Proza, góry i muzyka

poniedziałek, 25 marca 2019

Z cyklu : Kasine pisanie : Idąc pod prąd



Rozdział I


Ochotnica Dolna - kwiecień 2018

Justyna odwróciła się od okna i spojrzała z uśmiechem na pogrążonego w błogim śnie pięcioletniego Dawida leżącego w jej łóżku. Chłopczyk spał spokojnie, a jego oddech był cichy i miarowy. Całe popołudnie męczył go uporczywy kaszel oraz wysoka goraczka, przez co bardzo osłabł i nie chciał jeść. Jeszcze gorsza była poprzednia noc. Mały dosłownie się dusił i musieli ponownie wzywać lekarza do domu. Prawdziwy horror. Męczyli się oboje aż do rana, ponieważ zastrzyk od doktora Karola miał zadziałać dopiero po kilku godzinach. Babcia Jasia również nie spała. Okropny kaszel prawnuka sprawiał aż się wzdrygnęła. Martwiła się o Dawida, gdyż chłopiec zbyt często zapadał na różne paskudne  infekcje. - Żeby tylko nie dostał zapalenia płuc - modliła się w duchu starsza kobieta spacerując po kuchni. Tym razem okazało się że to jedynie ostre zapalenie oskrzeli. Justyna obawiała się najgorszego. Ciężko jej teraz było myśleć pozytywnie. Doktor Wójcik mówił, że mały ma okropnie słabą odporność i bardzo go to niepokoiło. Już dawno u żadnego dziecka nie widział czegoś podobnego. Zlecił szczegółowe badania w szpitalu specjalistycznym w Nowym Targu, kiedy tylko stan chłopca się unormuje.  Justyna wiedziała, że dla młodego to będzie koszmar, gdyż panicznie bał się pobierania krwi. Niestety musieli jakoś przez to przebrnąć.



Ta noc była wyjątkowo spokojna i bezwietrzna. Justyna nie umiała spać, gdy wiał ostry halny, chociaż teoretycznie powinna być do tego przyzwyczajona, w końcu nie od dziś mieszka w górach. Dziwne, że nigdy wcześniej jej nie przeszkadzał,  a od pewnego czasu stało się to u niej wręcz nagminne. Zazdrościła synowi jego spokojnego błogiego snu. Mimo ogromnego zmęczenia nie mogła zmrużyć oka nawet na chwilę. Mimochodem spojrzała na tarcze zegarka spoczywajacego na jej szczupłej ręce,  wskazywał dwudziestą drugą piętnaście. Wreszcie odeszła od ogromnego okna w ciemnej drewnianej ramie i po cichutku przeszła się po pokoju pogrążonym w półmroku. Miała ochotę napić się herbaty, ale obawiała się zostawić Dawida samego. Mógł się obudzić w każdej chwili i wystraszyć, że nie ma jej przy nim. A może się nie obudzi. - Na litość boską,  nie rób z niego mami synka - skarciła się w duchu. Zdecydowała,  że jednak zejdzie na dół i zrobi sobie tą herbatę, a potem prędko wróci na górę.  Cichutko otworzyła drzwi i wyszła na korytarz oświetlony przez jeden mały kinkiet. Nie zamykała drzwi, tylko lekko je przymknęła. Na piętrze znajdowały się  jeszcze dwa inne pokoje, niewielkie. Jeden z nich należał do tego uroczego malucha, który teraz spał u niej z powodu choroby. Czuła się pewniej mając go przy sobie. Nie, z pewnością nie jest przewrażliwioną mamusią jedynaka gotową rozpuścić go do granic możliwości. Gdy tylko podrośnie nauczy go samodzielności, wyrośnie na wspaniałego dojrzałego mężczyznę - obiecała sobie. Miała nadzieję, że nie odziedziczył charakteru po swoim tatusiu.

Ojciec Dawida, Marcin Gryka w ogóle nie myślał o opiece nad synem. Justyna też go nie obchodziła. Zniknął jeszcze przed narodzinami małego i słuch po nim zaginął. Nie dzwonił, nie pisał, nie dowiadywał się o nich. Rodzice Marcina udawali, że nic się nie stało. Nie chcieli nawet powiedzieć gdzie ich syn przebywa... Gdzieś tam był, żyjąc sobie spokojnie, bez ograniczeń, nie przejmując się losami rodziny, którą porzucił. Gdyby nie pomoc bliskich Justyna zostałaby całkiem sama z malutkim dzieckiem bez niczego. Pewnie wylądowali by oboje w domu samotnej matki zdani na łaskę obcych ludzi. Na swoje szczęście była pełnoletnia, inaczej zabraliby by jej Dawida. O tego to by chyba nie zniosła. Odkąd go urodziła był całym jej światem. No i oczywiście babcia Jasia -  najwspanialsza osoba pod słońcem, na którą zawsze mogła liczyć.  Kochała ich bezgranicznie... tak jak jedynie babcie potrafią kochać. Młodszy brat jej mamy Łukasz też bardzo ich wspierał, poniekąd zastępował Justynie i Rafałowi nieżyjącego ojca, który zmarł siedem lat temu po ciężkim zawale. Podporę całej rodziny stanowił stryjek Henryk, dusza towarzystwa, domu i złota rączka, przesympatyczny sześćdziesięcoolatek o wielkim sercu. Wiele im wszystkim zawdzięczała.



Oprócz najbliższych pomagali jej także przyjaciele. Z Krysią Białko i Jankiem Zuberem zaprzyjaźnili się w liceum. Janek był swego czasu najlepszym kumplem brata Justyny Rafała, znali się od przedszkola. Rafał od sześciu lat mieszkał na stałe w Angli, do domu wpadał raczej sporadycznie. Tam miał pracę i swoje życie. Z młodszą o rok siostrą mieli  raczej kiepskie relacje - odkąd zamieszkał na Wyspach wszystko się między nimi zmieniło. Ich mama też ciągle narzekała, że jej ukochany syn za mało bywa w domu i prawie o niej nie pamięta. Judyta Orzecka mieszkała sama w Krakowie. Nie wyobrażała sobie życia na wsi, ponieważ uwielbiała ogromne metropolie. Bardziej kręciły ją ekskluzywne restauracje, hotele i podróże. Stałe była w rozjazdach. Bardzo tęskniła za  najbliższą rodziną mieszkającą w Ochotnicy Gónej, ale ze względu na brak czasu rzadko ich odwiedzała.  W przeciwieństwie do swoich dzieci i brata nie lubiła gór. Oni mieli na tym punkcie hopla. Łukasz od dawna był naczelnikiem w GOPR, sam też brał udział w wielu akcjach ratunkowych. Podobnie Janek Zuber, który na co dzień pracował w pogotowiu gorskim. Rafał udzielał się w pogotowiu tylko latem jako wolonatariusz. W Angli służył w policji jako technik kumputerowy i  powoli wdrażał się do roli  informatora. Janek poszedł w ślady Łukasza, którego w dzieciństwie nazywał wujkiem.  Brat Judyty zabierał chłopców i Justynę w góry żeby polubili turystykę i poznawali topografię kraju od dziecka. Jeździł z nimi albo w Beskidy albo w Tatry. Nie sądził, że tak szybko pokochają góry i że te dwa rozrabiaki będą chciały służyć w ratownictwie.



