Proza, góry i muzyka

wtorek, 8 marca 2022

Z cyklu Kasine pisanie : Idąc pod prąd 28

 Rozdział 28 

Nowy Targ - szpital specjalistyczny - koniec maja 2018 


Dochodziło południe, a z ponurego zachmurzonego nieba wciąż lało jak z cebra.  Kolejny deszczowy dzień na Podhalu sprawiał, że wypadkom i korkom na drogach nie było końca. Dalsze podróże ciągnęły się bez końca co wyprowadzało z równowagi również podróżujących. Dopiero koło szesnastej miało się wypogodzić na dobre, choć wcale nie na sto procent. Zmęczona ciężką podróżą i stresem Judyta leciała właśnie do szpitala i chyba tylko cudem się nie zabiła w tych swoich super eleganckich szpilkach, gdyż droga z przystanku busa do szpitala, którą musiała pokonać była dziurawa niczym sito.  Z dworca PKS u wzięła taksówkę i miała przy tym wielką nadzieję, że nie będzie się tak wlokła jak ten cholerny autobus z Krakowa. W sumie nie powinna się temu dziwić ani zbytnio tym denerwować zważywszy na koszmarną pogodę, która wymuszała na kierowcach wzmożoną ostrożność, ale tak się składało, że akurat spieszyła się do swojej biednej córeczki. Wcześniej planowała zahaczyć o dom w Ochotnicy i zostawić walizkę, ale zaraz się rozmyśliła. Musiała jak najszybciej trafić do tego zakichanego szpitala, dorwać któregoś z tych łapiduchów i wycisnąć z niego, co się da odnośnie stanu Justyny. Gdy tylko przeczytała wiadomości od brata w jednej sekundzie oblał ją zimny pot i zmiękły jej kolana. Przez chwilę była bliska omdlenia, dobrze, że jakiś starszy pan w porę zareagował i podtrzymał ją, a następnie pomógł usiąść, bo pewnie padłaby jak długa. Esemes dotarł do niej dopiero na lotnisku w Balicach, kiedy odbierała bagaż. Oczywiście na wstępie się poryczała z nerwów i żalu i nieważne, że wszyscy głupio się na nią gapili. Chodziło przecież o jej dziecko... niedawno prawie straciła syna, a teraz córka leżała w szpitalu pogrążona w śpiączce... Zanim doszła do siebie minęło piętnaście minut. W łazience zmyła rozmazany makijaż i poprawiła włosy. Porażona strachem nie potrafiła myśleć o niczym innym poza Justyną i Dawidem. Co będzie z jej biednym wnusiem, jeśli Justyna nie wybudzi się z tej śpiączki w najbliższym czasie? - Boże, przecież Dawid tego nie zniesie... - mówiła do siebie w duchu. Idąc do pociągu cały czas szlochała, a mijający ją ludzie dziwnie jej się przyglądali. Jakaś pani przejęła się i zapytała czy coś się stało, ale pokręciła przecząco głową. Czekała ją jeszcze długa jazda autobusem do Nowego Targu, na który ledwo zdążyła. W Krakowie też padało, ale nie tak mocno jak w całej południowej Małopolsce. To co zastała na miejscu przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Nie znosiła ulewnego deszczu, a wiatru jeszcze bardziej. - Takie są góry córciu, przywyknij do tego. Kiedy pokochas góry, pokochas i ten wicher i ten dysc - powiedział do niej kiedyś tatko. - Gdyby nie te twoje góry tatusiu to byś jeszcze żył - chciała mu odpowiedzieć. 

Ile razy pomyślała o ojcu zaraz ją brało na płacz. Zabił go piorun, gdy ratował dziewczynkę w Tatrach. Do teraz nie mogła się z tym pogodzić, dlatego nadal omijała góry szerokim łukiem. Nie mogła im wybaczyć, że zabrały jej tatę, a teraz kusiły syna. Jeśli jeszcze on zostanie tym ratownikiem to chyba zwariuje. Wcale nie przekonywało jej tłumaczenie brata, że chłopak jest bardzo rozsądny i świetny pod względem technicznym i na pewno da sobie radę nawet w trudnych warunkach ( nie dodał jedynie, że to nie Tatry i słusznie bo wiedział, że to nie ma znaczenia). - I co z tego Łukasz?  Nasz ojciec też był cholernie rozsądny,  świetny technicznie, jeśli nie najlepszy, a i tak zginął, bo zwyczajnie miał pecha! - krzyczała do słuchawki. Czasem brat doprowadzał ją czarnej rozpaczy tymi swoimi mądrościami. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to samo co tatę, mogło spotkać również jego, Janka czy Julka Zawadę. Mogła się założyć, że to Rafał wypuścił Łukasza, żeby ją do tego przekonał zamiast osobiście przyjść do własnej matki i powiedzieć co zamierza. Oj wypożyczy go sobie jak tylko odrobinę ochłonie. Pewnie skończy się to dziką awanturą, bo przecież syn nie odpuści tak łatwo. Był tak zafiksowany na te góry i ratownictwo jak jego dziadek, ojciec i Łukasz. Koniec świata z tą ich durną pasją, z tą miłością do ryzyka. Kiedyś ją szlag przez to trafi. Najbardziej przerażała ją myśl o tym, że gdy Dawid wyrośnie też będzie chciał zostać ratownikiem. Już teraz niesamowicie mu imponowało to, co robili wujkowie. Każdy z nich w tym także Janek Zuber coraz mocniej zarażali go swoją pasją. Zarówno Rafał jak i Justyna mieli tę wielką miłość do gór przede wszystkim po dziadku Tomaszu i nie była w stanie nic z tym zrobić. Gdy we wczesnym dzieciństwie zaczynali wędrowanie po Beskidach z Łukaszem i Wiktorem (nieżyjący mąż Judyty) nie oponowała, ponieważ wtedy to były zwykłe wycieczki bez narażania życia. Nigdy nie brali dzieci w miejsca, gdzie mogło dojść do nieszczęścia, szczególnie zimą. Wiedziała, że są pod najlepszą opieką. Ale praca w pogotowiu górskim to coś zupełnie innego niż takie wycieczki z PTTK u i doskonale o tym wiedziała. Tam nie ma zmiłuj, każdy z ratowników musi być gotowy na wszystko, stawić się na każde wezwanie naczelnika nawet w środku nocy często podczas najgorszej pogody i ryzykować swoje życie dla ludzi, którzy nie rzadko stawiali swoje życie na szali, nieraz kompletnie bezmyślnie. Świadomość, że jej syn ma ryzykować życie dla jakichś tępych kozaków, którzy mają niebezpieczeństwo głęboko w czterech literach była nie do zniesienia. Ciekawiło ją jak Kynia się na to zapatruje, czy też boi się puścić Rafała do pogotowia. Jeszcze nie rozmawiała z nią na ten temat, ale zamierzała to wkrótce zrobić. Miała nadzieję, że choć ta urocza góraleczka ją zrozumie i wesprze, gdy zajdzie potrzeba. Kochała tego wariata jej syna do szaleństwa, choć potrafił nieraz ostro dać w dupę i doprowadzić do szału niemal każdą kobietę. Krakus od zawsze był krnąbrny, pyskaty i uparty jak cholera. Nie miał tego po niej ani po Wiktorze, prędzej po Łukaszu, który w jego wieku był dokładnie taki sam. Aż dziw, że przyjęli tego harpagana do pogotowia, z takim temperamentem i ciętą gadką powinien być raczej politykiem albo dziennikarzem telewizyjnym.   






