Proza, góry i muzyka

niedziela, 27 lutego 2022

Z cyklu Kasine pisanie : Idąc pod prąd 27

 Rozdział 27 


Nowy Targ, szpital specjalistyczny - koniec maja 2018 


Zuber nie był w stanie znów zasnąć. Za dużo myśli go dręczyło, kołatały się w głowie i nie zamierzały ucichnąć. Gdyby się dało uśpiłby je na długi czas. Przed pięcioma minutami został skutecznie wyrwany z głębokiego snu przez starszą pielęgniarkę, oddziałową, która przyszła, żeby mu znów podać środek znieczulający do kroplówki. Janek leżał niespokojnie wierzgając nogami i jednocześnie starał się przyzwyczaić wzrok do półmroku panującego na jego sali. Okna były zasłonięte przez ściągnięte żaluzje, paliła się tylko mała lampka przy drzwiach. Kręcił się, choć groziło to zerwaniem szwów.  Uczulali go, że ma leżeć spokojnie i tylko na plecach, ale on na plecach nie potrafił zasnąć. Dziwne, do wielu niedogodności był w stanie przywyknąć z racji swojej pracy w pogotowiu, a teraz przeszkadzało mu leżenie na wznak. W różnych warunkach się sypiało i nie takie rzeczy się znosiło. Otumaniony przez silne leki uśmierzające ból słabo kojarzył, gdy się budził przez chwilę starał się sobie przypomnieć czemu jest tu gdzie jest. Co się stało, gdzie się podziali Justyna, Dawid i cała reszta? Nawet nie pamiętał, że kolega był u niego z Jackiem Namyślem, żeby sprawdzić jak się ma i co mówili o Justynie. Zapomniał o smsie od Basi i o komórce którą zgubił w górach. Wszystko mu się zatarło. Na próżno starał się wszystko sobie przypomnieć. Tępy ból atakujący całą głowę stanowczo mu w tym przeszkadzał. No dobrze, był z Justyną w górach, mieli jeszcze gdzieś iść, zabrali Zawisze, tyle pamiętał. Ale co dalej? Nic więcej nie zapamiętał. Czarna dziura. Czyżby się uderzył w głowę? Czasem na skutek urazów czaszki można doznać chwilowej amnezji. Może to właśnie to nie pozwoliło mu sobie przypomnieć co zaszło.  Mógłby zadzwonić do Kyni i o wszystko ją wypytać, ale niestety nie miał przy sobie komórki i nie miał jak po nią sięgnąć.  Zabronili mu również wstawania. Postanowił, że poczeka chwilę i gdy znów zjawi się pielęgniarka poprosi ją by mu podała telefon. Musi się dowiedzieć, co jest grane i to jak najszybciej. Ta pustka we łbie nie dawała spokoju. 


  • Ej Zuber, żyjesz? - spytał prawie szeptem Rafał, gdy już się zbliżył do łóżka przyjaciela i zobaczył że nie śpi. 

  • Orzecki, co ty tu robisz do cholery? Mieliście być za dwa dni. - Janek zrobił wielkie oczy. Zupełnie się nie spodziewał, że Krakus zaraz przyleci do szpitala. Ostatnio różnie między nimi bywało. 

  • Ale udało się polecieć wcześniej. Calvin i Łukasz też są, czekają na korytarzu. Weszliśmy z Jackiem, bo ma tu dobre znajomości, inaczej by nas za Chiny Ludowe nie wpuścili. Zawisza już był u ciebie, ale słabo kontaktowałeś, więc nie siedział długo. 

  • Zawisza tu był?  Nic mu nie jest? 

  • Z Zawiszą wszystko w porządku Jasiek, to moja siostra ucierpiała. - Krakus spoważniał. Trochę się jednak martwił o nią. Udzielił mu się niepokój Anglika, jak tylko weszli do szpitala. 

  • Co z nią jest? -  Zuber ożywił się i poderwał do pozycji siedzącej, całkiem zapomniał o ranie w brzuchu i bólu. Teraz interesowało go tylko i wyłącznie co z Justyną. -  No gadaj Orzecki, bo mnie tu zaraz... 

  • Justyna... nadal jest nieprzytomna po upadku. Doznała urazu głowy po uderzeniu w kamień. 

  • No co ty pieprzysz Krakus? Jezu...  - Zuber powiedział to głośniej. Był gotów wstać i lecieć do niej, ale Rafał go powstrzymał. Miał więcej siły niż osłabiony kumpel. - Jak to się stało? Była przecież pod moją i Dawida opieką... Kurwa mać. 

  • Poszedłeś się rozejrzeć za tymi gówniarzami, co się oddaliły od tej grupy szkolnej,  a ona była chwilę z Zawiszą. Pomagała mu ogarnąć te spanikowane małolaty, a gdy potem padły strzały poleciała cię szukać i musiała się wywrócić po drodze. Dawid wołał za nią, żeby zawróciła, ale go nie słuchała. W końcu zostawił rozhisteryzowaną nauczycielkę, którą się chwilę zajmował i prędko pobiegł za Justyną. Znalazł ją leżącą na trawie kilometr dalej, a potem ciebie.  Od razu się nią zajął, a do ciebie wezwał Ramzesa. 

  • Cholera, czemu ona musiała za mną lecieć? - Zuberowi chciało się płakać. Czuł się odpowiedzialny za przyjaciółkę. Nie chciał nawet myśleć, co będzie jeśli wpadnie w śpiączkę, odpukać. Co będzie z młodym? - On jej teraz najbardziej potrzebował... Chryste, gdyby się nie oddalił nic by się jej nie stało. Nie przewidział, że za nim poleci, inaczej uczuliłby Dawida, żeby w żadnym razie jej nie puszczał. - Niech to szlag trafi. Jak bym wiedział, że tak się stanie... 

  • Jakbyś wiedział, że się przewrócisz to byś kurwa w ogóle nie wstawał Zuber. Już to mówiłem dziś Coullterowi, bo też tak biadolił i rozpamiętywał co by było gdyby... Wiesz co stary, to może nie chodźmy w góry ani do pracy, bo nam się niebo na łeb zwali, trafimy na misia uszatka albo nie wiem co jeszcze. Wkurza mnie takie coś.

  • Jak długo jest nieprzytomna? - Przyciskał dłonią skroń, a oczy miał przymknięte. Było mu słabo od tych wieści. 

  • Odkąd ją Dawid znalazł ani na chwilę nie odzyskała przytomności. Będzie chyba jakieś trzy godziny, może więcej. 

  • Co mówi lekarz, gadaliście z neurologiem, który ją przyjmował? - dopytywał się zdenerwowany Zuber. 

  • Łukasz gadał. Potwierdzili silny wstrząs mózgu i delikatne pęknięcie czaszki. Na tę chwilę wykluczyli istnienie krwiaków, ale będą ją dalej monitorować, gdyż... nie ma gwarancji, że się nie pojawią. Najgorsze jest to, że ona może być w śpiączce Jasiek. 

  • Wiem niestety...  A jak Calvin na to co się stało Justynie? - Jankowi łamał się głos. Lęk o Justynę się pogłębiał. Jeśli jeszcze nie odzyskała przytomności... to mogła być śpiączka. Po kryjomu otarł załzawione oczy. Żal ściskał go za gardło. -  Pewnie jest na mnie wściekły, że jej nie dopilnowałem albo, że ją zabrałem na tą cholerną wycieczkę. 

  • Że co przepraszam ? Ale chrzanisz teraz, ja pierdziele... Czy ciebie Zuber już całkiem pogięło? Nawet mu do głowy to nie przyszło. Obwiniać to on może kolesia, który do ciebie strzelał, a nie inaczej. Weź już przestań, bo ci lutnę zaraz. 

  • To się Zawisza  wykazał... - Dotknął głową czoła. Otarcia na skroniach piekły. 

  • Nooo,  świetny jest gość, trzeba mu to przyznać. Prawdziwy profesjonalista.  Może kiedyś mnie tak będą chwalić jak jego dziś. Ciebie też ciągle chwalą. Jak on mi gadał ostatnio jakie kursy sobie porobił jak jeszcze był tam w Bieszczadach to normalnie opad kopary. Jeszcze śmigłowiec potrafi pilotować skubaniec. 

  • Rafał, sprawdzisz czy jest tam, gdzieś moja komórka? Zobacz, może jest w szafce albo w siatce z ciuchami. Miałem ją chyba w spodniach, tak mi się zdaje. Muszę do Basi zadzwonić przecież.  

  • Już patrzę - oznajmił Orzecki i zaczął się rozglądać za komórką Janka. W szafce jej jednak nie znalazł, siatki z ubraniami też nie było. Może wzięli te rzeczy do depozytu. - Nie ma tu nic Jasiek, może gdzieś indziej schowali. Zapytaj personel. 

  • Muszę pana poprosić o wyjście z sali, pacjent ma odpoczywać - upomniała Rafała starsza pielęgniarka. Mówiła grzecznie, ale stanowczo. 

  • Chwilkę jeszcze, proszę siostro - targował się Orzecki. 

  • Nie proszę pana, mamy tu swoje zasady, a pan musi ich przestrzegać. Niestety. Ludzie  nie leżą tu dla frajdy. 

  • No dobrze, to spadam... Trzymaj się stary, do jutra. - Podał góralowi rękę, którą ten mocno uścisnął, a potem skierował się do wyjścia. 

  • Dzięki Rafał, do jutra. Uściskaj Kynie ode mnie. 

  • Pani Jadziu, mógłbym jeszcze ja na chwilę wejść do Janka? - spytał Łukasz, który już czaił się za drzwiami. Miał nadzieję, że jego szeroki uśmiech rozmiękczy szorstką oddziałową. Znał ją kawał czasu ze względu na częste wizyty na urazówce. Kiedyś uratował jej wnuka Ignacego, który wybrał się z kolegami zimą na Pilsko. Miał wówczas 25 lat. Gdyby nie Łukasz, nie przeżyłby. 

  • A to pan naczelniku, dobry wieczór - przywitała się z nim siostra oddziałowa. Nie obyło się bez pięknego uśmiechu na jego widok. Miała do niego ogromną słabość, jak większość pielęgniarek na tym oddziale, choć była piętnaście lat starsza od niego.  - Oczywiście może pan, ale tylko na chwileczkę, dobrze? Pan Janek jest zmęczony i obolały. 

  • Dziękuję bardzo pani Jadziu. - Figła wszedł do sali Jaśka zdecydowanym krokiem. 

  • Żaden tam zmęczony siostro - rzucił do niej ożywiony Zuber. - Chcę wracać do domu. 

  • Panie Janku, pan nie żartuje ze mną, dobrze?  - skarciła go pani Jadwiga, a  potem zaraz wyszła z sali.  Musiała iść na inną salę do innego pacjenta. 

  • O rety Łukasz,  a jakim cudem ty masz chody u pani Jadzi - dowcipkował Orzecki. Zaraz wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Calvinem. Anglik podpierał równoległą ścianę. 

  • Do tego trzeba być naczelnikiem Rafał, z wieloletnim stażem - mądrzył się Figła. 

  • Ty Calvin, widziałeś jak się za nim obejrzała? - rzucił do Coultera Krakus, gdy oddziałowa zniknęła z pola widzenia. Poszła prawie na koniec oddziału i weszła do jakiejś sali. -  Ale jajaaaaa no. Ja to nie wiem co Łukasz tym kobitom robi, że one ta...

  • Słyszałem to Orzecki. - Łukasz niespodziewanie wyglądnął z pokoju i cisnął w niego gromy. 

  • Dobra, to może ja se pójdę... zadymić... Na razie. - Krakus pomachał trzymaną w dłoni paczką fajek i zaczął iść w stronę wyjścia z urazówki szybkim krokiem. Czarną skórzaną kurtkę miał rozpiętą. 

  • Calvin, wchodź szybko do środka - powiedział do niego półszeptem Figła. 

  • No nie wiem Łukasz... - zawahał się  Anglik. Obawiał się, że skończy się to awanturą, jeśli pani Jadwiga zobaczy, że w sali jest więcej niż jedna osoba.  Może wezwać ordynatora i obydwaj wylecą z oddziału z hukiem. - Ta pani pozwoliła wejść do pokoju tylko tobie, Łukasz i to na chwileczkę. Może się wkurzyć. 

  • Chodź, chodź, damy radę. - Łukasz niemal siłą wciągnął go do sali Janka. 

  • Miło was widzieć panowie. Witam w moich skromnych szpitalnych progach. - Zuber uśmiechnął się półgębkiem. Mimo okoliczności było mu miło, że o nim pamiętają i martwią się. Poprawił sobie kołdrę, która już prawie spadała na ziemię. Leżał trochę za nisko, żeby bez bólu się podnieść do pozycji siedzącej. Figła się domyślił, że jest mu źle, więc prędko bez zastanowienia wyregulował mu wysokość wezgłowia, żeby miał wygodniej. -  Dzięki szefie, od razu lepiej. 

  • To jak Zuber, kiedy wracasz do pracy? - zażartował naczelnik. 

  • Jak najszybciej. - Janek był oczywiście śmiertelnie poważny. - Nie żartuje naczelniku. 

  • Doczekam się kiedyś, że zaczniesz mi mówić po imieniu Zuber? Przynajmniej poza godzinami pracy. - Figła założył ręce na piersi i zmarszczył brwi. 

  • Dobra Łukasz, jutro wstaje z wyra i wracam do pracy. Pasuje ci? - Janek mrugnął do Coultera, a potem znów spojrzał na szefa.  

  • Super, super... Tylko pamiętaj o papierku od lekarza, że możesz pracować. No wiesz, papirologia, biurokracja i tym podobne. 

  • Calvin... przepraszam...  - zwrócił się do niego góral. 

  • Nie żartuj Zuber, za co masz mnie przepraszać. - Anglik uśmiechnął się do przyjaciela. -  Nic złego nie zrobiłeś. 

  • Ojej no... po prostu mi szkoda, że nie zobaczyliście się z Justyną jak przyjechałeś. Ona tak czekała na ciebie, nie wspominając już o młodym. 

  • A my mogliśmy dać wam znać, że wracamy, ale Rafał chciał niespodziankę zrobić dziewczynom, więc przystałem na to. 

  • Młodemu Orzeckiemu na pewno zrobiliście. Jest wniebowzięty - oznajmił Łukasz. 

  • Wzięliśmy ze sobą Peter a - dodał Anglik. 

  • O widzisz, bardzo dobrze zrobiliście. Będę mu mógł w końcu pokazać trochę gór. 

  • Na początek weź go w Gorce na te krótsze szlaki, żebyś go od razu nie zniechęcił  -  zasugerował Figła. - Sądecki też może być. 

  • Szefie... niech szef nie myśli, że Peter to jest jakiś mięczak. On z nami na ściankę chodził  jak byłem w Yorku. Gość jest tak wysportowany, że na Kasprowy to on wbiegnie. 

  • W takim razie weź go od razu na Zawrat z Gąsienicowego Zuber, śmiało.

  • Żeby tylko Justyna z tego wyszła, bo zwariuje - powiedział podminowany Janek.  - W jakiś sposób czuje się za nią odpowiedzialny, kiedy jest ze mną w górach. 

  • Nic na to nie poradzisz,  to już jest... jeśli mogę się tak wyrazić pewnego rodzaju zboczenie zawodowe - wyjaśnił Calvin. - W końcu dochodzi do tego, że nie możesz  przestać się martwić o bliskich, przyjaciół, a nawet zupełnie obcych ludzi, którym pomagasz. Tak właśnie jest ze mną. 

  • Tak samo mówił mój i Judyty ojciec, który był ratownikiem w pogotowiu tatrzańskim - powiedział Łukasz. -  Z czasem coraz trudniej jest się zdystansować do tych ludzi.  Przejmujesz się nimi, rozmyślasz i tak dalej. Ale inaczej się nie da. 

  • To chyba niezbyt zdrowe podejście tak się angażować emocjonalnie - przyznał Janek. 

  • Raczej na pewno Zuber, ale gdy spotykasz się na szlaku ze śmiercią to chyba ci to potem siedzi w głowie i nie odpuszcza...  - wzrok Calvina utkwiony był w zasłoniętym oknie. Nie sposób przejść obok tego obojętnie. 

  • Dawid przedwczoraj miał niemiłą akcję z rowerzystą w okolicy Starych Wierchów - wspomniał Janek. -  Facet zszedł mu podczas akcji reanimacyjnej. To był jego pierwszy raz, gdy się nie udało uratować ofiary wypadku.  Przejął się tym chłopak, nie powiem. 

  • Nie zazdroszczę mu - powiedział zasmucony Coulter. 

  • Hej Łukasz, a co z tymi chłopakami, co się odłączyli od swojej klasy pod Wielkim Rogaczem? 

  • Cóż... jeden nie przeżył, a drugi jest w śpiączce. Tego pierwszego gnojka rozszarpał niedźwiedź, a drugiemu udało się jakimś cudem zwiać, ale potem spadł z drzewa i połamał się. Julek podejrzewa ciężki uraz głowy i kręgosłupa po upadku z dużej wysokości. 

  • Zgaduje, że najpierw nakarmili misia kiełbaskami, a jak zabrakło żarełka to dali dyla? Ręce człowiekowi opadają. Tyle się uczy gówniarzy jak się zachować w przypadku spotkania z misiem, a oni dalej swoje. - Janek złapał się za głowę. 

  • Ty się dziwisz małolatom? A zobacz ile tragedii zdarza się rok w rok z powodu bezmyślności dorosłych. I to nie tylko w Tatrach. 

  • To też prawda, szefie... Byliście może u Justyny? 

  • Nie, nie wpuścili nas bo jeszcze trwały badania, a teraz to już na pewno nas nie wpuszczą - odpowiedział Anglik. 

  • Panie Łukaszu drogi, o co ja pana prosiłam? - odezwała się pani Jadwiga, która weszła do pokoju niezauważona i stanęła koło łóżka pacjenta. Od razu zauważyła Calvina na twarzy, którego malowała się mina niewiniątka i przez chwilę nie mogła oderwać od niego spojrzenia... Cholera jasna, gdyby nie był skurczybyk tak nieziemsko przystojny dostałby porządną burę. W tych pięknych niebieskich oczach dostrzegła iskrę, taka sama biła kiedyś z oczu jej ś. pamięci męża. Ten amant, zapewne znajomy naczelnika miał w sobie jakiś magnes i był pociągający. Mimo swego wieku potrafiła jeszcze to dostrzec. W tej czarnej skórzanej kurtce i dżinsach wyglądał bardzo seksi, niech go tylko zobaczą młodsze pielęgniarki z jej zespołu. 

  • To nie ich wina siostro, to ja ich przytrzymałem - bronił towarzyszy Zuber. - Za karę może mi siostra zaserwować bolesny zastrzyk... w dupę. Zniosę to cierpliwie. 

  • Panie Janku, koniec żartów powiedziałam. Zaraz widzę pana śpiącego, a panów zapraszam do wyjścia - pokazała im drzwi, ale nie przestawała się przy tym uśmiechać do Łukasza i Calvina. 

  • Dobranoc pani Jadziu, dziękujemy serdecznie za okazanie dobrej woli. - Łukasz obdarował panią Jadwigę uroczym uśmiechem po czym skierował szybkie kroki do drzwi. 

  • Dobranoc. - Mówiąc to Calvin skinął głową i pospieszył za Figłą w kierunku uchylonych drzwi. 

  •  Dobranoc panom - odprowadzała ich wzrokiem dopóki nie zniknęli za drzwiami. 

  • Spodobał się pani nasz Anglik co? - odezwał się Janek. 

  • Cicho tam, bo lewatywa będzie. - Popatrzyła na niego srogo. 