Justyna starała się być cicho. Uważnie nasłuchiwała czy jej syn czasem się nie obudził. Ale na górze było cichutko, co oznaczało, że chłopiec nadal śpi. Babcia też spała. Tylko ona jedna nie mogła. Czekając aż woda się zagotuje przeglądała jakieś czasopismo górskie pozostawione przez Łukasza, numer marcowy.  Zmienna pogoda dawała się niektórym we znaki, szczególnie stawom wujka Henia, który jednak nie narzekał. On nie z tych co narzekają. Za namową babci pojechał w końcu do sanatorium w Rabce i siedział tam już dwa tygodnie. Nie ùsmiechało mu się zostawać  jeszcze kolejne dwa. - Jasiu, daj spokój, ja przecież mam robotę w domu. Zagroda sama się nie wyremontuje - powiedział przez telefon babci Jasi. Rafał mówił o wujku Heniu Iron Man... W sumie miał rację. Wierzyli, że wujka nic nie jest w stanie złamać. Babcia również świetnie się trzymała jak na swoje osiemdziesiąt trzy lata. Jakby tak pomyśleć to żadnego z nich nie dało się tak łatwo złamać. Góralska krew. Justyna która swoje już przeżyła na swój sposób dawała radę wszelkim przeciwnościom losu. Musiała przecież być dla Dawida jednocześnie matką i ojcem. Chłopiec nie pytał jeszcze o tatę, ale kiedy podrośnie zaczną się trudne pytania. Musiała być tego świadoma. Kiedyś zdarzyło mu się powiedzieć do Janka tato, a wtedy wszyscy obecni w domu oniemieli. Zupełnie się tego nie spodziewali, chociaż wiedzieli, że synek Justynki bardzo lubi Janka i przy każdej okazji pyta kiedy Jaś przyjdzie. Rafała także lubił mimo, że widywał go rzadko. Brakowało mu ojca i Justyna nie zamierzała się oszukiwać, że tak nie jest. Wciąż winiła Marcina, za to, że skrzywdził własnego syna. Już nawet nie chodziło o nią. Jakoś przeżyła to, że przestała mu się podobać, że wolał panienki z figurą modelki, której ona nie ma i że nie jest tlenioną blondynką, ale tego, co zrobił Dawidowi nigdy mu nie wybaczy. To tylko dziecko... Niczemu niewinne dziecko. Gdy o tym pomyślała znowu zachciało jej się płakać... W zasadzie płakać to słabe określenie. Miała ochotę wyć... Wreszcie nie wytrzymała i zaczęła szlochać. Zapomniała, że na piętrze śpi mały, a za ścianą babcia.  Nie miała siły powstrzymywać łez. Rana wciąż się nie zabliznila...  Przy porodzie byli obecni Krysia i Janek. Wymieniali się co jakiś czas, bo położna nie mogła wpuścić ich oboje na salę porodową. Dzięki nim nie czuła się do końca tak podle, jak przed porodem. Potem dała Jankowi do potrzymania swojego maleńkiego chłopczyka, a ten omal się nie rozpłakał. Towarzyszył jej od początku do końca, równe dwadzieścia cztery godziny. Opiekował się nią podczas gdy Marcin miał wszystko gdzieś. Czy zdawał sobie sprawę z tego, że  zostawił ją tuż przed samym rozwiązaniem?


  • Justynko, Skarbie, co się stało? - rozległ się niespodziewanie głos babci Jasi, która potrząsała jej ramieniem. Głos starszej kobiety był ciepły i pełen troski. Wcześniej ściągnęła czajnik z ognia i odstawiła na bok. - Czy coś się stało Dawidkowi. Mów szybko dziecko. Co się dzieje?  
  • Nie, babciu. Z małym wszystko okej, tylko... - Przerwała bo słowa z trudem przechodziły jej przez gardło.  Wytarła oczy wierzchem dłoni.  Były czerwone i zapuchnięte. - Wzięło mi się na cholerne wspominki o Marcinie.
  • Justynko daj spokój. - Babci Jasi opadły ręce. 
  • Tak go kochałam, że zrobiłabym dla niego dosłownie wszystko. Wierzyłam, że jest tym za kogo go miałam. Dlatego tak długo byliśmy razem. Dawałam mu kolejne szanse, po cichu liczyłam na to, że on jednak przemyśli swoją decyzje i zostanie z nami, ale myliłam się... Cholera jasna. Może gdybym była ładniejsza Dawid miałby ojca, a ja byłabym dziś szczęśliwa. - Zamknęła gazetę,  którą czytała i odsunęła na bok. 
  • Matko Boska, dziewczyno co ty opowiadasz? - Babcia Jasia o mało się nie rozpłakała,  gdy usłyszała te słowa. Były dla niej niczym potężny cios w serce. - Marcin to wstrętny  niedojrzały gnojek i nie zasługuje na taką piękną madrą kobietę jak Ty.  A za to co wam zrobił sama bym mu sprawiła porządne lanie. Kiedyś będzie żałował, że was opuścił, ale wtedy będzie już za późno. Syn na pewno mu nie wybaczy. Nie będzie chciał go znać.
  • Ja też mu nie wybaczę. 
  • Lepiej, żeby mi więcej nie wchodził w drogę, bo zdziele go po łbie tym wałkiem.
  • Wiesz co? Chyba już nigdy nie zwiążę się z żadnym facetem. Nie ma szans... Nie zaufam już żadnemu typkowi, choćby się świecił niczym  złoto.
  • Nie wszystko złoto co się świeci kochana.  Zawsze to powtarzałam twojej mamie. 
  • To prawda. - Justyna pociągnęła nosem. 
  • A Janek? - Babcia zaglądnęła wnuczce w oczy. 
  • Babciu, Janek to tylko przyjaciel. Zawsze był dla mnie bardziej jak brat niż facet z którym mogłabym być. On też to wie od dawna więc zostaniemy raczej przyjaciółmi. 
  • Justysiu nie zrozum mnie źle... Ja nie chce cię swatać z kimkolwiek, ale wiesz, że Dawid potrzebuje kogoś kto mu zastąpi ojca... On rośnie i coraz więcej rozumie. 
  • Babciu, ale ty chyba nie wiesz, że Janek się niedługo żeni. Zaraz będzie miał swoje dzieci także nie widzę możliwości,  żeby miał jeszcze niańczyć mojego syna. To nie wchodzi w rachubę.
  • O matko, naprawdę?  Nie miałam pojęcia... Przepraszam Cię wnusiu. - Babcia Jasia posmutniała. Spuściła na chwilę głowę, po czym podniosła ją  i delikatnie się uśmiechnęła. Gładząc wnuczkę po ręce powiedziała. - Będzie dobrze Justynko, zobaczysz. Jeszcze wszystko się poukłada. 
  • Chciałabym w to wierzyć. 
  • Napijesz się herbatki?
  • Tak babciu, chętnie. Dziękuję. 



Gdy rano otworzyła oczy o dziwo czuła się dużo lepiej choć od płakania bolały ją oczy. Spojrzała znów na śpiącego obok Dawida. Pogładziła go czule po ciemnej główce. Urodę miał po niej, wszyscy wokoło jej to mówili. Oczy, nos, rysy twarzy jakby z niej zdarte. Był cały jej i niczyj więcej. Z ulgą wpatrywała się w swoje dziecko, któremu już nic nie zagrażało. Po gorączce nie było śladu. Wsłuchana w jego oddech patrzyła w okno wsparta na łokciu. Na dworze świtało, a otoczenie spowijała gęsta mgła. Takie poranki w Ochotnicy nie należały do rzadkości. Mgliste i mistyczne zarazem. Żałowała, że jej mama nie kocha Gorców tak jak ona, ale cóż... Ona znów nie lubiła dużych miast... Chociaż Kraków był jeszcze do przyjęcia. Coś w sobie miał, że dało się go lubić. Kiedy studiowała na UJ polonistykę najbardziej lubiła okolice Kopca Piłsudskiego. Tam między brzozami odnajdywała spokój. Tamte zakątki pozwalały jej się  oderwać od wszechobecnego miejskiego zgiełku. Zawsze jednak tęskniła za górami. Mieszkanie w mieście to już nie była ta sama bajka.



Wreszcie wyszła z łóżka i przejrzała się w lustrze na szafie. Rozpuścila kasztanowe włosy spięte poprzedniego wieczora w koka. Sięgały jej teraz za ramiona. Przyjrzawszy się uważniej swojemu odbiciu stwierdziła, że warto by odrobinę wyregulować brwi. Duże zielone kocie oczy miały ładny kształt, a długaśne ciemne rzęsy dodawały jej powabu tak samo jak pełne usta o kolorze dojrzałej maliny. Czyż nie mogła być obiektem westchnień innych mężczyzn? W czym jest gorsza od tych wszystkich panienek Marcina? Nie potrzebowała wyglądać jak modelka żeby jakiś facet ją pokochał. W końcu każdy normalny zrozumie, że nosiła i urodziła dziecko. Gdyby ją kochał naprawdę nie szukałby innych kobiet. A może faktycznie stać ją na kogoś lepszego, dojrzalszego? Babcia miała rację, nie zasłużył ani na nią ani na takiego syna. Podjął pochopną decyzję, której może kiedyś pożałuje... Może... Nagle odezwała się  kukułka w zegarze wiszacym w korytarzu, wyrywajac ją z zamyślenia. Informowała wszystkich, że wybiła ósma. Potem usłyszała nadjeżdżający samochód, który jak się okazało jechał do nich. Zatrzymał się na brukowanym podjeździe przed domem. Justyna wyjrzała przez okno i zobaczyła Rafała wysiadajacego z wielkiego czarnego land rovera. Zaraz po nim z drugiej strony wysiadła mama. Pomachały sobie nawzajem. W momencie gdy odchodziła od okna obudził się jej synek. Usiadł i uśmiechnął się do niej szeroko, co było najpiękniejszą rzeczą jaką mogła zobaczyć z rana. Żaden inny mężczyzna nie mógł jej tak rozczulić.


