Proza, góry i muzyka

sobota, 19 lutego 2022

Z cyklu Kasine pisanie : Idąc pod prąd 26

 Rozdział 26 


Ochotnica Dolna - koniec maja 2018 



Mimo późnej pory i ulewnego deszczu obyło się bez większych korków na drodze z Krakowa do Ochotnicy. Jedynie odcinek z Borku Fałęckiego do Głogoczowa był przydługawy i trochę im się dłużył z powodu ograniczeń na drodze, potem już jakoś poleciało. Gdyby nie to opóźnienie na lotnisku w Londynie, gdzie mieli przesiadkę, byliby znacznie wcześniej. Stracili przez to kupę cennego czasu. Dojeżdżali dopiero do Tylmanowej, przed nimi jeszcze kawałek drogi, ale świadomość, że są już bliżej niż dalej mocno podnosiła na duchu. Żałowali braku widoków, bo trasa była niesamowita, mogli tyle zobaczyć, a tu tylko mgła, przysłoniła wszystko, zupełnie bez skrupułów.  - Jak miło wrócić do domku, co Angliku? - zagadał do przyjaciela Orzecki, na co Calvin lekko skinął głową. No cóż, Rafał spodziewał się po nim nieco więcej entuzjazmu, w końcu wracał do ukochanej kobiety i Dawida, a tymczasem nie okazał nawet cienia radości. Miał jeszcze nadzieje, że, gdy dojadą na miejsce kumplowi natychmiast poprawi się nastrój. Tak bardzo chciał zostawić Anglie i to wszystko, złe co mu się z nią kojarzyło, chciał być jak najdalej od tego całego bajzlu póki nie odzyska sił i równowagi. Już go tam dosłownie rozsadzało, z ogromnym trudem wytrzymywał oczekiwanie na opuszczenie kraju. Był tak rozstrojony nerwowo, że Orzecki i Peter obawiali się, iż niedługo zacznie chodzić po ścianach. Zaczęli więc kombinować jak zdobyć bilety na wcześniejszy lot i szczęśliwie im się udało. Polecieli dwa dni wcześniej, gdy tylko nadarzyła się okazja. Nikomu nie mówili, że będą przed czasem, postanowili sprawić im niespodziankę. Krakusa także roznosiło pod koniec pobytu, nie żeby nie lubił Yorku, po prostu chciał już być ze swoją cudowną góralką. Ostatnio kiepsko znosił rozłąkę z ukochaną. Świadomość, że coś jej doskwiera sprawiała, że cały czas myślał o powrocie, rozpraszał się i nie mógł skupić na innych sprawach, które miał do załatwienia, a trochę tego było. Obiecał sobie, że gdy już dotrze do domu poświęci Kyni więcej czasu. Będą do woli łazić po górach i oddawać się namiętności w najbardziej ustronnych miejscach tak jak w czasach liceum. To było z ich strony kompletne szaleństwo, istniało bowiem duże ryzyko, że ktoś ich podpatrzy i zgłosi występek na policje, ale oni kochali to ryzyko. - Ożesz, cholera, mieliście chyba więcej szczęścia niż rozumu - stwierdził ubawiony Walker, który szczerze podziwiał ich odwagę. Bardzo im zazdrościł tych młodzieńczych szaleństw, beztroski i wycieczek, gdyż on sam tego nie zaznał. ze względu na problemy rodzinne. Rafał za każdym razem tęsknił za swoimi rodzimymi Beskidami, ciągle brakowało mu jego ulubionych wydeptanych szlaków i tych najmniej uczęszczanych ścieżek. Gorce, Beskid Sądecki, Wyspowy i Pieniny znał praktycznie na pamięć - schodził je więcej jak sto razy, no i rzecz jasna Tatry oraz południową część Bieszczad. Nie dało się za tym nie tęsknić, wspomnienia z wypraw były wciąż żywe i bezcenne. W czasach szkolnych ciągle gdzieś jeździł, a najbardziej lubił letnie obozy organizowane przez Koło Przewodników Beskidzkich. Od dzieciaka był zaprawionym piechurem i tak mu zostało. Mógł się pochwalić licznymi odznakami i dyplomami oraz sporą dawką wiedzy o górach czym zaimponował swoim angielskim kumplom. 

Po drodze zatrzymali się na stacji benzynowej w Kamienicy. Cud, że im się wóz nie rozkraczył na środku drogi,  dojechali bowiem praktycznie na końcówce paliwa.  Postój zajął im całe dwadzieścia minut z powodu kolejki do dyspozytorów. - Co jest do cholery, co to ma być? - zdziwił się Rafał, gdy zobaczył, że ani jeden nie jest wolny. Zazwyczaj udawało mu się tankować bez kolejki. Gdy napełnił bak do końca, pobiegł do budynku zapłacić jak za woły, a wrócił z trzema kawami. Wręczył po jednej kumplom i zabrał się za swoją. Zanim pojechali dalej zrobił sobie jeszcze małą przerwę na papieroska.  Peter zaraz poszedł w jego ślady, Calvin natomiast zadowolił się batonikiem i kawą. Z przyjemnością oddychał znów tym górskim czystym powietrzem, jego zapach i rześkość były jak antidotum na dołka. Pogoda niestety nie rozpieszczała, lało i wiało na przemian, lecz on nie narzekał, podobnie jak Orzecki już dawno przywykł do ciągłych zmian. 

  • Daleko jeszcze do tej twojej wioski marzeń Raf? Bo tak jedziemy, jedziemy... - zagadał go Peter. 
  • Jeszcze raz zadasz to durne pytanie, a przysięgam, że zakończysz swą podróż w Dunajcu. - Powiedziawszy to Orzecki doskoczył do Walkera i pstryknął go w ucho, a tamten zaraz mu oddał. Jak się już nakręcili, mogli tak zygać do siebie w nieskończoność. Dzieliło ich  jakieś dziesięć metrów. Krakus stał oparty plecami o słup latarni i po swojej prawej miał Calvina. 
  • Żaden problem. Zadzwonię po Jaśka i zabierze mnie stąd śmigłowcem. 
  • Dobry żart, ha ha - rzucił rozbawiony Rafał i spojrzał na Coultera, który tylko pokazał bratu, że ma źle w głowie. 
  • W jakim sensie żart? - dociekał młodszy z Anglików. Rzucił okiem w stronę samochodu, który zostawili na niewielkim parkingu tuż koło stacji. Nie mogli palić w jej pobliżu więc oddalili się. 
  • A w takim, że GOPR to nie jest jakieś pieprzone radio taxi, tylko poważna firma ratująca ludzi w górach i nie mają taryfy powietrznej, a po drugie rzekomo umiesz super pływać, więc pogotowie nie będzie ci potrzebne. - Rafał obdarzył Peter a szelmowskim uśmieszkiem. 
  • A po trzecie... jeśli wpadniesz do tej rzeki z wysokości to już z pewnością nie będzie co zbierać. Wtedy już tylko karawan, a nie GOPR - wtrącił się śmiertelnie poważny Calvin. 
  • Musicie być tak cholernie zasadniczy? - Oburzył się Walker. 
  • Chciałeś powiedzieć cholernie racjonalni - poprawił go Rafał. 
  • Zwał jak zwał. -  Peter kolejny raz głęboko się zaciągnął, a potem rozłożył ręce, podniósł głowę ku niebu i powiedział. - Aaaah jaaaaak dobrze. Jaaaaaki luuuuz. 
  • Zamieniłeś tytoń na trawę, Pete? - zgadywał Krakus. 
  • Chciałbyś się zamienić, co? - Puścił Krakusowi oko. - Nie ma szans.  
  • Jakoś nie. - Krakus pokręcił przecząco głową. 
  • Akurat. 
  • Dalej się tym wszystkim katujesz, Cal? - Rafał spoważniał i skupił uwagę na przygnębionym Calvinie. Normalnie nie było sposobu na to żeby mu pomóc się rozluźnić. Był odrętwiały i jednocześnie podenerwowany... W sumie nic dziwnego. Za nic w świecie nie chciałby być teraz na miejscu Coultera. To co go niedawno spotkało wydawało się być jakimś pieprzonym absurdem. Niech szlag trafi tą całą Rebekę - wredna lisica nie miała żadnych skrupów, pragnęła za wszelką cenę zniszczyć mu życie. Na szczęście nie udało jej się całkiem zmiękczyć Calvina. - Daj już temu spokój i wyluzuj, bo w końcu  zwariujesz. To nie jest tego warte. - Poklepał go po plecach. 
  • Żeby to było takie łatwe jak mówisz Krakusie - odpowiedział półgłosem Calvin. Patrzył na kumpla, a jego spojrzenie zasnuwały smutek i złość jednocześnie. Miał nadzieję, że długo wyczekiwane spotkanie z Justyną i Dawidem szybciej poprawi mu humor, przyniesie wytchnienie. Oby tak było. Był już potwornie zmęczony stresem, przygniótł go niczym ogromny głaz. - Już próbowałem, walczyłem z tym i nic... Ja chrzanie, co ze mną jest nie tak? 
  • Gdybym mógł to wziąć na siebie... - zaczął zmartwiony Krakus, ale Calvin mu przerwał. 
  • Ale nie możesz stary, kapujesz?  Nic nie możesz z tym zrobić... Ale... w sumie możesz mi dać fajkę, zanim mnie szlag trafi. - Wyciągnął dłoń w stronę Krakusa mając nadzieję, że ten szybko wyciągnie z kieszeni paczkę z fajkami, tymczasem zdziwiony Orzecki wpatrywał się w niego jak w głupka, jakby nie jarzył, o co go prosi. - No co Raf, których słów nie rozumiesz? Fajkę poproszę. 
  • Jaja sobie robisz? Nie wolno ci...
  • Serio Rafał? A co ty moja mamusia, żeby mi czegoś zabraniać? - Anglik zmierzył przyjaciela lodowatym spojrzeniem.   W jego ściszonym głosie też był chłód. 
  • Dobra, jak tam chcesz. - Orzecki powoli sięgnął do kieszeni po papierosy. 
  • Nic nie mów Justynie o tym, co było z Rebeką, Calvin. Ona tego nie zrozumie. Żadna kobieta nie zrozumie, a już na pewno nie ta, która się w tobie buja na śmierć.  Ostrzegam cię. - Peter pogroził mu palcem. Był śmiertelnie poważny. Jak nigdy. 
  • Powtarzasz się Walker - odburknął rozdrażniony Calvin i prędko sięgnął po papierosa w obawie, że Rafał zaraz się rozmyśli. Nie powinien palić przy swojej astmie, to fakt. Mógł jeszcze pogorszyć sprawę, a przecież był potrzebny Justynie i młodemu. Gdy pociągnął szluga od razu zaczęło go kaszleć, co było raczej normalne po tak długiej przerwie. Dawno nie palił.  Jeszcze bardziej go to wkurzyło, więc w przypływie złości rzucił papierosa na ziemię i podeptał. Miał ochotę wyrzucić z siebie wszystkie przekleństwa świata. - Żeby człowiek nie mógł nawet spokojnie zadymić. 
  • Hej, hej, nie marnuj moich szlug, ta przyjemność trochę kosztuje. - Rafał skrzywił się na widok rozdeptanego szluga, zdołał się jednak powstrzymać od przekleństw. 
  • Dla mnie to bez sensu Coulter, ale okej, rób sobie co chcesz. - Peter odwrócił się do brata plecami. Przeczesał palcami króciutkie czarne jak sadza włosy. Był niższy od Calvina o cały centymetr, ale wcale nie  mniej przystojnym typem, o wysportowanej sylwetce i zielonych oczach, w których ciągle tliła się łobuzerska iskra.  Miał na sobie ciemne dżinsy od Levisa, bluzę z kapturem i czarną kurtkę ze skóry podobnie jak jego dwaj towarzysze. - To przecież twoje zasrane życie nie moje.  Jak to spierdolisz, nie przyłaź do mnie z pretensjami. 
  • Kurwa mać, zamilknij już, błagam. W niczym mi to nie pomaga! - rozeźlony Coulter podniósł głos. Pyskowanie Peter a działało na niego dziś jak płachta na byka.  
  • Oczywiście, jak zwykle  - odparł zrezygnowany Walker. Wypuścił z ust kłęb gęstego dymu. 
  • Ej chłopaki, wyluzujcie, proszę was - poprosił Orzecki widząc, że kłótnia braci przybiera na sile. Swoją drogą on i Calvin też potrafili się czasem tak ostro pokłócić.  - Może pogadamy na odmianę o pogodzie. 
  • W dupę sobie wsadź tą zakichaną pogodę Rafał - wypalił do niego zirytowany Walker. - Nie zamawiałem angielskiej sieczki, a taką mgłę to ja sobie mogę oglądać u siebie za oknem. 
  • Spokojnie, niebawem przywykniesz do naszej górskiej pogody - pocieszył go zupełnie wyluzowany Krakus. 
  • Dobra Pete,  być może masz racje tylko...  jest jeden problem. Ja nie umiem dobrze kłamać. Zaraz by mnie przejrzała i wyszłoby, że łże jak pies...  Jesteś w stanie to ogarnąć? - Calvin dotknął skroni palcem wskazującym. 
  • I tak się domyśli, że coś jest nie tak jak będziesz taki zasępiony cały czas. - Peter wbił w brata pełne złości spojrzenie. Był wściekły na Calvina, jak cholera. Naprawdę nie widział sensu przyznawania się Justynie do tego co zaszło, choćby z racji tego, że ta wariatka Rebeka była, daleko, a po drugie w tym, co się stało naprawdę nie było winy. Został głupio wykorzystany i nie mógł tego przewidzieć. Czemu on tego nie kapuje? 
  • Uważaj kurna, bo jeszcze mnie tu namierzy... 
  • Jak tu przyjedzie to wyrwę gadzinę na Orlą Perć i tam zostawię - oznajmił stanowczo Rafał. 
  • Ty masz być podobno ratownikiem, a nie katem - przypomniał mu Coulter. -  Dobrze  pamiętam? 
  • Gdzie ją wyrwiesz? - Walker zmarszczył brwi. Nie był w stanie powtórzyć słów Krakusa. 
  • Bracie, on zna takie miejsca, o jakich się nie śniło astrologom - wtrącił się Calvin.
  • Daleko i wysoko - skwitował Orzecki. 
  • I dobrze. Mam tylko nadzieje, że żaden Janek Zuber jej nie uratuje - odburknął Peter w przypływie złości. Nigdy jej nie daruje, tego co zrobiła Amy. Przez nią stracił przyjaciółkę i jedyną miłość swojego życia. Amy była całym jego światem, po jej śmierci całkiem się rozsypał. Zostały mu po niej tylko piękne wspomnienia i ból, który powracał w snach i na jawie. 
  • Aj weźcie, nie ma opcji, żeby tu za nami przyjechała - powiedział Orzecki i znów się zaciągnął. - Bądźcie poważni.  
  • Masz racje Krakus, nie ma opcji. 
  • Hej Cal... a może Peter faktycznie ma rację - powiedział półgłosem Orzecki patrząc na Calvina. Czuł, że go tym wkurzy, ale postanowił zaryzykować. Justyna może to zrozumieć opacznie i wszystko się skończy.  - Może faktycznie to nie ma sensu... Ja bym się wstrzymał. 
  • Gdyby chociaż była w tym jego wina to co innego, ale nie ma - zwrócił się do Krakusa Walker. - Rebeka go zwyczajnie wykorzystała, podstępem, a ja mam świadka na to, że mu coś dosypali do drinka, a potem zwinęli z tego pubu i cholera jedna wie, ile czasu był nieprzytomny. Co za problem wmówić mu, że pod wpływem jakichś prochów przeleciał panienkę, z którą kiedyś regularnie sypiał? 
  • Będzie śmiesznie jak tego twojego świadka nagle ktoś zlikwiduje - rzucił sarkastycznie Calvin. 
  • Nie zdziwiłbym się wcale gdyby to była Rebeka. - Krakus uśmiechnął się chytrze do Walkera. 
  • Jedźmy już, dobra? - ponaglił ich Coulter. Mówił tonem pełnym irytacji. Otworzył drzwi po swojej stronie i spoczął na siedzeniu obok kierowcy. Miał już dość tej rozmowy. Jeszcze chwila i któryś z nich oberwie po ryju.  

