Proza, góry i muzyka

czwartek, 28 grudnia 2017

Jesień w moim obiektywie

Witajcie Kochani

Korzystając ze wspaniałej pogody pod koniec listopada wybraliśmy się na Zakrzówek. Pogoda jak na tamten czas wprost znakomita. Aż ciężko uwierzyć że to listopad! Nie byłam tam od dziecka, dlatego nie wiem czy coś się tam zmieniło, w każdym razie było pięknie ciepło słonecznie i kolorowo. Wycieczka naprawdę się udała. Dziewczyny tak się wyhasały, że jak wróciliśmy natychmiast padły. Nie trzeba było ich prosić żeby się kładły spać. Zwykle trudno je zagonić w weekend do łóżka. Takie spacery są bardzo dobre. Na szczęście jest jeszcze gdzie chodzić z dziećmi w tym Krakowie.
 
Okay, dziś nie będę za wiele paplać, pokażę Wam za to zdjęcia które udało mi się wtedy cyknąć. Od razu mówię, że jestem tylko amatorką, ale kocham robić zdjęcia. Co mi wyjdzie zostawiam co nie wyjdzie poprawiam albo wyrzucam bo się nie da z tym nic zrobić. Ciekawa jestem czy Wam się one spodobają.

Miłego oglądania :) :) :)
 
 


"Wios­na jest po to, żeby się za­kochać, je­sień - żeby pielęgno­wać miłość"
autor :  Boucharde


 
 
"Przyrodę ogarnia jesień i jesiennie się robi we mnie i wokół mnie"
 
Johann Wolgang Goethe
 
 

Każda ścieżka dokądś prowadzi

 
 

 

Poniżej : Kopiec Kościuszki




 

Cóż za piękny nieskazitelny błękit prawda?


 
 
Dobrze czasem popatrzeć przed siebie
 
 

A poniżej co widzimy???
 
Nasz Wawel oczywiście

 

I z przybliżenia...
 


Uwielbiam takie kolory




 
Poniżej : Lena i Domi (po prawej)
 

 
 
"Miłość – wieczna wiosna kobiety i wieczna jesień mężczyzny"
 
Helen Rowland
 
 
 



"A za oknami jesień – młodopolska dama
w woalu szaromglistym przechadza się sama,
umarłe drzewa żegna, zwiędłe liście liczy
– pamiątki snu o lecie, minionych słodyczy…"
 
Anna Maria Kowalczyk








 Poniżej : Gdzie ja ostatnio widziałam taki kolor wody? Chyba na Capri.



"Liście, które jesienią spadają z drzew,
chciałyby się wskazać
jako przykład przemijania.
Byłby to jednak zły przykład,
ponieważ po kilku miesiącach
drzewo wypuści nowe liście
i nastanie wiosna,
dokładnie taka jak była wcześniej"
 
Peter Rosegger


 



źródła internetowe z których korzystałam :

https://www.wyrwanezkontekstu.pl/literatura/cytaty-o-jesieni-10-autorow-i-pochwala-smutku/

https://pl.wikiquote.org/wiki/Jesie%C5%84

http://aforyzmy.internetdsl.pl/autorzy.php?kto=Peter+Rosegger

http://aforyzmy.internetdsl.pl/aforyzmy.php

 

poniedziałek, 27 listopada 2017

O czasie, jego nieuchronnym przemijaniu i nie tylko



Czyżby to już koniec pięknej złotej jesieni? Na to wygląda, choć nie możemy za bardzo marudzić, bo przecież mogło być znacznie gorzej. A przed nami szare zimne, deszczowe krótkie dni. Czas wyciągnąć ciepłe płaszcze, szale, czapki i rękawiczki, a letnie rzeczy schować do czerwca. Szybko się teraz ściemnia przez co ciężko się gdziekolwiek wybrać późnym popołudniem. Zwyczajnie nam się nie chce wychodzić z domu na ten ziąb więc zaszywamy się pod kocem na tapczanie i zasypiamy nie zważając na to że w tv lecą wiadomości albo jakiś serial. Próbujemy odpocząć, zregenerować siły na następny dzień, który zapewne będzie równie męczący jak ten. Poranki są ciemne kiedy się wstaje o tej 6 rano. To jest prawdziwy koszmar, wyrwać się spod ciepłej pierzyny na dźwięk bezlitosnego budzika, który nawet umarłego by zbudził. Tak więc budzimy się wczesnym rankiem i staramy zmobilizować do działania. potem to jakoś leci do przodu... Najgorzej jest wstać o tej koszmarnej porze. Niejeden z nas po omacku wycisza budzik po czym mówi sobie "Aaa jeszcze dziesięć minut pośpię, co tam? Dziesięć minut mija jednak szybko i nadchodzi moment kiedy musimy przywołać się do porządku. Czas wstawać i koniec, nie ma zmiłuj się. Nie jest łatwo, oj nie, ale w końcu wychodzimy z domu. Wracając do domu autobusem, popołudniu gdzieś tak o 17 myślimy sobie "Kurde, ledwo człowiek wstał, a już się dzień kończy". Szybko dochodzi do nas, że tak naprawdę nic sensownego przez ten czas praktycznie nie zrobiliśmy. Jak to możliwe, że już prawie koniec dnia, a my nadal w powijakach i miotamy się z jakimiś niedociągnionymi sprawami, które powinniśmy załatwić już tydzień temu?
 