Rozdział 27. 1 

Gdy Calvin i Łukasz wyszli z oddziału Zubera spotkali się w holu z Rafałem i Jackiem, którzy siedzieli  na skórzanej kanapie i o czymś rozmawiali, bardzo po cichu. Podeszli do nich i wtedy zobaczyli ich posępne miny. Obaj mężczyźni sprawiali wrażenie podminowanych, co mogło świadczyć tylko o jednym - znów wydarzyło się coś niedobrego. - Boże tylko nie Justyna  - pomyślał Łukasz, kiedy przyszło mu do głowy, że może chodzić o nią. Bał się nawet zapytać tamtych dwóch, co się stało, podobnie Anglik - musiał pomyśleć o tym samym co on, bo nagle pobladł. Tak się wystraszyli, że przez chwilę nie mogli wydobyć z siebie głosu. Stali tylko obok i tępo wpatrywali się w podłogę, a serca i żołądki mieli ściśnięte do bólu. Wreszcie osłabiony nerwami Figła opadł na wolne miejsce koło swojego przyjaciela lekarza i oczekiwał na najgorsze. Jak on spoczął to znów Rafał wstał, a właściwie gwałtownie poderwał się z kanapy i zaczął krążyć po holu. Nie mógł dłużej usiedzieć na miejscu, dosłownie go rozsadzało. Patrząc na niego Łukasz jeszcze mocniej się zaniepokoił. Musiało się stać coś naprawdę strasznego, bo już dawno nie widział siostrzeńca tak wyprowadzonego z równowagi i jednocześnie przybitego. - Może wreszcie dotarło do młodego, że stan jego ukochanej siostrzyczki jednak jest poważny - pomyślał naczelnik.  Gdyby nie daj Boże Justynka... Nie, Orzecki nie zniósłby takiej straty (żadne z nich nawiasem mówiąc). Ostatnio byli znów kochającym i wspierającym się rodzeństwem. Justyna niedawno zwierzyła się swojemu kochanemu chrzestnemu, że ona i Rafał wybaczyli sobie wszystko i dawne żale poszły sio. Szkoda, że musiało dojść do nieszczęścia, żeby się pogodzili. 
  • Ale świrujesz Raf. - Calvin podszedł do Krakusa stojącego dziesięć metrów od nich przy filarze.  Miał nadzieję, że coś z Rafała wyciągnie. Co go tak wyprowadziło z równowagi? - Mów co jest, że cię tak nosi?
  • Dziwne, że cię to dziwi Coulter. - Zerknął na Anglika przelotnie i z powrotem wbił wzrok w sufit. Uciekł wzrokiem świadomie, ponieważ z trudem wytrzymywał przenikliwe spojrzenie tego bystrego Wyspiarza, które nalegało żeby wydusił z siebie to, co wie. To było trudne, wręcz niewykonalne na tamten moment. Przez to co mu powiedział Jacek zupełnie nie mógł się ogarnąć. Wyjaśnienie tej sprawy pozostałym nagle przerosło jego możliwości. Jakieś zaćmienie czy co? Jeszcze nigdy stres go tak nie przyblokował. 
  • Orzecki... ja muszę wiedzieć, co jest grane, słyszysz? - naciskał zdenerwowany Anglik. Musiał wiedzieć, czy to co tak skrzętnie ukrywa Rafał dotyczy jego ukochanej czy nie. Niepewność w pewnych okolicznościach bywała zabójcza. - Przecież wyraźnie widać po tobie, że stało się coś naprawdę złego, inaczej nie byłbyś taki wzburzony. Pytam, się co jest grane? 
  • Ja też się pytam, co jest grane? - odezwał się w końcu Figła. Mówił donośnym tonem.  - Czego świrujesz do ciężkiej cholery? 
  • Świruje, bo taki już jestem. Dajcie temu spokój - rzucił do nich urażony Krakus. Gniew w jego oczach był jak ogień. Najmocniej jednak złościło go to, że nie mógł wyrzucić z siebie, tego co chciał. Oparł głowę o ścianę i spojrzał w stronę okna. 
  • My mamy dać spokój? Żartujesz sobie? Przecież to ty przed chwilą prawie wyszedłeś z siebie więc nie mów nam o jakimś spokoju. - Calvin zaczął się nerwowo śmiać, a po chwili walnął otwartą dłonią w ścianę i wydarł się na Rafała. - Dość tego Krakus, masz mi zaraz powiedzieć co jest grane! Chce wiedzieć czy chodzi o Justynę, czy nie. Coś jej grozi?  Powiedz mi kurwa! 
  • Myślałem, że gorzej już być nie może. - Orzecki przewrócił oczami. 
  • Tu nie chodzi o Justynę, spokojnie Calvin - uspokoił go lekarz. Patrzyli sobie w oczy. 
  • No to co się stało, że on tak świruje? - Brytyjczyk wskazał ręką Rafała. 
  • Dziewczyna Jaśka trafiła do szpitala w stanie krytycznym. Była w drodze do Ochotnicy kiedy zdarzył się wypadek. Ciężarówka zderzyła się z busem, którym jechała. Wszyscy poza nią nie żyją, a... Basia...nie ma nawet 30% szans na przeżycie - odpowiedział Jacek. 
  • Nie, Jacek przestań... Nieeee. - Calvin kręcił głową jakby mógł w ten sposób wymazać to co się wydarzyło. Znów poczuł jak mu żołądek podchodzi do gardła. W jego smutnych oczach zaświeciły się łzy. Tak strasznie mu było szkoda Janka, tego fajnego energicznego zawsze pozytywnego górala, chłopaka, z którym można było konie kraść. Nie zasłużył na taki cios. 
  • Chciałbym żeby to była tylko pieprzona pomyłka Angliku. Dałbym za to wszystko... 
  • Ja pieprze...  To co się dziś dzieje to jest jakiś... francowaty armagedon. - Calvin miał wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok. Napięcie zdawało się zakleszczać go w swoich szponach.
  • Co ja teraz powiem Jaśkowi i Kyni? - Krakus zakrył oczy dłonią. - Kurna. 
  • Ty się na razie martw co powiesz Dawidowi jak zapyta o mamę. - Coulter spojrzał na Krakusa zamglonym przez łzy wzrokiem. 
  • Może ty spróbuj... Jesteś teraz dla niego jak ojciec. - Spojrzał na przyjaciela błagalnie. 
  • Tak pewnie. Najlepiej zwal wszystko na mnie teraz! - warknął na kumpla rozdrażniony Coulter. 
  • Nie... nie wierzę, nieeeee. - Przerażony Figła kręcił głową w geście niedowierzania. Miał wrażenie, że zaraz się rozbeczy. To było już ponad jego siły. Najpierw Jasiek i Justyna, a teraz... 
  • Ja mogę mu to przekazać Rafał. Mam już zasrane doświadczenie w przekazywaniu złych wieści rodzinom pacjentów - zaofiarował się Jacek. Był równie mocno zdołowany co jego trzej towarzysze - Dowiedziałem się tego od kumpla chirurga, który ją operował, zupełnie przypadkiem. Skojarzyłem nazwisko i przyszedłem zapytać Rafała czy to faktycznie Basia Zubera. Potwierdził. 
  • Normalnie jako naczelnik przekazuję ludziom takie wieści... - zaczął Łukasz prawie szeptem. - Ale Zuber jest jak rodzina dla mnie i nie potrafię mu czegoś takiego.... przekazać. 
  • Mnie też się dwa razy zdarzyło... - przyznał nieco spokojniejszy Anglik. - I to było potwornie trudne doświadczenie. 
  • Spokojnie staruszku... ja z nim pogadam. - Jacek poklepał Łukasza po plecach. 
  • Dzięki Jacek - powiedział do niego Figła. - A ty jak się trzymasz? Wiem, że z Judytą nie jest łatwo, bo ostatnio sam mam z nią przejścia...  W ogóle się nie dogadujemy. 
  • Jak spotkasz siostrę to powiedz jej, że chce otwarcie pogadać. Musi mi wprost powiedzieć, że to koniec. Nie chce już mieć żadnych złudzeń. Wolę najgorszą prawdę niż mrzonki.  
  • O czym wy mówicie? - Calvin udał zdziwionego. Nie chciał  im zdradzać, że wie o tym zerwaniu od Rafała, żeby Jacek nie poczuł się źle. Potrafił się zachować jak dyplomata. - Jaki koniec, czego koniec? 
  • Myślałem, że już wiesz Calvin - zwrócił się do niego zdziwiony lekarz. Patrzył na Anglika smutnymi pełnymi bólu oczami. To rozstanie z Orzecką wiele go kosztowało. - Judyta zerwała ze mną zaraz po naszym sielankowym trzydniowym wypadzie na Słowację. Było naprawdę cudownie, a potem... zwinęła się do tego swojego Wiednia bez pożegnania czy jakiegokolwiek wyjaśnienia. Jakby chodziło tylko o seks, ale nie wydaje mi się, żeby Judyta takie coś propagowała. Nawet bym nie śmiał ją o coś takiego podejrzewac.  - W życiu by jej nie obraził. Za bardzo ją kochał, żeby to zrobić. Była miłością jego życia, kochał ją tak jak kiedyś zanim poznała Wiktora, mocno i szalenie, chociaż nie mógł już marzyć o wzajemności. Żeby nie zwariować rzucił się w szalony wir pracy. To go ratowało, choć nie wiedział jak długo jeszcze. 
  • Nie podaruje mamie tego - rzucił wkurzony Orzecki. - Powiem jej w końcu, co myślę na ten temat. Ona może mnie w kółko pouczać jak gówniarza, a sama zachowuje się jak małolata
  • Uważaj, bo cię matka posłucha Rafał - burknął na siostrzeńca Figła. - Może lepiej skupmy się teraz na Janku i dziewczynach.  
  • Racja Łukasz. - Namysl przytaknął ruchem głowy. - Wybaczcie, że w ogóle poruszyłem ten temat. Moje kłopoty sercowe  najmniej się teraz liczą. Najważniejsze są Justyna i ta Basia. Zrobię co mogę by im pomóc. Jeśli będzie trzeba... uruchomię wszystkie moje kontakty. 
  • Zawsze mogliśmy na ciebie liczyć Jacek i nigdy tego nie zapomniemy - Figła położył rękę na ramieniu Jacka. Uratował Rafała - nie mógłby tego zapomnieć. To było więcej niż ktokolwiek dla nich zrobił. -  Ty też możesz na nas polegać w razie jakichkolwiek problemów. 
  • Nie macie pojęcia jak mi przykro z powodu Justyny. - Jacek spuścił głowę. Był przerażony, kiedy dowiedział się od znajomej z izby przyjęć w jakim stanie przywieźli córkę Judyty. - Jej uraz wydaje się bardzo poważny. 
  • Wyjdzie z tego. Musi... - Łukasz dotknął dłonią prawej skroni, która pulsowała od bólu. Dawno nie miał takiej wrednej migreny. 
  • Oby jak najszybciej się obudziła, bo zaczynam się na serio martwić - oznajmił przygnębiony Krakus. - Nie przypuszczałem, że będzie tak źle jak mówił Zawisza. 
  • Słuchajcie chłopaki, przepraszam was, ale ja już będę spadał do domu, bo jutro od rana mam zabiegi, a jeszcze muszę posiedzieć nad referatem do sympozjum i pewnie mi zejdzie przy tym. - Jacek wstał z kanapy i zaczął się z nimi żegnać uściskiem dłoni. - Jak by tam coś się działo to masz Łukasz mój telefon. Dzwoń o każdej porze. 
  • Lepiej się wyśpij porządnie, bo jeszcze sam wylądujesz na kardiologii - doradził mu Figła poważnie zatroskany o Jacka. Widział wyraźnie że jest przemęczony. Tu dyżur, tam operacja, takie tempo muła by wykończyło. Martwił się o niego bardzo bo Jacek był jednym z porządniejszych ludzi i lekarzy jakich poznał w życiu. Żaden biurokrata tylko porządny fachowiec, któremu zależało na ludziach. Cenił go i szanował. Docenili go wszyscy prócz Judyty. Ach jak go kusiło żeby nawrzucać siostrzyczce za to co wykręciła temu facetowi. Zachowała się jak rozpuszczona gówniara, a nie dojrzała kobieta, do tego matka dwójki dzieci. Co się z nią porobiło do cholery? Na razie się do niej nie dodzwonił, więc wysłał smsa, że Justyna jest w szpitalu. Powinna oddzwonić, jeśli martwi się o córkę. - Chory nikomu nie pomożesz, a taki fachowiec jak ty jest na miarę złota. 
  • Postaram się stary, dzięki. - Musiał przyznać Figle racje. Ostatnio za bardzo się forsował. Poprzedniej nocy nie spał wcale, bo do późna operował, a później go wezwali na SOR do jednej starszej pani z zawałem i ostatecznie został przy niej do rana. I znów zaczynał kolejny dyżur. Od 10 rano do 13 popołudniu wszczepiał rozrusznik jakiemuś pięćdziesięciolatkowi. W końcu został w szpitalu do wieczora przez Janka i Justynę. Nie mógł inaczej. - Trzymajcie się chłopaki i myślcie pozytywnie.  

Rozdział 27.2 

Ochotnica Dolna - koniec maja 2018 

Za oknem było ciemno wietrznie i ulewnie. Ledwo się uspokoiło i w pół godziny wszystko rozkręciło się na nowo. Wicher spowodował znaczne ochłodzenie na całym Podhalu, w Gorcach, a także w Sądeckim i Pieninach, okazał się również niezwykle szkodliwy dla kierowców i wielu góralskich gospodarstw.  Kynia nie znosiła kiedy tak mocno wiało, miała już z tym pewne przykre doświadczenie. Raz gdy wracała z Jankiem i Basią z Kościeliska, dopadła ich potworna wichura. Mieli wtedy cholerne szczęście, że powalone drzewo nie przygniotło ich auta i nie zabiło tak jak innych pasażerów z samochodów, które jechały pięć metrów przed nimi. Mimo to  najadły się strachu. To co się stało tak nimi wstrząsnęło, że rozpamiętywały to do teraz. Miała ogromną nadzieję, że Łukasz i chłopaki bezpiecznie wrócą do domu. Jeszcze nie wiedziała, co spotkało Basie, która wracała z Krakowa do swojego ratownika. Nie kontaktowały się tego dnia, widocznie przyjaciółka nie miała czasu na pisanie. Poprzedniego wieczora wysłała Kyni wiadomość na komórkę, że jak wcześniej skończy szkolenie to wraca do Ochotnicy pierwszym popołudniowym kursem. Tymczasem Kynia nie chciała jej pisać, co stało się Jankowi i Justynie, bo by się tym denerwowała całą drogę. Do Jaśka się nie dodzwoniła, cały czas miał wyłączoną komórkę. Może ją zgubił w górach jak szukał tych uciekinierów albo padła bateria. Pocieszało ją, że chociaż on wyszedł z tego bez większych perturbacji, zagrożenie życia na szczęście minęło. Musiała się liczyć z tym, że któregoś dnia to Rafał będzie na jego miejscu, a ona będzie na niego czekać i umierać że strachu. Taki to był zawód - piękny, ale wymagający poświęcenia. Ktoś to jednak musiał robić. Orzecki był silny, wysportowany, zawsze ostrożny -  nigdy nie kozaczył w górach. Oprócz tego doskonale znał wszelkie procedury oraz środki bezpieczeństwa, techniki wchodzenia i schodzenia, jego wiedza była imponująca...  Ale to nie znaczy, że był nieśmiertelny, zawsze mogło mu się coś stać. To samo tyczyło się Jaśka, Łukasza, Julka czy Zawiszy. Nie do końca chciała, by został tym ratownikiem, ale nie chciała mu dłużej stawać na drodze do marzenia.  Obiecała mu, że będzie go w tym wspierać, bo po prostu go kocha. 

Siedząca przy oknie Kynia starała się przeczytać, choć jeden rozdział najnowszego maszynopisu do korekty, który naprawdę był warty uwagi bowiem akcja powieści toczyła się w górach Ameryki Południowej. Niestety uwaga góralki tego wieczoru była nadzwyczaj  rozproszona.  Kilka razy czytała to samo zdanie i za każdym razem coś jej umykało. Tę fascynująca lekturę dostała od szefowej swojego działu korekty - redaktor Anny Borek - Roj. Anna wysłała jej maszynopis przez kuriera, więc doszedł błyskawicznie, już w południe go miała w rękach. Zamierzała go poprawić w cztery dni i jak najszybciej odesłać autorce, gdyż na kopercie widniał napis PILNE... No nic, najwyżej Rycerz z Camelotu jeszcze trochę sobie poczeka na korektę - pomyślała odkładając maszynopis na parapet. Autorka bestsellerów o Andach okazała się być Polką urodzoną w Argentynie, powszechnie znaną reporterką i podróżniczką. Beata Tych - Salles nosząca pseudonim Allanah, podczas swoich pobytów w Polsce mieszkała we Wrocławiu niedaleko Parku Strzeleckiego w budynku, który sąsiadował z domem rodzinnym Wandy Rutkiewicz. Allanah pisała dzienniki opisujące jej górskie wyprawy w Andy Peruwiańskie, felietony do gazet podróżniczych, robiła też arcyciekawe reportaże o życiu w Argentynie. Rysa na twarzy była jej pierwszą powieścią beletrystyczną opartą na faktach, a główna bohaterka uchodziła za postać autentyczną. 

Żeby się rozgrzać popijała cały czas gorącą herbatę zrobioną przez Walkera. Trzęsło nią, jakby miała wysoką gorączkę i nie pomagał nawet ciepły sweterek od babci Jasi. Wreszcie Peter przyniósł jej z pokoju obok gruby ciepły koc by się nim przykryła. To było takie miłe z jego strony, że się zainteresował. Wcale nie musiał się starać, ale najwyraźniej był prawdziwym gentelmanem. Kocyk bez wątpienia bardzo pomógł, jednak kiedy na zewnątrz pizgało zimnem najlepiej sprawdzał się inny grzejnik... Natychmiast pomyślała o rozgrzanym do gorąca ciele Rafała, który niestety jeszcze nie dojechał do domu. Najchętniej już by go dopadła i zaciągnęła w kąt, a potem sprowokowała by wziął ją szybko i bardzo czule. Tęskniła za tym, co przy nim czuła, a nie znosiła tęsknić ani zbyt długo czekać na szczęśliwe chwile, ale cóż... Tyle się wyczekała to jeszcze trochę poczeka, lecz z drugiej strony myślenie o tych sprawach skutecznie rozpalało jej wyobraźnię i podsycało pragnienie. Jak ma się skupić na poważnej lekturze, kiedy jej myśli krążą wokół seksownego ciała tego jurnego krakowiaczka. W końcu się poddała i odłożyła maszynopis na parapet z zamiarem powrócenia do niego następnego dnia. Jak tylko przestała czytać zaraz przyplątały się do niej niechciane myśli o Kubie. Ostatnio znów jej się przyśnił - tak samo okropnie jak zwykle. Był wściekły, wręcz oszalały ze złości,  krzyczał na nią i jednocześnie wymachiwał rękami. Zarzucał jej oszukiwanie go, udawanie miłości, wreszcie wyzywał od zdrajczyń i dziwek. Mówił, że wie o ich potajemnych spotkaniach w klubie gdzie uprawiają seks od wynajętego detektywa i że facet zrobił im zdjęcia, które będą dowodem na rozwodzie. Ona milczała, nie chciała zaprzeczać, gdyż nie widziała sensu. Kuba i tak by jej nie uwierzył.  W końcu rzucił się na nią i zaczął bić po głowie bez opamiętania. Zachowywał się jakby działał pod wpływem silnych narkotyków. Gdy się obudziła z tego koszmaru miała mokre oczy i migrenę, a prócz tego drżała na całym ciele. Z wielkim trudem się uspokoiła. Zanim wstała z łóżka rozejrzała się dokładnie po pokoju jakby się chciała upewnić, że to był tylko sen, że nie ma go w pokoju. Jezu, czuła się dosłownie jak bohaterka horroru Lśnienie. Inne sny kończyły się podobnie. Czasem go goniła po całkiem pustej ulicy, dopiero za rogiem wpadał pod koła jakiejś furgonetki. Nagle rozlegał się dziki pisk, trzaski i krzyki jakiejś kobiety które wyrywały ją ze snu. Kynia już miała dość tych koszmarów. Skąd one się brały? Może to kara za to, że za niego nie wyszła, że pozwoliła Krakusowi, by pokrzyżował mu plany. 