Peter znużony długą jazdą i zmęczony pogodą zasnął w końcu na tylnym siedzeniu. Akurat byli na rozjeździe w Zabrzeży, a Calvin znów zamilkł. Siedział wpatrzony w okno pogrążony we własnych rozmyślaniach. Odkąd wyruszyli z Krakowa prawie się nie odzywał, za to jego braciszek gadał jak najęty z Orzeckim. Krakus też mu pod tym względem nie ustępował. Jak słusznie zauważył ich szef komendant, ci dwaj idealnie się zgrali, dwie nieuleczalne gaduły, jeden mądrzejszy od drugiego. Gęby im się nie zamykały przez połowę drogi, podczas, gdy on tylko im się przyglądał w milczeniu, myślami był bowiem zupełnie gdzie indziej. W tle leciała na pół głośno muzyka Jethro Tull, bo Krakus lubił przy niej prowadzić. W sumie wszyscy trzej uwielbiali tę kapelę ( najbardziej cenili płyty Aqulung i Heavy Horses), jednak teraz Anglik nie był w stanie się skupić na muzyce. Ciągle nie wiedział co powie Justynie, gdy się znów zobaczą. Jak miałby jej logicznie wyjaśnić to, co zaszło w związku z Rebeką? Dla jego brata zatajenie prawdy było najlepszym wyjściem, ale nie dla niego. Kochał Justynę i chciał być z nią całkowicie szczery... W sprawie córki także... No właśnie, do tej pory nie powiedział jej o śmierci ukochanej córki. Dlaczego? Bo nadal nie potrafił o tym mówić, nie przechodziło mu to przez gardło. Jeśli ma jej powiedzieć prawdę to tylko całą, a nie jej cząstkę. Facet, który naprawdę kocha kobietę nie okłamuje jej. - Boże, a co będzie jeśli Justyna mu nie uwierzy i każe mu spadać? On sam miałby z tym problem na jej miejscu. Jeśli straci przez to Orzecką, to zabije Rebeke, a potem siebie. Ale był durny, że dał się w coś takiego wmanewrować, że w ogóle się z nią zadał. Po co mu to było?  Wyrządziła mu tyle zła, że cud, że jeszcze jej nie zamordował. Gdy wracał myślami do dni gdy przychodził do niej po seks, żeby porządnie się zabawić, a przy okazji zemścić na żonie za to, że go zostawiła, miał ochotę się zastrzelić. Tak tego żałował, tak mu było wstyd, że zachowywał się wtedy jak nastoletni nienasycony gówniarz. Było mu cholernie dobrze, to fakt, ale co z tego? Teraz żałował wszystkiego, ponieważ ta feralna znajomość mogła zrujnować jego nowy związek i tego się bał potwornie... Ale nie, nie, nie.  Nie może na to pozwolić. Ani jej ani komukolwiek. 

Bardzo chciał wreszcie odzyskać równowagę i liczył, że to mu się uda osiągnąć dzięki obecności ukochanych osób z daleka od domu w Anglii, gdzie czyhały na niego jedynie same pułapki. Teraz kiedy był w Polsce odciął się w końcu od telefonów wściekłego teścia, który ciągle go o wszystko obwiniał. Wredny sukinsyn, gdyby był z nim szczery od początku może by było inaczej. Ale nie, nie dało się zachowywać przyzwoicie. Sam miał kupę brudu za uszami, przeklęty zakłamany drań... Do końca życia nie zapomni pogrzebu swojej żony, który był prawdziwym koszmarem. Całe szczęście, że Peter był tam z nim, bo by chyba ubił teścia i wylądował w pudle. Kilku gości z rodziny Lucy pomagało Walker owi ich rozdzielić. - Skończ nareszcie odstawianie tej pieprzonej szopki, Lance! - krzyczał rozwścieczony Calvin do ojca swojej zmarłej małżonki. Teściowa o mało nie dostała zawału, gdy zaczęli się kłócić na stypie przy gościach, a było ich tam co najmniej sto trzydzieści osób, w tym znajomi z firmy rodziców Lucy. Calvin nie chciał tego burzyć spokoju, jednak nie wytrzymał napięcia w czasie rozmowy i w końcu wybuchnął, gdy Lance dotknął jego najczulszej czułej struny. Nie mógł znieść hipokryzji tego faceta i tego, że obwinia go publicznie o całe zło jakie na nich spadło... Nawet śmierć Connie potrafił mu wypomnieć parszywiec, że niby zrobił za mało żeby ją uratować.  Wiele potrafił znieść, lecz nie taką obelgę. Gdyby nie to, może zdołałby się opanować i olać go.  Za takie coś należało mu się porządne lanie. Jak mógł go tak obrażać przy obcych ludziach? Wywlekać ich rodzinne sprawy, żeby dogryźć jemu? W końcu wyszli obaj z domu Colton ów, przeprosiwszy uprzednio Marie, żonę Lance a. Może nie była aniołem, ale od pewnego czasu była za nim i też przeżywała żałobę. Miała prawo ubolewać nad córką. Okropnie żałowała swoich kłamstw i innych występków w przeciwieństwie do męża. Współczuła mu bardzo i nieraz przepraszała za błędy córek i męża. Coś takiego, nie sądził, że ona kiedykolwiek przejrzy na oczy i go zrozumie. Szkoda, że tak późno, jednakże zawsze lepiej późno niż wcale. Jej mąż i reszta rodziny od początku nim gardzili, lecz on jako psycholog nic sobie z tego nie robił, mógł ich jedynie żałować, bo wszyscy jak jeden mąż byli żałośni. 

Na pogrzebie była także Rebeka, która nie odstępowała go nawet na chwilę. Uwodziła go i robiła wszystko, żeby inni widzieli, że to on ją uwodzi. Lance nie byłby sobą gdyby i tego nie skomentował, a wtedy do akcji wkroczył zirytowany Peter z zamiarem upokorzenia starego, on też już też miał dość jego chamskich zagrywek. No i dopiekł mu tak, że aż poszło w pięty. Nie mógł pozwolić żeby ten drań dalej pomiatał jego bratem. Na siłę odciągał Rebekę, która bez końca kleiła się do Calvina i prowokowała niezręczne sytuacje. Nie dało się nie zauważyć, że sporo piła i najwyraźniej super się bawiła mając głęboko w dupie charakter tego spotkania. Alkoholu było mnóstwo, wręcz się przelewało. Lance o to zadbał, bo on i jego braciszek William raczej nie wylewali za kołnierz. Lubili się spić, nawet stypa była do tego dobrą okazją. Czyżby nagle zapomniał o zmarłej tragicznie córce. - Co za towarzystwo, kurwa. Normalnie kopara opada - rzucił do brata zdruzgotany Walker. Całkiem przypadkiem zobaczył jak Rebeka klei się do rozanielonego Williama Coltona. Wcale by się nie zdziwił jakby się okazało, że kręci też z Lancem. - Zmywamy się stąd Cal, prędko. Mam dość tych pieprzonych ponurych snobów. - Po tych słowach szybko wstali od stołu i zaczęli iść do wyjścia. Kiedy przechodzili obok teścia Calvina zajętego pogaduszkami z jakąś paniusią Peter specjalnie do niego zagadał. -  Niezła stypa staruszku, pogratulować. Dobranoc. - Podejrzewał, że gdyby Lance był wówczas trzeźwy dostałby za to niezły wpieprz, tymczasem ten osioł nawet nie zareagował. Być może nie miał nawet siły wstać. 