  • Łukasz! - zawołała do brata, który stał przed budynkiem szpitala i rozmawiał przez telefon, jednak zanim do niego doszła zdążył schować komórkę do kieszeni ciemnej marynarki. Musiała przyznać, że jej braciszek prezentował się świetnie nawet w dżinsach i zwykłej koszuli w szkocką kratę bez krawata (dziś miał na sobie gładką, jasnoniebieską niebieską rozpiętą pod szyją). Był przystojnym zadbanym mężczyzną w średnim wieku, który w porównaniu do niej nie miał na głowie ani jednego siwego włosa,  chociaż jego praca zaliczała się raczej do tych stresogennych. Zazdrościła mu, że wyglądał na dużo młodszego niż był w rzeczywistości, ona też by tak chciała. Aż dziw, że taki facet nadal był sam, a przynajmniej tak jej się wydawało. Gdyby miał kobietę to zaraz by się pewnie o tym dowiedziała od Justyna albo Sylwii.  
  • No cześć siostra, w końcu dotarłaś. Byłem ciekaw ile czasu ci to zajmie odkąd dostałaś mojego esemesa. - Figła był śmiertelnie poważny, a nawet rozdrażniony. Po ostatniej kłótni z Judytą miał serdecznie dość i nie zamierzał się wdawać w następną. 
  • Ja ci dam w końcu dotarłaś. Ja chce wiedzieć dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu? Dzwoniłam do ciebie chyba z pięćdziesiąt razy... braciszku. 
  • No widzisz, a ja liczyłem na to, że to ty zaraz zadzwonisz jak tylko dostaniesz moją wiadomość. 
  • Aaaah przepraszam, zapomniałam, że jaśnie pan naczelnik nie ma czasu do mnie dzwonić ani odbierać połączeń, bo ciągle ma coś pilnego do załatwienia. Robota dosłownie ci się pali w rękach braciszku. 
  • Nie zaczynaj znowu - warknął na siostrę Figła. Mógłby ją udusić za te złośliwości. Już dawno zaczęło mu się ulewać. - Ile jeszcze będziesz się nade mną pastwić, że wziąłem stronę Rafała?! 
  • To jest mój syn do cholery i boję się o niego. Potrafisz to zrozumieć? - Nie chciała się na niego wydzierać, ale nie mogła pohamować gniewu. Rafał robił się dokładnie taki sam jak jego stryj i to ją doprowadzało do szewskiej pasji.  - Nie zapominaj, że ostatnio prawie zginął w tych waszych górach. 
  • Nie zamierzam się więcej z tobą o to kłócić. Twój syn jest dorosły i nie możemy mu niczego zabronić. Koniec tematu Judyta. - Popatrzył na siostrę z politowaniem. 
  • To się jeszcze okażę Łukasz, a teraz bądź tak łaskawy i zaprowadź mnie do Justyny - burknęła rozdrażniona Judyta. Nie cierpiała jego bezczelnych gadek i złośliwego uśmieszku. 
  • No dobra to idziemy, chodź. -  Powiedziawszy to Łukasz odwrócił się do niej plecami i zaczął wychodzić po schodach.  Ton jego głosu był szorstki. Czuł, że jeszcze jedno jej słowo i go trafi na miejscu. 
  • Mógłbyś być dla mnie bardziej wyrozumiały - marudziła idąc za nim.  
  • Naprawdę się staram siostrzyczko - powiedział nie odwracając się do niej. 
  • Byłeś chociaż na miejscu wypadku? - Judyta z trudem powstrzymywała się przed kolejnym wybuchem płaczu. Nie, nie teraz, nie może przecież cyrkować przy Łukaszu. Popłacze sobie, kiedy już będzie przy łóżku córki. Musi wytrzymać, choć żal dosłownie ją dławi i przygniata.
  • Był tam mój zastępca Zawada, to on kierował akcją. Ja miałem akurat wolne i zajmowałem się Dawidem z małą pomocą Kyni. Specjalnie wziąłem trzy dni urlopu, żeby Justyna mogła, choć na trochę się wyrwać z domu. Poszła z Zuberem. - Figła obdarzył Judytę ironicznym uśmiechem. - Justyną zajął się Zawisza, najlepiej jak potrafił. Nasz nowy ratownik i świetny spec od pierwszej pomocy. - Zatrzymali się przed głównym wejściem do budynku. Drzwi były rozsuwane. 
  • Ty i urlop od pogotowia? No nie Łukasz, błagam cię... - popatrzyła na niego tak jakby mu urosła druga głowa. Wierzyć jej się nie chciało, że jej zaharowany brat zna takie pojęcie jak urlop. Harówka owszem, ale urlop?  - W życiu w to nie uwierzę. 
  • Wierz sobie w co chcesz - powiedział i wszedł do środka, gdy drzwi się rozsunęły. Siostra szybko podążyła za nim. Od razu popędzili w kierunku wind. 
  • Chcesz powiedzieć, że całe trzy dni siedziałeś z młodym w domu? - Judyta nadal wpatrywała się w brata z niedowierzaniem. Czekali na windę. -  I co robiliście przez ten czas? 
  • Najlepiej zapytaj o to Dawida. On ci wszystko dokładnie opowie.  - Figła skrzyżował ręce na piersi. 
  • Zrobię to na pewno. Wsiadaj. - Wskazała ręką windę, która otworzyła się przed nimi niczym sezam przed Ali - babą. 
  • Potrafię się jeszcze zająć dzieciakiem - zapewnił ją Łukasz wsiadając za siostrą do pustej windy. Nacisnął trojkę, ponieważ neurologia znajdowała się na trzecim piętrze.  
  • Zakładam, że Dawid nie jest tak skomplikowany jak twoja nastoletnia córka - rzuciła do brata, kiedy kabina ruszyła do góry. 
  • No fakt, ten to po prostu anioł wcielony, ale jak tylko pojawiła się Wasiakowa zaraz urosły mu rogi i ogon. Myślałem, że się pod ziemię zapadnę jak jej pojechał, że jest nawiedzoną ograniczoną babą i że wywiozą ją na taczkach. Uciekła od nas prędzej niż diabeł przed święconką. - Mówiąc to Figła gapił się w sufit windy. 
  • Dawid powiedział coś takiego Wasiakowej? - Judyta była w szoku. W ogóle nie chciało jej się w to wierzyć, ponieważ nie od dziś wiedziała, że jej wnuk okropnie bał się Wasiakowej i zawsze się przed nią chował do kąta. 
  • Młody podsłuchał jak twój syn mówił coś takiego Jankowi.  Powiedział jej wprost, że to słowa wujka Rafała. 
  • No to pięknie. - Po tych słowach westchnęła głęboko, a zaraz potem dodała. - Ta baba jest całkowicie nieobliczalna. 
  • No właśnie. Nie chciałbym być w skórze Rafała jak go to babsko dopadnie - rzucił do siostry, gdy wysiadali z windy. Znaleźli się w korytarzu, który doprowadził ich do sporej wielkości holu. Musieli przejść cały, żeby dostać się na neurologię.  Po ostatnim remoncie piętra układ korytarzy trochę się zmienił. 
  • Mógłby uważać na to, co gada, zwłaszcza przy Dawidzie, który ma teraz fazę na powtarzanie wszystkiego, co usłyszy - zdenerwowała się Judyta. Coraz bardziej wkurzał ją ten niewyparzony jęzor Rafała. Tyle razy go prosiła i upominała, żeby nie przeklinał, a ten swoje. 
  • Też miałem kiedyś taki niewyparzony jęzor jak on. - Nie chciał się przyznawać siostrze, że też rzucił mięsem przy młodym, a on to powtórzył przy Wasiakowej z szerokim uśmiechem na ustach. Dopiero by mu nagadała. 
  • Powiedziałabym, że nadal jest niewyparzony, ale to pewnie tylko moje zdanie - skwitowała złośliwie Orzecka. Zatrzymała się przed drzwiami oddziału neurologicznego, które były zatrzaśnięte. Musieli zadzwonić do dyżurki, żeby im otworzyli.  
  • Nie śmiem się z tobą sprzeczać. - Sięgnął palcem do guzika przy szklanych drzwiach i zadzwonił. 
  • Powiedzieliście już młodemu co się stało Justysi? - Judyta zrobiła się jeszcze bardziej poważna. Bardzo martwiła się o swojego wnuka. Młody prawie nie rozstawał się z matką na dłużej niż pół dnia. Bała się, że dłuższa rozłąka z Justyną może go znów rozstroić nerwowo i sprawić, że odżyją dawne zaburzenia. Oby jak najszybciej się obudziła i wróciła do domu. 
