Proza, góry i muzyka

wtorek, 24 stycznia 2017

Zima jak malowanie

Dzień dobry Wszystkim

No i mamy prawdziwą zimę Kochani. Kto by przypuszczał że będzie tak super. Jak zaczęło sypać w Wigilię tak się trzyma do dziś. Jak dla mnie mogłoby tak zostać, nie narzekam na mrozy. Przynajmniej zabije te wszystkie zarazki i śnieżek będzie do jazdy na sankach. Zima bez sanek i bałwana to jak  nie zima przecież. A kto potrzebuje prawdziwej zimy niech jedzie w góry najlepiej. Na pewno się nie zawiedzie. Wystarczy w Gorce, w Pieniny albo w Beskid Sądecki. Ja właśnie  niedawno byłam  pod Bereśnikiem. Tym razem zabrałam ze sobą nie tylko rodzinkę, ale i przyjaciółkę Kasie, która wzięła swoich synów spragnionych śniegu i sankowego szaleństwa. Ku ich radości było cudownie biało, jak w krainie z baśni o Królowej Śniegu albo jak w Narni Lewisa. Pięknie jak marzenie. Oczywiście wszyscy bawiliśmy się wyśmienicie. Dzieciaki się wyjeździły na maksa, wytarzały się w śniegu na dziesiątą stronę. Jakbym widziała nasze husky Glorie i Amura, tyle było z tego radości. Bardzo im brakowało takich klimatów w mieście, bo u nas w Krakowie tego śniegu było jak na lekarstwo. Myślę, że szybko tam wrócimy. Jak wiecie góry są dla mnie drugim domem od bardzo dawna, bez nich nic nie miałoby sensu. Kocham klimat Szczawnicy, która mimo że trochę zasmogowana nadal jest moją ukochaną miejscowością górską. Tym razem wpadliśmy też do Czarnej Wody, żeby trochę połazić po tej łemkowskiej wsi. Kasia była tam z synami po raz pierwszy i bardzo im się spodobało. Mówi, że koniecznie muszą tam wrócić w lecie. Razem z nami. Bardzo mnie cieszy, że pokochali te miejsca tak samo jak my. Chętnie słuchali moich długaśnych wywodów na temat tamtych stron i w ogóle się nie nudzili za co jestem im wdzięczna, bo żaden ze mnie przewodnik. Staram się tylko jak najlepiej pokazać te wszystkie miejsca których inni nie znają, okrasić je magią i ciekawostkami z przeszłości. Fajnie że ktoś widzi w tym dobre strony i docenia moje starania :) Dla takich ludzi warto to robić :) Miło mi niezmiernie Kasieńko i zapraszam Was znowu w moje ukochane Góry.

Na koniec pragnę dodać, że okolice Małych Pienin czyli dawna Ruś Szlachtowska (Szlachtowa, Jaworki, Biała Woda i Czarna Woda) są jak najbardziej warte odkrywania. Ilekroć tam jestem za każdym razem ujmują mnie swoim pięknem. W zimie góry jawią nam się zupełnie inaczej niż latem czy jesienią, odkrywają swoje inne mroźne "Ja" przykryte śnieżnobiałą pierzynką. Następnym razem pokażę więcej, bo latem można się zapuścić nieco dalej, jest bardzo dużo możliwości : Wysoka, Trzy Korony, Sokolica, Spisz, okolice Jeziora Czorsztyńskiego.
 
Tu macie trochę zdjęć z tego wyjazdu, grudniowego . Wybrałam najlepsze ujęcia
 
Poniżej : Szczawnica, ul Zdrojowa
 
 
Poniżej : Plac Dietla : Budynek pijalni
 
 
 
 
Poniżej : Przy ulicy Języki
 
 
 
Poniżej : Park Górny, zza drzew wyłaniają się nam pięknie Trzy Korony
 
 
 
 
 
 
 
Poniżej : Widok na Małe Pieniny ( zdjęcie robione pod Bacówką)
 
 
Poniżej : A to nasza Bacówka pod Bereśnikiem
 
 
 
 
 
 
Poniżej : Jaworki
 
 
 
  
 
Poniżej : wodospad na potoku Czarna Woda we wsi Czarna Woda
 
 
 

 
 
 Poniżej : Dawna cerkiew łemkowska w Jaworkach obecnie funkcjonuje jako kościół rzymskokatolicki  
 
 
No i tak było. Podobają się zdjątka?
 