Związek z Jakubem był zupełnie inny niż z Rafałem. Dopiero niedawno zdała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę to ona najmocniej się zaangażowała uczuciowo, Kuba tylko połowicznie odwzajemniał jej miłość. To ona starała się na każdym kroku go zadowolić, to ona najczęściej mu ustępowała  i wyciągała rękę na zgodę. Musiała być naprawdę zaślepiona miłością do niego, że nie dostrzegała takich istotnych rzeczy. Wydawał się wręcz nieskazitelny, czysty jak kryształ. Jej matka też uważała Kubę za chodzący ideał, gdyby mogła postawiłaby mu pomnik ze złota. Justyna która miała nosa do ludzi od razu rozszyfrowała pana mecenasa i nie spodobał jej się. Podobnie było z Zuberem. Kiedyś zupełnie niechcący zasugerowała Kyni, że jej Kuba chyba (miała pewne swoje podejrzenia) bardziej kocha seks niż ją samą, za co góralka bardzo się na nią pogniewała. Niestety szybko wyszło na jaw, że to prawda. Gdy za którymś razem mu odmówiła przyjemności uzasadniając to złym samopoczuciem, jaśnie pan adwokat śmiertelnie się obraził i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Nie przywykł do tego, że kobieta może mu odmówić.  W porównaniu z nim Krakus zawsze potrafił ją zrozumieć i nigdy nie naciskał na nią, gdy akurat nie miała ochoty na współżycie, nawet by nie śmiał jej przymuszać.  Gdy chorowała opiekował się nią i dbał o jej dobre samopoczucie, zaś Kuba w takich sytuacjach znikał, a potem usprawiedliwiał się tylko, że ma nawał pracy. Zawsze na wszystko miał świetne wytłumaczenie. Na początku związku faktycznie się starał, niemal przychylał jej nieba i rzeczywiście mogła powiedzieć, że jest z nim szczęśliwa, ale z czasem zmienił się diametralnie o całe 260 stopni. Dobrze się stało, że jednak za niego nie wyszła, bo z kimś takim jak on nie mogłaby być szczęśliwa. Byłaby złotym ptakiem w klatce do pokazywania się jego znajomym, kobietą do spełniania zachcianek, ale nie zaznałaby miłości od takiego egoisty. Na szczęście los potoczył się inaczej. 
  • Dwadzieścia po ósmej, powinni już być - odezwała się do Peter a, który siedział obok niej nad swoim laptopem i pracował. Miał do wykonania jakiś ważny projekt do roboty. Opowiedziała mu trochę o swojej pracy korektorki w wydawnictwie, ponieważ okazał ciekawość kiedy wyjęła maszynopis. Zrobiło to na nim spore wrażenie. On był informatorem policyjnym tak jak Rafał, zajmował się zbieraniem informacji oraz analizą materiałów do śledztw. Pracował głównie na miejscu, czasem łaził do archiwum po jakieś papiery. Kynie z miejsca to zafascynowało i musiała przyznać, że dobrze jej się rozmawia z bratem Calvina. Facet był od niego młodszy, ale wcale nie mniej dojrzały.  Okazało się, że mają wiele wspólnych tematów, bo Walker dużo czytał, głównie francuskie kryminały, a poza tym interesował się wspinaczką, górami i  malarstwem. 
  • Pewnie Krakusowi się auto rozkraczyło, bo znów nie załadował baku na ful. - Peter oderwał się od stukania w klawiaturę i spojrzał na Kynie. Co jakiś czas popijał grzańca galicyjskiego, którego niedawno otworzyli. - Mówiłem mu w Krakowie, żeby jechał najpierw zatankować to nie, a potem ledwo do stacji się doczołgał. 
  • Jesteście z Krakusem tak niesamowicie do siebie podobni - oznajmiła odkładając kubek na blat stołu. Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Aż ciekawa była reakcji Judyty. - Z wyglądu i z charakteru. -  Podczas rozmowy słuchali między innymi Kayi i Bregovica z telefonu góralki. Uwielbiała ten niepowtarzalny bałkański klimat zawarty w ich przebojach. Szczególnie Byłam różą i Nie ma ciebie. Walkera też to ujęło, choć nie rozumiał słów. 
  • Tak moja mama też tak uważa. Kiedyś go ze mną pomyliła. Twierdzi, że nawet głosy mamy takie same.  - Powiedziawszy to Walker roześmiał się. Gdy sobie uświadomił, że jest za głośny natychmiast zniżył głos do szeptu. - Jezu, przepraszam, zapomniałem, że Dawid śpi. Nie chce go obudzić, bo będzie płakał, że jeszcze nie ma jego mamy.  
  • No właśnie... nie mam pojęcia jak mu powiedzieć o Justynie. Boję się, że znowu zaburzę jego równowagę emocjonalną. Ledwo się chłopak pozbierał po jednym ciosie, a tu kolejny. - Kynia ściszyła głos i spuściła głowę. Żal boleśnie ściskał ją za gardło i serce. Ani się obejrzała a już szlochała. Tak bardzo nie chciała żeby młody znów cierpiał. - Dawid strasznie źle znosi rozłąki z matką. Jak usłyszy, że ona leży w szpitalu w śpiączce i  nie może wrócić do domu to znów się zaczną jazdy...  Jezu Peter, jestem załamana. - Wytarła mokre oczy i pociągnęła nosem. 
  • Nie martw się Kynia, Calvin na pewno was wesprze.  - Patrzył na nią ciepło z uśmiechem na ustach. Widział, że jej zależy na chłopaku, że ta miłość nie jest udawana. Przejmowała się nim jak mało kto i bardzo go to poruszyło.  Miał ochotę uścisnąć góralce dłoń w celu dodania otuchy, ale obawiał się, że ona może to odebrać jako zwykły podryw, więc szybko zrezygnował. Rafała by chyba trafiło, gdyby usłyszał, że za jego plecami wyrywa się jego ukochaną. Wolał nie kusić losu i tym samym uniknąć jakichś ostrych jazd z Krakusem, choć ten przecież dobrze go znał i wiedział, że z samego szacunku do ich przyjaźni nigdy by nie tknął jego kobiety. Miał jeszcze jakieś zasady i nie łamał ich, tego nauczył go ojciec. Inną sprawą było to, że nie potrzebował teraz kochanki tylko bratniej duszy. Gdyby potrzebował kobiety do łóżka bez problemu znalazł by ją w jakimś klubie nocnym lub na dyskotece, ale nigdy w życiu nie ruszałby czyjejś dziewczyny. Co do Kyni to faktycznie musiał przyznać, że była śliczna i seksowna. Trudno się było dziwić Rafałowi, że kompletnie zwariował na jej punkcie. Miała w sobie pewien magnes.  - Gdyby były jakieś problemy, on sobie z tym poradzi. Na sto procent.
  • W to akurat nie wątpię. - Powiedziawszy to podniosła głowę do góry i uśmiechnęła się do niego przez łzy. - Cal wie jak mówić do Dawida, żeby go posłuchał. Młody natychmiast się przy nim uspokaja. Kiedyś udało mu się go namówić na wizytę u dentysty. Chyba nie muszę dodawać, że Dawid koszmarnie się bał tych wizyt i odstawiał takie akcje w gabinecie, że nawet jego ukochana babcia Judyta wymiękała. - Teraz z głośnika poleciał Niemen i jego pełen nostalgii Wspomnienie. Pokochała go dzięki swojej babci. 
  • Nie chce się za bardzo chwalić, ale dzikie akcje u dentysty to zawsze była moja specjalność. Kiedyś wyrwałem babie wiertło i wsadziłem do nosa, a potem uciekłem. Założę się, że w życiu nie widzieli tak szybko uciekającego pacjenta. Speedy Gonzalec to przy mnie pestka.  
  • O Jezu, coś ty.  - Tak ją to ubawiło, że nie mogła się nie roześmiać. Wystarczyło tylko, że sobie tę wizję zwizualizowała. - To nasz Jasiek też tak świrował. Uciekając z fotela pozwalał wszystko na ziemię i jeszcze zatrzaskiwał lekarzom drzwi przed nosem. Ojciec dostawał przy nim białej gorączki. 
  • Wracając do Dawida to naprawdę fajny bystry chłopak. Widać, że ma dużo do powiedzenia i potrafi nieźle zbić z tropu. Ja w jego wieku byłem cichutki i nieśmiały. Robiłem wszystko, żeby jak najmniej rzucać się dorosłym w oczy. - Walker odchylił się na krześle i splótł dłonie na karku. - Mam wrażenie, że ten wasz małolat to zawojuje świat na maksa. 
  • A zgadnij po kim on ma to gadanie. - Mrugnęła do Peter a okiem. 
  • Chyba oczywiste, że po twoim facecie. - Walker wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. -  Cały Krakus z charakterku.
  • Z tego, co wiem to Rafał jest teraz pełnym odzwierciedleniem młodego Łukasza. Tak przynamniej mówi jego babcia... Krakusa babcia. Odziedziczył jego charakter w 80 procentach. - Oparła brodę na splecionych dłoniach. Cały czas wyglądała przez szybę czy czasem chłopaki nie wracają. W końcu nie wytrzymała i napisała do Orzeckiego esemesa. Prędko jej odpisał, że złapali gumę, gdy dojeżdżali do Łopusznej i musieli się zatrzymać, żeby zmienić oponę. To ją uspokoiło. Z Łopusznej mieli już niedaleko do Ochotnicy. Jak tylko przekroczą próg domu zaraz ich wypyta o Jaśka i Justynę. Musi mieć jasny obraz sytuacji. - Krakus pisze, że są niedaleko. Złapali gumę. 
  • Ha, ha, no nie mówiłem, że pewnie mu się bryczka rozkraczyła? - Walker zaczął klaskać. 
  • Orzecki tak uwielbia ten samochód, że jak mu coś nawala to zaraz dostaje cholery. Na szczęście jego stryjek Henio świetnie się zna na mechanice samochodowej i mu pomaga. 
  • Żaden facet nie lubi jak mu się bryka pieprzy. - Zamknął laptopa, a potem wstał z krzesła i zaczął spacerować, żeby się rozruszać. Od tego ślęczenia nad komputerem bolał go cały kark i oczy. Nie było sensu dłużej nad tym ślęczeć. Przy tym projekcie musiał być bardzo skupiony, a tymczasem zmęczenie sprawiało, że się rozpraszał. 
  • No tak, to prawda. - Krysia mocniej opatuliła się kocem. Miała ochotę jeszcze napić się grzańca, ale głupio jej było znów prosić Walkera o przysługę.  
  • Hej Kynia, czy Łukasz to ten facet, co pojechał z chłopakami do szpitala? - dopytywał się zdezorientowany Anglik. - Przepraszam, że tak głupio się pytam, ale jakoś nie mogę zapamiętać tego imienia i skojarzyć go z nim. 
  • Tak to on Peter. - Skinęła potakująco głową. - A ty się czasem tym nie przejmuj. Ma prawo ci się mieszać. Za dużo nowości jak na jeden dzień. 
  • Calvin bardzo sobie chwali znajomość z nim. Mówi, że od razu go polubił za ten jego specyficzny styl bycia i cięty język. Ja chyba też go polubię, bo sprawia wrażenie bardzo sensownego gościa. 
  • Powiem ci, że znam Łukasza od dziecka, bo moja babcia przyjaźniła się z jego mamą. Figła jest wspaniałym człowiekiem, przyjacielem no i oczywiście doświadczonym, rzetelnym ratownikiem. To bardzo odpowiedzialny facet, któremu leży na sercu dobro ludzi i który zawsze dba o bezpieczeństwo swoich  ratowników podczas akcji. Idealny szef. - Nie umiała o nim inaczej mówić jak tylko w samych superlatywach. Judyta nigdy nie rozumiała, co jej się tak w nim podoba. Dla niej brat był dożartym i upartym człowieczkiem zafiksowanym na górach. - Kiedyś się w nim bujałam jak cholera. To było jeszcze w podstawówce,  zanim zaczęłam chodzić z Orzeckim. Łukasz imponował mi pod każdym względem, jako facet i ratownik. Miał wiedzę, niesamowity urok osobisty i to swoje specyficzne poczucie humoru. - Nigdy nie odważyła się okazać Figle, że ma do niego tak wielką słabość. Podziwiała go skrycie nie zdradzając się z tym ani trochę, choć nie było to łatwe, gdyż naprawdę mocno ją pociągał.  
  • Aaaa czekaj,  to on jest szefem tego pogotowia górskiego? - Nagle mu się przypomniało że przecież Orzecki mu o tym mówił kilka dni przed wylotem z Anglii, że brat jego matki jest szefem w tym pogotowiu. 
  • Wiesz, co Peter, ogólnie rzecz biorąc to pogotowie górskie czyli GOPR dzieli się na kilka sekcji i każda z nich ma swojego szefa, mówi się też naczelnik. Łukasz jest naczelnikiem Grupy Podhalańskiej, która obejmuje pewną część Beskidów plus Podhale i Orawę. W razie potrzeby wszystkie grupy ściśle ze sobą współpracują. Jest jeszcze pogotowie tatrzańskie obejmujące wyłącznie teren Tatr. Oni mają śmigłowiec i jeśli jest to możliwe wspierają naszych chłopaków. 
  • Rafał mówi, że też będzie szedł do tego pogotowia. 
  • Tak, ale najpierw musi kurs zrobić, potem zdać bardzo trudne egzaminy, po nich będzie stażystą, a później chyba będą kolejne egzaminy. Nie wiem dokładnie. W każdym razie długa i ciężka droga przed nim. Niektórzy po kilka razy podchodzą do egzaminów, bo naprawdę jest bardzo trudno zostać ratownikiem górskim. 
  • Chyba nie jest łatwo w tym pogotowiu. - Walker spoważniał. Niepokoił się o Zubera. To co go spotkało w górach mogło się naprawdę źle skończyć. Miał szczęście, że koledzy z pogotowia działali szybko i sprawnie. - Można nawet zginąć podczas akcji. Kiedyś mi Zuber opowiadał o tym, a dziś sam został o mało nie zginął... Martwię się o niego. 
  • Nie martw się już. Zawisza, który zajmował się Justyną mówi, że zagrożenie minęło. Jego koledzy fachowo się nim zajęli. Za dwa może trzy dni dojdzie do siebie. Gorzej z Justyną, jej uraz może mieć poważne następstwa. 
  • Calvin fatalnie to znosi - oznajmił Peter. - Już dawno nie był tak strasznie podminowany. Myśl, że jego ukochana kobieta i przyjaciel mogliby dziś stracić życie... Nie chce nawet o tym myśleć. Współczuje mu naprawdę, bo... 
  • Calvin to bardzo dojrzały, wrażliwy mężczyzna, a do tego silny i zaradny.  Justyna ma szczęście, że go poznała. Zawdzięczam mu to, że dzięki niemu Rafał przeżył tamten napad w górach. Nigdy mu tego nie zapomnę. Okazał wtedy tyle odwagi... Nawet sobie nie wyobrażam jak mu było ciężko ogarnąć tak ciężką sytuację. 
  • Powiem ci Kynia, że Cal jest dużo dojrzalszy emocjonalnie ode mnie czy Krakusa. Nam obu jeszcze wiele brakuje do osiągnięcia jego dojrzałości... Nie wiem czy wiesz, ale ja i Raf to jesteśmy takimi lekkoduchami.  Chwilami nawet strasznymi powiedział bym.  Nasz komendant to mówi, że dobraliśmy się z Krakusem idealnie. On gaduła i mądrala, ja tak samo, czasem ciężko z nami dojść do ładu. - Peter podszedł do stołu i zamknął klapę od laptopa. 
  • Tak wiem. - Mówiąc to kiwała głową, a na jej ustach malował się lekki uśmiech. - Poznałam mojego Krakusa już z każdej strony, z tej najlepszej i z tej najgorszej strony. Nieraz potrafi okropnie mnie wkurzyć swoim postępowaniem i gadaniem głupot. Domyślam się, że i Calvina nieraz krew przy nim zalewa. Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. 
  • Ja też zawdzięczam Coulterowi życie. Gdyby nie on pewnie by mnie już dawno nie było na tym świecie. Ten facet zrobił wszystko, żeby mnie wyciągnąć z dna, na którym się znalazłem, choć zaręczam wiele go to kosztowało. Wpadłem w czarną otchłań po śmierci przyjaciółki Amy, która w zasadzie była też moją ukochaną. Przy niej czułem, że żyje, że świat ma sens, a gdy jej brakło... - Peter uciął i przez chwilę milczał. To było dla niego wciąż takie bolesne. Gdy o tym mówił łzy stawały mu w oczach, a w piersiach czuł ucisk. Tak dawno z nikim o tym nie gadał i teraz miał problem z okiełznaniem tych trudnych emocji. Dopiero, gdy mu przeszło kontynuował. - Tak mnie ta strata dobiła, że postanowiłem skończyć ze sobą... Najpierw była jedna próba, potem druga, na szczęście obie nieudane.  Byłem wściekły i zrozpaczony, że mi się nie udało zejść. Czułem, że nie zniosę takiego życia bez niej...  Z początku z nikim nie rozmawiałem, gapiłem się tylko w ścianę i ryczałem, dniem i nocą. Matka rwała sobie włosy z głowy, bo już nie dawała rady z moim diabelskim uporem.  Nikt poza Calvinem nie miał do mnie siły ani cierpliwość. On był zawsze twardy i nieustępliwy, chociaż jego życie równie mocno go doświadczyło. 
  • On jest naprawdę niesamowity w swoim fachu. Przy nim nawet Dawid się zmienił. Stał się dzięki niemu odważniejszy, weselszy, pewnie też stabilniejszy emocjonalnie, bo to co było wcześniej... dramat. - Ją też ściskało w piersi, gdy słuchała tego co opowiedział jej Peter. Mało się nie rozryczała. Musiał potwornie cierpieć po śmierci Amy i raczej trudno było sobie wyobrazić ogrom tego cierpienia. Rozumiała go doskonale. Ona sama nie zniosłaby straty Rafała. To co przeżywała ostatnio, gdy o mało go nie stracili to było ponad jej siły. Doszło do tego, że nie miała już czym płakać. Przeżywała horror na jawie. 
  • Dasz wiarę, że kiedyś go nie znosiłem? - kontynuował Walker. Pochylił się i wsparł dłonie na oparciu krzesła. Nadal był śmiertelnie poważny. Obwódki oczu miał czerwone od płaczu.  Jezu, kiedy ostatni raz płakał przy kobiecie? No tak, zdaje się, że rok temu u terapeutki, gdy wyciągała z niego, co czuł, gdy usłyszał, że Amy się zabiła. Rozpłakał się wtedy, a potem bluzgając wyleciał z gabinetu jak torpeda zatrzaskując za sobą drzwi. Cal długo go przekonywał, że jeżeli nie będzie mówił o tym, co go boli to nigdy nie zdoła uleczyć psychiki. -  Miałem do niego niesłuszny żal o to, że jego ojciec i moja matka nawiązali romans, a mój biedny zahukany staruszek poszedł w odstawkę. Długo się szarpaliśmy z Calvinem o każdą pierdołę, tłukliśmy się na całego, wycinaliśmy sobie różne durne numery.  Ile razy nas ojcowie rozdzielali tyle razy zaczynaliśmy od nowa. Dopiero dzięki Amy zrozumiałem, że to nie wina Calvina i zacząłem go tolerować. Uświadomiła mnie, że on sam musi cierpieć z powodu matki, która nie dość, że miała swoje zaburzenia to jeszcze ją zdradzał ten idiota. Cal miał ochotę zabić starego za ten romans.
  • Wcale mu się nie dziwię. Zostawił zaburzoną kobietę, która wymagała wsparcia i miłości. Zachował się jak skończony fiut. - W głosie Kyni pojawił się gniew. Nie znosiła takich gnojów jak ojciec Calvina. Miała na nich alergię. Znów musiała wycierać policzki i oczy z łez - też pewnie były czerwone. 
  • Nie wiem jak mogłem myśleć, że Calvinovi to nie przeszkadza. Później, gdy załatwił terapię mojemu ojcu zrozumiałem, że tylko on jeden nam pomaga i że zasługuje na więcej zaufania z mojej strony. Dzięki niemu tatko zaczął lepiej funkcjonować i odciął się od matki, która tylko pogłębiała jego dołki.  Wiele razy namawiałem, żeby wyjechał z Yorku, najlepiej tak daleko jak tylko się da, ale nie chciał mnie słuchać, dopiero terapeuta coś zdziałał. 
  • To gdzie on teraz mieszka? 
  • Wyprowadził się do Birmingham i już nie wraca do Yorku, żeby nie widywać matki. To ja go odwiedzam. Nie powiedziałem jej gdzie jest ojciec, bo nie chce żeby znów go dręczyła. On ma teraz zupełnie nowe życie i nawet spotyka się z taką uroczą panią. 
  • Masz żal do mamy, prawda? - Kynia zsunęła koc do pasa, usiadła prosto i oparła ręce na blacie. 
  • I to wielki. Odkąd zostawiła ojca dla tamtego nasze relacje są fatalne. Wiecznie się żremy... Matka ma żal, że nie stanąłem za nią, gdy się rozwodzili, ale jak ja kurwa mogłem być przeciwko niemu skoro to nie on zawinił? To nie on znalazł sobie kochankę. 
  • To że bardziej kochałeś ojca wydaje się zrozumiałe w takiej sytuacji. - Kynia doskonale go rozumiała, ponieważ miała podobne relacje ze swoją matką.  Wiecznie cierpiała z powodu jej durnych wyrzutów i żali  że odrzuciła Kube. Gdyby wiedziała jaki był  dla niej pod koniec związku zrozumiałaby ją. Rafał popełnił wiele błędów, ale nie był wobec niej taki okrutny i bezduszny.  Mama nigdy nie zrozumie, że Orzecki wrócił po to, żeby ją odzyskać, bo naprawdę ją kochał i nie wyobrażał sobie, że mogłaby żyć z innym... Pewnie z czasem zaczęłaby zdradzać Kube z Rafałem, gdyby wreszcie poczuła, że ma dość życia w klatce. Czy Jakub zakładał, że tak może być? 
  • Ojciec zajmował się mną, gdy matka zajęta była kochankami. Ciągle gdzieś znikała na długo.  Nie obeszło jej to, że straciłem kobietę życia i to co czułem w związku z tym... Miała wszystko gdzieś. Dopiero jak mnie znalazła po tej pierwszej próbie samobójczej zrozumiała, że coś poważnego się ze mną dzieje. 
  • Tak mi przykro Peter, naprawdę. - Patrzyła na niego przez łzy. Nacierpiał się chłopak. I to niemało. Jak mogła nie widzieć, że jej syn tak cierpi? Czemu musiało dojść do tragedii, żeby dojrzała, że coś niedobrego się z nim dzieje? Judyta była jaka była, ale w życiu by nie dopuściła, żeby Rafał tak podupadł psychicznie. - Doskonale cię rozumiem. 
  • Nie wypominam matce tego, bo to już nie ma sensu, ale zawsze będę pamiętał, że mnie olewała kiedy chciałem, żeby była obok. Dobrze, że byli tata i Cal... 
  • No właśnie, na szczęście miałeś ich. To ważne żeby w trudnych chwilach mieć obok siebie kogoś dobrego i życzliwego. 
  • Aaa, miałem ci mówić, że bardzo przypominasz moją Amy. Też była taka śliczna. Brunetka o zielonych dużych oczach i pięknie wykrojonych ustach. Ideał. - Faktycznie, Kynia naprawdę do bólu przypominała Amy. Gdy zobaczył ją na zdjęciu Rafała nie mógł uwierzyć, że może być taka podobna do jego zmarłej dziewczyny.  Podobne rysy twarzy i figura, ciemne włosy - tylko Amy miała dużo dłuższe włosy, aż do pasa, a Kyni włosy sięgały za ramię, czesała się trochę jak Kleopatra. Ta fryzura bardzo pasowała jej do twarzy. Amy znów nosiła rozpuszczone albo spięte w koka - on tego koka zwykle rozwalał, żeby się pobawić jej włosami.  - Nawet robiła podobnie te kreski na oczach. 
  • Ojej no... dzięki za komplement. Miło mi. - Mało się nie zaczerwieniła jak to powiedział. Nie spodziewała się takiego komplementu. 
  • Kurde Kynia, palić mi się chce. Chyba wyjdę na werandę, może mnie nie porwie wiatr. . 
  • Mnie też się chce, a miałam ograniczyć fajki. Podziwiam Cala, że już tyle nie pali. 
  • Dziś próbował zajarać to tak go zaczęło go kaszleć, że od razu wywalił szluga na ziemię. Krakus strasznie się oburzył, że marnuje jego fajki. - Peter już kierował kroki w stronę drzwi wyjściowych. Po drodze zapiął polara. - Idziesz na dymka? 
  • Chyba tu zapalę, bo wciąż jest mi zimno - odpowiedziała i sięgnęła po swoje papierosy leżące na parapecie. Chwilę potem zadzwoniła jej komórka. Spojrzała na ekran i zobaczyła, że to mama Janka. Pewnie martwiła się o syna, bo nie mogła się z nim skontaktować. - Dobry wieczór pani Anito, rozmawiała pani może z Jankiem dziś wieczorem? Ja nie mogę się do niego w ogóle dodzwonić... Może zgubił telefon w górach... Jezu co się dzieje, czemu pani płacze? Coś z Jankiem?... Tak wiem o wypadku, ale Dawid Zawisza nam mówił, że Jasiek po zabiegu był stabilny. Był u niego na sali obserwacyjnej. Chyba nic się nie zmieniło...  O Boże co takiego? - Prawie ją zatkało jak usłyszała, że Basia walczy o życie na oddziale intensywnej terapii i nie ma wielkich szans na przeżycie. Bus którym wracała do Ochotnicy został staranowany przez ciężarówkę.  - Tak jestem, ale...  mnie zatkało. Kto pani powiedział,  naczelnik Figła czy jakiś lekarz? ... Aha... O Boże...  Jasiek tego nie zniesie... Nie wierze normalnie. - Kynia poczuła jak oczy wypełniają się łzami po brzegi. W końcu nie wytrzymała i rozryczała się na dobre. Tego już było za wiele. - Przepraszam panią, nie... nie dam rady dłużej rozmawiać. To... to mnie całkiem... rozwaliło. Niech się pani trzyma, Janek będzie potrzebował pani wsparcia... Do widzenia. - Po tych słowach odłożyła telefon na blat stołu i ukryła twarz w dłoniach. Była tak przerażona i rozżalona, że prawie tonęła we łzach. Jezuuu, tyle tragedii w jednym czasie. Jak to ogarnąć? - nie miała pojęcia. Teraz była już kompletnie załamana. 
  • Ciocia, co się stało... coś z mamą? - spytał Dawid zaniepokojony jej stanem. Już dawno nie widział jej tak zrozpaczonej. - Ciocia powiedz gdzie gdzie jest mama. 
  • Dawid... wstałeś. - Spojrzała na wystraszonego chłopca zapłakanymi oczami.  Nie miała pojęcia, co mu powiedzieć, żeby go nie wystraszyć... Zamiast gadać wolała go po prostu przytulić. Natychmiast przygarnęła go do siebie i objęła. 
  • Mamusi coś się stało prawda? I dlatego nie chcesz mi powiedzieć. - Młody Orzecki zaczął się rozklejać. W głosie biednego dzieciaka wyczuwalny był ogromny strach i żal, co jeszcze bardziej przybiło Kynie. Musiał straszliwie się bać o Justynę. Gdy rozryczał się na całego mało nie pękło jej serce. Czuła się taka bezradna. I znowu ryczeli razem... jak zawsze. 
  • Kochanie... nie wiem jak ci to powiedzieć - powiedziała drżącym głosem. Tuliła go mocno i głaskała po główce by w ten sposób dodać mu otuchy. Co innego mogła zrobić? - Mamusia jest w szpitalu, miała wypadek. 
  • Powiedz, że nie umarła, proszę cię. - Dawid popatrzył na nią wielkimi mokrymi oczami czerwonymi od płaczu. Był załamany i wystraszony. Jeśli ciocia tak płakała to znaczyło, że z mamą musiało być naprawdę źle. - Ciociaaaaa powiedz mi. 
  • Nie słoneczko, nie umarła... po prostu... zasnęła i nie może się obudzić... Tak mi przykro Dawid naprawdę. Wiem co to dla ciebie znaczy. - Zaczęła wycierać ręką oczy, ale łzy uparcie płynęły dalej. Przestraszyła tego biednego pięciolatka nie na żarty. 
  • Czemu się nie może obudzić? - Był coraz bardziej strwożony. W głowie plątały mu się najgorsze myśli, a świadomość, że może jeszcze długo nie zobaczyć mamy była dlań porażająca. 
  • Mamusia upadła i uderzyła głową o kamień, wiesz? - Czule głaskała jego głowę, którą przycisnął do jej piersi. Płakał tak, że przy tym z trudem oddychał. Próbowała go uspokoić, ale na darmo, za bardzo był rozżalony. Ta okrutna bezradność jeszcze bardziej ją dobijała. - Czasem takie rzeczy się zdarzają, gdy mocno się uderzymy w głowę... Ale obudzi się i wróci do domu, zobaczysz aniołku. 
  • Kiedy się obudzi? Kiedy? -  Coraz bardziej zrozpaczony syn Justyny powoli zaczął przejawiać objawy paniki. Już dawno nie miał ataków paniki. 
  • Jeszcze nie wiem Kochanie. Nikt nie wie. - Nie chciała już nic mówić, ani cokolwiek mu obiecywać. Nawet nie zamierzała wspominać o Janku i Basi, których też kochał. Wystarczyło, że bał się o swoją mamę. To już było za wiele dla chłopca, dla którego matka była całym światem. Nie pogodziłby się z jej stratą. Nigdy w życiu.  
  • Nie chce żeby mama umarła, nie chce.  - Młody nie przestawał płakać i nie mógł się uspokoić. Wczepił się w nią jak mały miś koala w swoją matkę i objął za szyję. Zawsze czuł się z Kynią bezpieczny i kochany. 
  • Już dobrze kochanie, jestem z tobą. Jestem - wyszeptała chłopcu do uszka. Zrobiłaby wszystko co możliwe żeby tak nie cierpiał.  Ból i żal, które synek jej przyjaciółki wylewał z łzami były dla niej trudne do zniesienia. Żadnego dzieciaka tak nie kochała jak Dawida. Zasługiwał na to. 
  • Może ja spróbuje go uspokoić - zaproponował Calvin, który dopiero lada moment wszedł do domu. Zachowywał się tak cicho, że nawet nie wiedzieli, że jest. Stał teraz koło Kyni i przytulonego do niej Dawida i przyglądał im się ze smutkiem. Zdawał sobie sprawę z tego, że młody umiera ze strachu o matkę i to musiało być dla niego straszne. - Wezmę go na górę i będę czuwał nad nim dopóki nie zaśnie. 
  • Pójdziesz z Calvinem słonko? - spojrzała mu w twarzyczkę, która była czerwona od płaczu. Odgarnęła na bok przydługawą grzywkę i pocałowała go w czoło. 
  • Ehe - odpowiedział zapłakany Dawid i odwrócił się do Anglika. Podał mu rękę i poszli razem w kierunku schodów. - Pa ciocia. 
  • Dobranoc skarbie, postaraj się zasnąć. - Powiedziawszy to pomachała im. - Dzięki Cal. 
  • Nie ma problemu Kynia - rzucił do niej na odchodnym Coulter.  Mówił cicho. Młody jeszcze szlochał, ale powoli się uspokajał. 
  • O Boże, nie mam już do tego wszystkiego siły. Nie mam... - Musiała trochę pobiadolić, a że nikt nie słyszał tym lepiej. Podniosła się z krzesła, położyła koc na siedzisku i zaczęła zbierać ze stołu kubki i łyżki. Zaniosła je do zlewu, w którym znajdowało się już kilka rzeczy do umycia. Zanim wzięła się za mycie zdjęła z siebie sweter, gdyż nagle zrobiło jej się gorąco. 
  • Jestem - rzucił do niej Krakus po tym jak zatrzasnęły się za nim drzwi. Wreszcie zbliżył się do ukochanej, objął ją w pasie i zaczął całować po szyi. Oczywiście zauważył, że płacze i zamierzał ją czule pocieszyć. Z miejsca pomyślał o wspólnej kąpieli z Kynią, która zawsze go rozpalała. Ulubiona gra wstępna na mokro... Był spragniony bliskości z nią, jak cholera. Tęsknił za tym każdego dnia w Anglii, gdy się rano budził i gdy kładł się spać. Co innego było obudzić się rano przy cudownej nagiej góralce, a co innego samemu w pustym zimnym wyrku bez grama przyjemności na dzień dobry... Istny koszmar.  Jeszcze ten wredny koleżka w jego spodniach ciągle dopominał się o swoje. Chwilami miał ochotę go uciąć. 
  • Musiałam powiedzieć Dawidowi o Justynie - oznajmiła półszeptem nie odrywając się od mycia. - Tak się rozryczał, że mało mi serce nie pękło... Ja... ja po prostu  nie mogę patrzeć na to jak on cierpi, wiesz? Za miękka jestem na to. 
  • Dobrze zrobiłaś, że powiedziałaś mu prawdę.  To jego mama i ma prawo wiedzieć co się z nią dzieje. Oszukiwanie go nie ma sensu. 
  • On jest załamany Rafał. Potwornie załamany. - Niechcący wypuściła z rąk porcelanowy kubeczek Dawida z pieskiem Snoopy, a ten nieszczęśliwie się uszkodził. Ukruszył się kawałek ucha.  - Cholera jasna. 
  • Domyślam się. - Wbił smutne spojrzenie w okno. Było mu cholernie przykro z powodu siostrzeńca i Justyny. Biedny chłopak, nie potrafił znieść dłuższej rozłąki z matką, a tu jeszcze nie wiadomo ile przyjdzie mu czekać...  - To jest dla niego bardzo trudne. 
  • To ja powinnam być na miejscu Justyny, ja! - mówiła rozżalona. -  Przynajmniej Dawid nie byłby teraz taki nieszczęśliwy.
  • Co ty pleciesz Kynia? Zwariowałaś? - obruszył się Orzecki. Miał nadzieję, że może się przesłyszał. - Chryste! 
  • Nie dosłyszałeś Rafał? Powiedziałam, że to ja powinnam tam leżeć zamiast twojej siostry. - Przerwała mycie talerzyka, który następnie odstawiła do komory, a potem zamknęła wodę i odwróciła się twarzą do zasępionego Krakusa. Jej słowa musiały go wkurzyć i jednocześnie zaboleć, bo patrzył na nią tak jakby mu wbiła nóż w serce... Faktycznie, w ogóle nie pomyślała co chrzani, zalał ją żal.
  • I co, myślisz, że  młody nie cierpiałby, gdyby to tobie coś się stało? To się bardzo myślisz. - Wkurzony rzucił swoją skórzaną kurtkę na krzesło. Został w czarnym dopasowanym podkoszulku  bez rękawów z nadrukiem przedstawiającym okładkę płyty Dark side of the moon Floydów, jego ukochaną. 
  • Rafał...
  • Co Rafał, co Rafał? O mnie też nie pomyślałaś. - Boże...tak  nie chciał się na nią wściekać ani toczyć zaciekłych kłótni, ale trochę przesadziła z tym żalem.  Gdyby coś złego ją spotkało nie wytrzymałby nerwowo. Miał już dość przykrych niespodzianek. - Żadna z was nie powinna tam leżeć w takim stanie, ani ty ani Justyna. Obie was kochamy, dobrze o tym wiesz Kynia. To co powiedziałaś... 
  • Dobrze, wiem, że niepotrzebnie to powiedziałam... przepraszam cię. - Nie czekając aż Krakus zmięknie przylgnęła do niego i wtuliła się w jego pierś. Zamknęła, zmęczone oczy, które niesamowicie piekły. Chwilkę potem poczuła, że Rafał ją obejmuje i całe napięcie z niego schodzi. 
  • Nie chce więcej słyszeć takich bzdur, rozumiesz? Nie wolno ci tak mówić - powiedział i musnął jej spragnione wargi swoimi. Całował ją tak długo aż oboje poczuli, że brakuje im powietrza. Gdyby się dało to nie przestawałby wcale. Kiedy znów zaczął ją całować góralka wsadziła mu zimną mokrą rękę pod koszulkę,  to jeszcze bardziej go pobudziło.  Czuł, że lada moment odleci więc wziął ją na ręce i pobiegł do łazienki. Szybko zamknął drzwi, zablokował zamek i już mogli śmiało popuścić hamulce, kochać się do woli. Orzecki wiedział, że teraz tylko czułe zbliżenie jest w stanie ją uspokoić. Potrzebowali tego oboje, chociaż chwili zapomnienia po tym ciężkim dniu i męczącej rozłące. Nazajutrz znów będą zmuszeni myśleć o tym, co smutne i niedobre, trudne i bolesne. 




