Proza, góry i muzyka

sobota, 20 czerwca 2015

Niedzielna wyprawa do Murowańca


Na tą wyprawę potrzebna była dobra pogoda i na szczęście była - lepszej nie mogliśmy sobie wymarzyć. Ani za zimno, ani za gorąco, po prostu idealnie. Pogoda jakby zamówiona na wycieczkę w Tatry. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żeby nie było pogody, kiedy się tam wybierałam. Tak więc zaraz z rana (było przed 7) wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy do Zakopanego, a z dworca PKS udaliśmy się zaraz na bus w stronę Kuźnic. Na szlak niebieski weszliśmy koło stacji kolejki na Kasprowy Wierch... Oczywiście był to nie ten niebieski szlak co trzeba więc musieliśmy wrócić do punktu wyjścia. Co prawda zabrało nam to całe 30 minut, no ale cóż, za błędy zawsze się płaci. Tymczasem nasze dziewczyny (Lena 4 lata, Dominika 6 lat) zaczęły już marudzić "czemu tak daleko". Gdy obraliśmy wreszcie właściwy niebieski szlak szliśmy jakiś czas przez las wspinając się na stromy stok Nieboraka ( ok 1218 m). Na Hale Gąsienicową było jakieś 2 h, ale przy dzieciach należy liczyć conajmniej 3 godziny, tyle bowiem czasu minęło zanim dotarliśmy do celu. Dopóki nie wyszliśmy z lasu panorama była praktycznie  cały czas zakryta, w jednym tylko miejscu, a dokładnie na grzbiecie Boczania (inaczej zwany Wierchboczań, 1226 m)  można podziwiać wyłaniającą się zza drzew stromą ścianę Giewontu, a tuż pod nim Polanę Kalatówki z widocznym Hotelem Górskim PPTK Kalatówki stojącym po środku. Dalej droga wznosi się w kierunku wschodnim przez las Czerwone Glinki, nazwa ta wzięła swą nazwę stad, że w tym miejscu w ziemi odkryto związki żelaza.

Szlak o tej porze jest przepiękny, wszędzie pełno kwiatów, iglicy i wapiennych skał. Można się dosłownie zachłysnąć tym cudownym widokiem, nawet gdy się idzie lasem. Idąc pod górę z Dominiką za rękę tłumaczyłam jej jak ważne są dla nas i dla zwierząt lasy, że bez nich nie było by życia bo dostarczają nam wszystkim niezbędny tlen. Młodsza córka dzielnie parła w górę po stromych głazach trzymając za rękę tatusia. Zdawała się być zadowolona z wycieczki. Starsza córka wciąż pytała kiedy wyjdziemy z lasku bo strasznie chciała zobaczyć krzyż na Giewoncie. Kiedy już wyszliśmy z lasu pokrywającego wniesienie Wysokie (1287 metrów) na otwartą przestrzeń entuzjazm córek był ogromny. Naszym oczom ukazały się natychmiast wspaniałe widoki po prawej i po lewej stronie grzbietu wzniesienia o nazwie Skupniów Upłaz  (1300 - 1450 m) łączącego się z siodełkiem o nazwie Diabełek (1450 m). Grzbietem Skupniowego Upłazu doszliśmy do Przełęczy między Kopami (Karczmisko) mijając po drodze Wielką Królową Kopę (1531 m). Po lewej stronie zaobserwujemy dość charakterystyczny Nosal, wysunięty na północny wschód, następnie nieco dalej na wschód Wielki Kopieniec wnosi się dumnie nad Doliną Olczysko,  zaraz potem Suchy Wierch górujący nad Halą Królową Niżnią. W oddali na północ patrząc dostrzeżemy delikatny zarys Gorców. Po prawej natomiast najbardziej widoczny jest Giewont oraz Czerwone Wierchy wznoszące się nad Halą Jaworzynki oraz Doliną Jaworzynki. W końcu mijamy Przełęcz między Kopami (z której odchodzi żółty szlak do Kużnic przez Dolinę Jaworzynki) oraz Młodą Królową Kopę i idziemy ścieżką przez Halę Królową Wyżnią, jednocześnie zbliżamy się do Hali Gąsienicowej i schroniska Murowaniec. Wiosną hala ta upstrzona jest masą krokusów. Przed nami, patrząc na południe roztacza się wspaniała wyrazista panorama Orlej Perci - najtrudniejszego odcinka Tatr Zachodnich i zdaje się również w całych polskich Tatrach. W tym miejscu na szlaku dominuje bujna kosodrzewina, gdzieniegdzie pojedyncze sosny. Urok tatrzańskich majestatycznych szczytów i stoków okraszonych cudowną roślinnością jest wprost nieziemski, trudny do opisania. Widoki te dosłownie zapierają dech w piersiach. Tuż przed Murowańcem niebieski szlak krzyżuje się z czarnym idącym przez stawy gąsienicowe na Świnicką Przełęcz. 