  • Kynia mu powiedziała... wczoraj wieczorem. - Figła znów użył dzwonka na dyżurkę. - Podobno okropnie się przestraszył i dłuższą chwilę płakał, ale po rozmowie z Calvinem zaraz się uspokoił i zasnął. Anglik czuwał nad nim prawie całą noc. 
  • Calvin wrócił? - Ta wieść sprawiła, że jej serce przyspieszyło. Nikt poza nią i Bogiem nie wiedział jak ten facet na nią działa i lepiej żeby nikt nie rozszyfrował jej pragnień. Gdyby jej bliscy się dowiedzieli, że to z powodu silnego pociągu do Anglika rzuciła Jacka mogłoby się zrobić bardzo nieprzyjemnie. Ani Justyna ani Rafał by jej tego nie wybaczyli. Ona sama nie mogła sobie wybaczyć, że tak paskudnie obeszła się z Jackiem, który był naprawdę cudownym mężczyzną i zasługiwał na prawdziwą odwzajemnioną miłość. Tymczasem ona głupia kretynka narobiła mu nadziei i zostawiła z niczym, bo jak wściekła pragnęła Calvina, faceta, który absolutnie nie mógł być jej kochankiem z wiadomych powodów. Wolała żeby jej dawny ukochany nigdy się nie dowiedział, że ma słabość do Coultera, bo mógłby pomyśleć, że to właśnie przez Anglika z nim zerwała, a w żadnym razie nie chciała żeby coś takiego ich poróżniło. Cud, że Jacek się nie zorientował, że w trakcie ich zbliżeń i wspólnych kąpieli myślami była przy tym młodym seksownym wyspiarzu... To by go z pewnością dobiło. 
  • Na szczęście tak. - Łukasz uśmiechnął się do niej półgębkiem. - Żebyś ty wiedziała jak się młody Orzecki ucieszył jak zobaczył Calvina. Kynia mówi, że nawet Rafała tak nie ściskał.  
  • Cal wie jak z młodym rozmawiać, a prócz tego daje mu też poczucie bezpieczeństwa i okazuje mnóstwo zainteresowania. - Judyta była tak poruszona tym, co usłyszała od brata, że drżał jej głos kiedy mówiła.  Mimowolnie dotknęła włosów, które były mokre i w nieładzie. Musiała wyglądać okropnie, ale to ją teraz najmniej obchodziło. Póki, co najbardziej liczyli się dla niej córka i wnuk. - Dawid bardzo tego potrzebuje. Jest w tym wieku, że bezwzględnie wymaga męskiej ręki, a Justyna mu ojca nie zastąpi. 
  • No ileż można czekać aż otworzą te cholerne drzwi? - Zirytowany Figła zadzwonił jeszcze raz. Stali pod tymi drzwiami już przeszło pięć minut i nikt się nie odzywał. Ledwo to powiedział i zaraz z oddziału wyszedł  jakiś siwy, wysoki lekarz w towarzystwie młodej lekarki. Byli zajęci rozmową, ale przytrzymali im masywne szklane drzwi. - O dziękujemy bardzo.  
  • Patrz Łukasz, to nasz Janek  - powiedziała do brata Orzecka, gdy zauważyła Zubera idącego korytarzem. Szedł powoli przytrzymując się ściany i wyglądał strasznie mizernie. Na jego poszarzałej twarzy malowały się jednocześnie ból i przygnębienie. Ten widok okropnie zatrwożył Judytę. Pierwszy raz widziała Janka w tak złym stanie fizycznym i psychicznym. - Co mu jest na litość boską? Czemu on jest taki... załamany? 
  • Trzymasz się jakoś Jasiu? - spytał zmartwiony Figła kiedy do nich podszedł. On dobrze wiedział, co dolega Zuberowi, a przynajmniej się domyślał. Musieli mu już powiedzieć o Basi i wyglądało na to że się podłamał. 
  • Szefie... - zaczął Janek półgłosem. Był potwornie załamany i wcale nie zamierzał tego ukrywać. To czego się dowiedział o swojej ukochanej jeszcze bardziej mu dowaliło. Gdyby nagle ją stracił oznaczałoby to dla niego koniec wszystkiego, bo nie wyobrażał już sobie bez niej życia... - Rano był u mnie Jacek i.... powiedział mi o Basi. Ona nie... - Nie mógł dokończyć, bo głos mu się załamał. Gotów był się znów rozryczeć tak jak rano przy Jacku, który przyszedł mu przekazać tą straszną wieść. 
  • Co ci powiedział Jacek? Jasiu... - Orzecka poczuła jak łzy lecą jej po policzkach. Nie nadążała ich ścierać. 
  • Bardzo mi przykro Zuber... Naprawdę. - Łukasz przygarnął Janka do siebie i mocno uściskał. Musiał dodać otuchy temu biednemu załamanemu chłopakowi, który zupełnie nie przypominał tego dzielnego i opanowanego ratownika jakiego widywał na co dzień w pogotowiu. 
  • Boże Jasiu... co się stało? Co z twoją Basią? - dopytywała się Judyta. 
  • Basia walczy o życie... na intensywnej terapii - odpowiedział drżącym głosem Janek. - Jest po ciężkim wypadku i ma małe szanse na przeżycie...  Ona... ona już nawet samodzielnie nie oddycha. 
  • O Jezu... - Przerażona Judyta zakryła usta dłonią, a potem objęła stojącego obok niej Janka i przytuliła tak mocno jak potrafiła. Nie wiedziała co mu powiedzieć, jak go pocieszyć. Nawet nie próbowała sobie wyobrazić jak się musiał czuć w takiej sytuacji. Basia była dla niego wszystkim, zawsze mógł liczyć na jej ogromne wsparcie w ciężkich chwilach. 
  • Jeszcze Justyna... jak ona się nie obudzi to ja nie wiem, co ze sobą zrobię. - Zuber złapał się za głowę, która nagle go rozbolała. 
  • Nie mów tak kochany, obudzi się - zapewniała Zubera. - Musimy wierzyć, że będzie dobrze z nią i z twoją Basią. 
  • Judyta ma racje, tak będzie - oświadczył twardo Figła. 
  • Jezu ciocia... to moja wina, że Justyna jest w tym stanie i bardzo cię za to przepraszam. Była ze mną w tych górach, a ja się oddaliłem i naraziłem ją na niebezpieczeństwo. Gdyby nie Zawisza byłaby pewnie w dużo gorszym stanie... - Zuber nie mógł się uspokoić. Było mu tak potwornie ciężko na sercu, że z trudem mówił i oddychał. - Przepraszam. 
  • Janeczku kochany,  uspokój się. - Judyta nie przestawała tulić Zubera i głaskać po głowie. Serce chciało jej pęknąć, gdy pomyślała, że mógłby jeszcze bardziej cierpieć. Czasem miała wrażenie, że ma dwóch synów, a Janek był tym bardziej wdzięcznym, rozważniejszym. 
  • Przepraszam was, ale chyba wrócę już na swój oddział. Muszę się trochę przespać - zdecydował Janek. Miał ochotę zasnąć i już się nie obudzić. Męczyły go rozmowy o tym, co się stało, szczególnie z matką, która od razu spanikowała i nie dało się z nią normalnie gadać oraz to że wszyscy wokół zmuszali go do pozytywnego myślenia. Jak miał myśleć pozytywnie, kiedy Basia była tak bliska śmierci? To przecież wysiłek ponad jego siły. Lekarz, który operował jego ukochaną prof. Andrzej Kautner od razu pozbawił go wszelkich złudzeń, był człowiekiem, który nigdy nie mówił rodzinom pacjentów o cudach, bo w nie nie wierzył. Był przede wszystkim człowiekiem nauki i realistą. 
  • Łukasz weź go zaprowadź na ten oddział, bo jeszcze się biedak po drodze przewróci - poleciła bratu przybita Judyta. 
  • Dobrze, oczywiście. Chodź Janek - Figła natychmiast objął Janka ramieniem i powoli ruszyli do wyjścia.  
  • Na razie chłopaki - rzuciła za nimi i pomachała. 
  • Niedługo będę z powrotem Judyta. Idź do Justyny, leży w szesnastce. - Po tych słowach Figła opuścił oddział neurologiczny wraz z Zuberem, którego lekko podtrzymywał. 


