko tętni życiem - pomyślał paląc fajką. Tęsknota za domem by go wykończył. Żalował że nie poznał jeszcze tego Calvina o którym tyle wszyscy mówili. Podczas, gdy jego wygadany bratanek paplał jak najęty Jasia cały czas  milczała. Obraziła się na Henryka, gdyż uważała, że przerwał kuracje żeby zrobić jej na złość. Żadne tlumaczenie nie pomogło. Nie chciała nawet żeby pomógł jej przy robieniu obiadu. Chłodnym tonem oznajmiła mu  że poradzi sobie sama i na tym koniec. W końcu wyszła z domu bez słowa i gdzieś poszła.  Usłyszeli tylko trzaśnięcie drzwiami, ktore spowodowało że obaj podskoczyli na krzesłach, a później zobaczyli jak pędzi przed siebie przez podwórko, a wyraz jej twarzy przemawiał sam za siebie. Nieważne że lało jak niewiadomo co. Dla niej każda pogoda była idealna na spacer.


  • Co ta twoja babcia taka obrażona? - Mówiąc to Henryk pogładził wąsa. Wydawał się być mocno zaskoczony reakcją babci Janiny. - Przecież nie mogłem tam kisnąć w nieskończoność. Już wolę jeździć na zabiegi do Szczawnicy niż siedzieć uwięziony pomiędzy tymi drętwymi staruszkami w  jakimś ponurym ośrodku.  Jak mnie dorwały te babuszki z kółka hafciarskiego i zaczęły nudzić o weselach to myślałem, że zwariuje. 
  • Znasz ją przecież. Stara się dbać o wszystkich w rodzinie tylko nie o siebie. - Rafał odsunął się od okna i usiadł z powrotem koło wujka przy stole. - W tej kwesti lepiej z nią nie dyskutować. 
  • A właśnie, Jasia mówiła mi co wam się ostatnio przytrafiło na Lubaniu. Aż się wierzyć nie chce, że policja jeszcze nie dopadła tych gnoi. Mogli was pozabijać przecież. 
  • Starszne nie? - Rafał uśmiechnął się półgebkiem. - Do teraz mam koszmary. Te oszołomy mają nieźle w czubie. Janek mówi, że jeden celował w Calvina i gdyby mu nie odebrał broni tamten czubek zastrzeliłby Anglika na jego oczach, a potem jego też. 
  • Kurwa mać co za dranie - rzucił oburzony Henryk. Aż mu włosy na głowie stawały dęba na wieść o tym, co się działo. 
  • Kogo teraz niesie w te góry? Same świry. Współczuję Jaśkowi i spółce.  - Rafał zakasał rękawy do łokci. 
  • Oj chyba będę musiał się przejść do komendanta i porządnie go zrugać za brak postępów w śledztwie. 
  • No jak ty tam pójdziesz wujek to ich znajdą błyskawicznie. Gwarantuję. - Ożywiony Rafał uderzył otwartą dłonią w stół.  
  • Słyszałem też, że ty i Krysia... - zaczął wujek i mrugnął do bratanka. W jego łagodnych ciepłych oczach bawiło rozbawienie. Przypominał trochę zmarłego brata, który był osiem lat młodszy. 
  • Tak, to prawda. Znowu ze sobą jesteśmy i jest jak w bajce - przyznał Rafał. Był bardzo poważny gdy o tym mówił. - Wszystko się zmieniło w mgniemiu oka. Jak tylko ją zobaczyłem po operacji siedzacą na brzegu mojego łóżka doszło do mnie że ona jest tam dla mnie i że jeszcze będziemy razem... Kurwa wujek, jaki ja się zrobiłem sentymentalny. Dosłownie nie poznaje samego siebie.  
  • Aj tam, zawsze się kochaliście jak dwa wariaty. - Henryk podrapał się po gęstej brodzie która była tak siwa jak przerzedzone włosy na głowie.
  • Bez niej byłem cieniem siebie. Pustym rozgoryczonym osłem - skwitował młody Orzecki ze skwaszoną miną. 
  • Szczerze mówiąc synku byłem pewien tego, że się w końcu zejdziecie z tą Kynią. Nikt inny tak do ciebie nie pasuje jak ona. Świetna dziewczyna i taka konkretna.
  • A o Justynie słyszałeś? - Rafał uśmiechnął się zbójecko i pstryknął palcami. - Zabujana jak nigdy. 
  • A jakże. - Henryk roześmiał się. Dowiedział się o Justynie od babci Jasi bo sama Justyna niewiele na ten temat mówiła. Przyjął tą wiadomość z wielkim entuzjazmem. - Bardzo mnie cieszy, że twoja siostra wreszcie kogoś ma. 
  • Miałem nosa żeby tu przywieźć tego Anglika, co? - Rafał był z siebie bardzo zadowolony. - Z resztą nie mogłem go tam zostawić samego. Nie miałem sumienia. Bałem się, że wpadnie w jakąś depreche i pozamiatane
  • Dobrze zrobiłeś synu, bo to podobno kawał porządnego faceta.  Tak mówi babcia no i wasza matka... obie się rozpływają w zachwycie. 
  • Owszem wujku. Bez niego pewnie by mnie już nie  było.  Twardo trzymał mnie przy życiu. - Powiedziawszy to przejechał palcami po włosach . 
  • Coś ci powiem... To przeznaczenie, że on był tam wtedy z wami. - Henryk uniósł  do góry palec wskazujący prawej dłoni.  