****
 
Jeśli chodzi o czytanie książek zeszły rok wyszedł u mnie raczej blado. Nie wiem czemu, ale szło mi dosyć opornie niestety co rzadki się zdarza. Może jakieś zaburzenia koncentracji czy coś. W tym roku zamierzam to zmienić. Muszę mieć więcej czasu na czytanie książek i basta. Zdecydowanie. Teraz czytam dwie powieści naraz i o dziwo mi się nie myli. Obie wciągają tak samo. Są naprawdę fantastyczne, bardzo ciekawe i porywające. Oczywiście dwa kryminały :) Kiedyś, a było to zdaje się w 2011 roku czyli kawał czasu założyłam sobie specjalny zeszyt w którym zapisuje cały czas przeczytane tytuły, czasem notuje także opisy żeby było wiadomo o czym ta książka była ( tak na wszelki wypadek gdybym zapomniała). W porównaniu do 2015 roku kiedy zanotowałam 17 tytułów ten 2016 wypadł bardzo słabo, bo wyszło że przeczytałam tylko siedem książek. Boże, czyżby aż tak źle było z moim czytaniem? Chyba ostatnio w 2014 tak mało przeczytałam. Nie, wtedy było o 1 więcej tytuł więcej. Wśród tytułów które przeczytałam były Malowanie ciemności Roberta Goddarda, Saga Rodu Forsyth'ów Johna Galsworthy, Tajemnica Bladego konia Agathy Christie, Spotkanie w Bagdadzie też Agatki, potem wzięłam się za książki Jeffrey' a Archera i były to takie tytuły jak Prosto jak strzała oraz Synowie fortuny. Obie świetne przeczytane od dechy do dechy. Ciężko było się oderwać od tych książek. Archer to doskonały pisarz. Muszę jeszcze coś jego poczytać. Pod koniec roku trafiłam przypadkiem na doskonałą serię kryminalną autorstwa pani Kate Atkinson, której bohaterem jest prywatny detektyw były policjant Jackson Brodie. Pierwszą którą dorwałam nosiła tytuł Zagadki przyszłości. Akcja powieści toczy się w angielskim miasteczku Cambridge, które od dawien dawna uchodzi za miasteczko studenckie ze swoimi tradycjami i starymi katedrami, tam też urodził się i dorastał mój ukochany gitarzysta David Gilmour dokładnie przy Grantchester Meadows. Podobnie jego szkolni koledzy Syd Barrett i Roger Waters z którymi grał potem w Pink Floyd. To ich rodzinne strony :)
 
Ta książka natychmiast mnie porwała tak że zrobienie sobie przerwy na jedzenie było już poważnym problem. Klimat powieści jest niesamowity, zawsze porywa cię ciekawość co dalej....? Teksty również fajne jak przystało na rodowitą Angielkę. Ale nie od dziś wiadomo co ze mną robi czarny angielski humor, prawda? Zawsze byłam fanką Monty Pythona i Czarnej Żmii, nie wiem czy już o tym wspominałam, kocham też niewyparzony język Jeremy' ego Clarksona :) Mam gdzieś jedną z jego książek...Tymczasem wracając do lektury muszę dodać, że nigdy wcześniej nie czytałam nic Kate Atkinson, a teraz szczerze z całego serca polecam jej książki bo ta kobieta pisze po prostu REWELACYJNIE!!!!! Potrafi mocno zaskoczyć czasem wystraszyć, a czasem momentami mocno rozbawić, mimo że to kryminał. Tym się różnią kryminały angielskie od skandynawskich że nigdy nie brakuje w nich szczypty dobrego ang humoru, nie są też takie suche ani zimne. Książki Kate to zdecydowanie Literatura na wysokim poziomie napisana z wysokim rozmachem. Kolejną przeczytaną przeze mnie książką tej autorki była Przysługa, chyba jeszcze lepsza od poprzedniej. Naprawdę majstersztyk. Druga część toczy się w Edynburgu czyli w Szkocji. Podczas festiwalu sztuki dochodzi do przestępstw w które wplątany zostaje nasz detektyw Brodie. Kolejne wątki mnożą się niczym grzyby po deszczu. Trzeba uważać żeby się nie pogubić. Bardzo fajnie się czytało. Polecam! Jeśli zaś chodzi o twórczość Goddarda to mam już na koncie sporo przeczytanych książek, sięgnęłam po nie już jakiś czas temu. Było ich chyba dziewięć zdaje się, a między nimi : Zamknięty rozdział, Uchwycona w światło, Pożyczony czas, Zapisane w kamieniu, Zbyt późno, Ucieczka spod Obłoków, Dłoń w rękawiczce, Co kryje mrok, Cienie przeszłości. Trudno powiedzieć która z tych powieści była najlepsza, ogólnie rzecz biorąc wszystkie historie opowiedziane przez tego Pana bardzo mi się podobały. Robert Goddard uznawany jest za jednego z Mistrzów Suspensu. Suspens to technika polegająca na wstrzymaniu biegu akcji lub jej niespodziewanym zwrocie w celu wywołania silniejszych wrażeń u odbiorcy, zaskoczenia go. Stosuje się go w zarówno w kinematografii jak i w literaturze ( źródło: http://portalwiedzy.onet.pl/109054,,,,suspens,haslo.html ). Z tego co widzę jest jeszcze wiele pozycji których nie czytałam. Bardzo lubię jego styl i z wielką przyjemnością zagłębiam się w historię bohaterów tego autora. Z tego co wiem Goddard studiował w Cambridge historię :) No proszę jaki ten świat mały...
 
