Proza, góry i muzyka

środa, 9 marca 2016

Rattle that lock czyli nowe dzieło mojego ulubionego Floyda Sir Davida Gilmoura

Witajcie Kochani

Wiem, że powinnam napisać o tej płycie już dawno temu, bo przecież wpadła w moje ręce we wrześniu. Muszę powiedzieć, że z początku wydawała mi się za spokojna jak na tego głośnego zadziornego rockowego wyjadacza, w którego muzyce i głosie zakochana już jestem od dawna, ale już po 5 przesłuchaniu stwierdziłam, że jest idealna. Po prostu idealna. Dopracowana w każdym celu. To rzeczywiście trochę inna twarz muzyka niż ta którą znamy, ale pazura nie straciła. Ten facet jest po prostu genialny. Już dawno pokazał wszystkim niedowiarkom, że potrafi wszystko dobrze zrobić sam i teraz nie musi już nic nikomu udowadniać. Wydał cztery świetne płyty solowe, z których każda ma inną twarz, a na tej usłyszycie Davida śpiewającego utwór jazzowy pt. The girl in the yellow dress, który jest pomysłem jego żony Polly, autorki tekstu do niego (sam David długo kręcił noskiem zanim na to przystał). Dla mnie samej był to szok, ale szok przyjemny, bo sir David Gilmour naprawdę pokazał, że i w jazzie mu do twarzy. Fantastycznie, że się zgodził ją zaśpiewać. Ten kawałek ma w sobie coś zniewalającego, a jeszcze jak dołożycie taki głos to wychodzi cudo. Tak więc zniewolił mnie do reszty i ilekroć słucham nowego albumu ten kawałek daje na replay. Nie umiem spokojnie koło niego przejść. Do napisania słów do tego utworu natchnął Polly obraz Johnny ego Dewe'a Mathewsa przedstawiający combo jazzowe i tancerkę w żółtej sukience. Muzyka istniała już dużo wcześniej, sam mistrz skomponował go i nagrał z triem jazzowym na swojej barce Astoria, którą wykorzystuje do miksowania materiału. Kocham ten utwór bo kocham jazz i jazzowe klimaty. Jestem fanką jazzu od szesnastego roku życia dzięki mojej mamusi, która mnie uczyła go słuchać puszczając mi Louisa Armstronga, Elli Fitzerald czy Milesa Davisa. Przydała się ta edukacja.

No dobrze, była Dziewczyna w  żółtej sukience to teraz reszta repertuaru. Od pierwszego usłyszenia najlepiej mi poleciały takie kawałki jak Today, Dancing in the front of You i oczywiście tytułowa Rattle that lock. Dużo fanów marudzi, że Rattle that lock to bardziej popowy kawałek, z czym się absolutnie zgodzić nie mogę, ponieważ dla mnie ma ona rockowy wydźwięk i będę się upierać przy tym. Widzieliście kiedyś Gilmoura grającego muzykę pop? Bo ja nie. Mniejsza, o to kawałek świetny, lekko wpadający w ucho i jak już raz wejdzie do głowy to się go potem nuci, nuci, nuci i nuci. Z przyjemnością sięgam po tą płytę, działa na mnie rozluźniająco, podobnie jak On a island czyli ta poprzednia z którą był w Gdańsku w Stoczni na obchodach rocznicy powstania Solidarności.

