Proza, góry i muzyka

piątek, 19 kwietnia 2019

Z cyklu : Kasine pisanie 2 : Idąc pod Prąd


Ochotnica Dolna - Krościenko - kwiecień 2018




Justyna po długich namowach dała się w końcu przekonać na wspólne wyjście z bratem i przyjaciółmi. Stało się to oczywiście za sprawą Krysi Białko wezwanej po cichu przez Judytę, która bardzo chciała żeby  jej  córka wreszcie wyrwała się z domu. Obie uważały, że powinna czasem wychodzić z domu bez syna i trochę pożyć. Oj ciężko było z nimi dyskutować. Pozostała więc kapitulacja. Bezwzględne zawieszenie broni. Najlepsza kumpelka Justysi przyjechała do nich na godzinę przed wyjazdem i zadbała by wyglądała jak gwiazda kina. Przywiozła jej czadową sukienkę, która była praktycznie jak nowa. Z początku Justyna planowała iść w jeansach i w bluzce, ale gdy w końcu przymierzyła te kieckę uznała, że jest całkiem okay i może w niej iść. Nie było już zatem mowy o żadnych wykrętach czy kombinacjach. Skoro ustalili, że wychodzą to znaczy, że wychodzą... Z resztą czy nie głupio byłoby się teraz wykręcić? Jasne, że  głupio. Miejscem imprezowania miała być pewna miła knajpka przy rynku w Krościenku nad Dunajcem. Janek obiecał, że dołączy do nich po pracy, przy czym zapowiedział, że może się troszkę spóźnić. - Żeby w ogóle przyszedł, bo jak zaczyna mówić o spóźnieniu to ja już wiem, że coś mu wypadnie - marudziła Kynia (tak mówili na Krysie) kiedy wsiadali do samochodu Rafała jej byłego ukochanego który kiedyś  kochał ją jak wariat...Ona jego też.




Tymczasem młoda mama nadal gryzła się ze swoim sumieniem - czy rzeczywiście powinna była zostawiać syna z matką na tak długo? Wiedziała, że szybko do domu nie wrócą. Co będzie, jeśli znów mu się pogorszy, a jej przy nim nie będzie? Wtedy najbardziej potrzebował swojej mamy by go przytuliła, głaskała po głowie i nuciła jego ulubione kołysanki. Wiedziała, że jest dla niego najważniejsza i niezastąpiona. A co jeśli babcie sobie nie poradzą? - Jakoś nie mogła się opędzić od tych niepokojących myśli przez co wydawała się być nieco zgaszona i nieobecna. Poczucie niepewności niebezpiecznie narastało. Dawno nie zostawiała go z nikim na kilka godzin, co najwyżej na pół godzinki z babcią Jasią. Ostatnim razem, kiedy wyszła gdzieś sama na cały wieczór miał pięć miesięcy i jeszcze nie rozpoznawał obcych. Może nie będzie płakał i pójdzie ładnie spać po kolacji - pocieszała się Justyna. Ku jej zdziwieniu chłopiec okazał się tak podekscytowany obecnością babci Judyty, której dawno nie widział, że nawet nie zauważył, że mama wychodzi... Coś podobnego. Musiała za nim chodzić, żeby dać mu buziaka na do widzenia. Jeszcze niedawno to on by biegł za nią i ciągnął za rękaw, żeby nigdzie nie szła bez niego. Zapewne skończyłoby się na histerii, a ona musiałaby zostać w domu. Ale tym razem się udało. Może Kynia ma rację, może powinna się cieszyć z ich wspólnego wypadu i w końcu porządnie się zabawić. Już dawno nie spotkali się w pełnym składzie więc należało wykorzystać tę okazję i bawić się jak najlepiej, tym bardziej, że towarzyszył im ten sympatyczny Anglik. Dzięki niemu poniedziałek zaczął się nadzwyczaj miło. Nie spodziewała się, że tak szybko go polubi, a jeszcze ciekawsze było to, że od razu zdobył sympatię Dawida, który zazwyczaj podchodził do obcych ostrożnie i nieufnie. Calvin kupił go momentalnie i to nie tylko dlatego, że był przyjacielem jego ukochanego wujka Rafała, po prostu miał w sobie to coś czym przyciągał do siebie innych ludzi. Zaraz po śniadaniu młody Orzecki pokazał mu wszystkie modele samolotów jakie złożył z Jankiem, a potem wciągnął w swoją zabawę. Wszyscy domownicy byli pod ogromnym wrażeniem. 
  • Hej Orzecka,  wyluzuj wreszcie. Idziesz na imprezę, a nie na stypę. - Kynia trąciła przyjaciółkę w  bok. Miała nadzieje, że Justyna chociaż na chwilę przestanie się zamartwiać o syna i będzie się cieszyć tym spotkaniem. Ona się cieszyła. 
  • Nie martw się o Dawida Justyś. Jestem przekonany, że chwilę bez ciebie wytrzyma - uspokajał ją Calvin siedzący obok Rafała prowadzącego samochód. Bardzo chciał żeby się wyluzowała i dobrze bawiła. Gdy to mówił patrzył Justynie głęboko w oczy, a w jego spojrzeniu był ten zawadiacki błysk, którym momentalnie ją urzekł. 
  • Staram się nie martwić, ale... - Orzecka ciepło uśmiechnęła się do kumpla Rafała. Podobał jej się jak cholera i nie umiała tego ukryć ani temu zaprzeczyć. Już dawno nie spotkała kogoś takiego. Fajnie wyglądał w skórzanej kurtce i jeansach, fryzura też mu pasowała, dodawała mu uroku i podkreślała charakter. Zawsze lubiła facetów z dłuższymi włosami. -  Już dawno go nie zostawiłam samego na dłużej i nie wiem jak to odbierze. Lubi, gdy jestem blisko, gdy choruje.  
  • Z tego, co widzę to cholernie odważny i zaradny chłopak - oznajmił Calvin i odwzajemnił Justynie uśmiech. Równocześnie odgarnął włosy z twarzy do tyłu, bo nie za bardzo lubił, gdy mu leciały do oczu. - Da sobie radę. 
  • Pewnie, że sobie da radę bo to super zuch. Już sobie owinął obie babcie wokół palca - zapewnił ich Rafał śmiejąc się do przedniej szyby, od której nie odrywał wzroku. - Szczególnie naszą mamusie. 
  • To samo jej mówię - powiedziała Kynia patrząc na Justynę. 
  • Dawid każdemu da radę, to prawda - przyznała Justyna i zaczęła się śmiać.  Chwilę patrzyła przez okno po swojej stronie. - Ukochaną ciocie Kynie już dawno rozmiękczył. 
  • Kobiety będą z nim miały pod górkę  - powiedział ubawiony Brytyjczyk i puścił dziewczynom oko. 
  • Tak jak ze mną - wtrącił się Orzecki. Ależ był z siebie dumny. - Wiecznie pod górkę. 
  • Skup się lepiej na kierownicy Raf - poradził mu przyjaciel i znów się odwrócił do dziewczyn. 
  • Fajnie, że się wreszcie wyrwałaś z tej chałupy. Co prawda trzeba było cię troszkę do tego przymusić, ale zamierzony cel został osiągnięty. A ta kiecka to leży na tobie jak ulał. Idealnie. To była moja ulubiona wiesz?  Niestety już się w nią nie mieszczę. - Rzeczywiście Kynia miała troszkę w biodrach, ale nikomu to nie przeszkadzało. A jej samej najmniej. W pełni akceptowała siebie taką jaką jest. Nie świrowała tak jak jej koleżanki z pracy z różnymi magicznymi dietami - po prostu jadła zdrowo i tyle ile potrzebowała. Do tego biegała, rano i wieczorem też - oczywiście dla zdrowia nie dla figury. Charakteryzowały ją ładna drobna twarz i regularne rysy. Miała śliczne ciemnozielone kocie oczy, a przy tym mega długie rzęsy, całkowicie naturalne, których zazdrościły jej dziewczyny posiadające płaskie brzuszki. Krótkie do szyi wycieniowane włosy w kolorze ciemnego mahonia z jasnymi pasemkami idealnie pasowały do twarzy. 
  • A ty czemu kiecki nie założyłaś? -  Justyna spojrzała z wyrzutem na koleżankę, która wdziała na siebie modne podziurawione jeansy, koszulę w kratkę, pikowaną czarną  kurtkę i czarne szpilki. 
  • A co ty laska myślisz, żeby mi się chciało pół dnia grzebać w tej mojej przepastnej szafie? Chyba bym do rana nie skończyła, bo znów mam w niej taki bałagan że ho ho. - Po tych słowach Białko parsknęła śmiechem. 



Kiedy ostatnio przyjechała do matki z Dawidem zostali u niej cały dzień. Wieczorem musieli wracać do Ochotnicy ze względu na wizytę małego u laryngologa. Gdyby mogła ją przełożyć na popołudnie zostaliby  w Krakowie do rana. Judyta była  bardzo niepocieszona bo uwielbiała swojego jedynego wnuczka. Poszli razem nad Wisłę i karmili łabędzie na bulwarach koło Wawelu, co sprawiło chłopczykowi wiele radości. Kochał obserwować tańce łabędzi na wodzie. To było niesamowite widowisko. Po obiedzie uczestniczyli w rejsie statkiem, a to jeszcze bardziej spodobało się małemu. Za żadne skarby nie chciał zejść z pokładu. Zakończywszy wycieczkę poszli z powrotem do Judyty. Mieszkała w eleganckim apartamencie o dużych oknach przy ul Smoczej. Dzieliła go z przyjaciółką z pracy, która jednak rzadko w nim bywała, ale regularnie płaciła swoją część za wynajem. Justyna też niezbyt często do niej wpadała, głównie ze względu na to, że młody często chorował. Jej matka rozumiała to, ale gdzieś tam w głębi czuła się potwornie samotna. Chciałaby częściej widywać córkę i wnuka, o synu nie wspominając. Miała nadzieję, że latem kiedy zdrowie Dawidka się unormuje będą z Justyną częściej u niej gościć. Trzymała dla nich mały pokoik z balkonem obok kuchni. Justyna nie rozumiała po co jej mamie taki eksluzywny apartament, jednak nie robiła na ten temat żadnych uwag. Sama zarabiała na swoje utrzymanie i jeszcze dbała o wnuka. Kiedyś wszyscy razem mieszkali w Podgórzu... Jeszcze zanim umarł ich tata. Dwa lata po jego śmierci Rafał wyjechał do Angli, a kiedy babcia Jasia zaniemogła zdecydowali, że Justyna zamieszka z nią na stałe  w Ochotnicy Dolnej. Od tamtej pory opiekowała się nią, a babcia wspierała ją psychicznie. Wtedy Judyta postanowiła sprzedać ich stare mieszkanie i zaczęła wynajmować ten apartament. Biorąc pod uwagę spore zarobki mogła sobie na nie pozwolić.  Było ładne, jasne, duże i wygodne. Królowały pastelowe kolory na ścianach. Meble były koloru beżowego i białego. Przestronna kuchnia miała jasno zielone ściany, a prócz tego w pomieszczeniu tym rządziły kwiaty, głównie paprotki i krokusy w ciemno zielonych donicach - to pomieszczenie podobało się Justynie najbardziej. Uwielbiała mieć wokół siebie dużo roślin i drzew i z tego względu wolała ich  przytulny dom w Ochotnicy Dolnej z ogrodem i widokami na Gorce. Nie mogłaby już mieszkać w dużym mieście.


  • No jak tam Coulter, zaaklimatyzowałeś się już? - Orzecki oderwał wzrok od szyby i rzucił okiem na lekko zmulonego przyjaciela. Po chwili dodał. - Tylko nam nie padnij na tej imprezie, bo będzie kiszka. Mocna kawa by ci się przydała. 
  • Jakoś wytrzymam, spoko - zapewnił go Anglik i przetarł palcami zmęczone oczy. Faktycznie był trochę wycięty. W trakcie lotu spał niewiele, a w drodze z Krakowa do Ochotnicy wcale, bo cały czas rozmawiał z Rafałem i Judytą. Ostatnio w ogóle mało spał. 
  • Gdyby Dawid nie wymyślił sobie tej zabawy to byś się, choć trochę zdrzemnął. - Justyna miała wyrzuty sumienia, że jej syn nie dał odpocząć ich gościowi. - Nic nie odpocząłeś po tej podróży. 
  • W porządku, nie przejmuj się tym wcale. - Calvin posłał siostrze kolejny uroczy uśmiech. Wcale nie krzywdował sobie, że poświęcił temu małemu trochę czasu. 
  • Cal to twardy gość siostra - przekonywał siostrę Rafał. Jedną ręką grzebał w schowku za zapalniczką, drugą trzymał na kierownicy. Miał prosić Coultera, żeby sprawdził w drugim schowku, ale nagle sobie przypomniał, że przecież wsadził ją do kieszeni. Wyjął ją i odłożył na bok  - Już dawno się przyzwyczaił do tego, że mu dzieciaki trują dupę od rana do wieczora. Żebyś go widziała w akcji. 
  • Co nie znaczy, że nie ma prawa do odpoczynku - kłóciła się z bratem Justyna. 
  • Zaręczam ci Justyś, że Anglik daje radę. - Mrugnął okiem do lusterka. Powoli zbliżali się do mostu w Tylmanowej. 
  • Trochę się dłuży ta jazda, ale przynajmniej widoki są super.  - Calvin nie mógł odkleić nosa od szyby. Był oczarowany tymi widokami za oknem. Nigdy wcześniej nie widział piękniejszej wioski położonej w górach, a ta była po prostu przepiękna. U niego w Anglii też były góry, ale na północy kraju przy granicy ze Szkocją. Ostatni raz był w górach zanim się ożenił. - Daleko jeszcze do tego Krosienka? 
  • Nie do Krosienka Cal tylko do Krościenka nad Dunajcem - poprawił go szybko Rafał. - A poza tym... aaa cholera jasna! - Rafał musiał nagle gwałtownie zahamować, bo na ulice wybiegł jakiś bezpański pies, mieszaniec pudla z czymś tam. Niewiele brakowało, aby go potrącił.  - Mogłem cię zabić ty gapo jeden! - Te słowa skierowane były oczywiście do psa, który samotnie szwendał się po wsi. - Jezuuuu! 
  • O matulu, nie znoszę jak tak nagle wybiegają na ulicę - oznajmiła półgłosem Białko. Zlękła się gdy Rafał  nagle zahamował. 
  • Co poza tym? - przypomniał kumplowi Anglik. Rozpiął sobie kurtkę, bo nagle zrobiło mu się ciepło. Bardzo lubił chodzić w skórze, a ta kurtka była jego ulubioną - Zacząłeś coś mówić. 
  • No masz ci los,  zgubiłem wątek - wytłumaczył się Orzecki i poprawił ciemne okulary. 
  • Słoniowa pamięć braciszku. - Justyna parsknęła śmiechem. 
  • A ta rzeka to się tak ciągnie przez całą wioskę? - zapytał  Coulter. Nie  mógł się doczekać, kiedy będzie mógł pójść tu i ówdzie, gdy pozna te niesamowite okolice. Cały czas się kręcił, obracał, żeby jak najwięcej zobaczyć w czasie jazdy. 
  • Właściwie to ona przepływa przez dwie wsie, a nazywa się Ochotnica i jest dopływem Dunajca, który oddziela Gorce od Beskidu Sądeckiego  - wyjaśniła Kynia i posłała Calvinovi czarujący uśmiech. 
  • Czyli ta rzeka nazywa się tak samo jak ta miejscowość, gdzie mieszkacie? - złapał od razu Anglik.
  • Są dwie Ochotnice Calvin, Górna i Dolna - sprecyzowała góralka. - Justynka mieszka w Dolnej, a ja z Jankiem w Górnej. Do 1910 roku istniały jako jedna wielka wioska i miała 25 km długości. Obecnej nazwy używa się od połowy XVI wieku, dawniej nazywano ją Ochodniczą co wzięło się z tego, że była ona ścieżką która umożliwiała obejście dla kupców wędrujących z Nowego Targu na Sądecczyznę, zaś z serbskiego Ochotnica oznacza hale wypasową przypuszczamy zatem, że kiedyś były tu polany do wypasania owiec używane przez osadników wołoskich. 
  • Noooo, muszę powiedzieć, że to kawał ciekawej historii - zachwycał się Coulter.  - Brawo Kynia. 
  • Dzięki, dzięki. Dodam jeszcze, że dolina rzeki w której leżą obie wsie znajduję  się pomiędzy dwoma ważnymi pasmami, Gorca  i Lubania. Gdy jedziemy w kierunku Tylmanowej pasmo Lubania masz po prawej na południu, a po lewej pasmo Gorca. - Mówiąc Krysia pokazywała palcem co jest co. 
  • O rety  Słoneczko, ale z ciebie fachowiec - rzucił do góralki uśmiechnięty Rafał. Ton jego głosu był czuły jak nigdy. 
  • Sam jesteś Słoneczko. - Białko zrobiła do Orzeckiego głupią minę. Zaraz ją zastanowiło, co on się tak nagle do niej przymila. Co go napadło? Z drugiej strony cholernie brakowało jej tych jego czułości i droczenia się... Naprawdę za tym tęskniła...  i za nim. 
  • Twoje słoneczko - powiedział i posłał jej całusa. Był ciekawy co na to odpowie. 
  • Już od dawna nie moje z tego, co pamiętam. - Krysia przytuliła głowę do szyby. 
  • Kobieto...  - Mógł się spodziewać, że tak właśnie mu odpowie, ale ubodło go to dość srodze.  Kiedy natrafił na ciekawskie spojrzenie Brytyjczyka spytał. - Chcesz coś powiedzieć Coulter?  
  • Tylko jedno Orzecki... Zapal sobie, bo zaczynasz gwiazdorzyć - odpalił Calvin i posłał kumplowi szelmowskie spojrzenie. 
  • O właśnie, właśnie - skwitowała rozbawiona góralka. - Jak nie masz fajeczek to cię poczęstuje. 
  • Nadal mnie karasz za tamto? Jak długo jeszcze? - Miał na myśli swój ostatni występek, który popełnił w zeszłoroczne ferie. Była wściekła, bo głupio jej dociął przy kuzynce (chrześnicy jej ojca Lenie)  na temat, którego w ogóle nie powinien poruszać publicznie, a potem jeszcze dolał oliwy do ognia całując się z tamtą na werandzie. To było beznadziejne i bez wątpienia zasługiwało na strzała w pysk. Nie miał prawa mówić Lenie tego, co wiedział o jej znajomym, ponieważ Kynia mu zaufała. Powinni mu obciąć ten głupi jęzor.  
  • Nie rozumiem Rafał. - Skłamała gdyż nie chciała zaczynać drażliwego tematu przy Angliku i Justynie. Wybaczyła mu tamto, ale nie chciała więcej o tym rozmawiać. Strasznie ją wtedy zawiódł i nawet nie wiedziała czemu wtedy tak zrobił. 
  • Nieprawda Kynia. Doskonale wiesz o czym mówię. - Krakus docisnął pedał gazu i pomknęli dalej siedemdziesiątką. Był rozdrażniony. Tak się starał żeby naprawić swój błąd, a ona nie chciała odpuścić. 
  • Możesz przestać. - Krysia posłała Rafałowi lodowate spojrzenie. Nie chciała się znów kłócić z byłym facetem, była to ostatnia rzecz na jaką miała teraz ochotę. Kiedyś tak bardzo za nim szalała, jak wariatka -  rzecz jasna ze wzajemnością, bo on też miał okropnego fioła na jej punkcie. Oczywiście nadal jej się podobał, teraz był jeszcze przystojniejszy niż wtedy, gdy ze sobą chodzili ( czarne jak heban włosy ostrzyżone miał na komandosa, a regularne ciemne rysy i piękne piwne oczy po matce wciąż mieszały dziewczynom w głowach), ale nie było już między nimi tego, co kiedyś. To co do siebie czuli zostało uśpione i czekało aż na nowo wzniecą ten płomień, który wtedy w nich płonął. 
  • Zwolnij żesz bratku, bo nas pozabijasz - upomniała Orzeckiego siostra. Mało brakowało żeby poleciała do przodu i uderzyła w oparcie fotela kierowcy, chociaż miała zapięty pas. 
  • Już dobrze, przepraszam. 
  • Pięknie tu sobie mieszkacie, dosłownie raj na ziemi - oświadczył Anglik, który starał się sprowadzić rozmowę na łagodniejsze tory. Zachwyt bił z jego spojrzenia, a z głosu wyzierał entuzjazm. Tak się cieszył, że tu z nimi jest, że otacza go takie piękno. Ochotnica Dolna była śliczna, zielona i malownicza jak jego York, przypominała krainę z filmów Tolkiena i C.S. Lewisa. 
  • Hej Cal, a ty wiesz, że ja z pochodzenia jestem krakusem? - zagaił Orzecki i dotknął gałki hamulca. - Justyna też, chociaż więcej bywała tutaj niż tam. 
  • Krakusem? - Calvin zmarszczył brwi. Nie bardzo wiedział o co chodzi. Jeszcze nie znał tej nazwy.
  • Krakusami nazywa się tych, którzy urodzili się i zameldowani są w Krakowie - wyjaśnił mu Rafał. - Babcia Jasia natomiast jest rodowitą Góralką. Całe życie spędziła na Podhalu. Łukasz też.
  • Myślałem, że mówi się krak... krako... wianinami.  - Ta gimnastyka języka przyprawiała go czasem o zawrót głowy. Najgorsze jednak była ta odmiana przez przypadki oraz słowa zawierające szc i cz. Przekleństwo dla Anglika. 
  • Krakus i Krakowianin to to samo - oświadczyła Justyna. Uśmiechnęła się. 
  • Janek też jest Krakusem? - Coulter uważnie przyglądał się przyjacielowi. 
  • Nieee, Jasiek jest tutejszy, ale jakiś czas mieszkał z rodzicami w Krakowie. Wrócił tu na stałe po skończeniu liceum - odparł Orzecki i sięgnął do hamulca. Gapił się w przednią szybę jak zahipnetyzowany. - Średnio się tam czuł, bo od brzdąca jest  przywiązany do gór. 
  • Nawet mówi trochę inaczej niż ty - zauważył  Anglik. Mówiąc to grzebał przy swoim zegarku na ręce. 
  • Oj Angliku, jak on się czasem zapomni to napieprza tą swoją gwarą góralską jak automat - śmiał się Krakus. - Nie zdziw się jak ci kiedyś Zuber poleci taką gadką. Nie będziesz wiedział o co biega. 
  • Tak się składa Orzecki, że Janek napieprza gwarą tylko z miejscowymi  
  • Ale super kawałek teraz leci - zachwycał się Calvin. Słuchali właśnie składanki najlepszych polskich przebojów i był zachwycony. Artysta który akurat śpiewał miał piękny łagodny głos o ładnej barwie. Tekst również był świetny. Pogłośnił utwór i powiedział. - Rewelacja!
  • To Grzegorz Turnau, taki nasz wybitny krakowski artysta - oznajmiła Justyna. Była niezwykle dumna z krakowskich artystów.  Kochała również Grupę pod Budą, Maję Sikorowską oraz Maanam, Skaldów, a także Wodeckiego i Zauchę.
  • Czyli też Krakus? - Calvin uśmiechał się do niej rozbrajająco, a Justyna odpowiedziała mu tym samym. - Bożeeeee, co za niesamowita kobieta - pomyślał nie odrywając od niej wzroku. 
  • Zgadza się Calvin  - potwierdziła zachwycona Kynia. Ten kumpel Rafała spodobał się także jej. Okazał się być cholernie atrakcyjnym urodziwym, przystojnym i jednocześnie bardzo sympatycznym facetem... No i świetnie sobie radził z gadaniem w ich języku. - Muszę powiedzieć, że świetnie mówisz po polsku. Na pewno jesteś Anglikiem? 
  • Do tej świetności to jeszcze daleko, ale dziękuję Kynia. - Było mu miło, że ktoś zauważył że jakoś sobie radzi. 
  • W końcu miał dziadka Polaka, matkę Polkę i niańke, która nieustannie szprycowała go tekstami z Pana Tadeusza - wtrącił się Orzecki, a potem zaczął się chichrać jakby się nawdychał helu.
  • No właśnie - potwierdził Anglik i pokiwał głową. 
  • O cholera! - Kynia prawie osłupiała z wrażenia.  Justyna także. - Niezła była ta twoja niania.
  • Możecie go odpytać z Inwokacji jak chcecie - żartował dalej Rafał. - Zobaczycie jaki jest obkuty.
  • Anglika chcesz katować Panem Tadeuszem? - Justyna popatrzyła na brata jak na wariata. -  Chyba zwariowałeś. 


Janek czekał na nich w rynku przy studni w towarzystwie swojej kuzynki Majki. Nie miał już na sobie służbowego stroju ratownika tylko klasyczne ciemne jeansy, czarny podkoszulek z białymi napisami oraz czarną skurzaną kurtkę. Kiedy do niego podeszli zaczęło się wielkie ściskanie jakby nie widzieli się wieki. Zuber bardzo się ucieszył na widok Calvina, którego dawno nie widział. Nie spodziewał się, że Orzecki go przywiezie w swoje ukochane strony. Pewnie chciał im zrobić niespodziankę skoro nie uprzedził że zabiera ze sobą Cala. Janek i Anglik lubili się wzajemnie, ponieważ mieli ze sobą wiele wspólnego, jednym słowem nadawali na tej samej fali. Obaj byli ciepli, pogodni, charyzmatyczni z charakterem, totalnie oddani swoim pasjom oraz pracy. Róźniło ich jedynie to, że Coulter był indywidualistą i rzadko bywał wylewny... w zasadzie w ogóle. Kobiety uwielbiały w nim tą tajemniczość, pociągało je to na całego. 



Dziewczyny zarezerwowały stolik w małej klimatycznej góralskiej knajpce o nazwie Rikon znajdującej się przy ulicy św. Kingi. Działała tu od roku i szybko zdobyła uznanie miejscowych oraz turystów. Maja Czerwińska, która przyszła na spotkanie z Jankiem przyjechała poprzedniego dnia z Gdańska. Wziął ją ze sobą, bo chciał żeby poznała jego najbliższych przyjaciół i złapała od nich bakcyla na łażenie po górach.  Oczywiście wcześniej uzgodnił to z Krysią i Justyną, aby wzięły pod uwagę większy stolik. Dwudziestoczteroletnia mieszkanka Gdańska i studentka Uniwersytetu Toruńskiego okazała się być całkiem ładną zgrabną i dość wysoką osóbką o długich ciemno blond włosach zaplecionych w gruby warkocz. Z początku sprawiała wrażenie dość nieśmiałej i małomównej, ale po kilku kieliszkach zaraz się rozluźniła i zrobiła się bardziej rozmowna.  Natychmiast wpadła w oko Rafałowi, tak go oczarowała, że całkiem zapomniał o Kyni, całą swą uwagę poświęcił wyłącznie jej. Kuzynka Janka bez problemu dotrzymywała mu kroku, oboje szaleli na parkiecie bez opamiętania. Tymczasem dotknięta do żywego Kynia dawała się porywać innym przystojniakom w lokalu, żeby pokazać Krakusowi, że też ma go gdzieś. Niech wie, że i ona ma sakramenckie powodzenie i również może przebierać w facetach. Wcale nie musi się przejmować jakimś Orzeckim. 

Justyna która cichaczem przyglądała się bratu zabawiającemu Majkę czuła tylko irytacje i złość. Nie tak miało być, nie po to znów się spotkali żeby ten ciołek olewał Kynie. Jeśli tak chciał ją odzyskać to niech go cholera... Swoją drogą to bardzo ciekawe, że tak szybko zaskoczył z tą Czerwińską. Co się stało, że nagle potrafił okazać jakiejś dziewczynie tyle zainteresowania? Czyżby aż tak się zmienił?  Od rozstania z Kynią z żadną inną istotą płci pięknej nie nawiązał tak bliskiej relacji co wynikało z opowieści Janka. Zazwyczaj to kobiety zaczepiały jej braciszka  i starały się o jego względy, a on ciągle zgrywał niedostępnego.