A oto i ten sympatyczny pan pisarz
 
 
                                          Źródło : http://thewritersacademy.co.uk/robert-goddard/
 
 
***
 
Jeszcze jeden temat mam tu dziś poruszyć, żebym nie zapomniała, a mianowicie przedstawić pewnego bardzo fajnego bloga, którego czytam od jakiegoś czasu z zapartym tchem. Autorką tego bloga jest kolejna moja imienniczka, a nazywa się Kasia Wołek... Same fajne zdolne Kaśki ostatnio w moim otoczeniu z czego bardzo się cieszę. Zawsze staram się zwrócić uwagę na blogi wybitnie zdolnych ambitnych blogerów i tym razem powiem trochę o osóbce równie zdolnej i niezwykle barwnej postaci którą po prostu warto znać i czytać. Styl Kasi od razu przypadł mi do gustu. Sami z resztą zobaczycie co ta Dziewczyna potrafi robić ze słowami. Jej teksty na pewno same się obronią, ale mały pean z mojej strony nie zaszkodzi a zmotywuje i doda animuszu. Jak już się biorę za jej bloga mam problem z opuszczeniem go. Przepadam na dłuższy czas. Pięknie potrafi ubrać tekst w najlepiej dobrane... trafne słowa.  Gdyby tak zebrała wszystkie te teksty w jedną całość pewnie byłby to kawał dobrej książki. Gdy je czytacie są one niczym soczysty pełen kolorów dojrzały owoc, który możesz jeść do woli i nigdy nie masz dość. I właśnie ta soczystość wyrazów u Kasi mnie najbardziej zdumiewa. Sama tak chyba nie potrafię... jeszcze. Ta wyrazistość i oryginalność aż bije w oczy, nie sposób tego nie wyczuć. Czy to liryka czy epika ta ona spokojnie daje radę. Warto się zatem bliżej przyjrzeć temu co tworzy. Mam nadzieję, że docenicie jej twórczość i sami w tą sztukę wsiąkniecie. Według mnie Kasia jak najbardziej na to zasługuje. Trudno w dzisiejszych czasach o ludzi tak ambitnych którym się coś chce, którzy w różny sposób dążą do ulepszania współczesnej rzeczywistości, wzbogacają ją. Takim wybitnym jednostkom ciężko jest jednak zaistnieć w dzisiejszym świecie, ponieważ konsumpcja dziś jest nastawiona na łatwy kąsek i nie dostrzega wyższych wartości w sztuce. Bez zastanowienia biorą to co wciska im Komercja : byle było proste lekkie i przyjemne (zależy dla kogo przyjemne) bez wartości estetycznych. Wszystko się teraz stawia  na ilość nie na jakość i to mnie dziś wkurza najmocniej. Mało kto dziś patrzy na jakość, na estetykę tymczasem warto tworzyć oryginalnie, a nie po łebkach, bez strachu że komercyjny odbiorca tego nie przyjmie, bo woli coś oklepanego, a ambitne odrzuci bo mu będzie zalegać na półce. Są jeszcze Ludzie Ambitni obok Nas którzy łakną tego co w sztuce najlepsze, a nie tanie pozbawione gustu i smaku. Nie dajmy umrzeć prawdziwej Sztuce, wskrzeszajmy to co pokazali nam rodzice.
 