  • Dzień dobry mamusiu, jak się masz? - przywitał się z nią uśmiechnięty Dawid.
  • Może być kochanie, a ty? - odparła Justyna idąc w jego stronę. - Dzień dobry.
  • Wyspałem się i chce mi się jeść - przyznał chłopczyk i przeciągnął się. Mama zbliżyła się i pocałowała go w czoło.
  • Zaraz Ci coś przygotuje skarbie tylko się ubiorę. Nie zejdę na dół w piżamie, bo zdaję się, że mamy gości. 
  • Kogo, kogo? - Widać było, że chłopca rozsadza ciekawość. 
  • Przyjechała babcia Judyta z wujkiem Rafałem.
  • Huraaaaa!!! - krzyknął chłopczyk i rozkopał kołdrę. 
  • Synku przykryj się,  jesteś chory - upomniała go łagodnie. 
  • Ale mamusiu, ja chce na dół - zaprotestował chłopczyk. 
  • Dawid,  musisz zostać w łóżku. Doktor Karol nie pozwolił ci wychodzić z wyrka. 
  • Mamusiu pozwól mi, błagam. - Dawid złożył  ręce jak do modlitwy. -  Czuję się już dużo lepiej.
  • Kochanie, babcia i wujek przyjdą do ciebie na górę. Musisz zostać w łóżeczku.  - Justyna przykryła syna po czym podeszła do szafy. Musiała poszukać sobie czegoś sensownego do ubrania. Chwilę jej zajęło zanim wyciągnęła coś konkretnego. Postanowiła ubrać ciemne wyszczuplajace jeansy i czarną tunikę w białe kwiaty. 
  • Kiedy będę zdrowy?- Chłopczyk naburmuszył się. -  Nie chce siedzieć tu sam. 
  • Słonko, nie wiem. Mam nadzieję, że jak najszybciej. Bardzo nas martwi to twoje chorowanies. Musimy teraz bardziej na ciebie uważać. 
  • Olejku mamo, coś mi się zdaje, że będzie nudno jak cholera. - Dawid założył ręce na piersi i znów się odkrył. - Nawet z Alanem nie mogę się pobawić. Koszmar. 
  • Hej synu, jakich Ty słów używasz? - zdziwiła się Justyna. Znowu go przykryła. 
  • No co, przecież wujek Henio tak samo mówi... Jak babcia Jasia nie słyszy - powiedział  Dawid i zaczął głośno chichotać. 
  • Coś takiego... - Justyna pokręciła głową. Oczywiście doskonale wiedziała, że Dawis mówi prawdę. 
  • Serio mamusiu. Dorośli często przeklinają bo im wolno, a nam dzieciom nie. - Mały udawał teraz bardzo poważnego. 
  • Nie chce więcej słyszeć od ciebie takich słów, jasne? - Teraz Justyna udawała śmiertelnie poważną choć z wielkim trudem, ponieważ syn ją rozbawił. 
  • Wujek Rafał używa czasem gorszych słow jak mu coś nie wyjdzie i myśli, że nie słyszę - dodał Dawid z diabelskim uśmieszkiem na twarzy. - Takich na  k  i na p. 
  • Posłuchaj kochanie, to że dorośli czasem tak mówią to nie znaczy,  że to jest dobre i że trzeba to powtarzać... A z wujkiem Rafałem to ja sobie porozmawiam na ten temat. 
  • Jak będę dorosły to też będę mówił, że coś jest cholerne. - Korzystając z tego że Justyna nie widzi Dawid znów się odkrył, klęknął na łóżku i wygladnął za okno. 
  • Dawid, czy ty wiesz, że dżentelmeni nigdy nie mówią brzydko, szczególnie przy damach? - Mówiąc to odwróciła się do syna, który szybko się przykrył kołdrą. 
  • A jak nie ma dam to można? - Dawid strzelił minę niewiniątka i naciągnął kołdrę na głowę. 
  • Słucham? - powiedziała grzebiąc dalej w szufladzie z bielizną. Teraz szukała biustonosza. 
  • Mamusiu czy wujek Janek dziś kogoś ratuje w górach? Ostatnio mówił, że po górach spacerują same imbecyle, bo nie mają odpowiednich butów jak potrzeba, ani ciepłych ubrań. Czasem schodzą ze ścieżki i piją piwo tam gdzie nie wolno. Wujek Łukasz  najchętniej dałby im po łbie. 
  • Tak ci  Janek powiedział? - zdziwiła się Justyna. 
  • Nie, mówił do wujka Łukasza, a ja akurat byłem obok i słyszałem. - Po tych słowach Dawid znów zaczął kaszleć. 
  • Nie do wiary. - Pokręciła głową. - No dobra, idę się ogarnąć. Potem pójdę na dół i zrobię Ci śniadanko, a ty bądź grzeczny i leż tu spokojnie. - Opuściwszy sypialnie poszła prosto do łazienki. 
  • Słowo zucha mamuś. 
Wystrojona i odświeżona zeszła do kuchni, gdzie zastała krzątajacą się koło kuchenki babcie Jasię. Szykowała właśnie śniadanie dla wszystkich. Ucieszyła się widząc wnuczkę w lepszej kondycji psychicznej. Rafał i Judyta akurat wchodzili do domu targajac ze sobą liczne bagaże. Towarzyszył im nieznajomy, lecz przyjaźnie wyglądający osobnik, o miłej twarzy, wzrostem dorównujący jej bratu. Ciemne włosy  z przedziałkiem po boku sięgały mu do ramion. Miał na sobie długi czarny płaszcz za kolano, a na szyi szeroki szalik w czarno białą kratę. Nigdy wcześniej go nie widziała. Wchodził do domu jako ostatni. Zamknąwszy za sobą drzwi postawił swój wielki plecak w kącie i rozejrzał się. W pewnym momencie jego elektryzujace spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Justyny stojącej przy stole. Nie myśląc wiele zbliżył się do niej i wyciągnął ręke na powitanie. Przywitał się z nią po angielsku co oznaczało, że jest jednym z angielskich kumpli jej brata. - Cześć,  nazywam się Calvin Coulter, jestem przyjacielem Rafała - odezwał się i obdarzył ją rozbrającym uśmiechem. Blask bijący z jego niebieskich tęczówek był tak niezwykły, że wpatrywała się w niego jak urzeczona turystyka w dzieło sztuki. Odpowiedziała mu tylko cześć, ponieważ była zbyt oszołomiona żeby się rozgadywać. Nie spodziewała się, że ktoś taki jak on w ogóle zwróci na nią uwagę, a tymczasem okazało się, że to właśnie ona pierwsza przykuła jego uwagę... -  Niech to cholera, ale przystojniak!  - powiedziała do siebie nie przestając się na niego gapić. Co za rysy. Przez niego zapomniała na chwilę o istnieniu swojej mamy, która już czekała na to, żeby się z nią przywitała.  Wreszcie odezwał się Rafał.