Szałasy stojące na terenie Hali Gąsienicowej są pamiątką po wiosce pasterskiej, która obejmowała 15 szałasów i szop ( na Rówienkach Królowych i Stawiańskich) dość bezładnie rozrzuconych, tu tu to tam, za to idealnie harmonizują się z górskim tłem. Wyremontowane zostały przez Tatrzańskie Muzeum w 1985 roku.

W schronisku zrobiliśmy sobie i dzieciom odpoczynek przed wyruszeniem w drogę powrotną do Kuźnic, tym razem zdecydowaliśmy się na żółty szlak. Jak tylko zjedliśmy obiad Lenka ucięła sobie drzemkę na ławce w jadalni, a druga córka i mąż wybrali inny tryb odpoczynku. Ponieważ nikomu nie śniło się iść dalej sama udałam się na poszukiwanie stawków, które zaplanowałam sobie zobaczyć, a które znajdują się w Dolinie Gąsienicowej w okolicach Przełęczy Karb, z której droga wiedzie na Kościelec odcięty zdecydowanie od Orlej. Oczywiście zamiast wcześniej skręcić na czarny szlak prowadzący nad stawki, cały czas szłam żółtym prowadzącym na Kasprowy Wierch. Mniemam, że gdybym poszła czarnym na pewno nie udałabym się już na Kasprowy. W rezultacie podziwiałam one czarujące stawy z góry ( nie wszystkie, ponieważ ze szlaku żółtego widoczne są zaledwie trzy). Dystans na trasie z Murowańca do celu pokonałam w 45 minut, niemalże sprintem jak Justyna Kowalczyk. Aż się zdziwiłam że dałam radę bo w drodze na Kasprowy słoneczko zaczęło mocno przygrzewać. Poza tym, przyznaje szczerze, że odrobinę przewartościowałam swoje możliwości. Idąc w górę zastanawiałam się ile zajmie mi zejście. Niemniej jednak mogłam być z siebie zadowolona. Nieopisaną satysfakcję poczułam będąc już na szczycie. W gruncie rzeczy z Hali Gąsienicowej na Kasprowy wcale nie jest tak daleko, ale podejście choć krótkie jest jednak strome, a organizm szybko się męczy przy takich podejściach. Na Kasprowym Wierchu byłam po raz pierwszy w życiu. Mogłam stamtąd podziwiać okazały fragment Orlej Perci (po lewej od szczytu : od Kasprowego przez Przełęcz Liliowe po Świnice), a także widoczny po prawej od szczytu spory odcinek Czerwonych Wierchów (Ciemniak, Krzesanica, Małołączniak, Kondracka Kopa, Suchy Wierch Kondracki, Suche Czuby, Goryczkowa Czuba, Pośredni Wierch Goryczkowy).  Ze szczytu Kasprowego patrząc na północ zobaczyć można Giewont, Zakopane a jeszcze dalej sięgając wzrokiem ujrzymy Orawę i Beskid Żywiecki. 

I tak, wszystko by było dobrze gdyby nie to, że wreszcie zabrakło mi wody i jedynym ratunkiem były źródełka napotykane na szlaku. Usta miałam potem tak spierzchnięte że nawet nie miałam siły się odzywać. Oto nadszedł ów kryzys. Obolałe stopy powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa a przede mną jeszcze prawie 2h drogi w dół i to wcale nie po równym. Jak się okazało szlak żółty przez Dolinę Jaworzynki prowadził stromo w dół a przynajmniej w niektórych partiach. Gdybym wiedziała wróciłabym zapewne niebieskim szlakiem, tam zaś mogłam liczyć na więcej cienia, a tu wszystko było nasłonecznione. Ku mojej radości słońce chowało się co jakiś czas za chmurami dając zmęczonemu turyści trochę wytchnienia. Najgorszy dla mnie był jednak brak wody, a poza tym dokuczał mi uporczywy ból krzyża. Widoki jednak nadal były boskie. Pokonując pierwszy odcinek zbocza po lewej mamy Siodłową Perć oraz Żleb pod Czerwienicą. Nadal widoczny jest Giewont, chociaż już nie tak dobrze jak wcześniej, natomiast po prawej roztacza się przez całą długość szlaku aż do Kuźnic, Hala Jaworzynka otoczona zjawiskowymi ścianami skalnymi i urokliwą zieloną Polanką Jaworzynka w którą wtapiają się opuszczone drewniane bacówki, po przeciwnej stronie Jaworzyńskie Czoła ubogacone są lasem świerkowym. Dopiero na Polanie Jaworzynka mogłam zaspokoić swe pragnienie w  tamtejszym potoku Jaworzynką, a dorwałam się do niego jak biedny do barszczu i ciężko mi było się od niego oderwać. Piłam, piłam i piłam niczym wielbłąd w oazie zaopatrujący się przed długą podróżą przez pustynie. Stamtąd już niedaleko było do Kuźnic, gdzie czekał na mnie mąż z dziećmi. I tak dotarłam do mety mojej szaleńczej wyprawy na Kasprowy Wierch. Mimo trudności poradziłam sobie, myślę że jeszcze niejedno przede mną. Mam tyle planów związanych z Tatrami dlatego muszę się nauczyć dobrze gospodarować siłami, nie popełniać takich błędów jak tym razem.