  • Boże, za co to wszystko, za co nas tak każesz? - mówiła półszeptem przybita Orzecka. Szła powoli jasnym korytarzem i rozglądała się za salą numer 16, w której miała znaleźć swoją córkę. Nagle zobaczyła dziewczynę Rafała wychodzącą z pokoju znajdującego się visa vie dyżurki pielęgniarek i zawołała do niej. - Hej Kynia, poczekaj na mnie. - Wlokła się ponieważ była osłabiona, nie miała już siły chodzić w tych pieprzonych szpilkach. Najchętniej by je zdjęła i wywaliła do pierwszego napotkanego kosza. 
  • Co się dzieje Judyta, źle się czujesz? - Krysie zaniepokoił kiepski stan ducha Orzeckiej, która ledwo trzymała się na nogach. Góralka miała wrażenie, że Judyta zaraz upadnie, więc szybko podbiegła do kobiety i podtrzymała ją.  Idąc pod rękę zbliżyły się do drzwi od pokoju Justyny, które były na tyle szeroko uchylone, że mogły zobaczyć, co się dzieje w środku. 
  • Janek powiedział nam o Basi, Kyniuś...  jestem załamana. - Patrzyła na dziewczynę syna przez łzy. Od ostatniej akcji z Rafałem nie czuła się tak fatalnie jak teraz. Justyna w śpiączce, Janek w rozsypce, a Basia... Za dużo tego wszystkiego. 
  • Ja też, pół nocy przeryczałam z tego powodu. Gdyby nie to, że miałam obok siebie Rafała, który cały czas mnie tulił i pomoc Calvina przy młodym to bym chyba zwariowała. Zupełnie wymiękłam wczoraj. 
  • Jak to dobrze, że już wrócili. Z nimi zawsze raźniej. -  Poruszona Judyta przerzuciła spojrzenie na Anglika, który siedział przy łóżku Justyny pochylony nad jej głową. Coś jej szeptał do ucha i czule głaskał jej rozpuszczone włosy. Ten widok tak ją chwycił za serce, że aż się popłakała. Jej ukochana córka nareszcie miała przy sobie wspaniałego, troskliwego i cholernie mądrego faceta, który naprawdę kochał ją i Dawida. Oboje mogli na nim polegać w każdej sytuacji. Nic dziwnego, że Justyna zupełnie oszalała z miłości do tego mężczyzny. 
  • Tylko dzięki Calvinovi Dawid jakoś się trzyma. Nie wiem, co byśmy bez niego zrobili. - Kyni też się łamał głos. To czego doświadczyła do tej pory niesamowicie ją przygniotło. Nagle poczuła dziwne przejmujące zimno ogarniające jej ciało i musiała się prędko objąć ramionami. Normalnie trzepało nią z zimna jak przy wysokiej gorączce, chociaż miała na sobie ocieplaną marynarkę. Może się cholera zaziębiła przez tą pogodę i dopiero teraz ją brało. - A ty wiesz, że Cal powiedział tutejszej oddziałowej, że jest mężem Justyny? Musiał bo by go do niej nie wpuściła. Mnie i Janka z miejsca pogoniła, z racji tego, że nie jesteśmy rodziną. Służbistka pieprzona. 
  • I dobrze jej powiedział - pochwaliła go Judyta. -  Wy też mogliście naściemniać, że jesteście jej rodzeństwem. 
  • Zobacz jak on ją kocha, jaki jest dla niej cudowny... Oby zawsze byli szczęśliwi. - Patrzyła na parę przyjaciół z radością i wzruszeniem. Żeby tylko Justyna szybko się obudziła i mogła się cieszyć obecnością swoich dwóch najukochańszych mężczyzn. 
  • Przy Marcinie nigdy by nie była szczęśliwa... nie miałaby na to żadnych szans. - Starsza Orzecka wytarła wierzchem dłoni mokre oczy i policzki. 
  • Nic mi nie mów o tym draniu, bo go w końcu zabije. Normalnie zatłukę go siekierą Henia jak się zbliży do Dawida albo Justyny choćby na metr. - Na wspomnienie byłego faceta Justyny w góralce się zagotowało, natychmiast odżyły przeżycia z tamtej nocy, gdy w domu Orzeckich pojawił się ten zbir od Marcina  - zapewne jego kumpel od siedmiu boleści. 
  • Ślicznie dziś wyglądasz Kyniuś - oznajmiła Judyta i delikatnie się uśmiechnęła. Faktycznie dziewczyna Rafała wyglądała nad wyraz pięknie i zjawiskowo w ciemno - zielonej modnie rozkloszowanej sukience z dekoltem karo. Na ramiona miała zarzuconą elegancką brązową marynarkę zamszu, sięgającą za biodra, do tego czarne czółenka na lekkim obcasie, a w uszach kolczyki z diamencikami - wkrętki. 
  • Dziękuję, ty też super wyglądasz, nawet bez makijażu. - Była pod wrażeniem ubioru Judyty  - idealnie wykrojony i dopasowany beżowy kostium fantastycznie podkreślał jej figurę. Jak na swój wiek wyglądała dość młodo. Ciemne regularne rysy twarzy, zielone duże oczy i kształt ust budziły apetyty mężczyzn. Wcale się nie dziwiła Jackowi, że wciąż za nią szalał. Miała wielką nadzieję, że on i Judyta jeszcze się zejdą. Byłoby szkoda zmarnować tyle lat znajomości. 
  • Gdzie tam mnie do ciebie kochana. Jesteś młoda i piękna, a ja... stara, coraz bardziej zgorzkniała, zaczynam zapominać, że istnieje inne życie poza pracą. Najlepsze lata już dawno za mną Słoneczko. - Faktycznie tak się ostatnio czuła - wypompowana, zmęczona pracą i przytłoczona smutkami, a do tego jeszcze ta francowata menopauza - tak jej doskwierała, że nawet seks nie był już dla niej taki przyjemny jak kiedyś...  Może to kara za porzucenie i zranienie Jacka? Pewnie już nigdy z żadnym mężczyzną nie zazna tego samego, co zaznała kiedyś z Jackiem. Coraz mniej pragnęła nowych związków, nowych facetów, bo szybko stawali się jej obojętni. 
  • Wiesz co Judyta? Może wejdź teraz do Justyny, póki nie ma tej szurniętej oddziałowej, a ja muszę lecieć do łazienki. Pęcherz mnie wykańcza. - Góralka puściła Orzecką, która oparła się o ścianę i skierowała kroki w stronę toalety, która na jej szczęście była blisko.   
  • Dobrze kochana. - Powiedziawszy to Judyta otworzyła szerzej drzwi i po cichutku weszła do sali. Choć nie miała w sobie zbyt wiele siły przemogła się i pospieszyła w stronę łóżka Justyny, żeby jak nareszcie ją zobaczyć. Kiedy już przy nim stanęła uśmiechnęła się do córki pogrążonej w spokojnym głębokim śnie i delikatnie pogładziła jej czoło upstrzone fioletowymi siniakami, których musiała się nabawić podczas upadku. Brakowało jedynie ślicznego uśmiechu na jej pełnych malinowych ustach, ale Judyta wierzyła, że i on wkrótce się pojawi. - Córuś, jestem przy tobie. Obudź się kochanie, bo cię potrzebujemy.  -  Tak się skupiła na córce, że prawie całkiem zapomniała o obecności Anglika, który nagle podniósł głowę i spojrzał na nią zmrużonymi oczami jakby raziło go światło lampy. Jego duża zgrabna dłoń spoczywała na drobnej dłoni Justyny, a jego palce splecione były z jej palcami. Jak zwykle wyglądał bardzo seksownie w czarnym podkoszulku mocno przylegającym do ciała, z krótkimi rękawkami i dekoltem w serek. Doskonale opinał jego klatkę piersiową i podkreślały podkreślał walory budowy ciała. 
  • Oooo cześć Judyta. Dobrze, że już jesteś. Ona musi poczuć twoją obecność. - Calvin powitał ją jak zwykle ciepłym uśmiechem. Szybko zwolnił krzesło, żeby starsza Orzecka mogła usiąść przy córce. Zanim jednak odszedł od łóżka pocałował ukochaną w usta, krótko, lecz bardzo czule. Wiedział, że ona to czuje i zapamięta. - Pewnie chcesz przy niej posiedzieć. Zajmij moje miejsce, a ja sobie trochę postoję. - Poprawił włosy, które odrobinę się rozwichrzyły kiedy się pochylił. 
  • Nie trzeba słoneczko, dziękuję. Nic mi nie będzie jak chwilę postoję.  - Pokazała mu gestem dłoni, żeby z powrotem usiadł, ale Calvin wolał stać. - Tak się cieszę, że wróciłeś... Wszyscy się cieszymy, a Dawid chyba najbardziej. 