  • Babciu jeśli pozwolisz Calvin zostanie tu z nami jakiś czas. To mój dobry przyjaciel z pracy... W zasadzie jedyny sensowny. Znamy się jakieś sześć lat, więc ręczę za niego głową. Nic złego wam się przy nim nie stanie. 
  • Dzień dobry, miło mi, że mogę tu gościć - odezwał się do babci Jasi oczywiście po polsku ponieważ Rafał uprzedził go, że babcia nie mówi po angielsku. Uścisnęli sobie ręce. 
  • A to moja młodsza siostrzyczka, z którą tak często drzemy koty - Rafał wskazał ręką na stojącą obok niego siostrę. 
  • Niech mi się tylko poskarży że za bardzo jej dokuczasz to zobaczysz. - Mówiąc to Calvin pogroził Rafałowi palcem. Justyna zaczęła się śmiać.  
  • Zamierzasz ją buntować przeciwko mnie? - spytał Rafał udając oburzenie. - Jeszcze czego. 
  • Cześć łobuzie, co tam? - rzuciła do brata Justyna. Teraz ona uściskała brata. 
  • Żyje jak widzisz. - Rafał strzelił uśmiech karpia. 
  • No proszę, proszę jaki sympatyczny ten nasz gość  - zachwyciła się babcia Jasia. - Bardzo nam miło pana gościć. Proszę u nas zostać tyle ile pan ma ochotę. Rafałku przetłumaczysz koledze co powiedziałam? 
  • Spokojnie babciu, Cal całkiem dobrze zna nasz język, więc się dogadacie. 
  • O rety, na prawdę? - Babcia była w szoku. Tego się nie spodziewała po tym Angliku. - A to niespodzianka. 
  • Sam go uczyłem - pochwalił się Rafał. Był z siebie niesamowicie dumny. 
  • On odrobinę przesadza bo tak naprawdę.. - zaczął Anglik śmiejąc się . - Mój dziadek od strony matki był Polakiem, a ona znów  wyszła za Anglika. Ogólnie rzecz biorąc dużo przy mnie mówili po polsku jak byłem mały. Miałem nawet polską niańkę, bo dziadek o to zadbał. Pewnie dlatego zdołałem się nauczyć polskiego... Rzecz jasna, bez szału. Wciąż jeszcze miewam problem z odmienianiem przez przypadki. Kiedy nie umiem czegoś wyrazić po polsku przechodzę na angielski. 
  • Rewelacja - przyznała Justyna i znów się zapatrzyła na Anglika. W ogóle przestała to kontrolować. On zdaje się też, gdyż  nieustannie zerkał w jej stronę. 
  • Oczywiście jest w tym duża zasługa twojego brata, że mówię po polsku tak jak mówię ponieważ miałem  sporą przerwę w nauce polskiego - Patrzył na nią oczarowany nie mogąc nawet na sekundę odkleić od niej wzroku. - Kiedyś ci opowiem co i jak. 
  • Chwali mu się. - Justyna mocniej poklepała brata po ramieniu. - A my śmiało możemy gadać ze sobą po angielsku... Nawet wolę.  
  • Z twoim bratem też zwykle gadamy po angielsku... Przyzwyczajenie. 
  • Doskonale to rozumiem.  Ja znowu mam koleżankę Angielke, która uczy się polskiego bo ma faceta Polaka. 
  • Rafałku, jak ty schudłeś wnusiu! - oceniła babcia lustrując wnuka od stóp do głów.  - Czy ty tam w tej Angli coś jesz? 
  • Babciu, jem tyle ile trzeba, przysięgam. Po prostu dużo biegam. - Rafał był wysoki i dobrze zbudowany. Miał ciemne włosy i oczy po matce i jej rysy twarzy w przeciwieństwie do Justyny, która miała urodę po ich ojcu. 
  • Calvin najwyraźniej wpadł już w oko naszej Justynce - powiedziała Judyta. - Jak tylko go zobaczyła tak zapomniała o moim istnieniu. - Judyta otoczyła córkę troskliwie ramieniem. 
  • Mamo, daj spokój z takimi gadkami - broniła się Justyna. W końcu uściskała matkę. 
  • Hej córcia, nie oburzaj się tak. Powiem ci w sekrecie, że mnie też prawie zastrzelił jego urok osobisty - powiedziała jej na ucho Judyta. 
  • Mam nadzieję że Calvin nie zna polskiego aż tak dobrze jak twierdzi mój ukochany braciszek - powiedziała Justyna. Mówiąc zasłaniała usta dłonią. 
  • Te Anglik, uważaj, bo zaraz będziesz  miał wielbicielki w całej wsi - powiedział do przyjaciela Rafał. W odpowiedzi na ten żart Calvin przewrócił tylko oczami, a Rafał zaczął się chichrać jakby ktoś rozpylił gaz rozweselający. 
  • Bujaj się Rafał - odpowiedziała mu zadziornie Judyta. 
  • Kochani siadajcie zaraz podam śniadanie - oznajmiła babcia Jasia. Uśmiechała się od ucha do ucha. Radowało ją że ma tak dużo gości.  Zawsze była duszą towarzystwa.
  • Siadaj lordzie Coulter, zaraz ci herbatkę podamy - rzucił do przyjaciela rozbawiony Rafał. - Lipton czy Tetley? 
  • Odkąd ty jesteś taki dowcipny? - Calvin usiadł na pierwszym wolnym krześle. Spojrzał na przyjaciela z politowaniem i pokręcił głową. 
  • Albo mu brakuje piątej klepki - wtrąciła się Justyna.
  • Z pewnością to drugie. - Anglik mrugnął do niej porozumiewawczo. 
  • Justysiu pomożesz mi trochę? - spytała babcia Jasia, która latała po kuchni jak z pieprzem. Szukam tej wiklinowej miski na pieczywo.
  • Tak babciu pomogę tylko zaniosę Dawidowi coś do jedzenia. Obudził się i ma wielki apetyt.
  • O wilku mowa - oświadczył z entuzjazmem Rafał patrząc na czającego się przy schodach siostrzeńca z miną winowajcy wymalowaną na uroczej buzi. 
  • Babcia, wujek!!! Cześć!!! - Mały podbiegł najpierw do Rafała i przybyli sobie piątkę.  
  • Kochanie, prosiłam żebyś został w łóżeczku - upomniała go Justyna. - Jesteś chory. 
  • Mój wnuczek jest chory? - zaniepokoiła się Judyta. - Co mu jest? 
  • Zapalenie oskrzeli - odpowiedziała Justyna. - To już kolejna poważna choroba w ciągu dwóch miesięcy. Przedwczoraj gorączka sięgała czterdziestu stopni. Całą noc nie spaliśmy. Był nawet doktor Wójcik. Przepisał mu zastrzyki.
  • O Boże kochany, nic mi nie mówiłaś jak dzwoniłam - zaniepokoiła się Judyta. Właśnie przed chwilą zdjęła swój modny beżowy płaszczyk.  Następnie wzięła wnuka za rękę i poszła z nim do stołu. 
  • Babciu wyglądasz super! - oznajmił jej wnuk. Faktycznie, Judyta wyglądała jak modelka z żurnala w elegancko skrojonym dwuczęściowym kostiumie w kolorze bordo. Szpilki miała w podobnym odcieniu. Usta zdobiła ciemno czerwona szminka. 
  • Dziękuję aniołku. - Rozanielona Judyta poprawiła spinke we włosach. 
  • Tak babciu, wyglądasz super - potwierdził Rafał naśladując chłopiecy głosik.
  • Stary, czy ty się dobrze czujesz? - Calvin postukał się po czole. 
  • Chyba nieszczególnie. - Pokazał kumplowi język. 
  • Właśnie widzę. 
  • Cześć, jestem Dawid, a ty? - zwrócił się do Calvina chłopiec. Stanął koło niego i  przygladał mu się zaciekawiony. - My się chyba jeszcze nie znamy. A tam jest moja mama. - Dawid wskazał Justynę zaglądającą za czymś do lodówki. 
  • Tak wiem, już się poznaliśmy z twoją mamą - odpowiedział Calvin. - A ja jestem Calvin i przyjechałem z Angli. Dokładnie z Yorku.  - Calvin podał Dawidowi rękę.  Mały zrobił to samo i uścisnęli sobie dłonie. 
  • A to ty pracujesz  razem z wujkiem Rafałem w policji. Zgadłem? - Po tych słowach Dawid klasnął w dłonie.  - Też pojadę do Angli jak będę duży.  
  • Trafiony zatopiony - Anglik pokiwał głową. Śmiał się, bo dociekliwość Dawida wydawała się zabawna.
  • Hej Calvin, lubisz moją mamę? - spytał bez zastanowienia przyglądając się uważnie nowemu przybyszowi. Słysząc to pytanie Justyna o mało nie upuściła kubka ze śmietaną. 
  • Dawidku, czy nie uważasz, że jesteś trochę zbyt bezpośredni? - spytała babcia Jasia. - Może Calvin nie ma ochoty odpowiadać na takie pytania. Ogarnij się trochę  moje dziecko. 