  • Przepraszam, że ostatnio jestem taki cholernie nieznośny - odezwał się wreszcie Calvin przerywając długie milczenie. Zanim to powiedział odwrócił się twarzą do Rafała. Na jego obliczu malował się anielski spokój.  - Nie zdziwiłbym się, gdybyście czasem mieli ochotę mnie zabić za to świrowanie.  
  • Nooo, nie ukrywam, że przeszło mi to przez myśl - przyznał się Orzecki. Bardzo go zaskoczyła nagła zmiana nastroju przyjaciela. W końcu się uspokoił i rozchmurzył, nim dotrą do domu będzie już całkiem wypogodzony. Byli już w Ochotnicy Dolnej, zostało im nie więcej niż kilometr do celu. Uśmiechnął się do Calvina i powiedział. - Fajnie, że lepiej się czujesz. 
  • Naprawdę ciężko mi się pozbierać po tym wszystkim. Najpierw ta sprawa z moją nieżyjącą już żoną, jej rodzinka, sytuacje na pogrzebie, a potem ta żenująca akcja z Rebeką...  Zemściła się, bo ją wyrzuciłem, gdy przylazła do domu ojca Petera. Wściekła się o to na całego, normalnie furii dostała, a ja patrzyłem na to ze stoickim spokojem.  Wychodząc wygrażała, że gorzko tego pożałuje  no i faktycznie. oberwałem rykoszetem.  Skroiła coś czemu nie mogłem zapobiec...Chciałbym mieć pewność, że faktycznie nic między nami nie zaszło, ale do cholery nie pamiętam nic. Ona mówi, że ma jakieś zdjęcia i filmiki, na których ostro się bzykamy i takie tam, a ja nie mam szans udowodnić że nic nie było. 
  • Pewnie nie ma nic tylko cię szantażuje, a to jest raczej nielegalne - przekonywał go Krakus. Mówił podniesionym pełnym emocji głosem, jak zawsze, gdy się czymś przejmował .  - Stary... ona cię chce po prostu zmusić do tego, żebyś wrócił i nadal grał na jej zasadach. Mnie też szantażowała, gdy z nią zerwałem, ale olałem to. 
  • Najgorsze, że to wszystko dzieje się przez moje dawne idiotyzmy. A mogłem tego uniknąć. Gdyby nie te moje durne seksualne wybryki nie miałbym dziś Rebeki na głowie. - Pokręcił głową wciąż zły na swoją głupotę sprzed lat. Był wtedy dużo młodszy, mniej dojrzały i jednocześnie ogromnie stęskniony za erotycznymi doznaniami, które ubogacały jego małżeństwo na początku. Tak, byli wtedy cholernie szczęśliwi i zadowoleni ze swego pożycia. Kochali się z Lucy kilka razy dziennie, jak wariaci, nieraz zarywali przez to noce. Miał jej miłość, a ona jego, szczerą i wzajemną...  Do czasu tragedii, która zabrała ze sobą wszystko.  - Chciałem odreagować bolesne rozstanie z Lucy, ale nie wyszło mi to na dobre tylko zaszkodziło. 
  • Jakbyś wiedział, że się przewrócisz to byś w ogóle nie wstawał. - Powiedziawszy to Krakus mrugnął do Coultera okiem. - Znasz takie powiedzenie? 
  • Uważaj, krowa na drodze, zwolnij! - ostrzegł kumpla Calvin. Orzecki gwałtownie zahamował pięć metrów przed wleczącą się krową i jej właścicielem. Musieli chwilę poczekać, aż całkiem zejdą z ulicy na pobocze. - Hej, co się tak rozproszyło? Zazwyczaj jesteś bardzo uważny i nie przekraczasz dozwolonej prędkości. 
  • Chyba za dużo ostatnio gram w Need for Speed. Wirtualna prędkość uzależnia - tłumaczył się zdenerwowany Rafał. Gdyby go nie uprzedził spowodowałby wypadek. 
  • Faktycznie za dużo. Radzę ci wrócić do rzeczywistości, bo w końcu skasujesz po drodze jakąś Milkę i jej właściciela. 
  • Jaką znowu Milkę, stary? - Przez chwilę zastanawiał się, o co może chodzić przyjacielowi. 
  • Krowę Milkę, Mućkę czy jak tam na nie wołacie - wyjaśnił szybko Calvin. 
  • A krowę... no tak, jasne. Przez chwilę myślałem że zaczynasz fantazjować o czekoladzie. - Krakus dotknął palcem czoła. -  A wracając do tematu, dobrze wiesz, że ja sam nieźle nawywijałem w ostatnim czasie z kilkoma panienkami, w tym także z Rebeką, a na koniec z Majką. Wstyd mi za to wszystko i niesamowicie żałuję wielu swoich wybryków, ale czasu niestety nie cofnę. Zostaje tylko nie popełniać kolejnych karygodnych błędów. Powiem ci stary szczerze... w życiu bym nie chciał, żeby Kynia kiedyś się dowiedziała o moich dawnych podbojach, bo chyba by mnie na zawsze wykopała ze swojego życia. 
  • I tak jest nad wyraz tolerancyjna - oznajmił wpatrzony w przednią szybę. 
  • Najbardziej żałuję tego co wtedy odwaliłem z Majką. Nawet sobie nie potrafię wyobrazić jak bardzo to zraniło Kynie. Musiała później słuchać tych wszystkich gównianych  plotek sianych po całej wiosce przez te zawistne dziewuchy. Nasłuchała się jaki to ze mnie ognisty ogier i czego to nie potrafię. Jezuu.  
  • To było twoje najbardziej beznadziejne posunięcie, przyznaje. - Calvin posłał mu chmurne spojrzenie. - Nie wiem, co bym ci zrobił na miejscu Kyni. 
  • Z Majką to była głupia nic nieznacząca przygoda. Przespała się ze mną, a potem pogoniła, bo uznała, że to wbrew jej przekonaniom. - Zjechał na pobocze i zatrzymał się na dymka. Szybko sięgnął po papierosy znajdujące się w kieszeni kurtki. Podpaliwszy sobie papierosa kontynuował opowiadanie. - Nazajutrz rano nie była już tą samą  miłą  dziewczyną, która poprzedniego wieczora poszła ze mną do wyrka. Popatrzyła na mnie i powiedziała : Wczoraj było fajnie, a dziś mam cię w dupie Rafi, spadówka.  Oczywiście nie wyraziła tego tak dosłownie, ale tak to mniej więcej odebrałem... Byłem wtedy taki wściekły, że gdybym mógł to bym ją udusił. 
  • Miejmy nadzieję, że ona już się z ciebie całkiem wyleczyła, a jak nie to... podsuniemy jej mojego czarującego braciszka. Co ty na to Krakus? - Anglik podrapał się po skroni, a potem przeczesał palcami rozwichrzone włosy. Były trochę krótsze, bo ostatnio był u fryzjera, który odrobinę się zagalopował. Cóż, jakoś to przetrawił, ale teraz jego włosy gorzej się układały i to go wkurzało.  Nigdy nie nosił takich krótkich włosów jak Rafał czy Peter, zawsze sięgały mu przynajmniej do ramienia. 
  • Nie szkoda ci brata? - zdziwił się Orzecki. - Przecież ona mu zmasakruje psychikę.  
  • Żartujesz? - Anglik parsknął. - Peter to zawodowiec, jeśli chodzi o romansowanie.  Nie zakochuje się tak szybko jak my, więc nie powinien ucierpieć w żaden sposób. 
  • Ale z ciebie pieprzony geniusz, faktycznie. - Rafał był zachwycony jego pomysłem. Zaczął klaskać, a potem odwrócił twarz do bocznej szyby i wypuścił z ust dym. Zauważył, że przestało padać,  mgła zaczęła się przerzedzać i powoli odsłaniała poszczególne szczyty. 
  • Tak, tak, wiem. - Coulter oparł głowę o zagłówek fotela i przymknął oczy. 
  • Jeszcze powiedz, że specjalnie po to go tu wytargaliśmy to zwątpię. 
  • Pewnie jeszcze nie raz cię zaskoczę swoimi  przebłyskami geniuszu. -  Calvin położył Rafałowi rękę na ramieniu i po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnął. Wreszcie był spokojny, całe napięcie gdzieś uleciało, pozbył się wszystkich negatywnych emocji. Czuł się zdecydowanie lepiej. 
  • Mówiłem ci, że mama dała kosza Jackowi? - Krakusowi było cholernie szkoda Jacka Namysła, bardzo gościa lubił, śmiało mógł być dla niego drugim ojcem. Zawsze mieli ze sobą dobry kontakt, Jacek traktował go jak syna, którego nie miał.  Prócz Łukasza był takim dobrym duchem towarzyszącym ich rodzinie.  
  • No nie mów! - Calvin osłupiał. Ta wieść okropnie go zasmuciła. Doskonale wiedział jak bardzo Jackowi zależało na Judycie, nie raz mu o tym mówił. Oboje byli wolni, mogli znowu być razem po tylu latach rozłąki. Co znowu nie wyszło? 
  • No niestety - potwierdził. -  Normalnie nie mogę uwierzyć. Aż mnie trafiło jak mi to Kynia przekazała. Jacek to świetny człowiek, fachowiec i kompan wędrówek. Nieraz byliśmy z nim w Tatrach i to były genialne wypady. Tyle się dzięki niemu nauczyliśmy z Jankiem.  Jest też ratownikiem górskim w TOPR ze na pół etatu. 
  • Czemu mu dała kosza, co się znowu stało? 
  • Nie wiem nic poza tym, że niedawno zerwali - odparł Orzecki i znów pociągnął szluga. - To znaczy mama z nim zerwała, bo coś tam... Jezu stary, ja czasem kompletnie nie ogarniam tego, co ona wyprawia. Przecież ten gość to świata poza nią nie widzi... Jest dla niej dobry, pomocny, zawsze był blisko. Takiego faceta jak on to tylko ze świecą szukać. Ilekroć nam czegoś brakowało on był w pogotowiu, służył pomocą jako lekarz i złota rączka. Nigdy o nas nie zapomniał, choć miał swoją rodzinę i nic nie musiał, a jednak trwał. Nie rozumiem jak mama może go teraz odtrącać po tym wszystkim. To naprawdę bez sensu.  
  • Zauważyłem, że Jacek darzy ją ogromnym uczuciem, ale czy wasza mama je odwzajemnia? Odniosłem wrażenie że raczej nie. Jeśli tylko go potrzebuje, a nie kocha to nie wiem czy coś z tego będzie...  Kiedyś pewnie cholernie się kochali, łączyło ich coś nierozerwalnego, lecz z czasem to coś wygasło, w jednym z nich umarła pewna cząstka i osłabiła uczucie. 
  • Kurna, znowu gadasz jak rasowy psycholog. - Rafał podrapał się po zarośniętym policzku. 
  • Lata praktyki robią swoje. - Odwrócił się do kumpla i mrugnął okiem. 
  • Ciekaw jestem ile razy dziennie gadałeś ze swoimi pacjentami o miłości i seksie. 
  • Z tymi zbuntowanymi nastolatkami możesz o tym gadać na okrągło. Oni nigdy nie mają dość. Jeśli z jakiegoś powodu nie mogą o tym pogadać z rodzicami lub innymi bliskimi, w końcu trafiają do psychologa albo wpadają w tarapaty. Mniemam, że ty nie musiałeś chodzić z tym do psychologa. 
  • Ja nie, ale Justyna tak. Chodziła na terapie po rozstaniu z takim jednym Dawidem, w którym się bujała w liceum. Na szczęście nie chodzili ze sobą długo.  Mówiłem jej, że to skończony debil i pozer, ale mnie nie słuchała. Musiała się sama na nim przejechać... Cierpiała przez niego dosyć długo, więc postanowiłem zrobić z gnojem porządek, żeby sobie nie myślał, że jest bezkarny.  
  • Aż się boję pytać, co on zrobił Justynie... - Patrzył na kumpla skonsternowany. 
  • Lepiej nie pytaj, bo lista przewinień jest długa. Za to co jej zrobił powinien skończyć na gilotynie. - Na samo wspomnienie Litwina nóż mu się w kieszeni otwierał. Po tym jak oczernił Kynie i jego siostrę nie był już nawet godny być jego największym wrogiem. 
  • O rety,  bardzo radykalne stwierdzenie, ale chwali ci się, że pomściłeś siostrę. - Anglik był pod wrażeniem. 
  • Co do Jacka i mamy to, nie pozwolę, żeby tak to się skończyło. Przegadam z nią tą sprawę. 
  • Przestań Rafał, oni są dorośli i sami to między sobą załatwią, jeśli będą chcieli. To tylko i wyłącznie ich sprawa i nie możesz się do tego wtrącać. Jeśli będą mieli być razem to będą, a jak nie to nie. Nic nie poradzisz. 
  • Mama nieustannie się do mnie wtrąca i traktuje mnie jak dzieciaka. To jest okej, nie? - bronił się poirytowany Krakus. Jak zwykle wymownie gestykulował. 
  • Jesteś jej synem i troszczy się o ciebie jak może. To chyba normalne. 
  • Szkoda, że tylko w stosunku do mnie jest taka nadopiekuńcza. Justyna ma większy luz. 
  • Matki zawsze mają większą słabość do synów, powinieneś o tym wiedzieć... Nooo prawie zawsze. 
  • No to bardzo mnie to pocieszyłeś, dziękuję. - Zamknął oczy i wypuścił z ust powietrze. Kłótnie z tym Anglikiem bywały męczące. -  Nic tylko klaskać uszami i skakać pod sufit. Szkoda, że sam nie masz takiej mamy jak moja to może byś mnie zrozumiał. 
  • A ty zrozumiesz jak to jest, gdy jej nie ma jak kiedyś odejdzie - wzburzył się Calvin. Wnerwił się na Rafała jak nie wiem.  - Myślisz, że mnie matki nie brakuje?  Nawet gdyby była taka jak twoja starałbym się ją docenić. Ja moją straciłem jako nastolatek i nawet nie wiem czy kiedykolwiek ją jeszcze odnajdę.  Brakuje mi tej troski, którą masz ty, więc doceń to, a nie narzekaj jak gówniarz. 
  • Zapomniałem o tym, wybacz - przyznał skruszony Krakus, a po chwili namysłu dodał. - Mógłbyś chociaż raz spróbować mnie zrozumieć, to naprawdę nic trudnego. Ja po prostu chce żeby nasza matka miała obok siebie kogoś, kto będzie ją kochał tak jak tata i wspierał ją w trudnych chwilach. Chyba nie ma w tym nic złego, że chce szczęścia dla własnej matki. Uważam, że powinna dać Jackowi szansę i sobie też. 
  • Może z jakiegoś powodu nie mogą być razem. Nie wiemy tego - upierał się przy swoim Calvin. - Nie da się nikogo na siłę uszczęśliwić. 
  • Nie Cal, to nie tak - zaprzeczył Krakus. Był pewny swego. - Wiem, że nie zawsze jest tak jak tego chcemy, ale... musimy chociaż próbować o to zawalczyć. 
  • Jest jeszcze coś takiego jak przeznaczenie. Raf. Ono o wszystkim decyduje. Gdzieś musi być to wszystko zapisane. 
  • O matko, ty nadal wierzysz w te brednie?-  Popatrzył na kumpla z politowaniem. -  Bo ja w żadnym razie. 
  • Coś w tym jednak musi być, nie uważasz? - Potarł skroń. Był spokojny i opanowany.  -  Skoro coś się dzieje to raczej nie bez konkretnego powodu. 
  • Chrzanienie. - Krakus machnął ręką. 
  • Sam chrzanisz Rafał. 
  • Uważasz, że przeznaczeniem twojej córki było umrzeć? Ciekawe. Przecież robiłeś wszystko żeby temu zapobiec, a jednak... Jak to wytłumaczysz? 
  • Dość już tego, przestań! - krzyknął urażony do żywego Coulter. -  Dobrze wiesz jak mnie ten temat boli. Nie waż się więcej o tym wspominać, bo pożałujesz...  Czy ty kurwa w ogóle myślisz nad tym co powiesz? 
  • O kurde Calvin, przepraszam cię... Wiem, że nie powinienem był z tym do ciebie wyjeżdżać, nie ma nic na swoje usprawiedliwienie. - Mówił tonem ściszony o połowę. Żałował, że nie pomyślał zanim wypalił z tą córką. Przegiął faktycznie, a teraz sam czuł się jakby dostał w pysk. To był cios poniżej pasa i rzeczywiście nie miał na to żadnego usprawiedliwienia. 
  • Jedźmy już, bo nawet do nocy nie zajedziemy w tym tempie - ponaglił go wkurzony Anglik. 
  • Przepraszam cię stary, naprawdę. - Odpalił silnik na nowo i ruszyli. Gapił się jak zahipnotyzowany w przednią szybę, bo nie miał odwagi spojrzeć kumplowi w oczy po tym co pierdyknął.  Gdzie głupota ma swoje granice? 
  • Dobra, kończ już tą gadkę, bo jeszcze moment, a  stracę cierpliwość i ci lutne. 
  • Może właśnie powinieneś mi sklepać miche, należy się jak nic. Jeśli poczujesz się dzięki temu lepiej to śmiało wal...  Albo nie, wiem... utop  mnie w Ochotnicy.
  • Ja cię kurwa nie mogę, skończ już głupio chrzanić albo cię wyśle na księżyc. -  Coulter zaczął się nerwowo śmiać. Tekst Krakusa o córce wyprowadził go z równowagi. Ta rana nigdy się nie zabliźni, jeśli cały czas ktoś będzie ją rozdrapywał... Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że ten rodzaj bólu nigdy nie mija, nie ma cudownego środka, który by go przyćmił. - Czasem naprawdę ostro ci odwala. Gdybym ci tak wiele nie zawdzięczał to pewnie już byś siedział w wariatkowie zapięty w kaftan bezpieczeństwa. 
  • Bywa...  za co również przepraszam. - Rafał starał się okazać kumplowi więcej życzliwości. 