  • Żebyś wiedział - zgodził się ze stryjem Rafał. - Chcesz jeszcze kawy wujek? 
  • Piwka bym się napił synek. Skoczysz do sklepu? 
  • Nie musisz mówić szeptem. Babcia wyszła - powiedział wstając od stołu. -  A co do mamy to... Cholera, nie zazdroszczę jej ponieważ Cal poza Justyną świata nie widzi. - Młody Orzecki zakasał rękawy. 
  • Ooo zdaje się, że Łukasz przyjechał - oznajmił nagle wujek Heniek. Widział zajeżdżający pod dom służbowy samochód Łukasza. 
  • Hej wujek, miałem ci mówić... siostra Gryki była wczoraj w Ochotnicy Górnej. Znaleźliśmy ją z Jankiem w dość nieciekawym stanie... Wyglądała na zdrowo naćpaną. 
  • Co ty pieprzysz Rafał.  Justyna wie? - Henryka prawie wcięło. 
  • No właśnie po to tu przyszedłem żeby jej to powiedzieć. Przekażesz jej jak wróci?  Wolę żeby wiedziała zanim dojdzie do spotkania z Eweliną. 
  • Racja. Ciekawe czy ma kontakt z rodzinką. Niezła z niej była sztuka. 
  • Jeśli ma kontakt z Marcinem to trzeba na nią uważać. Bardzo. - Założył ręce na piersi. 
  • Czego konkretnie się obawiasz? 
  • Do końca nie jestem pewien, ale czuje że jej powrót zwiastuje kłopoty.  - Młody Orzecki podszedł do parapetu i uchylił środkowe okno, to największe. 
  • Na kogo trzeba uważać? - odezwał się Łukasz stojący w sieni. Zdejmował właśnie płaszcz. Chwilę potem podszedł do stołu przy którym siedział wujek Heniek.
  • Na Eweline Gryke. Nie wiem skąd ona się wzięła w Ochotnicy ale... była tu. 
  • Ja pieprze, aleś mnie teraz...  zagrzał. - Teraz Łukasz zdębiał na wieść o Ewelinie. Dla niego jej powrót nie zwiastował niczego dobrego. Kiedy była w Ochotnicy były z nią wieczne problemy. Dla Rafała też.  Znał ją od dziecka i z tego względu aż za dobrze wiedział na co ją stać.  
  • Cześć panie naczelniku - przywitał się z nim Henryk.
  • Cześć Heniu, co tam. Zerwałeś się z sanatorium? - Łukasz podał mu rękę, ktorą Henryk uścisnął podnosząc się z krzesła. - Na dworze wstrętnie, ciągle leje, do tego szaro buro i ponuro. No i ta mgła.  Dziś już dwanaście wypadków zanotowali w całym powiecie nowotarskim. Strach było rano wyjechać.  
  • Nie wiem czemu, ale mam bardze złe przeczucia - oświadczył Rafał. Na jego twarzy zagościł niepokój.
  • Naprawdę? - spytał Łukasz podając dłoń siostrzeńcowi. 
  • Janek dzwoni - powiedział Rafał sięgając do kieszeni ciemnych jeansów po komórkę. W końcu odebrał. - No hej staruszku, jak ci leci?... Gdzie jestem? U rodzinki w Dolnej, a co? ... Aha, no to dawaj, dawaj... Co znaleźliście z Ryśkiem? Zwłoki? Weź nie chrzań... Czyje te zwłoki...  do cholery? 
  • Co do licha? - Chciał wiedzieć zaniepokojony Łukasz. Od razu mu się kontrolna lampka zapaliła.  - Gdzie oni są? 
  • W terenie. Bawią się w detektywów - odparł Rafał po czym kontynuował rozmowę z Jankiem. - Bez jaj stary, gdzie te zwłoki były?...  No żartujesz? ... Dobra, to zadzwoń potem. Nara. 
  • Co się stało? O jakich zwłokach on gada? - dopytywał się Łukasz. 
  • Trup w okolicach Jaworzyny Kamienickiej. Mówi ci to coś? - odparł Rafał chowając komórkę do kieszeni. 
  • Czy mi coś mówi? A co ma mi mówić? - Łukasz skrzywił się teatralnie. 
  • Ten trup to poszlaka Łukasz.  Myślę że ma to coś wspólnego z naszą akcją pod Kotelnicą. Ten  kto zginął mógł być ofiarą tych zbirów. 
  • Brawo Sherlocku, brawo - Łukasz poklepał Rafała po ramieniu. 
  • Coraz ciekawiej się tu zaczyna dziać  - powiedział zirytowany Henryk. - Nasze piękne Gorce usłane trupami kruca fuks. Rewelacja
  • A poza tym wydaje mi się, że znaleźliśmy w końcu tego Doriana - powiedział Rafał. - Czuję że on wie więcej niż przypuszczamy. 
  • Wydaje ci się czy jesteś pewien? - zapytał Rafała.
  • Prawie pewien. - Strzelił uśmiech karpia. 
  • Wiesz co Rafał? - rzucił do siostrzeńca Łukasz po czym przewrócił oczami. - Daj se siana z tymi domysłami.
  • A ty się tak mnie nie czepiaj co? - rozłoscił się Rafał. 
  • Synu, zrozum że potrzebujemy konkretów, a nie domysłów. 
  • Jasne panie naczelniku. Ty tu rządzisz. 
  • I znowu się unosisz honorem. 
  • Ja bym to nazwał inaczej ale okej. Idę po to piwko dla wujka - oznajmił Rafał i skierował kroki w stronę sieni. Na lekką koszulę w szkocką kratę narzucił kurtkę, ale nie zapinał jej, od razu wyszedł z domu. 