  • Wiesz co młody, w zasadzie dopiero się poznaliśmy, ale myślę, że się polubimy - odpowiedział mu Calvin , a potem przerzucił spojrzenie na Justynę i zapytał. - Co  ty na to Justyna? 
  • Jasne że tak - odparła i odzwzajemniła mu się równie uroczym uśmiechem. 
  • Mama mówi, że jestem najważniejszym facetem w jej życiu, wiesz? - wypalił znów syn Justyny. 
  • Wcale w to nie wątpię - powiedział Calvin i szeroko uśmiechnął się do chłopca. Ten mały tak go rozbawił, że omal nie wybuchnął śmiechem.  Dawno nie miał do czynienia z bardziej bezpośrednim dzieckiem. Nawet w swojej pietnastoletniej karierze psychologa. - Chłopcy zwykle są ulubieńcami mamuś. 
  • Ty też jesteś najważniejszym facetem dla swojej mamy? - Dawid uważnie mu się przyglądał. -  Masz brata? Ja bym nie chciał mieć młodszego brata bo by mi mamę zabrał. 
  • Tak mi się wydaje. - Odpowiedź była wymijająca, bo cóż innego miałby powiedzieć temu malcowi. Prawda była taka, że nie wiedział, gdzie jest jego matka. Może już nigdy jej nie odnajdzie. - Mam dwóch, starszego i młodszego. 
  • Dawid daj już spokój Calvinowi. Jesteś zbyt dociekliwy kochanie - upomniała Dawida Justyna. Było jej głupio, że jej syn sztorcuje całkiem obcego faceta takimi pytaniami. - Zagadasz go na śmierć. 
  • Spokojnie, jestem psychologiem - uspokoił ją Anglik. Wciąż się śmiał - Na co dzień mam do czynienia z masą różnych dzieci... I nie wszystkie są takie miłe jak twój syn. Zaręczam ci. 
  • Gryzą i kopią?  - zapytał zaintrygowany Dawid. - Znam takich. 
  • Serio?  - Justynie trudno było ukryć, że jest pod wielkim wrażeniem. Nie dość, że był przystojny jak diabli to jeszcze się okazało, że jest psychologiem.  Sama kiedyś chciała być psychologiem. Marzyła o pracy w tym zawodzie, kontakcie z ludźmi, którym mogłaby pomagać. Aż strach mieć takiego fajnego terapeutę bo można łatwo wpaść. 
  • Jak najbardziej serio. - Powiedziawszy to Calvin rozpiął sobie koszulę pod szyją. Była niebieska, bo on lubił niebieskie koszule. Ale nie tolerował kraawatów, nie lubił, gdy coś go krępowało. Mankiety miał wywinięte na wierzch. - A w związku z tym chyba nic mnie już nie zdziwi. 
  • Zazdroszczę Ci. Kiedyś marzyłam o studiach na psychologii i pracy w tym zawodzie... Teraz to już  raczej za późno. 
  • Nigdy nie jest na nic za późno - zaprzeczył Anglik. 
  • Tak myślisz Cal? - Justyna stanęła koło niego. Przytaknął kiwnięciem głowy.
  • Justynko usiądź w końcu i zjedz coś.  Czemu się tak snujesz koło stołu? - upomniała ją Judyta. 
  • No właśnie mamusiu. Siadaj i wsuwaj to śniadanie - ponaglał Justynę Dawid.  
  • Kiedyś jeden dzieciak zapytał mnie wprost czy mam kochankę - zaczął rozbawiony Calvin. Mówił po angielsku. Miał miękki niski ładnie brzmiący głos. - A potem dodał, że nie muszę się wstydzić bo to całkiem normalna sprawa. Osłupiałem. - Powiedziawszy to Anglik zaczął się śmiać. - Dzieci to potrafią zaskoczyć. 
  • To był syn tego gościa z destylarni - dodał Rafał. - Raz go aresztowali za nielegalny przemyt fajek. Dostał dwa lata w zawiasie. 
  • Ale aparat z tego dzieciaka - Judyta się roześmiała. - Coś podobnego. 
  • Babciu z czego się śmiejecie?  - spytał zaciekawiony Dawid. 
  • Zaraz będzie wrzątek - oświadczyła Justyna. - Kto chce kawę, a kto herbatę?
  • Ja i Calvin pijemy kawę, mama też - odparł prędko Rafał. - Tylko bez mleka.
  • Judytko nakarmisz Dawida? - spytała babcia podając córce miskę z jajkami ugotowanymi na miękko.
  • Ależ oczywiście mamo. No wnusiu zjemy jajeczko? - Judyta cmoknęła wnuka w policzek. - Moje kochane słoneczko. Jak ja się za Tobą stęskniłam. 
  • Rafał, a ty coś taki małomówny? - zainteresowała się Justyna, która teraz stanęła koło brata. - Zwykle tak dużo mówisz,  że ciężko cię przegadać, a tu nagle taka trusia. 
  • Zaspany jestem. Trzy godziny czekaliśmy na lotnisku na nasz samolot. Marzę teraz tylko o prysznicu i długiej drzemce. - Rafał ziewnął przeciągle zatykając przy tym usta.
  • A gdzie Łukasz, powinien już być? - spytała babcia zaniepokojona, że syna jeszcze nie ma. 
  • Dzwonił, że będzie dopiero po dwunastej. Jakieś problemy w pracy - wyjaśniła Judyta. - Z resztą jemu to zawsze się przeciąga... No ale mój brat to teraz wielka szycha.  Wszystko jest na jego głowie.  Wszędzie chce być i zbawiać świat. - W głosie matki wyczuła nutę sarkazmu. 
  • Czym się zajmuje? - spytał Calvin sięgając po pieczywo.
  • Jest naczelnikiem górskiego pogotowia ratunkowego. Bierze udział praktycznie w każdej akcji. Ta robota to całe jego życie - wyjaśniła Judyta. 
  • To bardzo odpowiedzialne zajęcie. I zarazem piękne. 
  • Wujek Janek i wujek Łukasz latają śmigłowcem i ratują w górach takich imbecyli w trampkach. Czasem mają przy sobie piwo. - Wypowiedź Dawida rozbawiła wszystkich do łez. Także Calvina, który aż wypuścił łyżeczkę z ręki.  
  • Chyba żartujesz Dawid. - Calvin udawał, że nie dowierza chłopcu. Starał się nie śmiać. - Piwo i trumpki w górach?
  • No coś ty. Mówię śmiertelnie poważnie. Zapytaj wujka Łukasza - przekonywał Anglika Dawid. 
  • Kiedyś będzie z ciebie niezły dziennikarz Dawid. Masz gadane - przyznał  ubawiony Rafał. Nadal nie mógł przestać się śmiać. 
  • Nie dziennikarz tylko ratownik wujku - poprawił Rafała Dawid. 
  • Okej młody, niech ci będzie  - poddał się Rafał. 
  • Nie mówiłeś, że macie takiego aparata w rodzinie - powiedział pólgłosem Calvin. Nieźle się ubawił przy tym małym. 
  • Mówiłem, tylko ty nie słuchałeś - wykłócał się Rafał. Przy okazji puścił matce oko. 
  • Ściemniasz - skwitował Calvin i kolejny raz zerknął na Justynę. Wyglądała super. Podobała mu się i to cholernie. Była zgrabna kobieca i zmysłowa. Już dawno go tak nie ciągnęło do żadnej kobiety. Nie chciał jednak by pomyślała, że się naprzykrza więc starał się być powściągliwy. 
  • Rafał... - Justyna traciła brata w ramię.
  • Co jest siostra? - spytał Rafał i odwzajemnił się siostrze tym samym. 
  • Chciałam ci powiedzieć, że Kynia tęskni za tobą i już nie może się doczekać waszego spotkania - oświadczyła Justyna. - Może coś zorganizujemy. Jakieś wspólne wyjście czy coś... Zapytam Janka czy znajdzie czas. 
  • Kynia tęskni za mną? Nie do wiary. - Brat Justyny zrobił wielkie oczy. 
  • Zostawiłeś tu dziewczynę okrutniku? - spytał Calvin i udał zgorszenie. 
  • Krysia to nie jest już moja dziewczyna - sprostował Rafał patrząc poważnie na przyjaciela. - Od dawna. 
  • Czyżby? Tak często o niej mówisz, że... - droczył się z nim Anglik. - Czasem nawet przez sen. 
  • To tylko przyjaciółka Cal, jasne? - zapewnił go Rafał. 
  • Jeśli macie ochotę gdzieś razem wyjść to ja się chętnie zajmę Dawidem - zaproponowała Judyta. 
  • Nie wiem czy powinnam go teraz zostawiać mamo - wahała się Justyna.
  • Na jedno popołudnie i wieczór? Daj spokój córciu. Kiedy ostatnio gdzieś wyszłaś bez małego?  - Judyta pilnie przygląda się córce. 
  • Szczerze? Nie pamiętam - odparła bez zastanowienia Justyna,  a potem zerknęła w stronę okna.  
  • Tak też myślałam. Wychodzicie dziś i koniec.  