 
 fot : Pinterest.com
 
Zegar autorstwa Salvadora Dali
 
 
A to dlatego, że czas pędzi jak szalony... No tak, znów zwalamy winę na brak czasu. Trudno, tak widać musi być. Na coś w końcu trzeba zwalić winę... Człowiek nieustannie zastanawia się czy ze wszystkim zdąży. Pędzi więc za życiem by naraz ogarnąć stos obowiązków, które na niego czekają, dosłownie siedzą nad nim jak sępy. Nie lubimy gdy pewne sprawy wciąż nas prześladują, gdy przypominają nam o sobie, a my kalkulujemy, że jeszcze to, jeszcze tamto, siamto owamto... Wciąż jak na złość z czymś zalegamy, choć wolelibyśmy mieć to wszystko już za sobą. Denerwuje nas sama myśl, że obowiązków wciąż przybywa, a nie ubywa, tymczasem stare wciąż gdzieś się czają. Kiedy w końcu odpoczniemy? Po śmierci chyba - powie jeden. - Albo i nie - doda drugi. Życie w końcu jest tak zaprogramowane żebyśmy się na tym świecie "broń Boże" nie nudzili. Lubi nas cały czas zaskakiwać, chociaż nie zawsze pozytywnie... Tak, tak, jest bardzo przewrotne. Jest jak rollecoaster w wesołym miasteczku, powiedzmy to otwarcie. Wsiadamy do niego bez względu na to czy tego chcemy czy nie. Nie mamy wyboru więc bez słowa sprzeciwu przyjmujemy zaproszenie. Życie pisze nam zaskakujące scenariusze. Każdemu z nas bez wyjątku, żeby nie było, że tamten zawsze ma tylko z górki inny pod górkę. Wielu z nas mówi, że życie jest niesprawiedliwe. Może tak, może nie, właściwie ciężko sądzić. Najsprawiedliwsza jest śmierć, bo wobec niej każdy jest równy. Zabiera nas często bez niczego, ponieważ przychodzi znienacka. Nie pozwoli nam się spakować ani pożegnać ze znajomymi, po prostu zabiera nam czas i cześć, do widzenia.
 
 
 
 
 
Życie tak naprawdę jest bardzo krótkie i wprost nieprawdopodobnie kruche, tej jednej prawdzie nie da się zaprzeczyć. Dlatego może warto odrobinę przystopować... zwolnić i żyć w miarę normalnie, bez latania na złamany kark. Nie ogarniemy wszystkiego naraz. Nie ma takiej siły która by nam w tym pomogła. Z czegoś trzeba zrezygnować, powiedzieć pass w odpowiednim momencie inaczej nie wydolimy ani fizycznie ani psychicznie... W życiu zawsze jest coś za coś - nie oszukujmy się, że nie.
Zastanówmy się zatem poważnie : Jak wiele trzeba poświęcić by wyjść na upragniony szczyt? Nieraz nawet wszystko co posiadamy, nie wyłączając jednocześnie ryzyka że to utracimy. Pomyślmy : Jedni mają szczęśliwą rodzinę, inni zaś karierę, pieniądze, sukces, ale są sami ponieważ w tym wszystkim zapomnieli o poświęceniu czasu drugiej osobie. Ci z kolei, którzy poświęcili się służbie społeczeństwu też lekko nie mają, to w końcu praca 24 h na dobę, mowa rzecz jasna o policjantach, strażakach czy lekarzach... Cóż, ktoś to musi robić. Bez nich zapewne byłoby z nami krucho. Wyobrażacie sobie ten chaos gdybyśmy zostali pozbawieni ich pomocy? Lepiej nie myśleć co by wówczas było. Tymczasem oni też marzą o normalnej rodzinie, standardowych godzinach pracy i wolnych weekendach, ale życie karze im postawić wszystko na jedną kartę. "To lub to, wybieraj, nie masz innej opcji". Jeszcze nie raz przyjdzie ci wybierać. Pojawi się kolejny dylemat i będzie trzeba zdecydować co jest dla nas lepsze. Dla nas albo dla kogoś innego, kto jest dla nas ważny. Dlatego boimy się wyborów. Boimy się że podejmujemy złą decyzje, która będzie miała znaczący wpływ na naszą lub czyjąś przyszłość. Niektórzy od wyborów uciekają. My też czasem uciekamy prawda? Wydaje nam się że można uciekać od nich i że w końcu nas nie dopadną. Wątpliwe. Kiedyś trzeba dokonać wyboru, takiego lub innego, chociaż wiemy, że życie to jedna wielka loteria. Albo wygramy albo przegramy, a bez ryzyka nie ma wygranej. Bez ryzyka mamy poczucie, że zmarnowaliśmy jakąś życiową szanse. A może nie? Jak uważacie?
 
Trzeba umieć pogodzić się z porażką. Tego nas uczą od małego dorośli. Mówią : próbuj nawet jeśli miałbyś przegrać z innymi. Staraj się, ponieważ zawsze masz szanse, nawet jeśli jest ona niewielka. Pamiętacie jak Wam wpajali, że warto walczyć do końca? W sumie różnie to bywa... Każdy z nas myśli o tym żeby zostać kiedyś kimś ważnym i osiągnąć coś wielkiego, żeby o nas mówili. Jedni wkładają w to wiele wysiłku inni niekoniecznie, chcieli by osiągnąć sukces jak najmniejszym kosztem. Kwestia tylko czy im się to uda czy nie. Dla chcącego nic trudnego, można by powiedzieć, chociaż czasem wystarczy mieć mocne plecy, a wtedy wszystko jest możliwe. Tak czy nie? Człowiek z zasady ma ogromne ambicje i nie znosi przegrywać. Nie wyobraża sobie, że nagle, z dnia na dzień mógłby stracić pozycję, którą z takim trudem sobie wywalczył. "Tyle lat, tyle czasu, poświęceń i nagle okazuje się, że to wszystko na marne? - zapytujemy. Gdy coś takiego nam się przytrafi wydaje nam się, że zawalił się cały świat, obrócił się w ruinę. Nasze marzenia runęły niespodziewanie jak domek z kart poruszony dotykiem ręki. Zamykamy wtedy umysł i nie dopuszczamy do siebie myśli że to naprawdę koniec. W głowie mamy tylko jedno : Spadliśmy z piedestału na samo dno, znów musimy zaczynać od zera. Dlaczegoooo????  Staliśmy się od nowa malutcy, ponieważ zapomnieliśmy o pokorze. Zapomnieliśmy o tym jak zdrowo przegrywać.  
 