  • No patrz ta ludzie, zostawił nas łosiek jeden. Na kiego licha ja to dziełuche ze sobą zabierołem?  - Janek z niedowierzaniem wpatrywał się w Rafała tańczącego z jego uroczą kuzynką. Nie trudno było dostrzec, że oboje przepadli za sobą. To był moment. - Przecież on lada moment straci dla niej łeb.  Już niewiele brakuje. 
  • Albo już stracił - dopowiedział siedzący na przeciwko Zubera Calvin. Wsparłszy łokcie na blacie stołu splótł dłonie i posłał dziewczynom diabelski uśmieszek.
  • Najwidoczniej.  - Janek ściszył głos do szeptu w obawie, że Rafał to usłyszy i będzie się na nim mścił. - Nawet mu nie przeszkadza, że ona jest dziesięć lat młodsza od niego. 
  • No tego to bym się po nim nie spodziewał. - Calvin spoglądał na Krakusa z ukosa i kręcił głową. - Zazwyczaj przebiera w panienkach bez końca i nigdy nie jest zadowolony. 
  • A kto by się tego spodziewał? - Powiedziawszy to Jasiek spojrzał na Kynie i skinął ku niej głową. - Z tym Kyni Orzeckim to nigdy nic nie wiadomo.
  • Ty to się już lepiej na ten temat w ogóle nie odzywaj Zuber - skarciła go wkurzona Krysia. -  Gdybym wiedziała, że on takiego szmyrgla przez nią dostanie to bym ci zaraz wybiła ten durny pomysł z głowy. Trzeba było jeszcze Wasiakową zabrać żeby za przyzwoitkę robiła. A poza tym... to już od dawna nie jest mój Orzecki więc daruj sobie Jasiek. - Strasznie ją bolało, że facet z którym kiedyś tyle ją łączyło teraz ma ją  gdzieś...  ale cóż, życie. Odkąd zamieszkał w Angli stopniowo się od siebie oddalali, aż w końcu przestali być parą. Kiedy zdali sobie z tego sprawę było już za późno na ratowanie tego. 
  •  Skoro to nie twój Orzecki to chyba nie masz powodu być zła o Majkę. - Janek był mocno zaskoczony reakcją przyjaciółki. 
  • Powiedział co wiedział cholera! - Białko sięgnęła po swoją szklankę z piwem i upiła kilka łyków. 
  • Dziwisz się Kyni, Janek? - spytał Anglik. Przy okazji łypnął okiem na siedzącą koło Krysi Justynę, która obejmowała przyjaciółkę ramieniem. - Bo ja wcale. Może się za nim stęskniła, a ten Orzecki buja się tylko z Majką  jakby tu byli sami. Normalnie krew człowieka zalewa. 
  • Widocznie stęsknił się za czymś innym - skwitowała zawiedziona góralka.
  • Ciekawe, bo ostatni tydzień przed wyjazdem to on tylko o tobie gadał... jak nakręcony - podkreślił Calvin. Nagle spoważniał. - Non stop nawijał że jesteś śliczna mądra, seksowna, fascynująca i że jego życie bez ciebie to piekło. - Faktycznie, Rafał miał sporo racji co do tej swojej Krysi, on jednak najbardziej skupiał się na Justynce. Ta dopiero była cudowna. Mogła być Panią Świata. - No nie radzi sobie facet. 
  • Uważaj, bo ci uwierzę. - Góralka spojrzała na Brytyjczyka tak jakby powiedział coś bardzo nieprawdopodobnego. Ciężko jej było uwierzyć w te słowa, gdy Orzecki zachowywał się tak a nie inaczej. Zupełnie ją olewał. Gdy jechali do Krościenka nad Dunajcem miała nadzieję że tym razem będzie inaczej, że się do siebie zbliżą, a tu takie rozczarowanie. Jak kochała Janka tak teraz chciała go zamordować za to, że wziął tą Majkę ze sobą. 
  • Rafał tak mówił? Przecież on się do żadnej słabości nie przyzna - oświadczyła zaskoczona Justyna i zaczęła się śmiać. Wbiła pełne konsternacji spojrzenie w przyjaciółkę. 
  • Nie patrz tak na mnie Justi. Nic z tego nie kapuje. - Kynia poprawiła włosy. W stronę Rafałka i Majki nawet nie chciała patrzeć. 
  • Tęskni za tobą Kynia, tęskni - zapewnił ją uśmiechnięty Coulter. - Nawet przez sen o tobie gada i mój brat Peter może to potwierdzić... Kiedyś go nawet nagrał.
  • Oooo Jezu nie mów. -  Góralka i parsknęła śmiechem. - Daj mi tu tego Peter' a.
  • Ale z ciebie magik cholera - rzuciła do Calvina zachwycona Krakuska.  - Z tego Peter' a też. Ja to się musiałam nagadać żeby się brat przede mną otworzył. - Po tych słowach zaczęła się histerycznie śmiać, góralka też. 
  • Czy ja wiem. - Mówiąc to Anglik wpatrywał się w siostrę przyjaciela jak w dzieło sztuki. - To  raczej zależy od jego nastroju i chęci. - Podniósł szklankę do ust i upił kilka łyków. Bardzo mu smakowało to polskie piwo.  Goryczka była w sam raz. 
  • Janek, a ty się dziś z nami nie napijesz? - zaczepiła kumpla Kynia. Chciała sprowadzić rozmowę na inny tor i jednocześnie rozładować napięcie. 
  • A kto was potem odwiezie do domu? - Janek uśmiechnął się do niej półgębkiem. Tego wieczora miał się zadowolić colą z lodem i cytryną.  
  • Weź nie chrzań Zuber. Taka okazja, a ty się migasz - skarciła go niezadowolona przyjaciółka. - Przecież możemy taksówką wracać  kombinatorze...  - Zmierzwiła mu czuprynę.
  • Niby tak, ale jutro trzeba by tu wracać po samochód więc to trochę bez sensu. - Jasiek kręcił nosem. - Poza tym mój żołądek nie strawi dziś żadnej dawki alkoholu. Wybaczcie. 
  • Spoko głowa Janek, Rafał wypije za niego... jak zawsze - oświadczył ubawiony Calvin, a potem stuknął się ze wszystkimi szklanką. - Nasze zdrowie!!! 
  • Przepraszam czy podać państwu coś do jedzenia? - spytał kelner, który podszedł niespodziewanie do ich stolika. Prędko pozbierał z blatu puste naczynia i postawił je na tacce. 
  • Poproszę kwaśnicę na żeberku, podwójną porcję - zdecydował się Janek. - Po tym dyżurze jestem głodny jak cała wataha wilków. Dziękuję. 
  • W takim razie ja też poproszę tą kwaśnicę z żeberkiem - zdecydował Calvin. Zaczął się rozglądać po lokalu. Podobało mu się, że wewnątrz było swojsko jak w typowej  starej drewnianej chacie. Obrazy w sepii porozwieszane tu i ówdzie oprawione w antyramy dodawały jej uroku, podobnie rzeźbione oparcia ław, na których siedzieli. Uwielbiał takie miejsca. 
  • A dla pań co będzie? - Młody kelner zwrócił się do Kyni i Justyny. Był nowy w obsłudze, poza nim znali wszystkich. Mógł mieć góra dwadzieścia trzy lata. 
  • Ja poproszę góralskiego grzańca, moja przyjaciółka to samo - odpowiedziała Orzecka. 
  • Oczywiście, zaraz przyniosę. - Powiedziawszy to mężczyzna oddalił się. 
  • No i co Calvin? Jak ci się u nas podoba? - zapytał wreszcie Zuber. Był rozpromieniony i pogodny. Cieszył się że spotkania. Ciemnobrązowe oczy w otoczce długich rzęs same się śmiały. Dziewczyny uwielbiały jego urocze dołeczki w policzkach. 
  • Jest niesamowicie. Cieszę się, że Raf mnie w końcu zabrał w swoje piękne strony - Anglik dosłownie promieniał ze szczęścia. Od razu poczuł się tak jakby był u siebie, a nawet lepiej. Atmosfera w domu Orzeckich była ciepła i serdeczna. Tego mu brakowało. 
  • Na ile wpadliście? - Janek przeczesał palcami kruczoczarną czuprynę. 
  • Rzekomo na trzy tygodnie. O ile nic nam nie wyskoczy. - Sięgając po szklankę dotknął dłoni tej pięknej roześmianej Krakuski, a ta o dziwo nie cofnęła jej. Czyżby sprawiło jej to przyjemność? Miał nadzieje, że tak. 
  • Eeeeeee noo to super! - Janek okazał entuzjazm klaszcząc w dłonie. - Będzie można razem połazić po górkach. Ja może też dostanę kilka dni wolnego to się z wami szarpnę na jakieś gorczańskie szczyciki. 
  • Ty i wolne Zuber?  - spytała zdziwiona Kynia. - Od kiedy to pracoholicy mają wolne?
  • Jestem za, jak najbardziej - oznajmił Coulter, któremu pomysł górala bardzo się spodobał. Posławszy dziewczynom urzekający uśmiech powiedział. - Mam  nadzieję, że dziewczyny też się z nami wybiorą. 
  • Postaramy się, nie Justyna? - odezwała się za nią kumpelka. Justyna potwierdziła kiwnięciem głowy. 
  • A co powiesz o naszej ulubionej knajpce? - zapytał znów Jasiek. - Widziałeś kadry z Janosika? 
  • Bardzo fajne i klimatyczne miejsce. Rafał mówi o nim... czekaj... a że czadowe - odparł zadowolony Coulter. Mówiąc to patrzył na kolegę.  - Cokolwiek znaczy to czadowe. 
  • To jest tradycyjna góralska chata - zaczął opowiadać Zuber. - Kiedyś w tym budynku mieszkali normalnie ludzie, ale wyemigrowali do USA i sprzedali go takim jednym z Krynicy. A z kolei rodzice tych z Krynicy mieszkali kiedyś w Szczawnicy. W sumie to długa historia.  Jakbym zaczął opowiadać to bym skończył za tydzień. - Po tych słowach roześmiał się na całego. 
  • Ej stary, no przecież ja wiem jak ty potrafisz opowiadać. Jesteś w tym tak dobry, że nawet Rafał cię nie przebije. - Calvin klepał górala po barku. 
  • Nasz kochany genialny Jasiu. - Justyna nachyliła się do kumpla i cmoknęła go w oba policzki.
  • Ale się podlizujesz Orzecka - zażartował Janek.  
  • Ejżeeee, a co to za całowanie się w miejscach publicznych? - usłyszeli donośny głos Łukasza, naczelnika Gopru, który udawał teraz bardzo oburzonego. Patrzył na nich niby srogo niby z rozbawieniem. Brat mamy Justyny i Rafała był tak naprawdę bardzo sympatycznym gościem. - Napastujesz obywatelko mojego podwładnego. 
  • A gdzież tam, wcale nie  - zaprzeczyła Justyna i strzeliła minę niewiniątka.
  • O kurcze szefie, uszanowanko. A co szef tu robi o tak młodej porze? - zdziwił się Janek.  Patrzył na stojącego nad nim Łukasza Figłę z zaciekawieniem. 
  • Przyszedłem się napić czegoś mocniejszego. Mogę się na chwilę do was przysiąść? - Strzelił do nich uśmiech karpia.
  • Oczywiście, że tak,  siadaj. - Justynę ucieszył widok Łukasza. Brat Judyty i zarazem chrzestny jej i Rafała był zawsze mile widziany w ich towarzystwie. Potrafił jednocześnie zagadać i rozbawić. 
  • Dobry wieczór panie naczelniku, zapraszamy  - powitała go radośnie Kynia. Ona również bardzo lubiła Łukasza. - Brat twojej mamy to kawał fajnego faceta, aż dziwne, że nikogo nie ma  - powiedziała kiedyś przyjaciółce. 
  • Witaj Kyniu, hej - odpowiedział Krysi, a potem zwrócił się do Zubera. - Co jest Jasiek?... O nie, nie, nawet nie pytaj jak było na dyżurze. - Doskonale wiedział, że młody ratownik zamierza go o coś spytać. -  Żadnych pytań o pracę, słyszysz? 
  • Ale ja nawet nie zamierzałem szefa o to pytać - wypierał się Zuber. Miał minę niewiniątka. 
  • Może się rozpłaszczysz Łukasz - zaproponowała Justyna. 
  • Tak, tak zaraz tylko... - Urwał gdy zauważył Rafała. - Ooo widzę, że nasz Rafałek ledwo wrócił do kraju i już twardo romansuje. - Łukasz sprawiał wrażenie mocno zaskoczonego. Z niedowierzaniem wpatrywał się w swojego siostrzeńca, który w tańcu przytulał bardzo ładną młodą kobitkę. Sam by z nią potańczył, może nawet poflirtował, ale na żadne romanse nie mógł sobie na razie pozwolić. Wciąż miał zbyt mało czasu na poznanie kobiety. Stale kogoś ratował więc z trudem znajdował czas dla córki, a co dopiero dla innych kobiet. 
  • Z moją kuzynką - poinformował go Janek drapiąc się w czoło. - Aż sięboje myśleć co z tego wyniknie. 
  • Przepraszam, czy w tej Angli nie ma już żadnych ładnych polskich dziewczyn? - Łukasz skrzywił się teatralnie i potarł palcem świeżo ogoloną brodę. Jego krótkie ciemne włosy były lekko podniesione do góry. Gdy się rozglądnął jego wzrok natrafił na twarz Calvina. - Oooo chyba widzę tu jakąś nową twarz, dobry wieczór. 
  • No właśnie szefie, poznaj Calvina Coultera. To nasz przyjaciel z Angli - przedstawił go Janek. 
  • Łukasz Figła, bardzo mi miło poznać. - Uśmiechnięty Łukasz podniósł się z miejsca i podał Anglikowi rękę. 
  • Witam pana naczelnika - przywitał się Calvin i uścisnął mu dłoń. - Mnie także miło pana poznać.  
  • Agent 007 do usług - dodał Zuber i roześmiał się. Przy okazji rozbawił Figłe i dziewczyny
  • Tak pewnie, od razu agent 007. Weź nie żartuj. - Anglik udawał oburzonego. 
  • Calvin jest psychologiem od dzieci i młodzieży z problemami Łukasz  - oznajmiła wujowi Justyna, a potem posłała Calvinovi przeuroczy uśmiech. Odpowiedział jej tym samym. - Pracuje dla policji tak jak Rafał tyle, że na innym wydziale. Ogólnie rzecz biorąc dużo działa  na rzecz dzieciaków. 
  • Wiem Justyś, twój brat już nieraz o tym wspominał.  -  Uśmiechnął się do siostrzenicy i do Anglika. 
  • Aaaa faktycznie. - Orzecka była niesamowicie dumna, że w końcu poznała faceta, o którym  słyszała tyle dobrego. Na żywo też robił wrażenie. Jeszcze nigdy nie spotkała kogoś takiego. 
  • Noo panie Coulter, szacuneczek. Praca z dzieciakami i z młodymi jest naprawdę bardzo odpowiedzialna i często bardzo niewdzięczna. Trzeba mieć przy nich żelazne nerwy. 
  • Nie da się zaprzeczyć, choć z dorosłymi wcale nie jest łatwiej. -  Brytyjczyk pokiwał twierdząco głową. - Ile razy ja się muszę naużerać z tymi rodzicami, żeby coś do nich doszło. 
  • Żebyś wiedział - zgodził się z nim Figła. Sam doskonale o tym wiedział na ile stać dorosłych, ale wolał nie rozwijać tematu bo musiałby się znów zdenerwować. 
  • A jak on ślicznie mówi po polsku. Po prostu perfekcyjnie - pochwaliła Brytyjczyka Krysia. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że jest Anglikiem. 
  • Perfekcyjnie to chyba za dużo powiedziane, ale dzięki Kynia. - Mrugnął do niej prawym okiem i było w tym tyle czaru, że Kynia się rozpromieniła. 
  • To prawda, świetnie ci idzie Calvin - przyznał Figła. On także był w szoku, że Anglik tak dobrze mówi po polsku.  Nieźle go Rafał wytresował. 
  • Nic dziwnego skoro niańka katowała go panem Tadeuszem - dorzucił Zuber i zaczął się śmiać. Trudno mu było sobie wyobrazić to było katowanie. - I Sienkiewiczem. 
  • Zgadza się, tak było od dziecka - potwierdził Calvin i uniósł swój kufel z piwem do ust. - Oczywiście mój dziadek też maczał w tym palce, bo sam pochodził z Polski. 
  • Ty to może zdradź nam jak oni cię katowali tym polskim. - Janek stukał palcami w blat stołu i bacznie przyglądał się Anglikowi. - Niesamowicie mnie to ciekawi. 
  • Nie mogę, tajemnica. Obiecałem, że nikomu nie powiem - odpowiedział Coulter i położył palec na ustach. 
  • Proszę pana, może pan wreszcie podejść do naszego stolika? - zawołał do kelnera Łukasz. Jednocześnie machał ręką. 
  • Tajemnica? No weź Cal, jaka znów tajemnica? - Zuber był mocno zawiedziony. 
  • Poliszynela czy coś w tym rodzaju - odparł Figła rzucając Zuberowi lisi uśmieszek. 
  • Jasne szefie. - Pokiwał głową. 
  • Słucham pana?  - zwrócił się do naczelnika mężczyzna z obsługi. Był nieco starszy od swojego kolegi i znał Łukasza bardzo dobrze.  - Co dla pana? 
  • Poproszę Jacka Danielsa z lodem i cytryną. 
  • Już się robi panie naczelniku - rzucił na odchodnym facet z obsługi. 
  • Dziękuję! - zawołał za nim Łukasz, a potem spojrzał podejrzliwie na Janka i zapytał. - No nie, skąd on wie, że jestem szefem GOPR u?... Noooo Zuber. - Łukasz pogroził mu palcem. Rzecz jasna żartował sobie z Jaśka. Trudno żeby go ludzie nie rozpoznawali skoro on znał wszystkich mieszkańców Krościenka nad Dunajcem i okolic. Znał całe Podhale zupełnie jak jego ojciec. 
  • Pewnie z telewizji panie naczelniku. - Kynia zaczęła się śmiać. Łukasz zawsze potrafił jej poprawić humor. Prawdziwy czarodziej. 
  • To nie ja, to nasz Krakus puścił  farbę. - Zuber pokazał język. 
  • O wilku mowa - odezwała się Justyna i wskazała palcem na zbliżającego się Rafała. Szedł sam. - Ciekawe co zrobił z Majką wyrywacz jeden. 
  • Spoko głowa Justyś, nic z tego nie będzie. On się tylko tak zabawia - pocieszył przyjaciółkę Janek. Bardzo liczył na to, że Kynia i Rafał znów się zejdą. Przy niej ten facet był w miarę znośny. 
  • O Jezuuuu, Zuber, skończ już - rzuciła do niego podminowana Krysia. 
  • Ej siostra, nie łam się, jeszcze będzie pięknie. Zobaczysz. - Janek wyciągnął do niej rękę. 
  • Akurat - powiedziała w momencie, gdy Krakus stanął przy stole. 
  • Cześć wujku, jak tam po dyżurze? - przywitał się z nim Orzecki. Był w świetnym nastroju, wręcz promieniał. Gdy dostrzegł nieciekawy wyraz twarzy Łukasza od razu spoważniał. Pewnie go wkurzył jakiś nierozważny turysta. - Oho, coś mi mówi, że było cholernie niefajnie. Co mieliście tym razem? Trampkowiczów z czteropakiem na Trzech Koronach? Tacy to zawsze potrafią człowieka wkurwić nie? 
  • Ja Ci zaraz dam wujka osiołku jeden. Mów mi tu zaraz komuś naopowiadał, że jestem naczelnikiem GOPR u? - Łukasz ledwo się powstrzymywał, żeby się nie roześmiać na całego. Jak zawsze twardo grał śmiertelnie poważnego i super mu to wychodziło. Niewielu tak potrafiło. 
  • Że jak? Ja nic nikomu nie opowiadałem. - Rafał był delikatnie zdezorientowany. Przebiegł wzrokiem po twarzach przyjaciół . -  Coście mu nagadali jelenie? 
  • Siadaj łosiu, żartowałem - oświadczył Łukasz, a na jego twarzy pojawił się w końcu uśmiech. Janek i Calvin parsknęli śmiechem.
  • Ale śmieszne, ha ha ha.  - Krakus założył ręce na piersi i zrobił kwaśną minę. - Dobrze się bawicie? 
  • Wybornie, muszę to przyznać - odpowiedział Figła. 
  • Ty Orzecki, a młodą to gdzie zostawiłeś? - zainteresował się Janek. - Jak ona się gdzieś zapodzieje to ja mogę już do domu nie wracać. Matka by mnie chyba ubiła. 
  • Spokojnie, zaraz przyjdzie. Wyszła na zewnątrz pogadać przez telefon - uspokoił kumpla Rafał i wcisnął się na siedzenie pomiędzy Calvina, a Krysie.
  • Pańska whisky proszę bardzo. - Młody kelner postawił przed Figłą szklankę i uciekł do innego stolika. Łukasz nawet nie zdążył mu podziękować. Starał się ze wszystkim nadążyć, a klientów na głównej sali było pełno. Jedynie na galeri były trzy wolne stoliki dla dwóch osób. 
  • Fajna koszulka i fajny zespół. - Łukasz wskazał palcem na koszulkę Calvina z Riverside. - Rozumiem, że to Rafał cię zaraził Riverside.
  • Rafał i Janek, a ta koszulka to prezent urodzinowy od nich. - Anglik posłał Łukaszowi ciepły uśmiech. 
  • Nie wiem jak ciebie Cal, ale mnie ich muzyka bardzo urzekła - wyznał Figła i upił trochę whisky. 
  • Mam to samo.  Dobra muzyka, teksty i  gitara. Są naprawdę świetni. - Calvin musiał przyznać że byli naprawdę rewelacyjni. Od razu zrobili na nim wielkie wrażenie. Rafał wyciągnął go nawet na koncert gdy Riverside koncertowali w Angli. Od tamtej pory dość często ich słuchał. 
  • Kiedyś byłem zwolennikiem brytyjskiego rocka i nie uznawałem nic innego. 
  • Przecież nadal jesteś - wtrącił się Orzecki. - Córce Floydów do podusi śpiewa. Ciemną stronę księżyca... Wiem, bo podsłuchałem... Zabij mnie Łukasz. 
  • No Floydów to kocham zawsze i wszędzie i to się nigdy nie zmieni - rzekł naczelnik podnosząc szklankę. - Tak samo Genesis, King Crimson, Deep Purple, Camel. Moja ukochana klasyka. 
  • Dołożyłbym jeszcze Queen i Led Zeppelin, to też moje ukochane zespoły - dodał uśmiechnięty Calvin. - Bez nich nie jeżdżę. 
  • A ja Jethro Tull, Budgie i Rainbow - powiedział Rafał. Bawił się pustą szklanką którą ciągle obracał w palcach. 
  • No Calvin, idzie w końcu nasze papu - zakomunikował Janek. Właśnie zobaczył kelnera zmierzającego w stronę ich stolika. 
  • Zuber, dorzuć swoich idoli do kupy - upomniał go Krakus. 
  • Clapton, Hendrix, Beck, Slash, Santana - wyliczył bez zająknięcia Janek. - A i Bonamassa oczywiście. Genialny gość. 
  • Bonammasse też lubię. Świetny współczesny gitarzysta - przyznał Calvin. 
  • Kwaśnica dla panów, proszę bardzo - powiedział kelner i zaczął zdejmować z tacy naczynia z gorącym jedzeniem. 
  • O jak ładnie pachnie, wow - oznajmił Anglik kiedy dostał swoje danie. 
  • A jak smakuje. Bierz się za jedzenie stary. - Janek złapał za łyżkę. 
  • Hej Kynia... coś ty taka nieswoja? - spytał Orzecki, którego zmartwiło złe samopoczucie jego byłej ukochanej. Przyglądał jej się chwilę i był niemal pewien, że Krysie coś gryzie. Zawsze wiedział, gdy coś jej doskwierało.
  • Jaka nieswoja? - Góralka postanowiła udawać głupią. Niech głupek myśli, że ma się super. Po co ma mu pokazywać, że cierpi.  - Przewidziało ci się. 
  • No weź nie ściemniaj Słoneczko, przecież widzę, że coś jest nie tak... - Mówiąc to czule gładził palcami jej policzki, skronie i okolice ust.  Korciło go żeby ją teraz przy wszystkich pocałować w usta i pokazać, że nadal ją kocha - bardzo tego pragnął. Wystarczyłby minimalny ruch, aby ich twarze całkiem do siebie przylgnęły. Gdy była tak blisko coś mu się działo, momentalnie tracił nad sobą wszelką kontrolę, emocje brały w nim górę na całego. Na chwilę całkiem zapomniał o Majce i chciał tylko Kyni. Ostatni raz poszli ze sobą do łóżka  trzy lata temu. 
  • Teraz sobie o mnie przypomniałeś? - Rzuciła Rafałowi lodowate spojrzenie i odsunęła jego dłoń od swojej twarzy - Co się stało? Przed chwilą byłeś tak zajęty swoją nową koleżanką, że w ogóle zapomniałeś o moim istnieniu...  
  • Daj spokój Kwiatuszku, właśnie chciałem cię poprosić żebyś ze mną zatańczyła. Zrobisz mi wreszcie  tę przyjemność? - Wpatrywał się w nią niczym zbity pies błagający swego pana o litość. Naprawdę bardzo chciał z nią znów zatańczyć przytulańca i to niejednego. - Przepraszam. 
  • Zostaw mnie Orzecki. Nie zamierzam ci dziś robić żadnych przyjemności - odparła i zmierzyła go srogim spojrzeniem. Tak właśnie zamierzała go ukarać. Wiedziała, że go to ostro ubodzie. 
  • I na co komu te fochy? - Rafał się skrzywił. Ciężko mu było walczyć z jej dzikim uporem. Czy naprawdę musiała go tak srogo karać? Niemożliwa kobieta.  - Przecież chce się zrehabilitować, a ty co? Mogłabyś mi dać jeszcze jedną szansę. 
  • Za późno hrabio, twój czas minął - dogryzł mu Anglik. Jeśli chciał potrafił być bezlitośny pod tym względem. - Teraz moja kolej, żeby wyrwać Kynie do tańca. 
  • Będziesz ją teraz odbijał, żeby mi dogryźć? - Orzecki zwrócił się do przyjaciela, który tylko wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia. - No Brawo Cal, zajebiście. 
  • Czemu nie? - Kynia od razu posłała Coulterowi szeroki uśmiech. Była mu bardzo wdzięczna, że pomógł jej utrzeć Rafałowi nosa. O to jej chodziło. - Skoro ty się do woli zabawiałeś z Majeczką to i ja mogę teraz  trochę poszaleć z twoim sympatycznym kumplem.  
  • Ile jeszcze razy mam cię za to przepraszać? - urażony Krakus złapał ją za rękę. W jego spojrzeniu płonął ogień, złość zmieszana z bólem.  Chciał ją odzyskać, ale nie mógł. To było cholernie trudne. 
  • Możesz puścić moją rękę Rafał? Potrzebuje iść do toalety - powiedziała spokojnie Białko, a gdy spełnił jej prośbę podziękowała i szybko się oddaliła. Nawet się nie obejrzała. 
  • Niech to cholera weźmie! - warknął Krakus dotknięty do żywego. Aż się poderwał z siedzenia gdy usłyszał jej słowa. O mało go nie potargało. Już nie wiedział, gdzie ma się patrzeć tak mu było głupio, a wszyscy jak na złość gapili się na niego. Dogryzła mu ta góralka i to okropnie boleśnie. Nawet, jeśli była zazdrosna o Majke nie musiała tak się na nim odgrywać. Gotów był naprawić swój błąd, ale ona twardo obstawała przy swoim. 
  • I co teraz braciszku? -  Justyna była śmiertelnie poważna. - Chyba za mało się starałeś. 
  • Co ty nie powiesz siostra. - Krakus miał ochotę zabić swoją siostrę. Udusiłby ją gołymi rękami za tę drobną złośliwość. Po co znów się wtrąca do nie swoich spraw jeśli nie może pomóc? 
  • Uważam, że za słabo się o nią starasz i koniec kropka Raf - powtórzyła Orzecka. 
Po posiłku odpoczęli chwilę przy zielonej herbacie, a potem znowu poszli potańczyć. Rafał nie zamówił nic do jedzenia, gdyż po obfitym obiedzie babci Jasi czuł się kompletnie przepełniony.  Nie zdołał by już nic więcej  w siebie wcisnąć.  Dziewczyny zdecydowały, że może później zjedzą coś lekkiego, jeśli faktycznie zgłodnieją. Łukasz nie siedział z nimi zbyt długo, ponieważ musiał się jeszcze zobaczyć z Judytą - obiecywał jej to spotkanie od miesiąca. Nazajutrz po południu miała wracać do Krakowa, a jemu znając życie zaraz wyskoczy jakaś akcja i znów nie da rady się spotkać. Nie wybaczyłaby mu gdyby nie przyszedł do niej choć na chwilkę. - Tak to jest jak się ma brata szychę. Nawet chwilki dla mnie nie znajdzie, bo turyści najważniejsi - marudziła Judyta, gdy tydzień temu rozmawiali przez telefon. Figła doskonale wiedział, że jej stosunek do jego pracy nigdy się nie zmieni, to też nigdy z nią o tym nie dyskutował. Wiedział też jak potrafi się czasem obrazić i to też go strasznie wkurzało. Nieraz żaliła mu się na Rafała, że nigdy jej nie odwiedza, a raz zasugerowała nawet by odbył z nim poważną męską rozmowę na ten temat. Pokłócili się, kiedy stanął w obronie siostrzeńca. Powiedział siostrze, że według niego trochę za bardzo chce uwiązać Rafała przy sobie,  jakby miał trzy latka. Nieustannie jej tłumaczył, że im bardziej naciska tym bardziej jej ukochany synuś staje okoniem i dzięki temu będzie go mniej widywała. Czemu nie potrafiła zrozumieć, że ma dorosłego syna, który ma prawo do własnego życia i niezależności? Powinna wreszcie przestać mu wyrzucać, że wyemigrował do Angli i że tam ułożył sobie życie. To samo mówił Justynie, która też miała żal do Rafała o to samo. - Dajcie mu spokój, naprawdę.  Niech sobie chłopak żyje gdzie chce, ma do tego prawo. Wyrzucając mu to jedynie go zrazicie do powrotów do domu, zrozumcie.





Pożegnawszy swoje miłe towarzystwo Łukasz wyszedł z zatłoczonej knajpki i pojechał prosto do domu swojej mamy w Ochotnicy Dolnej. Sam mieszkał w niewielkiej wiosce koło Nowego Targu z nastoletnią córką Sylwią. Wychowywał ją samotnie z nieocenioną pomocą siostry jego żony - Beatą. Gdyby nie ona, dziewczyna byłaby ciągle sama, gdyż jej tata bardzo często miał dyżury w pogotowiu górskim, a odkąd został naczelnikiem roboty miał dwa razy tyle co przedtem. Żona Łukasza Ewa zmarła na raka, kiedy dziewczynka miała pięć lat i to mu mocno dało po głowie. Niespodziewanie został ze wszystkim sam i nie bardzo wiedział w co włożyć palce ani jak pocieszyć małą, której też brakowało matki... Zaraz po pogrzebie żony rzucił się w wir pracy, żeby stłumić swój ból i uczucie pustki po ukochanej kobiecie. Myślał, że z czasem będzie lepiej, że się przyzwyczai do życia bez Ewy ale było jeszcze gorzej. Jako ojciec zbuntowanej nastolatki starał się jak mógł, ale radził sobie średnio, żeby nie powiedzieć kiepsko. Z trudem przychodziło mu rozmawianie z nią o tych wszystkich sprawach związanych z dojrzewaniem. W tej kwestii pozostawił wolną rękę szwagierce, twierdził, że Beata jako kobieta zna się na tych rzeczach lepiej i młoda prędzej porozumie się z nią niż z własnym tatusiem. Judyta czasem mu pomagała, bo wiedziała, że jako pracujący ojciec ma spore ograniczenia, ale nie szczędziła mu też ostrych słów krytyki. Uważała że pracuje stanowczo za dużo, a tak być nie powinno. On również miał poczucie, że zaniedbuje Sylwie z powodu natłoku obowiązków w robocie. Ta praca, którą tak kochał pochłaniała przynajmniej osiemdziesiąt procent jego życia, a główną jej treścią było ratowanie turystów... także tych bezmyślnych, zuchwałych i pozbawionych rozumu oraz szacunku do gór. Dziś był zły na wszystko i na wszystkich bez wyjątku. Nawet towarzyszący mu ratownicy oberwali, choć nie zawinili, sprawowali się na medal. Nie chciał być wredny, ale zwyczajnie rozsadzała go wściekłość. Czasem miał dość bezmyślności dorosłych, dosłownie wychodziło mu to bokiem. Po kiego grzyba zabrali trzylatka na Babią Górę wiedząc, że warunki w tamtym rejonie o tej porze nie są najlepsze. Ten maluch mógł tam zginąć pozbawiony opieki zdany na własne siły. Wysłał na Markowe Szczawiny siedmioosobą ekipę swoich ratowników, ponieważ naczelnik Grupy Beskidzkiej poprosił go o wsparcie w akcji poszukiwawczej. Nie mógł tam być fizycznie ze względu na nawał pracy i udział w akcji na swoim terenie, ale pomagał im zdalnie. Przez cały myślał o swojej córeczce, zbuntowanej nastolatce. Choć mu tego nie mówiła na pewno miała do niego żal o to, że tak mało czasu jej poświęca. Gdyby nie daj Boże zginął ten żal byłby zapewne jeszcze większy.  Wiecznie brakowało mu czasu na rozmowę z córką i nie mógł sobie tego wybaczyć. Żył za szybko, zbyt intensywnie, lada moment nie będzie miał czasu umrzeć. Pasowało by odrobinę zwolnić, spuścić nogę z gazu... Ale czy potrafi?