I jak Wam się podobało? Co myślicie o bohaterach,  który Wam się najbardziej podoba lub która?

Inspiracją do napisania tego był polski serial "Ratownicy" z Bogusławem Lindą . Pamiętacie go? Szkoda że zrezygnowano z 2 sezonu a liczyłam na to bardzo. Widzowie woleli Blondynke oglądać 🤨🤨🤨

Ciąg dalszy nastąpi... 







wtorek, 12 marca 2019

Piosenka na drogę w góry


Witam Was!!! 

Muszę przyznać, że ostatnio mocno choruje (uwielbiam) na utwory z repertuaru Stare Dobre Małżeństwo, Cisza jak ta czy Dom o zielonych progach. Wspaniale się tego słucha - zawsze czuć w tym moje ukochane góry. Stare Dobre Małżeństwo znałam już dużo wcześniej, a to wszystko przez naszego dobrego znajomego Przemka (zwanego przez znajomych Słonik), który zawsze śpiewa nam pięknie przy ognisku pod Bereśnikiem przy akompaniamencie swojej gitary akustycznej. On zna ich repertuar w całości, bardzo fajnie go posłuchać  i pośpiewać z nim. Nie ma udanego ogniska bez Przemka, bez niego jakoś tak pusto i dziwnie. Poznaliśmy się ze Słonikiem właśnie w Bacówce pod Bereśnikiem, gdzie jeździliśmy z córkami praktycznie rok w rok, a on wpadał do Bacowki z synami. Czasem razem chodziliśmy na wycieczki w okoliczne trasy : Beskid Sądecki lub Pieniny. Przemka znają praktycznie wszyscy, którzy w górach często bywają i odwiedzają popularne górskie schroniska, gdzie odbywa się niekiedy Słonikowe granie lub śpiewanki okołogorskie czyli spotkania, na których spotykają się co środę ludzie związani z górami i śpiewają piosenki turystyczne ( grają też na fletach i gitarach). Można tam poznać wiele ciekawych sympatycznych osób ze środowiska górskiego, choćby właścicieli schronisk i pogadać o wszystkim. Swego czasu jak miałam więcej czasu chodziłam na śpiewanki w Krakowie. Odbywają się one w każdą środę od 20 w jednym z krakowskich klubów (poszukam i powiem w którym). Atmosfera jest świetna. Naprawdę fajna sprawa jak ktoś lubi te klimaty. Polecam Krakuskom i osobom mieszkającym w Krakowie.



Jeśli ktos nie zna za dobrze SDM to polecam się wsłuchać, choć  zakładam,  że większość z Was doskonale zna ich piosenki. Kiedyś w szkole na muzyce nas uczyli.  To wybitna grupa z Rzeszowa, która mocno kojarzy się turystom z sielskimi Bieszczadami i nie tylko, bo twórczość tej grupy nawiązuje do poezji.  Niestety nigdy nie byłam w tamtych bieszczadzkich stronach, ale znam je z opowiesci mojej mamy oraz znajomych Wracajac do SDM trzeba podkreślić że mają naprawdę  piękne teksty i melodie. Jest to twórczość ponadczasowa. Ambitna muzyka, momentami przytłaczająco prawdziwe teksty, ale jakże niesamowita, prawda?

Zespół Stare Dobre Małżeństwo powstał w 1984 roku, a wykształcił się z męskiego duetu wokalno - gitarowego w składzie : Krzysztof Myszkowski i Janusz Skrzypiec którzy byli wtedy licealistami, duet dzialał w latach 80 XX wieku. SDM tworzy muzykę folkową, poezję śpiewaną oraz blues. Kompozytorem jest Krzysztof Myszkowski który również jest głównym wokalistą. Zespół stanowią poza Krzysztofem także Adam Ziemianin, Roman Czemplik, Andrzej Sidorowicz, Ryszard Żarowski, Dariusz Czarny, do 1989 roku występowała z nimi Aleksandra Kiełb - Szawuła. Autorami tekstów do piosenek są między innymi: Edward Stachura, Adam Ziemianin, Józef Baran, Bolesław Leśmian, Jan Rybowicz i Bogdan Loebl.

Prawdziwa historia SDM wiąże się z udziałem duetu w eliminacjach do Festiwalu Piosenki Studenckiej odbywajacego się w Krakowie. Przedstawiono ich wówczas jako Stare Dobre Małżeństwo... Skąd ta nazwa? Prowadzący festiwal spiker zauważył słusznie iż muzycy grają razem tyle czasu to też śmiało zasługują na takie określenie. Zostali także zauważeni przez Wojciecha Belona,  lidera grupy Wolna Bukowina, który zaprosił SDM do udziału w koncercie Światło w ramach świnoujskiej FAMY. Doszło tam do zacieśnienia znajomości,  co zaowocowało wspólnym recitalem. Do grupy dołączyła wreszcie Aleksandra Kiełb - Szawuła, która wsparła ich swoim wokalem, później dołączył do nich Sławomir Plota, kolejny wokalista i gitarzysta. Następnie dołączyli grający na skrzypcach Marek Czerniawski oraz sopranistka Alina Karolewicz. Po odejściu z grupy Andrzeja Sidorowicza stworzyli kwintet muzyczno przyjacielski. W okresie od 1989 do 2002 roku Stare Dobre Małżeństwo stanowiło formację męską w składzie Krzysztof Myszkowski, Wojciech Czemplik, Ryszard Żarowski, Roman Ziobro, którego miejsce zajął basista Andrzej Szydło, później do grupy dołączył Andrzej Stagraczyński. W 2006 z SDM związał się gitarzysta Dariusz Czarny, a w 2007 grający na harmonijce Przemysław Chołody.

WAŻNA SYLWETKA

Edward Stachura (ur.1937 - 1979) przyszedł na świat we Francji w rodzinie polskich imigrantów. Mieszkali jakiś czas w Charvieu, a potem w 1948 roku przenieśli się do Polski i osiedli w Łaziencu. W szkole podstawowej, do której uczęszczał Edward był raczej przeciętnym uczniem. Zaczął pisać w wieku siedemnastu lat. Później podjął studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, był to jeednak ciężki dla niego czas, ponieważ nie miał wtedy gdzie mieszkać ani za co żyć. Poeta żył z nią na dzień,  ciągle poszukując swego miejsca na świecie. Jego dzieła to poematy,  liryka, oraz pełna refleksji proza poetycka. Czerpał inspiracje głównie z ballad i gawędy. Podczas spotkań autorskich z czytelnikami grał na gitarze i śpiewał napisane przez siebie teksty. W czasie podróży młody Stachura - pseudonim Sted - prowadził dzienniki, notatki i zapiski. Wszystkie one miały być spostrzeżeniami dotyczącymi  otaczającej go rzeczywistości. W swojej twórczości ukazywał konflikt pomiędzy obcością, lękiem egzystencjonalnym i odrazą do współczesnej rzeczywistości, która ogranicza wolność a chęcią przeżywania i uznawania życia, natury, człowieka, etyki. Edward Stachura często uzupełniał i aktualizował swe dzieła toteż nazywa się go twórcą poezji czynnej. W 1972 roku dostał literacką nagrodę Fundacji im. Kościeliskich.

Nie był to artysta, którego twórczość szczególnie wiązała się z Bieszczadami, gdyż Stachura był tam tylko raz, a mimo to w Bieszczadach urządzano warsztaty i zloty  fanów zwane też "stachuriadami". Bardzo dużo podróżował w inne strony, np. do Meksyku (studiował literaturę na UNAM - stypendium). Był też w Jugosławii,  w Syrii, w Norwegii, Szwajcarii, Francji, Kanadzie i w USA.  W życiu tego poety były cztery kobiety : Zyta Anna Bartkowska, Barbara Czochralska, Danuta Pawłowska i Marta Kucharska. Poeta nie stronił też od hazardu i alkoholu. Cierpiał na zaburzenia urojeniowo - omamowo, a obecnie mówi się, że mógł mieć chorobę efektywną dwubiegunową. Dwukrotnie próbował popełnić samobójstwo aż w końcu mu się udało - sięgnął po sznur i powiesił się. Jakiś czas leczył się w szpitalu psychiatrycznym, ale zrezygnował z leczenia.  Zakończył życie mając 42 lata.



Wybrana dyskografia SDM 










A która jest Wasza ulubiona płyta? 


Moje ukochane utwory SDM 


1. Z nim będziesz szcześliwsza 

2. Bieszczadzkie Anioły 



3. Opadły mgły, wstaje nowy dzień 


4. Jak 



4. Idź dalej 



5. Leluchów 


 



Druga grupa o podobnym profilu jak Stare Dobre Małżeństwo śpiewająca o Bieszczadach to Cisza jak ta. Ci znów często występują w schroniskach górskich (nie tylko tatrzańskich), przemierzają szlaki turystyczne, oraz ulice dużych  i małych  miast racząc nas melodiami z Krainy Łagodności. Zespół złożony jest z bardzo młodych utalntowanych i pozytywnych ludzi kochających góry, co z resztą słychać w ich muzyce. Bez trudu można się zatracić w tym klimacie. Wpadłam kiedyś zupełnie przypadkiem, na You tube na jeden z ich  popularnych utworów, a mowa o piosence "W naszym niebie" no i co tu dużo mówić - przepadłam całkowicie. Mają mnóstwo takich kawałków z duszą, porywających momentalnie. Ciężko byłoby powiedzieć o nich, że są banalne, bo absolutnie nie należą do takich, o których się zapomina. Pokochałam tą grupę. Wspaniały wokal, męski i kobiecy. I te flety - jednym słowem MAGIA - działają na mnie niezwykle kojąco.  Podobnie skrzypce. Chcecie ich poznać? Polecam serdecznie.