Los jest srogim przeciwnikiem, o wiele bardziej groźnym niż drugi człowiek. On jest całkowicie bezwzględny, nie bierze pod uwagę niczego. Bez walki z pewnością z nim nie wygramy. Powtarzamy sobie zatem że nie wolno nam się poddać. Zaciskamy pięści i przemy przed siebie, twardo i uparcie jak ten Don Kichot z Manchy. Bez walki licho nas nie weźmie. Wszystko zależy od charakteru człowieka. Nawet ten pozornie słaby człek stara się nie dać złemu losowi. Walczy zaciekle do końca chcąc przerwać złą passę w życiu. W końcu powiedział sobie "dość, nie będę więcej przegranym, czas z tym skończyć". Jak długo można być przegranym? Każdego stać na podniesienie się z dołka, choć czasem przyda się pomocna dłoń życzliwego człowieka. Nie zostawiajmy nikogo bez pomocy. Podajmy mu dłoń nawet, jeśli do tej pory był naszym wrogiem najgorliwszym wrogiem. Jeśli pomożemy świadczy to o tym, że mamy charakter. Pozostawienie kogoś na pastwę losu świadczy tylko o naszej słabości. Pamiętaj że dobro wraca!!! Nigdy nie wiesz kiedy przyda ci się pomoc innych ludzi. Może to nie będzie ten któremu kiedyś podałeś rękę ale kto inny na pewno przyjdzie ci z pomocą. Tak właśnie to działa. Dobry uczynek powraca jak bumerang. Patrzenie się na czyjś upadek wcale nie przyniesie Ci satysfakcji. Miejmy świadomość, że zło dotyka każdego z nas. Ból, cierpienie, radość - doświadczamy tego wielokrotnie.  Nie zawsze możemy się uchronić przed tym czy owym nieszczęściem, ponieważ nie wiemy kiedy to coś na nas spadnie. Staramy się żyć do przodu i nie myśleć o złych rzeczach, nie ściągać ich na siebie świadomie. Walczymy o każdy dzień by był lepszy od poprzedniego. Potrzeba nam tych dobrych rzeczy, miłych niespodzianek, ale nauczmy się też przyjmować porażki z przymrużeniem oka - niech nas nie załamują, nie przygniatają całkowicie. Niech nam przyświeca myśl, że zawsze jest jakieś wyjście nawet z najgorszej sytuacji, że zawsze ktoś poda nam rękę i wyciągnie z dołka. Bądźmy jak dziecko które dopiero uczy się chodzić. Upada, ale podnosi się na nowo i idzie dalej. Gdyby poddało się za pierwszym razem nigdy by nie nauczyło się chodzić. To chyba najprostszy przykład jaki można podać. Patrzmy na niektóre rzeczy jak to dziecko. Nie demonizujmy problemów, bo na wiele z nich jest rozwiązanie. Wystarczy ruszyć głową lub poprosić drugiego o pomoc jeśli czujemy że sami czemuś nie podołamy. Od czegoś trzeba przecież zacząć. Chyba szkoda czasu na to by stać w miejscu i powtarzać sobie bez przerwy, że to niemożliwe.
 
Kochamy życie choć bywa dla nas czasami okrutne, choć nas poniewiera jak nie wiem co. Kochamy je za wiele rzeczy które nam daje, choćby za widok tęczy na niebie. Za uśmiech dziecka, za każdy najmniejszy sukces w naszym życiu. Wybaczamy niepowodzenie i łzy, sytuacje, w których czuliśmy się bezradni, za złych ludzi, których przyszło nam spotkać, ale jesteśmy wdzięczni za tych którzy przyszli z pomocą. Dzięki nim doświadczyliśmy prawdziwej przyjaźni. Kochamy życie za piękne momenty przeżyte z ludźmi, których kochamy lub kochaliśmy, którzy byli i nagle zniknęli. Nie zmienia to faktu, że coś w naszym życiu znaczyli. Nie żałujmy ani chwili z przeszłości. Nawet tego, że zaufaliśmy a ktoś to zaufanie wykorzystał. To nie o nas świadczy, lecz o nich. Nie żałujmy niczego, ponieważ to bez sensu. Kochajmy nasze życie takim jakim jest. Póki mamy czas na Ziemi, możemy je zmienić. Kochajmy je za każdą dobrą chwilę, bo potem będzie już na to za późno. Czas ucieka, umyka niezauważalnie, przelatuje przez palce. Nie da się go zatrzymać. Kochamy życie chociaż jak śpiewał Dżem "W życiu piękne są tylko chwile" a to znaczy, że nie należy ich marnować,
tylko cieszyć się każdą sekundą, która jest nam dana. W odniesieniu do niniejszego utworu dodam iż jest w tym pewna zaleta, a mianowicie; gdybyśmy doświadczali w życiu tylko i wyłącznie dobra w ogóle byśmy go nie dostrzegli. Życie stałoby się nijakie, a szczęście straciłoby swój prawdziwy smak. Po to są klęski, upadki, przeszkody, abyśmy mogli poczuć smak zwycięstwa kiedy je pokonujemy. Po co byłyby marzenia gdybyśmy mieli wszystko podane na tacy? Zupełnie bezsensu, nieprawdaż? Życie ludzkie choć jest ciężkie i bezwzględne pozostawia nam jednak otwarte furtki, żebyśmy mogli się ratować. Dzięki tym furtkom możemy poszukiwać odpowiednich rozwiązań.
 