Jak dla mnie ten blog to jaskinia inspiracji :) Można z niego czerpać pełnymi garściami... Tylko nie zapomnijcie o głębokich kieszeniach żebyście to mogli pomieścić. Każdy post na tym  blogu daje do myślenia i to jest następny plus. Zawsze cenię prawdziwość w tekście i to jak człowiek wyraża swoje myśli, czy to w muzyce czy w literaturze albo w filmie. Prawda może być najczarniejsza, ale zawsze powinno się o niej mówić otwarcie, nic nie ubarwiać, nie obwijać w bawełnę po prostu mówić o niej takiej jaka jest w rzeczywistości. Mówić w sposób oryginalny ale bez ogródek walić prosto z mostu. To jest prawdziwa sztuka, czasem wykrzyczana, czasem mroczna, ale prawdziwa. Zapraszam do lektury pod podanym linkiem : https://calexicos.me/ 
 
 
 Mam nadzieję że pamiętacie o zaglądaniu na bloga Walecznej, która pisze o Wielkiej Brytanii i wspaniale fotografuje. Ostatnio napisała fantastyczny wyczerpujący post na temat uwielbianego przeze mnie Tolkiena po ang i okrasiła super zdjęciami. Zapraszam w Imieniu Dzielnej Brytanki :) Tutaj proszę : http://www.catherinethebrave.com/tolkiens-oxford-guide/
 
 
 

 

wtorek, 3 stycznia 2017

Taki był 2016 rok czyli trochę smutku i trochę radośći.

Witajcie Kochani

Znów się opuściłam w pisaniu bloga. Grudzień się skończył a ja ani jednego posta  nie skleciłam w miesiącu... Dlaczego? A dlatego, że tym razem wzięłam się troszkę za swoją książkę. Chciałam coś pchnąć do przodu, żeby nie mieć odczucia, że ciągle stoję w miejscu. Niestety nie da się robić wszystkiego naraz. Coś trzeba zaniedbać żeby ruszyć z czymś innym. Musiałabym mieć chyba kilka par rąk jak pająk, żeby wszystko ogarnąć. Niemniej jednak mam wyrzuty sumienia, że Was tak zostawiłam... Nie, nie obiecuje nic bo nie lubię obiecywać i nie wywiązywać się z obietnic, mam tylko nadzieję, że się to zmieni. Zwyczajnie nie ogarniam tego nawału pomysłów które gdzieś mi tam kiedyś w głowie zaświtały.... Wciąż brak czasu na zrealizowanie tych planów oraz idei. Szkoda... A co tak poza tym? Ostatnio co drugi poniedziałek słucham sobie pięknej audycji Płyty z górnej półki w radio Akadera. Dwa tygodnie temu Redaktor Adam Musiuk mówił o Jimie Morrisonie i jego niesamowitym rockowo bluesowym zespole The Doors. Muzyka Doorsów jest fenomenalna, bo oni byli fenomenalni!!!!!!!!! Magia i prawdziwa wirtuozeria, coś czego do końca nie można ogarnąć słowami. Wielki zespół i wielki artysta czyli Jim lider The Doors, który odszedł z tego świata mając zaledwie 27 lat. Kochany i wspominany przez rzesze fanów na całym świecie, bo nie sposób zapomnieć kogoś takiego jak on. Gdyby żył miałby dziś 73 lata. Ale żył tylko 27...  Bardzo nam szkoda Jimmy' ego, po prostu szkoda. Trudny to był człowiek, nie da się ukryć. Skomplikowany, zagubiony totalnie w tym zwariowanym pełnym okrucieństwa świecie, młody bardzo wrażliwy człowiek, który nie potrafił żyć bez uzależnienia od narkotyków i jednocześnie wielki poeta tamtych czasów (koniec lat 60 i lata 70 te) który jest autorem niepowtarzalnych tekstów piosenek, prawdziwych, dogłębnych, niebanalnych, poruszających, przenikliwych do bólu. Kto dziś tak pisze jak on? Mało kto. To był Artysta, którego nie wolno nam zapomnieć...