  • Stul ryjka mendo jedna. - Anglik udał, że chce przywalić kumplowi z łokcia, więc ten się uchylił. 
  • Eeeej eeeej wolnego, ja prowadzę - burknął na kumpla Rafał. - I znowu kurna pada. 
  • Przepraszam, zapomniałem. 
  • Bawi cię to szajbusie ? - Orzecki dopiero po chwili zaskoczył, że Calvin się z niego podśmiewa. 
  • Nie no, skądże. Gdzie tam. - Starannie ukrywał rozbawienie. Nie umiał długo się złościć na tego oszołoma Krakusa. Gdyby nie on nie poznałby Justyny i nie byłoby go tu. Uwielbiał Ochotnice, Gorce  i okolicę. Chętnie by znów wrócił z jego siostrą nad to jezioro, którego nazwy nadal nie umiał wymówić i znów odrobinę zaszaleć na molo. 
  • Peter wstawaj, dojeżdżamy! - krzyknął na kumpla Krakus. Byli sto metrów od domu. Musiał trochę zwolnić, żeby na skręcie nie zjechać do rzeki. Droga w tym miejscu była dziurawa i podmoknięta. - Pobuuuuudeczkaaaa. Raz, dwa!
  • Czego tam znowu? - Na w pół śpiący Peter powoli podniósł się do góry. - Nie dacie się człowiekowi porządnie wyspać. 
  • Ominęły cię najlepsze widoki Walker - oznajmił bratu Calvin. Oczywiście blefował. Deszcz ciągle padał, a najpiękniejsze widoki znowu zginęły w gęstej jak mleko mgle. - Wszystko przespałeś.
  • On blefuje - sprostował zaraz Orzecki. - Nie było żadnych widoków. Tylko mgła, mgła i jeszcze raz mgła. Zupełnie jak za twoim oknem. 
  • Dobreeeee. - Po tych słowach słowach Coulter wybuchnął gwałtownym śmiechem. Dosłownie dusił się ze śmiechu. Czasem uwagi Krakusa bawiły go bardziej niż drętwe dowcipy jego kumpli z policji. 
  • Nic nie szkodzi. Jutro Raf zrobi specjalną objazdówkę po okolicy za paczkę fajek to zobaczę jeszcze więcej. - Peter sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego ze swojej gadki, co zresztą nie było nowością. Zdarzało mu się nieraz być bardzo bezpośrednim i obcesowym. 
  • Pomyślimy Pete, pomyślimy. - Krakus odwrócił się do tyłu i posłał zaspanemu Walkerowi szyderczy uśmieszek, a potem przerzucił spojrzenie na Calvina i spytał go półszeptem. -   Jakim cudem on jest bardziej wyszczekany niż ja? 
  • Ty się mnie pytasz? - Coulter wskazał palcem na siebie. - Nie mam zielonego pojęcia.  Może go podmienili. 
  • Zawsze byłem bardziej wyszczekany niż ty Rafał - rzucił do Krakusa Walker. - Żadna nowość. 
  • Ale nie bardziej niż twój brat - dogryzł mu Orzecki. 
  • Eeej chłopaki, czy mi się zdaje, czy ktoś tu coś gadał o skasowaniu jakiejś krowy?  
  • Ty spałeś czy podsłuchiwałeś? - upewniał się Krakus. 
  • Śpię tak, że wszystko słyszę przez sen - wyjaśnił Walker. - Nawet, gdy chrapię. 
  • Śniło ci się, zapewniam cię. - Rafał mówił przez śmiech. 
  • Kto to jest Milka? - zaskoczył ich Peter. Odpowiedział mu gromki wybuch śmiechu jego kompanów. Popatrzył na nich z politowaniem i pokręcił głową. - Czyżby jakaś twoja dawna dziewczyna Krakus?
  • Walker... oberwiesz, przysięgam. 
  • Dojechaliśmy - oznajmił Calvin głosem pełnym entuzjazmu, gdy kilka minut później zatrzymali się pod domem Orzeckich. Na jego twarzy malował się szeroki uśmiech będący oznaką wielkiej radości. Był już gotowy do wysiadki. To miejsce jednak miało w sobie pewną magię, działało na niego zbawiennie. 
  • Oooo jaaaa nie mogę, a kto to wyszedł nas powitać?! Sama elita! - wykrzyknął Rafał, gdy zobaczył Kynie i Dawida stojących na werandzie. Miał ich dosłownie na widelcu. Szybko uchylił szybę, żeby mogli dać sobie buzi z Krysią. Już nie mógł dłużej wytrzymać, musiał szybko zaspokoić narastające pragnienie. Pocałował ją pierwszy i długo nie odklejał warg od jej ślicznych pełnych ust pomalowanych na czerwono.  - Serwus moja śliczna! Bardzo tęskniłaś? 
  • Jak cholera Krakusie? - odpowiedziała uszczęśliwiona. - I nigdzie więcej cię już samego nie puszczę. 
  • Nawet do knajpy na piwo?... Z chłopakami? - Strzelił do Kyni słodką minkę, ponieważ  to zawsze działało, podobnie jak mina zbitego psa. 
  • Zastanowię się nad tym. - Powiedziawszy to cmoknęła go krótko w usta, a potem uśmiechnęła się do siedzącego obok Rafała  Anglika i ciepło go przywitała. - Cześć Calvin, cieszę się, że cię widzę. 
  • Hej Kynia, wzajemnie - pozdrowił ją szeroko uśmiechnięty Coulter. 
  • Siema Dawid, co tam u ciebie słychać? Grzeczny byłeś? - Rafał wyciągnął do chłopca rękę i przybili żółwika. - Tylko mów prawdę, bo i tak się wszystkiego dowiem. 
  • Yyyyy, chyba niespecjalnie. Wujek Łukasz już się na mnie poskarżył mamie - przyznał się Dawid. Jak zawsze na jego pięknej buźce malowała się wina ukrytego winowajcy.  - Trochę nawywijałem jak was nie było. 
  • A co żeś ty znowu nawyczyniał? - Krakus pokręcił głową w geście dezaprobaty.  Jak podpadłeś wujkowi Łukaszowi to nawet ja nic nie poradzę. 
  • Nie chcesz wiedzieć Krakusie - odpowiedział za chłopca Calvin po czym otwarł drzwi i wysiadł. Natychmiast przyleciał do niego syn Justyny i zaczęli się ściskać. Młody Orzecki tak mocno go przytulał, jakby miał go już nigdy nie puścić. To było niesamowicie poruszające. Kolejny raz poczuł, że kogoś ma naprawdę, kto, czeka, tęskni, że ma dla kogo żyć.  - Cześć młody. 
  • Calvin, jesteś nareszcie! Już myślałem, że się nie doczekam - zawołał uszczęśliwiony Dawid. Jego radość dosłownie go rozpierała i zdawała się nie mieć granic.  - Kochamy cię z mamą, wiesz? -  Wzruszony pięciolatek poczuł łzy z pływające mu po policzkach, szybko je starł, bo nie chciał wyjść przy gościach na płaczka, szczególnie przy Walkerze, którego nie znał. 
  • O Boże...  serio? - Calvina zupełnie zatkało po tym, co usłyszał od Dawida. - Ja też... bardzo was kocham i też potwornie tęskniłem. Pierwszy raz nie mogłem wytrzymać we własnym domu. 
  • Jezuuu, Rafał, patrz jaki cudowny obrazek. - Kynia była bliska płaczu. Tak ją poruszyło powitanie młodego z Calvinem, że aż ją w środku ścisnęło... tak boleśnie. Jeszcze nie widziała, żeby Dawid tak się witał z jakimś facetem. Musiał go naprawdę mocno pokochać. Gdy odwróciła głowę w drugą stronę jej spojrzenie spotkało się nagle ze spojrzeniem Peter, a który akurat wysiadał z samochodu Krakusa. Przyszywany brat Calvina był bardzo przystojny,  wysportowany, nie brakowało mu również uroku osobistego i co najciekawsze, z twarzy niesamowicie przypominał Rafała, jakby był jego rodzonym bratem bliźniakiem, ciemne oczy, włosy, podobne rysy. Prócz tego identycznie się ubierali i mieli te same fryzury, nawet miny podobne stroili. Walker pocałował ją w rękę na przywitanie i uroczo się uśmiechnął. 
  • Pasuje mu ten dzieciak, co nie Krakus? - rzucił Peter do Orzeckiego. Obserwował brata z tym młodym od Orzeckich i był pod wrażeniem. Nie sądził, że Cal tak szybko zdoła zaskarbić sobie miłość i zaufanie tego chłopaka (z nim faceci matki nie mieli tak łatwo). Co prawda nie rozumiał, co mówią, ale widać było, że są Coulter i ten mały są sobie bliscy. To się czuło. 
  • Dawid od początku go lubi. - Krakus właśnie zamykał bagażnik swojego Land Rovera. Walizki i plecaki położył na ziemi. - Bardziej niż mnie, Janka 
  • Ale już nie wyjedziesz, prawda Cal? Obiecaj mi to. - Dawid nie chciał odstąpić od Anglika jakby się bał, że znowu gdzieś zniknie. Tak długo na niego czekał, że więcej nie chciał. 
  • Nie ma opcji, żebym was znowu zostawił młody - powiedział Calvin patrząc chłopcu w oczy. - Moje życie bez was nie ma sensu. 
  • W razie czego masz pod ręką tą starą ciupaskę po dziadku Tomaszu Dawid - przypomniał mu Rafał. - I wiesz co z nią zrobić, gdyby ten facet postanowił się ulotnić. - Roześmiał się na dobre. 
  • Uważaj Krakus, bo ta ciupaska dosięgnie twojego tyłka przy pierwszej lepszej okazji - odgryzł się Calvin. - Spróbuj tylko coś wywinąć. 
  • Boję się ciebie okropnie Angliku, ale będę się bronił. Tym mieczem Lancelota, co mi dałeś na urodziny dwa lata temu - dowcipkował Krakus. Brat Calvina zaczął głośno chichotać. 
  • Cześć jak się nazywasz? Ja jestem Dawid Orzecki - przywitał się z Walker em. Wyciągnął do niego niewielką rączkę i posłał łobuzerski uśmiech. 
  • Cześć, jestem Peter - przywitał się z chłopcem po polsku. Tylko tyle był w stanie z siebie wycisnąć, ale Calvin i tak był z niego zadowolony.  Orzecki wałkował z nim to przez kilka dni po dwie godziny, inne rzeczy też. Nie był tak pojętny jak jego brat w tym względzie, ale w sumie trudno mu się dziwić. To przecież nie on miał polskie korzenie. 
  • To mój młodszy brat, adoptowany przeze mnie.  Na razie słabo zna polski, ale przy tobie pewnie szybko się nauczy. 
  • Ekspresowo go nauczę Cal, zobaczysz - oznajmił pięciolatek. 
  • Hej Kynia,  a gdzie jest Justyna? - spytał nagle zdezorientowany Coulter. Cały czas się za nią rozglądał. Spodziewał się, że jak przyjedzie to ona pierwsza wyjdzie go przywitać, więc jej nieobecność spowodowała że poczuł lekki zawód i bolesne ukłucie smutku. Po tak długiej rozłące chciał już tylko wziąć ją w ramiona i nie wypuszczać z objęć przynajmniej do rana. Pomyślał, że może po prostu śpi, zmordowana po całym dniu, wszak Dawid był chłopcem energicznym i potrafił pochłonąć całą jej uwagę.  Zupełnie zapomniał, że  Justyna i Jasiek nadal byli w górach. Orzecki musiał mu o tym wspominać, ale on ostatnio słabo kontaktował, zbyt wiele myśli zajmowało jego umysł i rozpraszało uwagę. 
  • Twoja Justynka kochany, łazi po górach z Jaśkiem, od dwóch dni są w drodze.  Dziś już zdaje się kończą na Radziejowej i wracają do domu - poinformowała go Kynia. Od razu dostrzegła zaniepokojenie ukochanego przyjaciółki i chciała go uspokoić. Domyślała się, że zapewne on jak i Justyna marzą już tylko o chwilach sam na sam ze sobą i żeby takich chwil pełnych zapomnienia było jak najwięcej. Z tego, co mówiła Orzecka to jeszcze nawet nie skonsumowali swojego związku, bo wyszło jak wyszło ( Calvin musiał wcześniej wrócić do domu i z tego powodu anulowali swój pobyt w Szczawnicy), więc tym bardziej jeszcze mocniej pragnęli fizycznego zbliżenia i spełnienia.  - Gdyby wiedziała, że będziecie wcześniej na pewno by wrócili już wczoraj. Nie mówili wam wczoraj, że jeszcze zostają?
  • Chcieliśmy wam zrobić niespodziankę, więc nic nie mówiliśmy - wytłumaczył Calvin. 
  • Coś tam mówiła na ten temat, ale zasięg był  okropnie słaby. więc nie za bardzo dało się gadać, za każdym razem zrywało połączenie - odpowiedział Rafał. - W sumie to się dziwię, że im się chce tak łazić przy tej pogodzie. Ja na przykład nie cierpię się włóczyć we mgle jak mało co widać, żeby nie powiedzieć gówno i jak mi się leje z góry na łeb. Janek i ona to są kosmici centralnie. Wielcy wielbicie mgieł i romantycy. Mnie to nie jara w ogóle. 
  • No tak, bo wczoraj w Pieninach była straszna burza, z resztą tu u nas też.  Wywaliło prąd, internet, wszystko. Całą noc przy latarce siedziałam. Straszna noc, brrrrrr. - Kynia nie chciała im na razie mówić o Ewelinie i tym gnoju od Marcina, który tak ją wystraszył. Na szczęście szybko odjechał, ale zagroził, że jeszcze wróci z kumplami i zabiorą Dawida. Ewelina uciekła z nim, bo bała się konfrontacji z Łukaszem, a ona spędziła resztę nocy płacząc i trzęsąc się ze strachu. Długo nie mogła się uspokoić, dopiero Łukaszowi się to udało - cudem. Prawie dostał szału jak mu powiedziała, co miało miejsce podczas jego nieobecności. 
  • A to dlatego nie mogłem się do niej dodzwonić - odezwał się znów Calvin. Sięgnął po swój wielki plecak i ciemną walizkę - A dziś gadałaś z Justyna? 
  • Tak przez chwilę. Byli akurat poza schroniskiem, na wysokości Wierchliczki, to kawałek od Wysokiej w stronę przełęczy Rozdziele. Zabrali ze sobą takiego Dawida Zawiszę, on jest nowym ratownikiem z Bieszczadów. Zmienili mu przydział, bo jego dziewczyna jest z Rabki Zdroju. 
  •  Wczoraj jeździłem z tym nowym ratownikiem na quadzie, jeszcze taki Miłosz był z nami. Jest w moim wieku - opowiadał pięciolatek, a jego relacja jak zwykle była pełna pasji i radości. Tak go ucieszyła ta wycieczka pod Durbaszkę. 
  • To masz nowego kumpla, tak? Faaaajnie. 
  • Jego tata jest strażakiem i mieszka w Londynie - kontynuował Dawid. - Ale rzadko go odwiedza i zapomina o urodzinach Miłosza. 
  • Ja o twoich nigdy nie zapomnę, młody - zapewnił go Calvin i obdarzył go ciepłym uśmiechem. 
  • Ani ja, możesz być pewny - zapowiedział Orzecki i położył prawą rękę na sercu. 
  • Haaaalo, towarzystwo, a co to za posiadówka przed domem?  Czemu nie wchodzicie do domu? Czekam na was i czekam i nie mogę się doczekać - odezwał się do nich zaskoczony  Łukasz, który dopiero przed momentem zorientował się, że przyjechali i wyszedł z domu. Miał na sobie śliczny kolorowy fartuszek babci Jasi w jabłuszka, ponieważ innego nie znalazł, a wyglądał w nim wprost uroczo, o czym Kynia nie omieszkała mu powiedzieć. W końcu szeroko się uśmiechnął i zaszczycił przybyłych powitaniem. - Fajnie, że już jesteście chłopaki. Witam i Was i zapraszam do środka. 
  • Witaj Łukasz.- Calvin go uściskał, a potem przedstawił brata. - To jest Peter Walker, mój brat. Z polskim u niego słabo ale ty znasz angielski to sobie poradzicie. 
  • Zajebiście ci do twarzy w tym fartuszku Łukasz - przyznał Orzecki i zaczął się głośno chichrać. 
  • To samo mu powiedziałam tylko innymi słowy. - Kynia miała kiedyś ogromną słabość do Figły, bardzo ją fascynował jako mężczyzna, kiedy jeszcze była w podstawówce. Potem jej przeszło, ale sentyment pozostał. Teraz traktowała go jak ojca. 
  • Eeeej Orzecki, proszę mi tu nie używać takiego słownictwa przy tym małolacie, bo potem chodzi i w kółko to powtarza - skarcił Rafała Figła. Jego ton był ostry. - Już raz narobił bigosu z tego tytułu.
  • Wujek Łukasz się wczoraj popisał przy pani Wasiakowej - paplał młody Orzecki. -  Powiedział... 
  • Cicho Dawid, ani się waż powtarzać - uciął młodemu Łukasz. - Zasuwaj lepiej do stołu, bo jeszcze zupy nie skończyłeś... No już hrabio, chyba nie potrzebujesz specjalnego zaproszenia. 
  • Nie bądź dla niego taki surowy Łukasz, po prostu bardzo się cieszy powrotem Calvina - usprawiedliwiła chłopca Kynia. Młody nagrodził ją czułym przytuleniem. 
  • Czym się wujek popisałeś przy pani Wasiakowej? - dociekał podekscytowany Krakus. 
  • Za tą Wasiakową to i ty oberwiesz ode mnie. Przysięgam ci. Dokopię do szmat. 
  • A co ja mam wspólnego z tą babą? - zdziwił się Rafał. 
  • Znowu narozrabiałeś Krakusie - zagadnął go Calvin. Tracił go łokciem, gdy przechodził obok. 
  • Dobrze już, chodźcie do domu, bo zaraz znów się rozpada. - Łukasz pokazał drzwi. 
  • Peter bierz te swoje bagaże i chodź do środka - zawołał kumpla Rafał. 