Poniżej przedstawiam utwory nawiązujące do tematyki dzisiejszego postu :)
 
 
Edyta Geppert : Och życie kocham Cię nad życie
 
 
 
Edyta Bartosiewicz : Zegar
 
 
Kate Bush & Peter Gabriel : Don't give up
 
 
Pink Floyd : Time
 
 
Dżem : W życiu piękne są tylko chwile
 
 
Tadeusz Woźniak : Zegarmistrz światła purpurowy

 
Kayah, Kasia Stankiewicz, Andrzej Krzywy : Horyzont
 
 
De su : Życie cudem jest
 
 
Dżem : Wehikuł czasu

 
Perfect : Wszystko ma swój czas
 

czwartek, 2 listopada 2017

GORC I TURBACZ CZYLI SIERPNIOWE GORCE - CZ. 1


13 - 14  sierpnia - dzień pierwszy

Tamtego dnia pogoda była wyśmienita od samego rana. Jak na zamówienie. Ani za ciepło ani za  zimno i zero deszczu. Jednym słowem idealnie. Trudno wymarzyć sobie lepszą pogodę na wyprawę górską.  W sam raz. Wietrzyk delikatnie sobie powiewał poruszając trawę i kwiaty na malowniczych gorczańskich polanach. Widoki jak zawsze niewysłowienie cudowne.  Kto wie, może zainspirują malarzy i rysowników te moje skromne amatorskie fotografie. A było co podziwiać po drodze gdyż Gorce to jedno z najpiękniejszych górskich pasm w Polsce, dla mnie na pewno. Ruszyliśmy z samego rana. Już koło ósmej byliśmy w Szczawie, tam zaczęliśmy marsz czarnym szlakiem. Do pewnego momentu idzie się niestety ruchliwą szosą, mijają nas liczne pojazdy, i to jest jedyny minus tego szlaku, nie lubię iść szosą i nie lubię towarzystwa samochodów. Na szczęście nie jest to taki strasznie długi odcinek, zaraz za parkingiem odchodzi od szosy w lewo. Wzdłuż drogi płynie dość urokliwy potok Głębieniec. Otacza nas piękna swojska wioska po prawej, las po lewej i zielone wzgórza górujące nad Szczawą, na których są też niewielkie osiedla.  Przypadkiem zabrnęliśmy na jedno z nich o nazwie Magurzyca... Jak to się stało? A tak, że nie zauważyliśmy, że szlak odchodzi w bok szlaku i zamiast zboczyć z szosy szliśmy nią dalej do góry. W pewnym momencie zorientowaliśmy się, że nie ma znaków na drzewach. Zaczęliśmy ich szukać w skutek czego straciliśmy ponad godzinę. Wreszcie postanowiliśmy się wrócić do miejsca gdzie urwał nam się czarny szlak czyli do parkingu. Zachodzimy patrzymy, jest znak. Z jaki z tego wniosek? Wystarczy się raz zagapić i zaraz można zgubić obrany wcześniej szlak.
My na szczęście znaleźliśmy właściwą drogę potem już było z górki...
No prawie z górki :)

Idziemy więc żwawym krokiem  ku Gorcowi nucąc sobie pod nosem Bieszczadzkie Anioły grupy Stare Dobre Małżeństwo. Ta piosenka wszędzie jest znana i lubiana, a prócz tego ma niepowtarzalny klimat. Tak w ogóle to kocham ich kawałki, są takie typowo turystyczne i fajnie się ich słucha o każdej porze. Inną taką ciekawą grupą o podobnym charakterze repertuarowym jest zespół Cisza jak ta. Trzeba przyznać, że przepięknie grają i śpiewają. Muszę kiedyś wybrać się na ich koncert, koniecznie gdzieś w górach. Często grywają w górskich schroniskach. Znam ich w sumie od niedawna.  Bardzo mi się spodobał ich klimat także jak najbardziej polecam! A tak przy okazji, muszę zdradzić że na tę wycieczkę zabrałam moje trzecie dziecko (w brzuszku) o czym jeszcze nie wiedziałam. Będzie kolejny urodzony turysta albo turystka. Podejrzewałam że mogę być w ciąży bo strasznie doskwierał mi głód. Dobrze że mieliśmy odpowiednio bogaty prowiant, hahaha :)  Pierwsze podejście pod Nową Polanę było dosyć ciężkie. Przyznaje, nieźle się zasapałam idąc pod górę. Ale co tam prę  twardo przed siebie, pokonuje kolejne metry. Nie odpuszczam, choć dalej wcale nie lżej. Kolejne strome podejście przed nami... Trzeba się znów wysilić.  Widoki jednak wszystko wynagradzają, każdy najmniejszy nawet trudzik :) Takie już są te Nasze Góry. Głównie po to się je zdobywa by potem móc nasycić wzrok cudownymi panoramami. I to jest radość nieopisana.


Przed Państwem grupa Cisza jak ta :




Stare Dobre Małżeństwo

Bieszczadzkie Anioły :)


SDM : Jak


SDM Zabieszczaduj


Krywań : Dwie tęsknoty



Krywań : Banowanie
Przy niewielkiej polance o nazwie Nowa Polana zmieniamy szlak na niebieski, a ten zawiedzie nas już na sam Gorc. Dłuższy postój robimy sobie na polanie o nazwie Świnkówka. Czas coś zjeść i złapać oddech, naładować akumulator na dalszą drogę, choć do celu już naprawdę niedaleko. Jeszcze kawałek i przed nami wyłania się ogromna Hala Gorc Kamienicki położona na wysokości 1160 m n.p.m robi naprawdę ogromne wrażenie, a jeszcze większe rozciągająca się z niej wspaniała szeroka  panorama obejmująca takie pasma jak : Tatry, Magurę Spiską, pasmo Lubania oraz Pieniny na południu, na północy Beskid Wyspowy od Lubonia Wielkiego po Modyń, na wschodzie Beskid Sądecki, patrząc znów na zachód zobaczymy Kudłoń oraz Dolinę Kamienickiego Potoku. Nazwa tej polany wywodzi się od mieszkańców Kamienicy, to oni ją wypasali. Obecnie hala ta jest własnością prywatną. Nieopodal głównej bitej drogi prowadzącej na szczyt znajduje się bacówka pasterska pełniąca funkcje schroniska, a nieco dalej jest jeszcze jedna. Gdzieś poniżej polany w lesie, na północnych stokach Gorca bije źródełko dobrej zdatnej do picia wody nazwane "Do smoka" - skieruje Was do niego strzałka znajdująca się przy szlaku.