 
Poniżej : grób Jima Morrisona na cmentarzu Pere Lachaise w Paryżu, gdzie spoczywają między innymi Edith Piaff, Fryderyk Chopin, komediopisarz Mollier, Victor Hugo
 


 
Niestety nie obejdzie się znów bez smutnej zapowiedzi... Otóż niedawno o czym każdy już pewnie wie, a może nie każdy odszedł od nas kolejny wspaniały muzyk artysta, gitarzysta o wspaniałym głosie Greg Lake, członek takich grup jak King Crimson oraz Emmerson Lake & Palmer. Pokonał go Rak... Ten wredny przebiegły rak na którego wciąż nie ma sposobu. Dopiero co pisałam o Leonardzie Cohenie a tu już następne żniwo tej choroby. Liga Mistrzów się wykrusza coraz bardziej... Z trwogą myślimy : Kiedy to się skończy? To boli gdy pomyślimy, że pewnych muzyków którzy dawali nam radość swoją wspaniałą muzyką już nigdy więcej nie zobaczymy, a muzyki na żywo nie zastąpi nic, żadna nawet najlepiej nagrana płyta.... A tak w ogóle to brak mi słów na to co się dzieje ostatnio. Bezwzględna Kostucha pustoszy bezwzględnie nasz ukochany muzyczny świat. Pamiętam jak zabrała Ricka Wrighta a jego śmierć pozbawiła fanów Pink Floyd wszelkich złudzeń. Już wtedy było wiadomo, że to koniec Pink Floyd bo ten zespół bez Ricka nie mógłby funkcjonować czego jestem absolutnie świadoma. Jak kiedyś słusznie powiedział David Gilmour, nikt nie zastąpi Richarda. Szczęściarze, którzy byli na koncercie Davida w Stoczni w 2006 mogli zobaczyć i usłyszeć na żywo tego znakomitego klawiszowca, artystę, wokalistę towarzyszącego swojemu przyjacielowi w czasie trasy promującej album On a Island. Podczas tego koncertu po raz ostatni David i Rick zaśpiewali swoje Echoes, jeden z najpiękniejszych utworów w historii Pink Floyd, który dokładnie 45 lat temu wybrzmiał w Pompejach w 1972 roku.

Teraz wspominam Grega słuchając jego utworów i nadal go opłakuje ponieważ trudno nie płakać gdy świat utracił jedną z najcenniejszych Pereł Rocka. Kocham jego głos, szczególnie z czasów młodości... Boziu jaki ten chłopak miał głos... Tym głosem skruszał niejeden lód... Prócz tego był takim uśmiechniętym uroczym chłopakiem jak wielu muzyków w tamtych czasach. Cudowny Długowłos z głową pełną wspaniałych pomysłów. Dzięki koleżance z grupy fejsbukowej znalazłam pewną wersję Epitaph King Crimson gdzie Greg śpiewa ten utwór praktycznie acapella. Muszę powiedzieć że ta wersja ścięła mnie z nóg i miałam ciary na całym ciele gdy pierwszy raz jej posłuchałam.... Przepraszam Was że tyle smutku ostatnio w moich postach, lecz od pewnego czasu przytłacza mnie świadomość, że  śmierć jest tak wszechobecna... Ona nie daje człowiekowi wytchnienia. Dopada nas z zaskoczenia zatruwając dusze ostrzem swej kosy... Zabiera naszych bliskich i innych ludzi, starych młodych i nic niewinne dzieci... Echhhh :(

Do zobaczenia po Ciemnej Stronie księżyca Master Lake. Kiedyś się zobaczymy...

Posłuchajcie teraz tego wykonania. Może pozwoli Wam ono choć na momencik zagłuszyć pustkę w sercu jaka powstała kiedy zgasł kolejny promyczek światła którym był Greg Lake. Wsłuchajcie się w ten cudowny łagodny wokal, wyobraźcie sobie że zatapiacie się w jego głębi, pozwólcie by obezwładnił każdą komórkę Waszego ciała.... Oby przyniósł ukojenie.


 
Co czuliście słuchając tego...????