  • No jesteś  wreszcie Justyśka - ucieszyła się Białko. Od piętnastu minut nudziła się przy stoliku bo Jasiek był zajęty rozmową z dawnym kumplem z obozu, a bratu przyjaciółki nie zamierzała zawracać głowy. Niech się bawi z Majusią ile chce... Boże ta zazdrość o niego chyba ją zeżre. To ona miała się bujać z Orzeckim przez cały wieczór, przytulona do jego boskiej klaty. Tak potwornie za tym tęskniła. Jeśli on się z tą Czerwińską zwiążę to zwariuje, na bank ją szlag trafi. 
  • Jestem Mycha jestem. - Stanęła koło stolika i popatrzyła na znudzoną Góralkę. 
  • A gdzie się podział ten twój czarujący Anglik? - spytała Białko, gdy zauważyła, że jej przyjaciółka wróciła z parkietu sama. Ona też siedziała chwilę  sama,  bo Janek zagadał się z jakimś dawnym kumplem, a zaraz potem wyszli z lokalu, pewnie na fajki. - Tak ładnie się do siebie kleiliście w tym tańcu, że trudno było oczy odkleić. Nawet Rafała wcięło jak was zobaczył na parkiecie. - Kynia czujnie obserwowała Krakuskę, która wydała jej się lekko zmieszana. 
  • Zadzwonili do niego z pracy i wyszedł na zewnątrz, żeby pogadać, bo tu jest za głośno. Pewnie niedługo wróci - wyjaśniła szybko i zajęła miejsce koło góralki. Chwilę później dodała. - I żeby było jasne kochanie... to nie jest mój Anglik tylko najlepszy kumpel mojego brata, którego ledwie znam... Co się tak na mnie dziwnie patrzysz? 
  • Twój nie twój, co za różnica? -  Krysia  dziubała łyżką w swojej szarlotce. - Gołym okiem widać, że dobrze się ze sobą czujecie. Noooo przyznaj, że cię ten Coulter kręci - Powiedziawszy to posłała Orzeckiej zbójecki uśmieszek.
  • Po prostu tańczyliśmy ze sobą wolne i tyle. A ty jak tańczysz wolne? Bez przytulania?
  • Nie zmieniaj tematu Orzecka. 
  • A ty Białko nie szukaj w tym drugiego dna, bo go nie ma. - Dobre sobie, ha ha. Mogła dalej oszukiwać najlepszą kumpelkę, ale nie swoje uczucia. A prawda była taka, że naprawdę dobrze się czuła przy tym Calvinie. Gdyby nie zadzwonił mu ten cholerny telefon nadal bujaliby się  przy utworach Jantarki. Mogła udawać przed innymi, że nic się nie dzieje, ale nie siebie i swoje potrzeby. Skłamałaby mówiąc, że nie czuła się cudownie kiedy ją przytulał w tańcu. Doskwierała jej samotność, brak miłości, faceta i wspaniałego szalonego seksu.
  • Mów co chcesz, a ja wiem co widziałam. Aż mu oczy błyszczały jak się do niego przytuliłaś - mówiła rozweselona góralka. Podniecała się tym bardziej niż jej przyjaciółka.   
  • Ale z ciebie specjalistka od swatania.  - Orzecka roześmiała się. Równocześnie cały czas obserwowała wejście. Chciała żeby Calvin już przyszedł, chciała znów zobaczyć jego uśmiech, poczuć na sobie jego wzrok. 
  • Według mnie pasujecie do siebie jak cholera. - Kynia podniosła łyżeczkę do ust i oblizała.  
  • Tak jak Rafał do Majki? - Wskazała palcem na swojego brata szalejącego na parkiecie z wniebowziętą kuzynka Janka. - Tylko spójrz jak go wzięło. 
  • Ale Niunia, my nie gadamy o Rafale, tylko o tobie i Calvinie. Widzę wyraźnie, że on ci się podoba, a ty jemu więc...  Czemu nie spróbować tego trochę  przyspieszyć?
  • Przyspieszyć? Co ty chcesz przyspieszać?  - Justyna myślała, że się przesłyszała. Aż otworzyła usta na oścież tak była oszołomiona, gdy do niej dotarło co góralka miała na myśli. - Chyba nie sugerujesz, że powinnam się... z nim przespać? 
  • Chcesz tego, prawda? - Góralka puściła Justysi oko. Doskonale wiedziała, że przyjaciółka bardzo pragnie zbliżenia z tym niesamowitym facetem, ale się nie przyzna.  Była pewna że Justyna panicznie się boi tego ruchu, a także tego że coś nie wyjdzie i znów będzie cierpieć... To samo było z nią... Chciała znów mieć Orzeckiego przy sobie. Niczego innego w tej chwili nie pragnęła bardziej jak być z nim... Wystarczyłby jeden jej ruch by znów wszystko wróciło do normy... ale się bała, nie było ją stać na to, żeby go zaciągnąć do kąta i dać mu do zrozumienia, że wciąż go kocha i nie chce nikogo poza nim... Czemu do cholery, czego się bała? Odrzucenia? Nie no, on by nie mógł jej odtrącić... w życiu... Ale z drugiej strony, skąd ona może wiedzieć czego ten Rafał tak naprawdę chce? 
  • Jezuuu Kynia... - Krakuska całkiem osłupiała, a po chwili dotarło do niej że góralka ma racje. Z jednej strony chciała mieć faceta, a z drugiej bardzo bała się swoich pragnień... taka była prawda.  - Może i tak, ale... chyba jeszcze nie teraz.
  • To tylko kwestia czasu jak się do siebie zbliżycie. Zobaczysz. - Góralka rzuciła okiem w stronę Orzeckiego i zaraz ją ścisnęło w klatce piersiowej. Bolało, gdy widziała jak patrzył na Majkę z zachwytem... Bolało bo  był już dla niej stracony... Tak. 
  • Niewiarygodne. - Krakuska przewróciła oczami. - Powinnaś za wróżkę  robić. 
  • Oooo tak, tak. Na pewno zbije na tym fortunę - powiedziała i poprawiła Justynie włosy. Zawsze jej zazdrościła tych pięknych długich włosów i koloru. Próbowała ukryć przed Justyną że boli ją patrzenie na jej brata... Ale Orzecka wiedziała, przed nią nic się nie ukryło. Ile razy jej mówiła, żeby chciała aby do siebie wrócili. Sama tęskniła za tym Rafałem, z czasów gdy chodzili do szkoły. Brat był wtedy jej najlepszym przyjacielem. 


  • Gdzie jest ten facet z obsługi? Muszę się napić jakiejś kawy, bo inaczej zaraz usnę nad tym stołem i do rana mnie nie będzie. - Justyna zaczęła energicznie machać do kelnera. 
  • Naprawdę ślicznie wyglądaliście jak się tam ze sobą bujaliście na tym parkiecie. Dawno nie widziałam tak uroczej parki - oświadczyła góralka i smutno się uśmiechnęła. 
  • A gdzie się podziewa Janek? - Ciągle się za nim rozglądała i nie mogła go zlokalizować. 
  • Spotkał dawnego kolegę z obozu sportowego w Zakopanem i się zagadali. Chyba są na zewnątrz. 
  • Którego? - dociekała zaintrygowana Orzecka. 
  • A tego Grześka z Rzeszowa, co był taki dobry w strzelaniu, pamiętasz go? 
  • Chyba...  tak. - Nadal wyczekiwała powrotu Calvina. Myślała o nim... wbrew własnej woli coraz intesywniej... Co się do licha z nią dzieje?  
  • Hallo Justyna, tu ziemia - Kynia zaraz zauważyła, że Krakusa jest myślami zupełnie gdzie indziej. - Coś  ty taka zawieszona? 
  • A co ma być? 
  • Jezuuuuuu kobieto, ty się przecież zabujałaś w tym Calvinie. - Białko zaczęła się histerycznie śmiać. Była bardzo rada z tego, że siostra Rafała zabujała się w tym Angliku. W sumie nic dziwnego, że tak ją wzięło bo facet był super.   - Wiedziałam. 
  • Co ty znowu wymyśliłaś wariatko jedna? - Oszołomiona Orzecka wybałuszyła na nią oczy. -  Gwarantuje ci, że jeszcze nie. Po prostu jestem niewyspana i kiepsko ogarniam. 
  • Za to Calvin super ogarnia sytuację i lada moment będzie po tobie. - Zaczęła klaskać w dłonie. 
  • Weź ty się lepiej za Rafała zanim całkiem sfiksuje na punkcie tej Majki. - Justyna udawała obrażoną. 
  • A skąd ten pomysł, że ja chce odbijać Majce twojego brata, co? - gorączkowała się Białko. - Jak będzie chciał to sam do mnie przyjdzie. Póki, co jest na mnie ciężko obrażony za tego focha co mu niedawno strzeliłam.
  • O Boże Kynia, tylko bez tych ściem, okej? Przecież ja widzę, że ty go dalej kochasz i świata poza nim nie widzisz . - Mocno przytuliła przyjaciółkę, która wydawała się być załamana. - Przede mną nie musisz udawać, że jest inaczej, bo znam na wylot i ciebie i jego.  
  • Tak Justyna... masz racje. Kocham go, pragnę i nie mogę znieść tego, że on się tam bawi z kuzynką Jaśka, a mnie zwyczajnie nie widzi, bo jest zły o tego focha. - Była bliska płaczu, drżały jej wargi i cała się trzęsła w środku. - Jak sobie pomyślę że on się zwiąże z tą Majką to... Bożeeee. 
  • Mój brat chce tylko ciebie. Nikogo więcej - zapewniła ją Orzecka. Niczego innego nie było taka pewna jak tego. Cały czas i obserwowała i widziała jak między nimi iskrzy. Musieli w końcu do siebie wrócić, nie było innej opcji. - Gdyby było inaczej już dawno by odpuścił. 
  • No teraz to raczej myśli o tym jak najszybciej przelecieć Majusie. - Gapiła się tempo w blat stołu i robiła wszystko żeby nie wybuchnąć płaczem. - Jest piękną długonogą blondynką z super figurą, cycki też ma niczego sobie... Jakie ja mam przy niej szanse? 
  • Co ty chrzanisz Mycha? - Poczuła, że opadają jej ręce. -  Przecież to za tobą zawsze szalał. To ty byłaś ideałem kobiety, której... 
  • Byłam... dobrze to ujęłaś - ucięła przyjaciółce. - Byłam. 
  • Słonko posłuchaj... teraz Rafał jest obrażony, ale szybko mu przejdzie, a Majka wkrótce zniknie i wtedy spróbujecie znowu. Zobaczysz. - Przytuliła Góralkę jeszcze mocniej. 
  • Tylko że ja go chce teraz Justyna, teraz... Nie chce czekać aż ona wyjedzie - wyjaśniła załamana Krysia. Z tego wszystkiego rozbolał ją łeb. 
  • No to w czym problem? Podejdź do niego i powiedz, że chcesz pogadać w cztery oczy, a ja zagadam Majkę, żeby wam nie przeszkadzała. 
  • Mogłabym tylko... boję się, że już jest za późno.- Podniosła głowę do góry i zobaczyła Calvina zmierzającego w ich stronę. - Czuję, że on się już w niej zabujał. 
  • O matulu kobieto, weź mnie nie denerwuj nawet - powiedziała zdenerwowana Krakuska. - Jeśli chcesz być z Rafałem musisz zacząć działać. Nie licz na to, że on znowu zrobi pierwszy krok, bo prędzej się zestarzejesz niż doczekasz tego zaszczytu. Jak on się obrazi to masakra. 
  • Będę wdzięczna jeśli trochę pomęczysz brata w mojej sprawie. - Mrugnęła porozumiewawczo do siostry Rafała. 
  • Oczywiście, że go pomęczę...  obiecuję Kochanie. 
  • Bóg ci w dzieciach wynagrodzi Słoneczko. - Wycałowawszy Justynę po policzkach wstała z miejsca i stanęła koło stolika. Miała wielką ochotę opuścić ten lokal i to jak najszybciej. Samotny długi spacer na pewno by jej pomógł. Gdyby już nie musiała patrzeć na Rafała i Majkę na bank poczułaby się lepiej... Nagle zaczęła żałować, że Zuber ma dziewczynę, bo by  się chętnie na niego przerzuciła.  Był naprawdę świetnym facetem, który wiedział co to znaczy wierność. Zawsze jej się podobał z wyglądu i z charakteru też, więc gdyby nie znała Orzeckiego mogłaby mieć Jaśka. 
  • Jestem już - oświadczył uśmiechnięty Brytyjczyk. Usiadł na ławie na przeciwko Justyny. - Przepraszam, że tak długo to trwało, ale szef jak zwykle ględzi godzinami. Nawezdradęt na urlopie mi truje dupę. 
  • Spokojnie Cal, nic się nie stało - zapewniła go Orzecka i odwzajemniła uśmiech. 
  • Rozmowy z moim szefem nie należą do przyjemności - oznajmił chowając telefon do kieszeni jeansów. Kiedy mówił o szefie zawsze się krzywił i marszczył brwi. 
  • No dobra kochani to ja was na chwilę zostawię samych i pójdę zobaczyć, co tam słychać u  naszego Jaśka. Niedługo wracam - rzuciła na odchodnym Krysia. Była potwornie przygnębiona co nie uszło uwadze ich uroczego angielskiego kolegi. Czuła, że on wie czyja to sprawka. 
  • To przyprowadź tu tego Zubera! - krzyknęła do góralki, która szybko zniknęła w tłumie.  
  • Co ta Kynia taka podminowana? Czy to przez...? - zaniepokoił się Calvin. Od razu poznał, że jest okropnie zdołowana i nieszczęśliwa. Każdy głupi by to zauważył i próbował poprawić jej humor. 
  • Choruje na mojego brata, który jak widzisz...  ma to głęboko gdzieś. - Strapiona Orzecka objęła głowę obiema rękami. 
  • Aaas to cymbał... Już ja mu wyprostuje ten jego krzywy światopogląd - warczał zeźlony Coulter.  Gdyby się dało mordować samym spojrzeniem, braciszek Justyny już by nie żył. 
  • Cholera, wie co mu w tej głowie siedzi. - Gdy spoglądała na rozbawionego brata czuła silną złość. Jak mógł tak olewać biedną Kynie? Powinien o nią porządnie zawalczyć,  a nie obskakiwać Majke. To nie tak miało być, zupełnie nie tak. 
  • Całkiem mu odwaliło na punkcie tej Majki... Cymbaliński. 
  • Niestety tak - zgodziła się z Anglikiem. Byli jednomyślni i oboje przejmowali się Kynią. Pewnie siedzi teraz gdzieś w kącie, pali i płacze. Nie zamierzała iść za nią, bo wiedziała, że w takich chwilach góralka wolała być sama ze sobą.  
  • Hej Justyna, masz może ochotę na piwo albo wino? - spytał Anglik przerywając milczenie, które trwało aż trzy minuty. Potem podniósł się na moment z miejsca żeby zdjąć skurzaną czarną kurtkę, a gdy ją odłożył na bok usiadł z powrotem. On Janek i Rafał mieli dokładnie te same kurtki ze srebrnym zamkiem od Jacka Danielsa. Kupili je kiedyś w Manchesterze w sklepie prowadzonym przez jakiegoś Hindusa.  
  • Właśnie miałam zamawiać kawę, bo bierze mnie spanie. - Po raz kolejny dała kelnerowi ręką znać, żeby podszedł do ich stolika. Akurat przechodził obok więc szybko go wyhaczyli. 
  • W takim razie zamówię nam obojgu mocną kawę. Mnie też się przyda. - Zaglądnął jej głęboko  w oczy... Który to już raz? Ona miała to samo. Odkąd się poznali wzajemnie na siebie filowali. Nagle zdał sobie sprawę że go bierze i nie potrafi tego już kontrolować. Czy można się nie zakochać w takiej kobiecie jak siostra Orzeckiego? Niech to szlag. 
  • Dzięki Cal. - Nie przestawała się przy nim uśmiechać. Był taki miły i sympatyczny, że nie dało się go nie polubić. 
  • Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś na parkiecie. - Bardzo chciał usłyszeć, że było fantastycznie, a z drugiej strony piekielnie bał się tego co będzie jeśli oboje się rozkręcą i zaangażują w tą znajomość... Chyba nie był jeszcze na to gotowy. - Dawno nie tańczyłem, więc... 
  • Tańczysz rewelacyjnie - pochwaliła go.  Rzeczywiście była zachwycona tym jak tańczył. Był wspaniałym partnerem i tak łatwo było się przy nim zapomnieć, szczególnie gdy tak ją świdrował tym czułym spojrzeniem. Miło było się tak poprzytulać z przyjacielem Rafała. -  Było super, naprawdę.
  • Nie jestem pewien czy tak rewelacyjnie... ale dziękuje - powiedział nie odrywając od niej wzroku. -  Miło mi. 
  • Ja też dawno nie tańczyłam. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio gdzieś byłam bez mojego synka. Odkąd się urodził podporządkowałam mu całe moje życie. Może to nie do końca dobre, ale nie umiałam inaczej. - Dziwnie się czuła, gdy mu to mówiła. Nie chciała się żalić na los ledwo poznanemu facetowi, w dodatku psychologowi.   
  • Spokojnie Justyś, nie jestem tu po to, żeby  oceniać twoje metody wychowawcze - uspokoił ją. Miał ochotę z nią flirtować na całego. Już nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak wspaniale przy  kobiecie, a ją znał zaledwie chwilę. Co za istota, śliczna, mądra, pociągająca i niesamowicie wrażliwa, krucha niczym chińska porcelana. - Prace zostawiłem w Anglii. 
  • Jestem ci za to niezmiernie wdzięczna. - Uśmiechnęła się i wyciągnęła w stronę  Calvina swoją dłoń, którą on bez zastanowienia ujął w swoje dłonie i delikatnie uścisnął. 
  • Co dla państwa? - odezwał się młody kelner. 
  • Poproszę dwie duże mocne kawy - odparł Anglik i spojrzał na chłopaka stojącego przy ich stoliku, a ten mimochodem rzucił okiem na ich splecione dłonie.
  • Dobrze proszę pana. Zaraz podam. - Po tych oddalił się od nich. 
  • Zabawny gość z tego Łukasza - oświadczył Coulter śmiejąc się do Justyny. 
  • Łukasz da się lubić, pod warunkiem że oswoisz z jego specyficznym sposobem bycia. Komuś kto go nie zna może wydać się trochę oschły, jednak przy bliższym poznaniu okazuje się, że jest super gościem. 
  • A gdzie tam, wcale nie sprawia wrażenia oschłego.  Po prostu jest sobą. - Brytyjczyk przeczesał włosy palcami i odgarnął do tyłu. 
  • Serio? -  Justyna. nie spodziewała się, że Calvin tak dobrze odbierze Łukasza. Byli tacy co obrażali się na niego za jego styl bycia i uważali, że jest grubianinem, bo nie umieli czytać między wierszami. 
  • Taaaaak - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Wyczułem jego czarne angielskie poczucie humoru. 
  • Niektórzy postrzegają go jako strasznego burka, bo lubi docinać i bywa nieustępliwy. Janek mówi, że nie mają z nim lekko w robocie. - Rozejrzała się za Krysią i Jaśkiem, ale nie było ich w pobliżu. Pewnie oboje byli na zewnątrz. Calvin nadal trzymał jej dłoń w swojej. 
  • Żebyś ty wiedziała jak ludzie mnie postrzegają to byś się mocno zdziwiła. Niektórzy uważają, że jestem potwornym burakiem, którego jedyną skuteczną bronią jest sarkazm. 
  • Co takiego? A któż cię tak postrzega? - Oczy Justyny były wielkie jak spodki z wrażenia. 
  • Sąsiedzi, panie w ośrodku opieki społecznej, rodzinka... - Zaczął wyliczać na palcach. - Mógłbym jeszcze wymieniać. 
  • Hej zabujany, zamów mi piwko - rzucił do Calvina Orzecki. Stał dziesięć metrów od ich stolika i obejmował Majkę w pół.  Nawet nie zauważył, że Kynia gdzieś zniknęła. 
  • Bujaj się tam Krakusie . - Calvin rzucił w Rafała zgniecioną serwetką. Justyna się roześmiała. 


fot. Kasia Dudziak, Tatry, pod Giewontem 


Po opuszczeniu Rikona udali się z powrotem na rynek, gdzie Rafał zaparkował swojego Land Rovera. Za kierownicę swojego cudeńka miał puścić Zubera, bo tylko on jeden nie pił alkoholu tamtego wieczoru. Janek w ogóle rzadko sięgał po alkohol. Czasem mu się zdarzało porządnie schlać, ale to  już naprawdę od wielkiego święta, nie lubił bowiem z niczym przesadzać - taką miał naturę. Nie chciał skończyć jak brat ojca, który przez alkoholizm został z niczym do tego sam jak palec, ponieważ nikt z nim już nie wytrzymywał. Zuber był zupełnym przeciwieństwem wielu facetów w tym też Rafała, który nigdy nie grzeszył ostrożnością ani powściągliwością, uchodził raczej za wolnego ducha, wiecznie idącego na żywioł, kochającego ryzyko. Janek nigdy nie chciał być taki jak Krakus i niczego mu nie zazdrościł. Był indywidualistą wiernym swoim ideałom, to mu pasowało. Trochę żałował, że wziął na to spotkanie Majkę. To tylko spieprzyło jego przyjaciółce cały wypad, który miał być przemiłym spotkaniem grupki bliskich przyjaciół. Gdyby przewidział, że Krakus tak postawi sprawę wcale by jej nie zabrał. Popełnił wielki błąd. Kiedy szli do auta Białko całkiem odstawała od swojego towarzystwa. Wlokła się za nimi w milczeniu i próbowała być niewidzialna. Nie odzywała się do nikogo, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Nie chciała żeby widzieli jak podle się czuje i pytali co jest grane, choć zapewne domyślała się, że wszyscy poza jej byłym to dostrzegli. Chcąc ukryć spływające jej po policzkach łzy gapiła się w ciemne, prawie bezchmurne niebo. Jak dobrze, że było ciemno i niewiele było widać, mogła wylewać łzy do woli. Wreszcie pogoniła Rafałowi kota, bo rzucał do niej głupie dowcipy, jakby nic się nie stało. Chyba był na rauszu bo nagle zapomniał jak się z nią obszedł. Pomyśleć, że tak się cieszyła na ten powrót Krakusa z Anglii, a ten jej odwalił coś takiego. Tym samym przekreślił wszelkie szanse na to, że jeszcze będą razem. Niech się dalej mizia z tą studentką, ona ma to gdzieś. Czas postawić krzyżyk na tym, co kiedyś było między nimi.

  • Co się stało Kynia, czemu jesteś na mnie zła? -  Zasmucony Janek złapał przyjaciółkę za przedramię i przytulił. - Nie jestem Orzeckim. 
  • Dajcie mi obaj spokój, dobra? - rzuciła do nich rozdrażniona. Miała wielką ochotę przywalić Rafałowi przy wszystkich i zmyć mu z gęby ten durny uśmieszek. Ciekawe, jakie by to zrobiło wrażenie na Majce. Szlag ją trafiał, gdy się do siebie kleili, nie mogła na nich patrzeć. Jeszcze trochę i zaczną się przy niej całować, a tego już nie zniesie.
  • Weź wyluzuj Słonko, ile można się tak boczyć? - Orzeckiemu wciąż dopisywał humor pomimo ogromnego zmęczenia. Zdecydowanie za dużo wypił. 
  • Odwal się Rafał.  Nie mam ochoty z tobą gadać! - warknęła na niego Kynia, po czym otworzyła przednie drzwi samochodu po prawej stronie i szybko wsiadła do środka. - Jeszcze jedno słowo i oberwiesz w to ryło.
  • Poważnie? - Stał w otwartych drzwiach i czule się do niej uśmiechał. -  To dobrze, że mam ubezpieczenie, bo... 
  • Odsuń się od tych drzwi do cholery, chce je zamknąć! - fuknęła na niego Kynia. Była coraz bardziej zła i rozgoryczona. - Odejdź! 
  • Możesz się złościć Kochanie. Uwielbiam jak jesteś wkurzona. - Gotów był ją pocałować, ale Białko zdążyła się odsunąć zanim to zrobił. - I tak w końcu zmiękniesz... jak zawsze. 
  • Żebym ja cię czasem nie zmiękczyła... Spadaj Rafał!. - Po tych słowach odepchnęła go mocno do tyłu, a następnie szybko zatrzasnęła drzwi i zablokowała zamek. Była taka wściekła, że coś strasznego. Lepiej żeby się już do niej nie zbliżał. 
  • O ja cię nie mogę, co ty  robisz Kynia?!  - wydarł się oszołomiony Krakus. - Zwariowałaś?
  • Bratek odpuść sobie już, jesteś pijany. - Justyna odciągnęła brata od drzwi. 
  • A tobie co do tego? Nie wcinaj się więcej do moich relacji z Kynią. Zawsze się musisz wpieprzać do nie swoich spraw? - Ledwo się hamował żeby nie uderzyć siostry. - Odchrzań się. 
  • Na twoim miejscu zamknął bym już tego ryja - oświadczył zupełnie poważnie Anglik. Jego ton był ostry, a to oznaczało że żarty się skończyły. Był strasznie zły na Rafała za to, że po tym wszystkim śmiał jeszcze dokuczać Kyni. - Jak się zaraz nie uciszysz to ja ci przypieprzę. Zachowujesz się kurwa jak gnojek z podstawówki. 
  • Dziękuje za wsparcie Cal - odezwała się do niego Białko. Głos delikatnie jej się łamał. 
  • Może już lepiej nie dokazuj Rafał. Oni nie żartują - poradziła mu lekko zmieszana Czerwińska. Zaczęła się domyślać, że między Orzeckim, a tą Krysią coś kiedyś było... Chyba nadal coś do niej miał skoro tak dziwnie się zachowywał. 
  • Niech im będzie.... kurna! - Orzecki złapał Majkę za rękę i razem okrążyli samochód by po chwili wsiąść do auta. 
  • Chyba wiem, o co się na mnie gniewasz. - Zuber wsiadł za kierownicę i zapiął pas bezpieczeństwa. - Mam jednak nadzieje, że szybko mi wybaczysz. 
  • Możemy już jechać Jasiek? Jestem bardzo zmęczona. - Krysia patrzyła do góry na dach samochodu. W oczach znowu miała łzy. Bardzo chciało jej się płakać. Odrobinę żałowała, że nie dała się pocałować Rafałowi. Uwielbiała smak jego warg, więc prawie nigdy mu tego nie odmawiała. Tęskniła za jego ciałem, pocałunkami i intymnymi pieszczotami. Kiedyś całowali się nawet wtedy, kiedy byli na siebie bardzo źli - okropnie ich to kręciło i pomagało się pogodzić. To ich godzenie kończyło się zwykle wspaniałym wariackim seksem...  Tych wspomnień za cholerę nie umiała wymazać... 
  • Która godzina? - spytała Justyna. Akurat chowała padniętą komórkę do torebki. - Komórka padła, a zegarek stoi. 
  • Druga za dziesięć - odparł prędko Anglik i otworzył przed nią drzwi. Uśmiechał się, a oczy mu błyszczały jak gwiazdy na niebie. Tej nocy było niestety bezgwiezdne. 
  • Uuuuu to ładnie się zasiedzieliśmy. -  Zaskoczona Krakuska zajęła swoje miejsce. Po swojej lewej ręce miała Majkę, obok, której siedział Rafał z głową opartą o szybę. 
  • Wiesz co Justyna? Ja to już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio tak późno wracałem z imprezy. -  Coulter usiadł koło Justyny i zamknął drzwi. - Trochę dziwne nie? 
  • To tak jak ja. - Mówiąc to śmiała się do Calvina. Dzięki niemu miniony wieczór był przeuroczy. Pomyśleć że nie chciała wyjść z domu. Po tym wypadzie nabrała chęci na częstsze wypady. 
  • Możemy jechać, wszyscy są? - dopytywał się Zuber, który cały czas ziewał. 