  • Obiecałem mu, że wrócę szybko, ale nie udało się... wszystko przez te pieprzone zawirowania w moim życiu. - Spoważniał i posmutniał. Mocno zacisnął dłonie na poręczy łóżka - tak mocno, że aż poczuł ból - ten fizyczny był o niebo lepszy od bólu duszy, który czasem go trawił nocami. Miał kiedyś pacjentów (dorosłych),  którzy się okaleczali, żeby sobie ulżyć, bo nie wytrzymywali cierpienia psychicznego. Na szczęście jemu to na razie nie groziło. Wolałby jednak zapomnieć o ostatnim pobycie w Wielkiej Brytanii. -  Znalazło się kilka osób, które bardzo chciały żeby mi się jeszcze bardziej skomplikowało.  
  • Słyszałam, że cudownie się troszczysz o moje dwa skarby. - Judytę niezwykle poruszyło to co usłyszała od Anglika, jego szczerość była rozbrajająca jak zawsze. Wysiliła się na szeroki, ciepły uśmiech, na który zdecydowanie zasłużył za to co robił dla jej najbliższych. Rzadko spotykała na swojej drodze młodych mężczyzn pokroju Coultera albo Janka, którzy mieli w sobie jednocześnie tyle dobra i łagodności, a oprócz tego dobrze poukładane w głowie. Obaj byli pozbawieni egoizmu i typowej męskiej pychy, której ona u facetów zwyczajnie nie trawiła. -  Dziękuję ci za wszystko, co dla nas zrobiłeś Cal. Moje dzieci naprawdę mają wielkie szczęście, że cię spotkały. 
  • Raczej odwrotnie. To ja mam szczęście, że ich spotkałem. - Calvin podniósł głowę, spojrzał na matkę Orzeckich i znów się uśmiechnął. Nie przestawał gładzić dłoni Justyny, w końcu musnął ją wargami. - I w ogóle was wszystkich. Dziękuję, że przyjęliście mnie jak swojego. 
  • Kochany, u nas w górach to zupełnie normalne. - Mówiła ciepłym, pełnym entuzjazmu głosem. - Wprawdzie ja, Rafał i Justyna jesteśmy rodowitymi Krakusami, ale i tak płynie w nas góralska krew jak u reszty rodzinki. 
  • Justyna mówi, że jej braciszek całkowicie wdał się w swojego dziadka. - Mówiąc to patrzył z czułością na swoją piękną śpiącą Krakuskę. Nie mógł się już doczekać chwili, gdy otworzy oczy i na niego spojrzy. Tak bardzo tęsknił za jej cudownymi, zielonymi źrenicami, smakiem warg i czułością dotyków. Tam nad jeziorem, gdzie pierwszy raz się całowali ogarnęła ich taka namiętność, że całkiem odlecieli oszołomieni mocą swoich wzajemnych pragnień. To chwilowe szaleństwo, któremu wówczas ulegli i które mogli przedłużać w nieskończoność przyprawiło ich o niemały zawrót głowy.  Było to najbardziej intymne doznanie, jakiego kiedykolwiek doświadczył z kobietą. Pocałunki i pieszczoty zawsze były dla niego najpiękniejszą formą okazywania uczuć, wyrażały dużo więcej niż słowa.   
  • Trochę w dziadka, trochę w Łukasza. Taka wybuchowa mieszanka w sumie. - Teraz Judyta popatrzyła na córkę. Nie szczędziła jej czułości, chciała żeby Justyna wiedziała, że jej mama też przy niej czuwa. 
  • Jak go poznałem to od razu wiedziałem, że Krakus ma coś z górala, gdyż poza nim żaden inny Polak tak nie dokazywał na komendzie - oznajmił rozbawiony Calvin. - Tamci dwaj warszawiacy  którzy robią w archiwach Marcin i Paweł zwykle oponowali kiedy szef nazywał twojego syna góralem.  W końcu komendant się wkurzył i ostro im przygadał. Od tamtej pory nie dyskutowali z nim na temat tego, czy Rafał jest góralem czy nie. Nic nikomu do tego jak szef na niego woła. 
  • Z doświadczenia wiem, że z szefem się nie dyskutuje, bo szef zawsze ma racje, nawet jeśli ty uważasz, że jej nie ma. - Judyta mrugnęła do Calvina okiem. 
  • Coś czuje, że szefowi będzie bardzo brakowało Rafała. Z nas wszystkich to chyba tylko jego lubił, a całą resztę ledwie tolerował. Jak przyszliśmy mu powiedzieć, że odchodzimy z komendy to najbardziej pojechał właśnie po Krakusku. Takiej kwiecistej wiązanki, jaką wtedy usłyszał z ust naszego kochanego komendanta to już chyba nigdy od nikogo nie uświadczy. Gwarantuje ci. 
  • A tobie biedaku poskąpił wiązanki? - Skrzyżowała ręce na piersi i udawała zmartwioną. 
  • Mnie od razu dał krzyżyk na drogę, nie musiałem się nawet specjalnie trudzić... Dosłownie Judyta, facet wstał z fotela, zrobił ręką znak krzyża, a potem spojrzał na mnie tak, że już wiedziałem, że mam spierdalać z jego gabinetu i to najlepiej w podskokach.  Przepraszam za wyrażenie, ale u nas takie klimaty były na porządku dziennym. 
  • O Jezu, jakie to oryginalne. Doprawdy. - Mówiąc to patrzyła na niego z ogromnym zachwytem, którego nie szło powściągnąć za  żadne skarby. Za nic nie mogła oderwać wzroku od tych jego dużych niebieskich pełnych czułości i rozbawienia oczu - zwyczajnie tonęła w ich głębi za każdym razem, gdy ich spojrzenia się spotykały... Boże, chyba powinna zacząć unikać tego mężczyzny zanim zabrnie w coś, z czego już nie da się odkręcić. Zbyt wielką miała do niego słabość i naprawdę niewiele brakowało do tego, żeby się w nim zakochała. 
  • Miałem ci mówić, że pięknie dziś wyglądasz Judyta. - Nie mógł jej poskąpić komplementu, gdyż faktycznie robiła wrażenie i doskonale rozumiał wielkie zafascynowanie Jacka, ale dla niego najpiękniejszą i najwspanialszą kobietą na świecie była jej córka - to ją kochał i jej pragnął.
  •  Dziękuję ci... to naprawdę miły komplement. -  Judyta była lekko zmieszana.  Zupełnie nie spodziewała się takich słów z ust Calvina. To naprawdę ogromny komplement. Mało brakowało, a spłonęłaby jak nastolatka
  • A co tu się do jasnej wyprawia? Co to za posiadówka?  - zapytała szorstko siostra oddziałowa, która niespodziewanie wparowała do sali by przywołać ich do porządku. Była wysoką, tęgą brunetką w wieku 56 - ciu  o szarej ziemistej twarzy z wystającym podwójnym podbródkiem. Małe oczka ciskające błyskawice oraz grube czarne brwi sprawiały, że budziła postrach zarówno pośród personelu jak i odwiedzających. Ciemne włosy ściągnięte były w koka i starannie upięte na czubku głowy. - Kim pani jest dla pacjentki? 
  • Jestem jej matką  - wyjaśniła szybko matka Justyny. Zdawała się być lekko zmieszana ostrą reakcją pielęgniarki . - Nazywam się Judyta Orzecka. 
  • Aha, w takim razie pani sobie tu chwilkę posiedzi, a tego pana poproszę o wyjście na korytarz - rzuciła do nich tonem nieznoszącym sprzeciwu. 
  • Naprawdę muszę wyjść? - Calvin popatrzył na pielęgniarkę błagalnie licząc, że ta sztuczka pomoże, ale się przeliczył i to srogo. Kobieta przeszyła go lodowatym spojrzeniem i tupnęła nogą chcąc mu pokazać jaka jest groźna. Cud, że go od razu nie chwyciła za łachy i nie wywaliła z pokoju. Oj przydałby im się teraz Łukasz ze swoim zniewalającym uśmieszkiem i szerokimi znajomościami. Jego sztuczki działały zapewne na wszystkie oddziałowe w tym szpitalu. Miał facet sposób na kobiety, trzeba było mu to przyznać. 
  • Musi pan, na sali może przebywać tylko jedna osoba odwiedzająca i koniec. - Ton oddziałowej był jeszcze bardziej nieprzyjemny. - Mamy tu pewne zasady proszę pana.  
  • No dobra, niech pani będzie. - Niezadowolony Coulter sięgnął po swoją skórzaną kurtkę zawieszoną na oparciu krzesła, a następnie pochylił się nad Justyną, żeby ją pocałować. Oczywiście przeciągał to całowanie ile się dało - nie mógł być już chyba bardziej złośliwy. Przerwał dopiero, gdy pielęgniarka zaczęła nerwowo chrząkać. - Co pani taka zła jak osa? Musiałem się porządnie pożegnać z żoną. Pewnie jej już dziś nie zobaczę - powiedział do oddziałowej, którą właśnie mijał w drodze do drzwi wyjściowych. W końcu mrugnął do niej okiem filuternie. 