Na zewnątrz już nie padało więc wziął z garażu stary rower Łukasza i pognał  na nim przez wieś. Do sklepu u Lipiaków był niecały kilometr. Mieścił się w niewielkim murowanym jednopiętrowym domku na parterze. Budynek stał lekko na uboczu. Gdy Rafał dotarł na miejsce oparł swój pojazd o stojące w pobliżu drzewo i wszedł do środka. Przed nim w kolejce były dwie osoby, z których jedna, jakaś staruszka w wieku babci Jasi strasznie marudziła. Aż go licho brało. Cudem się powstrzymywał żeby jej czegoś coś powiedzieć, tak go dziś język świerzbił. W końcu po ośmiu minutach wyszedł z dusznego lokalu na świeże powietrze dzierżąc w ręce siatkę z trzema butelkami Tyskiego, którą następnie schował do koszyka umieszczonego przy kierownicy. Wtedy mu się przypomniało, że jeszcze nie palił więc sięgnął do prawej kieszeni w kurtce po papierosy.  Zapalniczka była w lewej, o dziwo jej nie zapomniał. Podpalił sobie jednego, podsunął do ust i pociągnął. Paląc romyślał o tej całej sprawie z trupem znalezionym przez Janka i Ryśka w górach. Ciekawe, że nikt wcześniej nie wpadł na te zwłoki. Mogli je przecież znaleźć kręcący się po okolicy leśnicy. To się wszystko w pale nie mieściło.