Janek najpierw odwiózł Justynę, Rafała i Calvina, a potem Krysie i wrócił z Majką do siebie. Chwilowo był w domu sam, bo jego rodzice pojechali na urlop w Portugali i mieli tam zostać jeszcze trzy tygodnie. Oczywiście wiedzieli o przyjeździe Majki od jej rodziców. Anita Zuber już od rana wydzwaniała do syna, żeby mu przekazać co i jak ma zorganizować, żeby jej bratanica dobrze się u nich czuła. W drodze do Ochotnicy Maja przysnęła na ramieniu milczącego Orzeckiego, który w końcu objął ją ramieniem i czule gładził po włosach. Kiedy pochwycił ciekawskie spojrzenie swojej siostry obrzucił ją lodowatym spojrzeniem i przeklinając pod nosem odwrócił głowę do szyby. Obserwująca brata Justyna zastanawiała się, co będzie dalej z nim i z Kynią. Czy to faktycznie koniec? - Oby nie - powtarzała sobie w duchu zmartwiona. Jeszcze nie widziała żeby góralka była taka wściekła na Rafała. Fakt, faktem, zasłużył sobie na to. Tym razem mocno nadepnął jej na odcisk i zasługiwał na solidnego kopa w dupę. Pogrążona w żalu Kynia ani razu nie odwróciła się do tyłu, nie spojrzała na Orzeckiego ani na przyklejoną do niego Majkę. Wolała udawać, że ich nie ma. Cały czas gapiła się w przednią szybę i jednocześnie starała się nie rozbeczeć. Przychodziło jej to z wielkim trudem, ponieważ to co nadal czuła do Orzeckiego okropnie bolało. Mimo to nie było mowy o tym by wybuchła płaczem przy nim i tej Czerwińskiej, za nic w świecie. Musiała zostawić łzy i żal na później, gdy będzie sama ze sobą. Orzecka doskonale wiedziała co czuje jej biedna kumpela, nie miała jednak pomysłu na to jak jej pomóc... i to było najgorsze. Znów nie będzie spała w nocy. Widząc strapienie Justyny Calvin natychmiast ją objął, ale nie pytał o co chodzi, od razu się domyślił, że martwi się o przyjaciółkę. Zaczęli rozmawiać pół szeptem o górach i nie tylko. Przegadali ze sobą cały wieczór i wciąż nie mieli dość. Słuchała go z zainteresowaniem, gdy z pasją opowiadał o swoich doświadczeniach, dzieciństwie z dziadkami i wyprawach w góry. Mógłby tak gadać do rana i o nie zdołał by jej znudzić. Już wiedziała że Calvin pokocha ich strony




 


  • No cześć kochani, jak było? - Judyta czekała na nich na werandzie. Oparta o balustradę paliła papierosa. W domu tylko ona jedna nie spała. Dawidek i babcia już dawno padli. 
  • Rewelacyjnie mamuś, naprawdę - odparła i pocałowała matkę w policzek. Była zadowolona, nie żałowała że się wyrwała z domu.  - Dzięki  za opiekę nad małym. Lecę na górę się położyć, bo  zaraz tu padnę.  
  • Śpij dobrze Justyś, dzięki za cudowny wieczór. - Twarz Coultera kolejny raz rozjaśnił piękny szeroki uśmiech gdyż patrzenie na tą nieziemską kobitkę sprawiało mu niemałą przyjemność. 
  • A ja dziękuję tobie. Było naprawdę miło. - Powiedziawszy to Orzecka podeszła do Calvina i cmoknęła go w policzek... dwa razy... ten drugi buziak był nieco dłuższy i czulszy. Mało brakowało, a trafiłaby w usta. Gdy w końcu oprzytomniała i zdała sobie sprawę z tego co jest grane natychmiast odsunęła się od niego na bezpieczną odległość. Na odchodnym spojrzała jeszcze na brata oraz mamę stojących w pobliżu i rzuciła do nich. - Dobranoc wam. 
  • Dobranoc córciu - pożegnała ją matka. Chwilę potem jej córka  zniknęła za drzwiami. 
  • O cholera, jasna! -  wyrzucił z siebie zaskoczony Orzecki. Co ta jego siostra wyprawia, nie do wiary. Miał ochotę głośno zagwizdać, ale nie chciał denerwować mamy, która nie lubiła hałasów w nocy. - Siostra mi kumpla podrywa. 
  • To ja podrywam ją... czubku - sprostował Brytyjczyk i spojrzał w niebo. 
  • Taaak, taaak, jasne. - Rafał pokiwał głową, a potem sięgnął do kieszeni kurtki po papierosy. 
  • Słuchaj kochanie... - zaczęła Judyta biorąc od syna papierosa. Jej szlugi już się skończyły. - Pościeliłam Calvinovi w twoim pokoju, a ty się dziś prześpij na dole w gościnnym pokoju. Ja jutro wracam do domu to zwolnię jeden pokój. 
  • Nie ma sprawy mamo. - Podpalił Judycie papierosa. - A o której chcesz wracać? Mogę cię zawieźć do Krakowa. 
  • Łukasz mnie zawiezie, bo on akurat ma tam coś do załatwienia - oznajmiła, a potem znów się zaciągnęła. - Nie ma sensu, żebyś się tam tłukł bez sensu kiedy masz tu gościa. 
  • A jak tam Dawid? Nie płakał za mamą? - dopytywał się Rafał.
  • Przy mnie ? Nie żartuj synuś - zadrwiła z niego matka. - Tylko ty non stop przy mnie ryczałeś. 
  • Jaaaaki maaaazgaj - szydził z niego rozbawiony Calvin. 
  • Śmiejcie się, na zdrowie - powiedział zupełnie obojętnie Krakus i przestąpił z nogi na nogę, a później znów się zaciągnął. Bożeee, co to była za przyjemność. 
  • Cieszę się, że się dobrze bawiliście, a najbardziej, że Justyna w końcu gdzieś wyszła bez małego. Ona powinna częściej wychodzić z domu. 
  • Ooooo mamuś, trzeba było widzieć Justynę i Calvina w Rikonie. - Orzecki śmiał się i pokazywał na Calvina. - Najpierw tańczyli przytulańce, a potem gruchali do siebie przy stoliczku i trzymali się za rączki. 
  • A ty i ta Majka to co? - Coulter spojrzał na przyjaciela z politowaniem. - Może opowiesz mamie jak się świetnie z nią bawiłeś. Tak odleciałeś, że prawie zapomniałeś o naszym istnieniu... a Kynie to już w ogole non stop olewałeś. 
  • Co ty chrzanisz do cholery? - wzburzył się Rafał. - Przecież sam widziałeś, że do niej zarywałem przy stoliku, nawet chciałem z nią zatańczyć, a ona mi strzeliła focha.
  • Było się nią wcześniej zainteresować to by nie było focha. - Anglik obrzucił kumpla morderczym spojrzeniem. 
  • No co ty powiesz stary? - Orzecki był tak zły, że aż się w nim gotowało. Wkurzało go dogadywanie Calvina, chociaż co do Kyni miał trochę racji. Mogła się poczuć ignorowana i to ją zirytowało do tego stopnia, że żadne jego komplementy już na nią nie działały. Odkąd zobaczył Majkę jego była i zarazem najukochańsza góralka nagle zeszła na dalszy plan... Owszem, zachował się paskudnie względem Krysi, ale z drugiej strony, gdy starał się naprawić swój błąd, ona go odrzucała. Nie było mu łatwo gdy tak się z nim obchodziła. - Ja bym ci kurwa radził żebyś się bardziej skupił na mojej siostrzyczce, a nie na mnie. To ona potrzebuje teraz specjalnej troski. 
  • Dobrze, nie ma sprawy! - odgryzł się wkurzony Calvin.
  • Faktycznie synu, mógłbyś się wreszcie skupić na jednej kobiecie, a nie tak latać z kwiatka na kwiatek i obnosić się ze swoją niezależnością. Co ci z tego przyjdzie? - Judyta obrzuciła Rafała spojrzeniem pełnym dezaprobaty, a ton jej głosu był srogi i lodowaty. Tak samo na niego patrzyła gdy miał pięć lat i bardzo nabroił. - A co do Kyni... no cóż, nie da się ukryć, że ta dziewczyna zawsze była dla ciebie najlepszą partią i nie mogę strawić, że już nie jesteście razem. Śliczna, dobra i kochająca... Nie wiem co ci strzeliło do głowy żeby ją zostawić. 
  • Mamo, weź nie zaczynaj znowu tego tematu, dobrze? - zdenerwował się Rafał. Nienawidził gdy matka mówiła takie rzeczy. Ile razy ma jej tłumaczyć, że wcale nie zostawił Kyni i że nadal o nią walczy, bezustannie od trzech lat, ale nikt tego nie dostrzegał. - Już nie pamiętasz że zrobiłem wszystko co mogłem, żeby nie wyszła za tego debila Kubę? Cały czas o nią walczę, chociaż bez skutku i powoli zaczynam mieć tego kurwa dość! - Dokończył papierosa i rzucił go na ziemię, a następnie rozdeptał butem. 
  • Grzeczniej i bez przekleństw proszę - skarciła go matka. Nie znosiła, gdy jej syn używał wulgarnych słów. Odkąd zamieszkał w Wielkiej Brytanii nieustannie łapała go na przeklinaniu z byle powodu. 
  • Wiecie co? - zaczął rozdrażniony Krakus, a w jego spojrzeniu tliła się dzika złość. - Ja już idę spać, a wy sobie tu róbcie co chcecie... Dobranoc. - Odszedł nie oglądając się ani na mamę ani na Coultera. Miał już serdecznie dość ich przytyków. Jedyne czego teraz pragnął zostać sam na sam ze sobą i ze swoimi myślami, żeby sobie to wszystko jakoś uporządkować w głowie. Bardzo chciał powiedzieć mamie coś takiego, żeby jej w pięty poszło, ale się powstrzymał, bo nie chciał jej zranić... za to ona zraniła jego.  Zanim otworzył drzwi do domu zatrzymał się przed nimi i przypieprzył w nie otwartą dłonią tak mocno, żeby bolało, a potem zaklął półgłosem. - Kurwaaaaa! 
  • Już dobrze kochanie, przepraszam - zawołała za synem Judyta. Bardzo żałowała że tak na niego naskoczyła. Może faktycznie starał się odzyskać Kynie tylko... zwyczajnie mu to nie wychodziło. Może nawet cierpiał z tego powodu, a ona zamiast mu pomóc to jeszcze mu dokładała. 
  • Dobranoc mówię! - Powiedziawszy to Krakus zamknął za sobą drzwi i tyle go widzieli. 
  • Cholera jasna. - Sięgnęła po kolejnego papierosa. Czuła się okropnie, trzęsły się jej ręce. Zawsze się tak czuła, gdy się pokłóciła z Rafałem. 
  • Kocha ją... wiem to - zapewnił Judytę Anglik. Gdy to mówił jego twarz zasnuwał przeszywający smutek. Nagle mu się przypomniało jak Rafał mówił przed wyjazdem do Polski, że zrobi wszystko żeby odzyskać Krysie, bo nie może dłużej bez niej żyć. Może niepotrzebnie mu dociął, ale gdy byli w tym Rikonie odniósł wrażenie, że ona cierpiała znacznie bardziej patrząc jak Orzecki super bawi się z Majką - i właśnie za to był na niego zły. Jego była ukochana wyglądała na bardzo nieszczęśliwą, a ten nawet nie zauważył, że zniknęła bo był zajęty kuzynką Janka. - Czasem mam wrażenie, że on w ogóle sobie nie radzi z tym, że jej z nim nie ma i co gorsza... zaczyna przez to coraz bardziej świrować. 
  • Co masz na myśli mówiąc, że Rafał zaczyna świrować? - wystraszyła się Judyta. 
  • Nie wiem czy by chciał, żebym pani o tym opowiadał. - Calvin patrzył na nią i kręcił głową. Było mu ciężko, ale nie mógł jej wyjawić tego co wiedział, bo przyjaźń Rafała i jego zaufanie były dla niego ważniejsze. - Raf jest dorosły, a to są jego sprawy osobiste i chyba nie mogę nic więcej powiedzieć. Przykro mi. 
  • Ale jestem jego matką do cholery i martwię się o niego. - Załamał jej się głos, a wargi drżały. Czuła, że zaraz się rozryczy. Myśl, że jej ukochany Rafałek może wpaść w depresje dobijała ją po stokroć. Jak ma mu teraz pomóc na litość boską? 
  • Rozumiem, ale najlepiej będzie jeśli sama pani z nim o tym pogada. Może wtedy zechce się otworzyć. - Patrząc na matkę przyjaciela czuł się słaby i bezradny. Chciałby pomóc jej i jemu równocześnie, lecz było to w tym momencie niewykonalne. 
  • Bardzo bym chciała, ale nie posiadam takiej mocy. On się ode mnie oddala Cal. Od Justyny także. To już nie jest ten sam chłopak, co kiedyś. - Mówiąc to spoglądała na ciemne, zachmurzone niebo, a do jej oczu napływały gorące łzy, które następnie strumieniami spływały po policzkach. Piekły niczym rany po oparzeniu, a w klatce czuła ścisk. 
  • Przede mną też nie zawsze chce się otworzyć chociaż jestem jego najlepszym przyjacielem i wie, że może mi zaufać.  - Potarł skroń palcami prawej ręki, a następnie głęboko westchnął. 
  • Prędzej z Dawida coś wyciągniesz niż z mojego Rafała - oznajmiła wycierając załzawione oczy. Na myśl o cudownym wnuku jej serce natychmiast napełniała ogromna błogość. Ten mały uroczy chłopczyk był obecnie największą radością jej życia. Tak wspaniale spędziła z nim to popołudnie, że czas zleciał błyskawicznie. Uwielbiała ją i ciągle prosił żeby została z nimi na zawsze, a gdy wyjeżdżała potwornie płakał. Był taki sam jak jej synek w dzieciństwie, kochany, szczery i radosny.
  • Żeby pani wiedziała, że z dzieciakami jest nieraz dużo prościej rozmawiać niż z dorosłymi. - Anglik posłał Judycie ciepły urzekający uśmiech, który sprawił że i ona wreszcie się uśmiechnęła. 



Rozdział 2.1 


Ochotnica Dolna  - kwiecień 2018

I znowu obudziła się  wcześniej niż zwykle, jeszcze przed wschodem słońca i z uśmiechem na twarzy powitała widok za oknem. Ze snu wyrwało ją głośne skrzeczenie jakiegoś dużego ptaka szybującego po szarawym niebie. Zapewne był gdzieś w pobliżu i zataczał ósemki nad ich domem. Już nie pierwszy raz ją tak budził, ale nie miała mu tego za złe, wręcz przeciwnie, bardzo lubiła takie pobudki, a w mieście w życiu by tego nie uświadczyła. Ten sam odgłos budził ją ostatnio codziennie o tej samej porze i dzięki niemu mogła oglądać coraz to piękniejsze wschody słońca. Tak jak teraz wychodziła po cichutku z łóżka, szła do okna, otwierała je na oścież, a następnie siadała na parapecie i czekała aż na horyzoncie pojawi się ta magiczna złota kula, a niebo przybierze najpiękniejsze barwy świata. Nie mogła wyobrazić sobie nic piękniejszego niż ten widok wstającego słońca rozpoczynającego kolejny dzien. To był niezwykły urok mieszkania w górach i nigdy by się tego nie wyrzekła, nie zamieniłaby na nic innego. To tu był jej dom, tu mogła chodzić boso po trawie i błądzić w gęstej mgle pokrywającej rozległe zielone polany i wciąż była tą samą Justynką z dzieciństwa, kochająca góry i dzikie ulewy, goniącą po kałużach, przemierzającą setki kilometrów po szlakach, by zdobywającą kolejne szczyty. To był jej cały świat nie licząc ukochanego Dawida, który również miał w sercu miłość do gór oraz naturę upartego górala zdobywcy. Ten słodki mały aniołek spał teraz twardo i spokojnie na lewym boku,  nakryty po szyję kołderką. Zanim wstała z łóżka, przesunęła go delikatnie na środek żeby czasem nie spadł na podłogę jak zacznie wierzgać. W ciągu nocy trzy razy musiała go uspokajać bo mamrotał coś przez sen i rzucał rączkami, sprawiał wrażenie wystraszonego. Wyciszał się dopiero, gdy go mocniej przytuliła i głaskała go po główce. Gorączki na szczęście nie miał, a katar stał się łagodniejszy i nie utrudniał mu już oddychania. Było o niebo lepiej niż dwie doby temu, ale Dawid nadal potrzebował bardzo dużo snu żeby wrócić do zdrowia. No ale weź tu wytłumacz żywemu ciekawskiemu pięciolatkowi który za nic ma zasady i tylko myśli o tym, żeby się wyrwać z domu, że musi non stop leżeć w łóżku bo to dla jego dobra... Niewykonalne.

  • Mamusiu pić mi się chce - odezwał się nagle rozbudzony Dawid. Wciąż był na w półprzytomny i zamykały mu się oczy.
  • Czekaj kochanie już ci dam. - Justyna poderwała się z parapetu i pospieszyła w kierunku stolika, który znajdował się na drugim końcu pokoju. Na blacie stała pełna półlitrowa butelka kryniczanki. Otworzyła ją i nalała trochę wody do kubka z puchatkiem, który należał do jej synka. Wzięła go i podeszła do łóżka, a następnie przysiadła sobie na brzegu łóżka. - Chodź słonko, mamusia da ci wody. 
  • Będę jeszcze spał, bo jestem bardzo śpiący - oznajmił przybliżywszy się do matki. 
  • Pij powolutku, żebyś się nie zakrztusił, okej? - poprosiła go Justyna. 
  • Już wystarczy mamusiu, chce spać - powiedział Dawid oddając matce naczynie. 
  • No dobrze kochanie, to śpij dalej, potrzebujesz teraz dużo snu, żeby wyzdrowieć. - Odstawiła puchatkowy kubeczek młodego na blat szafki stojącej przy łóżku po jego stronie.
  • A ty nie będziesz już spała? - zdziwił się pięciolatek. Ułożył głowę na wielkiej poduszce swojej mamy i tak leżał patrząc na nią z zaciekawieniem. 
  • Ja już się wyspałam słoneczko, a teraz idę na dół zrobić sobie kawę. - Poprawiła małemu kołderkę, a potem pocałowała go w odkryte czółko. 
  • Mama, a powiesz babci, żeby została u nas na zawsze? - Młody Orzecki zrobił do niej słodkie oczka jak kot Omar ze Shreka. -  Ja nie chce żeby wyjeżdżała. 
  • Kochanie, babcia chodzi do pracy. Nie może zostać z nami na stałe. - Justyna od razu posmutniała, nie lubiła sprawiać synkowi zawodu. 
  • Ale ja chce żeby tu została na zawsze. - Chłopczyk był bliski płaczu. Nie miał najmniejszej ochoty rozstawać się z ukochaną babcią. Gotów był się zaryczeć na śmierć gdyby znów długo nie wracała. 
  • Słoneczko... zrozum, że  tak się nie da.  Babcia ma w Krakowie dom i pracę dzięki, której może się utrzymać. Jeśli nie wróci straci pracę, a jak straci pracę to dom także, bo nie będzie mogła zapłacić rachunków, rozumiesz?
  • To ja jadę z babcią do Krakowa - oświadczył naburmuszony Dawid i założył ręce na piersi. Wyraz jego twarzyczki świadczył o tym że jest ogromnie niepocieszony. 
  • I zostawisz mamusię samą? - Krakuska udawała, że szlocha. 
  • Nie mamusiu, nie zostawię cię. Pojedziesz z nami - zapewnił ją chłopczyk. Żeby ją rozweselić posłał jej uroczy uśmieszek. 
  • Kocham cię łobuzie - oświadczyła i posłała synkowi buziaka. 
  • To ja idę spać, pa mamusiu. - Pomachał jej i odwrócił się na bok.
  • Narazie kochanie - pożegnała się z Dawidem i od razu poszła do szafy po świeże ubrania. 



 Zeszła na dół po cichutku żeby nikogo nie obudzić. Nie wiedziała kto jeszcze śpi, a kto nie więc  nie wypadało hałasować. Wiedziała tylko że nie ma babci Jasi, która wybrała się na szóstą do kościoła, a po mszy miała jechać z koleżanką do Nowego Targu na wizytę do kardiologa. Mama na bank spała, bo lubiła się wyspać nie to co Rafał, ranny ptaszek, który potrafił wstać przed piątą wstać i biegać. Ciekawa była czy bratek faktycznie już jest na chodzie wszak późno wrócili z Krościenka nad Dunajcem, a on jeszcze gadał pod domem z mamą i Calvinem. Słyszała jak Anglik wchodził do pokoju około trzeciej, bo akurat w tamtym momencie nie spała, obudziło ją mruczenie syna. Pierwsze co zrobiła po wejściu do kuchni to otwarła okno na oścież, żeby wpuścić do środka powiew przyjemnego rześkiego górskiego powietrza. Lubiła ten poranny chłód, gdyż pomagał jej się rozbudzić, a jeszcze bardziej lubiła, gdy pachniało po deszczu mokrym drzewem i trawą. Przez chwilę tkwiła przy oknie, patrzyła w dal i rozmyślała...a najintensywniej o tym co się działo poprzedniego między nią a przyjacielem Rafała. Nie dość, że przez resztę spotkania cały czas z nim romansowała (oczywiście za namową Kyni) to jeszcze mu dała buzi na dobranoc, co prawda tylko w policzek, ale to wyszło od niej. Boże, czy ona  naprawdę zwariowała?... Chyba przez niego...  jeśli już. Kiedy ostatnio tak szalała za facetem? - Odbiło mi, odbiło - powtarzała sobie raz po raz.

  • Cześć Justyna  - przywitał się Calvin. Stanął za plecami Krakuski... a tak po prawdzie to prawie do niej przylgnął (gotowy był wziąć ją w ramiona, objąć i całować, z trudem nad sobą panował) i przyglądał się jej z zachwytem. Wyglądała cudownie w tej kremowej dopasowanej  tunice z dekoltem w łódkę i czarnych leginsach. I te długie kasztanowe włosy rozsypane na plecy i ramiona. Zobaczył ją kiedy wyszedł z łazienki i poczuł, że musi do niej podejść, a ona była tak mocno pogrążona we własnych myślach, że nawet nie zauważyła jego obecności, dopóki się nie odezwał. Był świeżo ogolony, pachnący, odziany w jasno niebieską koszulę z rękawami zadartymi do łokci i granatowe jeansy. 
  • Ooo cześć Calvin - odpowiedziała Justyna wyrwana z zamyślenia. Odwróciła się i spojrzała na niego z czułością. Jednocześnie poprawiła włosy i tunikę. Nie mogła przecież wyglądać gorzej niż on. Jak na Brytyjczyka był niezwykle urodziwy i przystojny. Nie zapuszczał brzucha, ale nie był też zbyt chudy, raczej taki w sam raz. Jednym słowem gość fajnie wyglądał i bosko pachniał. 
  • Myślałem, że jeszcze trochę pośpisz. - Powiedziawszy obdarzył siostrę Rafała szerokim pełnym czułości uśmiechem. Nie mógł tego odmówić takiej dziewczynie jak ona. Na jej widok micha sama mu się śmiała. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio tak się cieszył na widok jakiejś kobiety. 
  • Mogłabym, ale z natury jestem rannym ptaszkiem i wolę wstawać wcześniej - wyznała patrząc mu w oczy. W końcu ruszyła w stronę kuchenki elektrycznej. Zamierzała postawić wodę na kawę dla siebie i dla niego. 
  • To tak jak ja - skwitował Anglik i puścił jej oko. Wciąż nie mógł oderwać wzroku od jej zgrabnej figury. I pomyśleć, że poprzedniego wieczoru byli tak blisko, gdy ze sobą tańczyli... Nie to nie był żaden sen, to była rzeczywistość. Cały czas tańczyli przytuleni, a on miał ciarki na całym ciele. Tego mu brakowało od dawna, bliskości i kobiecej czułości. -  A Dawid to pewnie jeszcze śpi, co?
  • No jasne, że tak. On rzadko wstaje przed dziewiątą. Chcesz kawy? - Orzecka chwyciła za  rączkę od czajnika, w którym była wcześniej ugotowana woda. Postanowiła nalać świeżej. 
  • Nie dzięki, piłem już jak wstałem. - Skrzyżował ręce na piersi, a następnie zerknął na tarcze zegarka na swojej prawej dłoni. Była zaparowana, więc przetarł ją palcem. 
  • O której wstałeś? - spytała zapalając gaz pod czajnikiem.  
  • Gdzieś koło piątej jak zwykle - odparł i oparł się o szafkę stojącą przy kuchence. Znowu był blisko Justyny... tak blisko jak się dało. 
  • Też lubisz oglądać wschody słońca? - ucieszyła się Krakuska. Odwróciła się do Calvina i posłała mu czarujące spojrzenie spod swoich wspaniałych ciemnych długich rzęs. 
  • Owszem. - Pokiwał twierdząco głową i zerknął w stronę otwartego okna. Jego również urzekały te widoki. Dosłownie zakochał się w tym miejscu. Gdy spacerował samotnie po ogrodzie wokół domu przyjaciela czuł, że żyje na całego i było mu z tym dobrze, a widok otaczającego go zewsząd piękna natury sprawiał mu ogromną radość. Pobyt tutaj dawał mu ogromną moc, której mu ostatnio brakło. Już nawet silny wiatr rozwiewający włosy na wszystkie stronu przestał mu przeszkadzać. - A te tutaj są...jak to mówi twój brat mega wypasione. 
  • Żebyś wiedział Angliku - zgodziła się z nim Krakuska. 
  • Tu jest tak pięknie że... nie chce mi się wracać do siebie. - Nagle zrobił się smutny. Myśl o tym, że niedługo przyjdzie mu opuścić Ochotnice Dolną i tę uroczą rodzinkę dobijała go. Momentalnie tracił chęć życia i pogrążał się w pustce. Nie chciał nawet myśleć jaka będzie jego rzeczywistość, gdy wróci do domu i do swoich szarych pustych czterech ścian. Gdyby nie ci pacjenci, którzy tak bardzo go potrzebowali olał by to wszystko i został tu na zawsze... z Justyną i jej górami. 
  • Wcale nie musisz tam wracać - powiedziała półgłosem i odłożyła umyty spodek na suszarce. Przez chwilę przyglądała mu się z boku aż w końcu zbliżyła się i położyła mu dłoń na ramieniu. Bardzo nie chciała by wyjeżdżał. Pragnęła by on i jego wewnętrzna radość towarzyszyły jej każdego dnia, by co rano witał ją tymi rozbrajającymi uśmiechami i uwodzicielskimi spojrzeniami. Już dawno żaden mężczyzna jej tak nie rozpieszczał, nie okazywał tyle zainteresowania. Gdy Cal wyjedzie pustka po nim będzie jeszcze bardziej dotkliwa. 
  • Byłoby super, wiesz? -  oznajmił podnosząc głowę. Gdy ich spojrzenia znów się zetknęły po raz pierwszy zobaczyła w jego oczach dogłębny smutek. 
  • Możesz zostać z nami tyle ile chcesz. - Miała nadzieje, że te słowa przepędzą smutek z jego pięknego oblicza. Momentami sprawiał wrażenie cholernie nieszczęśliwego. Aż się chciało go objąć i nie puszczać. Zniewalający uśmiech, którym ją raczył raz za razem był być może tylko maską  tuszującą ból i rany duszy. Cholera wie, czego ten facet doświadczył w życiu. Może cierpiał tak samo jak ona albo nawet bardziej. 
  • Dziękuje Justyś... to było urocze. - Wzruszyły go jej słowa. Już dawno nikt nie powiedział mu czegoś tak pięknego. Cudownie było to usłyszeć. 
  • Wiedziałam, że od razu się zakochasz w naszej Ochotnicy - oświadczyła, a odpowiedzią na to był jego cudowny uśmiech. Rozczulił ją niesamowicie. 
  • Co to jest za dom na tym zdjęciu? Przepiękny. - Calvin zwrócił uwagę na ładne czarno białe zdjęcie wiszące na ścianie przy oknie. Fotografia formatu A4 oprawiona była w ciemną ramkę.  
  • Nasz stary dom... spalił się cały i tata z wujkiem Heniem musieli zbudować nowy od podstaw. Ten nie ma już takiego klimatu co tamten zbudowany przez dziadka Tomasza. - Ze starym domem miała mnóstwo pięknych wspomnień. Był piękny, drewniany, taki typowy góralski z duszą. Dobrze, że chociaż zdjęcia ocalały i niektóre pamiątki. - Tęsknie za nim... jak cholera. 
  • Ale...  chyba nie było was w środku gdy kiedy się paliło. - Wystraszył się Anglik. Nie chciał sobie nawet wyobrażać, że komuś z nich stało się coś złego. Patrzył na Krakuskę z przestrachem. 
  • Na szczęście nie, bo byliśmy wtedy na wakacjach w Ustrzykach Górnych, ale wujek stracił dwa konie i owce... 
  • Co było przyczyną pożaru? - zapytał Przygryzając wargę błądził wzrokiem po ścianach. Był śmiertelnie poważny. 
  • Najprawdopodobniej podpalenie, ale nigdy nie doszli do tego, kto to zrobił więc winny nie został ukarany  - opowiadała to cicho, ze smutkiem w oczach. Do dziś była zła na policje że nie przyłożyli się do śledztwa w tej sprawie.  - Ktoś tam coś widział, lecz okazało się, że to zdecydowanie za mało, więc policja umorzyła śledztwo.
  • Kiedyś brałem udział w ewakuacji płonącego budynku domu dziecka w Birmingham. - Twarz Calvina natychmiast spochmurniała. Nie znosił o tym mówić, ponieważ przeżył wówczas prawdziwy koszmar, ale przy niej język sam mu się rozwiązywał. Kadry tamtego dnia wciąż powracały do niego w snach i na jawie by go dręczyć. -  To było zanim złapałem fuchę na policji. Pracowałem tam cztery miesiące. 
  • O matkoooo boska... - Oblicze Justyny spowiło przerażenie. - Były ofiary?
  • Tak...  trójka małych dzieci w wieku od dwóch do czterech lat - odparł przygnębiony Brytyjczyk i znowu przybliżył się do Orzeckiej. Wzrok miał spuszczony, tępo wpatrywał się w podłogę. - Zaczadziły się, zanim kolega do nich dotarł. Gdyby się nie schowały na poddaszu zdążyłby je zabrać i udzielić pierwszej pomocy, ale się spóźnił...  kurwa nie mogę jak o tym myśleć... - Ukrył twarz w dłoniach i głośno westchnął. 
  • O Jezuuuusie. - Kręciła przecząco głową. To co usłyszała poraziło ją i przybiło. Te biedne dzieciaczki były młodsze od Dawida. Gdyby jemu stało się coś takiego chyba by padła na zawał albo zwariowała... Boże jedyny, co za koszmar. Przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu, a gdy w końcu zdołała coś powiedzieć głos jej się łamał. - Współczuje ci bardzo. Nie wiem co bym zrobiła na twoim miejscu. 
  • Do dziś mam koszmary. Śni mi się, że chodzę i szukam ich po tej posesji, aż w końcu... znajduje je martwe w domku pod lasem. 
  • Nie dziwię ci się... to potworna tragedia. - Gdy ich spojrzenia znów się spotkały ujrzała w oczach Anglika łzy i ból. Nawet nie umiała sobie wyobrazić przez co przeszedł i co nadal przeżywał w związku z tamtą tragedią. Tamte dzieci były zapewne jego pacjentami więc tym gorzej dla niego. Nagłe piszczenie czajnika wyrwało ją z tej matni, w którą wpadła gdy usłyszała tę okropną opowieść. W końcu złapała naczynie za rączkę, a drugą zakręciła gaz. Gdy już miała podnosić czajnik, Coulter położył swoją dużą chłodną dłoń na jej dłoni i delikatnie zacisnął. Trwali tak przez dłuższą chwilę milcząc i patrząc sobie w oczy. 
  • Gdy powiedziałaś, że ten dom się spalił... od razu wyobraziłem sobie najgorsze - oznajmił półszeptem, a jego głos zabarwiony był delikatną zmysłową chrypką. - W ogóle nie wiem co mnie napadło, żeby ci mówić takie rzeczy. Wybacz. 
  • Nic nie szkodzi Cal - mówiła wpatrzona w bezkresną głębię błękitu jego oczu. Nigdy w  życiu nie widziała u faceta piękniejszych niebieskich oczu i zarazem tak smutnych. Gdy się tak na niego gapiła nagle poczuła na biodrze jego ciepłą przesuwającą się do góry.  Zadrżała bo w tym samym momencie przeszły jej po całym ciele dreszcze. To co robił było takie... niesamowicie przyjemne. Tak samo dotykał ją kiedyś Filip, ale dotyki Calvina nie wiedzieć czemu były jeszcze bardziej zniewalające. Pewnie by ją pocałował, a ona by to odwzajemniła, gdyby nie hałas dobiegający z pokoju gościnnego, w którym spała Judyta. Chyba coś upuściła. 
  • Jezu, co ja wyprawiam... wybacz   - powiedział cofając swoją dłoń. Jeszcze chwila i już by nie zdołał się opanować. Pragnął jej tak bardzo, że aż go to zaczęło przerastać. Był ogromnie spragniony seksu, a szczególnie takiego z miłości. Chciał znowu być z kobietą do której coś czuje i móc ją uszczęśliwić.  - Czasem mi się to zdarza. Taki... odruch niekontrolowany. 
  • Jest okej, nie przejmuj się - uspokoiła go i posłała mu ciepły uśmiech. Wcale jej nie przeszkadzało, że ją tak dotykał, wręcz przeciwnie... I nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby nagle przyparł ją do ściany i zaczął namiętnie całować, tak po prostu bez pytania o zgodę. Coś ich do siebie ciągnęło... jakaś zabójcza siła. Od razu sobie przypomniała słowa Kyni : "To tylko kwestia czasu jak się do siebie zbliżycie". Miała cholera racje - pomyślała Krakuska. 
  • Na pewno? - przyglądał jej się z niedowierzaniem. Wciąż byli blisko, pierś Justyny przylegała do jego klatki piersiowej. W końcu się uśmiechnął i pogładził palcem jej szyje tuż koło ucha. 
  • Rafał zrobisz mi kawy? - spytała Judyta, która niespodziewanie zaglądnęła do kuchni. Nie kryła radości gdy zobaczyła swoją córkę przyklejoną do Anglika, bo wyglądali razem naprawdę pięknie. Pewnie się całowali, a ona im przeszkodziła.  - Aaaa to wy, dzień dobry. 
  • Przekażę mu - obiecał uśmiechnięty Calvin. - Dzień dobry... pani. 
  • Ja ci zrobię tą kawę mamuś - oświadczyła młoda Orzecka odklejając się od Calvina, który pozostał w pobliżu. Po chwili od nowa zapaliła gaz pod czajnikiem
  • Siemaa towarzystwo - zawołał od wejścia Rafał. W ciągu minuty był przy stole. Zanim usiadł ściągnął z siebie skórzaną czarną kurtkę i powiesił na oparciu krzesła. Został w swoim ulubionym floydowym (obcisłym) podkoszulku z trasy Division Bell, który idealnie opinał jego pięknie wyrzeźbioną klatkę piersiową - Kynia do teraz miała fioła na punkcie jego klaty. Orzecki zawsze wyglądał super, nawet gdy miał na sobie znoszone gacie.  
  • Cześć synku - przywitała się Judyta. Miała nadzieje, że nie jest już na nią zły, za to co mówiła o Kyni.  - Biegałeś? 
  • Biegałeś, biegałeś. - Uśmiechnął się do matki, chociaż złość mu jeszcze nie przeszła. Wreszcie przerzucił wzrok na przyjaciela i siostrę, stojących koło siebie przy kuchence. Przez okno widział jak się do siebie kleili, tak sobie patrzyli w oczka z czułością...  I tak, podglądał ich... - No co tam u was turkaweczki? Uczucie kwitnie co?
  • Ale jesteś zabawny, wiesz? - Justyna zmierzyła brata szyderczym spojrzeniem. - Dowcip roku powiedziałeś. 
  • No i po co się tak stroszysz siostrzyczko? - Rozbawiony Rafał rozłożył ręce i podniósł do góry. Śmiał się tak jakby był najarany tylko niewiadomo czym. - Przypadkiem was zobaczyłem przez okno i... 
  • Co ty mówisz synuś? - Judyta udawała, że nie wie co jest grane. - Że co widziałeś? 
  • Przypadkiem, tak? - Krakuska wymieniła spojrzenie ze swoją mamą. - Ciekawe Rafaello. 
  • Dobra, przyznaje się, podglądałem was i widziałem co tu odstawialiście...- Rafał uśmiechnął się szelmowsko, potem pokiwał głową z boku na bok. -  A ku ku. 
  • Rafał... co ty piłeś? - Calvin podszedł do stołu. - Jak coś dobrego to może się podziel z nami. 
  • Poza żyntycą u Miśka Pazdry to nic - odpowiedział Orzecki i rzucił okiem w stronę Judyty, która stała w kącie koło lodówki i się śmiała. Bardzo ją bawiło kiedy jej syn i ten Brytyjczyk sobie docinali. Można było przy nich boki zrywać. 
  • Taaak? - Coulter pochylił się nad przyjacielem i ściszył głos. - A od  kiedy to żentyca jest na procentach? 
  • No bo ty jeszcze nie wiesz, że Misiek jest specjalistą... od tej żyntycy na procentach - wyjaśnił chichoczący Krakus. Przyjaciel ogromnie go rozbawił tą żentycą, ale nie chciał go już poprawiać, ponieważ jak na Brytyjczyka Cal mówił po polsku bardzo ładnie. Jego brat Peter nawet nie próbował. 
  • Tak oczywiście. - Anglik popukał się po czole. - Ogarniam. 
  • No co ty to synku opowiadasz? - zdziwiła się Judyta. Patrzyła na syna jak na kosmitę. - Chyba sobie z nas jaja robisz. 
  • W takim razie trzeba alkomat pożyczyć od komendanta - powiedziała do wszystkich Justyna, a potem pokazała bratu język. - Sprawdzimy ile procent miała ta żyntyca. 
  • O matulu. - Po tych słowach Judyta parsknęła śmiechem. W końcu ruszyła się z dotychczasowego miejsca i podleciała do syna. Stanęła przy nim i przytuliła jego głowę do swojej piersi. Zawsze dawała wszystkim do zrozumienia, że Rafał jest jej najukochańszym dzieckiem. Czasem okropnie się złościł, gdy zapominała, że jest dorosłym facetem i traktowała go tak jakby nadal był  pięcioletnim bąkiem... Nie znosił tego tak samo jak ciągłego słodzenia mu przy kumplach.  
  • Dobra, dobra siostra, wystarczy już tej szydery - uciszał ją zirytowany brat. 
  • Na żartach się nie znasz Orzecki? - docięła mu znowu Justyna. Przestąpiła z nogi na nogę. 
  • Czemu mu tak dokuczasz przy koledze Justyś? -  rzuciła do córki Judyta, po czym wycałowała ukochanego syna po policzkach. Gdy Krakus zobaczył minę Anglika, któremu już zbierało się na śmiech natychmiast wyrwał się z objęć matki i obrzucił ją chmurnym spojrzeniem. - No co jest  synek, co ci znów nie pasuje? 
  • Eeeej no,  przecież ten Angol mnie zaraz wyśmieje. - Pokazał  palcem na przyjaciela.
  • O Jezuuuuu Raf, ale dajesz... w dupę. - Powiedziawszy to Anglik zaczął rżeć ze śmiechu. Rafał nie pierwszy raz doprowadził go do ataku. Najpierw ta żyntyca na procentach, a teraz zachowywał się jak dzikus. Ile by dał, żeby go własna matka tak przytuliła... - Było do mnie nie gadać o tej żyntycy z procentami czy czymś tam. 
  • Jak ty się z nas śmiejesz to jest okej, nie Raf? - Orzecka puściła mu oko. - Ale ciebie już ruszać nie wolno bo od razu wielkie alleluja. 
  • Okej ludzie, zmieniamy temat... migiem - zarządził znudzony Krakus. Miał już dość tego, że wszyscy nabijają się tylko z niego. - Kto ze mną idzie  na Turbacz po południu? Pewnie wszyscy poza mamą. 
  • Ja dziś odpadam niestety, bo do Dawida przychodzi Wójcik na wizytę kontrolną i muszę być obecna.  - Justyna zalewała Judycie kawę wrzątkiem. - Ale wy jak chcecie to możecie iść, może Jasiek do was dołączy. Niech Cal zobaczy nasze piękne  szlaki. - Odwróciła się od ściany i puściła radio. Akurat leciała jej ulubiona piosenka Maanamu "Cyklady na Cykladach więc zaczęła głośno śpiewać. 
  • No nie Justyna, nie rób mi tego. - Brytyjczyk był srodze zawiedziony o czym świadczył pełen ubolewania wyraz jego twarzy.  W końcu usiadł przy stole i wbił tępe spojrzenie w okno. 
  • Przykro mi Cal, ale dziś naprawdę nie mogę. - Było jej przykro że nie może iść z nimi, ale wizyta Karola była ważniejsza. Kiedy znów na nią spojrzał powiedziała. - Będą jeszcze okazje, nie martw się. 
  • Mamo... może jednak się skusisz - przekonywał matkę Krakus.
  • Zapomnij synu - mruknęła Judyta i skrzywiła się. Ostatnią wycieczką na jaką ją zabrał był wypad na Strzebel w deszczu przy akompaniamencie piorunów. Koszmar! Do dziś nie mogła mu wybaczyć, że ją wtedy wytargał na tą okropną górkę. Na samą myśl o górach robiło jej się słabo. - Kynie weźcie. 
  • Kynia raczej nie na pewno nie pójdzie, bo jest obrażona na Rafała i na Jaśka za Majke - zakomunikowała Justyna. Postawiła na stole pełną szklankę z kawą Judyty. - Mamuś twoja kawa. 
  • Dzięki córeczko. - Judyta usiadła i sięgnęła po swoją filiżankę