Ciąg dalszy nastąpi. 

Dziękuję Wam za lekturę komentarze i oczywiście samą obecność.  Każdy komentarz, uwaga cieszy mnie i mobilizuje do dalszej pracy. 

Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia :) 

sobota, 19 lutego 2022

Z cyklu Kasine pisanie : Idąc pod prąd 26

 Rozdział 26 


Ochotnica Dolna - koniec maja 2018 



Mimo późnej pory i ulewnego deszczu obyło się bez większych korków na drodze z Krakowa do Ochotnicy. Jedynie odcinek z Borku Fałęckiego do Głogoczowa był przydługawy i trochę im się dłużył z powodu ograniczeń na drodze, potem już jakoś poleciało. Gdyby nie to opóźnienie na lotnisku w Londynie, gdzie mieli przesiadkę, byliby znacznie wcześniej. Stracili przez to kupę cennego czasu. Dojeżdżali dopiero do Tylmanowej, przed nimi jeszcze kawałek drogi, ale świadomość, że są już bliżej niż dalej mocno podnosiła na duchu. Żałowali braku widoków, bo trasa była niesamowita, mogli tyle zobaczyć, a tu tylko mgła, przysłoniła wszystko, zupełnie bez skrupułów.  - Jak miło wrócić do domku, co Angliku? - zagadał do przyjaciela Orzecki, na co Calvin lekko skinął głową. No cóż, Rafał spodziewał się po nim nieco więcej entuzjazmu, w końcu wracał do ukochanej kobiety i Dawida, a tymczasem nie okazał nawet cienia radości. Miał jeszcze nadzieje, że, gdy dojadą na miejsce kumplowi natychmiast poprawi się nastrój. Tak bardzo chciał zostawić Anglie i to wszystko, złe co mu się z nią kojarzyło, chciał być jak najdalej od tego całego bajzlu póki nie odzyska sił i równowagi. Już go tam dosłownie rozsadzało, z ogromnym trudem wytrzymywał oczekiwanie na opuszczenie kraju. Był tak rozstrojony nerwowo, że Orzecki i Peter obawiali się, iż niedługo zacznie chodzić po ścianach. Zaczęli więc kombinować jak zdobyć bilety na wcześniejszy lot i szczęśliwie im się udało. Polecieli dwa dni wcześniej, gdy tylko nadarzyła się okazja. Nikomu nie mówili, że będą przed czasem, postanowili sprawić im niespodziankę. Krakusa także roznosiło pod koniec pobytu, nie żeby nie lubił Yorku, po prostu chciał już być ze swoją cudowną góralką. Ostatnio kiepsko znosił rozłąkę z ukochaną. Świadomość, że coś jej doskwiera sprawiała, że cały czas myślał o powrocie, rozpraszał się i nie mógł skupić na innych sprawach, które miał do załatwienia, a trochę tego było. Obiecał sobie, że gdy już dotrze do domu poświęci Kyni więcej czasu. Będą do woli łazić po górach i oddawać się namiętności w najbardziej ustronnych miejscach tak jak w czasach liceum. To było z ich strony kompletne szaleństwo, istniało bowiem duże ryzyko, że ktoś ich podpatrzy i zgłosi występek na policje, ale oni kochali to ryzyko. - Ożesz, cholera, mieliście chyba więcej szczęścia niż rozumu - stwierdził ubawiony Walker, który szczerze podziwiał ich odwagę. Bardzo im zazdrościł tych młodzieńczych szaleństw, beztroski i wycieczek, gdyż on sam tego nie zaznał. ze względu na problemy rodzinne. Rafał za każdym razem tęsknił za swoimi rodzimymi Beskidami, ciągle brakowało mu jego ulubionych wydeptanych szlaków i tych najmniej uczęszczanych ścieżek. Gorce, Beskid Sądecki, Wyspowy i Pieniny znał praktycznie na pamięć - schodził je więcej jak sto razy, no i rzecz jasna Tatry oraz południową część Bieszczad. Nie dało się za tym nie tęsknić, wspomnienia z wypraw były wciąż żywe i bezcenne. W czasach szkolnych ciągle gdzieś jeździł, a najbardziej lubił letnie obozy organizowane przez Koło Przewodników Beskidzkich. Od dzieciaka był zaprawionym piechurem i tak mu zostało. Mógł się pochwalić licznymi odznakami i dyplomami oraz sporą dawką wiedzy o górach czym zaimponował swoim angielskim kumplom. 

Po drodze zatrzymali się na stacji benzynowej w Kamienicy. Cud, że im się wóz nie rozkraczył na środku drogi,  dojechali bowiem praktycznie na końcówce paliwa.  Postój zajął im całe dwadzieścia minut z powodu kolejki do dyspozytorów. - Co jest do cholery, co to ma być? - zdziwił się Rafał, gdy zobaczył, że ani jeden nie jest wolny. Zazwyczaj udawało mu się tankować bez kolejki. Gdy napełnił bak do końca, pobiegł do budynku zapłacić jak za woły, a wrócił z trzema kawami. Wręczył po jednej kumplom i zabrał się za swoją. Zanim pojechali dalej zrobił sobie jeszcze małą przerwę na papieroska.  Peter zaraz poszedł w jego ślady, Calvin natomiast zadowolił się batonikiem i kawą. Z przyjemnością oddychał znów tym górskim czystym powietrzem, jego zapach i rześkość były jak antidotum na dołka. Pogoda niestety nie rozpieszczała, lało i wiało na przemian, lecz on nie narzekał, podobnie jak Orzecki już dawno przywykł do ciągłych zmian. 