Nagle z zamyślenia wyrwały go czyjeś stłumione krzyki i zawodzenie. Znowu to samo, powtórka z rozrywki. - Skąd dochodzi ten odgłos? - zastanawiał się na głos. Zaczął się rozglądać, gdyż poza nim nie było żywego ducha Zawodzenie nie milkło, co znaczyło, że w żadnym razie nie mogło mu się to zdawać. To, co słyszał było na sto procent realne. Ruszył na obchód pieszo zapominając całkiem o rowerze i piwie dla wujka. Musiał znaleźć źródło by przekonać samego siebie, że nie świruje. Przeszedł się kawałek, jakieś trzydzieści metrów na południe, ale nic nie znalazł dlatego prędko zawrócił. Nie zamierzał się poddawać, ponieważ był pewien, że gdzieś w pobliżu znajduje się potencjalna ofiara. Poszedł za sklep i piął się dalej pod górę bitą  wyłożoną betonem drogą. Im był wyżej tym wyraźniej słyszał ten pełen niepokoju zawodzący głos dochodzący zza gęstych krzaków które przylegały do opuszczonego drewnianego baraku - swego czasu pełnił funkcję schowka. W gąszczu zieleni kryła się drobna przerażona kobieta w mocno zabrudzonym ubraniu. Siedziała skulona i mamrotała niezrozumiale. Kiedy ją rozpoznał opadły mu ręce. 
  • O kurna Ewelina, co ty tu robisz?  - spytał oniemiały z wrażenia Rafał. Patrzył na nią z niedowierzaniem. Był pewny, że jest w szpitalu. Jak to możliwe, że teraz znów jest tu w równie beznadziejnym stanie co poprzedniego wieczoru. Jeszcze raz ten sam scenariusz. - Wyjdź stamtąd... No jazda. 
  •  Kim jesteś i czego chcesz? Nie znam cię. - Zakryła głowę rękami jakby obawiała się ciosu. Na podrapanej twarzy miała ślady krwi. 
  • To ja Rafał, ten od Orzeckich, pamiętasz mnie? Nic złego ci nie zrobię, tylko wyjdź, bo musimy pogadać. No chodź. - Wyciągnął do niej rękę, ale zignorowała go. 
  • Zabiją cię Rafał uważaj. Już raz chcieli to zrobić...  tam w górach. Uważaj na nich. 
  • Skąd... skąd ty o tym... wiesz? - wydukał przerażony Rafał i złapał się za głowę. - O co tu do kurwy nędzy chodzi?! 
  • Schowaj się, oni tu są, niedaleko. Schowaj się. - Była wystraszona nie na żarty. Przed kimś się ukrywała. Jego też chciała ochronić.  
  • Jacy oni? O czym ty do mnie gadasz? Opamiętaj się kobieto, bo mnie tu zaraz rozerwie. 
  • Zabiją cię, są niedaleko. Zabiją cię - powtarzała to jak mantrę, co zaczęło doprowadzać Rafała do nerwicy. 
  • Wyjdź z tych krzaków, natychmiast! - rozkazał wkurzony Rafał. - Musimy pogadać. 
  • Nie... nie wyjdę, nie mogę. Odejdź. - Ewelina machała gwałtownie rękami. Chciała go przepędzić. 
  • Ja pierdole to jest jakaś paranoja! - Mówiąc to krzywił się i jednocześnie kręcił głową. Miał ochotę wrzeszczeć na całego. Nie mógł uwierzyć w to co się wokół niego dzieje. - Czy ja już całkiem oszalałem?  
  • Idź stąd,  nie jesteś tu bezpieczny. Uciekaj słyszysz? - Ewelina nie przestawała machać. 
  • Dobra, idę do domu po pomoc  - zdecydował Rafał i podniósł się z ziemi. - A ty siedź tu i nie ruszaj się dopóki nie wrócę, jasne? ... Ewelina mówię do ciebie... Jezu litości- te ostatnie słowa wypowiedział patrząc w niebo. Było ciemne i zwiastowało kolejną ulewę. 


Nie otrzymawszy odpowiedzi zostawił Ewelinę i poszedł po swój rower stojący przed sklepem. O dziwo nikt go nie zwinął, piwa też nie. Ogarnięty złością odjechał w stronę domu. Z całych sił starał się skupić na jeździe i nie stracić panowania nad kierownicą,  a to nie było łatwe. Gadanie siostry Marcina totalnie wyprowadziło go z równowagi. Jej zachowanie było wysoce nieracjonalne co można było wytłumaczyć jedynie tym, że znów coś wzięła. Była pod wpływem silnych dragów. Musiała wpaść w sidła jakichś dilerów, a teraz ma przesrane. Nic dziwnego, w końcu Ewelina zawsze ściągała na siebie i innych kłopoty. Miała do tego niesamowity dryg. Gdy był w połowie drogi zorientował się, że ktoś za nim jedzie czarnym lśniącym mercedesem. Nie, nie zdawało mu się. Ewidentnie był przez kogoś śledzony. Czyli jednak mówiła prawdę, ktoś go chciał dorwać. Kiedy przyspieszył, jadący za nim samochód także przyspieszył, aż w końcu dogonił go i spróbował zepchnąć z drogi do rowu. Prawie mu się to udało, a potem wyminął go pędząc na pełnym gazie. Rafał odetchnął z ulgą, kiedy wreszcie mercedes zniknął z pola widzenia.  - Sukinsyn! - zaklął zsiadając z rowera. Wtedy znowu zaczęło lać. Do domu wrócił przemoczony, wściekły i  wystraszony. - Chcą mnie kurwa zlikwidować - oznajmił, gdy wujek Heniek znalazł go w garażu. Siedział na ziemi i tępym wzrokiem patrzył w ścianę.