  • Ooooo Majka, nie jestem ciebie waaaaaart, da ra ra na na na na na, Majka, zmieniłbym dla ciebie cały świat - zaśpiewał głośno Rafał. Uwielbiał ten kawałek Starego Dobrego Małżeństwa, to był jego ulubiony utwór. Przeboje tej rzeszowskiej grupy były z nim od piątej klasy podstawówki, a Majka biła wszystko. Nieraz kochali się z Kynią przy ich piosenkach, a niektóre tak go nakręcały że jego krzyki zaczęły w końcu zagłuszać muzykę... A potem gdy już było po wszystkim leżeli koło siebie nadzy i spełnieni i słuchali SDM w milczeniu. Nie mógł zapomnieć jak wtedy na niego patrzyła... z miłością i pożądaniem. Ich seks nie rzadko był bardzo długi i dziki bo nie mogli się sobą nasycić. Zawsze przedłużali tę przyjemność w nieskończoność, szarżowali tak jak się dało. Gdy miał Kynie przy sobie w łóżku gotów był się zajeździć by tylko ją zadowolić... Boże jak to możliwe, że zastąpił ją teraz inną dziewczyną? Kiedy poprzedniego wieczora na spotkaniu usiadł koło niej przy stole znów go wzięło. Tak jej pragnął, że chciało go trafić. Gdyby tylko odpuściła i zgodziła się z nim zatańczyć, spędziliby zeszłą noc ze sobą, na sto procent. A tak... ? On osobno, ona osobno. Kicha. 
  • Zaśpiewaj to Majce jak tu do ciebie przyjdzie - podsunął kumplowi Anglik, a gdy tamten zaczął się histerycznie śmiać Calvin zmierzył go lodowatym spojrzeniem. - Powiedziałem coś śmiesznego? 
  • Majka to facet Cal...  taki kumpel z woja - wytłumaczył Orzecki. Nie mógł opanować ataku śmiechu. Wiedział, że Calvin nie złapie tego żartu. 
  • Nic nie kapuje stary, ale dobra...  niech będzie - powiedział Anglik i znów spojrzał na Justynę. Właśnie zmierzała w kierunku stołu z dwiema filiżankami. Wziął od niej jedną i postawił na stole. Podziękowała mu czułym uśmiechem. Jezu... gdyby teraz zostali sami, Bóg wie co by się działo. Czuł, że oboje pragną tego samego. 
  • To jest taki polski żart Angliku, który rozumieją tylko Polacy - wyjaśniał dalej Krakus. 
  • Uważaj bo czkawki dostaniesz... braciszku - ostrzegła go Justyna. 
  • Hej Rafaello, a ta twoja Majusia to też się z nami wybierze w góry? - zainteresował się Calvin. - Bo jak mam być szczery to ci powiem, że ona raczej nie wygląda na taką co lubi łazić po górkach.
  • Ja ci zaraz dam Rafaello! - obruszył się Orzecki. Jego mina wyrażała całą złość jaką czuł. Nienawidził, gdy się tak do niego zwracali, bo zaraz mu się to kojarzyło z kpinami jakie sobie z niego robiły dziewczyny w podstawówce - akurat te na które leciał. Normalnie cholera go brała gdy słyszał Rafaello. - Kto ci to sprzedał kurwa, gadaj?! - W odpowiedzi na to Calvin tylko wzruszył ramionami roześmiał się. - Ja pierdziele stary, weź mnie nie.... 
  • Rafał, na litość boską! Szanujże trochę siebie i nas!  - skarciła go Judyta. Potwornie wkurzało ją, gdy syn przy niej przeklinał, miała wtedy ochotę dać mu po łbie. Nie była do tego przyzwyczajona, ponieważ jej mąż Wiktor nigdy przy niej nie używał wulgarnych słów. Jacek Namyśl również. Jeśli przeklinali to tylko i wyłącznie w męskim towarzystwie... Ale zaraz, moment... Wiktorowi raz się zdarzyło... w trakcie zbliżenia... Można powiedzieć, że wybrał idealny moment, bo w tamtej chwili była w stanie mu wybaczyć to paskudne oślizgłe "kurwa mać". Wiktorowi mogła wybaczyć wszystko. Był świetnym mężem, ojcem i najlepszym kochankiem na świecie... Odkąd straciła męża żaden seks już nie był taki dobry.
  • Spokojnie facet, bo jeszcze okresu dostaniesz. - Chytry uśmieszek nie schodził z twarzy Calvina. Justyna, która teraz obok niego siedziała parsknęła dzikim niekontrolowanym śmiechem. Dosłownie popłakała się ze śmiechu. Już dawno żaden facet jej tak nie rozbawił. 
  • A tobie najwyraźniej się spóźnia Coulter. - Rafał nerwowo stukał ołówkiem w blat stołu.
  • To co z tą Majką stary? - Calvin wyciągnął mu ołówek z dłoni. - Lubi te góry czy nie? 
  • Odwal się wreszcie - warknął na kumpla zagotowany ze złości Orzecki. Nie dość, że raz go wpienił to jeszcze teraz dolewał oliwy do ognia... podobnie mama i Justyna.  Że też sobie umyślili, że wsiądą na niego wszyscy razem.... A to wszystko z powodu Kyni, bo rzekomo mu się należy za to co odwalił w Rikonie. Możliwe, ale mogliby chociaż spróbować zrozumieć co przeżywa w związku z tą całą popierdoloną sytuacją i odpuścić sobie dokuczanie. Jeśli nie pomogą to niech przynajmniej nie utrudniają. - Czemu do kurwy nędzy nie możemy po prostu do siebie wrócić, czemu wzajemnie rzucamy sobie kłody pod nogi? Po co i dlaczego? - Te pytania Rafał kierował sam do siebie, ale pozostawały bez odpowiedzi. Jego wewnętrzny głos milczał. 
  • Wyluzuj trochę Raf, proszę cię. - Anglik był całkiem spokojny, nie dał się wyprowadzić z równowagi. Gdy to mówił uśmiechał się, a z jego spojrzenia biła łagodność. 
  • Cal ma racje synku, wyluzuj. - Judyta wyciągnęła do syna rękę. 
  • Jeśli potrzebujesz pomocy to po prostu o nią poproś - poradził mu Coulter. Coraz bardziej niepokoiło go, że przyjaciel tłumi w sobie to co najgorsze, że nie powie wprost, co mu doskwiera, a to znów pogłębiało jego dołek. Ale on na szczęście już doszedł do tego w czym tkwi problem Rafała. Brat Justyny zwyczajnie bał się, że jego starania w walce o byłą ukochaną nic nie dadzą, a nade wszystko cholernie bał się odrzucenia. Niby pragnął odzyskać Kynie, ale na przekór sobie robił wszystko żeby ją jeszcze bardziej od siebie odsunąć. Znał takie przypadki w swoim otoczeniu... była ich masa. Postanowił, że pomoże Orzeckiemu uratować jego związek z Kynią. - Niektórzy ludzie tak właśnie robią i nie wstydzą się wyciągnąć ręki po wsparcie. 
  • Wzruszające, naprawdę - powiedział Rafał podnosząc głowę. Ton jego głosu był dużo łagodniejszy niż przedtem, ale w oczach wciąż miał złość. 
  • Czemu taki jesteś cholera? - wkurzyła się Justyna. - Nie widzisz, że masz w nim prawdziwego przyjaciela? Doceń to wreszcie Rafał! 
  • Przepraszam, muszę was na moment opuścić... trzeba mi skorzystać z toalety - oświadczył Krakus i wstał od stołu, a  odchodząc obrzucił siostrę oraz przyjaciela morderczym spojrzeniem. 
  • Synku... - Judyta podniosła się z krzesła i już chciała za nim lecieć. 
  • Nie idź za mną. Nie potrzeba mi asysty - rzucił ostro do matki, a wskazawszy palcem  na krzesło dodał. -  Usiądź... proszę... 
  • Uuuuuu powiało grozą - odezwał się Calvin kiedy Krakus zniknął za drzwiami łazienki. 
  • Zostaw go mamuś, proszę cię. -  Justyna położyła matce rękę na ramieniu. 
  • Muszę wziąć coś na uspokojenie. - Judyta odsunęła od siebie filiżankę i objęła głowę dłońmi. Chciało jej się wyć. 
  • Mamo nie możesz tak do niego podchodzić. On już nie jest twoim malutkim Rafałkiem tylko dorosłym facetem. Jak ci brakuje niańczenia to masz Dawida, on bardzo chętnie... - Nie dokończyła bo matka jej weszła w zdanie 
  • Nie mów już nic Justyna, błagam.  - Matce zbierało się na płacz. 


Rozdział 2. 3

Ochotnica Dolna - kwiecień 2018 





  • Dzień dobry, dzień dobry! - wołał od wejścia Łukasz, który nagle wpadł do domu i już kroczył w ich stronę niosąc wielką przeładowaną siatkę. - Po drodze wstąpiłem do sklepu i kupiłem wam cosik dobrego na śniadanie. 
  • Cześć Łukasz - odpowiedzieli mu chórem Calvin i Justyna. Wciąż siedzieli obok siebie przy stole. 
  • A co ty tak wcześniej przyszedłeś? Roboty nie masz w tym swoim pogotowiu? - zdziwiła się Judyta. - Dopiero co mówiłeś, że ci się biurko ugina od papirów. 
  • Część zrobiłem, reszta jutro. -  Figła wsadził nos do siatki, z którą przyszedł, a potem zaczął wykładać jej zawartość na stół. Kiedy wreszcie podniósł głowę i popatrzył na starszą siostrę od razu zauważył, że coś jest nie tak. Nie dało się ukryć, że jest okropnie strapiona. Dłuższą chwilę badał ją podejrzliwym spojrzeniem aż w końcu spytał.  - Co z tobą Judyta? Jesteś jakaś taka...  nie w sosie jesteś czy coś. 
  • A co ma być bratku? - Wolała nie zaczynać znów tematu Rafała by nie kończyć kolejnej rozmowy z młodszym bratem kłótnią. Jeszcze tego jej brakowało. - Zwyczajnie nie chce mi się wracać do pracy. Mogłabym tu zostać z Dawidem i cały dniami bawić się klockami... Tylko niech mi dobrze zapłacą. 
  • Wyobraźnia cię ponosi siostrzyczko - zażartował Figła. Stał sobie koło lodówki i przyglądał się Justynie zapatrzonej w Calvina. Aż mu się uśmiech poszerzył na ich widok. 
  • Faktycznie. - Pokiwała twierdząco głową. - Do emerytury jeszcze daleko. 
  • No właśnie mamo, Dawid pyta czy zostaniesz u nas na stałe - wtrąciła się Justyna. 
  • Moje najdroższe serduszko.  - Twarz Judyty natychmiast rozjaśnił uśmiech. Ukochany wnuczek znów ją rozczulił. - Przynajmniej on jeden nie strzela mi fochów i zawsze jest szczęśliwy kiedy mnie widzi. 
  • Pokłóciłaś się z synem, prawda Judyta? - odgadł Łukasz i natychmiast spochmurniał. Dopiero co jej tłumaczył że ma wyluzować, a ta dalej swoje. Los chciał, że w tym samym momencie na horyzoncie pojawił się Rafał, który przed kilkoma sekundami opuścił łazienkę. Kiedy zobaczył brata mamy zaraz podał mu rękę na przywitanie. Lubili się wzajemnie bo obaj nadawali na tych samych falach. - Cześć Rafał. 
  • Siema wujku. - Orzecki zatrzymał się koło kredensu kuchennego, wziął z koszyka dojrzałe czerwone jabłko i ugryzł. Gdy zorientował się, że krewny dziwnie mu się przygląda spytał. - Cooo tak na mnie patrzysz? Już ci się pożalili? 
  • Jeszcze raz mnie nazwiesz wujkiem, a możesz zapomnieć o swojej wyprawie na Gerlach - burknął urażony Figła. Nie znosił gdy takie wyrośnięte łobuzy nazywały go wujkiem. 
  • Pseprasam, nie kciałem. - Rafał jak zwykle strzelił głupią minę. Mówił to naśladując dziecięcy głosik. Zupełnie jak syn Justyny.  - Wybacys mi? - Mimochodem zerknął w stronę swojej siostrzyczki przyklejonej do Anglika, który nie odrywał od niej wzroku ani na moment. Przepadł gościu jak nic... W sumie o to chodziło, po to go ze sobą zabrał. Wierzył, że Coulter spasuje Justynie i faktycznie... strzał w dziesiątkę. Jego misterny plan wypalił. 
  • Może byś się tak rozpłaszczył braciszku? - zasugerowała naczelnikowi Judyta. Wciąż trzymała się za głowę. Nagle dopadła ją wredna uporczywa migrena. Tydzień temu miała to samo. Musiała ciągle brać tabletki bo jak ją złapało to nie chciało puścić.  Jeszcze ta pieprzona menopauza, nie dawała jej żyć. 
  • Się robi siostra. - Powiedziawszy to Figła natychmiast zdjął czarny długi płaszcz i poleciał z nim do sieni żeby go zawiesić na haczyku. 
  • Znowu ta migrena mamuś? - Justyna przytuliła głowę do ramienia Brytyjczyka.  Chyba lubił, gdy się do niego przytulała, bo jego twarz zaraz rozpromienił szeroki czuły uśmiech. Musiało mu tego brakować tak samo jak jej.  
  • Jak tam Calvin? Dobrze się spało? - Naczelnik podszedł do ich gościa i wyciągnął do niego prawą rękę. 
  • W sumie to za wiele nie pospałem. - Coulter poderwał się z miejsca, żeby uścisnąć Łukaszowi rękę. - Późno się położyliśmy i jakoś tak nie mogłem zasnąć. - Prawda była taka, że nie spał, bo rozmyślał o Justynie i o tym co będzie gdy przekroczą pewną granicę, a ta była bardzo cienka. Balansowali na granicy jak ci co chodzili w cyrku po linie. Gdy spadną nie będzie już odwrotu... Boże już dawno nie czuł się taki gotowy na podjęcie ryzyka. - No Coulter, czas coś zmienić w tym twoim zasranym życiu - powiedział do siebie gapiąc się na wschodzące słońce. 
  • Mówią, że pierwsza noc w górach zawsze jest bezsenna. - Łukasz otoczył Anglika ramieniem. Od razu polubił tego sympatycznego kontaktowego faceta i wcale się nie dziwił swojej siostrzenicy, że była nim tak zauroczona - w sumie nic dziwnego, bo gość był szalenie inteligentny i przystojny. Jemu samemu  dobrze się z nim rozmawiało o wszystkim i o niczym, a na dokładkę czuł jego poczucie humoru. - Mam to samo, kiedy przyjeżdżam do Krakowa, bo ciężko mi się przestawić. Nie mógłbym mieszkać w takim dużym mieście z dala od moich gór. Ja się tam po prostu duszę. 
  • Łukasz... a co byś powiedział na taki intensywny weekendowy wypad pod tytułem Mała Babia Babia Góra - Pilsko - zagaił do niego Rafał, który właśnie usiadł przy stole na przeciwko siostry i Anglika. -  Chętnie bym się tam wybrał bo dawno nie byłem i myślę, że Calvin  na bank da sobie tam radę. 
  • A daj ty sobie już spokój z tą Babią Górą, Orzecki. - Naczelnik krzywił się jak dziecko, gdy mu się podaje gorzkie lekarstwo. - Jest tyle wspaniałych miejsc w Beskidach, a ten tylko Babia i Babia... 
  • Ale że co ci znów nie pasuje? - Mówiąc to śmiał się kpiąco. - No weź Łukasz... 
  • A to że mnie się jakoś nie spieszy do Babiej. Normalnie mdli na samą myśl on niej - odparł Figła. Cały czas stukał palcami w blat stołu. 
  • Nie do wiary... - Orzecki przewrócił oczami. 
  • Wiesz ile mieliśmy ostatnio interwencji pod tytułem Babia Góra? Od początku tego roku jakoś równe trzydzieści - powiedział, a następnie nachylił się nad stołem i pomachał siostrzeńcowi przed nosem wskazującym palcem. 
  • Weź nie marudź naczelniku. Już nie pamiętasz jak nas tam goniłeś co chwila? - Powiedziawszy to ugryzł jabłko. To było już drugie. Mógł je jeść kilogramami. 
  • Zuber i Zawada powiedzą ci to samo - upierał się Figła.
  • Aaaa dobra, weźmy Anglika od razu na Orlą Perć w Tatrach, co się będziemy rozdrabniać. - Krakus machnął ręką. 
  • Ty mi tu nie mędrkuj, dobra? - Figła chwilę udawał rozgniewanego, a potem zaczął się chichrać. 
  • Gdzie ty mnie chcesz wytargać Raf? - spytał rozbawiony Brytyjczyk i zaraz przerzucił spojrzenie na Łukasza i spytał go.  - Pan wie o czym ten wariat gada? 
  • Sama przyjemność Angolku, mówię ci - zapewniał go chichrający się Krakus. - Mała adrenalinka ci nie zaszkodzi. 
  • Noooo już Raf, po moim trupie go tam zabierzesz - zaprotestowała Justyna. Mówiąc to obejmowała Calvina ramieniem, a ten strzelił do kumpla głupią minę. 
  • Nic mu nie będzie siostra, nie pękaj - przekonywał Justynę. Mierzyli się wzajemnie chmurnymi spojrzeniami. - Pójdziemy tam z kilkoma ratownikami z TOPR u jeśli cię to uspokoi. 
  • Chyba śnisz Rafał - wtrąciła się Judyta. - Na żadną Orlą mi nie pójdziesz i nikogo ze sobą nie weźmiesz. Basta! - Po tych słowach oddaliła się w kierunku łazienki. 