Kolejna piosenka to Dancing in the front of You z tekstem napisanym przez samego Davida. Tekst jest przepiękny. Opowiada o egzystencji człowieka, o tym co ważne w życiu, a co mniej ważne i o tym by nie czekać bez sensu, nie wypatrywać na darmo tego co będzie tylko działać. Musimy umieć podjąć ryzyko, by coś osiągnąć, bo świat poszerza horyzonty dla nas, stoi dla nas otworem, jeśli tylko podejmiemy wezwanie by go zdobyć. Każdy z nas ma swoją gwiazdę, która oświetla nam drogę, nasz życiowy szlak. Czyż nie piękny to słowa? Szaleje za tym utworem, za jego brzmieniem i swobodą z jaką ten kawałek wychodzi z ust Gilmoura. Mam  nawet ten kawałek w telefonie i nie mogę się z nim rozstać. Czasem brakuje słów, żeby ogarnąć to co człowiek czuje słuchając go, trudno wyrazić słowami, to co ten facet robi z muzyką. Nie uważa się za najlepszego autora tekstów, a ja ośmielę się powiedzieć na to tak : bzdura Sir David Gilmour, jest Pan fantastyczny. Okay, wiem, że jestem bezkrytyczna wobec tego faceta, ale podoba mi się to co pisze, tak z pełnym wyczuciem, świadomie z wyobraźnią, posługując się ciepłymi słowami, a wszystko to ma sens. Ma przy sobie świetnego mentora swoją żonę pisarkę, która że tak powiem goni go do pisania tekstów. Czasem zdarzają im się sprzeczki na kanwie zawodowej, ale to przecież normalne w małżeństwie. Nie brak im także świetnego poczucia humoru, którego oryginalność wywołuje u mnie niekontrolowane wybuchy śmiechu. Oboje są fantastyczni. To trzeba przyznać.





Najbardziej poruszającym kawałkiem na tym albumie jest utwór A boat lies waiting (pol. Łódź czeka na rejs) który jest osobistym hołdem dla Ricka Wrighta, przyjaciela z zespołu, a który zmarł w 2008 roku. Muszę powiedzieć że też żywię ogromną sympatię i szacunek dla Pana Wrighta, jako wszechstronnie uzdolnionego muzyka, instrumentalisty, kompozytora, współodpowiedzialnego za brzmienie Pink Floyd, wniósł do twórczości tej grupy wiele cudownych kompozycji. A teraz skąd ta łódź w tytule? Otóż Pan Wright kochał żeglować. To było jego hobby jeśli nie liczyć pilotowania. Obaj panowie Gilmour i Wright uwielbiali razem żeglować i to też wyraża się w tym niesamowitym kawałku o stracie przyjaciela, o pustce jaką zostawił po swoim odejściu. Także w sercach nas fanów Pink Floyd, o czym nie da się zapomnieć. Potworna strata dla wszystkich i dla MUZYKI, tak właśnie, pisanej z dużej litery. O tym utworze opowiada moja jego osobista interpretacja. Oto ona:

Opuszczona łódź, opuszczony przyjaciel dryfujący samotnie po oceanie, a z jego głosu wydobywa się ból. Żal bo za sterami nie ma już tego który zawsze przewodził tą łódź. Już dawno odpłynął w inną stronę. Ten spokój który spowija chwilę jest nie do zniesienia. Nie ma już burzy, która by ten tą niemą rozpacz zagłuszyła, nawet lichego powiewu wiatru.... Cisza, a pośród niej głuche łzy spływające po policzkach, słone łzy połączą się ze słonymi wodami oceanu. Dusza przeniknięta smutkiem, ogarnięta niepokojem. Jeden, jedyny pasażer siedzący w łodzi unoszącej się łagodnie na wodzie wypatrujący swojej gwiazdy pośród miliona innych. Czeka na nią, aż wskaże mu drogę, oświetli ścieżkę życia, bo zabłądził pośród mroków. Noc jest spokojna, cicha i gwiaździsta... Już po burzy, sztorm minął dawno chociaż zostawił po sobie pustkę.