 Tyle tu przestrzeni, tyle różnego kwiecia, ziół i innych roślin, że śmiało można powiedzieć, że to jeden wielki dywan rozciągnięty w dolinie. Uroku tym rozległym polanom dodają również opuszczone szałasy pasterskie, nieraz służą turystom za schrony w czasie burzy. A ile tu borowiny to nie macie pojęcia. Wszędzie widać zbieraczy i pełne kosze borówek. Na drugi raz biorę ze sobą wiaderko i zbieram do oporu, później pyszny będzie koktajl. Nie ma nic lepszego niż leśne borówki, naturalne niekropione. Prócz tego wspaniale gaszą pragnienie. Nie wiem czy wiecie, ale Gorce są  najbogatszym pasmem górskim jeśli chodzi o występowanie borowiny. W Beskidzie Sądeckim w okolicach Niemcowej też trochę widziałam i w drodze na Prehybe. Kiedy braknie ci wody borówki w lecie cię uratują ;) Podjesz trochę i natychmiast czujesz ulgę. Nieważne że odrobinkę się pobrudzisz.

CIEKAWOSTKI PRZYRODNICZE :)
Polany gorczańskie powstały po wykarczowaniu lasów w XV wieku, a dokonali tego wołoscy koczownicy, w celu pozyskania ziem pod uprawę. Najbujniejsze fragmenty łąk porasta na przykład ciemiężyca zielona i starzec górski, spotkać je można na polanach Przysłopek i Turbaczyk.

Najwięcej krokusów i przebiśniegów pojawia się wiosną na Polanie Szałasiska nad Koninkami. Na polanach grzbietowych i stokowych spotykamy bardzo często takie rośliny jak młaki kozłkowo - turzycowe, porośnięte kozłkiem całolistnym, turzycą żółtą oraz wełniakami.

Spotkamy tu również niezliczoną ilość roślin naczyniowych jest ich aż 900 gatunków, większa część występuje na terenie Gorczańskiego Parku Narodowego. Najciekawsza jest paproć o nazwie podejźrzon lancetowaty. Niegdyś jego jedynym stanowiskiem w Karpatach była Hala Turbacz. Inne rzadkie okazy to między innymi : paprotnica górska i przetacznik alpejski.
Poniżej : Podejźrzon lancetowaty
Przetacznik alpejski

Wśród gatunków subalpejskich wyróżnić można : kuklik górski, fiołek dwukwiatowy, pięciornik złoty, modrzyk górski, chaber miękkowłosy.  Są też chronione krzewy oraz krzewinki : cenny choć często niszczony wawrzynek wilczełyko, zaś z roślin zarodnikowych wymienimy skrzyp olbrzymi i pióropusznik strusi - gatunki unikalne. Nie można nie wspomnieć o kwiatach, wszak rośnie ich tu cała gama. Warto powiedzieć o obecności tojadów, omiegów górskich, dziewięćsiłów bezłodygowych, mieczyków dachówkowatych, goryczków oraz storczyków, zaś na wiosnę pojawia się licznie tak zwany szafran spiski czyli krokus. 
Poniżej : Pióropusznik strusi
Poniżej : Skrzyp olbrzymi 
Dominującym i zarazem najważniejszym w tym paśmie piętrem roślinności jest oczywiście regiel dolny. Porastają go głównie ;
- Bór jodłowo - świerkowy do wysokości 900 m (trzeba jednak dodać, iż do wysokości 800 m wzdłuż potoków mamy do czynienia z pozostałością lasów łęgowych czyli olszynką karpacką - olcha czarna i sina, wierzby siwej i topoli białej).  
- Od wysokości 900 m do ok 1150 m zaczyna dominować buczyna karpacka z domieszka jodły, świerka i jaworu, nie często zaś modrzewia, brzozy, jesionu, osiki, jarzębiny czy wierzby iwy. W tych lasach świerk zdecydowanie przewyższa jawor jeśli mowa o jego ilości,  całkiem zaś zanikł tzw. wiąz górski.

Wiąz górski

Runo leśne w tym reglu ubogacają także inne dominujące rośliny jak choćby żywiec gruczołowaty, żywokost sercowaty, narecznica samcza, paprotnik Brauna, sałatnik leśny, przytulia okrągłolistna, podrzeń żebrowiec, przetacznik górski czy tojeść gajowa. Wśród krzewów wyróżniamy między innymi pokrzyk, wilcza jagoda, szczyr trwały, kopytnik, gajowiec żółty.

W Gorcach regiel dolny porasta również las jodłowy z niewielką domieszką świerka, buka oraz jaworu, górny regiel to znowu  głównie bór świerkowy występujący w rejonie  Turbacza, Kiczory, Mostownicy, Jaworzyny Kamienickiej, Kudłonia, Gorca i partii podszczytowych Lubania. Warto wiedzieć iż pod szczytem Kudłonia została sztucznie posadzona kosodrzewina, która nie występuje normalnie w tych stronach. W 1982 roku odkryto na Kudłoniu otoczony skałkami piaskowca relikt glacjalny typowy gatunek górski tzw. skalnicę gronkową, a tuż przy niej rósł powojnik alpejski. W paśmie tym napotykamy także sztucznie wprowadzone fragmenty lasów sosnowych, a także modrzewiowych, brzozowych oraz olszy szarej. Drzewostany te wprowadzono tu w II połowie XIX wieku. Niegdyś w lasach gorczańskich w piętrze regla górnego dominował głównie świerk, było również trochę modrzewia, jarzębiny, buka czy jodły. Dziś to przeważnie bór świerkowy, występuję też nielicznie jarzębina.
 