  • Zaczyna się - burknął wkurzony Rafał i założył ręce na piersi. 
  • I znów się obrażasz jak pięciolatek - powiedział poważnie Figła. - Czasem mam wrażenie że jesteś mniej dojrzały niż Dawid. Nawet on potrafi zrozumieć pewne rzeczy.
  • Ja się nie obrażam tylko stwierdzam fakt, że mama i Justyna jak zawsze przesadzają!  - kłócił się Krakus. Gdy brat matki posłał mu lodowate spojrzenie ten odwzajemnił się tym samym. 
  • A ty nie myślisz logicznie. Chcesz początkującego turystę zabrać na najcięższą trasę w polskich Tatrach? Noooo Rafał sorry, ale daruj sobie takie pomysły. Poza tym Calvin też ma w tej sprawie coś do powiedzenia więc niech sam zdecyduje czy chce tam z tobą iść czy nie.  - Po tych słowach naczelnik spojrzał na Calvina i dodał. - Ja jako naczelnik pogotowia górskiego stanowczo wam to odradzam, bo znam mnóstwo nazwisk takich śmiałków co poszli na Orlą i żywi nie wrócili. 
  • Cal początkujący? Co ty wymyślasz? - oburzył się Krakus. - Przecież on się ze mną wspina, od kilku lat twardo trenujemy w klubie skałkowym. - Mówiłem ci o tym. 
  • Skoro Łukasz nam to odradza to znaczy, że istnieje ryzyko, że mogłoby stać nam się coś złego. A on chyba wie co mówi mówi, nie? - poparł Figłe Calvin. Gdy to mówił był śmiertelnie poważny. - Wolę go posłuchać i uniknąć niebezpieczeństwa. 
  • I tak mówi rozsądny mężczyzna - pochwaliła Anglika Justyna. Cieszyła się, że nie dał się namówić na to szaleństwo wymyślone przez jej brata. Rafała znów ponosiła ambicja co ją niesamowicie wkurzało. 
  • Jeszcze trochę rozumu mam - oświadczył patrząc Orzeckiej w oczy. 
  • Dzięki Bogu. - Odgarnęła sobie z twarzy włosy i założyła je za ucho, a potem odwzajemniła uroczy uśmiech posłany jej przez siedzącego obok niej Brytyjczyka. 
  • Nie wiem czy pamiętasz Rafał jak wam opowiadałem o tym Andrzejku Kmitce co tak ciągle wojował w Tatrach i do końca udawał nieustraszonego. To był syn bliskiego kolegi dziadka Tomasza, z którym zawsze się trzymał. Wiecie który nie? No to on... - Musiał przerwać bo go zaczęło kaszleć, a gdy mu przeszło kontynuował. - Wyobraźcie sobie, że ten głupek poszedł na tą Orlą z młodszą siostrą swojej dziewczyny i nie wrócili przed zmierzchem do Murowańca, nawet nie wpisali się do księgi wyjść więc nikt o nich nie pomyślał...  Nazajutrz około dziesiątej rano znaleźli ich turyści i powiadomili TOPR, a ci zabrali Jędrka i Becie w czarnych workach. Tak się właśnie kończy kozaczenie i brak szacunku do gór. 
  • Oooo jaaaaa cię nie mogę, kurwa. -  Wstrząśnięty Calvin patrzył na Łukasza z niedowierzaniem. To czego się dowiedział było straszne, mroziło krew w żyłach. - Ile lat miała ta dziewczyna? 
  • Szesnaście - odparł dotknięty chłodem Figła. Ile razy to komuś opowiadał zawsze miał ciarki na plecach. Najbardziej żal mu było tej nastolatki. Mógł się założyć, że nie wiedziała co ją tam czeka, po prostu poszła za tym osłem w ciemno. 
  • Słuchaj synu...  - odezwała się do Rafała Judyta, która wróciła z łazienki. - Chciałabym żebyś w przyszłym tygodniu znalazł dla mnie trochę czasu i wpadł do Krakowa. Musimy iść na cmentarz zrobić porządek z grobem taty. 
  • Znowu chcesz mnie ciągnąć na ten cmentarz? - spytał zniechęcony Orzecki. Nie miał najmniejszej ochoty odwiedzać ojca. Niby z jakiej racji... Może gdyby go lepiej traktował zasłużyłby na jego miłość, ale nie zasłużył i mama powinna o tym wiedzieć. Nie darzył ojca miłością i nie zamierzał się nad nim rozczulać tak jak matka i siostra. Zawsze ważniejsza była Justyna, dopiero niedawno to zrozumiał. Zawsze tylko ona podczas gdy jego odsuwał na margines. Ukochana córeczka tatusia, cholera!
  • Jak to znowu? Kiedy ostatnio u niego byłeś? Rok temu? - oburzyła się Judyta. 
  • Chyba na wszystkich świętych w zeszłym roku - przypomniał im Figła. 
  • No właśnie Rafał. - Matka podparła biodra. 
  • Nie mam ochoty iść na jego grób mamo. Rozumiesz to czy mam ci to przetłumaczyć na chiński? - Krakus miał wrażenie że lada moment go rozniesie. - Jak chcesz możesz wziąć Justysie, to jego ukochana córunia. 
  • Że co proszę? - Judyta była tak zła, że mało brakowało, a dałaby synowi po łbie. Jeszcze nigdy jej tak nie zdenerwował. 
  • Powiedziałem, że możesz wziąć Justynę. Ona na pewno chętnie zajmie się grobem tatusia. 
  • Tak się składa mój kochany, że Justyna była ze mną u ojca miesiąc temu więc teraz twoja kolej. I nie dyskutuj ze mną do ciężkiej cholery! 
  • O nie mamuś, nie ma takiej opcji - powiedział stanowczo i głupio się uśmiechnął. - Na przyszły tydzień mam już zaplanowany wypad w skałki i żeby się miało walić i palić to nie odwołam tego. Nie ma szans rozumiesz? 
  • Weź nie rób cyrków Raf, bo mnie zaraz coś trafi i ci przywalę! - ochrzanił go zirytowany Anglik. - Jesteś jego synem tak samo jak Justyna córką, więc nie czuj się zwolniony z tego obowiązku. Co ty tu w ogóle odwalasz stary? Nie poznaję cię. 
  • A ty się nie wcinaj Angliku, bo to nie twoja sprawa! - odgryzł się wściekły Krakus. Zaraz sam mu przywali jak się nie zamknie. Kto go upoważnił do tego, żeby zabierał głos w tej sprawie. - Znalazł się kurwa mać adwokat mojej siostry. - Rafał poderwał się gwałtownie z krzesła na którym siedział i zaczął chodzić po jadalni, żeby rozładować budząca się w nim wściekłość. Krążył od kuchenki do stołu i z powrotem. 
  • Jezu Orzecki, weź przystopuj trochę, bo za mocno szarżujesz  - upomniał go tym razem naczelnik Figła. - Musisz się tak o wszystko kłócić z tą matką? 
  • Żebyś cholera wiedział. Nie zamierzam więcej ustępować ani jej ani Justynie. - Po tych słowach Orzecki walnął ręką w lodówkę. 
  • Co ci nagle odbiło bratku? - wtrąciła się Justyna. Zachowanie brata mocno ją rozczarowało i rozzłościło. Miała ochotę zabić go wzrokiem.  - O co ci tak naprawdę chodzi co? A może po prostu nie chce ci się ruszyć tyłka żeby pomóc mamie, bo wolisz swoje cholerne rozrywki. Zgadłam panie wygodnicki? 
  • Słucham? - Krakus popatrzył na siostrę jak na wariatkę, a potem zaczął nerwowo chichotać. - Weź się siostra nie kompromituj, co? 
  • Zachowujesz się jak ostatni gnojek wiesz?! - krzyknęła na brata wpieniona Justyna. Było jej cholernie przykro, że Krakus zachowuje się jak skończony cham.  - A ja myślałam, że trochę zmądrzałeś, ale wygląda na to, że wcale... szkoda. 
  • Jezu Justyna, jak ty nic nie kapujesz - rzucił do niej brat już nieco spokojniej, ale w tonie jego głosu było pełno jadu. - Żałosne.  
  • Wiesz co jest żałosne Raf? Twoje zachowanie w stosunku do mamy i siostry - odezwał się znów wkurzony Anglik. Miał ochotę ostro przygadać Rafałowi za to, co odwalił, tak żeby mu w pięty poszło. Może mu wpieprzyć jak chce, ale nie zamknie mu tym gęby. Tym razem przesadził i zasługuje na solidny ochrzan. Już dawno nikt go tak  nie wkurzył. - Darowałbyś sobie już tą dziecinadę i poszedł z mamą na ten cmentarz jak cię prosi. Korona ci z łba nie spadnie jeśli mu raz na jakiś czas zapalisz ten pieprzony znicz. Gdyby moja mama mnie o to poprosiła zrobiłbym to bez mrugnięcia okiem bęcwale, a ty do swojej mówisz jak do koleżanki. Przypominam ci, że mój ojciec też nie był najlepszy, ale go nie zostawiam, właśnie przez wzgląd na mamę tak, że odpuść sobie facet, bo twoja zakichana duma nie jest nawet świeczki warta. 
  • Prawie się kurde... wzruszyłem. - Zdenerwowany Rafał błądził wzrokiem po ścianach. 
  • Twoja mama musi być z ciebie dumna Cal - odezwała się do niego wzruszona Judyta. Była nim coraz bardziej zachwycona. Co za niesamowity mężczyzna, nie dość, że przystojny jak cholera to jeszcze ma poukładane w głowie i wie co powiedzieć. Nawet jej nie przeszkadzało kiedy klął, bo też trudno było mu się dziwić. Rafał wyprowadził z równowagi nie tylko jego. Ona sama miała ochotę kląć na czym świat stoi.
  • Uspokójcie się kochani, wystarczy już tych niepotrzebnych uniesień... - Łukasz próbował złagodzić sytuację. Wstał z miejsca i podszedł do Justyny po czym mocno ją przytulił. - Trzeba się jakoś dogadać. 
  • Z nim się nie da dogadać Łukasz! - Justyna pokazała na brata palcem. Chciało jej się płakać. 
  • Justynko kochana,  proszę cię. - Figła objął siostrzenice. 
  • Nie macie prawa ode mnie wymagać, żebym czcił pamięć po ojcu, który miał mnie w dupie.  Zwyczajnie chrzanie to i już! - Nie mógł się uspokoić, cały chodził z nerwów. 
  • A ten dalej swoje... No jaaaa nie mogę, kurwa! - Calvin rozłożył ręce w geście bezradności, a potem nerwowo się zaśmiał. 
  • Jesteś strasznym egoistą Rafał - oświadczyła rozgniewana Justyna. -  Potwornym!!! 
  • Ja? - Wskazał palcem na siebie. - No chyba się z głupim widziałaś. To ty jesteś egoistką bo nawet nie starasz się mnie zrozumieć. Wygodnie było być ulubioną córeczką tatusia, co?  
  • Spadaj buraku!!! - Teraz w Justynie się zagotowało. Aż w niej kipiało od emocji. - Wpadasz do domu raz na sto lat i jeszcze się migasz od obowiązków. 
  • Wiesz co Justyna? - Brat popatrzył na nią z politowaniem. - Wcale się nie dziwię Marcinowi, że przed tobą nawiał jeśli traktowałaś go tak samo jak mnie. Musiałaś mu nieźle truć dupę. 
  • Coś ty powiedział oszołomie?! - wrzasnęła oszołomiona Justyna. Wstrząsnęły nią bezlitosne słowa brata. Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę z tego co mówi? Boże jak to potwornie zabolało.  Poczuła się tak jakby dostała od niego w twarz. Już nie nadążała wycierać łez, które stale napływały do oczu i spływały po policzkach. Musiała jak najszybciej wyjść z domu, żeby nie wybuchnąć przy wszystkich płaczem. Potrzebowała chwili samotności, żeby w spokoju się wyryczeć. 
  • O kurwa. - Anglik złapał się za głowę. Mówił półszeptem. Słowa Rafała prawie go zwaliły z nóg. Jak te słowa musiały zranić Justynę? 
  • No co ty Rafał? Jak mogłeś tak do niej powiedzieć? - krzyknęła zszokowana Judyta. - Nosz kurwa, opanuj się  człowieku bo mnie tu zaraz trafi... To było zwyczajnie podłe. 
  • To już był cios poniżej pasa Rafał! - oznajmił lodowatym tonem Łukasz. Cudem się powstrzymywał, żeby nie uderzyć siostrzeńca. Pierwszy raz był na niego tak strasznie zły. 
  • Może ja za nią pójdę - zasugerował Calvin wstając z krzesła i już chciał iść, kiedy Judyta złapała go za rękę. 
  • Nie kochany, zostawmy ją na chwilę - powiedziała drżącym głosem Judyta. - Wypłacze się i wróci do nas. W takich chwilach woli być sama ze swoją złością... Uwierz mi, znam ją. 
  • Na pewno? - Calvin wcale nie był przekonany co do racji Judyty, ale usłuchał jej bo ufał, że wie co mówi. Usiadł z powrotem na miejscu i spuścił głowę. Bardzo chciał być teraz przy Justynie, uspokoić ją, dodać jej otuchy ale miał obawy, że ona faktycznie może nie chce w tym momencie widzieć jakiegokolwiek faceta... Musiała czuć się strasznie po tym co słyszała od ukochanego braciszka.  Przez moment miał ochotę zamordować Krakusa gołymi rękami. 
  • Jak mogłeś Rafał? - Wstrząśnięta Judyta prawie płakała. - Co się z tobą dzieje? 
  • Jezu mamo... przestań już. - Krakus oparł się o ścianę i zamknął oczy. Miał dość awantury która sam nakręcił. Nagle poczuł żal do siebie za to, co powiedział o Justynie o Marcinie. Faktycznie przesadził. Nieważne jak bardzo był na nią zły nie miał prawa powiedzieć jej tego co powiedział. 
  • Co przestań, co przestań.  - Wytarła mokry od łez policzek. Ciągle przeżywała to co jej córka przeszła z powodu wyskoków Marcina. Nadal miała ochotę ukręcić draniowi łeb.  - Powinieneś dostać za to w pysk synuś. 
  • Poniosło mnie fakt, ale... - próbował się bronić, ale matka nie dała mu dojść do słowa. 
  • Zamknij się do cholery! - wypaliła wściekła Judyta. - Nie miałeś prawa tego powiedzieć po tym co przeszła z tym sukinsynem. Czy ty się czasem zastanawiasz nad tym co mówisz? 
  • Owszem, zdarza mi się. - Krakus wbił tępy wzrok w podłogę. Czuł się paskudnie, że tak wrednie jej ubliżył. Mógł się użreć w ten głupi długi jęzor nim powiedział to co powiedział... Justyna mu chyba nigdy tego nie wybaczy. 
  • Oni mają rację Orzecki, tym razem to już kurwa pojechałeś po całości! - Wzburzony Calvin  kolejny raz podniósł się z siedzenia. Normalnie nie mógł usiedzieć na tyłku, a język jeszcze bardziej go świerzbił żeby wyrzucić kumplowi wszystko, co mu leżało na wątrobie. Gdy pomyślał o Justynie cierpiącej w samotności poczuł się tak jakby mu ktoś deptał po klatce piersiowej - ból i ucisk przy każdym oddechu. Targały nim gwałtowne emocje i chęć odnalezienia jej... jak najszybciej. Zaraz by ją porwał w objęcia i tulił tak długo jak długo by mu pozwoliła. - Czemu za nią nie poleciałeś cholerny idioto, no czemu? - skarcił samego siebie. Tak strasznie żałował, że posłuchał Judyty i nie wyszedł za jej córką. - Co ci nagle odwaliło! 



  • Tak wiem przegiąłem jak cholera, ale wystarczy już tych waszych docinków! - Zacięty wyraz twarzy świadczył o tym, że Rafał mieli w świadomości to, co od nich usłyszał. Był wściekły na wszystkich i na wszystko. Na siebie chyba najbardziej, bo faktycznie to co powiedział było niewybaczalne. Gdyby Kynia to usłyszała już nigdy by na niego nie spojrzała. 
  • Rafał, ja cię zwyczajnie nie poznaje. - Po tych słowach Figła na chwilę zamilkł, bo zastanawiał się co może jeszcze powiedzieć, żeby dotrzeć do zacietrzewionego Krakusa. - Jak wiesz zawsze jestem za tobą, ale tym razem nie miałeś racji, a co więcej.... bardzo mnie zawiodłeś. Radziłbym ci zacząć dobrze warzyć słowa, bo kiedyś naprawdę słono zapłacisz za swoją lekkomyślność. - Figła mówił spokojnie choć nim również targały nerwy po tym wszystkim co usłyszał pod adresem Justyny, ale z natury był łagodnym człowiekiem, potrafiącym panować nad emocjami. Jako naczelnik GOPR u musiał taki być (uczył się tego bardzo długo). - Jeśli  komuś należą się baty to z pewnością  Marcinowi, bo to  w końcu on skrzywdził twoją siostrę i Dawida też. - Gdy nagle doszło do niego, że Calvin to wszystko słyszał zrobiło mu się dziwnie głupio. Justyna pewnie by wolała sama mu o wszystkim opowiedzieć... W sumie wygadali się wszyscy. 
  • Przeproś ją Orzecki albo nie będę chciał cię dłużej znać  - odezwał się do Krakusa mocno wkurzony Anglik. Jego ton był ostry i stanowczy. - Kapujesz?.... No popatrz na mnie do cholery! Chce wiedzieć czy to, co mówię jest dla ciebie jasne. 
  • No jasne, że tak. - Krakus podniósł głowę i spojrzał na zagniewanego Anglika. 
  • Brawo Calvin, bardzo dobrze mu powiedziałeś - pochwaliła go Judyta. Rzeczywiście powiedział wszystko to, co Rafał powinien usłyszeć i mogła się założyć, że poszło to jej synowi w pięty. Już nie miała wątpliwości, że Calvin jest dla Justyny idealnym facetem, właśnie kogoś takiego potrzebowała. Tylko czemu tak późno się spotkali? 
  • Mamusiu, jaaaaa chceeeee na dół! - doszedł ich z góry głos Dawida. - Chodź do mnie. 
  • Pójdę do Dawida - oświadczył Rafał wstając z krzesła. Chciał jak najszybciej zniknąć im wszystkim z oczu. 
  • Ki diabeł w niego wstąpił? - spytała Judyta, gdy jej syn poleciał na górę. 
  • Nie wiem, ale już dawno mnie tak nie wkurzył. Myślałem, że wyjdę z siebie. - Calvin opadł na swoje miejsce i złapał się za głowę. 
  • Co mu się stało, że on nagle taki drażliwy na temat swojego ojca? - zdziwił się Łukasz. W końcu spoczął na krześle naprzeciwko Calvina. Zapomniał o jedzeniu i kawie, która całkiem ostygła. Właściwie to całkiem stracił  apetyt po tej burzy z Rafałem,  inni chyba też. - Nigdy w ten sposób o nim nie mówił. 
  • Wygląda na to że Rafał był zazdrosny o jego relacje z Justyną - odezwał się znów przygnębiony Calvin. Wpatrzony w blat stołu kreślił końcówką widelca mniejsze i większe kółka. 
  • Nigdy nawet nie wspomniał, że coś jest nie tak między nim, a Wiktorem - zapewniała zatroskana Judyta. Zaczęła wykładać na stół rzeczy z siatki, z którą przyszedł jej brat. - A może to ja nie dostrzegałam problemu. Będę musiała z nim o tym porozmawiać... Jeśli jeszcze  zechce ze mną  gadać. 
  • Przy mnie nigdy o ojcu nie mówi - oznajmił Anglik patrząc na Judytę. - Jakby go nigdy nie było. 



Rozdział 2.3

Ochotnica Dolna - kwiecień 2018

Gdzieś koło dwunastej pojawili się Janek z Majką. Przyjechali samochodem Rafała. Zanim Majka zdążyła zapytać o swojego Romeo, Łukasz poinformował ją, że Rafał pojechał gdzieś na rowerze i niewiadomo kiedy wróci ( nie wspomniał tylko dlaczego Krakus wyszedł). Ta dziewczyna już od wejścia szukała go wzrokiem i chyba tylko głupi by tego nie zauważył. Ona też zgłupiała? Figła był dość sceptyczny jeśli chodziło o relacje jego siostrzeńca z kobietami i szczerze odradzał mu te przygody, ponieważ sam kiedyś dostał za to srogą nauczkę. Odkąd Rafał przestał być z Kynią wszystkie inne panienki były dla niego jedynie przelotną rozrywką - luźny flirt bez jakichkolwiek zobowiązań kończył się czasem w łóżku i tyle. Wyrywał je na chwilę, a potem o nich zapominał, bo zwyczajnie nie potrafił żadnej innej pokochać... Przynajmniej tak się tłumaczył Figle, a on mu wierzył. - Uważaj dziewczynko bo się mocno sparzysz - pomyślał Łukasz przyglądając się kuzynce Zubera. Czy była w nim zakochana? Prędzej zauroczona, Krakus także i to wszystko. Bardzo możliwe, że tylko mu się zdawało, że tych dwoje ma się ku sobie, że nagle zapałali do siebie wielką namiętną miłością i że to co widział poprzedniego wieczora w tej knajpie było złym snem. Łukasz podobnie jak Justyna i jego siostra liczył na to, że Rafał i Kynia znów się zejdą. Ten chłopak potrzebował do szczęścia tylko tej dziewczyny -  bez niej nic nie mogło się ułożyć. Trudno było zapomnieć o tym jak się kiedyś kochali, jak za sobą szaleli - wszyscy pamiętali tamte licealne czasy, gdy tych dwoje zupełnie straciło dla siebie głowę. Jaka szkoda, że ten jego pobyt za granicą wszystko spieprzył. - Jak można było pozwolić, żeby cholerny dystans zniszczył tak piękny związek?- Wciąż tego nie rozumiał i już nie zrozumie. Może by to uratowali gdyby byli tam razem, a tak...? W zasadzie nikt nie wiedział czemu tak naprawdę on się wyniósł do tej Anglii - tak nagle i bez uprzedzenia, z dnia na dzień. On i Krysia byli bardzo podobni do niego i Ewy z czasów młodości, szaleni i kochający się na zabój - nic się nie mogło z tym równać. Jaka inna dziewczyna będzie go tak kochała jak Kynia? Tylko dla niej Orzecki był wszystkim.  
  • Uważaj, bo czorta wypatrzysz za tym oknem - ostrzegał kuzynkę rozbawiony Janek. 
  • Ciekawe kiedy Rafał wróci. - Majka prawie nie odrywała spojrzenia od okna, a obserwujący ją  ukradkiem kuzyn miał taką minę jakby zaraz miał się roześmiać na głos. Zaczynało jej się przykrzyć bez tego czarusia Orzeckiego. Nie chciała się nikomu przyznawać, ale chyba zaczynała coś do niego czuć. - Długo go nie ma. 
  • Jak sobie pojeździ to wróci - odpowiedział jej całkiem obojętnie Zuber, który siedział pomiędzy nią i Calvinem. Mrugał porozumiewawczo do Anglika, który usilnie starał się zachować powagę. - Czasem mu schodzi do nocy na tych przejażdżkach, nie Calvin?
  • Tak to prawda - odparł Coulter i poprawił sobie mankiet. - Rafał jak się zapuści gdzieś rowerem to nie ma go nieraz kilka godzin. A najbardziej lubi jeździć wieczorem jak nie ma ludzi. 
  • Weź przestań Jasiek - rzuciła do niego urażona Maja. Upiła trochę kawy i odstawiła filiżankę na spodek. - Kpiny sobie robisz czy co?
  • Nic podobnego - bronił się Zuber. - To chyba ty masz jakieś urojenia. 
  • Ja mam urojenia, tak? - Czerwińska podniosła głos. Teraz to już na całego ją rozdrażnił. - A ty przestań chrzanić.  
  • Ale Majka, czy to moja wina, że się zabujałaś w tym Orzeckim - powiedział i ostentacyjnie wyglądnął za okno jakby sam wypatrywał Rafała. Lubił sobie czasem pożartować z dziewczyn. - A tak w ogóle to masz pecha, bo tak się składa, że Rafał bardzo lubi przelotne romanse i ekspresowe przygody z przypadkowymi panienkami. Nie licz na wiele z jego strony. 
  • Aleś po nim teraz pojechał Jasiek. - Anglik rzucił okiem na wkurzoną Majkę. Był w lekkim szoku po tym, co przed momentem usłyszał, choć doskonale wiedział, że Zuber mówi prawdę. Jak się Rafał o tym dowie to się chyba pozabijają. Z drugiej strony dobrze by było, gdyby kuzynka Janka zniechęciła się do Orzeckiego i prędko o nim zapomniała. Kolejny przelotny romans z nią na pewno Rafałowi nie pomoże... pod warunkiem, że  naprawdę kocha Kynie. 
  • A co nie prawda? - Zuber pokręcił głową. - Siedzi tam w tej Anglii i na okrągło wyrywa laski. Wraca tu i też wyrywa. Wieczna kuźwa sielanka. 
  • Paskudny jesteś wiesz Janek?  - Trzepnęła go ręką w ucho. Absolutnie nie wierzyła w to co jej kuzyn gadał o bracie Justyny. Niech sobie gada co chce. - I kto ci powiedział, że ja się w nim zakochałam debilu? Po prostu fajnie się wczoraj bawiliśmy i tyle. Skończ już z tym swoim góralskim bajaniem o miłości. 
  • No wybacz, ale to właśnie tak wyglądało jakbyś się w nim zabujała - dogadywał jej Zuber. 
  • A ty się musisz tak głupio popisywać przy Calvinie? - Zgromiła krewnego gniewnym spojrzeniem. Jeśli mu się zdawało, że nie widziała jak strzela głupimi minami do swojego sympatycznego kolegi to był w wielkim błędzie. Wszystko widziała i jeszcze się za to zrewanżuje.-  Zachowujesz się teraz jak szesnastoletni gówniarz, a nie dorosły facet.
  • No właśnie Zuber, przestań się popisywać, bo ci to nie pasuje  - poparła Majkę Justyna stojąca za plecami Anglika. Czuła się o wiele lepiej niż przedtem i chętnie towarzyszyła rodzinie oraz gościom.  Dobrze, że minęła się z bratem, bo na razie nie miała ochoty go oglądać - ledwo udało jej się uspokoić po tym jego ataku. Wróciła dziesięć minut po wyjściu Rafała z domu, a nastrój poprawił jej oczywiście ten rozbrajający uśmiech Anglika, który czatował na nią przy drzwiach, gdy weszła do domu. Musiał ją wypatrzeć przez okno, bo skąd by wiedział, że wraca?
  • Ale wymyślacie dziewczyny, wiecie co? - Zuber posłał im uroczy ciepły uśmiech. 
  • Aha, my wymyślamy, a ty jesteś święty... - Czerwińska popatrzyła na kuzyna bykiem. - Coś takiego. 
  • Święty Janek od robienia hec - skwitowała Justyna i objęła Jaśka za szyję. 
  • Słyszysz Cal, od dziś jestem święty Jan od robienia hec? - powiedział do kolegi roześmiany Zuber. - Nawet mi się ten przydomek podoba. 
  • A gdzie ten święty Jan ma aureolkę? - spytał rozbawiony Anglik i puścił Justynie oko. 
  • Trzeba sobie ją wyobrazić - podpowiedziała Justyna. Trzymała dłoń na ramieniu Calvina. 
  • A ja sobie wyobraziłam świętego Jana z rogami i ogonem - oznajmiła Majka wywołując tym gromki wybuch śmiechu swoich towarzyszy. 
  • Ogon i rogi to ja widziałem u Rafała - podsunął Coulter i wytarł mokre od łez oczy. Już nie pamiętał kiedy ostatnio płakał ze śmiechu. Janek i Justyna to potrafili ubawić towarzystwo. 
  • To by się zgadzało, bo Rafał od dziecka ma ksywę rogaty - wtrącił się nagle Łukasz. Oderwał na chwilę  wzrok od tekstu książki, którą trzymał w ręce.  Raz przypalił pierogi, bo tak się zaczytał, że całkiem o nich zapomniał.  - Tak go babcia ochrzciła. 
  • Poważnie? - Majkę tak to rozśmieszyło, że tym razem to ona się popłakała ze śmiechu.  - Jak na rogatego to on jest całkiem miły panie naczelniku. 
  • A to ty nie wiesz dziewczyno, że diabeł jest świetnym aktorem i potrafi super udawać? - Łukasz  stał za plecami Majki i szeroko się uśmiechał. - Zdziwiłabyś się naprawdę. 
  • Ja tylko wiem od dziadka, że gdzie diabeł nie może tam babę poślę -  Janek patrzył na Majkę, która miała minę jakby go chciała zamordować. - I to jest bardzo prawdziwe porzekadło. 
  • Już jestem Kochani - oznajmiła uśmiechnięta Judyta siadając przy stole. Właśnie wróciła z pokoju babci Jasi w którym zostawiła śpiącego wnuka, bo młody nie chciał za żadne skarby iść na górę. Nie było łatwo go położyć, bo Dawid jak zawsze był niezmordowany. Nie szkodzi, że przedtem gonił po całym parterze jak szalony, tam i z powrotem. Ani na moment nie usiadł spokojnie na tyłku, tak go nosiło, a do tego mielił ozorem na prawo i lewo jakby go ktoś nakręcił. - Musiałam trochę z nim powalczyć żeby chciał leżeć. 
  • Zasnął w końcu? - spytała Justyna, która stała koło Łukasza. 
  • Tak śpi jak zabity. Potem wstanie to mu damy rosołku. Zobaczysz córuś jak go to szybciutko postawi na nogi. - Wiedziała, że Justyna bardzo martwi się o Dawida, że nie śpi po nocach, rozmyślając co będzie dalej. Tak niewiele brakowało by w końcu wylądował w szpitalu z zapaleniem płuc. Ją jako babcie też dobijało, że wnuczek stale chorował. 
  • Nosz kurde, znów mam kilkanaście połączeń nieodebranych od Peter a. Jakim cudem do cholery? - Calvin patrzył na wyświetlacz swojego telefonu, a minę miał kwaśną. W końcu się okazało, że komórka była wyciszona bo wyłączył dźwięk na czas snu, a potem zapomniał o tym. Chowając telefon do kieszeni powiedział. - Aaaa oddzwonię do niego później, może nie będzie marudził. 
  • Powiedz mu że masz tu bardzo słaby zasięg - poradził Anglikowi Figła. - Tym się zawsze obronisz. 
  • No właśnie Calvin, co tam słychać u twojego braciszka? - zapytał  Janek, który oczywiście znał przyrodniego brata Calvina, Peter a. Poznali się, gdy ostatnio pojechał do Yorku z Rafałem. Natychmiast złapali wspólny język, bo Walkera bardzo fascynował temat gór i ratownictwa. - Jak on się trzyma? 
  • Całkiem nieźle - odparł Calvin i uśmiechnął się do Janka. - Znalazł sobie ostatnio zajęcie, które go trzyma z dala od złych myśli i to jest budujące. Psychoterapia grupowa też dużo pomaga, choć do pełnego wyzdrowienia jeszcze daleka droga. 
  • To fajnie, że jest z nim lepiej, bo już się zacząłem martwić, że się facet całkiem zmarnuje. - Zuber zaraz  polubił tego harpagana Walkera, choć spotkali się ledwie trzy razy. Mimo sporych problemów Peter nie sprawiał wrażenia szczególnie wycofanego i nawet garnął się do ludzi. To były pierwsze oznaki poprawy jego kondycji psychicznej. Kiedyś ciągle się izolował. 
  • Jest dużo lepiej niż rok temu, ale nadal zdarzają mu się załamania, więc musi chodzić na mitingi do psychiatry i brać leki, po których czasem bywa nie do życia. To też nie bardzo mu się podoba, ale robi co trzeba nie? Gdy potrzebuje się wygadać często przychodzi do mnie, bo wie, że go rozumiem i nie odrzucę, a ja też już  przywykłem do tego, że jestem komuś potrzebny. 
  • Dobrze jest mieć takiego brata jak ty Cal - pochwalił go Zuber. - Nawet, gdy jest przyrodni, a nie rodzony. Ja jestem jedynakiem. 
  • Dzięki Janek. - Coulter objął przyjaciela ramieniem. - Twoim też mogę być jak chcesz. 
  • Wybacz moją ciekawość Calvin, ale co się stało twojemu bratu, że się leczy u psychiatry? - zainteresowała się Judyta. Patrzyła na siedzącego naprzeciwko niej Anglika z wielkim zachwytem. To jego spojrzenie i niebieskie oczy były dosłownie jak magnes - tak bardzo jej się podobał. A najbardziej imponował jej tym, że tak bardzo wspierał swojego przyrodniego brata. Normalnie anioł nie człowiek. Mógłby się teraz zająć Justyną i Dawidem.
  • To było tak, że Peter po śmierci swojej przyjaciółki dostał załamania nerwowego, a potem wpadł w okropną depresję. Zwyczajnie nie radził sobie z tym, co się stało i to go doprowadziło na sam skraj, a że on zawsze był bardzo wrażliwy... Skończyło się na tym, że dwa razy targnął się na własne życie i  na nasze szczęście mu się nie udało - wyjaśnił Judycie Calvin. W jego oczach i głosie zagościło przygnębienie. Musiał się wtedy nieźle namęczyć żeby pomóc Walkerowi wyjść z dołka, w który wpadł. To był potwornie ciężki czas dla nich obu. - Był czas, że nie spuszczaliśmy go z oka nawet na minutę, żeby nie wykręcił nam kolejnego numeru... Na moje oko to ona była dla niego kimś więcej niż tylko przyjaciółką, ale ja już w to nie wnikam. 
  • Co się stało tej jego przyjaciółce? - zapytała półgłosem kuzynka Zubera. 
  • Miała białaczkę i praktycznie zerowe szanse na przeszczep... odeszła bardzo szybko. - Calvin spuścił głowę. Gdy sobie przypomniał jak Peter płakał po tej kobiecie zaraz chciało mu się ryczeć. Nawet jeśli byli tylko przyjaciółmi czuli się w swoim towarzystwie wspaniale i zasługiwali na więcej czasu. Czemu los tak srogo ich doświadczył? Szlag go trafiał, gdy setny raz słyszał tekst : Widocznie Bóg tak chciał. Czy to możliwe, że właśnie tego chciał?  - Nie mogę już tego słuchać James, nie mogę - powiedział kiedyś  pewnemu pastorowi, którego czasem spotykał w jednym z ośrodków dla trudnej młodzieży. Tamten facet przynajmniej starał się go zrozumieć i nie wciskał mu żadnych mądrości. 
  • Jezu Kochany,  to naprawdę okropne - zmartwiła się Judyta. Było jej cholernie żal tego biednego Walkera. Jeśli był zakochany w tej kobiecie to spadł na niego potworny cios. - Musiał bardzo cierpieć skoro zdecydował się targnąć na własne życie. Normalnie ludzie nie robią sobie krzywdy tylko dlatego, że ktoś im umarł. 
  • Jego matka zadzwoniła do mnie dopiero, gdy już był po drugiej próbie samobójczej, a szkoda, bo może zdołałbym mu wcześniej pomóc albo oddać pod opiekę któregoś z moich kolegów. Gdy do nich przyjechałem Peter był w fatalnym stanie i nie szło się z nim w ogóle porozumieć. Poprosiłem o pomoc znajomego psychiatrę, świetnego specjalistę który przekonał go, żeby zgodził się pobyć w szpitalu na obserwacji... Bez tego chyba byśmy go stracili. 
  • Ale ty jesteś kochany  - mówiła wzruszona Justyna. Czemu zamiast Marcina  nie spotkała takiego faceta jak Calvin? Rozczulało ją to, że więcej myślał o innych niż o sobie. Takich ludzi było jak na lekarstwo w obecnych czasach. To chyba przeznaczenie, że Rafał i Coulter się poznali i że on tu  z nim przyjechał. - Tyle dla niego zrobiłeś i nadal go wspierasz. 
  • On też mi dużo pomógł w życiu, więc nie mógłbym go zostawić samego z problemami - wspominał przygnieciony smutkiem Anglik. Faktycznie wiele zawdzięczał temu Walkerowi, bo przecież na własne biologiczne rodzeństwo nigdy nie mógł liczyć. Jego starsza (o rok) siostra miała swoje życie w Londynie, starszy brat podobnie - oboje byli za bardzo zajęci sobą, żeby się jeszcze nim przejmować. Ojciec bez matki był wrakiem człowieka, więc nie obchodziło go co się dzieje z jego dziećmi, właściwie nic go nie obchodziło. Gdyby nie Peter i Rafał byłby na tym świecie sam jak pies. 
  • Fajnie, że tak sobie wzajemnie pomagacie - przyznała rozpogodzona Majka. Ona także żałowała brata Calvina. To co przeżył musiało być dla niego strasznym ciosem. Strata ukochanej osoby boli długo i nie da się jej zapomnieć - sama najlepiej o tym wiedziała, gdyż sama kiedyś straciła faceta, którego kochała. Nic dziwnego, że Peter chciał umrzeć po tym co się stało. Jeśli był z tą Sam bardzo blisko i ona nagle odeszła to nie da się tego ogarnąć. - Można powiedzieć, że jesteście prawdziwymi braćmi.  
  • W sumie tak... nawet grupę krwi mamy podobną. - Anglik wyszczerzył się do kuzynki Jaśka. 
  • To ile lat ma ten Peter? - spytała cicho Judyta. Próbowała dojść do siebie po tym, co usłyszała od Calvina o jego bracie. Gdyby nie jego pomoc Peter mógłby spróbować trzeci raz i mogłoby mu się udać (że też miał na to odwagę bo ona by chyba nie potrafiła). Dzięki Bogu miał przy sobie takiego dobrego człowieka, który go wspierał i nie zostawił w biedzie. Naprawdę mu na nim zależało. Opieka nad taką osobą musiała być ciężkim wyzwaniem, a on dał radę. - Jest starszy czy młodszy od ciebie? 
  • Walker jest ode mnie o trzy lata młodszy, a ja mam trzydzieści siedem. - Coulter odgarnął włosy do tyłu. - A i zapewniam panią, że przy nim Rafał to aniołek, naprawdę. 
  • Potwierdzam - zgodził się z kumplem Janek. Splótł dłonie na karku i strzelił do Judyty uśmiech karpia.
  • Skoro tak mówicie... - Judyta mieszała sobie herbatę i jednocześnie zerkała w stronę Calvina.  
  • Ha ha ciocia, w życiu nie widziałaś takiego harpagana jak Peter - zapewniał Zuber, który już zaczynał się pokładać na stole. Nagle zaczeło go brać na spanie. - Chyba se strzelę jakąś mocną kawunie, bo jak nie to lada moment usnę. 
  • Mogę ci zrobić kawę Jasiek - zaproponowała Justyna. Od razu podniosła się z krzesła i rozejrzała.  - Ktoś jeszcze chce kawę? 
  • Siadaj siostra, ja już wszystkim zrobię tą kawę - powiedział  Janek podrywając się z miejsca. - Kto chce kawusie ręka w górę... Dobra, Majka raz, szef dwa i Calvin trzy. Zaraz się zrobi. 
  • Cholera jasna... - zaczął strapiony Łukasz. Oblicze miał zachmurzone. - Ja to nie ogarniam tego, że ci młodzi ludzie są teraz tacy słabi psychicznie. W ogóle nie radzą sobie ze swoimi problemami. Byle porażka i już mają powód do zabijania się. - Skrzyżował ręce na piersi. - Nie dalej jak dwa tygodnie temu znaleźliśmy w górach dwóch samobójców. Jeden pod Babią, a drugi gdzieś pod Turbaczem. Ten pierwszy był nafaszerowany jakimś gównem, a drugi podciął sobie żyły... Okropieństwo kurna, chłopakom już zaczyna bokiem wychodzić to zbieranie trupów.
  • Akurat sobie wymyślili żeby się w Beskidach zabijać. Niech sobie w Tatry jadą. - Jasiek zmarszczył brwi.
  • O Boże, Jasiek, daj sobie już spokój z takim gadaniem - oburzyła się rozgoryczona Judyta. 
  • Ciesz się siostra, że nie musiałaś ich stamtąd zabierać. Dopiero byś miała traumę po czymś takim - odezwał się do Judyty Łukasz. 
  • O Boże, ja bym tam chyba trupem padła - odezwała się znów Majka.  
  • No widzisz, a my nieraz musimy się z tym mierzyć i nie padamy - kontynuował Zuber. - Bo ktoś to musi robić nie?
  • Racja Janek - poparł go naczelnik. - A wczoraj cholerny świat pod Babią Górą zaginął czterolatek i tylko cudem go znaleźli przed zapadnięciem zmroku. Pomogli im chłopaki ze Słowacji bo mały błąkał się po słowackiej stronie przez sześć godzin bez jedzenia i picia. W ogóle cud, że nic mu się nie stało. Jak ci rodzice mogli go tak nie dopilnować?
  • No właśnie Zawada mi mówił, że znaleźli tego chłopaczka po słowackiej stronie. Akurat wczoraj miał dyżur. Tych rodziców nadal nie znaleźli z tego, co czytałem rano w necie. 
  • Do tej pory już by się znaleźli... chyba - wtrąciła się Justyna. 
  • To co ci ratownicy zrobili z tym chłopaczkiem? - dopytywała się przejęta Majka. Nie znosiła gdy dorośli zostawiali małe dzieci na pastwę losu. 
  • Zawieźli go do krewnych w Lipnicy Wielkiej - odparł szybko Zuber. - Do stryja zdaje się.  
  • To chyba jakaś feralna góra. - Calvin popatrzył teraz na Janka. - Raf już nie raz o niej wspominał że zbiera obfite żniwa. 
  • To jest największa cholera w Beskidach - wytłumaczył mu Janek. - I nie bez powodu zwią ją Diablakiem, ale o tym opowiem ci innym razem. 
  • No strasz go jeszcze tymi swoimi góralskimi bajkami -  żartowała Judyta. 
  • To nie są bajki ino legendy, a w legendach zawsze jest ziarnko prawdy - poprawił Judytę Jasiek. - Jak ty się ciocia  nic na rzeczy nie znasz. 
  • Osz kurde, a kto tu tak strzela tymi drzwiami? - Judyta popatrzyła w stronę sieni i zobaczyła swojego syna, który akurat ściągał kurtkę. Gdyby nie trzasnął drzwiami to nikt by nie wiedział że wrócił. 
  • To ja, przepraszam! - krzyknął Rafał i powiesił wierzchnie odzienie na haczyku. 
  • No masz swojego Rafałka, już się najeździł. - Janek trącił kuzynkę łokciem, a ta się odsunęła. 
  • Cicho siedź Jasiek - rzuciła do niego Czerwińska, a potem uśmiechnęła się do Rafała, który powoli zbliżał się do stołu. - Cześć Rafał. 
  • No cześć Majuś, jakbym wiedział, że wpadniesz, to bym wcześniej wrócił. - Orzecki odwzajemnił uśmiech, a potem schylił się do niej, żeby ją cmoknąć w policzek. Na Justynę nawet nie spojrzał, a ona też udawała, że go nie ma.  
  • Słyszałeś go Janek? - Anglik trącił Zubera w bok, a potem szeroko się uśmiechnął do Majki - Jaaaki on szczodry normalnie, wow! 
  • Słyszałeś, słyszałeś - odpowiedział zaraz góral. - Ciekawe kto tu jest bardziej zabujany, ona czy on? 
  • Co wy tam bajdurzycie obaj? - Rafał zwrócił się do Calvina i Zubera siedzących koło siebie i gadających do siebie półszeptem. Oczywiście mówił to żartem, nie zamierzał dać się drugi raz wyprowadzić z równowagi.
  • A tak sobie  gadamy o takim jednym rogatym. Kojarzysz gościa? - odpowiedział mu Calvin i wybuchnął śmiechem. 
  • Masz przerąbane Angolku, mówię ci. - Rafał śmiał się i groził mu palcem. 
  • Ojej naprawdę? - Coulter udawał przerażonego. - Ty uważaj stary, bo ja tu zaraz umrę ze strachu. 
  • Nie bój się Calvin, święty Jan od hec cię poratuje. - Zuber prawie się dusił ze śmiechu. 
  • Że co przepraszam? Jaki święty Jan? - Rafał patrzył na Janka jak na stwora z pięcioma głowami. - Zuber... coś ty znów palił matołku jeden? 
  • To chyba te ziółka, które rano pił przy śniadaniu tak podziałały - oznajmiła Majka i zaczęła się głośno śmiać, a Rafał razem z nią. Jego obecność natychmiast poprawiła jej nastrój. Miała dość złośliwości swojego kuzyna i wszelkich docinków odnośnie Orzeckiego. Jak on śmiał tak o nim dowcipkować przy Calvinie? A może po prostu miał  kompleksy, bo to Rafał był chodzącą gwiazdą, a nie on. Mógł mu tylko pozazdrościć tego seksapilu i uroku osobistego. Aż dziwne, że Kynia i Justyna wytrzymywały z tym Jankiem. 
  • To dziwne Majka, bo ja żadnych ziółek nie piłem, a też mi jest tak wesoło -  odezwał się do niej rozbawiony Calvin.
  • Może ci Rafał coś do kawy wrzucił, a teraz udaje, że nie wie o co biega - powiedział Łukasz, który niespodziewanie pochwycił żart.  
  • Cholera go wie. - Coulter posłał przyjacielowi lisi uśmieszek.
  • Tak na pewno ci dorzuciłem - Orzecki nie przestawał się śmiać, a przy tym co chwila zerkał na kuzynkę Zubera. Bardzo mu się podobała, choć nie była spełnieniem marzeń. Nie zrezygnuje z walki o Kynie, jeszcze nie teraz.  - Trochę haszyszu i trochę koki. 