  • Niech pan sobie nie myśli, że mnie zmiękczą te pana urokliwe spojrzenia i inne fiku myku. Już tu dziś był taki jeden czarodziej i też mu nie wyszło. - Szefowa pielęgniarek wymierzyła w niego palec wskazujący. Żaden facet nie był w stanie jej zmiękczyć, nawet Ordynator Raczek. 
  • O rety, chyba nawet wiem kto. - Calvin wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Judytą, a ta od razu się domyśliła, że chodzi o jej brata i zaczęła się śmiać pod nosem. Doskonale wiedziała, że Łukasz lubi czarować pielęgniarki i w ten sposób egzekwować różne rzeczy. 
  • Żegnam pana! - warknęła na Calvina pielęgniarka i wskazała palcem drzwi. Jej cierpliwość do tego faceta już dawno się wyczerpała. Wyjątkowo działał jej na nerwy. Tak samo ten cały naczelnik pogotowia górskiego, Łukasz Figła. Paskudny impertynent z niego. 
  • Ale zaraz, siostro, Calvin jako mąż ma chyba prawo być przy niej cały czas - zaoponowała wkurzona Judyta. Nie mogła pozwolić, żeby ta wredna baba go wykurzyła. Justyna na pewno będzie chciała go zobaczyć, gdy się obudzi, a on tylko na to czekał.  - Dopiero niedawno się pobrali. 
  • Mąż się już nasiedział przy niej za wszystkie czasy proszę pani, a jak trochę potęskni to mu się nic strasznego nie stanie. Poza tym chyba nie muszę pani, kobiecie doświadczonej życiem tłumaczyć tego, że jak się chłop natęskni i wypości to potem seks jest dużo lepszy. Wiem co mówię kochaniutka... Z trzema mężami to przerabiałam. 
  • Pani tak na serio z tym postem od seksu czy tylko tak straszy? - zapytał ubawiony Anglik i zaczął się śmiać na całego. - Jeśli o mnie chodzi to już się napościłem wystarczająco i nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam. W tęsknieniu też mam niezłą zaprawę. 
  • Wyjdzie pan wreszcie na ten korytarz czy mam wzywać ordynatora i ochronę? - ponagliła go zirytowana oddziałowa. 
  • Okej, już mnie nie ma - powiedział Coulter i natychmiast opuścił sale. Nadal dzierżył w dłoniach kurtkę.  
  • Nie ma pani serca dla niego. On... - Nie dokończyła, ponieważ oddziałowa weszła jej zdanie. 
  • Wystarczy, że pani ma - skwitowała złośliwie pielęgniarka. - Czy córka wie, że robi pani maślane oczka do jej faceta? Oooo niech pani nie udaje, że nie wie o czym mówię. Wiem, co zobaczyłam jak tu weszłam. Prawie go pani pożerała wzrokiem. 
  • Jak pani śmie tak mówić?! - wkurzyła się starsza Orzecka. Jej twarz płonęła od gniewu.
  • Wie pani co? Generalnie nie widzę nic dziwnego w tym, że lubi pani młodych seksownych, pełnych energii facetów takich jak ten czaruś, co go przed chwilą stąd wypędziłam. To całkiem normalne, moja starsza siostra też leci na dużo młodszych. - Po tych słowach teatralnie zniżyła głos do szeptu. - Ale żeby zaraz wyrywać swojego zięcia? Przesada. 
  • Czy pani już całkiem zwariowała? - W Judycie dosłownie się gotowało. Miała nadzieje, że Justyna tego nie słyszała. Kynie by chyba trafiło jakby się dowiedziała, że nie przestała marzyć o facecie własnej córki. 
  • No no, tylko bez obelg kochaniutka. - Oddziałowa pogroziła Judycie palcem. 
  • To pani mnie obraża i na pewno zgłoszę to dyrekcji - zagroziła jej wściekła Judyta. 
  • Halo, co jest grane, co to za krzyki?  - zapytał Łukasz, który niespodziewanie zaglądnął do pokoju Justyny. Z miejsca obrzucił Judytę i stojącą obok niej siostrę oddziałową spojrzeniem pełnym konsternacji. Próbował zrozumieć, o co im poszło. - Oooj pani Celino, coś mi się zdaje, że znowu pani kogoś terroryzuje.  
  • Co pan powiedział panie Łukaszu? Że niby ja tu kogoś terroryzuje? - Oddziałowa zrobiła się czerwona na twarzy, wręcz gotowała się ze złości. Miała ogromną ochotę dać temu Figle po łbie, tak żeby ją popamiętał na zawsze. Kolejny raz tego dnia wyprowadził ją z równowagi swoimi durnymi gadkami. - Niech szlag trafi. 
  • A co, może nie? - Figła uśmiechnął się kpiąco do pani Celiny, po czym zerknął na stojącego za jego plecami Anglika i pokręcił głową.  - Do pani to lepiej bez wideł i dzidy nie podchodzić. 
  • Chryste Łukasz... aleś teraz przywalił. - Calvin starał się zachować powagę i nie roześmiać się na głos, co było w tej sytuacji cholernie trudne. Brat Judyty faktycznie potrafił nieźle lawirować na granicy, jeśli chodziło o relacje z kobietami. W życiu by go nie nie podejrzewał o takie igranie z ogniem. On sam z własnego doświadczenia wiedział, że nie z każdą kobietą można tak wojować. 
  • Coś podobnego! Niech pan lepiej uważa naczelniku, żeby ordynator Raczek nie sterroryzował pana, bo wówczas skończy się na tym, że więcej pan na ten oddział nie wejdzie! - rzuciła do Łukasza rozłoszczona Celina. - A teraz jazda stąd, pókim jeszcze dobra. Natychmiast.  Nie mam ochoty więcej pana oglądać. 
  • Słyszysz braciszku? Zwijaj się stąd, bo nie mam zamiaru cię potem odwiedzać na chirurgii. - Judyta obdarzyła brata surowym spojrzeniem. Niepotrzebnie się wtrącał do jej sporu z Celiną. Sama by sobie poradziła.  
  • Zatem żegnam panią i życzę miłego popołudnia. I proszę pamiętać, że co złego to nie ja.  - Łukasz skłonił głowę na pożegnanie i prędko się wycofał z pokoju na korytarz, a potem rzucił do Anglika na odchodnym. - Będę u Janka, Calvin. Jakby coś się zmieniło u naszej Justyny to zaraz dajcie mi znać. 
  • Jasne Łukasz, do zobaczenia - powiedział Calvin i zerknął na zegarek. Było dokładnie piętnaście po drugiej. Trochę go mdliło z głodu, bo od rana niewiele zjadł. Kiedy rano wstał w ogóle nie miał apetytu, więc wsunął tylko kromeczkę i to było całe jego śniadanie.  Dawid też nie chciał jeść, zostawił więcej niż pół miski owsianki. Chciał jechać z nim i z Kynią do szpitala zobaczyć swoją mamę, ale nie było to możliwe, ponieważ miał kaszel i gorączkował, musieli znów zamówić wizytę lekarza w domu.  Anglik potrzebował sporo czasu, żeby uspokoić synka Justyny i wytłumaczyć mu, że chory nie będzie mógł wejść do mamy. Nie było to łatwe ani dla Dawida ani dla niego, który doskonale go rozumiał, bo sam miał podobne doświadczenia w dzieciństwie. 
  • Calvin widziałeś, gdzieś Kynie? - spytała zaniepokojona Judyta. Wyszła do niego na korytarz, ponieważ pielęgniarka wyprosiła ją na moment z pokoju - musiała zająć się pacjentką, założyć nową kroplówkę, podać leki. - Poszła do łazienki, zanim weszłam do Justyny, więc powinna już dawno wyjść.  Mam nadzieję, że nic jej nie jest.  
  • Mogę się przejść po oddziale i rozejrzeć za nią. Może gdzieś usiadła i zasnęła, jest przecież cholernie niewyspana. Nie zdziwiłbym się gdyby tak było. - Zaniepokojony nagłym zniknięciem góralki Brytyjczyk odczuwał silną potrzebę szybkiego działania. Musiał przynajmniej spróbować zapobiec kolejnemu nieszczęściu. Tak jak Judyta nie widział Kyni, odkąd wyszła z pokoju przyjaciółki. Zamierzał sprawdzić, czy nie ma jej czasem w świetlicy, która znajdowała się tuż przy wyjściu z oddziału pod numerem 2, po lewej stronie korytarza. Zapamiętał, że była tam wygodna sofa, na której mogłaby się wyłożyć. 