Zespół Cisza jak ta istnieje i tworzy od 2003. Ich repertuar obejmuje piękne aranżacje muzyczne utworów wierszowanych największych polskich poetów XX wieku wieku, takich jak Bolesław Leśmian, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Jonasz Kofta, Agnieszka Osiecka czy Edward Stachura. Artyści wykorzystują również dzieła współczesnych poetów, między innymi: Wiesławy Kwinto-Koczan, Eweliny Marciniak, Barbary Borzymowskiej czy Tomasza Borkowskiego. Autorami tekstów są również aktualni lub byli członkowie zespołu (Michał Łangowski, Mariusz Skorupa, Mariusz Borowiec, czy Mateusz Wyziński). Od początku swego istnienia (to jest 15 lat działania) grupa dała ponad 900 niesamowitych koncertów w całym kraju, i wypuściła 11 albumów, na których znalazło się ponad sto utworów. Byli wielokrotnie nagradzani za swoją twórczość i występy. 

W skład grupy wchodzą obecnie: Michał Langowski (gitara akustyczna, wokal, perkusja), Mariusz Skorupa (gitary, harmonijka ustna, wokal), Ilona Ejsmont
( skrzypce, wokal), Ola Frąckowiak (flet poprzeczny,  wokal), Darek Bądkowski (gitara basowa), Mateusz Wyziński (perkusja, djembe, wokal, gitara).

Należy dodać, że Zespół jest Ambasadorem Fundacji Daj mi skrzydła aktywnie wspierającą osoby chore na SLA.


Wybrana dyskografia Cisza jak ta 









A teraz moje ukochane utwory Cisza jak ta 

1.Portret dziewczyny



2. W naszym niebie



3. Miłość w Cisnej



4. Ciepły sen o Bieszczadach 




Dom o zielonych progach - grupa wykonująca poezję śpiewaną oraz piosenkę turystyczną jest już dobrze znana w Polsce podobnie jak ich twórczość. Ich piosenki śpiewa się na szlakach turystycznych, w schroniskach i przy ogniskach.  Nazwa zespołu to tytuł przepieknego wiersza Kazimierza Węgrzyna. Muzycy czerpią też inspiracje z wierszy Harasymowicza oraz Wojciecha Belona.  Działają prężnie od 2000 roku w składzie: Marcin Skaba, Wojciech Szymański, Bartosz "Pelton" Zalewski, Gertruda Szymańska. Filarem zespołu jest Wojtek Szymański. Od początku istnienia zespołu śpiewała z nimi Barabra Mendyk aż do 2016 roku.

Zespół bierze udział w projekcie pt. "W górach jest wszystko co kocham" - cykle koncertów promujących piosenkę turystyczną. Dumnie stawiani są obok takich grup jak Stare Dobre Małżeństwo oraz Grupa Wolna Bukowina. Byli kilkakrotnie nagradzani również przez swoją publiczność.

WAŻNA SYLWETKA 

Jerzy Harasymowicz ( ur. 1933 - 1999) - wspaniały poeta mieszkajacy niegdyś  w Krakowie, jednak jego prawdziwym domem są Bieszczady i Beskid Niski. O tamtych górskich stronach powstało najwięcej wierszy. Cudownie pisał o cerkwiach, Łemkach, bukowych lasach czy bieszczadzkich połoninach. Nazywano go Księciem Krainy Łagodności, Homerem Łemkowszczyzny, a także Bardem krakowskiego Zwierzyńca. To artysta bardzo bliski sercu członków zespołu, którzy w swoich utworach zawierają wiersze tego Pana.  Wydał kilkadziesiąt tomików poezji ( między innymi: Cuda 1956, Powrót do krainy łagodności, Ma się pod jesień,  Budowanie lasu, Znaki nad domem.



Wybrana dyskografia Zespołu 





                                         Ulubione kawałki Domu o zielonych progach

1. Zostanie tyle gór



2. Łemata 



3. Wieje wiatr



4. Nic byś nie zyskał 



Wolna Grupa Bukowina - zespół  muzyczny wykonujący tzw. folk rocka oraz poezję śpiewaną, której założycielem był maturzysta Wojciech Bellon. Zadebiutowali w 1971 roku na Giełdzie Piosenki Turystycznej w Szklarskiej Porębie. Wygrali piosenką autorstwa Wojtka, pt. "Ponidzie". Grupa miała formę otwartą to też występowało z nią wiele polskich wykonawców i muzyków. W skład zespołu wchodzili poza Bellonem (twórca większości tekstów piosenek), Grażyna Kulawik, Wojciech Jarociński oraz Wacław Juszczyszyn. Nie licząc ogromnego dorobku fotograficznego Wolna Grupa Bukowina może poszczycić się występami w licznych festiwalach, w tym na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, brała udział w studenckich festiwalach FAMA, a nawet na Festiwalu Woodstock dla 150 tysięcznej widowni. Występowali wielokrotnie za granicą, głównie w Europie i dla Polonii w Kanadzie, USA i Irlandii. Grupa nadal działa (od 40 lat) i cieszy się popularnością, ciągle zdobywa coraz to nowe pokolenia słuchaczy. Obecny skład WGB to Grażyna Kulawik (śpiew), Wojciech Jarociński (śpiew,  gitara), Wacław Juszczyszyn (śpiew, gitara), Marek Zarankiewicz (perkusja), Krzysztof Żesławski ( gitara elektryczna). Najbardziej znane przeboje tego zespołu to Majser Bieda, Sielanka o domu, Pejzaże Harasymowiczowskie, Bez słów, Chodzą ulicami ludzie. 

Wybrana dyskografia Grupy Wolna Bukowina 










I co powiecie? Znajdziecie w tym coś dla siebie? Posłuchajcie i sprawdźcie. Czasem przypadkiem znajdujemy coś nowego i to coś zaczyna się nam bardzo podobać. Nie mogę się oderwać od SDM czy od sielskich piosenek grupy Cisza jak ta. Mogę ich słuchać godzinami. Mają masę niezwykłych, zapadajacych głęboko w pamięć kawałków. Planuje się wybrać z rodzinką w maju na koncert SDM w Krakowie. Mam nadzieję, że wreszcie wypali. Moje córki bardzo lubią Stare Dobre Małżeństwo i często razem śpiewamy sobie Bieszczadzkie Anioły. Chciałabym też skoczyć na jakiś koncert Cisza jak ta i poczuć w końcu ich klimat na żywo. Zakładam, że większość z Was zna zaprezentowany przeze mnie repertuar. Może nawet nucicie sobie te utwory gotując lub na spacerze z psem lub przy ognisku, niekoniecznie w górach. Polecam także wiersze Pana Jerzego Harasymowicza, które przeniosą Was w inny wymiar do Krainy Łagodności, na łąki, połoniny, w lasy, na szlaki, do czasów Łemków. Może znajdziecie chwilę by zasiąść  spokojnie w fotelu i sięgnięcie po wiersze tego wielkiego poety. Dajcie się zaczarować górom.




Źródło:

Zdjęcia : Google
Informacje: Wikipedia
http://sdm-myszkowski.com
https://www.eventim.pl/stare-dobre-malzenstwo-biografia.html?affiliate=PLE&doc=artistPages/biography&fun=a
http://www.ciszajakta.art.pl/zespol
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Cisza_jak_ta
https://dom.art.pl/zespol/inspiracje
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Dom_o_Zielonych_Progach
http://gazeta.us.edu.pl/node/186361
http://czytajpl.pl/2018/08/18/edward-sted-stachura-poezja-hazard-i-samobojcza-smierc
http://www.wolnagrupabukowina.pl