  • Halo, tu centrala do naczelnika, mamy nowe zgłoszenie - odezwał się chropowaty męski głos dochodzący z głośnika radia Łukasza, które cały czas leżało na parapecie. Mówił Julian Zawada, zastępca naczelnika. Figła rozejrzał się i dopiero po chwili zauważył swoje radio. Zanim je wziął do ręki Julek znów się odezwał . -  Jesteś tam szefie? Halo. 
  • Tu naczelnik, mów co się dzieje Julek - polecił Zawadzie.  
  • Słuchaj szefie, poszukiwani są trzej chłopcy w wieku osiem, trzynaście i szesnaście lat. Z tego co się dowiedziałem od matki wyszli z domu wczoraj przed wieczorem i najprawdopodobniej udali się w góry. Jeden gość z Ochotnicy Górnej też ich widział zeszłego popołudnia koło mostu w okolicach osiemnastej. Według niego kierowali się na Jamne, więc podejrzewam, że poleźli na Gorca albo na Kudłoń...  A i jeszcze jedno szefie, ten ośmiolatek ma cukrzyce, a jego insulina została niestety w domu, więc jeśli go szybko nie znajdziemy będzie źle... Normalnie kurna wymiękam jak słyszę takie rzeczy. - Po głosie Zawady poznali, że jest mocno zdenerwowany. Ostatnio bardziej go dotykały takie historie, bo jego siostra całkiem niedawno straciła małe dziecko, które udusiło się we śnie. 
  • I ona dopiero teraz to zgłosiła? - zdenerwował się Figła. Nagle zaczął spacerować po jadalni. - Bardzo mądrze. 
  • No właśnie, też mnie to dziwi, że tak późno. Gdzie ona była do tej pory? Z resztą to jest wszystko strasznie pomerdane szefie, zero rzetelnej informacji, bo ten widział to, tamten co innego, a każdy gada tak, że w ogóle się to nie trzyma kupy  - żalił się wkurzony Zawada. - I weź tu bądź normalny!
  • Oooo ja pitole, ale mają myślenie ci dorośli. - Zuber złapał się za głowę. - Gorzej z nimi jak z dziećmi. 
  • No tak, w naszym  punkcie w Ochotnicy Górnej akurat nie ma chłopaków, bo już bym ich wysłał na ten Gorc, ale może znajdzie się jakiś wolny quad z gotowym sprzętem. -  Łukasz zatrzymał się koło kredensu i oparł plecami o przyległą ścianę. 
  • Nawet trzy się znajdą i reszta sprzętu też spakowana. Wszystko gotowe - zapewnił go Julek. - Wiem, bo pytałem chłopaków, co mieli tam dyżur w weekend.
  • Ja tam mogę podjechać i zabrać quada, a potem siup na Gorca - oświadczył Janek. - Akurat jestem niedaleko, bo siedzę w Ochotnicy Dolnej u Orzeckich. 
  • Ty masz dziś wolne Zuber, zapomniałeś? - przypomniał mu Zawada. - Tak wynika z grafika. 
  • Niby tak, ale wiesz, że nie ma dalej trzech chłopaków od nas, więc się przydam - upierał się Zuber. - Im nas więcej tym lepiej. 
  • Mądrala się znalazł - mówił niezadowolony Zawada. - Ciekawe co na to szef. 
  • Jak to co? - Naczelnik spojrzał na Zubera karcąco. - Zamknę go na ten czas w piwnicy. 
  • Bardzo śmieszne szefie... naprawdę - przyznał rozbawiony Janek. 
  • Dobra Julek,  słuchaj, ja zaraz pojadę z Jankiem do tej dyżurki żeby wziął, co trzeba i stamtąd prosto z zabierze się na Gorca, a ty w międzyczasie wyślij tam kilku naszych chłopaków z Kamienicy żeby byli na miejscu wcześniej niż Zuber. On pojedzie za zielonym szlakiem i przy okazji dokładnie przeczesze teren. 
  • Jasne szefie, zaraz to zrobię - powiedział zastępca naczelnika, a potem zaczął kaszleć. - Przepraszam, coś mi  wpadło do gardziołka. 
  • Zawada, przekaż proszę chłopakom, że spotkam się z nimi przy wieży widokowej, żeby mnie już nie szukali. - Janek mówił głośniej, żeby kolega z pracy dobrze go słyszał. - Musimy znaleźć tych gnojków zanim temu ośmiolatkowi stanie się poważna krzywa, a czasu niestety nie mamy za wiele. 
  • Nie da się ukryć. - Zawada mówił grobowym głosem. - Żebyśmy chociaż wiedzieli, gdzie oni poszli byłoby nam dużo prościej.
  • Ja też nienawidzę tego wyścigu z czasem - wyznał Zuber. To było najgorsze, gdy trzeba było szukać ofiar wypadku jak igły w stogu siana, a czas pędził nieubłaganie. 
  • Na dobrą sprawę mogą być teraz wszędzie - odezwał się śmiertelnie poważny Rafał. On też się przejął. Wiedział co będzie jeśli szybko nie znajdą tego chorego chłopca. Czemu ta matka wcześniej nie powiadomiła ratowników, że chłopcy zniknęli? 
  • Aha, jeszcze jedno Zawada - przypomniał sobie Łukasz. - Potrzebuje wiedzieć czy te chłystki mają przy sobie telefony komórkowe. Jeśli tak to poproszę numery do nich, będę się starał z nimi skontaktować. 
  • Ten facet, który ich wczoraj widział w centrum  Ochotnicy Górnej  twierdzi, że przynajmniej dwóch ma przy sobie komórki, więc muszę zapytać ich matkę o numery. Chciałem ją spytać wcześniej, ale niestety ucięło nam rozmowę, a chwilę potem zadzwonił tamten gość - ciągnął dalej Julek. - Okej naczelniku, jak tylko dostaniemy te numery to zaraz spróbujemy ich namierzyć. Jeśli odbiorą telefon będzie dobrze, a jak nie to zostanie nam jeszcze zlokalizowanie miejsca, z którego dzwonili ostatni raz. Myślałem żeby od razu wysłać tam nasze mobilne stanowisko dowodzenia, niech się  rozstawią w okolicy szczytu,  jak baza namiotowa.
  • Racja Julek,  za niedługo uruchomię całą ekipę poszukiwawczą. Nie denerwuj się.  - Figła zbliżył się do stołu, po czy sięgnął po swoją filiżankę i upił trochę kawy. 
  • Jeśli zwiali z domu to raczej nie będą chcieli z wami gadać Łukasz.  - Rafał wsadził ręce do kieszeni i wymienił spojrzenie z Calvinem, który też był zaniepokojony. - Wiem to po sobie.  
  • Też prawda - potwierdził Zawada, który zaczął już tracić nadzieję. Bardzo bał się o tego ośmiolatka Jeśli nie zje o czasie i nie weźmie insuliny będzie z nim źle. - Byłoby miło gdyby jednak zechcieli z nami pogadać... kurwa mać. 
  • No dobra Julek, to rozłącz się i dzwoń szybko do tej kobity o te numery, będę czekał. 
  • Oczywiście szefie, jak tylko je zdobędę zaraz dam ci znać. Bez odbioru. - Po tych słowach Zawada się rozłączył.  
  • Janek ubieraj się, zaraz jedziemy po tego quada, a po drodze tyrkniemy do chaty Gorczańskiej i pięknie poprosimy, żeby się rozejrzeli  za tymi chłopakami. Może się tam zaczepili. - Łukasz odłożył radio na blat stołu, żeby go potem nie szukać. 
  • Jak dla mnie to mało prawdopodobne, że akurat tam poszli  - oznajmił Krakus i położył ręce na oparciu krzesła. - Ale sprawdzić nie zaszkodzi. 
  • Nie wiem jak wy, ale ja wziąłbym pod lupę także rejon Turbacza i jego okolice oraz teren wokół szlaku z Turbacza do polany Przysłop Dolny, bo tak na dobrą sprawę to tam też mogli poleźć - poradził im Zuber, który dopiero wpadł na tę myśl. Czasem miał przeczucia i te przeczucia nieraz naprowadzały ich na cel. Wstając z krzesła dodał. - Szlak z Turbacza na Kudłoń też bym dokładnie przeczesał. Jeśli zrobimy takie sidła w obrębie tej pętli to jest duża szansa, że oni w te sidła wpadną... Oby miał racje cholera. - Podparł boki i przygryzł wargę. 
  • Dobrze Zuber, obiecuję ci, że skontaktuje się z chłopakami z Turbacza i powiem im, żeby dokładnie przeczesali tamten rejon, a teraz szybko się ubieramy i lecimy. Musimy się wyrobić w ciągu pół godziny, a najlepiej w dwadzieścia minut. - Figła pognał w stronę drzwi wyjściowych.  
  • Jasne szefie - powiedział Zuber i wziął ze stołu radio Łukasza. Miał przeczucie, że szef go zapomni.  Pobiegł za nim i spotkali się w sieni. Szybko narzucił na siebie swoją czarną skórzaną kurtkę, a potem porządnie zawiązał oba buty. 
  • Podoba mi się twoje myślenie Janek - oznajmił naczelnik zakładając płaszcz. - Będzie z ciebie kiedyś niezły szef GOPR u, zobaczysz  - Uśmiechnął się szeroko. Miał dla Zubera pełne uznanie. Był świetnym ratownikiem działającym z pełnym zaangażowaniem. 
  • Tak szef myśli? - spytał Janek i podrapał się po skroni. - To miło. 
  • Skoro tak mówię to znaczy że tak jest, nie? - Powiedziawszy to spojrzał na radio, które Zuber trzymał w ręce. - To moje radio? 
  • Tak jest szefie - odparł Zuber i wręczył naczelnikowi jego radio. 
  • Hej Łukasz, a może ja też bym wam pomógł w tych poszukiwaniach - zaproponował Rafał, który stał przy wejściu do przedsionka. - Na pewno się przydam. 
  • Pogadamy jak wrócę, okej?  Będę do trzydziestu minut, może szybciej. - Figła złapał za klamkę, już był gotowy do wyjścia. 
  • No weź, za ten czas to ja już będę w połowie drogi na Gorc. - Niepocieszony Krakus zmarszczył brwi. - Po prostu powiedz, czy się zgadzasz żebym wziął  udział w tych poszukiwaniach i tyle. Krótka piłka. 
  • A to pogadaj najpierw z mamą czy chce wracać do Krakowa autobusem, bo ja jej nie dam rady teraz zawieźć. Muszę zostać na miejscu  - rzucił do siostrzeńca Łukasz i otworzył drzwi. - Jak się mama zgodzi to pójdziesz na akcje, ale nie wychodź zanim nie wrócę, bo będę miał pewne zlecenie.  Jasne?
  • No dobrze, poczekam - powiedział Krakus i zaczął się wycofywać się do jadalni.
  • Jakbyś się wybierał Orzecki to widzimy się na Gorcu przy wieży, na razie - powiedział na odchodnym Janek i wyszedł na dwór za naczelnikiem.
  • Nara Zuber - pożegnał się z nim Rafał. 



Rozdział 2.3


 Ochotnica Górna - Gorc - kwiecień 2018

Matka Krzysia i Flipa mieszkała w Ochotnicy Górnej, dwieście metrów za kościołem w niewielkim murowanym domu z jednym piętrem. Dom ten choć nie znajdował się w całkiem dobrym stanie jakby był po remoncie. W środku było czysto i schludnie, co przy dwóch chłopcach w takim wieku rzadko się zdarzało. Dom otaczał spory ogródek otoczony wysokim drewnianym płotem. Calvin i Rafał znaleźli Anie w kuchni pochyloną nad stołem i rozpaczliwie szlochającą - dosłownie zalewała się łzami. Cała się trzęsła i w kółko mówiła to samo o swoim młodszym synu : Znajdzćie mojego Krzysia, ratujcie go, błagam.  Była tak wstrząśnięta i sparaliżowana strachem, że niewiele im powiedziała. Normalna rozmowa z nią w ogóle nie wchodziła w grę. Dowiedzieli się jedynie, że ten trzeci chłopak, szesnastoletni Dorian nie jest jej synem, a kolegą Filipa. Calvinovi udało się ją trochę uspokoić, sprawił, że się wyciszyła i przestała  trząść. Na udzielenie fachowej pomocy potrzebował znacznie więcej czasu, a tego jak na złość mieli mało. Żeby przywrócić tej kobiecie pełną równowagę trzeba przyprowadzić Krzysia do domu całego i zdrowego. Same zapewnienia, że będzie dobrze nie wystarczą. Zwykłe obiecanki cacanki - to najgorsze co może być... A co, jeśli nie daj Boże nie znajdą Krzysia i będzie musiał spędzić kolejną noc w górach, narażony na niebezpieczeństwo? Co wtedy powiedzą tej matce? Obaj mieli pełną świadomość tego, co się wtedy może stać z tą rodziną i potwornie się tego bali. Byli tak przejęci tą parszywą sytuacją, że prawie zapomnieli o tej insulinie, którą mieli zabrać ze sobą. Rafał przypomniał sobie o niej jak już wsiadali do samochodu więc zaraz się wrócił, a kiedy znowu wyszedł na zewnątrz natychmiast sięgnął po papierosy i długo palił w milczeniu. Bardzo go zdołowała ta wizyta, w jednym momencie stracił ochotę na wszystko. - Jezu, pomóż nam szybko znaleźć tego Krzysia, błagam - wyszeptał ze łzami w oczach Orzecki ruszając w dalszą drogę. Spędzieli u Ani więcej niż trzydzieści minut, co znaczyło, że teraz musieli się sprężyć i jak najszybciej dostać do Szczawy, gdzie zaczynał się czarny szlak. Było dokładnie pięć po czwartej.  

Mimo zdenerwowania Rafał panował nad kierownicą. Jak zawsze prowadził uważnie i spokojnie, nigdy  nie szarżował na drodze żeby zaszpanować jak niektórzy jego kumple. Na poprawę nastroju puścił sobie Jethro Tull, akurat miał pod ręką swój ulubiony album cd pod tytułem Heavy horses. Ten magik Ian Anderson ze swoim flecikiem zawsze pomagał mu ukoić nerwy więc liczył na to że i teraz pomoże. Lubił taki folk rock i bardzo dobrze mu się przy tym jeździło (Jethro Tull poznał dzięki jednemu kumplowi z klubu wspinaczkowego - obaj byli zafascynowani ich muzą). Tym razem słuchanie nie podziałało... niestety. Chyba za mocno  to wszystko przeżywał. Kątem oka obserwował Anglika, który cały czas się kręcił na swoim siedzeniu i zastanawiał się czy to już nerwica czy jeszcze nie. Momentami miał wrażenie że jego przyjaciel wyskoczy z tego auta w biegu, tak go nosiło. Za nic nie mógł usiedzieć na tyłku. Nawet się nie domyślał, że Calvina męczą wyrzuty sumienia. Męczyło go to, że zostawił tą kobietę w takim stanie. Powinien jeszcze chwilę z nią zostać, pozwolić jej się wyżalić do końca, przecież zawsze tak robił. Gdyby cokolwiek jej się stało nigdy by sobie nie wybaczył, że tak się zachował. Bardzo współczuł tej biednej przerażonej istocie, bo wiedział co znaczy strata ukochanego dziecka. On przecież sam stracił córkę, swoją najdroższą Connie i nadal bardzo cierpiał z tego powodu. Nie chciał żeby i ta straciła swojego dzieciaka. Nie ma gorszej tragedii niż jak tracisz swoje dziecko, które jest częścią ciebie...  wówczas ta część ciebie też umiera. 