Kolejny odpoczynek już na szczycie Gorca (1228 m n.p.m.) Na wieżę widokową tym razem nie wchodziliśmy z racji tego, że byliśmy tu rok wcześniej i zdjęcia zostały porobione :) Gdzieś je tam mam, jak znajdę to oczywiście wrzucę, bo widok naprawdę wspaniały, zapierający dech w piersiach (panorama 360 stopni)  - przy dobrej pogodzie zobaczyć stąd można nawet Babią Górę.  Tymczasem nad Gorcem zawisły na moment ciemne chmurki, które szczęśliwie szybko się rozproszyły. Trochę się zaniepokoiłam, że zwiastują one duży deszcz, ale na szczęście nie :)  Po dwudziestu minutach przerwy pojedzeni i napojeni ruszamy w dalszą drogę i obieramy szlak zielony, który później zmienimy na czerwony (przy Polanie Gabrowskiej Dużej) niebieskim natomiast można zejść do Ochotnicy Dolnej przez Jaworzynkę Gorcowską koło Studenckiej Bazy Namiotowej SKPG Kraków, kto tam nie był polecam zahaczyć, bardzo fajna atmosfera  :) :) :) Pierwsze zejście z Gorca szlakiem zielonym jest dość strome,  szczególnie po deszczu ciężko się schodzi, gdyż jest bardzo ślisko. Nieraz można sobie nieźle pojechać. Osobiście nie lubię takich zejść, nie czuję się pewnie i zajmuje mi to więcej czasu. To dla mnie jedyny minus jeśli mowa o chodzeniu po górach, staram się jednak jakoś oswoić ze stromiznami.  

Należy uważać na żmije, których w lecie jest mnóstwo (poza Gorcami żmija zygzakowata  występuje również w Pieninach i Beskidzie Sądeckim - nie licząc gór można ją spotkać w wielu innych miejscach w Polsce, na obrzeżach lasów, na podmokłych łąkach). Aby uniknąć spotkania z tym wężem pamiętamy o tupaniu w czasie marszu, owe stworzenia są bardzo płochliwe, boją się hałasu i chowają się. Przeważnie unikają człowieka i rzadką kąsają, atakują gdy czują się osaczone. Zawsze trzeba się dobrze rozglądać by przypadkiem jej nie nadepnąć,  w ten sposób unikniemy niebezpieczeństwa. Ukąszenie jest bardzo nieprzyjemne, najbardziej niebezpieczne dla dzieci i ludzi starszych, a w przypadku, gdy nie przyjmiemy surowicy do 24 godzin możemy narazić się na poważne komplikacje - martwica, uszkodzenie układu nerwowego, zmiany rytmu pracy serca. Absolutnie nie wysysamy jadu osobie ukąszonej, najlepiej wezwać GOPR ub samemu udać się po pomoc jeśli jesteśmy w stanie się ruszać. Między innymi z tego powodu nie zaleca się  ubierania w góry klapek ani sandałów, żmija gdy atakuje sięga kostki. Zakładamy pełny wygodny but, najlepiej żeby był wysoki powyżej kostki.

Prawda że, uroczy gad? ;)




Zmierzamy do schroniska PPTK im. Władysława Orkana na Turbaczu. To będzie koniec naszej wyprawy na ten dzień. Tam zanocujemy. Po drodze jeszcze fotografujemy z Darkiem ile się da. Fotografia amatorska to nasza wielka pasja. Najlepsza pamiątka z każdej górskiej wyprawy. Co rusz to inny obrazek warty uwiecznienia. Wszędzie pięknie kolorowo, nie wiadomo gdzie podziać wzrok. Człowiek nigdy nie ma dość tych zniewalających widoków. Idąc zielonym szlakiem w kierunku Turbacza  mamy praktycznie cały czas po równym, można więc przyspieszyć kroku. Do polany Przysłop Dolny pokonujemy odcinek, który robiliśmy ostatnio z dziećmi kiedy szliśmy na Gorc od Chaty Gorczańskiej, owa chata studencka znajduje się tuż przy żółtym szlaku, choć nie doprowadzi on nas do niej bezpośrednio bo wcześniej odbija w bok. Najprościej można się do niej dostać tak  : dojechać busem do centrum Ochotnicy Górnej a potem cofnąć się trochę od przystanku i kierować się na osiedle Jamne w Dolinie Jamnickiego Potoku. Szosą idziemy jakieś 2 do 3 km, po czym szlak zbacza z drogi koło niewielkiego domku i pnie się w górę do lasu, stąd jeszcze ok 15 minut pod górę.

Kolejny krótki przystanek na zielonym szlaku to Polana Przysłop Dolny, następny będzie dopiero na Hali Jaworzyna Kamienicka. Nie powiem, zmęczył mnie ten dopiero, co pokonany odcinek wszak za nami naprawdę kawał drogi a ja byłam odrobinę osłabiona z powodu ciąży. Gdy w końcu docieramy do punktu odpoczynku rzucam się na pierwszą wolną ławkę, wręcz zwalam na nią cała zasapana, a nogi bolą niemożliwie. Nie czuje już stóp, jedynie przebyte kilometry, mimo to mam satysfakcje, że już połowa trasy za nami. Zatrzymujemy się tu na jakieś dziesięć minut żeby doładować akumulatory.  Napoiłam i nakarmiłam siebie oraz mojego malutkiego głodomorka w brzuszku, który już tylko na to czekał. To jego pierwsza wielka wyprawa. W międzyczasie ruszył się wiatr, a że byliśmy na otwartej przestrzeni to też zrobiło się chłodno i trzeba było ubrać coś grubszego. Na zegarku godzina 13:30, obliczamy że do celu zostaje jakieś 3 godziny. Oczywiście myślami już jestem na miejscu, ale do celu wciąż daleko więc lepiej skupić się na otaczającej nas przyrodzie. W końcu ruszamy dalej, a przed nami polana Przysłop Górny, tu zatrzymujemy się tylko na moment cyknąć kilka fotek. Stąd jeśli dobrze się przyjrzymy dostrzeżemy nawet Trzy Korony, pod warunkiem, że niebo jest bezchmurne. Łatwo poznajemy ten piękny pieniński szczyt po charakterystycznym kształcie. Pokonujemy następne kilkadziesiąt metrów szybkim krokiem z miarowym oddechem. Znowu pełno borowiny, są także  pyszne czerwoniutkie maliny i mnóstwo kwiecia. Gdzieniegdzie napotkać można świeżo wyrośnięte młode jodły i świerki, stare natomiast leżą powalone. Kiedy wchodzimy w las droga znów pnie się trochę pod górę i kolejny raz musimy się wysilić więc zwalniamy krok. Robimy małe kroczki oszczędzając w ten sposób płuca. Oddychamy nosem, buzią wypuszczamy powietrze. Tymczasem Hala Jaworzyna Kamienicka coraz bliżej, a od niej na Turbacz to już tylko rzut beretem. Tam planujemy ostatni odpoczynek. Gdy zachodzimy na miejsce odpoczywa tam niewielka grupka turystów. Witamy się i wymieniamy pozdrowieniami jak przystało na prawdziwych turystów. Od opuszczenia Gorca  nie spotkaliśmy na szlaku nikogo. W koło cisza spokój, słychać jedynie ptaki mniejsze lub większe, wzbijające się w powietrze lub gaworzące gdzieś wysoko w konarach drzew. W  tej okolicy spotkać można na przykład siwerniaka, jarząbka czy głuszca

