Nie lubię niedziel... W ogóle nie lubię weekendów, bo wtedy bardziej niż zwykle nie mogę się wyspać, a przez cały dzień panuje w domu totalny chaos. Ostatnio w ogóle nie mogę jakoś zapanować nad tym chaosem. Nie mam na nic ochoty. Do niczego nie mogę się zmobilizować i dużo śpię. Ciągle brak mi snu. Mam tyły w czytaniu i w pisaniu. We wszystkim. Wszystkiego mam dość. Wstaję rano i nie mogę doczekać się wieczora, żebym znowu mogła się położyć... Kolejny kryzys mnie dopadł, tak, na to wygląda. Moją uwagę rozprasza byle co. Nawet muzyka nie sprawia mi specjalnej radości. Doskwiera mi za to nieustanny smutek. Dawno się tak nie czułam. Chciałabym to przelać na Worda, złapać znów wenę, ale ona nie przychodzi. Wracaj weno, wracaj, wracaj!!!! A ja czekam, czekam i nic. Brak weny to dla autora straszna katusza. Ciężko jest, gdy nie idzie.
W dodatku dziś dzieci były wyjątkowo dożarte. Nie da się myśleć, gdy wokół taki rozgardiasz. Dziewczyny biły się, kłóciły, krzyczały i latały po mieszkaniu jak najęte. Dosłownie pęka mi głowa po atrakcjach dnia dzisiejszego.
W dodatku dziś dzieci były wyjątkowo dożarte. Nie da się myśleć, gdy wokół taki rozgardiasz. Dziewczyny biły się, kłóciły, krzyczały i latały po mieszkaniu jak najęte. Dosłownie pęka mi głowa po atrakcjach dnia dzisiejszego.
Dziś pierwszy mecz oglądałam piąte przez dziesiąte. Grali moi Pomarańczowi z Meksykiem. Byłam przerażona kiedy Meksykanie strzelili bramkę, ale miałam nadzieje, że Oranje się odegrają na koniec i rzeczywiście. Obronili sytuację pod sam koniec meczu i przeszli do dalszych rozgrywek. Póki co mam spokojną głowę o nich, ale nerwy były, oj były i to wielkie, i jeszcze będą. Faza pucharowa to już nie zabawa. Teraz zaczyna się kolejny mecz Kostaryka - Grecja ale już się tak nie denerwuję. Obojętne mi jest kto przejdzie. Wczoraj grała Brazylia, jeden z moich faworytów i szczęśliwie przeszła dalej. Mecz rozstrzygnęły rzuty karne. Nie znoszę karnych. To najgorsza opcja jaka może być dla piłkarzy ale i dla kibiców. Bo karne to loteria. W karnych grają nerwy a nie piłkarze jak to się mówi i jest to bynajmniej najprawdziwsza prawda.
Proponuję na takie 'złe' dni - zrobić sobie kąpiel, ciepła woda, maseczka na twarzy, dużo piany i czas dla siebie. To naprawdę pomaga. Wytrenowałam na sobie i teraz wiem, że warto. Lubię też czasami wyjść z domu na spacer (las, albo zakupy). :) Lody to kolejne rozwiązanie...;)
OdpowiedzUsuńJa gdy mam takie dni, piszę pamiętnik (zwykły zeszyt +długopis.) mam 28 zeszytów, Piszę od 11 lat.:) Fajna sprawa. Polecam.
Są takie dni i takie niedziele. Właśnie tak w trudniejszych okresach sama często najbardziej nie lubiłam niedziel.
OdpowiedzUsuń