  • Daleko jeszcze do tej twojej wioski marzeń Raf? Bo tak jedziemy, jedziemy... - zagadał go Peter. 
  • Jeszcze raz zadasz to durne pytanie, a przysięgam, że zakończysz swą podróż w Dunajcu. - Powiedziawszy to Orzecki doskoczył do Walkera i pstryknął go w ucho, a tamten zaraz mu oddał. Jak się już nakręcili, mogli tak zygać do siebie w nieskończoność. Dzieliło ich  jakieś dziesięć metrów. Krakus stał oparty plecami o słup latarni i po swojej prawej miał Calvina. 
  • Żaden problem. Zadzwonię po Jaśka i zabierze mnie stąd śmigłowcem. 
  • Dobry żart, ha ha - rzucił rozbawiony Rafał i spojrzał na Coultera, który tylko pokazał bratu, że ma źle w głowie. 
  • W jakim sensie żart? - dociekał młodszy z Anglików. Rzucił okiem w stronę samochodu, który zostawili na niewielkim parkingu tuż koło stacji. Nie mogli palić w jej pobliżu więc oddalili się. 
  • A w takim, że GOPR to nie jest jakieś pieprzone radio taxi, tylko poważna firma ratująca ludzi w górach i nie mają taryfy powietrznej, a po drugie rzekomo umiesz super pływać, więc pogotowie nie będzie ci potrzebne. - Rafał obdarzył Peter a szelmowskim uśmieszkiem. 
  • A po trzecie... jeśli wpadniesz do tej rzeki z wysokości to już z pewnością nie będzie co zbierać. Wtedy już tylko karawan, a nie GOPR - wtrącił się śmiertelnie poważny Calvin. 
  • Musicie być tak cholernie zasadniczy? - Oburzył się Walker. 
  • Chciałeś powiedzieć cholernie racjonalni - poprawił go Rafał. 
  • Zwał jak zwał. -  Peter kolejny raz głęboko się zaciągnął, a potem rozłożył ręce, podniósł głowę ku niebu i powiedział. - Aaaah jaaaaak dobrze. Jaaaaaki luuuuz. 
  • Zamieniłeś tytoń na trawę, Pete? - zgadywał Krakus. 
  • Chciałbyś się zamienić, co? - Puścił Krakusowi oko. - Nie ma szans.  
  • Jakoś nie. - Krakus pokręcił przecząco głową. 
  • Akurat. 
  • Dalej się tym wszystkim katujesz, Cal? - Rafał spoważniał i skupił uwagę na przygnębionym Calvinie. Normalnie nie było sposobu na to żeby mu pomóc się rozluźnić. Był odrętwiały i jednocześnie podenerwowany... W sumie nic dziwnego. Za nic w świecie nie chciałby być teraz na miejscu Coultera. To co go niedawno spotkało wydawało się być jakimś pieprzonym absurdem. Niech szlag trafi tą całą Rebekę - wredna lisica nie miała żadnych skrupów, pragnęła za wszelką cenę zniszczyć mu życie. Na szczęście nie udało jej się całkiem zmiękczyć Calvina. - Daj już temu spokój i wyluzuj, bo w końcu  zwariujesz. To nie jest tego warte. - Poklepał go po plecach. 
  • Żeby to było takie łatwe jak mówisz Krakusie - odpowiedział półgłosem Calvin. Patrzył na kumpla, a jego spojrzenie zasnuwały smutek i złość jednocześnie. Miał nadzieję, że długo wyczekiwane spotkanie z Justyną i Dawidem szybciej poprawi mu humor, przyniesie wytchnienie. Oby tak było. Był już potwornie zmęczony stresem, przygniótł go niczym ogromny głaz. - Już próbowałem, walczyłem z tym i nic... Ja chrzanie, co ze mną jest nie tak? 
  • Gdybym mógł to wziąć na siebie... - zaczął zmartwiony Krakus, ale Calvin mu przerwał. 
  • Ale nie możesz stary, kapujesz?  Nic nie możesz z tym zrobić... Ale... w sumie możesz mi dać fajkę, zanim mnie szlag trafi. - Wyciągnął dłoń w stronę Krakusa mając nadzieję, że ten szybko wyciągnie z kieszeni paczkę z fajkami, tymczasem zdziwiony Orzecki wpatrywał się w niego jak w głupka, jakby nie jarzył, o co go prosi. - No co Raf, których słów nie rozumiesz? Fajkę poproszę. 
  • Jaja sobie robisz? Nie wolno ci...
  • Serio Rafał? A co ty moja mamusia, żeby mi czegoś zabraniać? - Anglik zmierzył przyjaciela lodowatym spojrzeniem.   W jego ściszonym głosie też był chłód. 
  • Dobra, jak tam chcesz. - Orzecki powoli sięgnął do kieszeni po papierosy. 
  • Nic nie mów Justynie o tym, co było z Rebeką, Calvin. Ona tego nie zrozumie. Żadna kobieta nie zrozumie, a już na pewno nie ta, która się w tobie buja na śmierć.  Ostrzegam cię. - Peter pogroził mu palcem. Był śmiertelnie poważny. Jak nigdy. 
  • Powtarzasz się Walker - odburknął rozdrażniony Calvin i prędko sięgnął po papierosa w obawie, że Rafał zaraz się rozmyśli. Nie powinien palić przy swojej astmie, to fakt. Mógł jeszcze pogorszyć sprawę, a przecież był potrzebny Justynie i młodemu. Gdy pociągnął szluga od razu zaczęło go kaszleć, co było raczej normalne po tak długiej przerwie. Dawno nie palił.  Jeszcze bardziej go to wkurzyło, więc w przypływie złości rzucił papierosa na ziemię i podeptał. Miał ochotę wyrzucić z siebie wszystkie przekleństwa świata. - Żeby człowiek nie mógł nawet spokojnie zadymić. 
  • Hej, hej, nie marnuj moich szlug, ta przyjemność trochę kosztuje. - Rafał skrzywił się na widok rozdeptanego szluga, zdołał się jednak powstrzymać od przekleństw. 
  • Dla mnie to bez sensu Coulter, ale okej, rób sobie co chcesz. - Peter odwrócił się do brata plecami. Przeczesał palcami króciutkie czarne jak sadza włosy. Był niższy od Calvina o cały centymetr, ale wcale nie  mniej przystojnym typem, o wysportowanej sylwetce i zielonych oczach, w których ciągle tliła się łobuzerska iskra.  Miał na sobie ciemne dżinsy od Levisa, bluzę z kapturem i czarną kurtkę ze skóry podobnie jak jego dwaj towarzysze. - To przecież twoje zasrane życie nie moje.  Jak to spierdolisz, nie przyłaź do mnie z pretensjami. 
  • Kurwa mać, zamilknij już, błagam. W niczym mi to nie pomaga! - rozeźlony Coulter podniósł głos. Pyskowanie Peter a działało na niego dziś jak płachta na byka.  
  • Oczywiście, jak zwykle  - odparł zrezygnowany Walker. Wypuścił z ust kłęb gęstego dymu. 
  • Ej chłopaki, wyluzujcie, proszę was - poprosił Orzecki widząc, że kłótnia braci przybiera na sile. Swoją drogą on i Calvin też potrafili się czasem tak ostro pokłócić.  - Może pogadamy na odmianę o pogodzie. 
  • W dupę sobie wsadź tą zakichaną pogodę Rafał - wypalił do niego zirytowany Walker. - Nie zamawiałem angielskiej sieczki, a taką mgłę to ja sobie mogę oglądać u siebie za oknem. 
  • Spokojnie, niebawem przywykniesz do naszej górskiej pogody - pocieszył go zupełnie wyluzowany Krakus. 
  • Dobra Pete,  być może masz racje tylko...  jest jeden problem. Ja nie umiem dobrze kłamać. Zaraz by mnie przejrzała i wyszłoby, że łże jak pies...  Jesteś w stanie to ogarnąć? - Calvin dotknął skroni palcem wskazującym. 
  • I tak się domyśli, że coś jest nie tak jak będziesz taki zasępiony cały czas. - Peter wbił w brata pełne złości spojrzenie. Był wściekły na Calvina, jak cholera. Naprawdę nie widział sensu przyznawania się Justynie do tego co zaszło, choćby z racji tego, że ta wariatka Rebeka była, daleko, a po drugie w tym, co się stało naprawdę nie było winy. Został głupio wykorzystany i nie mógł tego przewidzieć. Czemu on tego nie kapuje? 
  • Uważaj kurna, bo jeszcze mnie tu namierzy... 
  • Jak tu przyjedzie to wyrwę gadzinę na Orlą Perć i tam zostawię - oznajmił stanowczo Rafał. 
  • Ty masz być podobno ratownikiem, a nie katem - przypomniał mu Coulter. -  Dobrze  pamiętam? 
  • Gdzie ją wyrwiesz? - Walker zmarszczył brwi. Nie był w stanie powtórzyć słów Krakusa. 
  • Bracie, on zna takie miejsca, o jakich się nie śniło astrologom - wtrącił się Calvin.
  • Daleko i wysoko - skwitował Orzecki. 
  • I dobrze. Mam tylko nadzieje, że żaden Janek Zuber jej nie uratuje - odburknął Peter w przypływie złości. Nigdy jej nie daruje, tego co zrobiła Amy. Przez nią stracił przyjaciółkę i jedyną miłość swojego życia. Amy była całym jego światem, po jej śmierci całkiem się rozsypał. Zostały mu po niej tylko piękne wspomnienia i ból, który powracał w snach i na jawie. 
  • Aj weźcie, nie ma opcji, żeby tu za nami przyjechała - powiedział Orzecki i znów się zaciągnął. - Bądźcie poważni.  
  • Masz racje Krakus, nie ma opcji. 
  • Hej Cal... a może Peter faktycznie ma rację - powiedział półgłosem Orzecki patrząc na Calvina. Czuł, że go tym wkurzy, ale postanowił zaryzykować. Justyna może to zrozumieć opacznie i wszystko się skończy.  - Może faktycznie to nie ma sensu... Ja bym się wstrzymał. 
  • Gdyby chociaż była w tym jego wina to co innego, ale nie ma - zwrócił się do Krakusa Walker. - Rebeka go zwyczajnie wykorzystała, podstępem, a ja mam świadka na to, że mu coś dosypali do drinka, a potem zwinęli z tego pubu i cholera jedna wie, ile czasu był nieprzytomny. Co za problem wmówić mu, że pod wpływem jakichś prochów przeleciał panienkę, z którą kiedyś regularnie sypiał? 
  • Będzie śmiesznie jak tego twojego świadka nagle ktoś zlikwiduje - rzucił sarkastycznie Calvin. 
  • Nie zdziwiłbym się wcale gdyby to była Rebeka. - Krakus uśmiechnął się chytrze do Walkera. 
  • Jedźmy już, dobra? - ponaglił ich Coulter. Mówił tonem pełnym irytacji. Otworzył drzwi po swojej stronie i spoczął na siedzeniu obok kierowcy. Miał już dość tej rozmowy. Jeszcze chwila i któryś z nich oberwie po ryju.  

Peter znużony długą jazdą i zmęczony pogodą zasnął w końcu na tylnym siedzeniu. Akurat byli na rozjeździe w Zabrzeży, a Calvin znów zamilkł. Siedział wpatrzony w okno pogrążony we własnych rozmyślaniach. Odkąd wyruszyli z Krakowa prawie się nie odzywał, za to jego braciszek gadał jak najęty z Orzeckim. Krakus też mu pod tym względem nie ustępował. Jak słusznie zauważył ich szef komendant, ci dwaj idealnie się zgrali, dwie nieuleczalne gaduły, jeden mądrzejszy od drugiego. Gęby im się nie zamykały przez połowę drogi, podczas, gdy on tylko im się przyglądał w milczeniu, myślami był bowiem zupełnie gdzie indziej. W tle leciała na pół głośno muzyka Jethro Tull, bo Krakus lubił przy niej prowadzić. W sumie wszyscy trzej uwielbiali tę kapelę ( najbardziej cenili płyty Aqulung i Heavy Horses), jednak teraz Anglik nie był w stanie się skupić na muzyce. Ciągle nie wiedział co powie Justynie, gdy się znów zobaczą. Jak miałby jej logicznie wyjaśnić to, co zaszło w związku z Rebeką? Dla jego brata zatajenie prawdy było najlepszym wyjściem, ale nie dla niego. Kochał Justynę i chciał być z nią całkowicie szczery... W sprawie córki także... No właśnie, do tej pory nie powiedział jej o śmierci ukochanej córki. Dlaczego? Bo nadal nie potrafił o tym mówić, nie przechodziło mu to przez gardło. Jeśli ma jej powiedzieć prawdę to tylko całą, a nie jej cząstkę. Facet, który naprawdę kocha kobietę nie okłamuje jej. - Boże, a co będzie jeśli Justyna mu nie uwierzy i każe mu spadać? On sam miałby z tym problem na jej miejscu. Jeśli straci przez to Orzecką, to zabije Rebeke, a potem siebie. Ale był durny, że dał się w coś takiego wmanewrować, że w ogóle się z nią zadał. Po co mu to było?  Wyrządziła mu tyle zła, że cud, że jeszcze jej nie zamordował. Gdy wracał myślami do dni gdy przychodził do niej po seks, żeby porządnie się zabawić, a przy okazji zemścić na żonie za to, że go zostawiła, miał ochotę się zastrzelić. Tak tego żałował, tak mu było wstyd, że zachowywał się wtedy jak nastoletni nienasycony gówniarz. Było mu cholernie dobrze, to fakt, ale co z tego? Teraz żałował wszystkiego, ponieważ ta feralna znajomość mogła zrujnować jego nowy związek i tego się bał potwornie... Ale nie, nie, nie.  Nie może na to pozwolić. Ani jej ani komukolwiek. 

Bardzo chciał wreszcie odzyskać równowagę i liczył, że to mu się uda osiągnąć dzięki obecności ukochanych osób z daleka od domu w Anglii, gdzie czyhały na niego jedynie same pułapki. Teraz kiedy był w Polsce odciął się w końcu od telefonów wściekłego teścia, który ciągle go o wszystko obwiniał. Wredny sukinsyn, gdyby był z nim szczery od początku może by było inaczej. Ale nie, nie dało się zachowywać przyzwoicie. Sam miał kupę brudu za uszami, przeklęty zakłamany drań... Do końca życia nie zapomni pogrzebu swojej żony, który był prawdziwym koszmarem. Całe szczęście, że Peter był tam z nim, bo by chyba ubił teścia i wylądował w pudle. Kilku gości z rodziny Lucy pomagało Walker owi ich rozdzielić. - Skończ nareszcie odstawianie tej pieprzonej szopki, Lance! - krzyczał rozwścieczony Calvin do ojca swojej zmarłej małżonki. Teściowa o mało nie dostała zawału, gdy zaczęli się kłócić na stypie przy gościach, a było ich tam co najmniej sto trzydzieści osób, w tym znajomi z firmy rodziców Lucy. Calvin nie chciał tego burzyć spokoju, jednak nie wytrzymał napięcia w czasie rozmowy i w końcu wybuchnął, gdy Lance dotknął jego najczulszej czułej struny. Nie mógł znieść hipokryzji tego faceta i tego, że obwinia go publicznie o całe zło jakie na nich spadło... Nawet śmierć Connie potrafił mu wypomnieć parszywiec, że niby zrobił za mało żeby ją uratować.  Wiele potrafił znieść, lecz nie taką obelgę. Gdyby nie to, może zdołałby się opanować i olać go.  Za takie coś należało mu się porządne lanie. Jak mógł go tak obrażać przy obcych ludziach? Wywlekać ich rodzinne sprawy, żeby dogryźć jemu? W końcu wyszli obaj z domu Colton ów, przeprosiwszy uprzednio Marie, żonę Lance a. Może nie była aniołem, ale od pewnego czasu była za nim i też przeżywała żałobę. Miała prawo ubolewać nad córką. Okropnie żałowała swoich kłamstw i innych występków w przeciwieństwie do męża. Współczuła mu bardzo i nieraz przepraszała za błędy córek i męża. Coś takiego, nie sądził, że ona kiedykolwiek przejrzy na oczy i go zrozumie. Szkoda, że tak późno, jednakże zawsze lepiej późno niż wcale. Jej mąż i reszta rodziny od początku nim gardzili, lecz on jako psycholog nic sobie z tego nie robił, mógł ich jedynie żałować, bo wszyscy jak jeden mąż byli żałośni. 

Na pogrzebie była także Rebeka, która nie odstępowała go nawet na chwilę. Uwodziła go i robiła wszystko, żeby inni widzieli, że to on ją uwodzi. Lance nie byłby sobą gdyby i tego nie skomentował, a wtedy do akcji wkroczył zirytowany Peter z zamiarem upokorzenia starego, on też już też miał dość jego chamskich zagrywek. No i dopiekł mu tak, że aż poszło w pięty. Nie mógł pozwolić żeby ten drań dalej pomiatał jego bratem. Na siłę odciągał Rebekę, która bez końca kleiła się do Calvina i prowokowała niezręczne sytuacje. Nie dało się nie zauważyć, że sporo piła i najwyraźniej super się bawiła mając głęboko w dupie charakter tego spotkania. Alkoholu było mnóstwo, wręcz się przelewało. Lance o to zadbał, bo on i jego braciszek William raczej nie wylewali za kołnierz. Lubili się spić, nawet stypa była do tego dobrą okazją. Czyżby nagle zapomniał o zmarłej tragicznie córce. - Co za towarzystwo, kurwa. Normalnie kopara opada - rzucił do brata zdruzgotany Walker. Całkiem przypadkiem zobaczył jak Rebeka klei się do rozanielonego Williama Coltona. Wcale by się nie zdziwił jakby się okazało, że kręci też z Lancem. - Zmywamy się stąd Cal, prędko. Mam dość tych pieprzonych ponurych snobów. - Po tych słowach szybko wstali od stołu i zaczęli iść do wyjścia. Kiedy przechodzili obok teścia Calvina zajętego pogaduszkami z jakąś paniusią Peter specjalnie do niego zagadał. -  Niezła stypa staruszku, pogratulować. Dobranoc. - Podejrzewał, że gdyby Lance był wówczas trzeźwy dostałby za to niezły wpieprz, tymczasem ten osioł nawet nie zareagował. Być może nie miał nawet siły wstać. 