**** 


Obiad był taki pyszny, że wszyscy poprosili o dokładkę. Rafał w życiu nie podejrzewałby Łukasza o takie zdolności kulinarne. Ciekawe czy mama wiedziała... Te bitki w sosie miodowo - brzoskwiniowym dosłownie rozpływały im się w ustach. Cud miód  Oczywiście narobił wszystkiego tyle, że było nie do przejedzenia (zaopatrzenie dla całego garnizonu), ale że było tak dobre, nie miało szans się zmarnować. Lada chwila mieli wrócić babcia Jasia z wujkiem Heniem z Zawoi, więc też będą jeść. Barszcz czerwony na zakwasie z botwinką wcale nie był gorszy. - Menu na miarę Wierzynka - stwierdził Krakus. Oczywiście musiał tłumaczyć Peter owi, co to Wierzynek. Walkerowi też smakowało, uznał, że nigdy nie jadł nic lepszego. Uwielbiał kuchnię francuską i włoską, ale to co przyrządził ten facet przebiło wszystko. Zadowolony z siebie Łukasz oznajmił, że teraz będzie częściej tak gotował. Ostatnio jego zupa kurkowa zwabiła do domu tą seksowną sąsiadkę z Kolumbii. Ciekawe, co by Rafał powiedział, gdyby wiedział o jego potajemnym cichym romansie. Wolał się na razie nie chwalić tym z obawy, że zaraz całe Podhale będzie trąbić o romansie naczelnika GOPR u z kolumbijską pięknością.  Ostatnio Sylwia przyłapała go na całowaniu się w salonie z sąsiadką i zrobiła wielkie oczy. Pewnie już wypaplała o tym temu swojemu Dorianowi albo nie daj Boże swojej dociekliwej ciotce. Jeśli tak, mógł się lada moment spodziewać telefonu od niej w tej sprawie. Beata zaraz zrobi cały wywiad, co jak i dlaczego, a córka będzie mu teraz wypominać, że zabronił iść na tą imprezę do szkoły z chłopakiem. , podczas, gdy on rzekomo dojrzały facet całował się bez skrępowania z zupełnie obcą jej kobietą. Ale kto dorosłemu zabroni? Musiał jednocześnie czuwać nad tym co robi Sylwia, żeby tylko nie wpadła w tarapaty przez tego swojego Doriana. Rafał mu mówił, że to niezłe ziółko. Eh życie życie. 

