Proza, góry i muzyka

sobota, 25 kwietnia 2015

Wiosenne przesilenie

Hej hej hej

Wracam, mam nadzieję że na dłużej tym razem na dłużej. Musicie mi wybaczyć nieobecność.... ale Wilkołak był.... Tak mój Garou ukochany i moja uwaga skupiana była na nim na tyle że się przy okazji rozleniwiłam na maksa. Jak on jest w pobliżu to nie ma bata żeby robić cokolwiek innego niż słuchać, patrzyć i zachwycać się jego urokiem.... A jeszcze jak się wyląduje ze swoim idolem na scenie to już w ogóle kosmos... Powiem Wam trudno to wszystko opisać. Koncert w Krakowie był najlepszym koncertem w tym tournee i chyba najpiękniejszym w moim życiu. Byłam naprawdę zaszczycona i szczęśliwa. Zrobił mi  przepiękny prezent. W życiu bym się tego nie spodziewała. To było niesamowite przeżycie, wspomnienie na całe życie.... Patrz jak to brzmi...Byłam na scenie z Garou.... Ogólnie byłam na trzech jego koncertach ale ten był najbardziej wyjątkowy przez to co dla mnie zrobił. Szczerze mówiąc brak słów. We Wrocławiu na pierwszym show udało mi się nawet dobić do niego pod scenę, dać mu buzi dwa razy i popatrzeć w te wielkie niebieskie oczyska. Jak tylko mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko do mnie i dał mi znać że mnie pamięta. Cudowne uczucie. Kochany Wilkołak. Śpiewa wspaniale, aż serce miałam w gardle. Niesamowity program koncertu, znaczy się playlista, ta energia i ten jego głos.... Zespół też bardzo sympatyczny. Właściwie co mogę jeszcze powiedzieć? Naprawdę brakuje słów by opisać te emocje radość którą nam dał i serce w tych piosenkach które śpiewał. Jednym słowem "szaleństwo" przez duże Sz, a Garou to artysta przez wielkie A. Równie wspaniale jak swoje utwory wykonywał też znakomicie liczne covery, zapraszał publikę do zabawy. Początkowo drętwi słuchacze dawali się w końcu ponieść rozbrajającej energii Wilkołaka, podrywali się z foteli i.... danse, danse, danse... Nie brakło też chwytających za serce ballad, wyciskaczy łez... On to potrafi wyciskać i to tak że w końcu zaczyna brakować tych łez. Do dziś widzę go przed sobą tak jak wtedy stał przede mną w Krakowie na scenie i się uśmiechał i słyszę ten głos... Aż dziw że nie zemdlałam, ale w sumie można powiedzieć że ja przy nim czuje totalny luz i jeszcze nigdy się nie stresowałam mimo tego, że jest moim ukochanym artystą, najlepszym na świecie i najmilszym stworzeniem na kuli ziemskiej jakie poznałam. A to że genialnie śpiewa to już druga para kaloszy. Tym też niezmiernie mnie ujmuje bo uwielbiam zdolnych ludzi i jednocześnie tak bardzo wrażliwych. Jednym słowem wielki artysta i wielki człowiek z wielkim sercem i duszą.

Zdjęcia robiłam jedynie na pożegnalnym koncercie w Bydgoszczy i o dziwo wyszły mi całkiem fajne. Światło było nawet nawet i nie mogę narzekać na jakość, choć niektóre poruszone ze względu na spontaniczne ruchy Wilkołaka który był dosłownie wszędzie. Skakał, biegał, tańczył i szczerzył w uśmiechu piękne białe zęby. Zaraz zobaczycie co mi wyszło. Oto one :

6 kwietnia 2015 - Hala Łuczniczka Bydgoszcz










Poniżej : dwaj moi ulubieni muzycy z zespołu : Po lewej Szupi, po prawej od Garou basista Oliwier




Poniżej : Garou testuje wytrzymałość swojego mikrofonu...










Z racji, że był to "lany poniedziałek" nie mogło obyć się bez symbolicznej polewki, Garou został oczywiście wcześniej poinformowany o naszej tradycji i uraczył żeńską część publiczności wodą mineralną z butelki i to nie jednej... Była to chyba najmilsza polewka w moim życiu hahahaah. Nie ma to jak być oblanym przez Garou prawda drogie Panie? Mam nadzieję, że stanie się to już dla nas tradycją, że w Wielki Poniedziałek będziemy lane przez Garou.... :) 

Pogoda za to była wielce bezwzględna. Deszcz zimno, aż przykro wspomnieć. Podróż długa i senna. Wracając do Krakowa oczywiście płakałam za Wilkołakiem bo jakże by inaczej. Gar to Gar... Mój kochany Uszatek Słodki . Ostatnio pomyślałam że zajebiście by było mieć takiego brata jak ten mega sympatyczny Wielkolud. Zawsze z serduchem do Ciebie i z szerokim radosnym uśmiechem, który na całe szczęście jakąś nam tą pogodę zrekompensował. Teraz w końcu jest cieplej u nas. Zimno trzymało jeszcze na Robbiego niestety. 

Zaraz po Garou, bo 17 kwietnia Kraków nawiedził Robbie Williams. On też bardzo pozytywnie mnie nakręcił. 13 lat czekałam na to, żeby zobaczyć Robbiego on live i był to naprawdę niesamowity koncert. Warto było czekać. Żałuje tylko, że nie zobaczyłam go z bliska bo siedziałam na trybunie, ale wybawiłam się i wypłakałam. Cudowne przeżycie. Najbardziej rozbroił mnie duet Roba z tatą w piosence Better man i Angels na końcu. To był przepiękny moment. Cała Arena Kraków śpiewająca Angels z Robem, a potem jego mina jak zobaczył flagę z kartek biało-czerwonych na widowni. Jak go zobaczyłam na scenie ogarnęło mnie dzikie wzruszenie, że w końcu widzę Robbiego na żywo. Radość niesamowita. Zawsze chciałam być na koncercie Williamsa. Naprawdę facet jest super, daje z siebie wszystko. Warty każdego grosza. Mega zakręcony pozytywnie wariat. Potrafi bawić, wzruszać, szokować. Doczekałam się Angels na żywo, no wow po prostu. Ta atmosfera w tamtym momencie. Do dziś żyje tym wydarzeniem, coś niezwykłego. Oczywiście Robbie oficjalnie podziękował wszystkim fanom przez swój polski fanclub zaraz na drugi dzień. Mam nadzieje, że znów za rok się pojawi u nas i że będzie więcej koncertów a nie jeden, bo naprawdę czad był nie z tej ziemi. Bez dwóch zdań Rob to jeden z najlepszych współczesnych artystów.