  • Przepraszam, że ostatnio jestem taki cholernie nieznośny - odezwał się wreszcie Calvin przerywając długie milczenie. Zanim to powiedział odwrócił się twarzą do Rafała. Na jego obliczu malował się anielski spokój.  - Nie zdziwiłbym się, gdybyście czasem mieli ochotę mnie zabić za to świrowanie.  
  • Nooo, nie ukrywam, że przeszło mi to przez myśl - przyznał się Orzecki. Bardzo go zaskoczyła nagła zmiana nastroju przyjaciela. W końcu się uspokoił i rozchmurzył, nim dotrą do domu będzie już całkiem wypogodzony. Byli już w Ochotnicy Dolnej, zostało im nie więcej niż kilometr do celu. Uśmiechnął się do Calvina i powiedział. - Fajnie, że lepiej się czujesz. 
  • Naprawdę ciężko mi się pozbierać po tym wszystkim. Najpierw ta sprawa z moją nieżyjącą już żoną, jej rodzinka, sytuacje na pogrzebie, a potem ta żenująca akcja z Rebeką...  Zemściła się, bo ją wyrzuciłem, gdy przylazła do domu ojca Petera. Wściekła się o to na całego, normalnie furii dostała, a ja patrzyłem na to ze stoickim spokojem.  Wychodząc wygrażała, że gorzko tego pożałuje  no i faktycznie. oberwałem rykoszetem.  Skroiła coś czemu nie mogłem zapobiec...Chciałbym mieć pewność, że faktycznie nic między nami nie zaszło, ale do cholery nie pamiętam nic. Ona mówi, że ma jakieś zdjęcia i filmiki, na których ostro się bzykamy i takie tam, a ja nie mam szans udowodnić że nic nie było. 
  • Pewnie nie ma nic tylko cię szantażuje, a to jest raczej nielegalne - przekonywał go Krakus. Mówił podniesionym pełnym emocji głosem, jak zawsze, gdy się czymś przejmował .  - Stary... ona cię chce po prostu zmusić do tego, żebyś wrócił i nadal grał na jej zasadach. Mnie też szantażowała, gdy z nią zerwałem, ale olałem to. 
  • Najgorsze, że to wszystko dzieje się przez moje dawne idiotyzmy. A mogłem tego uniknąć. Gdyby nie te moje durne seksualne wybryki nie miałbym dziś Rebeki na głowie. - Pokręcił głową wciąż zły na swoją głupotę sprzed lat. Był wtedy dużo młodszy, mniej dojrzały i jednocześnie ogromnie stęskniony za erotycznymi doznaniami, które ubogacały jego małżeństwo na początku. Tak, byli wtedy cholernie szczęśliwi i zadowoleni ze swego pożycia. Kochali się z Lucy kilka razy dziennie, jak wariaci, nieraz zarywali przez to noce. Miał jej miłość, a ona jego, szczerą i wzajemną...  Do czasu tragedii, która zabrała ze sobą wszystko.  - Chciałem odreagować bolesne rozstanie z Lucy, ale nie wyszło mi to na dobre tylko zaszkodziło. 
  • Jakbyś wiedział, że się przewrócisz to byś w ogóle nie wstawał. - Powiedziawszy to Krakus mrugnął do Coultera okiem. - Znasz takie powiedzenie? 
  • Uważaj, krowa na drodze, zwolnij! - ostrzegł kumpla Calvin. Orzecki gwałtownie zahamował pięć metrów przed wleczącą się krową i jej właścicielem. Musieli chwilę poczekać, aż całkiem zejdą z ulicy na pobocze. - Hej, co się tak rozproszyło? Zazwyczaj jesteś bardzo uważny i nie przekraczasz dozwolonej prędkości. 
  • Chyba za dużo ostatnio gram w Need for Speed. Wirtualna prędkość uzależnia - tłumaczył się zdenerwowany Rafał. Gdyby go nie uprzedził spowodowałby wypadek. 
  • Faktycznie za dużo. Radzę ci wrócić do rzeczywistości, bo w końcu skasujesz po drodze jakąś Milkę i jej właściciela. 
  • Jaką znowu Milkę, stary? - Przez chwilę zastanawiał się, o co może chodzić przyjacielowi. 
  • Krowę Milkę, Mućkę czy jak tam na nie wołacie - wyjaśnił szybko Calvin. 
  • A krowę... no tak, jasne. Przez chwilę myślałem że zaczynasz fantazjować o czekoladzie. - Krakus dotknął palcem czoła. -  A wracając do tematu, dobrze wiesz, że ja sam nieźle nawywijałem w ostatnim czasie z kilkoma panienkami, w tym także z Rebeką, a na koniec z Majką. Wstyd mi za to wszystko i niesamowicie żałuję wielu swoich wybryków, ale czasu niestety nie cofnę. Zostaje tylko nie popełniać kolejnych karygodnych błędów. Powiem ci stary szczerze... w życiu bym nie chciał, żeby Kynia kiedyś się dowiedziała o moich dawnych podbojach, bo chyba by mnie na zawsze wykopała ze swojego życia. 
  • I tak jest nad wyraz tolerancyjna - oznajmił wpatrzony w przednią szybę. 
  • Najbardziej żałuję tego co wtedy odwaliłem z Majką. Nawet sobie nie potrafię wyobrazić jak bardzo to zraniło Kynie. Musiała później słuchać tych wszystkich gównianych  plotek sianych po całej wiosce przez te zawistne dziewuchy. Nasłuchała się jaki to ze mnie ognisty ogier i czego to nie potrafię. Jezuu.  
  • To było twoje najbardziej beznadziejne posunięcie, przyznaje. - Calvin posłał mu chmurne spojrzenie. - Nie wiem, co bym ci zrobił na miejscu Kyni. 
  • Z Majką to była głupia nic nieznacząca przygoda. Przespała się ze mną, a potem pogoniła, bo uznała, że to wbrew jej przekonaniom. - Zjechał na pobocze i zatrzymał się na dymka. Szybko sięgnął po papierosy znajdujące się w kieszeni kurtki. Podpaliwszy sobie papierosa kontynuował opowiadanie. - Nazajutrz rano nie była już tą samą  miłą  dziewczyną, która poprzedniego wieczora poszła ze mną do wyrka. Popatrzyła na mnie i powiedziała : Wczoraj było fajnie, a dziś mam cię w dupie Rafi, spadówka.  Oczywiście nie wyraziła tego tak dosłownie, ale tak to mniej więcej odebrałem... Byłem wtedy taki wściekły, że gdybym mógł to bym ją udusił. 
  • Miejmy nadzieję, że ona już się z ciebie całkiem wyleczyła, a jak nie to... podsuniemy jej mojego czarującego braciszka. Co ty na to Krakus? - Anglik podrapał się po skroni, a potem przeczesał palcami rozwichrzone włosy. Były trochę krótsze, bo ostatnio był u fryzjera, który odrobinę się zagalopował. Cóż, jakoś to przetrawił, ale teraz jego włosy gorzej się układały i to go wkurzało.  Nigdy nie nosił takich krótkich włosów jak Rafał czy Peter, zawsze sięgały mu przynajmniej do ramienia. 
  • Nie szkoda ci brata? - zdziwił się Orzecki. - Przecież ona mu zmasakruje psychikę.  
  • Żartujesz? - Anglik parsknął. - Peter to zawodowiec, jeśli chodzi o romansowanie.  Nie zakochuje się tak szybko jak my, więc nie powinien ucierpieć w żaden sposób. 
  • Ale z ciebie pieprzony geniusz, faktycznie. - Rafał był zachwycony jego pomysłem. Zaczął klaskać, a potem odwrócił twarz do bocznej szyby i wypuścił z ust dym. Zauważył, że przestało padać,  mgła zaczęła się przerzedzać i powoli odsłaniała poszczególne szczyty. 
  • Tak, tak, wiem. - Coulter oparł głowę o zagłówek fotela i przymknął oczy. 
  • Jeszcze powiedz, że specjalnie po to go tu wytargaliśmy to zwątpię. 
  • Pewnie jeszcze nie raz cię zaskoczę swoimi  przebłyskami geniuszu. -  Calvin położył Rafałowi rękę na ramieniu i po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnął. Wreszcie był spokojny, całe napięcie gdzieś uleciało, pozbył się wszystkich negatywnych emocji. Czuł się zdecydowanie lepiej. 
  • Mówiłem ci, że mama dała kosza Jackowi? - Krakusowi było cholernie szkoda Jacka Namysła, bardzo gościa lubił, śmiało mógł być dla niego drugim ojcem. Zawsze mieli ze sobą dobry kontakt, Jacek traktował go jak syna, którego nie miał.  Prócz Łukasza był takim dobrym duchem towarzyszącym ich rodzinie.  
  • No nie mów! - Calvin osłupiał. Ta wieść okropnie go zasmuciła. Doskonale wiedział jak bardzo Jackowi zależało na Judycie, nie raz mu o tym mówił. Oboje byli wolni, mogli znowu być razem po tylu latach rozłąki. Co znowu nie wyszło? 
  • No niestety - potwierdził. -  Normalnie nie mogę uwierzyć. Aż mnie trafiło jak mi to Kynia przekazała. Jacek to świetny człowiek, fachowiec i kompan wędrówek. Nieraz byliśmy z nim w Tatrach i to były genialne wypady. Tyle się dzięki niemu nauczyliśmy z Jankiem.  Jest też ratownikiem górskim w TOPR ze na pół etatu. 
  • Czemu mu dała kosza, co się znowu stało? 
  • Nie wiem nic poza tym, że niedawno zerwali - odparł Orzecki i znów pociągnął szluga. - To znaczy mama z nim zerwała, bo coś tam... Jezu stary, ja czasem kompletnie nie ogarniam tego, co ona wyprawia. Przecież ten gość to świata poza nią nie widzi... Jest dla niej dobry, pomocny, zawsze był blisko. Takiego faceta jak on to tylko ze świecą szukać. Ilekroć nam czegoś brakowało on był w pogotowiu, służył pomocą jako lekarz i złota rączka. Nigdy o nas nie zapomniał, choć miał swoją rodzinę i nic nie musiał, a jednak trwał. Nie rozumiem jak mama może go teraz odtrącać po tym wszystkim. To naprawdę bez sensu.  
  • Zauważyłem, że Jacek darzy ją ogromnym uczuciem, ale czy wasza mama je odwzajemnia? Odniosłem wrażenie że raczej nie. Jeśli tylko go potrzebuje, a nie kocha to nie wiem czy coś z tego będzie...  Kiedyś pewnie cholernie się kochali, łączyło ich coś nierozerwalnego, lecz z czasem to coś wygasło, w jednym z nich umarła pewna cząstka i osłabiła uczucie. 
  • Kurna, znowu gadasz jak rasowy psycholog. - Rafał podrapał się po zarośniętym policzku. 
  • Lata praktyki robią swoje. - Odwrócił się do kumpla i mrugnął okiem. 
  • Ciekaw jestem ile razy dziennie gadałeś ze swoimi pacjentami o miłości i seksie. 
  • Z tymi zbuntowanymi nastolatkami możesz o tym gadać na okrągło. Oni nigdy nie mają dość. Jeśli z jakiegoś powodu nie mogą o tym pogadać z rodzicami lub innymi bliskimi, w końcu trafiają do psychologa albo wpadają w tarapaty. Mniemam, że ty nie musiałeś chodzić z tym do psychologa. 
  • Ja nie, ale Justyna tak. Chodziła na terapie po rozstaniu z takim jednym Dawidem, w którym się bujała w liceum. Na szczęście nie chodzili ze sobą długo.  Mówiłem jej, że to skończony debil i pozer, ale mnie nie słuchała. Musiała się sama na nim przejechać... Cierpiała przez niego dosyć długo, więc postanowiłem zrobić z gnojem porządek, żeby sobie nie myślał, że jest bezkarny.  
  • Aż się boję pytać, co on zrobił Justynie... - Patrzył na kumpla skonsternowany. 
  • Lepiej nie pytaj, bo lista przewinień jest długa. Za to co jej zrobił powinien skończyć na gilotynie. - Na samo wspomnienie Litwina nóż mu się w kieszeni otwierał. Po tym jak oczernił Kynie i jego siostrę nie był już nawet godny być jego największym wrogiem. 
  • O rety,  bardzo radykalne stwierdzenie, ale chwali ci się, że pomściłeś siostrę. - Anglik był pod wrażeniem. 
  • Co do Jacka i mamy to, nie pozwolę, żeby tak to się skończyło. Przegadam z nią tą sprawę. 
  • Przestań Rafał, oni są dorośli i sami to między sobą załatwią, jeśli będą chcieli. To tylko i wyłącznie ich sprawa i nie możesz się do tego wtrącać. Jeśli będą mieli być razem to będą, a jak nie to nie. Nic nie poradzisz. 
  • Mama nieustannie się do mnie wtrąca i traktuje mnie jak dzieciaka. To jest okej, nie? - bronił się poirytowany Krakus. Jak zwykle wymownie gestykulował. 
  • Jesteś jej synem i troszczy się o ciebie jak może. To chyba normalne. 
  • Szkoda, że tylko w stosunku do mnie jest taka nadopiekuńcza. Justyna ma większy luz. 
  • Matki zawsze mają większą słabość do synów, powinieneś o tym wiedzieć... Nooo prawie zawsze. 
  • No to bardzo mnie to pocieszyłeś, dziękuję. - Zamknął oczy i wypuścił z ust powietrze. Kłótnie z tym Anglikiem bywały męczące. -  Nic tylko klaskać uszami i skakać pod sufit. Szkoda, że sam nie masz takiej mamy jak moja to może byś mnie zrozumiał. 
  • A ty zrozumiesz jak to jest, gdy jej nie ma jak kiedyś odejdzie - wzburzył się Calvin. Wnerwił się na Rafała jak nie wiem.  - Myślisz, że mnie matki nie brakuje?  Nawet gdyby była taka jak twoja starałbym się ją docenić. Ja moją straciłem jako nastolatek i nawet nie wiem czy kiedykolwiek ją jeszcze odnajdę.  Brakuje mi tej troski, którą masz ty, więc doceń to, a nie narzekaj jak gówniarz. 
  • Zapomniałem o tym, wybacz - przyznał skruszony Krakus, a po chwili namysłu dodał. - Mógłbyś chociaż raz spróbować mnie zrozumieć, to naprawdę nic trudnego. Ja po prostu chce żeby nasza matka miała obok siebie kogoś, kto będzie ją kochał tak jak tata i wspierał ją w trudnych chwilach. Chyba nie ma w tym nic złego, że chce szczęścia dla własnej matki. Uważam, że powinna dać Jackowi szansę i sobie też. 
  • Może z jakiegoś powodu nie mogą być razem. Nie wiemy tego - upierał się przy swoim Calvin. - Nie da się nikogo na siłę uszczęśliwić. 
  • Nie Cal, to nie tak - zaprzeczył Krakus. Był pewny swego. - Wiem, że nie zawsze jest tak jak tego chcemy, ale... musimy chociaż próbować o to zawalczyć. 
  • Jest jeszcze coś takiego jak przeznaczenie. Raf. Ono o wszystkim decyduje. Gdzieś musi być to wszystko zapisane. 
  • O matko, ty nadal wierzysz w te brednie?-  Popatrzył na kumpla z politowaniem. -  Bo ja w żadnym razie. 
  • Coś w tym jednak musi być, nie uważasz? - Potarł skroń. Był spokojny i opanowany.  -  Skoro coś się dzieje to raczej nie bez konkretnego powodu. 
  • Chrzanienie. - Krakus machnął ręką. 
  • Sam chrzanisz Rafał. 
  • Uważasz, że przeznaczeniem twojej córki było umrzeć? Ciekawe. Przecież robiłeś wszystko żeby temu zapobiec, a jednak... Jak to wytłumaczysz? 
  • Dość już tego, przestań! - krzyknął urażony do żywego Coulter. -  Dobrze wiesz jak mnie ten temat boli. Nie waż się więcej o tym wspominać, bo pożałujesz...  Czy ty kurwa w ogóle myślisz nad tym co powiesz? 
  • O kurde Calvin, przepraszam cię... Wiem, że nie powinienem był z tym do ciebie wyjeżdżać, nie ma nic na swoje usprawiedliwienie. - Mówił tonem ściszony o połowę. Żałował, że nie pomyślał zanim wypalił z tą córką. Przegiął faktycznie, a teraz sam czuł się jakby dostał w pysk. To był cios poniżej pasa i rzeczywiście nie miał na to żadnego usprawiedliwienia. 
  • Jedźmy już, bo nawet do nocy nie zajedziemy w tym tempie - ponaglił go wkurzony Anglik. 
  • Przepraszam cię stary, naprawdę. - Odpalił silnik na nowo i ruszyli. Gapił się jak zahipnotyzowany w przednią szybę, bo nie miał odwagi spojrzeć kumplowi w oczy po tym co pierdyknął.  Gdzie głupota ma swoje granice? 
  • Dobra, kończ już tą gadkę, bo jeszcze moment, a  stracę cierpliwość i ci lutne. 
  • Może właśnie powinieneś mi sklepać miche, należy się jak nic. Jeśli poczujesz się dzięki temu lepiej to śmiało wal...  Albo nie, wiem... utop  mnie w Ochotnicy.
  • Ja cię kurwa nie mogę, skończ już głupio chrzanić albo cię wyśle na księżyc. -  Coulter zaczął się nerwowo śmiać. Tekst Krakusa o córce wyprowadził go z równowagi. Ta rana nigdy się nie zabliźni, jeśli cały czas ktoś będzie ją rozdrapywał... Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że ten rodzaj bólu nigdy nie mija, nie ma cudownego środka, który by go przyćmił. - Czasem naprawdę ostro ci odwala. Gdybym ci tak wiele nie zawdzięczał to pewnie już byś siedział w wariatkowie zapięty w kaftan bezpieczeństwa. 
  • Bywa...  za co również przepraszam. - Rafał starał się okazać kumplowi więcej życzliwości. 
  • Stul ryjka mendo jedna. - Anglik udał, że chce przywalić kumplowi z łokcia, więc ten się uchylił. 
  • Eeeej eeeej wolnego, ja prowadzę - burknął na kumpla Rafał. - I znowu kurna pada. 
  • Przepraszam, zapomniałem. 
  • Bawi cię to szajbusie ? - Orzecki dopiero po chwili zaskoczył, że Calvin się z niego podśmiewa. 
  • Nie no, skądże. Gdzie tam. - Starannie ukrywał rozbawienie. Nie umiał długo się złościć na tego oszołoma Krakusa. Gdyby nie on nie poznałby Justyny i nie byłoby go tu. Uwielbiał Ochotnice, Gorce  i okolicę. Chętnie by znów wrócił z jego siostrą nad to jezioro, którego nazwy nadal nie umiał wymówić i znów odrobinę zaszaleć na molo. 
  • Peter wstawaj, dojeżdżamy! - krzyknął na kumpla Krakus. Byli sto metrów od domu. Musiał trochę zwolnić, żeby na skręcie nie zjechać do rzeki. Droga w tym miejscu była dziurawa i podmoknięta. - Pobuuuuudeczkaaaa. Raz, dwa!
  • Czego tam znowu? - Na w pół śpiący Peter powoli podniósł się do góry. - Nie dacie się człowiekowi porządnie wyspać. 
  • Ominęły cię najlepsze widoki Walker - oznajmił bratu Calvin. Oczywiście blefował. Deszcz ciągle padał, a najpiękniejsze widoki znowu zginęły w gęstej jak mleko mgle. - Wszystko przespałeś.
  • On blefuje - sprostował zaraz Orzecki. - Nie było żadnych widoków. Tylko mgła, mgła i jeszcze raz mgła. Zupełnie jak za twoim oknem. 
  • Dobreeeee. - Po tych słowach słowach Coulter wybuchnął gwałtownym śmiechem. Dosłownie dusił się ze śmiechu. Czasem uwagi Krakusa bawiły go bardziej niż drętwe dowcipy jego kumpli z policji. 
  • Nic nie szkodzi. Jutro Raf zrobi specjalną objazdówkę po okolicy za paczkę fajek to zobaczę jeszcze więcej. - Peter sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego ze swojej gadki, co zresztą nie było nowością. Zdarzało mu się nieraz być bardzo bezpośrednim i obcesowym. 
  • Pomyślimy Pete, pomyślimy. - Krakus odwrócił się do tyłu i posłał zaspanemu Walkerowi szyderczy uśmieszek, a potem przerzucił spojrzenie na Calvina i spytał go półszeptem. -   Jakim cudem on jest bardziej wyszczekany niż ja? 
  • Ty się mnie pytasz? - Coulter wskazał palcem na siebie. - Nie mam zielonego pojęcia.  Może go podmienili. 
  • Zawsze byłem bardziej wyszczekany niż ty Rafał - rzucił do Krakusa Walker. - Żadna nowość. 
  • Ale nie bardziej niż twój brat - dogryzł mu Orzecki. 
  • Eeej chłopaki, czy mi się zdaje, czy ktoś tu coś gadał o skasowaniu jakiejś krowy?  
  • Ty spałeś czy podsłuchiwałeś? - upewniał się Krakus. 
  • Śpię tak, że wszystko słyszę przez sen - wyjaśnił Walker. - Nawet, gdy chrapię. 
  • Śniło ci się, zapewniam cię. - Rafał mówił przez śmiech. 
  • Kto to jest Milka? - zaskoczył ich Peter. Odpowiedział mu gromki wybuch śmiechu jego kompanów. Popatrzył na nich z politowaniem i pokręcił głową. - Czyżby jakaś twoja dawna dziewczyna Krakus?
  • Walker... oberwiesz, przysięgam. 
  • Dojechaliśmy - oznajmił Calvin głosem pełnym entuzjazmu, gdy kilka minut później zatrzymali się pod domem Orzeckich. Na jego twarzy malował się szeroki uśmiech będący oznaką wielkiej radości. Był już gotowy do wysiadki. To miejsce jednak miało w sobie pewną magię, działało na niego zbawiennie. 
  • Oooo jaaaa nie mogę, a kto to wyszedł nas powitać?! Sama elita! - wykrzyknął Rafał, gdy zobaczył Kynie i Dawida stojących na werandzie. Miał ich dosłownie na widelcu. Szybko uchylił szybę, żeby mogli dać sobie buzi z Krysią. Już nie mógł dłużej wytrzymać, musiał szybko zaspokoić narastające pragnienie. Pocałował ją pierwszy i długo nie odklejał warg od jej ślicznych pełnych ust pomalowanych na czerwono.  - Serwus moja śliczna! Bardzo tęskniłaś? 
  • Jak cholera Krakusie? - odpowiedziała uszczęśliwiona. - I nigdzie więcej cię już samego nie puszczę. 
  • Nawet do knajpy na piwo?... Z chłopakami? - Strzelił do Kyni słodką minkę, ponieważ  to zawsze działało, podobnie jak mina zbitego psa. 
  • Zastanowię się nad tym. - Powiedziawszy to cmoknęła go krótko w usta, a potem uśmiechnęła się do siedzącego obok Rafała  Anglika i ciepło go przywitała. - Cześć Calvin, cieszę się, że cię widzę. 
  • Hej Kynia, wzajemnie - pozdrowił ją szeroko uśmiechnięty Coulter. 
  • Siema Dawid, co tam u ciebie słychać? Grzeczny byłeś? - Rafał wyciągnął do chłopca rękę i przybili żółwika. - Tylko mów prawdę, bo i tak się wszystkiego dowiem. 
  • Yyyyy, chyba niespecjalnie. Wujek Łukasz już się na mnie poskarżył mamie - przyznał się Dawid. Jak zawsze na jego pięknej buźce malowała się wina ukrytego winowajcy.  - Trochę nawywijałem jak was nie było. 
  • A co żeś ty znowu nawyczyniał? - Krakus pokręcił głową w geście dezaprobaty.  Jak podpadłeś wujkowi Łukaszowi to nawet ja nic nie poradzę. 
  • Nie chcesz wiedzieć Krakusie - odpowiedział za chłopca Calvin po czym otwarł drzwi i wysiadł. Natychmiast przyleciał do niego syn Justyny i zaczęli się ściskać. Młody Orzecki tak mocno go przytulał, jakby miał go już nigdy nie puścić. To było niesamowicie poruszające. Kolejny raz poczuł, że kogoś ma naprawdę, kto, czeka, tęskni, że ma dla kogo żyć.  - Cześć młody. 
  • Calvin, jesteś nareszcie! Już myślałem, że się nie doczekam - zawołał uszczęśliwiony Dawid. Jego radość dosłownie go rozpierała i zdawała się nie mieć granic.  - Kochamy cię z mamą, wiesz? -  Wzruszony pięciolatek poczuł łzy z pływające mu po policzkach, szybko je starł, bo nie chciał wyjść przy gościach na płaczka, szczególnie przy Walkerze, którego nie znał. 
  • O Boże...  serio? - Calvina zupełnie zatkało po tym, co usłyszał od Dawida. - Ja też... bardzo was kocham i też potwornie tęskniłem. Pierwszy raz nie mogłem wytrzymać we własnym domu. 
  • Jezuuu, Rafał, patrz jaki cudowny obrazek. - Kynia była bliska płaczu. Tak ją poruszyło powitanie młodego z Calvinem, że aż ją w środku ścisnęło... tak boleśnie. Jeszcze nie widziała, żeby Dawid tak się witał z jakimś facetem. Musiał go naprawdę mocno pokochać. Gdy odwróciła głowę w drugą stronę jej spojrzenie spotkało się nagle ze spojrzeniem Peter, a który akurat wysiadał z samochodu Krakusa. Przyszywany brat Calvina był bardzo przystojny,  wysportowany, nie brakowało mu również uroku osobistego i co najciekawsze, z twarzy niesamowicie przypominał Rafała, jakby był jego rodzonym bratem bliźniakiem, ciemne oczy, włosy, podobne rysy. Prócz tego identycznie się ubierali i mieli te same fryzury, nawet miny podobne stroili. Walker pocałował ją w rękę na przywitanie i uroczo się uśmiechnął. 
  • Pasuje mu ten dzieciak, co nie Krakus? - rzucił Peter do Orzeckiego. Obserwował brata z tym młodym od Orzeckich i był pod wrażeniem. Nie sądził, że Cal tak szybko zdoła zaskarbić sobie miłość i zaufanie tego chłopaka (z nim faceci matki nie mieli tak łatwo). Co prawda nie rozumiał, co mówią, ale widać było, że są Coulter i ten mały są sobie bliscy. To się czuło. 
  • Dawid od początku go lubi. - Krakus właśnie zamykał bagażnik swojego Land Rovera. Walizki i plecaki położył na ziemi. - Bardziej niż mnie, Janka 
  • Ale już nie wyjedziesz, prawda Cal? Obiecaj mi to. - Dawid nie chciał odstąpić od Anglika jakby się bał, że znowu gdzieś zniknie. Tak długo na niego czekał, że więcej nie chciał. 
  • Nie ma opcji, żebym was znowu zostawił młody - powiedział Calvin patrząc chłopcu w oczy. - Moje życie bez was nie ma sensu. 
  • W razie czego masz pod ręką tą starą ciupaskę po dziadku Tomaszu Dawid - przypomniał mu Rafał. - I wiesz co z nią zrobić, gdyby ten facet postanowił się ulotnić. - Roześmiał się na dobre. 
  • Uważaj Krakus, bo ta ciupaska dosięgnie twojego tyłka przy pierwszej lepszej okazji - odgryzł się Calvin. - Spróbuj tylko coś wywinąć. 
  • Boję się ciebie okropnie Angliku, ale będę się bronił. Tym mieczem Lancelota, co mi dałeś na urodziny dwa lata temu - dowcipkował Krakus. Brat Calvina zaczął głośno chichotać. 
  • Cześć jak się nazywasz? Ja jestem Dawid Orzecki - przywitał się z Walker em. Wyciągnął do niego niewielką rączkę i posłał łobuzerski uśmiech. 
  • Cześć, jestem Peter - przywitał się z chłopcem po polsku. Tylko tyle był w stanie z siebie wycisnąć, ale Calvin i tak był z niego zadowolony.  Orzecki wałkował z nim to przez kilka dni po dwie godziny, inne rzeczy też. Nie był tak pojętny jak jego brat w tym względzie, ale w sumie trudno mu się dziwić. To przecież nie on miał polskie korzenie. 
  • To mój młodszy brat, adoptowany przeze mnie.  Na razie słabo zna polski, ale przy tobie pewnie szybko się nauczy. 
  • Ekspresowo go nauczę Cal, zobaczysz - oznajmił pięciolatek. 
  • Hej Kynia,  a gdzie jest Justyna? - spytał nagle zdezorientowany Coulter. Cały czas się za nią rozglądał. Spodziewał się, że jak przyjedzie to ona pierwsza wyjdzie go przywitać, więc jej nieobecność spowodowała że poczuł lekki zawód i bolesne ukłucie smutku. Po tak długiej rozłące chciał już tylko wziąć ją w ramiona i nie wypuszczać z objęć przynajmniej do rana. Pomyślał, że może po prostu śpi, zmordowana po całym dniu, wszak Dawid był chłopcem energicznym i potrafił pochłonąć całą jej uwagę.  Zupełnie zapomniał, że  Justyna i Jasiek nadal byli w górach. Orzecki musiał mu o tym wspominać, ale on ostatnio słabo kontaktował, zbyt wiele myśli zajmowało jego umysł i rozpraszało uwagę. 
  • Twoja Justynka kochany, łazi po górach z Jaśkiem, od dwóch dni są w drodze.  Dziś już zdaje się kończą na Radziejowej i wracają do domu - poinformowała go Kynia. Od razu dostrzegła zaniepokojenie ukochanego przyjaciółki i chciała go uspokoić. Domyślała się, że zapewne on jak i Justyna marzą już tylko o chwilach sam na sam ze sobą i żeby takich chwil pełnych zapomnienia było jak najwięcej. Z tego, co mówiła Orzecka to jeszcze nawet nie skonsumowali swojego związku, bo wyszło jak wyszło ( Calvin musiał wcześniej wrócić do domu i z tego powodu anulowali swój pobyt w Szczawnicy), więc tym bardziej jeszcze mocniej pragnęli fizycznego zbliżenia i spełnienia.  - Gdyby wiedziała, że będziecie wcześniej na pewno by wrócili już wczoraj. Nie mówili wam wczoraj, że jeszcze zostają?
  • Chcieliśmy wam zrobić niespodziankę, więc nic nie mówiliśmy - wytłumaczył Calvin. 
  • Coś tam mówiła na ten temat, ale zasięg był  okropnie słaby. więc nie za bardzo dało się gadać, za każdym razem zrywało połączenie - odpowiedział Rafał. - W sumie to się dziwię, że im się chce tak łazić przy tej pogodzie. Ja na przykład nie cierpię się włóczyć we mgle jak mało co widać, żeby nie powiedzieć gówno i jak mi się leje z góry na łeb. Janek i ona to są kosmici centralnie. Wielcy wielbicie mgieł i romantycy. Mnie to nie jara w ogóle. 
  • No tak, bo wczoraj w Pieninach była straszna burza, z resztą tu u nas też.  Wywaliło prąd, internet, wszystko. Całą noc przy latarce siedziałam. Straszna noc, brrrrrr. - Kynia nie chciała im na razie mówić o Ewelinie i tym gnoju od Marcina, który tak ją wystraszył. Na szczęście szybko odjechał, ale zagroził, że jeszcze wróci z kumplami i zabiorą Dawida. Ewelina uciekła z nim, bo bała się konfrontacji z Łukaszem, a ona spędziła resztę nocy płacząc i trzęsąc się ze strachu. Długo nie mogła się uspokoić, dopiero Łukaszowi się to udało - cudem. Prawie dostał szału jak mu powiedziała, co miało miejsce podczas jego nieobecności. 
  • A to dlatego nie mogłem się do niej dodzwonić - odezwał się znów Calvin. Sięgnął po swój wielki plecak i ciemną walizkę - A dziś gadałaś z Justyna? 
  • Tak przez chwilę. Byli akurat poza schroniskiem, na wysokości Wierchliczki, to kawałek od Wysokiej w stronę przełęczy Rozdziele. Zabrali ze sobą takiego Dawida Zawiszę, on jest nowym ratownikiem z Bieszczadów. Zmienili mu przydział, bo jego dziewczyna jest z Rabki Zdroju. 
  •  Wczoraj jeździłem z tym nowym ratownikiem na quadzie, jeszcze taki Miłosz był z nami. Jest w moim wieku - opowiadał pięciolatek, a jego relacja jak zwykle była pełna pasji i radości. Tak go ucieszyła ta wycieczka pod Durbaszkę. 
  • To masz nowego kumpla, tak? Faaaajnie. 
  • Jego tata jest strażakiem i mieszka w Londynie - kontynuował Dawid. - Ale rzadko go odwiedza i zapomina o urodzinach Miłosza. 
  • Ja o twoich nigdy nie zapomnę, młody - zapewnił go Calvin i obdarzył go ciepłym uśmiechem. 
  • Ani ja, możesz być pewny - zapowiedział Orzecki i położył prawą rękę na sercu. 
  • Haaaalo, towarzystwo, a co to za posiadówka przed domem?  Czemu nie wchodzicie do domu? Czekam na was i czekam i nie mogę się doczekać - odezwał się do nich zaskoczony  Łukasz, który dopiero przed momentem zorientował się, że przyjechali i wyszedł z domu. Miał na sobie śliczny kolorowy fartuszek babci Jasi w jabłuszka, ponieważ innego nie znalazł, a wyglądał w nim wprost uroczo, o czym Kynia nie omieszkała mu powiedzieć. W końcu szeroko się uśmiechnął i zaszczycił przybyłych powitaniem. - Fajnie, że już jesteście chłopaki. Witam i Was i zapraszam do środka. 
  • Witaj Łukasz.- Calvin go uściskał, a potem przedstawił brata. - To jest Peter Walker, mój brat. Z polskim u niego słabo ale ty znasz angielski to sobie poradzicie. 
  • Zajebiście ci do twarzy w tym fartuszku Łukasz - przyznał Orzecki i zaczął się głośno chichrać. 
  • To samo mu powiedziałam tylko innymi słowy. - Kynia miała kiedyś ogromną słabość do Figły, bardzo ją fascynował jako mężczyzna, kiedy jeszcze była w podstawówce. Potem jej przeszło, ale sentyment pozostał. Teraz traktowała go jak ojca. 
  • Eeeej Orzecki, proszę mi tu nie używać takiego słownictwa przy tym małolacie, bo potem chodzi i w kółko to powtarza - skarcił Rafała Figła. Jego ton był ostry. - Już raz narobił bigosu z tego tytułu.
  • Wujek Łukasz się wczoraj popisał przy pani Wasiakowej - paplał młody Orzecki. -  Powiedział... 
  • Cicho Dawid, ani się waż powtarzać - uciął młodemu Łukasz. - Zasuwaj lepiej do stołu, bo jeszcze zupy nie skończyłeś... No już hrabio, chyba nie potrzebujesz specjalnego zaproszenia. 
  • Nie bądź dla niego taki surowy Łukasz, po prostu bardzo się cieszy powrotem Calvina - usprawiedliwiła chłopca Kynia. Młody nagrodził ją czułym przytuleniem. 
  • Czym się wujek popisałeś przy pani Wasiakowej? - dociekał podekscytowany Krakus. 
  • Za tą Wasiakową to i ty oberwiesz ode mnie. Przysięgam ci. Dokopię do szmat. 
  • A co ja mam wspólnego z tą babą? - zdziwił się Rafał. 
  • Znowu narozrabiałeś Krakusie - zagadnął go Calvin. Tracił go łokciem, gdy przechodził obok. 
  • Dobrze już, chodźcie do domu, bo zaraz znów się rozpada. - Łukasz pokazał drzwi. 
  • Peter bierz te swoje bagaże i chodź do środka - zawołał kumpla Rafał. 