Po obiedzie Figła zmył wszystkie naczynia i posprzątał w kuchni z pomocą Calvina. Rafała sen zmorzył już przy stole, więc wygonili go do pokoju obok. Był kompletnie wycięty po całej podróży, najpierw trzy godziny na lotnisku, potem trzy godziny lotu i jeszcze dwie za kółkiem. Kynia i Peter zajmowali się Dawidem, siedzieli wszyscy razem nad wielkim atlasem polskich Tatr, w którym było również mnóstwo panoram. Młody dostał ten atlas kiedyś od Janka Zubera i znał go już na pamięć. Pół godziny później zasnął ukochanej cioci na rękach. Calvin chciał wziąć Dawida od dziewczyny Krakusa, ale Peter go uprzedził. Zaniósł pięciolatka na tapczan do pokoju babci Jasi, przykrył go porządnie kocem i po cichutku się wymknął do kuchni. Następnie udał się na piętro, żeby trochę odpocząć.  Zajął dawny pokój Rafała, ten w którym ostatnio nocował jego bracholek, teraz Coulter ulokował się w pokoju swojej ukochanej.  Kynia też była śpiąca, ale jeszcze się trzymała, pomogła jej druga mocna kawa. Nieprzespana stresująca noc ostro dawała jej się we znaki. Przez cały dzień walczyła z migreną i niepokojem. Musiała w końcu powiedzieć Orzeckiemu, co się zdarzyło, żeby potem nie było, no i Calvinovi także. Oboje powinni wiedzieć o jawnym zagrożeniu ze strony Marcina. Nie znosiła Eweliny, ale bardziej żałowała, była taka podatna na wpływy braciszka. Gdy Rafał się dowie co zrobiła, jeszcze bardziej ją znienawidzi. Jakiś czas temu, jeszcze przed wylotem do Yorku doszło między nimi do ostrej konfrontacji, Krakus jej o tym wspomniał. Był na nią zły podobnie jak Łukasz, nie ufał jej w ogóle. Miał do niej nosa i wyczuł, że coś kombinuje - nie pomylił się ani trochę. To okropne, że tak postępowała, choć doskonale wiedziała, że to jej brat porzucił Justynę i Dawida. Musiała być potwornie zaburzona skoro dała się tak urobić Marcinowi, a on niespełna rozumu. Po co mu do cholery Dawid? Co chce w ten sposób osiągnąć? Kiedyś w końcu sama gołymi rękami udusi tego gnoja. Wredny śliski drań, fałszywy i plugawy sukinsyn. 