  • To ja sprawdzę czy nie ma jej w tej łazience - oświadczyła Judyta i nie zwlekając ruszyła na poszukiwania, jednak zanim dotarła do celu dziewczyna Rafała zdążyła już wyjść z łazienki i spotkały się przy drzwiach. Od razu zawołała Calvina, żeby się wrócił. 
  • Przepraszam, że wam napędziłam stracha, ale... - Kynia przesunęła się trochę w lewo i oparła plecami o ścianę, żeby nie upaść, bo nogi miała jak z waty. Jej twarz była biała jak ściana, oczy zaczerwienione, a ona nadal trzęsła się jak osika. - Normalnie nie mogłam wyjść z kibla, bo ciągle rzygałam. Koszmar. 
  • Oj Kyniuś, chyba cię bierze jakieś choróbsko. Ledwie na nogach stoisz. - Judyta przyłożyła jej do czoła swoją dłoń, żeby sprawdzić czy nie ma gorączki, ale okazało się chłodne. - Trzeba będzie postawić bańki, żeby się szybko pozbyć cholerstwa.  
  • Możliwe, że złapałaś coś od Dawida, on też od rana kaszle i smarka - odezwał się zdyszany Anglik, który przed momentem do nich dołączył. 
  • Ale kochani ja... ja nie jestem chora - zaprzeczyła Krysia i od razu się zarumieniła jak nastolatka, którą dorośli przyłapali na całowaniu z chłopakiem. - Jestem w ciąży. Czujecie bluesa? 
  • W ciąży... ? - powtórzyła za nią podniecona Judyta. Już się cieszyła na kolejne wnuczątko. - Skąd wiesz, że jesteś w ciąży? Robiłaś już test kochanie? 
  • Tak Judyta, jestem w ciąży? Na sto procent. - Sięgnęła do kieszeni marynarki po test i podała go przyszłej babci. W okienku na białym tle jawiły się dwie wyraźnie czerwone kreski.  - Widzisz? 
  • Boże... to cudownie - zachwycała się Judyta. Jej twarz jeszcze bardziej się rozpromieniła ze szczęścia. Ta wspaniała wiadomość sprawiła, że jej biedne zbolałe, choć serce na chwilę zaznało ukojenia. Jej ukochany synek w końcu będzie miał dziecko, niesamowite! 
  • Ooooo kurde Kynia, aleeee super, gratuluje wam!  - ucieszył się Anglik. Szeroki uśmiech znów rozpromienił jego twarz. To była pierwsza miła wiadomość tego dnia. Postanowił mocno uściskać lekko zszokowaną i wystraszoną góralkę. On też był zszokowany, kiedy Lucy mu oznajmiła, że będzie ojcem, a później oszalał ze szczęścia, kiedy urodziła im się Connie. Czy byłby w stanie zdecydować się na kolejne dziecko, tym razem z Justyną, po tym jak stracił swoją najdroższą na świecie córeczkę? Kolejne takiej straty by już nie zniósł... Póki co bał się nawet pomyśleć o tym, że pewnego razu jego ukochana Krakuska zwyczajnie zapyta czy chce mieć z nią dziecko.  A może wcale tego nie chce. 
  • No zobaczymy czy przyszły tatuś się ucieszy. - Powiedziawszy to Kynia rozryczała się na dobre. Z jednej strony mocno ją to oszołomiło, a z drugiej wciąż nie dowierzała, że będzie miała dziecko z Rafałem... Może nie powinna się niczego obawiać, bo w końcu wierzyła w jego miłość i w to, że potrafi być dojrzałym i odpowiedzialnym za swoje czyny facetem. Trudno się w sumie dziwić takiemu młodemu mężczyźnie, jeśli się odrobinę wystraszy tego co ich czeka za dziewięć miesięcy, ona sama się tego bała. Dopóki małe się nie urodzi będą mogli do woli cieszyć się sobą i częstym seksem, który nie grozi kolejną ciążą. Justyna nieraz mówiła, że takie są plusy bycia w ciąży jak się ma fajnego kochającego mężczyznę. O minusach prawie nie wspominała. 
  • Niech spróbuje się nie ucieszyć to mu tak skopie dupę, że się nie pozbiera do następnej Wielkanocy - zapewnił Coulter, którego również ogarnęło wielkie wzruszenie.  - Nie martw się Kynia, zapewniam cię, że będziemy go wszyscy ogarniać, gdyby mu przyszło do głowy stchórzyć i nawiać. Jak naważył piwa to musi go teraz wypić. 
  • Dzięki Cal, jesteś naprawdę kochany. - Kynia popatrzyła na niego przez łzy. Świadomość, że w razie jakichkolwiek problemów  Anglik ogarnie Krakusa była bardzo budująca. Nikt poza nim nie potrafił postawić Rafała do pionu, taka była prawda. - W sumie oboje naważyliśmy tego piwa. Za mało ostrożności. 
  • Za mało ostrożności? Kynia... Tak naprawdę nie ma skuteczniejszego środka antykoncepcyjnego niż całkowita abstynencja. Wszystkie inne środki dają jedynie 99 % gwarancji.
  • Niestety masz sto procent racji - zgodziła się z nim góralka. 
  • Czasem wolałbym jej nie mieć wcale. Wierz mi. - Calvin przestąpił z nogi na nogę. Nagle zabrzęczał telefon w jego kieszeni w jeansach. Wyjął go szybko i zerknął na ekran. Przyszła wiadomość od Rafała, którą przekazał Judycie, ponieważ jej dotyczyła. - Słuchaj Judyta, twój syn napisał, że Dawid chce żebyś do niego jak najszybciej przyjechała. Już od godziny stoi w oknie, nie chce przyjąć leków ani nic zjeść. Dopóki się nie zjawisz strajk głodowy będzie trwał. A teraz uwaga czytam kolejnego esemesa. Nie wysyłajcie negocjatora, to nic nie da. Podpisano Dawid Orzecki  - Gdy skończył czytać wiadomości od Krakusa spojrzał na swoje towarzyszki i znów się roześmiał.  - No pięknie, to się nazywa wymuszenie. 
  • Nie wytrzymam - oświadczyła góralka i parsknęła śmiechem. 
  • Ciekawe skąd oni wiedzą, że już przyleciałam? - Judyta też była nieźle ubawiona smsem od Krakusem i pomysłami wnuka. Był najbardziej błyskotliwym pięciolatkiem na świecie. 
  • Pewnie od Łukasza - powiedziała Kynia. 
  • No dobrze Calvin, napisz proszę Rafałowi, że zaraz do niego zadzwonię - poprosiła Judyta i zanurzyła dłoń w torebce. Jak zawsze miała problem ze znalezieniem komórki. Po trzech minutach intensywnego grzebania w torebce w końcu znalazła swój telefon. Prędko wyszukała numer syn i przyłożyła telefon do ucha. W oczekiwaniu na połączenie oznajmiła Kyni i Calvinovi, że zaraz wraca i ruszyła przed siebie żwawym krokiem.  
  • Założę się, że pewnie już ze sto razy za nią wydzwaniali - odezwała się dziewczyna Krakusa. Patrzyła za oddalającą się matką Orzeckich. Była ciekawa czy wytrzyma i nie wypapla od razu synowi, że za dziewięć mieszków będą mieli cudownego brzdąca. Sama chciała mu to przekazać. 
  • Znając młodego to pewnie tak - Calvin schował ręce do kieszeni w dżinsach. Nie przestawał się uśmiechać. Jego też Dawid potrafił rozbawić, czasem nawet do łez. - Nie odpuści babci za nic w świecie. 
  • Panie Coulter... żona się obudziła i chce, żeby pan do niej przyszedł - zwróciła się do niego oddziałowa, która nagle pojawiła się w otwartych drzwiach. Ton jej głosu był dziwnie ciepły i łagodny, a nie szorstki jak przedtem. Mogło się wydawać, że mówi do niego zupełnie inna osoba. - Proszę do niej iść, a ja lecę po doktora Walczyka. Musi dokładnie zbadać panią Justynę. 
  • Co pani mówi? - Anglik nie był pewny czy to co słyszy faktycznie jest prawdą czy tylko mu się śni, więc stał przed tą kobietą niczym słup soli i głupio się na nią gapił zamiast lecieć od do swojej ukochanej. - Justyna się obudziła? Niemożliwe. 
  • Leć do niej Angliku, prędziutko - ponagliła go uradowana Kynia. Natychmiast poczuła się lepiej, momentalnie zapomniała o swoich paskudnych dolegliwościach.  Nagle uwierzyła, że jeszcze będzie dobrze. Może Basi też się poprawi... Musi!  Musi przeżyć dla Zubera, a także dla swoich dwóch przyjaciółek. - No leć! 
  • Lecę - powiedział uszczęśliwiony Coulter i wpadł do pokoju Krakuski niczym torpeda. 