Najbardziej jestem dumna z moich córek, dla których było to nie lada wyzwanie, bo to przecież jeszcze małe dziewczynki. Ja w ich wieku nigdy nie byłam na takich wysokościach (Murowaniec - 1505 m), a one dzielnie szły w te i wte pomimo zmęczenia. Pokonały wszystkie strome zejścia bez większych trudności i do końca miały energię. Nic tylko pozazdrościć im tej niespożytej energii. Myślę, że warto uczyć dzieci miłości do gór od małego. Nie trzeba od razu zrażać się marudzeniem, to z czasem  przejdzie. Jestem pewna, że w przyszłości ta nauka zaprocentuje. Dzięki takim wycieczkom dziecko poznaje kraj i uczy się szacunku do przyrody, ma okazje być w wielu pięknych miejscach. Pozdrawiam wszystkich rodziców z brzdącami maszerującymi dzielnie po górach.

Kuźnice

https://kasinyswiat.blogspot.com/2014/11/a-tribute-to-richard-wright-great.html


Poniżej : stacja kolejki linowej na Kasprowy Wierch






Wchodzimy na szlak niebieski prowadzący przez Boczań








Poniżej : widok z Boczania na Giewont i....


Polane Kalatówki









Poniżej : grzbiet Skupniów Upłaz



Poniżej : widok na Giewont fragment Czerwonych Wierchów i Dolinę Jaworzynki w dole




Poniżej : Kopieniec Wielki





Poniżej : widok na Giewont z grzbietu Skupniów Upłaz








Poniżej : Przełęcz między Kopami (Karczmisko)



Poniżej : widok z Hali Królowej Niżniej na Orlą Perć











Poniżej : Hala Królowa Wyżnia



Poniżej : Schronisko PTTK Murowaniec


Dolina Gąsienicowa





Stacja kolejki na Kasprowym


Orla Perć, widoczna przełęcz Liliowe




Poniżej : Czerwony Wierchy





Poniżej : Staw Gąsienicowy widziany z Kasprowego



Poniżej : Giewont widziany ze szlaku żółtego przez Jaworzynkę


Poniżej : Polana Jaworzynka







Źródło : Tatry Polskie : przewodnik : Józef Nyka, Trawers 2013

7 komentarzy:

  1. Zgadzam się w 100%, że warto zabierać małe dzieci w góry i uczyć je poznawać naturę. Z własnego doświadczenia mogę to potwierdzić. Wiele lat temu, z moją małą wówczas córką wędrowałyśmy górskimi szlakami. Teraz jako szesnastolatka potrafi wspomnieć o miejscach, które wówczas widziałyśmy (w dodatku z najdrobniejszymi szczegółami), o których ja już nie pamiętam, albo muszę się zastanowić, gdzie to było. Jest to dla mnie zaskakujące, gdyż wtedy momentami nie chciała chodzić po górach, albo sprawiała wrażenie, że nie patrzy na miejsca mijane po drodze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemnie się czyta Twoją relację z wycieczki. Życzę powodzenia na kolejnych wyprawach i dużo sił oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana
    I moje Dzieci ,kiedy były malutkie, podróżowały dzielnie razem z nami.
    Ich małe stópki nie potrzebowały wyręczania, same chętnie tuptały po górach, dolinach:)
    Pozdrawiam Was bardzo serdecznie w Nowym 2020 Roku:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też chodziliśmy z dziećmi po górach, gdy były małe. Syn i córka w wieku 6 i 8 lat "miały już w nogach" wszystkie bieszczadzkie połoniny, łącznie z 20-kilometrowym szlakiem przez Halicz i Rozsypaniec. Nigdy nie marudziły, a na szczycie zazwyczaj dostawały nagrodę w postaci jakiegoś smakołyka.
    Teraz powoli (bo mają jeszcze maleństwa) wdrażają swoje dzieci w taki styl życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To super bo to piękna pasja, trzeba o nią dbać. Mam nadzieję że moje dziewczyny też przekażą swoim dzieciom wraz ze swym mlekiem. Ściskam mocno

      Usuń
  5. Naprawdę ładnie - i brawa za fantazję. W zaufaniu Ci powiem że mogę w górach znieść wiele i pragnienie, i słońce, i chłód i niewygody i obtarte pachwiny... ale zejście po tym kamieniami usłanym trotuarze z Murowańca do Kuźnic uważam za wyrafinowaną torturę o jego pomysłodawcy, mam nadzieję, że wieczność chodzą w piekle po czymś takim! Ja rozumiem progi przeciwerozyjne, ale nie takie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśmy wracali przez Jaworzynkę. Też było mało komfortowo. I jeszcze ten upał wtedy.

      Usuń