**** 


Obiad był taki pyszny, że wszyscy poprosili o dokładkę. Rafał w życiu nie podejrzewałby Łukasza o takie zdolności kulinarne. Ciekawe czy mama wiedziała... Te bitki w sosie miodowo - brzoskwiniowym dosłownie rozpływały im się w ustach. Cud miód  Oczywiście narobił wszystkiego tyle, że było nie do przejedzenia (zaopatrzenie dla całego garnizonu), ale że było tak dobre, nie miało szans się zmarnować. Lada chwila mieli wrócić babcia Jasia z wujkiem Heniem z Zawoi, więc też będą jeść. Barszcz czerwony na zakwasie z botwinką wcale nie był gorszy. - Menu na miarę Wierzynka - stwierdził Krakus. Oczywiście musiał tłumaczyć Peter owi, co to Wierzynek. Walkerowi też smakowało, uznał, że nigdy nie jadł nic lepszego. Uwielbiał kuchnię francuską i włoską, ale to co przyrządził ten facet przebiło wszystko. Zadowolony z siebie Łukasz oznajmił, że teraz będzie częściej tak gotował. Ostatnio jego zupa kurkowa zwabiła do domu tą seksowną sąsiadkę z Kolumbii. Ciekawe, co by Rafał powiedział, gdyby wiedział o jego potajemnym cichym romansie. Wolał się na razie nie chwalić tym z obawy, że zaraz całe Podhale będzie trąbić o romansie naczelnika GOPR u z kolumbijską pięknością.  Ostatnio Sylwia przyłapała go na całowaniu się w salonie z sąsiadką i zrobiła wielkie oczy. Pewnie już wypaplała o tym temu swojemu Dorianowi albo nie daj Boże swojej dociekliwej ciotce. Jeśli tak, mógł się lada moment spodziewać telefonu od niej w tej sprawie. Beata zaraz zrobi cały wywiad, co jak i dlaczego, a córka będzie mu teraz wypominać, że zabronił iść na tą imprezę do szkoły z chłopakiem. , podczas, gdy on rzekomo dojrzały facet całował się bez skrępowania z zupełnie obcą jej kobietą. Ale kto dorosłemu zabroni? Musiał jednocześnie czuwać nad tym co robi Sylwia, żeby tylko nie wpadła w tarapaty przez tego swojego Doriana. Rafał mu mówił, że to niezłe ziółko. Eh życie życie. 

Po obiedzie Figła zmył wszystkie naczynia i posprzątał w kuchni z pomocą Calvina. Rafała sen zmorzył już przy stole, więc wygonili go do pokoju obok. Był kompletnie wycięty po całej podróży, najpierw trzy godziny na lotnisku, potem trzy godziny lotu i jeszcze dwie za kółkiem. Kynia i Peter zajmowali się Dawidem, siedzieli wszyscy razem nad wielkim atlasem polskich Tatr, w którym było również mnóstwo panoram. Młody dostał ten atlas kiedyś od Janka Zubera i znał go już na pamięć. Pół godziny później zasnął ukochanej cioci na rękach. Calvin chciał wziąć Dawida od dziewczyny Krakusa, ale Peter go uprzedził. Zaniósł pięciolatka na tapczan do pokoju babci Jasi, przykrył go porządnie kocem i po cichutku się wymknął do kuchni. Następnie udał się na piętro, żeby trochę odpocząć.  Zajął dawny pokój Rafała, ten w którym ostatnio nocował jego bracholek, teraz Coulter ulokował się w pokoju swojej ukochanej.  Kynia też była śpiąca, ale jeszcze się trzymała, pomogła jej druga mocna kawa. Nieprzespana stresująca noc ostro dawała jej się we znaki. Przez cały dzień walczyła z migreną i niepokojem. Musiała w końcu powiedzieć Orzeckiemu, co się zdarzyło, żeby potem nie było, no i Calvinovi także. Oboje powinni wiedzieć o jawnym zagrożeniu ze strony Marcina. Nie znosiła Eweliny, ale bardziej żałowała, była taka podatna na wpływy braciszka. Gdy Rafał się dowie co zrobiła, jeszcze bardziej ją znienawidzi. Jakiś czas temu, jeszcze przed wylotem do Yorku doszło między nimi do ostrej konfrontacji, Krakus jej o tym wspomniał. Był na nią zły podobnie jak Łukasz, nie ufał jej w ogóle. Miał do niej nosa i wyczuł, że coś kombinuje - nie pomylił się ani trochę. To okropne, że tak postępowała, choć doskonale wiedziała, że to jej brat porzucił Justynę i Dawida. Musiała być potwornie zaburzona skoro dała się tak urobić Marcinowi, a on niespełna rozumu. Po co mu do cholery Dawid? Co chce w ten sposób osiągnąć? Kiedyś w końcu sama gołymi rękami udusi tego gnoja. Wredny śliski drań, fałszywy i plugawy sukinsyn. 