  • Już po osiemnastej, a Janka i Justyny dalej nie ma. - Calvin zerknął na tarcze srebrnego zegarka na swojej ręce, a potem utkwił pełne niepokoju spojrzenie w Łukaszu. Martwił się o Justynę, podświadomie czuł niepokój, który zakiełkował w jego wnętrzu i co chwila się wzmagał. O Janka oczywiście też się martwił.  - Powinniśmy się martwić? 
  • Jak za dziesięć minut ich nie będzie, dzwonię do Zawiszy - zdecydował Figła. Sięgnął po swoją kawę i upił kilka większą łyków. -  Poszedł z nimi na tą Radziejową. 
  • Z dwoma ratownikami powinna chyba być bezpieczna, nie Łukasz? - upewniał się Anglik. Wyjrzał przez okno za którym działo się nieciekawie. Wiatr się nasilił, deszcz także. 
  • Z nimi absolutnie nic jej nie grozi Calvin - zapewnił go naczelnik. Widział, że Calvin jest niespokojny jakby czuł, że wydarzyło się coś złego. - O ile tylko będzie się trzymała chłopaków. 
  • Calvin słuchaj...  musisz coś wiedzieć - zwróciła się do niego Kynia, gdy facet Justyny usiadł obok niej przy stole.  - Marcin chce porwać Dawida. Wczoraj w nocy włamał się do domu jakiś gnój i... powiedział, że jeszcze wróci po młodego. Jego siostra Ewelina, którą Rafał niedawno przygarnął pod ten dach, jest w to zamieszana. - Mówiła półgłosem. 
  • Że co przepraszam? - Calvin prawie wypuścił z rąk kubek z gorącą kawą. Był zdruzgotany podłością biologicznego ojca Dawida. Wolałby nigdy nie trafić na tego świra, bo chyba by mu zrobił jakąś krzywdę.  - Mówisz, że ten śmieć wysłał po młodego jakiegoś zbira? 
  • Niech ja tylko dorwę tego skurwiela...  - oznajmił ożywiony na nowo Figła. - Jezu przepraszam za mój język, ale ja dziś zupełnie nie panuje nad emocjami. Jak mi Kynia powiedziała, co się tu wyrabiało zeszłej nocy to dostałem szału. Nieeee, gwarantuje wam, że póki ja żyje ten padalec nigdy Dawida nie dostanie. Nigdy w życiu. 
  • W razie czego możesz na mnie liczyć Łukasz. Jeśli ten sukinsyn albo ktokolwiek od niego się tu pojawi, to nie ręczę za siebie. - Ton Brytyjczyka był ostry, a w spojrzeniu plątał się złowrogi błysk. - Potrafię być okropnie nieprzyjemny, gdy ktoś zagraża osobom, które kocham. 
  • A ta cała Ewelina... Kolejny raz wykorzystała zaufanie Rafała... Boże, jak ona może brać w tym udział? Nie ogarniam tego. - Kynia złapała się za głowę. Była przerażona. - Okazali jej tyle dobra, a ona...
  • Ewelina? Czy to przypadkiem nie ta nafaszerowana prochami laska, znaleziona przez Doriana w rzece? - dopytywał się Calvin. Coś mu się obiło o uszy odnośnie tej historii. Krakus mu o niej wspominał przez telefon. 
  • Dokładnie ta sama - potwierdził rozeźlony Łukasz. Zaraz potem rozległ się nagle dzwonek jego komórki. Szybko wyciągnął ją z kieszeni polara wiszącego na oparciu krzesła. - Czekajcie, Zawisza dzwoni - oznajmił Figła i odebrał telefon. - No cześć Zawisza, co jest? Właśnie miałem dzwonić do ciebie, bo ani Justyna ani Zuber nie odzywają się i nadal nie wrócili do domu. Szczerze mówiąc trochę się martwimy. Co jest grane? .... Słucham? - Dobrze, że siedział, bo by się przewrócił, mało go z nóg nie zwaliło to co usłyszał od swojego ratownika. - Co ty mówisz? Jak to Janek ranny? A Justyna?... Nieprzytomna, czemu? Powiedz coś więcej... Nie, nie, Zawada jeszcze nie dzwonił do mnie na komórkę... A na krótkofalówkę się łączył? Ty, ja ją chyba wczoraj wyłączyłem przed spaniem i zapomniałem włączyć. Cholera jasna!... Tak Dawid, wiem, że on dziś szefuje podczas akcji, ale wolę wiedzieć, co się u nas dzieje... Okej rozumiem, skontaktuje się z Zawadą, wracaj do swoich obowiązków. Będziemy w kontakcie. Trzymaj się. 
  • Łukasz, co z nimi, co się stało? - spytała zdenerwowana Kynia. Prawie krzyczała. Ogarnął ją niesamowity strach. W końcu się rozpłakała. Przejęty Coulter położył jej rękę na ramieniu, próbując jej dodać otuchy, choć sam był kłębkiem nerwów. 
  • Wygląda na to, że doszło do wypadku. - Figła spojrzał na Kynie i Calvina, po czym spuścił głowę. 
  • Co ten Zawisza powiedział? - dopytywał się równie zdenerwowany Calvin. On też mówił podniesionym głosem. 
  • Zawada zaraz mi wszystko powie, jest teraz na miejscu zdarzenia, to on kieruję akcją ratowniczą - odparł Łukasz i trzęsącymi dłońmi wybrał numer swojego zastępcy. Gdy ten nie odebrał naczelnik się zdenerwował. - No Zawada odbieraj bo mnie zaraz trafi. 
  • Czemu ten Zawisza nic więcej ci nie powiedział? Łukasz... - Krysia mówiła cicho bo jednocześnie płakała. 
  • Nie mógł dłużej rozmawiać, widocznie był potrzebny chłopakom. - Odpowiedział naczelnik. Nadal czekał aż jego zastępca odbierze. 
  • Co jest grane? - Z pokoju obok wyleciał Rafał zbudzony przez podniesione głosy. Widząc, że jego dziewczyna cała się trzęsie, zdenerwował się. Szybko ją przytulił licząc na to, że to ją uspokoi. - Kynia co się dzieje? 
  • Janek jest ranny, Justyna nieprzytomna... - wyjaśniła drżącym głosem Kynia. - Zawisza dzwonił, ale nie powiedział na razie nic konkretnego odnośnie wypadku. Łukasz dzwoni do Zawady, który  kieruje tą akcją... Jezu Rafał, ja tu zwariuje. 
  • Może teraz ja zadzwonię do Dawida. -  Rafał sięgnął po telefon do kieszeni. 
  • Dawid jest zajęty Rafał, nie zawracaj mu teraz głowy - odezwał się do niego Figła z komórką przy uchu. 
  •  A Zawisza nie ma dziś wolnego czasem? - Orzecki podrapał się po głowie. 
  • Ale był z nimi na miejscu, więc został i pewnie pomaga kolegom - wtrącił się Calvin. 
  • Co się stało? - zapytał zaspany Peter. Od razu zauważył, że jego brat jest blady i zdenerwowany. 
  • No wreszcie Zawada, tu naczelnik - odezwał się Łukasz, gdy Julek w końcu odebrał. Dał rozmowę na głośnomówiący. - Rozmawiałem z Zawiszą, powiedział, że jesteś na miejscu zdarzenia. Wspomniał, że Janek jest ranny, a Justyna nieprzytomna. Co się stało? Gdzie dokładnie jesteście. 
  • Szefie słuchaj, jestem z chłopakami pod Wielkim Rogaczem i powoli się stąd zbieramy. Była gruba akcja z udziałem niedźwiedzia i są jeszcze dwie nieletnie ofiary, w tym jedna śmiertelna. Co do naszych to ci powiem, że Janka dosłownie przed minutą zabrali śmigłowcem chłopaki z TOPR u, bo bardzo mocno krwawił z brzucha. Dostał z dubeltówki od jednego za przeproszeniem nawalonego wariata, który gadał, że jest pomocą leśników. Już lecą do szpitala w Nowym Targu. 
  • Co to za brednie do ciężkiej cholery? Chyba nie polował na tego niedźwiedzia. - Figłą dosłownie trzepało z nerwów. Złapał się za głowę. 
  • Nie wiem, może chciał tylko zwierza  przestraszyć, szefie. Cholera wie co za czort. 
  • I przypadkiem trafił Zubera w brzuch, tak? A co z naszą Justynką? Dowiem się wreszcie? 
  • Justyna jest nieprzytomna, bo upadając uderzyła głową o kamień.  Biegła za Jaśkiem, potknęła się i upadła. Oczywiście jest stabilna, puls w porządku, oddech też się unormował. Zaraz pojedzie do Szczawnicy naszą karetką pod opieką Zawiszy i Alfy, tam ją przejmie ambulans. Właśnie się pakują do samochodu. Zawisza  podejrzewa u niej wstrząs mózgu III stopnia, co może tłumaczyć utratę przytomności, a także pęknięcie czaszki. Obejrzał dokładnie głowę Justyny i zauważył niewielkie wgłębienie w czaszce oraz wodnisty wysięk z nosa. Nie można też wykluczyć istnienia krwiaków mózgu po takim urazie więc będzie musiała być dokładnie monitorowana przez pewien czas, bo krwiaki nie zawsze pojawiają się od razu.  
  • Pęknięcie czaszki, krwiaki? Kurwa nie mogę, nie - Calvin był tak przerażony i wstrząśnięty wieściami od Julka, że ledwo się trzymał na nogach. To wszystko go przerastało. Tak się zdenerwował tym, że z trudem oddychał. Chyba znowu go brał atak astmy. Zawsze tak miał, gdy się mocno zdenerwował. To było tak cholernie dziwne, ale lekarz mu powiedział, że tak się czasem dzieje. Musiał na chwilę wyjść na dwór, pobyć chwilkę sam. Wychodząc oznajmił. - Zaraz wrócę. 
  • Dobra Cal. - Krakus skinął do niego głową. On też zauważył, że przyjaciel ma się najlepiej. 
  • Dobrze, że Dawid szybko się nią zajął, to zawsze w jakiś sposób zmniejsza ryzyko - odezwał się znów naczelnik. 
  • Szczerze mówiąc zaskoczył mnie ten Zawisza, nie sądziłem, że z niego jest taki spec.
  • Tak, Dawid zna się trochę na tych rzeczach, był kiedyś na specjalistycznym kursie medycznym dla ratowników medycznych i górskich. Ma dyplom i może jeździć karetką. 
  • Noooo wow, świetnie. Bardzo nam się przypada taki spec w zespole. - Julek był pod wrażeniem możliwości nowego ratownika. 
  • Jeszcze tylko zapytam cię o Zubera i już nie będę marudził. Przytomny jest? 
  • Jak go Ramzes znalazł w lesie to był nieprzytomny, więc sprawdził czy jest wydolny oddechowo i krążeniowo, okazało się, że oddycha i puls też był w porządku. Wyglądało, że jedynie omdlał na skutek bólu i utraty krwi. Narzekał potem na skoki ciśnienia, ból i nudności, w końcu zwymiotował. Wiktorek szybko i sprawnie zatamował krwawienie, które było nie oszukujmy się dość poważne i trochę się przy tym na męczyli z Ramzesem, ale poszło dobrze. Poza tym mieliśmy ogromnego farta, że śmigiełko z TOPR u było akurat dostępne, bo dzięki temu poszło szybciutko. Zuberek jest w miarę stabilny pod dobrą opieką, teraz tylko muszą pozbyć się te kulki. 
  • Dobra robota Zawada - pochwalił go Rafał. On też marzył o takich wyzwaniach i zwycięstwach. Może jego też kiedyś pochwalą tak jak Zawadę, Janka albo Dawida. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nie zawsze będzie dobrze, że będą kryzysy, trudne chwilę, kiedy przyjdzie mu się zmierzyć ze śmiercią i przegra pojedynek. Każdy z ratowników musiał się oswoić z tym, że któregoś dnia coś się nie uda. 
  • A  ten  gościu, co postrzelił Zubera to oczywiście zarzekał się, że nie zauważył Janka w tym lesie, ale ja mu nie wierzę za grosz, choćby dlatego, że facet był pod wpływem alkoholu. Pewnie go widział, ale przez to, że był nachlany nie zapanował nad bronią i wystrzelił. W ogóle miałem wrażenie, że kręci coś i nie jest ze mną szczery. Mamrotał tam coś pod nosem o tym misiu i że strażnicy leśni mu kazali go odstrzelić, a potem osunął się na trawę i zasnął. Leżał tak do czasu aż go gliny zwinęły. 
  • Nosz kurwa jego mać! - Łukasz był tak wzburzony, że już nie panował nad słowami, nad niczym. Idiotyzm ludzi zaczynał przekraczać wszelkie granice.  - To się we łbie nie mieści co ci ludzie wyprawiają. Czy naprawdę aż tak im odwala? - Mówiąc to gwałtownie gestykulował. 
  • Odnośnie tych ofiar niedźwiedzia szefie to mogę ci na razie tylko ogólnie nakreślić zarys tej całej historii i dodam, że jest w niej sporo dziur i nieścisłości. Podejrzewam, że ta sprawa będzie się ciągnęła w nieskończoność, za dużo w tym niespójności. Zaczęło się od tego, że dwóch nastoletnich chłopaków odłączyło się od swojej grupy bez zgody opiekunów. Zeszli sobie ze szlaku i weszli w głąb lasu całkiem na dziko.  Pech chciał, że trafili na niedźwiedzia, którego postanowili nakarmić kabanoskami, o czym powiedział nam jeden z ich kumpli, przez chwilę byli z nimi w kontakcie z uciekinierami ocalałych. Problem zaczął się w momencie, gdy zabrakło im prowiantu. Misiu nadal był głodny, wkurzył się i zaczął do nich podchodzić, a oni rzecz jasna zaczęli uciekać, więc ich pogonił... dorwał tego starszego i rozszarpał na kawałki. Młodszy chłopak rzucił miśkowi plecak i chyba dzięki temu zyskał czas na ucieczkę, a potem, gdy był już w miarę daleko od zwierza wlazł na jakieś drzewo i to go ocaliło. Podczas złażenia musiał spaść, bo nasi znaleźli chłopaka leżącego pod drzewem i nieprzytomnego. Jest cały połamany i ma poważny uraz kręgosłupa i głowy. Też go już zabrali na dół.  Niedźwiedzia pewnie odstraszyły strzały myśliwego.  
  • To się nazywa mieć durne szczęście. Mogli zginąć oboje - mówił Figła. Ton jego głosu był ostry. Nigdy nie przestanie go złościć głupota i beztroska ludzi w górach.  
  • Janek i Dawid zadzwonili do nas zaraz po rozmowie z opiekunami tej grupy. Jak dotarliśmy na miejsce z Ramzesem i Wiktorkiem Janka już nie było, poszedł się rozejrzeć za tymi chłopakami. Dawid z Justyną musieli prędko ogarnąć tych małolatów, które jak tylko dowiedziały się od kolegi, że w okolicy może być niedźwiedź to zaraz wpadły w popłoch i chciały uciekać. Jeszcze uparcie twierdziły, że misiu ryczał. Taaaa, niedźwiedź im ryczał, chyba wyobraźnia zadziała. Niemniej zrobił się potworny zamęt. Trzeba było zrobić wszystko, żeby grupa się nie rozproszyła, a sami nauczyciele bez pomocy Zawiszy i waszej Justyny chyba by sobie nie poradzili...  skoro nie dopilnowali tamtych dwóch. Ściągnąłem jeszcze dodatkowe posiłki z Rytra, kilkunastu ratowników z grupy Krynickiej miało tam akurat jakieś szkolenie, ale przerwali je natychmiast i chętnie przylecieli nam na pomoc. Część z nich sprowadziła grupę i nauczycieli do Jaworek, a reszta została z nami. 
  • Dobra Julek, trochę mnie uspokoiłeś. Dzięki. 
  • Szefie muszę dodać, że Zawisza i Justyna wykazali się dziś naprawdę dużym opanowaniem i cierpliwością. Byliśmy pod wrażeniem jak to wszystko zorganizowali tylko we dwójkę. Nie wiem dokładnie, co zrobili tym gówniarzom, ale ważne, że udało im się ich uspokoić. Wie szef jak ciężko zdyscyplinować tą dzisiejszą narowistą młodzież, a ci ich tak usadzili że aż miło. Jak zaszliśmy to siedzieli cicho jak trusie i żaden nawet nie drgnął. 
  • Łukasz Zawisza do ciebie - powiedział Rafał podając Łukaszowi swoją komórkę. - Są w szpitalu. 
  • Powiedz Dawidowi, że zaraz kończę rozmowę z Zawadą - rzucił do siostrzeńca Figła. 
  • To może niech szef pogada sobie teraz z Zawiszą, na pewno powie szefowi trochę więcej o Janku i Justynie, a ja kończę, bo wisi mi na telefonie Szczurek z Turbacza. Też mieli dziś trudną akcję na Starych Wierchach. Jak coś to spotkamy się w szpitalu, a pełny raport będzie na jutro.  
  • Dobrze Julek, w takim razie dzięki za wyczerpujące sprawozdanie i do zobaczenia. Na razie, bez odbioru. - Łukasz się wyłączył, odłożył swoją komórkę na blat stołu i wziął telefon od Rafała, gdzie na linii czekał Zawisza. - Halo Dawid, tu naczelnik, jak tam sytuacja? 
  • Jestem szefie, jestem - odezwał się miły głos Dawida. - Informuje, że Justynę wzięli przed chwilą na rezonans, niestety nadal jest nieprzytomna, bez kontaktu z otoczeniem. Lekarze za dużo nie chcą mi powiedzieć, ale potwierdzili ten wstrząs mózgu III stopnia po badaniu rtg. Teraz mają wykluczyć istnienie krwiaków, bo jak szef wie przy tak silnych urazach lubią powstawać, choć nie zawsze ujawniają się od razu. Mam wielką nadzieję, że nie wpadła w śpiączkę. W drodze do Szczawnicy cały czas ją monitorowałem, parametry życiowe były w porządku, potem przejął ją ambulans, a my pojechaliśmy za nimi. Czekamy z Alfim na papiery od lekarza. 
  • Rozumiem, a u Zubera lepiej? 
  • Tak spoko. Kula wyjęta, zabieg odbył się bez komplikacji. Teraz ma transfuzje krwi, bo jakby nie patrzeć sporo jej stracił. Byłem u niego chwilkę, bo ten lekarz.. wasz znajomy kardiochirurg mi załatwił wejście, tak to bym pewnie nie wlazł. Jasiek jest przytomny, ale otumaniony lekami przeciwbólowymi, poza tym wszystko z nim okej. 
  • Oooo Jezu, jak dobrze - ucieszyła się Kynia. - Tylko żeby jeszcze Justyna odzyskała przytomność. Jest tutaj potrzebna dwóm takim mężczyznom. Dzięki Dawid! 
  • Dawid bardzo ci dziękujemy, że tak fachowo się zająłeś Justyną. Jesteś miszcz. W ogóle oboje spisaliście się dziś na medal, jeśli chodzi o ogarnięcie tych dzieciaków z wycieczki  - pochwalił go zadowolony Łukasz. -  Dobrze mieć u siebie takich dobrze zorganizowanych ratowników. Szacuneczek chłopaku, naprawdę. 
  • Zawisza dzięki bardzo, masz u mnie trzy flaszki kurwicy i dozgonny szacunek - rzucił do mikrofonu Krakus. - Dziękujemy wszyscy. 
  • Oj tam, w końcu to moja codzienna robota, nie? Nie ma sprawy. Przepraszam, że od razu nie przekazałem szefowi dokładnych wieści, ale mieliśmy straszne urwanie torby przy tej grupie dzieciaków. Wszyscy spanikowani, bo niedźwiedź ich pożre. Jedna nauczycielka dostała normalnie histerii jak usłyszała, że jeden z tych chłopaków nie żyje... No dobrze szefie, kończę, bo chyba idzie lekarz od Justyny. Pogadamy o tym jeszcze. 
  • Na razie Zawisza, do zobaczenia w szpitalu - pożegnał się Figła. Był jakby trochę spokojniejszy. Ważne że była w szpitalu pod najlepszą opieką. Na pewno się obudzi i będzie lepiej. 
  • Gówniarzom się zachciało samowolki, a teraz tragedia - warknął zniesmaczony Rafał. Cały czas tulił Kynie, która powoli się uspokajała. - Chyba nigdy się nie nauczą, że niedźwiedzi się nie karmi, a już na pewno nie ucieka przed nimi. 
  • Co tam się odpierdzieliło? - spytał Walker, który właśnie do nich dołączył. Usiadł na miejscu brata. 
  • Gówniarze z podstawówki odłączyły się od wycieczki, poszli do lasu na dziko i wpadli na misia. Karmili go kiełbaskami, a teraz jeden z nich nie żyje - wyjaśnił Peterowi Krakus. 
  • Jestem już. Przepraszam was, ale musiałem trochę pobyć sam - powiedział Calvin, który dopiero co wrócił z podwórka.  Stanął przy stole koło Rafała. - Jak tam, są już w szpitalu?  
  • Tak, sytuacja praktycznie opanowana. Justyna wciąż ma badania - odpowiedział mu Łukasz. 
  • Nadal jest... nieprzytomna? -  Anglik miał wielką nadzieję, że Justyna się obudzi przez ten czas. Jego oblicze mówiło samo za siebie, był potwornie zdołowany.  Wciąż jeszcze nie odzyskał równowagi. 
  • Niestety - potwierdziła smutno Kynia. - Ale będzie dobrze. Dawid szybko zareagował, a czas w takich przypadkach odgrywa ogromną rolę. Miała dużo szczęścia jednak. 
  • Tak Kynia, wiem. Ja też się szkoliłem z pierwszej pomocy. 
  • Ej Krakus, chcesz powiedzieć, że tego gówniarza zjadł niedźwiedź? - zapytał młodszy Brytyjczyk. Był przerażony taką perspektywą. 
  • Rozszarpał go na strzępy, wystarczy ci Angliku?
  • O kurwa, masakra. - Peter poczuł, że robi mu się słabo, więc szybko opadł na najbliższe wolne krzesło. - Wy tu macie grizzly w tych swoich górach? 
  • Jakie znowu grizzly, Walker? - Rafał postukał się palcem po głowie. - To są nasze kochane najbardziej polskie uszatki. Oczywiście misio jest najsympatyczniejszy na widokówce i jak śpi. A jak już go spotkasz to pod żadnym pozorem nie spierniczasz w popłochu, ponieważ nie masz z nim szans. Najspokojniej jak potrafisz odchodzisz, na paluszkach nie wzbudzając jego uwagi. Jak zobaczysz, że jednak idzie za tobą to powolutku kładziesz się na ziemi w pozycji embrionalnej, chowając głowę między kolanami i udajesz trupa. I nigdy nie patrz mu w ryjka, bo w taki sposób tylko go rozjuszysz.  W najgorszym wypadku podejdzie do ciebie, obwącha i sobie pójdzie w swoją stronę. 
  • Jakiś uszatek ma mnie obwąchiwać jak potencjalną ofiarę? - Walker pokręcił głową. 
  • Pamiętaj, najważniejsze to zachować spokój. Jeśli zaczniesz się zachowywać gwałtownie on to odbierze jako agresję. Jeśli uciekasz stajesz się dla niego potencjalną ofiarą i tym samym odbierasz sobie szansę na przeżycie. Generalnie najbardziej niebezpiecznie jest wejść w drogę matce z małymi, potrafi być bardziej niebezpieczna niż niejeden samiec. Tak w ogóle to naprawdę ciężko trafić na niedźwiedzie w tej okolicy. Trzeba mieć naprawdę zajebistego pecha, żeby trafić na niedźwiedzia w tych stronach. Tamte gówniarze wlazły na jego terytorium i jeszcze głupio sprowokowały. 
  • Rafał ma rację Peter, tu u nas naprawdę misie pojawiają się raz na sto lat - uspokoił go Figła. - Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś wspomniał o bytności niedźwiedzia w Beskidzie Sądeckim. Prędzej w Tatrach i w Bieszczadach można spotkać niedźwiedzia albo pod Babią Górą po słowackiej stronie, ale nie tu. 
  • Miałeś kiedyś do czynienia z takim uszatkiem, Krakus? - spytał ciekawy Coulter. 
  • Miałem raz i chyba wolałbym już go więcej nie spotkać na żywo. Ryczał i stał na dwóch łapach, taki gladiator, że szok. - Na samo wspomnienie tamtego spotkania miał ciarki na całym ciele. Na pewno nie należało do przyjemności. Był przerażony, ale zdołał zachować zimną krew i to go uratowało.  W sumie szczęście, że miał wówczas obok siebie Łukasza. 
  • A ty Raf to w ogóle martwisz się o swoją siostrę i kumpla? - spytał skonsternowany Walker. -  Bo jakoś nie sprawiasz wrażenia zmartwionego. Mój braciszek to cały chodzi z nerwów. Mało białej gorączki nie dostał, a ty normalnie totalny luz. 
  • Moja siostra stary to niezła twardzielka. Może nawet większa niż ja. Wiem, że z tego wyjdzie. Zuber też. 
  • Zbieram się do szpitala, jedzie ktoś ze mną? - Figła wstał z krzesła, a potem założył polara z  emblematem pogotowia. 
  • Może weź ze sobą Calvina i Rafała. Ja zostanę z młodym w domu, bo jakoś słabo się czuję - zaproponowała Kynia. - Jutro się tam wybiorę, mam jeszcze wolne. 
  • To chodźcie chłopaki, jedziemy. Mam nadzieję, że do naszego powrotu nic złego się tutaj nie zdarzy. 
  • Spokojnie Łukasz, mój brat już o to zadba. Żadnych intruzów tu nie wpuści.  Przy nim Kynia i Dawid będą bezpieczni na 1000 procent. Prawda Peter?  - Calvin mrugnął porozumiewawczo do brata. 
  • Potwierdzam - zgodził się z przyjacielem Krakus.  