A tu do posłuchania : A boat lies waiting




Jak to usłyszałam po raz pierwszy dosłownie dostałam spazmów, ciarki miałam wszędzie... A potem długo płakałam. Już dawno żaden utwór mnie tak nie poruszył. Nie znam duszy Davida tak dobrze jak jego żona Polly, która zawsze wie, co napisać, ale poczułam jego smutek w tym kawałku, jakąś żałość, z trudnością wypowiedzianą głosem i brzmieniem gitary. Czasem nie trzeba wiele mówić, by ktoś poczuł, że ktoś inny cierpi. Czasem wystarczy kilka słów, albo samo brzmienie gitary. Dlatego tak kocham jego granie, dźwięk jego gitary - to ona najlepiej opowiada o emocjach, o uczuciach nawet najbardziej skrajnych, wyraża to piękno nieopisane, ukryte głęboko w tle. Inne utwory jak Beauty, In any tongue, Faces of stone, 5 am i And then to również wybitne pozycje. Łatwo wpadają w ucho, wprowadzając słuchacza w trans. Człowiek z przyjemnością się w to zagłębia, bo to w końcu Gilmour -  ZAKLINACZ GITARY, nieziemski, nieprzeciętny, po prostu boski. Jak już raz dasz mu się zaczarować to po Tobie. Wpadłaś/eś po całości. Beauty to jedna z trzech kompozycji gitarowych na tej płycie, znajdziecie ją gdzieś w samym środku albumu, dwie pozostałe to 5 am, która otwiera cały album, a druga And then zamyka go. Jak każda solówka tego gitarzysty Czarodzieja, Magika wciąga nas w tą głębię. Dave dosłownie dryfuje nią jakby szusował po wzburzonych falach oceanu. Wciąż doszukuje się właściwych słów żeby określić to co on robi z muzyką. Nie wiem czy nie trzeba być do tego muzykiem... Hahahaha, śmieje się oczywiście. A może nie ma takich słów? To jest nieopisane jakie emocje u mnie wywołuje. Ta technika, warsztat, wyczucie, które charakteryzują granie Mistrza Gilmoura są warte tego by o tym mówić. Zniewolił mnie tym albumem. Całkowicie.







Powiem Wam jedno : warto kupić tego packa, nawet piórko od mistrza jest w środku



Ten album jest inny niż wszystkie płyty Sir Davida i Floydów razem wzięte, a mimo to ten styl grania nadal mówi nam otwarcie, że to David Gilmour z Pink Floyd. Utwór 5 am jest zapowiedzią nowego dnia, pogodnego, ciepłego, słonecznego. Ćwierkanie ptaków od razu wprawia nas w niezwykły nastrój, wręcz błogi. Natychmiast stawia nas na nogi ( ja mam tak jak jestem w górach. Potrafię wstać o 4 żeby podziwiać wschód słońca). Słuchając tego kawałka mamy takie odczucie, że wstajemy wcześnie rano, całkowicie zrelaksowani, pełni energii gotowi do tego by przeżyć dzień. To bardzo ciepły melodycznie utwór podobnie jak większość kompozycji gilmourowskich z nutką zadziorności, bo tej nigdy u Davida nie brakuje. Fantastycznie rozluźnia nas i wprowadza w ożywiony klimat Rattle that lock. Jak on to robi? Bawi mnie kiedy David mówi : Przecież ja nic takiego niezwykłego nie robię, ja tylko gram. Niesamowita skromność tego człowieka również robi wrażenie. WIELKI  CZŁOWIEK!!!!!!!!!!!!!!! Potrafi ostro dać popalić tym swoim graniem... Oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie pożałujecie, kiedy po nią sięgnięcie. Ja nie znajduje na niej żadnych słabych punktów. Jak na każdej są utwory które zachwycają bardziej lub mniej, ale płyta jest naprawdę świetna. Najbardziej szaleje za wspomnianymi już powyżej Rattle that lock, Dancing right in front of You, A boat lies waiting Today czy The Girl in the yellow dress, ale podoba mi się cały album. Jest doskonałym odzwierciedleniem duszy Davida.

Źródła :

zdjęcia : baza google grafika

http://www.rmf.fm/biografia,8356,Richard,Wright.html