  • Już po osiemnastej, a Janka i Justyny dalej nie ma. - Calvin zerknął na tarcze srebrnego zegarka na swojej ręce, a potem utkwił pełne niepokoju spojrzenie w Łukaszu. Martwił się o Justynę, podświadomie czuł niepokój, który zakiełkował w jego wnętrzu i co chwila się wzmagał. O Janka oczywiście też się martwił.  - Powinniśmy się martwić? 
  • Jak za dziesięć minut ich nie będzie, dzwonię do Zawiszy - zdecydował Figła. Sięgnął po swoją kawę i upił kilka większą łyków. -  Poszedł z nimi na tą Radziejową. 
  • Z dwoma ratownikami powinna chyba być bezpieczna, nie Łukasz? - upewniał się Anglik. Wyjrzał przez okno za którym działo się nieciekawie. Wiatr się nasilił, deszcz także. 
  • Z nimi absolutnie nic jej nie grozi Calvin - zapewnił go naczelnik. Widział, że Calvin jest niespokojny jakby czuł, że wydarzyło się coś złego. - O ile tylko będzie się trzymała chłopaków. 
  • Calvin słuchaj...  musisz coś wiedzieć - zwróciła się do niego Kynia, gdy facet Justyny usiadł obok niej przy stole.  - Marcin chce porwać Dawida. Wczoraj w nocy włamał się do domu jakiś gnój i... powiedział, że jeszcze wróci po młodego. Jego siostra Ewelina, którą Rafał niedawno przygarnął pod ten dach, jest w to zamieszana. - Mówiła półgłosem. 
  • Że co przepraszam? - Calvin prawie wypuścił z rąk kubek z gorącą kawą. Był zdruzgotany podłością biologicznego ojca Dawida. Wolałby nigdy nie trafić na tego świra, bo chyba by mu zrobił jakąś krzywdę.  - Mówisz, że ten śmieć wysłał po młodego jakiegoś zbira? 
  • Niech ja tylko dorwę tego skurwiela...  - oznajmił ożywiony na nowo Figła. - Jezu przepraszam za mój język, ale ja dziś zupełnie nie panuje nad emocjami. Jak mi Kynia powiedziała, co się tu wyrabiało zeszłej nocy to dostałem szału. Nieeee, gwarantuje wam, że póki ja żyje ten padalec nigdy Dawida nie dostanie. Nigdy w życiu. 
  • W razie czego możesz na mnie liczyć Łukasz. Jeśli ten sukinsyn albo ktokolwiek od niego się tu pojawi, to nie ręczę za siebie. - Ton Brytyjczyka był ostry, a w spojrzeniu plątał się złowrogi błysk. - Potrafię być okropnie nieprzyjemny, gdy ktoś zagraża osobom, które kocham. 
  • A ta cała Ewelina... Kolejny raz wykorzystała zaufanie Rafała... Boże, jak ona może brać w tym udział? Nie ogarniam tego. - Kynia złapała się za głowę. Była przerażona. - Okazali jej tyle dobra, a ona...
  • Ewelina? Czy to przypadkiem nie ta nafaszerowana prochami laska, znaleziona przez Doriana w rzece? - dopytywał się Calvin. Coś mu się obiło o uszy odnośnie tej historii. Krakus mu o niej wspominał przez telefon. 
  • Dokładnie ta sama - potwierdził rozeźlony Łukasz. Zaraz potem rozległ się nagle dzwonek jego komórki. Szybko wyciągnął ją z kieszeni polara wiszącego na oparciu krzesła. - Czekajcie, Zawisza dzwoni - oznajmił Figła i odebrał telefon. - No cześć Zawisza, co jest? Właśnie miałem dzwonić do ciebie, bo ani Justyna ani Zuber nie odzywają się i nadal nie wrócili do domu. Szczerze mówiąc trochę się martwimy. Co jest grane? .... Słucham? - Dobrze, że siedział, bo by się przewrócił, mało go z nóg nie zwaliło to co usłyszał od swojego ratownika. - Co ty mówisz? Jak to Janek ranny? A Justyna?... Nieprzytomna, czemu? Powiedz coś więcej... Nie, nie, Zawada jeszcze nie dzwonił do mnie na komórkę... A na krótkofalówkę się łączył? Ty, ja ją chyba wczoraj wyłączyłem przed spaniem i zapomniałem włączyć. Cholera jasna!... Tak Dawid, wiem, że on dziś szefuje podczas akcji, ale wolę wiedzieć, co się u nas dzieje... Okej rozumiem, skontaktuje się z Zawadą, wracaj do swoich obowiązków. Będziemy w kontakcie. Trzymaj się. 
  • Łukasz, co z nimi, co się stało? - spytała zdenerwowana Kynia. Prawie krzyczała. Ogarnął ją niesamowity strach. W końcu się rozpłakała. Przejęty Coulter położył jej rękę na ramieniu, próbując jej dodać otuchy, choć sam był kłębkiem nerwów. 
  • Wygląda na to, że doszło do wypadku. - Figła spojrzał na Kynie i Calvina, po czym spuścił głowę. 
  • Co ten Zawisza powiedział? - dopytywał się równie zdenerwowany Calvin. On też mówił podniesionym głosem. 
  • Zawada zaraz mi wszystko powie, jest teraz na miejscu zdarzenia, to on kieruję akcją ratowniczą - odparł Łukasz i trzęsącymi dłońmi wybrał numer swojego zastępcy. Gdy ten nie odebrał naczelnik się zdenerwował. - No Zawada odbieraj bo mnie zaraz trafi. 
  • Czemu ten Zawisza nic więcej ci nie powiedział? Łukasz... - Krysia mówiła cicho bo jednocześnie płakała. 
  • Nie mógł dłużej rozmawiać, widocznie był potrzebny chłopakom. - Odpowiedział naczelnik. Nadal czekał aż jego zastępca odbierze. 
  • Co jest grane? - Z pokoju obok wyleciał Rafał zbudzony przez podniesione głosy. Widząc, że jego dziewczyna cała się trzęsie, zdenerwował się. Szybko ją przytulił licząc na to, że to ją uspokoi. - Kynia co się dzieje? 
  • Janek jest ranny, Justyna nieprzytomna... - wyjaśniła drżącym głosem Kynia. - Zawisza dzwonił, ale nie powiedział na razie nic konkretnego odnośnie wypadku. Łukasz dzwoni do Zawady, który  kieruje tą akcją... Jezu Rafał, ja tu zwariuje. 
  • Może teraz ja zadzwonię do Dawida. -  Rafał sięgnął po telefon do kieszeni. 
  • Dawid jest zajęty Rafał, nie zawracaj mu teraz głowy - odezwał się do niego Figła z komórką przy uchu. 
  •  A Zawisza nie ma dziś wolnego czasem? - Orzecki podrapał się po głowie. 
  • Ale był z nimi na miejscu, więc został i pewnie pomaga kolegom - wtrącił się Calvin. 
  • Co się stało? - zapytał zaspany Peter. Od razu zauważył, że jego brat jest blady i zdenerwowany. 
  • No wreszcie Zawada, tu naczelnik - odezwał się Łukasz, gdy Julek w końcu odebrał. Dał rozmowę na głośnomówiący. - Rozmawiałem z Zawiszą, powiedział, że jesteś na miejscu zdarzenia. Wspomniał, że Janek jest ranny, a Justyna nieprzytomna. Co się stało? Gdzie dokładnie jesteście. 
  • Szefie słuchaj, jestem z chłopakami pod Wielkim Rogaczem i powoli się stąd zbieramy. Była gruba akcja z udziałem niedźwiedzia i są jeszcze dwie nieletnie ofiary, w tym jedna śmiertelna. Co do naszych to ci powiem, że Janka dosłownie przed minutą zabrali śmigłowcem chłopaki z TOPR u, bo bardzo mocno krwawił z brzucha. Dostał z dubeltówki od jednego za przeproszeniem nawalonego wariata, który gadał, że jest pomocą leśników. Już lecą do szpitala w Nowym Targu. 
  • Co to za brednie do ciężkiej cholery? Chyba nie polował na tego niedźwiedzia. - Figłą dosłownie trzepało z nerwów. Złapał się za głowę. 
  • Nie wiem, może chciał tylko zwierza  przestraszyć, szefie. Cholera wie co za czort. 
  • I przypadkiem trafił Zubera w brzuch, tak? A co z naszą Justynką? Dowiem się wreszcie? 
  • Justyna jest nieprzytomna, bo upadając uderzyła głową o kamień.  Biegła za Jaśkiem, potknęła się i upadła. Oczywiście jest stabilna, puls w porządku, oddech też się unormował. Zaraz pojedzie do Szczawnicy naszą karetką pod opieką Zawiszy i Alfy, tam ją przejmie ambulans. Właśnie się pakują do samochodu. Zawisza  podejrzewa u niej wstrząs mózgu III stopnia, co może tłumaczyć utratę przytomności, a także pęknięcie czaszki. Obejrzał dokładnie głowę Justyny i zauważył niewielkie wgłębienie w czaszce oraz wodnisty wysięk z nosa. Nie można też wykluczyć istnienia krwiaków mózgu po takim urazie więc będzie musiała być dokładnie monitorowana przez pewien czas, bo krwiaki nie zawsze pojawiają się od razu.  
  • Pęknięcie czaszki, krwiaki? Kurwa nie mogę, nie - Calvin był tak przerażony i wstrząśnięty wieściami od Julka, że ledwo się trzymał na nogach. To wszystko go przerastało. Tak się zdenerwował tym, że z trudem oddychał. Chyba znowu go brał atak astmy. Zawsze tak miał, gdy się mocno zdenerwował. To było tak cholernie dziwne, ale lekarz mu powiedział, że tak się czasem dzieje. Musiał na chwilę wyjść na dwór, pobyć chwilkę sam. Wychodząc oznajmił. - Zaraz wrócę. 
  • Dobra Cal. - Krakus skinął do niego głową. On też zauważył, że przyjaciel ma się najlepiej. 
  • Dobrze, że Dawid szybko się nią zajął, to zawsze w jakiś sposób zmniejsza ryzyko - odezwał się znów naczelnik. 
  • Szczerze mówiąc zaskoczył mnie ten Zawisza, nie sądziłem, że z niego jest taki spec.
  • Tak, Dawid zna się trochę na tych rzeczach, był kiedyś na specjalistycznym kursie medycznym dla ratowników medycznych i górskich. Ma dyplom i może jeździć karetką. 
  • Noooo wow, świetnie. Bardzo nam się przypada taki spec w zespole. - Julek był pod wrażeniem możliwości nowego ratownika. 
  • Jeszcze tylko zapytam cię o Zubera i już nie będę marudził. Przytomny jest? 
  • Jak go Ramzes znalazł w lesie to był nieprzytomny, więc sprawdził czy jest wydolny oddechowo i krążeniowo, okazało się, że oddycha i puls też był w porządku. Wyglądało, że jedynie omdlał na skutek bólu i utraty krwi. Narzekał potem na skoki ciśnienia, ból i nudności, w końcu zwymiotował. Wiktorek szybko i sprawnie zatamował krwawienie, które było nie oszukujmy się dość poważne i trochę się przy tym na męczyli z Ramzesem, ale poszło dobrze. Poza tym mieliśmy ogromnego farta, że śmigiełko z TOPR u było akurat dostępne, bo dzięki temu poszło szybciutko. Zuberek jest w miarę stabilny pod dobrą opieką, teraz tylko muszą pozbyć się te kulki. 
  • Dobra robota Zawada - pochwalił go Rafał. On też marzył o takich wyzwaniach i zwycięstwach. Może jego też kiedyś pochwalą tak jak Zawadę, Janka albo Dawida. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nie zawsze będzie dobrze, że będą kryzysy, trudne chwilę, kiedy przyjdzie mu się zmierzyć ze śmiercią i przegra pojedynek. Każdy z ratowników musiał się oswoić z tym, że któregoś dnia coś się nie uda. 
  • A  ten  gościu, co postrzelił Zubera to oczywiście zarzekał się, że nie zauważył Janka w tym lesie, ale ja mu nie wierzę za grosz, choćby dlatego, że facet był pod wpływem alkoholu. Pewnie go widział, ale przez to, że był nachlany nie zapanował nad bronią i wystrzelił. W ogóle miałem wrażenie, że kręci coś i nie jest ze mną szczery. Mamrotał tam coś pod nosem o tym misiu i że strażnicy leśni mu kazali go odstrzelić, a potem osunął się na trawę i zasnął. Leżał tak do czasu aż go gliny zwinęły. 
  • Nosz kurwa jego mać! - Łukasz był tak wzburzony, że już nie panował nad słowami, nad niczym. Idiotyzm ludzi zaczynał przekraczać wszelkie granice.  - To się we łbie nie mieści co ci ludzie wyprawiają. Czy naprawdę aż tak im odwala? - Mówiąc to gwałtownie gestykulował. 
  • Odnośnie tych ofiar niedźwiedzia szefie to mogę ci na razie tylko ogólnie nakreślić zarys tej całej historii i dodam, że jest w niej sporo dziur i nieścisłości. Podejrzewam, że ta sprawa będzie się ciągnęła w nieskończoność, za dużo w tym niespójności. Zaczęło się od tego, że dwóch nastoletnich chłopaków odłączyło się od swojej grupy bez zgody opiekunów. Zeszli sobie ze szlaku i weszli w głąb lasu całkiem na dziko.  Pech chciał, że trafili na niedźwiedzia, którego postanowili nakarmić kabanoskami, o czym powiedział nam jeden z ich kumpli, przez chwilę byli z nimi w kontakcie z uciekinierami ocalałych. Problem zaczął się w momencie, gdy zabrakło im prowiantu. Misiu nadal był głodny, wkurzył się i zaczął do nich podchodzić, a oni rzecz jasna zaczęli uciekać, więc ich pogonił... dorwał tego starszego i rozszarpał na kawałki. Młodszy chłopak rzucił miśkowi plecak i chyba dzięki temu zyskał czas na ucieczkę, a potem, gdy był już w miarę daleko od zwierza wlazł na jakieś drzewo i to go ocaliło. Podczas złażenia musiał spaść, bo nasi znaleźli chłopaka leżącego pod drzewem i nieprzytomnego. Jest cały połamany i ma poważny uraz kręgosłupa i głowy. Też go już zabrali na dół.  Niedźwiedzia pewnie odstraszyły strzały myśliwego.  
  • To się nazywa mieć durne szczęście. Mogli zginąć oboje - mówił Figła. Ton jego głosu był ostry. Nigdy nie przestanie go złościć głupota i beztroska ludzi w górach.  
  • Janek i Dawid zadzwonili do nas zaraz po rozmowie z opiekunami tej grupy. Jak dotarliśmy na miejsce z Ramzesem i Wiktorkiem Janka już nie było, poszedł się rozejrzeć za tymi chłopakami. Dawid z Justyną musieli prędko ogarnąć tych małolatów, które jak tylko dowiedziały się od kolegi, że w okolicy może być niedźwiedź to zaraz wpadły w popłoch i chciały uciekać. Jeszcze uparcie twierdziły, że misiu ryczał. Taaaa, niedźwiedź im ryczał, chyba wyobraźnia zadziała. Niemniej zrobił się potworny zamęt. Trzeba było zrobić wszystko, żeby grupa się nie rozproszyła, a sami nauczyciele bez pomocy Zawiszy i waszej Justyny chyba by sobie nie poradzili...  skoro nie dopilnowali tamtych dwóch. Ściągnąłem jeszcze dodatkowe posiłki z Rytra, kilkunastu ratowników z grupy Krynickiej miało tam akurat jakieś szkolenie, ale przerwali je natychmiast i chętnie przylecieli nam na pomoc. Część z nich sprowadziła grupę i nauczycieli do Jaworek, a reszta została z nami. 
  • Dobra Julek, trochę mnie uspokoiłeś. Dzięki. 
  • Szefie muszę dodać, że Zawisza i Justyna wykazali się dziś naprawdę dużym opanowaniem i cierpliwością. Byliśmy pod wrażeniem jak to wszystko zorganizowali tylko we dwójkę. Nie wiem dokładnie, co zrobili tym gówniarzom, ale ważne, że udało im się ich uspokoić. Wie szef jak ciężko zdyscyplinować tą dzisiejszą narowistą młodzież, a ci ich tak usadzili że aż miło. Jak zaszliśmy to siedzieli cicho jak trusie i żaden nawet nie drgnął. 
  • Łukasz Zawisza do ciebie - powiedział Rafał podając Łukaszowi swoją komórkę. - Są w szpitalu. 
  • Powiedz Dawidowi, że zaraz kończę rozmowę z Zawadą - rzucił do siostrzeńca Figła. 
  • To może niech szef pogada sobie teraz z Zawiszą, na pewno powie szefowi trochę więcej o Janku i Justynie, a ja kończę, bo wisi mi na telefonie Szczurek z Turbacza. Też mieli dziś trudną akcję na Starych Wierchach. Jak coś to spotkamy się w szpitalu, a pełny raport będzie na jutro.  
  • Dobrze Julek, w takim razie dzięki za wyczerpujące sprawozdanie i do zobaczenia. Na razie, bez odbioru. - Łukasz się wyłączył, odłożył swoją komórkę na blat stołu i wziął telefon od Rafała, gdzie na linii czekał Zawisza. - Halo Dawid, tu naczelnik, jak tam sytuacja? 
  • Jestem szefie, jestem - odezwał się miły głos Dawida. - Informuje, że Justynę wzięli przed chwilą na rezonans, niestety nadal jest nieprzytomna, bez kontaktu z otoczeniem. Lekarze za dużo nie chcą mi powiedzieć, ale potwierdzili ten wstrząs mózgu III stopnia po badaniu rtg. Teraz mają wykluczyć istnienie krwiaków, bo jak szef wie przy tak silnych urazach lubią powstawać, choć nie zawsze ujawniają się od razu. Mam wielką nadzieję, że nie wpadła w śpiączkę. W drodze do Szczawnicy cały czas ją monitorowałem, parametry życiowe były w porządku, potem przejął ją ambulans, a my pojechaliśmy za nimi. Czekamy z Alfim na papiery od lekarza. 
  • Rozumiem, a u Zubera lepiej? 
  • Tak spoko. Kula wyjęta, zabieg odbył się bez komplikacji. Teraz ma transfuzje krwi, bo jakby nie patrzeć sporo jej stracił. Byłem u niego chwilkę, bo ten lekarz.. wasz znajomy kardiochirurg mi załatwił wejście, tak to bym pewnie nie wlazł. Jasiek jest przytomny, ale otumaniony lekami przeciwbólowymi, poza tym wszystko z nim okej. 
  • Oooo Jezu, jak dobrze - ucieszyła się Kynia. - Tylko żeby jeszcze Justyna odzyskała przytomność. Jest tutaj potrzebna dwóm takim mężczyznom. Dzięki Dawid! 
  • Dawid bardzo ci dziękujemy, że tak fachowo się zająłeś Justyną. Jesteś miszcz. W ogóle oboje spisaliście się dziś na medal, jeśli chodzi o ogarnięcie tych dzieciaków z wycieczki  - pochwalił go zadowolony Łukasz. -  Dobrze mieć u siebie takich dobrze zorganizowanych ratowników. Szacuneczek chłopaku, naprawdę. 
  • Zawisza dzięki bardzo, masz u mnie trzy flaszki kurwicy i dozgonny szacunek - rzucił do mikrofonu Krakus. - Dziękujemy wszyscy. 
  • Oj tam, w końcu to moja codzienna robota, nie? Nie ma sprawy. Przepraszam, że od razu nie przekazałem szefowi dokładnych wieści, ale mieliśmy straszne urwanie torby przy tej grupie dzieciaków. Wszyscy spanikowani, bo niedźwiedź ich pożre. Jedna nauczycielka dostała normalnie histerii jak usłyszała, że jeden z tych chłopaków nie żyje... No dobrze szefie, kończę, bo chyba idzie lekarz od Justyny. Pogadamy o tym jeszcze. 
  • Na razie Zawisza, do zobaczenia w szpitalu - pożegnał się Figła. Był jakby trochę spokojniejszy. Ważne że była w szpitalu pod najlepszą opieką. Na pewno się obudzi i będzie lepiej. 
  • Gówniarzom się zachciało samowolki, a teraz tragedia - warknął zniesmaczony Rafał. Cały czas tulił Kynie, która powoli się uspokajała. - Chyba nigdy się nie nauczą, że niedźwiedzi się nie karmi, a już na pewno nie ucieka przed nimi. 
  • Co tam się odpierdzieliło? - spytał Walker, który właśnie do nich dołączył. Usiadł na miejscu brata. 
  • Gówniarze z podstawówki odłączyły się od wycieczki, poszli do lasu na dziko i wpadli na misia. Karmili go kiełbaskami, a teraz jeden z nich nie żyje - wyjaśnił Peterowi Krakus. 
  • Jestem już. Przepraszam was, ale musiałem trochę pobyć sam - powiedział Calvin, który dopiero co wrócił z podwórka.  Stanął przy stole koło Rafała. - Jak tam, są już w szpitalu?  
  • Tak, sytuacja praktycznie opanowana. Justyna wciąż ma badania - odpowiedział mu Łukasz. 
  • Nadal jest... nieprzytomna? -  Anglik miał wielką nadzieję, że Justyna się obudzi przez ten czas. Jego oblicze mówiło samo za siebie, był potwornie zdołowany.  Wciąż jeszcze nie odzyskał równowagi. 
  • Niestety - potwierdziła smutno Kynia. - Ale będzie dobrze. Dawid szybko zareagował, a czas w takich przypadkach odgrywa ogromną rolę. Miała dużo szczęścia jednak. 
  • Tak Kynia, wiem. Ja też się szkoliłem z pierwszej pomocy. 
  • Ej Krakus, chcesz powiedzieć, że tego gówniarza zjadł niedźwiedź? - zapytał młodszy Brytyjczyk. Był przerażony taką perspektywą. 
  • Rozszarpał go na strzępy, wystarczy ci Angliku?
  • O kurwa, masakra. - Peter poczuł, że robi mu się słabo, więc szybko opadł na najbliższe wolne krzesło. - Wy tu macie grizzly w tych swoich górach? 
  • Jakie znowu grizzly, Walker? - Rafał postukał się palcem po głowie. - To są nasze kochane najbardziej polskie uszatki. Oczywiście misio jest najsympatyczniejszy na widokówce i jak śpi. A jak już go spotkasz to pod żadnym pozorem nie spierniczasz w popłochu, ponieważ nie masz z nim szans. Najspokojniej jak potrafisz odchodzisz, na paluszkach nie wzbudzając jego uwagi. Jak zobaczysz, że jednak idzie za tobą to powolutku kładziesz się na ziemi w pozycji embrionalnej, chowając głowę między kolanami i udajesz trupa. I nigdy nie patrz mu w ryjka, bo w taki sposób tylko go rozjuszysz.  W najgorszym wypadku podejdzie do ciebie, obwącha i sobie pójdzie w swoją stronę. 
  • Jakiś uszatek ma mnie obwąchiwać jak potencjalną ofiarę? - Walker pokręcił głową. 
  • Pamiętaj, najważniejsze to zachować spokój. Jeśli zaczniesz się zachowywać gwałtownie on to odbierze jako agresję. Jeśli uciekasz stajesz się dla niego potencjalną ofiarą i tym samym odbierasz sobie szansę na przeżycie. Generalnie najbardziej niebezpiecznie jest wejść w drogę matce z małymi, potrafi być bardziej niebezpieczna niż niejeden samiec. Tak w ogóle to naprawdę ciężko trafić na niedźwiedzie w tej okolicy. Trzeba mieć naprawdę zajebistego pecha, żeby trafić na niedźwiedzia w tych stronach. Tamte gówniarze wlazły na jego terytorium i jeszcze głupio sprowokowały. 
  • Rafał ma rację Peter, tu u nas naprawdę misie pojawiają się raz na sto lat - uspokoił go Figła. - Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś wspomniał o bytności niedźwiedzia w Beskidzie Sądeckim. Prędzej w Tatrach i w Bieszczadach można spotkać niedźwiedzia albo pod Babią Górą po słowackiej stronie, ale nie tu. 
  • Miałeś kiedyś do czynienia z takim uszatkiem, Krakus? - spytał ciekawy Coulter. 
  • Miałem raz i chyba wolałbym już go więcej nie spotkać na żywo. Ryczał i stał na dwóch łapach, taki gladiator, że szok. - Na samo wspomnienie tamtego spotkania miał ciarki na całym ciele. Na pewno nie należało do przyjemności. Był przerażony, ale zdołał zachować zimną krew i to go uratowało.  W sumie szczęście, że miał wówczas obok siebie Łukasza. 
  • A ty Raf to w ogóle martwisz się o swoją siostrę i kumpla? - spytał skonsternowany Walker. -  Bo jakoś nie sprawiasz wrażenia zmartwionego. Mój braciszek to cały chodzi z nerwów. Mało białej gorączki nie dostał, a ty normalnie totalny luz. 
  • Moja siostra stary to niezła twardzielka. Może nawet większa niż ja. Wiem, że z tego wyjdzie. Zuber też. 
  • Zbieram się do szpitala, jedzie ktoś ze mną? - Figła wstał z krzesła, a potem założył polara z  emblematem pogotowia. 
  • Może weź ze sobą Calvina i Rafała. Ja zostanę z młodym w domu, bo jakoś słabo się czuję - zaproponowała Kynia. - Jutro się tam wybiorę, mam jeszcze wolne. 
  • To chodźcie chłopaki, jedziemy. Mam nadzieję, że do naszego powrotu nic złego się tutaj nie zdarzy. 
  • Spokojnie Łukasz, mój brat już o to zadba. Żadnych intruzów tu nie wpuści.  Przy nim Kynia i Dawid będą bezpieczni na 1000 procent. Prawda Peter?  - Calvin mrugnął porozumiewawczo do brata. 
  • Potwierdzam - zgodził się z przyjacielem Krakus.  

Ten kawałek wstawiłam nie bez powodu, myślę, że pasuje do tego rozdziału. 

Dziękuję za lekturę, odwiedziny i komentarze. 
Do zobaczenia.