Z jednej strony życie coś nam daje by zaraz potem to odebrać. Coś lub kogoś. Dało nam takich muzyków jak Greg Lake, Jim Morrison, John Lennon, Richard Wright, Freddie Mercury, którzy wypełnili to życie wspaniałymi niezapomnianymi dźwiękami. Te dźwięki będą w nas tkwić, pozostaną na zawsze jeśli będziemy chcieli je zachować i pielęgnować pamięć o nich. Pozwólmy tej pięknej muzyce wryć się w nasze wnętrze. Wierzę w pozytywne oddziaływanie muzyki na życie, w to że muzyka leczy ból lepiej niż jakakolwiek terapia u psychologia. Jeśli ją kochamy ona kocha nas i umacnia, podnosi, daje siłę do tego żeby się podnieść po najgorszym upadku. Terapia muzyką to jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie możemy sobie zafundować kiedy wpadamy w nasze najgłębsze życiowe dołki. Moja ukochana muzyka już z  niejednego dołka mnie wyciągała. Gdy nie pomagały rozmowy z ludźmi, którzy rzekomo chcieli dla mnie dobrze, gdy zawodziły słowa i wszystko wydawało się być do kitu radość i ukojenie przyniosła mi Muzyka, na którą postanowiłam się otworzyć. Jak już kiedyś powiedziałam Muzyka to jedna z najważniejszych rzeczy w moim życiu, bez której nie wyobrażam sobie swojego życia, bo to ona mnie inspiruje w mojej pracy jaką jest pisanie, ona podsyca moją wyobraźnię. Może nie jestem muzykiem, nie śpiewam, nie gram na instrumentach, nie komponuje spełniam jednak rolę strażnika, który strzeże jej od zapomnienia bo jest tego warta. Mogę wałkować w nieskończoność takie utwory jak Imagine Lennona, Brain damage Pink Floyd, Layle Claptona Bohemian Rapsody Queenów, Cry Baby Janis Joplin czy Light my Fire Doorsów bo wiem, że te kawałki są tego warte. Można by jeszcze wymieniać, wymieniać, można bez końca przebierać w klasyce ponieważ nie da się jej ogarnąć za jednym razem. Tyle jest tego co warto ocalić od zapomnienia. Warto!!!!

Poniżej Greg Lake

 
Poniżej Greg Lake w King Crimson
 
 
Poniżej : Greg w Emmerson Lake and Palmer
 
 
 

Na początku grudnia byliśmy z Darkiem na koncercie Uriah Heep w Katowicach. Niesamowicie energiczna grupa trzeba to głośno powiedzieć. Mam nadzieję, że jeszcze nie jeden raz ich zobaczymy i usłyszymy na żywo. Pierońsko dobrzy są w tym co robią. Warto było pojechać. Zrobili z nas totalną miazgę jak na Legendę Hard Rocka przystało. To co  najlepsze w jednej pigułce - istne szaleństwo. Swoją grą przenieśli nas w magiczne lata 60 - te i 70 - te, zarówno pięknymi balladami jak i tymi żywszymi kawałkami. Naprawdę mało kto dziś tak gra jak ci starsi ale dziarscy panowie - Legendy Rocka w doskonałej formie, dający z siebie wszystko do tego bardzo sympatyczni. Kocham te klimaty, wówczas jestem w swoim żywiole. Jak zawsze wybawiłam się na maksa - wyskakałam i wykrzyczałam. Aż dziw że głosu  nie straciłam na drugi dzień. Ekstra było, dosłownie brak słów by to wszystko opisać. Żadne filmiki tego nie oddadzą co się dzieje na takich koncertach rockowych. Trzeba poczuć to drżenie pod stopami, usłyszeć prawdziwe brzmienie gitar i perkusji. To bez wątpienia wspaniały prezent od życia gdy człowiek może być świadkiem czegoś takiego na co czekał tyle czasu, co poznawał przez lata od małego szkraba. Koncerty takich Legend jak Uriah to taki magiczny wehikuł czasu. Idziesz tam by się oderwać od szarej rzeczywistości, wyłączyć myślenie i przenieść w czasy kiedy powstawała Twoja ulubiona muzyka. To jest to!!!! Trzy godziny wspaniałego grania równa się trzy godziny w całkiem innym wymiarze. Nie do opisania.