  • Jak się masz Calvin? - spytał Rafał przerywając wreszcie długie milczenie. Akurat zatrzymał się, żeby przepuścić jakąś starowinkę, która przechodziła przez ulicę, a szła powoli. Dojeżdżali właśnie do mostu w Tylmanowej. 
  • Fantastycznie... - Coulter odwrócił głowę i spojrzał na Krakusa. Bawił się zamkiem błyskawicznym przy kurtce żeby zająć czymś ręce. - Nie widać? 
  • A tak na poważnie? - Mówiąc to przyglądał się Anglikowi podejrzliwie. Jego pytania były w zasadzie zbędne, ale pytał z grzeczności. 
  • Lepiej nie mówić - Brytyjczyk kręcił głową. Twarz miał zachmurzoną i smutną zarazem. Czuł, że pożera go bezsilność, której tak nienawidził. Prawie wychodził z siebie. 
  • Dalej się gryziesz, że z nią nie zostałeś? - Gapił się w przednią szybę jak sroka w kość. Przyspieszył gdy zjechali na główną drogę. 
  • A jak ci się zdaje? -  Podniósł obie ręce do góry.  Rozdrażniło go pytanie kumpla, gdyż wyczuł w nim beztroskę.  
  • Dajże spokój stary, zrobiłeś dla niej tyle ile mogłeś. Teraz najważniejsze jest to żebyśmy znaleźli tego chłopaka, matką będziemy się martwić potem. Nie pomożemy jej siedząc z nią i pocieszając. 
  • Weź mi tu chrzań farmazonów, dobra? - rzucił do niego wkurzony Brytyjczyk, a później odwrócił się do szyby po swojej prawej. Był strasznie wściekły na Krakusa za to jak potraktował Justynę, wciąż mu nie przechodziło. Jego ton i mądrzenie się też mu działały na nerwy. - Jestem psychologiem i muszę działać profesjonalnie. Nie mogę sobie pozwolić na... 
  • Ale ona nie jest twoją pacjentką więc wyluzuj trochę, okej? - Orzecki łagodnie skręcił w prawo. - Możesz zająć się potem jej synami jak będziesz chciał, w końcu zajmujesz się dzieciakami i młodzież. 
  • Kurwa Raf, skończ już z tym mądrzeniem się.  - Wkurzał się choć wiedział, że kumpel ma rację. Ania nie jest jego pacjentką, nie może podchodzić do jej problemów zbyt osobiście. Takie traktowanie sprawy kończy się zazwyczaj wielkim fiaskiem, o czym przekonał się jego kumpel z ośrodka Mike Iddle, również psycholog. 
  • I po co się tak spinasz kurwa mać? - Zdenerwowany Orzecki walnął w klakson... zupełnie niepotrzebnie. - Komu to potrzebne? Mnie na pewno nie. 
  • Dobra... masz trochę racji. - Calvin zniżył ton głosu, uspokoił się. Faktycznie, powinien zluzować, bo inaczej zwariuje. Najważniejsze to znaleźć Krzysia. Miał wielką nadzieje, że ekipa Łukasza da radę. Ma pod sobą świetnych ratowników, specjalistów od poszukiwań, masę dobrego sprzętu, które musi ułatwić to zadanie. Wierzył w Janka i jego kumpli. Z opowiadań Rafała wiedział, że uczestniczyli już w wielu podobnych akcjach i one zwykle kończyły się dobrze. Ta też się tak zakończy, nie ma innej opcji. Odwróciwszy się do kumpla powiedział. - Ponosi mnie, ponieważ mam poczucie, że w ogóle jej nie pomogłem, a ludzi w tym stanie nachodzą różne myśli i popychają do czynów samodestrukcyjnych... Znam takie przypadki. 
  • Trochę racji, powiadasz? -  Rafał uśmiechnął się do niego półgębkiem. - No dzięki stary. 
  • Bardzo proszę - powiedział i odgarnął włosy za ucho. Rozchmurzył się, gdy pomyślał o Justynie cmokającej go na dobranoc w policzek po powrocie z bardzo udanej imprezy integracyjnej. Ranek w jej towarzystwie też był niesamowicie miły, po prostu przeuroczy. Każdy jego dzień mógł się tak zaczynać, gdyby była jego kobietą. 
  • Rozumiem że się martwisz, bo ja też się tym przejąłem, ale skupmy się teraz na znalezieniu Krzysia. - Rafał mocniej zacisnął palce na kierownicy. -  Obawiam się, że nie będzie to taka łatwa sprawa. 
  • No właśnie... znając możliwości takich dzieciaków to na pewno niełatwa. - Spojrzał na zachmurzone niebo, które zapowiadało ulewę. Ciekawe czy ich złapie gdy będą szli na ten Gorc.
  • Mimo wszystko wierzę w chłopaków z GOPR u. Oni zrobią wszystko, co w ich mocy żeby go znaleźć tego małego. 
  • Ja też w nich wierzę  - zapewnił Coulter półgłosem. Był już trochę spokojniejszy - Bardzo wierzę. 
  • O kurna, noooo co jest! - wrzasnął wystraszony Krakus łapiąc za hamulec. Mało brakowało, a nie zdążyłby wyhamować i przejechałby gościa, który nagle wlazł na ulicę z krową. Co za skończony dureń! Rozłoszczony Orzecki zwolnił, wychylił głowę za szybę i zawołał do nierozważnego pieszego. - Patrz jak łazisz człowieku, mogłeś spowodować wypadek! 
  • Popukał się w głowę cymbał - oznajmił oburzony Calvin, który też obserwował pieszego. Facet nagle przyspieszył kroku bo inni kierowcy też na niego trąbili. Anglik kręcił głową. 
  • Niech go szlag trafi, cwaniaczka jednego. Głównie przez takich jak on zdarzają się najgorsze wypadki. - Krakus znów przyspieszył. Akurat przejeżdżali przez Zabrzeż. - Bo nie patrzy tylko się ładuje na ulice... jeszcze z krową kuźwa. 
  • Ciesz się, że nie miał stada baranów. - Brytyjczyk puścił kumplowi oko. Starał się nie roześmiać choć niesamowicie rozbawiła go ta krowa. 
  • Niezmiernie mnie to pociesza wiesz? - Wyszczerzył się do przedniej szyby. - Nic tylko umrzeć ze szczęścia. 
  • A tak z innej beczki Krakusie, to dokąd my właściwie zmierzamy? - Coulter uchylił szybę po swojej stronie i od razu poczuł przyjemny chłodny powiew na twarzy. Myślami wciąż wracał do siostry Orzeckiego, pogodnej, rozpromienionej. Lubiła kiedy się do niej uśmiechał i on także lubił gdy ona się do niego uśmiechała. Myślenie o niej było rozkoszą i w mig poprawiało mu humor. Nie potrafił oderwać od niej myśli. Ciekawe czy ona też o nim rozmyślała. 
  • Dziwne, że dopiero teraz o to pytasz - zdziwił się Rafał. Żuł gumę, którą przed momentem wsadził do ust. -  Mógłbym cię przecież wywieźć  Bóg wie gdzie, zostawić i nawet byś nie wiedział jak wrócić... Tylko mi nie wspominaj o świętym Janku od hecy, bo cię walne. 
  • Odwal się czubku. - Miał ochotę mocno trzepnąć Krakusa w bok, ale ten prowadził, więc powstrzymał się od tego, strzelił za to głupią minę. W końcu zaczął się śmiać. - Pytam po raz kolejny dokąd jedziemy?
  • Do Szczawy.
  • Dokąd? - Calvin się skrzywił. 
  • Szczawa, taka mała miejscowość w Gorcach...  Oooo nie Coulter, nawet nie próbuj tego wypowiedzieć. Szczawa jest zabójcza dla twojego języka. - Krakus pogroził Anglikowi palcem. 
  • Spokojna głowa Krakusie, ani myślę ryzykować połamania języka. - Powiedziawszy to pokazał przyjacielowi język. 
  • Samochód zostawimy na parkingu w pobliżu miejsca, gdzie zaczyna się czarny szlak. Pójdziemy  tym czarnym do Nowej Polany, a potem niebieskim, który zawiedzie nas prosto na Gorc. Całkiem fajna trasa, lubię ją, choć osobiście wolę wchodzić zielonym szlakiem z Ochotnicy Dolnej, bo jest ciekawsza pod względem widoków. 
  • Nieźle jesteś obcykany w tych wszystkich szlakach - przyznał zaskoczony Anglik. Był pod wrażeniem znajomości terenu Orzeckiego. Zapewne znał te góry jak własną kieszeń. 
  • Jakbyś się tak szlajał po tych terenach od dziecka też byś był obcykany. Poza tym miałem dziadka ratownika, który znał dokładnie całe Podhale, Orawę i Podtatrze, tak więc nie mam prawa nie znać tych okolic. Z nim też dużo chodziłem po różnych górach. 
  • Mój dziadek znał Tatry - przypomniał sobie nagle Calvin. - Miał o nich sporo książek, które mi pokazywał kiedy u niego siedziałem. Nie pamiętam tylko nazwy tej miejscowości, z której pochodził, ale na pewno był góralem tak jak twój, za to dałbym sobie głowę obciąć. 
  • To nie znalazłeś jeszcze tego jego dziennika? - dopytywał się Rafał. Sam był bardzo ciekaw, co dziadek Calvina w nim zapisał. 
  • Niestety nie i już chyba nie znajdę. - Posmutniał, bo to była najfajniejsza pamiątka jaka mu została po jego dziadku z Polski. - Marne szanse. 
  • Eh to szkoda, że przepadł. Może by się okazało, że znał mojego dziadka, skoro chodził po Tatrach. - Powiedziawszy to Orzecki na chwilę zamilkł, a później wskazał palcem na góry po prawej. - Po swojej prawej masz Beskid Wyspowy.  Tam też można fajnie pochodzić przy ładnej pogodzie, bo jak leje to niezbyt fajnie się łazi. A teraz jesteśmy w Kamienicy. 
  • Chyba ci telefon dzwoni - zauważył Coulter, gdy usłyszał znajomą melodię z utworu Purpli Child in time. Dochodziła z kieszeni kurtki Krakusa. Nosił Alpinusa tak jak on, bo razem zamawiali. 
  • To Łukasz - oświadczył Orzecki i sięgnął po swoją komórkę, którą następnie podał Anglikowi. - Masz odbierz i włącz od razu głośnomówiący. Dzięki. 
  • Dobrze. - Coulter  szybko spełnił prośbę przyjaciela, a potem odezwał się do Figły. - Siema szefie, meldujemy sie przy odbiorniku . - Uśmiechnął się szeroko do Krakusa. 
  • No hej chłopaki, jak tam, gdzie jesteście? - spytał Figła i zaczął pociągać nosem jakby miał  katar. W tle słychać było padający deszcz. 
  • Właśnie minęliśmy centrum Kamienicy - odparł prędko Rafał i docisnął gaz. - Zaraz będziemy w Szczawie, za jakieś... powiedzmy trzy minutki.  A ty gdzie jesteś? 
  • A gdzie ja mogę być Orzecki? No pomyśl. - Łukasz zaśmiał się nerwowo. - Od pół godziny patroluje obie Ochotnice wzdłuż i wszerz, już nawet sąsiadów babci zwerbowałem do pomocy i nic. Nie ma po nich śladu, komórki też mają wyłączone albo im padły. Głucha cisza. Do Chaty Gorczańskiej dzwoniliśmy, ale ludzie stamtąd mówią, że ich nie widzieli, zaoferowali jednak, że się uważnie rozejrzą... Zawsze kuźwa coś. 
  • A gdzie się podziewa Zuber? Dotarł już na tego Gorca? -  Brytyjczyk zaczął zasuwać szybę, bo nagle się rozpadało i chlupało im do środka. 
  • Nie Calvin, Zuber i Kacper nadal są w drodze. Zostały im może dwa kilometry. Tyrknie do was potem, a ja muszę już kończyć bo mam jeszcze Zawade na lini, który bardzo stara się nie zwariować. Normalnie podziwiam go. 
  • Czekaj Łukasz, bo zapomniałem cię zapytać o te komórki naszych uciekinierów. Udało się chłopakom je namierzyć? - dociekał Krakus. 
  • Nieeee, ale prędko ustalili, że ostatni sygnał wyszedł dziś około dwunastej z telefonu, któregoś z nich w okolicy Rabki Zdrój. Jeśli znajdą, choć jednego z tych gnojków to już pół sukcesu, bo zaraz będzie musiał wyśpiewać, gdzie są dwaj pozostali. 
  • O cholera, czyli mamy już jakiś trop - ucieszył się Anglik. Nagle wstąpiła weń wielka nadzieja, że ta akcja może się jednak zakończyć pomyślnie. 
  • Niby tak Calvin, ale nie mamy pewności, że wszyscy trzej są poza rejonem poszukiwań, więc zostajemy na stanowisku, a policja przeszukuje Rabkę i jej okolicę. Bierzemy także pod uwagę, że mogli się w międzyczasie rozdzielić. - Figła nawet nie starał się ukryć ogromnego zdnerwowania. Najbardziej szkoda mu było tego Krzysia. Kolejna noc w górach bez leku może się dla niego skończyć tragicznie. 
  • Ja bym się jeszcze nie cieszył - wtrącił bezlitośnie Orzecki. W sumie żal mu było gasić entuzjazm kumpla, ale z drugiej strony szkoda, żeby się facet niepotrzebnie łudził. Mogło być jeszcze bardzo różnie i musieli się z tym liczyć. - Do tego czasu mógł się już dziesięć razy przemieścić. 
  • Okej chłopaki, ja muszę kończyć, bo widzę, że się do mnie dobija dyżurny z Nowego targu. Dajcie znać jak dotrzecie do celu,  na razie. 
  • Na razie Łukasz, bez odbioru - pożegnał go Orzecki i zaraz skręcił w boczną drogę, która wiodła wzdłuż potoku Głębieniec między zabudowaniami. Mało brakowało, a przeoczył by ten skręt, już raz mu się to zdarzyło. Do parkingu mieli stąd bardzo niedaleko. Zanim zdążył poprosić Calvina, żeby zakończył połączenie ten już wręczał mu telefon. 
  • Ale leje, Jezuuuu. - Już dawno nie widział takiej ulewy. Właśnie wyobraził sobie jak będzie wyglądała ich ekspedycja poszukiwawcza w tych warunkach. Zanim dotrą na tą górkę będą po kolana w błocie... cudownie. 
  • W Gorcach to normalne, przywykniesz - zażartował Orzecki. 
  • Ty chyba zapomniałeś, że mieszkam w Anglii, a tam też ciągle kurwa leje. - Posłał Rafałowi szelmowski uśmiech, a potem naciągnął na głowę kaptur. Calvin nienawidził kiedy padało, a ta ulewa tutaj niejednego Brytyjczyka przyprawiłaby o zawrót głowy. 
  • Nie Cal, u was tylko pada, a tu u nas leje - poprawił go rozbawiony Krakus. - Spora różnica prawda? 
  • Chrzanić to. - Uśmiechnął się kpiąco. 
  • Aaaa czekaj, zapomniałem, że to Walker uwielbia, kiedy pada. - Krakus kręcił głową, a lisi uśmieszek nie znikał z jego oblicza.   Nawiedzony jakiś czy co? 
  • Obaj jesteście nawiedzeni - powiedział Anglik i odpiął swój pas bezpieczeństwa. 





Ta wyprawa z pewnością nie należała do najprzyjemniejszych. Lało cały czas z niewielkimi przerwami, przez co na szlaku było pełno błota, szczególnie na odcinkach w lesie, a do tego wiało tak, że momentami chciało głowę urwać. Bezlitosna aura ostro dawała w kość, brakowało jeszcze gradu i burzy z piorunami. Mimo tych niedogodności Rafał i Calvin hardo gnali przed siebie pokonując kolejne kilometry i nic nie było w stanie ich zniechęcić do dalszej wędrówki. Ci dwaj stawiliby czoło nawet srogim zimowym warunkom, gdyby zaszła taka potrzeba. Najtrudniejsze wyzwania zawsze były dla nich najlepsze i chętnie je podejmowali. Kondycje mieli obaj świetną, nie dało się zaprzeczyć. To ranne i wieczorne bieganie oraz godziny na siłowni dużo im dawały. Calvin, który dawno nie był w górach o dziwo świetnie dawał radę w tym obcym dla niego terenie i nawet czuł się jak u siebie. Orzecki był pod ogromnym wrażeniem, normalnie nie mógł uwierzyć, że Coulter tak ochoczo zapyla pod górę i nie dostał przy tym najmniejszej zadyszki. Zupełnie jakby gonił po polskich górach od lat. Mógłby go przyrównać do szybkiego i zwinnego Legolasa z Władcy Pierścieni, który nigdy nie męczył się na długich dystansach. Trasa wyznaczona przez Figłę nie była, co prawda zbytnio wymagająca, ale osobie, która szła tą drogą po raz pierwszy mogła się wydać z lekka męcząca, zwłaszcza w tak paskudnych warunkach. - Myślałeś, że wymięknę, co Krakusku? - rzucił do kumpla zadowolony z siebie Brytyjczyk i pognał do przodu. - Nic podobnego! - krzyknął za nim oburzony Rafał. Nawet mu to przez myśl nie przeszło. Znał Calvina na tyle dobrze, żeby mieć pewność, co do tego, że ten facet na bank nie wymięknie i właśnie dlatego go ze sobą zabrał.  - Jakby dawali Nobla za złośliwość byłbyś pierwszy w kolejce.  - No wiem, cały ja - odpowiedział mu pędzący przed siebie Anglik. Sprawiał wrażenie zauroczonego walorami otoczenia mimo, że widoki były raczej marne - Gorce momentalnie zdobyły jego serce. Widoczność była bardzo ograniczona ze względu na gęstą mgłę, która zasnuwała praktycznie wszystko. O ładnych panoramach można było tylko pomarzyć, więc Krakus był niepocieszony. W porównaniu do swojej siostry romantyczki nie znosił mgły, wolał mieć dobre widoki. 


Nie rozmawiali za wiele po drodze, jakoś nie mieli nastroju. Woleli się skupić na swoim zadaniu, które polegało na znalezieniu tych trzech urwisów i które było tak jak się wszyscy obawiali bardzo trudne, żeby nie powiedzieć niewykonalne... Nie, tak nie mogli myśleć, absolutnie. W żadnym razie nie wolno im zwątpić w to że ich odnajdą. Działali niezłomnie i sumiennie, dokładnie się rozglądali, przeczesywali teren, badali każdy metr na swojej trasie, zaglądali pod każde drzewo i w niejedną gęstwinę, gdzie się dało... Szkoda tylko, że te ich poszukiwania były zupełnie bezskuteczne. Jakby szukali igły w stogu siana. Czas pędził nieubłaganie do przodu, niczym wskazówka na tarczy stopera, a oni wciąż nie znaleźli nic co by ich naprowadziło na ślad tych gnojków. Trochę ich to dobijało, ale nie zabiło silnej determinacji, która nie pozwoliła im się poddać. Nie szkodzi, że dzień się kończył, będą szukać nawet gdy zapadnie zmierzch, do skutku - tak się umówili. Nie pozwolą, żeby Krzyś spędził kolejną noc w górach. Nie myśleli o tym, że stracili masę czasu nadaremno, by nie budzić niepotrzebnego poczucia frustracji i lęku. Gdy byli rzut beretem od polany Gorc Kamienicki, zadzwonił do nich Zuber i poinformował ich, że on i Kacper nadal nie wpadli na żaden ślad chłopców, podobnie reszta ekipy, która stacjonowała na polanie Gorc Troszacki. Poszukiwania ratowników z rejonu Turbacza oraz Kudłonia również nic nie dawały.  Lekko podminowany Rafał z miejsca oznajmił przyjacielowi, że on i Calvin nie zamierzają zbastować, że będą szukać do skutku. Janek nie chciał się z nim kłócić, więc poradził mu, żeby w tej sprawie dogadywał się z Łukaszem, a potem szybko się rozłączył. Z racji tego, że dowodził ekipą poszukiwawczą pod Gorcem miał jeszcze sporo na głowie. Poza tą akcją GOPR miał  jeszcze inną w rejonie Prehyby i to dość poważną więc naczelnik musiał się na chwilę od nich odłączyć i wesprzeć działania ekipy w Beskidzie Sądeckiego. 


  • Dogaduj się z Łukaszem - powtórzył za Jaśkiem wkurzony Krakus i wrzucił komórkę do kieszeni. Czemu ten Jasiek tak go wkurza? Ale by sobie teraz zapalił, najchętniej kilka fajek naraz. Może by mu to pomogło. - Jasne, że sobie z nim pogadam. 
  • Lecimy dalej Raf, szkoda czasu na bezsensowne dumanie  -  zdecydował Calvin i odsunął się od drzewa, o które się opierał.  
  • Mówisz? - Podparł boki i rozglądnął się. Kiedy ostatnio tędy szedł widoki były nieziemskie, a pogoda jak marzenie. Wszystko tonęło w słońcu. 
  • Mam przeczucie, że te dzieciaki są gdzieś w rejonie tego Gorca, chociaż miejsce, w którym się ukryli nie rzuca się w oczy. - Anglik wskazywał palcem ledwo widoczny szczyt z wieżą widokową, która powoli wyłaniała się z mgły. - Poszukałbym uważnie w tych niższych partiach, niekoniecznie blisko szczytu. Może nawet u samego podnóża góry. 
  • Nieźle kombinujesz Sherlocku. - Orzecki otworzył oczy szerzej i przyłożył otwartą dłoń do czoła. Mówił półgłosem. Z jednej strony nie wierzył w moc przeczuć, a z drugiej pomysł Calvina nie wydawał się taki do końca głupi. Może miał racje, cholera wie.  - Może twoja nieskalana intuicja podrzuci ci wreszcie jakieś genialne rozwiązanie tej zagadki.
  • Ruszysz dupę czy nadal będziesz pierdolił trzy po trzy?  - ponaglił go Calvin i żwawym krokiem ruszył przed siebie. Jego ton był stanowczy. - Słyszałem że zależy ci na czasie. 
  • Zawsze wierzysz tym swoim przeczuciom? - spytał Orzecki i ściągnął kaptur. Od dziesięciu minut nie padało, przestało też wiać. Cieszył się tą błogą chwilą spokoju, miał dość deszczu. - Zuber też uważa, że to pomaga. 
  • Owszem, pomaga i to dość często. Niektórzy tak mają - potwierdził Anglik.
  • Szkoda, że moje przeczucia mówią mi zupełnie, co innego. - Sięgnął do kieszeni po papierosy. 
  • Aż się boję pytać, co ci mówią twoje przeczucia. - Powiedziawszy to Calvin opuścił kaptur. Włosy miał suche, kurtkę i buty także. Dobrze, że były nieprzemakalne. - Ale piękne te wasze wrzosowiska. Nic tylko się tu zaszyć na stałe. 
  • Jakie wrzosowiska, stary? To się nazywa hala, inaczej polana albo łąka  - poprawił przyjaciela Rafał. Następnie podpalił papierosa i wsadził go do ust. Szedł szybko żeby dotrzymać Anglikowi kroku. - Teraz jesteśmy na hali Gorc Kamienicki. Te polany to cały urok tych gór. 
  • Niech będą i hale. - Anglik się uśmiechnął i rozejrzał wokoło. Rozciągała się przed nimi ogromna zielona i ukwiecona polana. Jeśli czas pozwoli któregoś dnia przy lepszej pogodzie zabierze tu Justynę i Dawida, będą łazić po Gorcach razem ile dusza zapragnie. Bardzo chciał z nimi spędzać więcej czasu
  • Dawniej te polany porastały lasy, ale wykarczowano je żeby juhasi mogli tu wypasać swoje owce. Dziś nie wszystkie hale są wypasane ze względu na to, że niektóre z nich należą do Gorczańskiego Parku Narodowego. 
  • Bardzo lubię takie miejsca i obcowanie z przyrodą.... Najlepiej późnym wieczorem albo bardzo wcześnie rano, gdy jest pusto i chicho. 
  • Nie ty jeden. Gdybym mógł to już bym tu został, bo bardzo stęskniłem się za polskimi górami. Prawie zapomniałem jak to jest być w Gorcach i oddychać tym powietrzem. Kiedyś częściej się wyrywałem w te strony i nie można było mnie zatrzymać. Wiecznie łaziłem i późno wracałem, czasem nad ranem, a matka za każdym razem dostawała zawału. 
  • Ja też bym mógł nie wracać do siebie. Tutejsza przyroda, góry i okolice są naprawdę niesamowite.
  • Chyba nie tylko przyroda, stary. - Orzecki puścił mu oko.
  • Do czego pijesz? 
  • Noooo przyznaj się Angliku, że zostałbyś tu dla mojej siostrzyczki. 
  • Nie wykluczam tego. - Przystanął i spojrzał na Krakusa. 
  • Nie wykluczasz... gadka sratka. Powiedz otwarcie, że bardzo, ale to bardzo chcesz tu zostać dla Justyny. 
  • To zależy od tego czy ona będzie chciała nawiązać ze mną bliższe relacje.  
  • Jezuuuuu Coulter, ty jeszcze masz wątpliwości Coulter, że ona... ? 
  • Wyobraź sobie, że tak. Dla niej to może być za wcześnie jednak. 
  • Za wcześnie, taaaak. Gdybym nie widział jak się do siebie kleiliście wczoraj i dziś to bym nawet nie zaczynał tematu. 
  • Aha... nie powiem kto jeszcze... A co będzie z tobą i Kynią? 
  • Nie ma o czym mówić Cal. 
  • Musisz się postarać... jeszcze trochę. Kynia na to zasługuje. 
  • Nie wiem co jeszcze mogę zrobić, żeby ją odzyskać, kapujesz? Wydaje mi się, że zrobiłem już wszystko co możliwe. 
  • Cokolwiek zrobiłeś wcześniej to wczoraj to schrzaniłeś



Ciąg dalszy nastąpi... 

Co myślicie o tej części? Macie jakieś swoje nowe typy? 


Tekst i zdjęcia są mojego autorstwa. Bardzo proszę o uszanowanie praw autorskich. Dziękuję 

Źródła  z których korzystałam przy pisaniu :

Gorce : przewodnik monograficzny, Andrzej Matuszczyk, Wydawnictwo Górskie, Poronin 1992

Mapy Compass, Kraków 2017, Gorce, Pieniny 











37 komentarzy:

  1. Co za historia! Normalnie obgryzłam paznokcie do łokcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Dzięki bardzo 😃😃😃 za odwiedziny i opinię

      Usuń
    2. Naprawdę. Bardzo mnie wciągnęła.
      Może jedynie wolałabym krótsze odcinki a częściej, ale nie musisz się tym sugerować, w końcu sama sobie mogę wyznaczać ile przeczytam na raz. ;)

      Usuń
    3. No z tymi krótszymi to mały problem u mnie.... bo ja nie umiem krótkich pisać 🤣🤣🤣

      Jak Ci się teraz Calvin podoba? 100 % faceta nie? Kuzwa ratownik i psycholog w jednym jakby Chciał. Wciągnął się chłopak

      Usuń
  2. Nie chcę czytać po łebkach, więc odkładam na nieco później, bo teraz lecę farbować włosy;-)
    Oczywiście napiszę o wrażeniach po lekturze:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przyjemnie się czytało. Muszę się cofnąć do początku tej historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę Karo dziękuję i miłej lektury 😀😀😀

      Usuń
  4. ładnie się rozwija. i wielowątkowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za odwiedziny i opinie. Twoja proza również ciekawa i dobrze się czyta.

      Usuń
  5. Ucieszyła mnie kontynuacja opowieści o ratownikach:-)
    Mam nadzieję, że myślisz już o wydaniu całości drukiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj zobaczymy Kochana. To zapewne długi ciężki zabieg. Nie wiem czy mam na to zdrowie.

      Usuń
  6. Nie jestem w temacie, bo pierwszy raz czytam, ale czekam na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Gorzka 😃😃😃 a pierwszą część już czytałaś. Tam w nowym poście podałam dwa linki naraz. Dziękuję za uwagę

      Usuń
  7. Z tą książką to raczej jest współpraca pana Romana Kostrzewskiego z dziennikarzem, który go przepytuje. Nie mniej jest w tym wywiadzie sporo intelektualnych smaczków.

    :) Moje wszelkie pisanie jak na razie utknęło w martwym punkcie. Mam nadzieję jednak na pewne wznowienie działalności, bo lubię sobie coś tam nagryzmolić od czasu do czasu.

    Dzięki za życzenia. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Zainteresowałaś wiele osób - więc pisz dalej Kasiu.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Po pierwsze - bardzo podoba mi się szata Twojego bloga :) Lubię taką szmaragdową, kojącą zieleń :) Pasuje do tych zdjęć z gór, które tu publikujesz.

    Po drugie: Zacząłem czytać pierwszy rozdział jeszcze przed Świętami, teraz przeczytałem ten :) Masz talent, umiesz wciągająco pisać fabułę, a Twoje postaci są nieźle zarysowane, a główna bohaterka nosi imię, które uwielbiam - Justyna ;)))

    Mały Dawidek przypomina mi troszkę mnie samego i moje problemy zdrowotne... Babcia Jasia przypomina mi obie moje własne Babcie, których już nie ma i za którymi bardzo tęsknię. A po tej części, kolejnym moim ulubieńcem jest Calvin :) Mam nadzieję, że mu sie z Justyną uda :)))

    Pisz dalej, bo czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Kochany Celcie. Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę że tu Jesteś. Miło mi że opowieść Ci przypadła do gustu. Jak wiesz góry to moja miłość tak więc mam pole do popisu. Calvi fajny facet, garnie się do pomocy. Prawdziwy mężczyzna i zaczyna mu się podobać w polskich górach. Ściskam Cię mocno Celcie. Dziękuję za odwiedziny

      Usuń
  10. Witaj, Kasiu.
    Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Kupiłaś mnie! Potrafisz wciągnąć czytelnika, a to jest BARDZO WAŻNE! Lubię Twoich bohaterów, są sympatyczni i 'ludzcy". Współczesna literatura ma często dziwny sposób opowiadania o ludziach, taki zimny i "mechaniczny", u Ciebie tego nie ma, to wszystko jest ciepłe i naturalne. Imponuje mi, że masz tak dużą wiedzę o górach. I nie spodziewałam się takiego wątku przygodowego - naprawdę mnie wciągnął. Jednym słowem, wszystko to każe z zainteresowaniem czekać na ciąg dalszy i rozwiązanie wątków.
    Długo u Ciebie nie byłam, Kasiu, i było mi przykro z tego powodu, ale ostatni czas był dla mnie masakryczny, o czym napisałam ci w komentarzu na moim blogu ;) Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci powodzenia w dalszym pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo Emmo 😀😀😀 Górołastwo to moja największa pasja chyba. Interesuje się gdzie co jest. W tej chwili opisuje miejsca które znam. Absolutnie się nie gniewam że Cię nie było. Nic się martw. Życie jest życiem i nigdy niewiadomo co i kiedy nas zaskoczy. Cieszy mnie że Tobie też się podoba mój styl pisania i że piszę wciągająco.

      Ściskam mocno

      Usuń
  11. Pozdrowienia z messengera ( świetna czekam no kolejną część)
    Ivo :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki bardzo Ivo 😀😀😀 Jak miło że wpadłeś przeczytać. Pozdro z Gorców

      Usuń
  12. Fajny blog, Kasiu, duzo pracy widac w niego wkładasz. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Karinko. Miło że to dostrzeglaś 😃 dziękuję za odwiedziny

      Usuń
  13. Dużo pracy i pomysłów, ciekawostek, niecodziennych opowieści. Jednym słowem super. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Krysiu 😃😃😃 A który bohater Ci się najbardziej podoba lub bohaterką? Czy któraś postać jest Ci w jakiś sposób bliska? Jest już dalszy ciąg powieści.
      Dziękuję za uwagę. Uściski

      Usuń
  14. No, w końcu udało mi się wygospodarować chwilę na przeczytanie – ciągle przekładałam na potem, bo chciałam do tego usiąść na spokojnie, przy kawce, żeby się wczuć w historię :) Na końcu się zaczęło dramatycznie robić, jest akcja. Nie będziesz mi miała za złe, jeśli jednak się trochę poczepiam? Sporo błędów się doszukałam, ale to dlatego, ze sama robię ich bardzo dużo i przez to jestem już na nie wyczulona - może tutaj nie utrudniają jakoś odbioru historii, ale gdybyś np. myślała o szukaniu wydawcy, warto zwrócić uwagę. Przede wszystkim przecinki - trochę mi ich brakuje w niektórych miejscach, jest też kilka błędów ortograficznych, np. “czarną skurzaną kurtkę” albo brakujących słów :„ Myła pozostawione w nim” – zapewne naczynia? Poza tym, w jednym miejscu jest: „trzej chłopcy w wieku dziewięć, jedenaście i szesnaście lat”, a dalej: „Najmłodszy ma dziewięć a pozostali jedenaście i trzynaście lat". No i na koniec jeszcze jedna rzecz której nie ogarniam: Dorian popchnął chłopca, który złamał przez to nogę i jak gdyby nic zostawił go z otwartym złamaniem, żeby pozwiedzać jaskinie? Toż to dzieciak z piekła rodem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Witaj 😃 dziękuję Ci za czas i opinię. Błędy częściowo wynikają z tego, że słownik sam zmienia mi wyrazy po swojemu, a ja czasem tego nie zauważę. Piszę na tablecie niestety, ponieważ laptop całkiem mi siadł. Pisanie na tablecie wierz mi, jest makabryczne. Z interpunkcją to fakt mam kłopot od podstawówki, jakoś to muszę ogarnąć. Z tym wiekiem chłopców sprawdzę i zamienię.Dorian ostatecznie ma szesnaście lat. No i śpieszę wyjaśnić sprawę z tym co on zrobił. Otóż uważam, że w obecnych czasach wszystko jest możliwe, bywają nawet gorsi od niego. Słyszałaś może o tej głośnej sprawie, że gimnazjalista zabił drugiego nożem, bo winien mu był kasę za narkotyki? Ostatnio w Uwadze było o tym. Okropne 😦😦😦 Niemniej jednak dziękuję Ci za wskazanie błędów i drobnych gaf. Poprawię to. 

      Usuń
    3. Wow, szacunek, że chciało Ci się takie ilości tekstu na tablecie tworzyć, mnie pisanie na czymkolwiek innym niż tradycyjna klawiatura drażni. No i trudniej błędy wyłapać, zresztą ja swój tekst na laptopie przeczytałam kilka razy, myślałam, że już jest idealnie, po czym wydrukowałam i okazało się, że dalej jest się do czego przyczepić. Słyszałam o tej sprawie z zabójstwem w szkole. Masakra, co się na tym świecie dzieje. Zwróciłam uwagę na fragment z Dorianem, bo zastanawiałam się czy to jest taki typ skrzywionego dzieciaka, czy to był jego jednorazowy wybryk. A co do interpunkcji, to myślałam, że nie mam z nią problemu, do czasu gdy zaczęłam sprawdzać błędy w swojej powieści. Już mi te przecinki bokiem wychodzą, kiedy po raz setny rozkminiam, "dać w tym miejscu czy nie?" ;)

      Usuń
    4. O tym Dorianie będzie jeszcze w rozdziale 3 więc nie chce Ci psuć przyjemności. Będę wszystkie błędy poprawiać przed oddaniem wydawcy, ale już w kompie bo inaczej zwariuje. Mama mi pomoże w tym. Tu się staram stopniowo robić korektę, ale mam strasznie czuły dotyk w tabie i się boję,że coś sobie usunę, a potem nie będę wiedziała co usunęłam. Już raz tak sobie cały post usunęłam... Brrr. Z magisterka tak się bawiłam z interpunkcją i innymi pierdołami. Omal mnie to psychicznie nie wykończyło, bo aż 225 stron do poprawy było... Koszmar. Najgorsze jest to że trudno te błędy tu wyłapać, a do tego słownik zmienia wyraz na swój... Można się tak bawić.

      P.S. Ten Dorian to ciężki przypadek. Miałam takiego kolegę w klasie w podstawówce Dawida, mieszkał z babcią i bratem, matka w USA. On się mscil za to na babci biednej, że go matka nie chce. Straszne rzeczy robił przez to. Żal mi go było.

      Usuń
    5. A tak poza tymi błędami interp to jak odbierasz tę powieść i bohaterów? Jakie emocje Ci towarzyszą? Wciąga Cię czy nie?

      Usuń
    6. Wybacz opóźniony zapłon, fabuła ok, ciekawa jestem wątku z Dorianem (taka moja skrzywiona natura, że lubię, gdy pojawia się odrobina zła i patologii, co by zbyt pięknie nie było :D), do bohaterów też nie mam zastrzeżeń. Zobaczę, jak się dalej akcja rozwinie :)

      Usuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ta relacja Justyny i Calvina zaczyna nabierać rumieńców.
    Ciekawie się czytało całość :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Skąd ja znam te problemy z dzieckiem. Moja siostra niedawno urodziła i również boi się zostawiać brzdąca z naszą mamą.
    Podoba mi się Twoje opowiadanie. Jest takie życiowe i można się utożsamiać z bohaterami :)
    Fajny pomysł z piosenkami w środku tekstu - lubię piosenki Anny Marii Jopek.
    Nie wiem jak można być tak mało empatycznym i nieświadomym jak Orzecki... To co powiedział Kyni i Justynie było okrutne
    Mam nadzieję, że chłopcy zostaną odnalezieni!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo Kochana. Fajnie, że Ci się podoba. Tam niestety jest kawałek urwany, bo miałam trochę
      zmienić ten rozdział i w końcu zapomniałam o tym. Teraz mi się przypomniało, że tak to zostawiłam. Potem też jest ciekawie.

      Pozdrawiam serdecznie Kasia.

      Usuń