sobota, 9 marca 2019

Przebudzenie i powrót do życia

Witajcie Moi Drodzy


W końcu wracam. Dawno mnie tu nie było, wiem. Musiałam sobie trochę spraw uporządkować, co zajęło mi, sporo czasu. Ogólnie rzecz biorąc to też nie miałam ani czasu ani siły na pisanie bloga, przepraszam Was... Miałam pewne problemy z najstarszą córką i ze szkołą, a co za tym idzie masę załatwień i rozmaitych komplikacji... No i kupę stresu zaliczyłam co odbiło się na moim zdrowiu. Cóż... Takie jest życie, że lubi wywracać koziołki,  mieszać nam szyki, kombinować, a człowiek wiecznie musi o coś walczyć. Ciężkie chwilę przechodziłam tej zimy. Czasem wydawało mi się, że już na prostą nie wyjdę.  Wiele łez wylałam. To wszystko z bezsilności jaką odczuwałam. Stałam na rozdrożu nie wiedząc, którą drogę wybrać żeby było lepiej... W domu bywało różnie. Raz lepiej raz gorzej. Była u mnie też okropna deprecha...  Weszła bezczelnie, bez pukania. Skończyło się oczywiście na wizycie u psychiatry i lekach, które zapisał. W dzisiejszych czasach kontakty z psychiatrą to już raczej standard. Zauważyliście? Z pomocy tego typu specjalistów korzysta co drugi Polak. Troszkę pomogło. Jestem odrobinę spokojniejsza, mniej znerwicowana chyba. Tak mi się przynajmniej wydaje. Potem poszłam do psychoterapeutki, która okazała się niezwykle ciepłą empatyczną  osobą i otwarcie się przed nią nie sprawiło szczególnego problemu. To mi było potrzebne. Wcześniej miałam momenty, że tylko płakałam, trzesłam się i błagałam Boga w myślach "Już wystarczy tych komplikacji, proszę. Więcej nie udzwignę". I wreszcie ktoś mnie wysłuchał. Poprawiło się. Mimo to jestem zwyczajnie zmęczona wszelkimi trudami i niepowodzeniami jakich doświadczyłam. Męczy mnie tłumaczenie niektórym ludziom, że w depresji nie tak łatwo jest walczyć z przeciwnościami losu,  które Cię z nagła dopadają. Jednak zrozumie to tylko ten kto ma podobne problemy i przeżył to samo. Taki ktoś nie będzie Ci bezlitośnie wciskał, że ciągle się nad sobą użalasz i że nic nie robisz... Ten miniony czas obfity był we łzy i wielkie rozczarowania.... No ale mówią, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.... 

Pewnie tak jest bo czegoś się z Dominiką nauczyłyśmy. Trochę się do siebie zbliżyłyśmy i więcej rzeczy robimy razem niż dotychczas. Zdecydowanie jest lepiej niż było. Czasami warto sumiennie nad czymś popracować. Bo bez pracy nie ma kołaczy, nie ma plonów. Tak to jest. Nieraz czegoś nie dostrzegamy. Drobnych błędów.  Wszystko przez to zabieganie w życiu,  przez ten dziki pęd, zupełnie niepotrzebny. Tyle rzeczy nam w życiu codziennym umyka. Trudno nam się zatrzymać w pogoni za niewiadomo czym. Brakuje czasu na prostą  refleksję. Brakuje czasu na wspólny odpoczynek. Tylko ciągle biegniemy... biegniemy. A czas leci nieubłaganie. Dzieci rosną... Też szybko. Dramatycznie szybko. Lada chwila i wyjdą ze szkoły, a potem z domu żeby zacząć swoje własne dorosłe życie.  Dopiero kiedy człowiek się zatrzyma i zastanowi widzi ile mu uciekło, ile stracił przez swoją bieganinę.  Ja też wiecznie zabiegana. Ciężko mi się zatrzymać w miejscu. Próbuje choć z marnym skutkiem. Łatwiej jest mi się zatrzymać gdy jestem w górach. Wówczas mam czas odpocząć, złapać długi oddech. Przestaję pędzić.  

Za dużo wzięłam na siebie odkąd się Julka urodziła. Chciałam wszystkiemu sama podołać i przegiełam z deczka. Przeforsowałam się i przerosło to wszystko moje możliwości. Nie da się tak żyć,  że człowiek wiecznie sam walczy w tej codzienności ... Trzeba nieraz przystanąć, głęboko odetchnąć pełną piersią i pomyśleć... Nie ma ludzi idealnych, rodziców też,  ani dzieci. Ważne jednak by dostrzec w porę że coś nie gra i poprawić swoje błędy... Wspólnie. Nie zawsze jest to łatwe, lecz warto podjąć jakiekolwiek starania żeby iść ku lepszemu. Warto mieć nadzieję, choć niektórzy mówią Ci że "nadzieją matką głupich". Może tak może nie. Nieraz zdaje nam się że to co robimy idzie na marne. Niekoniecznie. Zawsze coś idzie do przodu.  Czasem brakowało mi wiary w siebie i tej  nadziei. Nie wierzyłam w to, że to robię ma sens. Co gorsza wmawiałam sobie, że moje starania nic nie dają. A jednak dały. Trochę mi teraz głupio przed samą sobą ale depresja zrobiła swoje. Nie mogłam wyjść z dołka w który wpędziła mnie sytuacja. Gdyby nie silne wsparcie kilku bardzo kochanych wyrozumialych i cierpliwych osób,  które mają podobne doświadczenia byłoby ze mna całkiem źle. Po drugie kiepsko z moją odpornością. W trudnych chwilach szybko się załamuje, gdy coś znienacka spada mi na łeb panikuje i nie umiem trzeźwo myśleć.  Wtedy chciałabym żeby wszystko prędko się poukładało, ale to nie takie łatwe.  Życie w takich sytuacjach jest jak rozsypane puzzle. Długo trzeba je składać zanim znów zespolą się w całość. Mówią że z każdą sytuacją trzeba się w życiu zmierzyć. Podróż ziemska jak wiadomo nie jest usłana różami. Każda niedogodność jest jak kamień w znoszonym bucie. Jesteśmy wiecznymi podróżnikami w naszym życiu, a droga bywa kręta, mozolna, kamienista. Idziemy ocierajac pot z czoła, raz jest gorąco, czasem powieje zimny wiatr, czasem sypnie piaskiem w oczy.  Dążymy do jakiegoś celu, każdy do innego. Pilnujemy znaków,  drogowskazów,  nieraz błądzimy. Ci pędzący gubią w pewnym momencie szlak i muszą zawracać, szukać właściwej drogi. Po co więc pędzić? Zwolnij człowieku, popatrz, rozejrzyj się  czy o czymś czy o kimś nie zapomniałeś.


*****

A nasza mała Julka sporo urosła. Zaraz będzie miała roczek. Raczkuje od ponad miesiąca i nawet zrobiła już kilka kroczków sama. Czekamy na więcej. Siostry są z niej niesamowicie dumne. Bardzo pocieszne z niej dziecko. Zamiata po poďłodze na czworakach jak mała torpeda. Trudno uwierzyć, że już taka duża dziewuszka. Dopiero takie maleństwo było. Ani się obejrzymy i będzie szła do przedszkola aparatka jedna. Poza tym dużo się śmieje i tańczy w łóżeczku przy barierę, jak tylko usłyszy znaną sobie muzykę. Ostatnio spodobała jej się grupa Queen. Faaaajnie reaguje na muzykę.  Coraz więcej rzeczy ją interesuje, wszędzie chce być, zagląda w każdy kąt niczym odkurzacz. Trzeba ją uważnie pilnować. Dziś już od 7 rano gaworzy.  Możliwe że wieczorem wcześniej pójdzie spać. Mam szczęście że przesypia cała noc. Za dnia różnie to bywa.  Przeważnie popołudniami pada i śpi jakieś trzy godzinki. Potem wstaje i do 22 dokazuje. Dużo radości z nią mamy, nie da się ukryć. Nawet Domi i Lena przyznają.  Urocza mała istotka potrafi w mig poprawić humor człowiekowi.







Miałyśmy dzisiaj iść nad zalew popatrzeć na ptaki, ale zbyt wietrznie jest... Szkoda. Liczymy, że jutro pogoda się poprawi I będzie można wybrać się gdzieś dalej. Jakoś nie lubię łazić po osiedlu. Wolę zabierać dziewczyny tam gdzie jest trochę więcej zieleni. Jeszcze trochę i zacznie się prawdziwa wiosna. Tęsknię za wypadami w góry.  Jako, że  tegoroczne ferie spędziliśmy z konieczności w mieście to tym bardziej ciągnie nas w góry. Ostatni tydzień ferii umiliła nam wizyta Kasi Chodorowskiej i chłopaków. Kasia jak zawsze podniosła mnie na duchu. Chociaż przez chwilę mogłam oderwać się od problemów i smutku. Dziewczyny też się cieszyły z wizyty cioci i chłopaków. Po przyjeździe zabraliśmy ich nad Zalew Nowohucki i w okolice. Tu trzeba dodać, że zima w tym roku dopisała. Było bardzo mroźno i sypało. To uczyniło otoczenie iście bajkowym. Sami zobaczcie... 









Prawda, że klimatycznie? Takiej zimy już dawno w Hucie nie było.  

Szkoda że czas spędzony w tak wspaniałym Towarzystwie ucieka tak szybko.