Polana Jaworzyna Kamienicka położona na wysokości 1200 - 1260 m n.p.m na północno wschodnim zboczu szczytu o tej samej nazwie ( Jaworzyna Kamienicka - 1288 m n.p.m to zarazem jeden z wybitniejszych szczytów pasma gorczańskiego a także jedno z ramion Turbacza).  Z polany tej roztacza się piękna panorama obejmująca cały Beskid Sądecki i Wyspowy oraz Gorc i Kudłoń wraz z ich polanami podszczytowymi, poza tym głęboką dolinę potoku Kamienica. Na polanie tej stoi zabytkowa kapliczka tzw. Bulandowa kapliczka zbudowana przez legendarnego bacę Tomasza Chlipałę (ur. 1830 zm. 1912/13 w Lubomierzu) znanego również jako Buland pochodzącego ze Szczawy, a przydomek Bulanda wywodzi się od nazwy osiedla w Szczawie, Bulandy. Kazimierz Sosnowski - popularyzator Beskidu Sądeckiego i Gorców - nazywał Chlipałę "Sabałą górzeckim". Kapliczka powstała w 1904 roku i stanowi najstarszy zabytek sztuki sakralnej w granicach Gorczańskiego Parku Narodowego. Bulanda cieszył się ponoć sławą  znachora i czarownika. Jeszcze jednym ciekawym miejscem w okolicy polany jest Zbójnicka Jama, która znajduje się na zachodnim krańcu Jaworzyny, 800 m od kapliczki Bulanda ( jakieś 10 minut). Jest to jaskinia szczelinowa która była swego czasu schronieniem dla zbójników harcujących po Gorcach. Ciągnęła się ponoć pod całymi Gorcami, co sprawdzili tamtejsi juhasi, a wedle innej legendy ma ona rzekomo połączenie z Dunajcem. Ludowe podania głoszą iż pewien harnaś zabił w niej zbójnika gdyż ten był od niego sprawniejszy, pozbawił go głowy, którą następnie wrzucił do jaru. Odrąbana głowa zbójnika wedle porzekadeł pojawia się do dziś na miejscu morderstwa.

Z Polany Jaworzyna Kamienicka kierujemy kroki od razu w stronę Polany Gabrowskiej. Zastanawialiśmy się chwilę czy by nie zaglądnąć do wspomnianej jamy, lecz po namyśle zdecydowałam że jaskinie zobaczymy innym razem. Byłam zbyt zmęczona żeby dodawać sobie kilometrów,  w dodatku skończyła nam się woda. Mieliśmy nadzieje że gdzieś po drodze będzie jakieś źródełko w którym będziemy mogli uzupełnić braki. Nogi  nie chciały mnie już nieść, lecz uparcie parłam przed siebie. Powiedziałam sobie że i tak dam radę, choćbym się miała czołgać do tego schroniska. - Bo co, że ja rady nie dam? Zostało już tylko 30 minut bitego marszu, no... właściwie 45 bez zatrzymywania się. Dalej przechodzimy przez tak zwane Długie Młaki czyli podmokłe łąki gdzie przed zapadnięciem ratują turystów kładki utworzone z grubych drzewnych beli. Podobnych miejsc jak to jest na tej trasie więcej.Od Polany Gabrowskiej Dużej idziemy cały czas za szlakiem czerwonym czyli Głównym Szlakiem Beskidzkim ( szlak ten zaczyna się w Beskidzie Śląskim w Ustroniu, kończy w Bieszczadach)... No nic.. ledwo się obejrzałam,a tu już Hala Długa. Praktycznie dotarliśmy do celu. - Jesteśmy w domu Darek!!!  - rzuciłam uradowana do męża. Wkrótce znaleźliśmy też upragnione źródełko i mogliśmy ugasić palące nas pragnienie. Gdyby nie przyjemny chłodek już dawno padłabym z wyczerpania. Nie ma to ja zimna czysta woda prosto ze źródła miłości jak je nazwano. Czy ma jakieś specjalne właściwości? Hmmmm, chciałabym żeby miało. Tak jak w tych bajkach dla dzieci... Wypili,  a potem żyli długo i szczęśliwie. Tymczasem od schroniska dzieli nas może 2 km, tak w przybliżeniu. Przyspieszamy gdyż chcemy być jak najszybciej na miejscu i wreszcie odpocząć na tarasie z kubkiem gorącej kawy w dłoni i już nigdzie się nie ruszać... Przynajmniej do rana. Po drodze mijamy ogromne stado owiec, wśród których znalazły się także trzy kozły. Napotkaliśmy też jedną zabłąkaną owieczkę która postanowiła się odłączyć od towarzystwa i w samotności podgryzać sobie trawkę. O dziwo nie uciekła mi od razu i mogłam ją pogłaskać. Właściwie to było jagnię. Słodkie o mięciutkim futerku. Przemiłe w dotyku. Oczywiście poinformowaliśmy bace, o tym, że pewna mała owieczka samotnie wałęsa się po hali, na co baca powiedział nam żebyśmy się nic nie martwili, bo on ma malucha na radarze :)