Rozdział 15.1

Szczawnica - maj 2018

Po skończonych badaniach Dawida cała trójka siedziała w pięknym przestronnym gabinecie Norwega, który wynajmował w nowo wyremontowanym budynku w Parku Górnym. Mieli się spotykać raz w tygodniu w ramach konsultacji lekarskich. Tym razem Olsen zamierzał zlecić chłopcu dodatkowe zabiegi, ponieważ zauważył że dzięki nim stan odporności zaczął się poprawiać. Podczas, gdy Norweg rozmawiał z Justyną o kuracji, Dawid znalazł sobie pasjonujace zajęcie. Wziął doktorkowi stetoskop i bawił się w osłuchiwanie modelu szkieleta stojacego nieruchomo koło biurka. W końcu przymusił Justynę i Olsena by odgrywali rodzinę chorego szkieletora. Bardzo starali się nie roześmiać, ale nie wyszło, gdyż teorie pięciolatka były szalenie zabawne. Prawie się popłakali ze śmiechu. - Przynajmniej moglibyście udawać że was interesuje to co mówię - wyrzucił im oburzony chłopczyk. Młodemu pacjentowi ogromnie spodobała się zabawa w doktora. Najbardziej polubił wypisywanie fikcyjnych recept i przybijanie pieczątek, których jego lekarz miał od cholery i trochę.  Brakowało mu tylko prawdziwego fartucha i okularów. Dostał od Olsena specjalny zeszyt ćwiczeń z obrazkami i schematami i tabelkami, w których mógł sobie kreślić do woli. To była nagroda za to, że był grzeczny w czasie badań. Były to ćwiczenia dla studentów drugiego roku, oczywiście po norwesku. Dawid oczywiście był zachwycony. W podzięce przybił lekarzowi porzadną piątkę.

  • Od tej pory będę dzielny i nie będę uciekał z inhalacji. Słowo zucha doktorku. - Mówiąc to Dawid przytulał do piersi prezent od lekarza.
  • Trzymam Cię za słowo Dawid. - Olsen patrzył na młodego pacjentaz podziwem. Jaki młody inteligent, nie do wiary. I jaki wygadany. Można z nim gadać jak z dorosłym. 
  • Jak urośnę też będę takim lekarzem specjalistą. Najlepiej chirurgiem. 
  • Coś ty, naprawdę? - zdziwiła się Justyna. - Słyszałam, że miałeś być ratownikiem górskim. 
  • Tym też - powiedział wdrapując się na ruchomy fotel. Potem okręcił się kilka razy dookoła. Sprawiało mu to wielką frajdę. 
  • Nie wszystko naraz. Tak się nie da Kochanie. - Justynie chciało się śmiać. 
  • Da się da - wykłócał się z nią Dawid. - Yupiiii
  • Nadaje się na lekarza - przyznał Olsen patrząc na Dawida. - To znaczy, myślę że będzie się nadawał, bo to bardzo pojętny chłopak. 
  • Widzisz? - Dawid nie zdążył wyhamować i uderzył w regał, który lekko się zatrząsł. - Uuuups, przepraszam. 
  • Dawid nie szalej bo zrobisz tu demolke - upomniała go Justyna. Z trudem ukrywała rozbawienie. Dopiero gdy lekarz  jej syna wybuchnął śmiechem ona zrobiła to samo. 
  • Spokojnie mamusiu, nie będzie demolki. 
  • Ja bym nie mogła być chirurgiem - oznajmiła patrząc na Olsena. - Nie lubię takich widoków. Zapachy na sali operacyjnej też chyba nie są zachwycające. 
  • Czemu mamusiu? - chłopiec na chwile się zatrzymał, przekrzywił głowę na bok i spojrzał na mamę. Ależ był podekscytowany.  -  Krojenie ludzi i odkrywanie ich wnętrza na pewno jest fascynujace. Chciałbym zobaczyć z bliska ludzkie serce.
  • Zależy dla kogo synku. - Justyna znów się skrzywiła. 
  • Ale lubisz te wszystkie seriale medyczne. Tam też są chirurdzy i kroją ludzi. 
  • Dobrze, dobrze mądralo. 
  • Olsen pokażesz mi kiedyś sekcje żaby? Chciałbym zobaczyć co ma w środku. - Pięciolatek był bardzo podekscytowany. 
  • O nie Dawid, nie. - Justyna ukryła twarz w dłoniach, na co Dawid zareagował histerycznym śmiechem. - Mama się boi. Obawiam się że żaba ma w środku to samo co my tylko że mniejsze.  Żadnych sensacji synu. 