Z oryginalnego składu zespołu pozostał tylko Mick Box (gitara prowadząca) - wiecznie uśmiechnięty starszy pan w przyciemnionych okularach z długimi platynowo blond włosami, którego od razu go polubiłam. Dostałam od niego  nawet kostkę do gitary na pamiątkę. Jak relikwia. Mick gość co prawda wiekowy, ale jak on gra to normalnie... forma po prostu superowa. Bernie Shaw to znów wspaniały wokalista, bardzo miło się go słucha, jego ogromna energia robi wrażenie, kiedy szaleje po scenie. Organy Phila Lanzona także robią swoje - po prostu obłędne brzmienie, absolutny czad. Gra nieziemsko budząc dawny klimatu grupy. Klawiszowiec Uriah wizualnie przypomina trochę Ricka Wrighta z Pink Floyd, taka była moja pierwsza myśl, gdy go zobaczyłam. Największe wrażenie zrobiły na mnie solówki Micka, perkusisty oraz Lanzona no i takie kawałki jak Gypsy, July Morning, Lady in Black, Look at yourself, Easy livin. Rewelacja!!! Moją uwagę zwrócił również czadowy basista Davey Rimmer (przedtem  basista Judas Priest) oczywiście długowłos. Byłoby dziwne, gdyby się Kasi się nie spodobał długowłosy gitarzysta. Obecnie najmłodszy w zespole, występuję w nim od 2013 roku. Zabójczo wymiata na tej swojej basówie, aż iskry lecą jak zasuwa. Nie wolno nam zapomnieć o obecnym doskonałym perkusiście zespołu czyli Russelu Gilbrooku, którego solówki zachwycają i powalają na kolana zarazem. Nie ma dobrego zespołu bez dobrego perkusisty, a ja zwyczajnie kocham popisówki perkusistów. Coś pięknego. Ważne by każdy członek zespołu miał swoje pięć minut tak więc i Russel miał swoje. Żal było gdy skończyli grać. Po wszystkim stwierdziłam że mogłabym na takie koncerty chodzić co najmniej raz w miesiącu. Ci goście po prostu roznieśli klub i nas fanów swoją ponadczasową muzyką. Kto nie zna powinien się przejść i przekonać co znaczy prawdziwa muzyka na żywo. Czekam na następny koncert za rok.

 
 


Jako gość specjalny  Uriah Heep wystąpiła polska grupa Lizard, która ma już ponad 30 lat i nadal zachwyca. Niedawno obchodzili swój Jubileusz. Oczywiście byłam na ich jubileuszowym koncercie i od tamtej pory pilnie śledzę poczynania grupy. Bardzo lubię jej niepowtarzalny styl. Ambitne, ciekawe teksty i muzyka na bardzo wysokim poziomie. Doskonała gra na gitarze młodziutkiego Daniela Kurtyki i wokal Damiana Bydlińskiego zwróciły moją szczególną uwagę. Myślę że zajdą wysoko i daleko, ponieważ są świetną grupą, która ani trochu  nie spuszcza z tonu. Od tylu lat są na scenie i wciąż pozostają oryginalni. Trzymam za nich kciuki. Taka grupa jak Lizard jest przyszłością naszej polskiej sceny muzycznej. Niesamowicie roztrzaskała mnie ich wersja 21 th century schizoid man grupy King Crimson, którą wielbię bezwzględnie. Jak na tak trudny utwór to cover wykonany został obłędnie za co należy im się wielki szacun. Gratulujemy Panowie.

Na koniec chciałam Wam Kochani Czytelnicy złożyć najserdeczniejsze życzenia wszelkiej pomyślności, zdrowia, radości na co dzień, żeby nie było w Waszym życiu miejsca na zbędne troski i smutki, spokoju w sercu i radochy z najmniejszych rzeczy a także spełnienia największych marzeń.

P. S. Dziękuję każdemu kto tu zagląda. Do zobaczenia.

Źródła :

http://www.belfasttelegraph.co.uk/entertainment/music/news/marianne-faithfull-claims-her-exboyfriend-killed-the-doors-jim-morrison-i-mean-im-sure-it-was-an-accident-30486262.html

http://zwiedzamyparyz.pl/zabytki-paryza/cmentarz-pere-lachaise

http://www.factmag.com/2016/12/08/greg-lake-king-crimson-emerson-lake-palmer-has-died/

 http://keywordsuggest.org/19443-king-crimson-band.html

http://www.mirror.co.uk/tv/tv-news/greg-lake-dead-aged-69-9416870