Dziękuję Wam serdecznie za odwiedziny, komentarze :) Bardzo się cieszę że Jesteście 

Miłej lektury, mam nadzieję, że ten odcinek trochę lżejszy. 

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet Drogie Blogerki.



40 komentarzy:

  1. Świetny fragment Kasiu :-) . Czekam na dalszy ciąg i życzę wszystkiego, co najlepsze w Twym dniu ;-). My obchodziliśmy wczoraj. Ja w kwietniu powalczę o wydanie "Wielkiego Oczekiwania" w systemie Ridero, lub innym ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziekuje za zyczenia i za wizyte. Fajnie miec takiego Czytelnika. Pozdrawiam Cie serdecznie

      Usuń
  2. Kasiu, ile siły trzeba mieć, by udźwignąć te wszystkie zdarzenia i emocje!
    Wyobrażam sobie, ile Ciebie samą kosztuje pisanie kolejnych rozdziałów...
    Kobiety są silne, wszystkiego dobrego w Dniu kobiet!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Asienko, czasem faktycznie ciezko pisac. Tyle emocji ze mnie wychodzi przy pisaniu ze hej. I nawet poplacze sobie z Kynia i z Dawidem. Dziekuje ze Jestes, sciskam

      Usuń
  3. No, na koniec dobra wiadomośc! Aż się usmiechnełam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milo ze przywolalam usmiech Kochana. O to chodzi. Fajnie jak czasem za.chmur wyjrzy slonce. Dziekuje ze wpadasz i za twoj czas. Pozdrawiam Cie

      Usuń
  4. Ciąża to poważny moment :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj na pewno zmienia cale zycie czlowieka Kingo :) Bardzo dziekuje za wizyte i komentarz. Pozdrawiam Cie

      Usuń
  5. Dzieki za zyczenia i rowniez wszystkiego najlepszego 🌷

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje bardzo Labores, pozdrawiam najserdeczniej

      Usuń
  6. Jejku, jak dobrze, że jest dobrze 🌞🌞🌞 Świetnie mi się czytało, dziękuję Kasiu. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziekuje Aniu za.twoj cenny czas i ciesze sie ze dobrze sie czytalo. Pozdrawiam Cie

      Usuń
  7. Czekałam i się doczekałam. Pięknie piszesz. Tyle w Twojej opowieści ciepła i emocji.
    Tak przyjemnie i wciągająco się czyta. I pisz jak najszybciej i dużo. Serdecznie pozdrawiam. Jola Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje bardzo Jolu, za wizyte i cieple slowa. Sciskam moooocnooo :)

      Usuń
  8. Liczyłem, że się pojawi - no i pojawiło się światełko w tunelu :)
    Mam nadzieję, że to dopiero początek dobrych wiadomości, choć czytając Twoją opowieść wiem, że emocji w kolejnych rozdziałach, delikatnie mówiąc... nie zabraknie ;)

    Miłego dnia!
    Ps. Ta pani oddziałowa... to hmm... intrygująca osoba ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to w.zyciu Kochany Kolego, raz na wozie raz pod wozem. Oddzialowa daje popalic panom :) Dziekuje za wizyte Deep pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  9. Pulp Fiction to też mój numer jeden Tarantino. Ale to ze względu na to, że dopiero nadrabiam zaległości filmowe od tego reżysera. :)

    Ja to tak jak napisałem, za drugim razem ,,Bohemian Rhaposdy" jakoś mniej mnie wkręcił w fabułę. Do tego Rami Malek grający Freddiego denerwował mnie jakoś. Za pierwszym razem jakoś się przyzwyczaiłem i w połowie filmu mniej więcej było już OK w odbiorze. Może za trzecim razem odrzuci mnie zupełnie ten film? :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Piotrus. Pulp fiction totalnie wymiotlo. Super fabula i obsada. Krew sie leje obficie jak wszedzie, ale ujdzie. Tego filmu o Queen wiecej nie ogladam bo mnie rozdraznil jak cholera. Dziekuje i pozdrawiam

      Usuń
  10. Mam powieść nową do przeczytania na weekend. Kasiu super i jestem pod wrażeniem. Serdeczności <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sie ciesze. Dziekuje ze wpadlas Gratiano. Pozdrawiam Cie Kochana

      Usuń
  11. O! Zdecydowanie radośniejszy rozdział od poprzedniego. I na dodatek Kynia w ciąży. Cieszę się bardzo ich szczęściem. Dużo się tu u Ciebie dzieje, jak zawsze :) Świetnie się czyta, choć muszę przyznać, że momentami się trochę gubię, tak bogato i treściwie wszystko opisujesz. Idziesz jak burza. Tylko tak dalej. Uściskam mocno. Wszelkiej pomyślności :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziekuje Lutano :) tez sie gubie czasem, bo z rozpedu napisze i musze potem rozne rzeczy poprawiac. Staram sie pisac wciagajaco. Milo czytac ze wszyscy zachwyceni. Dziekuje i pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  12. Witaj przedwiosennie Kasiu
    Tak, dobrze że jest radośniej.
    Pozdrawiam oczekiwaniem na Panią Wiosnę i nie tylko.... 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzekuje Ismenko. Dzis bylo bardzo przyjemnie. Az sie chcialo wyjsc z domu bo ostatnio to ciezko. Zle sie czulam. Dziekuje ze Jestes. Sciskam

      Usuń
    2. Kasiu, korzystaj z pięknej pogody. Zdrowia i sił zyczę.
      Pozdrawiam nadzieją na słoneczną, pachnącą kwiatami majówkę

      Usuń
  13. Hmmm... Ten Calvin to nawet niezły gość, chociaż na początku nie wzbudzał mojej sympatii. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Calvina nie lubilas? Czemu? No ok rozumiem, kazdy ma swoje typy :) choc to Rafal mogl sie wydawac burakiem z poczatku. Dziekuje Karolciu, trzymaj sie cieplutko Kochana

      Usuń
    2. No właśnie dla mnie Calvin był takim kolorowym ptakiem. Ale z czasem wzbudzał we mnie coraz bardziej pozytywne uczucia :)

      Usuń
  14. Na szczęście dobrze się cała historia skończyła (przynajmniej jak dotąd). A siostra oddziałowa rządzi 😁.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca bo dziewczyna Janka wciąż w złym stanie po wypadku. Dziekuję Ci bardzo Marcinie za odwiedziny :) Oddziałowa jeszcze pewnie nieraz skarci Łukasza :) Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  15. no Kochana! dałaś czadu! :) uwagi pozostawię dla siebie, ale coś mi się wydaje, że będę musiała nadrobic całość :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale uwagi odnosnie fabuly czy stylu czy bluzg? 😁 Nie strasz.
      Dzieki za odwiedziny, pozdrawiam

      Usuń
  16. To ja pozostawię tradycyjne: Pisz Mała, pisz...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki Kochana dzieki, ale powiedzialabys chociaz kogo najbardziej lubisz z bohaterow i czemu? Pozdrawiam serdecznie Ciebie i rodzinke

      Usuń
  17. Droga Kasiu!
    Niech Twój koszyczek Wielkanocny będzie pełen Radości, Szczęścia i Pokoju.
    Teraz i na zawsze.
    Wesołych Świąt Wielkanocnych!
    Pozdrawiam świątecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kochana!
    Masz grono wiernych wielbicieli czytających Twoje opowiadania📖😀
    Pozdrawiam miło🍀💚🌼🍓🍒☕😊🍰

    OdpowiedzUsuń
  19. Zrobiło mi się autentycznie smutno z powodu sytuacji Justyny i Basi. Zżyłam się już z bohaterami i przykro mi, że są w złym stanie...
    Ale na szczęście Justyna się obudziła!
    W końcu mogą żyć z Anglikiem długo i szczęśliwie :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sytuacja niewesoła. Z Justyną już lepiej. Szkoda mi też Zubera... Co on zrobi bez Basi? Jeszcze nie wiem jak to rozwiążę.

      Bardzo Ci dziękuję za czas poświęcony na lekturę Karolinko. I komentarze oczywiście. Pozdrowienia z mroźnego Krakowa

      Usuń