  • Mamusiu muszę siku - oznajmił nagle Dawid. - Ale pójdę sam. 
  • Jasne, jesteś już duży. Leć. 
  • Niesamowity chłopak. Możesz być z niego dumna - powiedział gdy chłopczyk zamknął za sobą drzwi . 
  • Dzięki Olsen. Jestem dumna. 
  • Ty też jesteś niesamowita. Piękna mądra... i dzielna. - Nie mógł oderwać od niej wzroku. Od początku mu się podobała. Te rysy, kształt oczu, figura. Subtelna i czarujaca młoda dama o cudnych zielonych tęczówkach. W najgorszych łachmanach wyglądałaby jak ósmy cud świata.  Niewiele brakowało by się w niej zakochał. 
  • Dziękuje za miłe słowa. - Była lekko speszona. Nie spodziewała się tylu komplementów ze strony tego faceta. 
  • Karol mi mówił ile przeszłaś. Nie wiem czy sam bym tyle wytrzymał. Masz moc kobieto. 
  • To dzięki Dawidowi i rodzinie. Dzięki nim nigdy nie byłam sama. Miałam silne oparcie. Przyjaciołom również wiele zawdzięczam. 
  • Syn cię uwielbia Justyna - oświadczył Olsen. - Będziesz w nim miała wielkiego obrońcę jak dorośnie. 
  • A ja jego. To moje największe szczęście.  Jest mądry i wrażliwy. 
  • Jak na niego patrzę to żałuję, że nie mam dzieci.  Kiedyś nie chciałem ich mieć bo kariera była ważniejsza. Wiem, że to dziwna trochę, bo przecież  jestem pediatra i na co dzień mam kontakt z dzieciami,  ale... Trudno to wyjaśnić.  
  • Ja też starsznie bałam się macierzyństwa. Myślałam, że nie podołam temu. 
  • To sztuka żeby być dobrą rodzicom... Eh przepraszam cię. Wciąż mam okropny problem z  tym moim polskim. 
  • Rodzicielstwo to wielka sztuka, zgadzam się z tobą - przyznała mu rację i poprawiła włosy. - I tak nieźle ci idzie mówienie. Lepiej niż się spodziewałam.
  • Jesteś bardzo miła,  naprawdę - ucieszył się Olsen i zdjął na moment okulary. 
  • Po prostu szczera. 
  • Ładna ta sukienka co masz na sobie. Pasuje do ciebie.
  • To tunika - poprawiła go. Do ciemnozielonej tuniki z wykładanym kołnierzem założyła szare wąskie spodnie. Wyglądała w nich bardzo zgrabnie.  - Naprawdę pasuje? 
  • Chciałbym... - zaczął Olsen, ale nie dokończył bo wrócił syn Justyny. Miał ochotę zaprosić ją na kolację. Spędzenie z nią całego wieczoru byłoby spełnieniem marzenia. Nie znali się długo ale to w niczym nie przeszkadzało. 
  • Jestem już mamusiu. Pomożesz mi zapiąć guziczek w spodniach? Nadal mam z tym duży problem  - zwrócił się do matki Dawid. 
  • Pewnie synku. Pokaż - powiedziała i natychmiast rozwiązała problem ze spodenkami. - Gotowe. 
  • Olsen, a wiesz, że chłopak mamy jest psychologiem dziecięcym i pochodzi z Angli - oznajmił nagle Dawid. Wypalił z tym zanim Justyna zdążyła o tym pomyśleć. - Ma na imię Calvin i chyba niedługo się ożenią. Jest w niej śmiertelnie zakochany. A tak poza tym to fajowy gość z niego. 
  • Czyli masz faceta? Straszna szkoda moja piękna - pomyślał Olsen wpatrując się w Justynę. Był cholernie zawiedziony. Mogła być jego kobietą,  a tymczasem... Teoretycznie mógłby spróbować powalczyć o nią z tym Angolem. Nie może być gorszy od tamtego faceta. Ciekawa co taka wspaniała kobieta jak ona zobaczyła w Angliku?  Nigdy nie przepadał za Brytyjczykami. Według niego byli bezczelni i zarozumiali. 
  • Naprawdę?  - wyjąkał zaskoczony Olsen, a potem przerzucił spojrzenie na mamę Dawida. Justyna pochwyciła je i skinęła głową na potwierdzenie słów syna. 
  • Na pewno się polubicie, bo obaj jesteście fajowscy. 
  • Przynajmniej będziemy się starać polubić. Dzięki chłopaku  - Trudno było ukryć przed Dawidem ogromne rozczarowanie które poczuł gdy usłyszał że jego mama chodzi z Anglikiem, ale jakoś mu się udało, bo mały akurat patrzył na matkę. 
  • Dawid, co ja ci... mówiłam o... dyskrecji? - upomniała syna. Była odrobinę zakłopotana. Zupelnie się nie spodziewała że Dawid wyskoczy przy Olsenie z czymś takim. Z drugiej strony była w związku z Calvinem i  nie musiała tego ukrywać przed nikim, ale nie podejrzewała, że jej dziecko o tym wie. Może ktoś mu coś powiedział na ten temat. Chyba powinni wreszcie o tym pogadać. 
  • No wiem, mam troszkę za długi język, ale może da się go skrócić operacyjnie - zażartował chłopiec. - Zapytaj Olsena. 
  • Dawid... nie wymyślaj głupot. - Prawie opadły jej ręce. Ale ten maly ma pomysły. 
  • No co? - spytał i rozłożył rączki w geście bezradności. Nauczył się tego od Łukasza. -  Czarny angielski humor czy jakoś tak... Wujek Rafał mówi, że mam cięty język jak Anglicy. Mógłbym występować z Monty Pythonem. 
  • Uduszę cię dziecko - postraszyła chłopca Justyna.  W końcu złapała go i zaczęła ściskać. 