Ten kawałek wstawiłam nie bez powodu, myślę, że pasuje do tego rozdziału. 

Dziękuję za lekturę, odwiedziny i komentarze. 
Do zobaczenia. 





36 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy fragment Kasiu :-) . Serdeczne pozdrowienia, ja mieszkam pod Krakowem ;-) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło Jardianie, dziękuję za Twój czas :) Jakbyś miał ochotę możesz rzucić okiem na wcześniejsze części. Pozdrawiam Cie :)

      Usuń
  2. Oj, Kasiu, co za historia!
    Jeździłam kiedyś z uczniami na różne wycieczki i zdarzały się groźne , z pobytem na pogotowiu włącznie, ale na szczęście obyło się bez ofiar.
    Teraz nie pojechałabym z młodzieżą nigdzie, zbyt bogata mam wyobraźnię i nie wzięłabym na siebie takiej odpowiedzialności...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Such a tale. So rich in many ways of writing. Such an intriguing post! Hope you are well and staying strong. All the best to your creativity!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaka historia! Ja bałabym się jechać z taką odpowiedzialnością na swoich barkach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam serdecznie ♡
    Niedźwiedź jest pięknym zwierzęciem, dużym i puszystym. Jednak spotkanie go w lesie rzadko bywa przyjemne. Moja koleżanka z pracy była w górach i trafiła na dzikiego niedźwiedzia, który spacerował sobie po szlaku! Miała nagrania! Oczywiście obserwowała go z daleka. Jeżeli chodzi o temat niedźwiedzi, to mogę polecić fajny film "Na szlaku" właśnie o tematyce niedźwiedzia. Podchodzi pod horror. Cały rozdział jak zawsze fantastyczny droga Kasiu, cudownie jest przeczytać kontynuację twojej powieści :) No to kiedy w wersji papierowej? :D
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana jak wydasz tę książkę to ja chcę egzemplarz z autografem!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciszę się, że zaczełas pisac ciąg dalszy.
    Świetny odcinek.
    Alez tam sie dzieje, no jeszcze tylko Uszatka brakowało ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. O misiu czytałam z zapartym tchem. Wiesz Kasiu, słyszałam, że miś ule poprzewracał w Szczawnicy, za Czardą i przez jakiś czas miałam duszę na ramieniu idąc tamtędy 🙂 W ogóle mi się dobrze czytało, muszę w wolnej chwili wrócić do początku Twojej opowieści. Buziaki 🌺

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne, że wróciłaś znów do pisania, Kasiu :) Będzie, co czytać! Ależ tu się dzieje... a niedźwiedzia to ja tylko w zoo widziałam i oby nie stanął na mojej drodze. Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Na pewno znów nas czymś zaskoczysz :) Zawsze lubiłam Irę. Muszę Ci powiedzieć, że kiedyś więcej słuchałam rocka, kiedy czasy wydawały się beznadziejne i szare ta muzyka dawała siłę! Teraz jest podobno lepiej, tylko dla kogo? Dobrego, nowego tygodnia. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
  10. No i znów - dzieje się! Co prawda sytuacja się mocno skomplikowała, i to na wielu płaszczyznach Twojej opowieści, ale mam nadzieję, że w następnym odcinku... będzie nieco lepiej :)
    Cieszę się, że znów piszesz swoją sagę - trzymam kciuki za ciąg dalszy!
    Dobrego tygodnia Kasiu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak ja się stęskniłam za tym Twoim "Iść pod prąd". I za wypowiedziami Dawida. Dziękuję, że opublikowałaś kolejny jego fragment. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. to tylko dowodzi tego, że niektórzy ludzie nie potrafią zachowywać się odpowiedzialnie a potem są zdziwieni że coś się stało

    OdpowiedzUsuń
  13. Będę musiała zabrać się za wcześniejsze części, zwłaszcza że ten odcinek jak najbardziej ciekawie napisany. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak dobrze Kasiu że jesteś, że znowu piszesz tą opowieść
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  15. Kasiu, interesująca historia z misiem, gdyby nie była taką straszna. Wycieczki w góry z młodzieżą śnią mi się do tej pory jak najgorsze koszmary.
    Masz bardzo ciekawe hobby.:))
    Serdecznie pozdrawiam.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sie ciesze Celu, dziekuje serdecznie za wizyte i komentarze. Trzeba miec zelazne nerwy zeby chodzic z mlodieza na wycieczki. Sciskam Cie najmocniej.

      Usuń
  16. Miło było wrócić do tych bohaterów :) Pozdrawiam Cię Kasiu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi milo Kochana. Dziekuje i pozdrawiam najserdeczniej

      Usuń
  17. o, nie tylko malujesz ale i piszesz, jak fajnie :) chyba zerknę najpierw na poprzednie części :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje bardzo, pozdrawiam serdecznie :) Ciekawe czy Ci sie wczesniejsze spodobaja.

      Usuń
  18. Kasiu, dzięki za kolejny fragment powieści :-))
    Na początek otworzyłaś intrygujące wątki a potem dodałaś niesamowitej dramaturgii, dlatego dobrze się czytało i z zaciekawieniem oczekuję na dalszy rozwój wydarzeń.
    Ściskam Cię mocno i pozdrawiam gorąco!
    Anita

    OdpowiedzUsuń
  19. Brawo TY! Bardzo mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Ci!!! :) Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy. Dzieki

      Usuń
  20. Bardzo fajny styl pisania, czyta się szybko i lekko. Świetna fabuła! Pozdrawiam i czekam na kolejną Twoją twórczość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sie ciesze ze Ci sie spodobalo :) Dziekuje serdecznie

      Usuń
  21. Pozdrawiam Cię pięknie. Jak zawsze nie zawodzisz. Dziękuję za Twoje teksty

    OdpowiedzUsuń
  22. Super, że wróciłaś do pisania i od razu uraczyłaś nas mocnymi emocjami. Z ciekawości jak byś postąpiła na miejscu Calvina? Powinien Twoim zdaniem powiedzieć Justynie o Rebece?
    Przywitanie z Dawidkiem bardzo wzruszające <3.
    Dobrze też, że ciągle poruszasz ważne treści jak bezpieczeństwo w górach. Mimo iż miś jest najpopularniejszym pluszakiem to spotkanie z jego żywym odpowiednikiem to nie przelewki. Ale "wszystko będzie dobrze"? Zresztą nie pytam tylko biorę się za kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie mam pojęcia (a może zapomniałem po przeczytaniu gdzieś) jaka była przyczyna śmierci pana Nowaka. Taka sytuacja, gdy poznaje się kogoś nieco bliżej i śmierć tej osoby to dopiero coś trudnego do przejścia. Jak patrzę na tych co odeszli w ostatnich latach, to aż głowa mała. Czyżby w niebie potrzebny był aż tak mocny skład muzyczny, artystyczny?

    ,,Zarazy" Kazika słuchałem w kawałkach, odbiór różnorodny dość jeśli o mnie chodzi.

    Dzięki. :) Z kolanem już właściwie wszystko gra. Ostatnie szlify zostały, a potem ćwiczenia na dalsze miesiące i lata zapewne.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  24. Chyba mam sporo zaległości ale świetnie mi się czytało:) Masz fajny styl pisania, czyta się przyjemnie i z ciekawością. Muszę zajrzeć do poprzednich części.
    Serdeczności Kasiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewuniu bardzo się cieszę :) Cudownie się czyta takie komentarze, które jeszcze motywuja do pracy. Jak będziesz miała chwilkę możesz rzucić okiem na poprzednie odcinki :) Dziękuję Ci bardzo za czas na lekturę. Miło że Jesteś.

      Usuń

  25. Witaj Kasiu!
    Bardzo podobał mi się ten rozdział. Te dialogi wychodzą Ci świetnie - są takie żywe i naturalne. Aż przyjemnie się czyta.
    Już sie cieszyłam, że w końcu Justyna i Anglik będą razem a tutaj klops! Mam nadzieję, iż Justyna szybko wydobrzeje
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kochana. Bardzo mi miło, że się podoba. Teraz pasowałoby mi napisać ciąg dalszy. Już dawno nie pisałam i wypadłam z toru. Jakoś trzeba się rozgrzać.

      Pozdrawiam serdecznie

      Kasia

      Usuń