Przed nami jeszcze jedno malutkie podejście, ale dla naszych ekstremalnie zmęczonych nóg to nie lada wyzwanie. Potem jeszcze kilka schodków i.... Dotarliśmy. Po długiej choć wspaniałej wyprawie doczekaliśmy zasłużonego wypoczynku. Tak dawno nie byłam w tych schronisku. Bodajże od 2008 roku. Wtedy szliśmy na Turbacz od Rabki i wstąpiliśmy do schroniska na krótko. Nie nocowaliśmy tu, tylko pod namiotem na Przełęczy Knurowskiej, ale że obecnie mam notoryczne kłopoty z korzonkami to też nie mogę sobie już pozwalać na takie atrakcje. Niestety :( Najpierw idziemy na górę do jadalni żeby się zameldować i zaklepać sobie nocleg... No i coś zjeść. Zamawiamy sobie kwaśnicę na żeberku, na którą czekamy około piętnastu minut. Byliśmy strasznie głodni jak niedźwiedzie... Szczególnie ja i dzidziuś... Koń z kopytami, z pewnością by nie wystarczył... Kwaśnica oczywiście przeeeeeeee pyszna, rewelacyjna, dosłownie palce lizać. Jedna z najlepszych jakie jadłam. Warto było odczekać te naście minut. W ogóle obsługa schroniska pod Turbaczem jest super. Świetnie gotują - to należy zaznaczyć. Bardzo mi się tam podoba i jeszcze pewnie nie jeden raz tam zawitamy... Nie ukrywam wcale, że naszym najukochańszym miejscem w Polsce na zawsze pozostanie Bacówka pod Bereśnikiem. I nic tego nie zmieni. Po spożyciu posiłku udaliśmy się pod prysznic żeby trochę się odświeżyć ( od razu odżyliśmy). Ja poszłam pierwsza. Po myciu zasiedliśmy na tarasie w ciszy i spokoju, ponieważ cały tłum już się rozproszył. Siedzieliśmy i patrzyliśmy na piękną panoramę : Tatry nie były o tej porze dość wyraźne, górujące na Pieninami i Spiszem. Było więc co podziwiać tamtego popołudnia. 

A Wy Drodzy Czytelnicy musicie to koniecznie zobaczyć, doświadczyć na własnej skórze. Gorce choć niezbyt wysokie są po prostu magiczne. Jeśli lubicie takie dłuższe wycieczki, jeśli chcecie poczuć te magię i z wiatrem we włosach przemierzać ogromne połacie gorczańskich polan i spróbować tamtejszych borówek to serdecznie zapraszam na taką wycieczkę. Jak tylko mały Dawidek albo Julka urośnie na pewno je zabiorę żeby poznali tamte niezwykłe miejsca. Na pewno częściej będę wracać w Gorce. Mam do Was prośbę. Nie ograniczajcie się tylko do Tatr. Jeśli to możliwe, dajcie Tatrom odpocząć, ich przyrodzie i zwierzętom. Poza Tatrami są inne góry warte poznania, piękne, bogate historycznie i przyrodniczo mimo iż nie są skaliste, a ich wysokość nie osiąga 2000 metrów. Warto poznać takie pasma jak Beskid Sądecki, Wyspowy, Mały, Niski, Gorce czy Pieniny. Polski i słowacki Spisz na pewno oczarują Was swoim pięknem, a Wy nigdy o nich nie zapomnicie : Gwarantuje.

Po tylu wrażeniach długo nie mogłam zmrużyć oka, Darek jak zwykle zasnął szybciej ode mnie. Rozmyślałam o tym i o owym jak to ja. Miałam o czym myśleć. Zmęczenie jeszcze do końca nie zeszło ze mnie. Wciąż bolały mnie nogi, głownie stopy. Na szczęście nie odezwało się kolano które czasem dokucza mi przy stromych zejściach. Kiedyś, schodziliśmy z Niemcowej do Piwnicznej, źle postawiłam nogę i tak jakoś ją wykręciłam że potem ledwo szłam, a ten ból w kolanie odzywa się u mnie co jakiś czas i bywa nieznośny. Na następny dzień mieliśmy zaplanowaną wycieczkę na Kudłoń z którego mieliśmy zejść żółtym szlakiem do rzek, ale o tym już w kolejnym poście. Teraz pokażę Wam trochę moich zdjęć z wyprawy.

Poniżej : Potok Głębieniec - Szczawa


Poniżej : Szczawa



Poniżej : Osiedle Magurzyca -  Szczawa





 Poniżej : Widok z Polany Gorc Kamienicki, pośrodku wyłania się Lubań













Poniżej : Już na szczycie :)




Cóż, za niezwykły okaz, prawda?



 Poniżej : Widoczna polana Przysłop Górny



Poniżej : Polana Przysłop Dolny
w dali wyłania się wieża widokowa na Pańskiej Przehybce (Liberator - nazwa wzięła się od amerykańskiego samolotu który rozbił się właśnie w tamtym miejscu)





Poniżej : Polana  Przysłop Górny





Poniżej: Widoki ze szlaku


Poniżej : Wspomniana Bulandowa kapliczka na polanie Jaworzyna Kamienicka



Poniżej : Polana Jaworzyna Kamienicka







Poniżej : Hala Długa



















Poniżej : Schronisko PTTK pod Turbaczem im. Władysława Orkana








Powyższe zdjęcia są autorstwa  Katarzyny Dudziak i Dariusza Dudziaków. Prosimy o uszanowanie praw autorskich.

 Cz. 2 opowieści wkrótce. Do zobaczenia w Gorcach :)


Źródła :

Marek Cieszkowski, Paweł Luboński: Gorce – przewodnik dla prawdziwego turysty. Pruszków: Oficyna Wydawnicza "Rewasz", 2004

Jolanta Wyznakiewicz: Wędrówka przez Gorce, Pieniny i Beskid Sądecki. Przewodnik turystyczny. Warszawa-Kraków: Zakł. Wyd.-Propagandowy PTTK, 1982

Andrzej Matuszczyk : Gorce - przewodnik monograficzny : Poronin, Wydawnictwo Górskie, 1992