  • Dobrze, już nic nie będę mówił. Przysiegam mamusiu - obiecał Dawid i zakrył buzie rękami. Było mu głupio, że zdradził sekret mamy. To od cioci Krysi wiedział że jego mama buja się w Calvinie, a on w niej.  Cieszył się że będą razem. Może to właśnie on zastąpi mu nieobecnego tate. Już kilka razy nosił się z zamiarem, żeby zapytać o to mamę ale bał się odpowiedzi. 
  • Pójdziemy już Olsen. - Powiedziawszy to wzięła synka za rękę. - Dziękujemy ci za twój czas i do zobaczenia pojutrze. 
  • Czekajcie - zatrzymał ich Olsen. - Może ja was odwiozę do domu. Nie będziecie się tłuc tymi busami aż do Ochotnicy. - Norweg miał nadzieje, że Justyna się zgodzi. 
  • Tak, tak, chcemy jechać z tobą - zdecydował za nią Dawid. Po chwili zerknał na mamę i powiedział. - Sorry mamo.  Ty decydujesz. 
  • To jak Justyna? Jedziecie ze mną?  - zapytał Norweg patrząc na Justynę. 
  • Miło że pytasz Olsen... - Uśmiechnęła się szeroko. Lubiła gościa. 
  • Trudno żebym nie pytał - odparł mężczyzna. 
  • Dobrze, z przyjemnością się z tobą przejedziemy. 
  • Yes, yes, yes! - ucieszył się chłopiec. Jego radość była wielka. Gdyby mógł skakałby pod sufit.
  • Miło że mnie wreszcie polubiłeś Dawid. - Olsen uścisnął Dawidowi rękę.  
  • Jednak nie jesteś taki straszny jak mi się z początku wydawało. Bo wiesz ja się potwornie boje lekarzy, a najbardziej tych pań od wyciskania soku z żył. To okropnie boli. 
  • Boi się pobierania krwi - wyjaśniła rozbawiona Justyna. - Panicznie. 
  • Eeee nie przesadzaj. Nie wierzę, że taki dzielny facet boi się pobierania krwi. 
  • Kiedyś tak się kręciłem, że ta pani z laboratorium miała cały fartuch zapaprany, a ja się darłem w niebogłosy. Zademonstrować? 
  • Nie synku, lepiej nie - odradziła Justyna. - Jesteśmy w takim miejscu gdzie nie wolno krzyczeć. 
  • Jesteś niesamowicie inteligentnym chłopcem. Będziesz dobrym lekarzem jeśli ostro przyłożysz się do nauki. 
  • Lubię się uczyć. Chce poznawać świat. Jest wielki i nieogarniony. 
  • Bardzo słusznie proszę pana. Piątka z plusem.
  • Wolę szóstki - zdecydował Dawid. 
  • To my idziemy do szatni się ubrać. Czekaj na nas przy wyjściu okej? 
  • Oczywiście Justynko. Ja też jeszcze muszę wykonać jeden telefon przed wyjściem.  To do potem. 
  • Chodź Dawid idziemy się ubrać. Zeszytu nie zapomnij. 
  • Mamo, jesteś na mnie zła, że powiedziałem Olsenovi o tobie i Calvinie? - spytał Dawid kiedy schodzili po schodach na dół. - Sam nie wiem czemu tak palnąłem o Calvinie. Chyba faktycznie mam za długi język.  
  • Nie, nie jestem kochanie. Jakbym mogła się na ciebie złościć? Jesteś jeszcze mały i lubisz powtarzać po nas różne rzeczy chociaż nie zawsze wiesz o co chodzi. Ale to nie twoja wina. To my dorośli musimy na to uważać co mówimy. 
  • Ciocia Krysia powiedziała, że Cal jest dla ciebie idealny i że będziecie szczęśliwi. 
  • Ciocia powiedziała to tobie czy wujkowi Rafałowi, a ty podsluchales? 
  • Powiedziała babci Judycie, a ja przy tym byłem. Zapomniała, że siedzę obok i słucham. - Dawid puścił Justynie oko. Bardzo go to bawiło. - Szkoda, że nie widziałaś jej miny wtedy. 
  • Jesteś niesamowity synku. - Rozbawiona do łez Justyna pogłaskała Dawida po głowie. Jej syn był najbardziej rozbrajajacym facetem jakiego znała. 
  • Wiesz mamusiu? Ja bym chciał żeby Calvin... został moim nowym tatą i żeby już nikt się ze mnie nie śmiał. że mój prawdziwy uciekł bo mnie nie chciał. To  bardzo przykre, że jedne dzieci mają oboje rodziców, a ja nie. - Nagle głos Dawida się załamał, a twarz spochmurniała. 
  • Calvinovi na tobie zależy Słonko. Bardzo mu zależy. Teraz jest tam w Angli bo musi coś załatwić ważnego, ale wróci do nas. Zobaczysz. - Zatrzymali się na półpiętrze, a wtedy syn mocno do niej przylgnął. 
  • Kochasz go, prawda? - Dawid wbił w matkę uważne spojrzenie. Było mądre i zarazem przenikliwe. Chciał mieć pewność że będą razem.  
  • Tak Dawid, bardzo go kocham. Zasłużył sobie na to. - Powiedziawszy to przytuliła go mocno. 
  • Bardziej ode mnie? - spytał znów ściszonym głosem przytulony do jej piersi. 
  • Hej synku... co ty mówisz? - zapytała zniżając głos do szeptu. - Nigdy przenigdy żadnego faceta nie będę tak kochać jak ciebie? A wiesz czemu? Bo cię urodziłam i jesteś mój. Jesteś moim jedynym dzieckiem. 
  • Ja też nigdy żadnej innej kobiety nie będę kochał tak jak ciebie. Jesteś dla mnie najważniejsza. A po tobie babcia i ciocia. 
  • Synu... - zaczęła mówić, ale nie skończyła bo nie dała rady. Zaczęła płakać. I po makijażu. Teraz Olsen pomyśli, że coś się stało.  - Myślę że swoją żonę będziesz kochał jeszcze bardziej. Powinieneś, bo pewnie będzie mamą twoich dzieci.  
  • Chyba za sto lat mamusiu. Narazie chce korzystać z młodości i uczyć się.
  • No pewnie dziecko. Masz racje. Chodź już do tej szatni. 

Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Miłej lektury Kochani. 

środa, 1 stycznia 2020

Noworoczne zapodajki

Witajcie Kochani Noworocznie



Fot. Pinterest


Dziś zapodam Wam linki do dwóch starych postów, których większość z Was nie miała jeszcze okazji czytać i mam nadzieję, że Wam się spodobają.  Oto one : 

1. Wyprawa w Tatry z 20 czerwca 2015


https://kasinyswiat.blogspot.com/2015/06/niedzielna-wyprawa-do-murowanca.html

2. Post o Szczawnicy z 6 lipca 2014


https://kasinyswiat.blogspot.com/2014/07/o-szczawnicy-mej-ukochanej-sow-kilka.html

Jeśli chcecie możecie komentować tu albo pod tymi postami.


Jestem w trakcie pisania o mojej sierpniowej wyprawie na Lubań ( pasmo Gorce) tak że już niedługo będziecie mogli o niej poczytać na moim blogu. Jest to jedno z moich najukochańszych miejsc w Gorcach. Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się więcej chodzić po górach niż w zeszłym roku i że zrealizuje to co sobie zamierzyłam. Liczę na Wasze kciuki. W ogóle zamierzam dużo chodzić, bo ruch to zdrowie. 

1. Lubogoszcz i Ćwilin (Beskid Wyspowy)
2. Turbacz, Stare Wierchy, Maciejowa, Lubań 
3. Barania Góra ( Beskid Śląski) 
4. Chata Magórki, wycieczka z Eliaszówki do Starej Lubovni ( zamek i skansen) - Beskid Sądecki, góry Lubovelskie
4. Wyjazd kolejką na Łomnice ( małe szansę, ale spróbujemy) 
5. Zwiedzić Pszczynę.


Oprócz tego mam dla Was trochę zdjęć, które zrobiłam 30 grudnia 2019. Pierwsze raz wyszły mi takie zdjęcia po zmroku.  Lubię takie eksperymenty. 

Właśnie tak wygląda moje miasto nocą 



















A jak tam po sylwestrze? Zadowoleni? 

Jeszcze raz Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!!! 

Dziękuję za odwiedziny i komentarze