Proza, góry i muzyka

poniedziałek, 20 maja 2019

Z cyklu Kasine pisanie: Idąc pod prąd 4



Link do cz.3 

Rozdział 4




Ochotnica Dolna - Lubań - kwiecień 2018


Babcia Jasia była okropnie zawiedziona, gdy usłyszała, że Rafał z Calvinem idą w góry i nie zjedzą z nimi obiadu. Dosłownie opadły jej ręce. - A tyle się naszykowałam - burknęła niezadowolona patrząc na pełny garnek ziemniaków. Anglikowi od razu zrobiło się jej żal i nabrał wątpliwości czy w tej sytuacji nie powinni jednak zostać w domu i zjeść razem z nią. Ale ona wcale nie zamierzała ich zatrzymywać, wręcz wygoniła ich na tą wycieczkę.  - Idzcie, idźcie. Mnie też tak ciągnęło w góry jak byłam taka młoda, więc rozumiem - przekonywała. W międzyczasie zadzwoniła Justyna żeby poinformować ją, że raczej nie zdążą wyjechać ze Szczawnicy przed pietnastą dlatego przekąszą coś z Dawidem na miejscu. Musiała się zadowolić towarzystwem swojego syna  Łukasza pochłoniętego pracą. Gdy chłopaki się przygotowywały na wyprawę napakowała im do plecaków prowiantu, a potem surowo nakazała że wszystko ma być zjedzone. - Jak dla całego sztabu żołnierzy -  powiedział do siebie Rafał wychodząc na zewnątrz, wolał jednak żeby babcia nie słyszała jego marudzenia. Janek spóźnił się jedynie pięć minut. Na szczęście do niebieskiego szlaku mieli z rzut beretem. Calvin szczerze żałował, że zabraknie dziewczyn. Szczególnie zależało mu na obecności Justyny, ale cóż... Dobro dziecka jest na pierwszym miejscu. Trzeba się jakoś z tym pogodzić. Jeszcze się nadarzy okazja do wspólnej wyprawy i wezmą Dawida. Miał przeczucie, że młody też w przyszłości zostanie ratownikiem albo kimś podobnym. Miłość do gór płynęła w jego żyłach.


  • Oszczędzajcie siły na potem bo podejście będzie trochę hardcorowe - ostrzegł Janek widząc że jego kumple prawie pędzą pod górę. Minęli właśnie stary zabytkowy kościół z drewna. Szli niebieskim szlakiem wiodącym na Lubań, który zaczął się gdy odbili od głównej drogi w prawo.
  • Cholera tak dawno tędy nie szedłem że zapomniałem tego szlaku  - powiedział Rafał, który szedł jakieś pięć metrów przed Jankiem. 
  • No widzisz stary, a ja jestem w okolicach Lubania przynajmniej  piętnaście razy w ciągu roku. 
  • Lubi Cię ta góra, co?- rzucił Calvin do Janka. 
  • Babia Góra jeszcze bardziej go lubi. 
  • Masz na myśli tego Diablaka? - przypomniał Anglik.
  • Tak Calvin, właśnie tego Diablaka.
  • Aż boję się pytać czemu się tak nazywa?- oświadczył i puścił oko do Rafała. 
  • Opowiem Ci kiedyś na dobranoc - powiedział Rafał szczerząc równe śnieżnobiałe ząbki w szerokim uśmiechu. Żuł gumę, którą poczęstował kumpli. 
  • Może lepiej nie, bo jeszcze nie zasnę.
  • Słuszna obawa. Jak raz opowiedział Dawidowi historię do poduszki tak się potem dzieciak zsikał do łóżka w nocy. - Powiedziawszy to Janek zaczął się śmiać na całego. 
  • Co ty Rafał, dzieci straszysz przed snem? Rozum Ci całkiem odebrało? 

Nagle ciszę rozdarł odgłos jakiegoś dzikiego ptaka szybującego po niebie tuż nad ich głowami. Wszyscy trzej  jednocześnie podnieśli spojrzenia w górę.  Rafał szybko sięgnął po aparat fotograficzny, podobnie Calvin, który wprost ubóstwiał wielkie drapieżne ptaki. Miał to po dziadku, po którym dostał również imię. Dziadek był obieżyświatem.  Jako młody człowiek zwiedził całą Afrykę i opisał to w swoich książkach. Calvin był dumny ze swojego przodka. Kiedy dziadek żył często zabierał go na wyprawy i to nie tylko w granicach Anglii, ale także poza jej granicami. Spali w namiotach, biwakowali w najdzikszych miejscach imperium brytyjskiego i obserwowali ptaki łowne. Miał wówczas czternaście albo piętnaście lat. Gdy tak zapatrzony w tego latającego drapieżnika pomyślał, że cudownie by było móc tak fruwać gdzie dusza zapragnie, szybować po niebie, zataczając na tle przestworzy ogromne pętle. Piękny był ten pokaz, nie mógł się napatrzeć, nasycić wzroku tym widokiem.

Znajdowali się teraz na urokliwej polanie o wdzięcznej nazwie Muszyna. Calvin był ciekaw skąd się owa nazwa wzięła. Tu wszystko miało swoją nazwę, jak mu powiedział poprzedniego wieczora Janek. Mają ją rzeki, hale, doliny, szczyty, przełęcze i potoki. Ta była dosyć rozległa, a na jej skraju, u góry po prawej stał opuszczony drewniany szałas pasterski. Dwa takie minęli niedawno na polanach Folwarki. Anglik i Rafał stali po łydki w trawie przeczesywanej przez porywisty halny wiatr i wciąż robili zdjęcia okazałemu jastrzębiowi. Ptak ten okazał się niezwykle posłusznym wdzięcznym modelem,  natomiast ich za to nieźle przewiało. Przez dłuższą chwilę huczało i gwizdało im w uszach, a włosami Calvina targało na wszystkie strony. Musiał je przytrzymywać ręką, żeby nie leciały mu do oczu. Poza tym z doświadczenia wiedział, że na otwartej przestrzeni zawsze mocniej wiało. Mimo zmęczenia czuł się świetnie. Dobrze, że poszedł z nimi na szlak, dzięki temu zobaczył cudowne miejsca, których u siebie by nie uświadczył. Tam u nich w Yorku było praktycznie całkiem płasko jeśli nie liczyć drobnych pagórków.



  • Dobra chodźcie. Będzie jeszcze okazja do podziwiania ptaków - powiedział Janek odsuwając się od drzewa, o pień którego był oparty. Następnie poprawił ramiona plecaka i ruszył do przodu.  Przed nimi znowu otwierał się las, który z każdym ich krokiem miał gęstnieć. Widać było, że teren coraz bardziej się wznosi. - Teraz już tylko pod górkę Panowie. 
  • Idziemy! - Calvin podniósł rękę, a potem schował aparat do futerału i ruszył za kumplami do góry. 
  • Uprzedzam kolegę Anglika, że zaraz się zacznie hardcore. - Rafał mówił to patrząc na niego z góry. Stał jakieś dwa metry wyżej niż Calvin.
  • Aha - pokiwał głową Calvin. Szedł i dyszał. Czuł, że tym razem czeka go ciężka przeprawa. Nie był przyzwyczajony do pokonywania takich stromizn jak tu. Nawet wejście na ten Gorc poprzedniego dnia nie było tak strasznie wymagające. - Rozumiem, że Jasiek celowo wybrał tą drogę. 
  • Żeby nam urozmaicić wyprawę. Ma się rozumieć. - Teraz Rafał też dyszał.  
  • Dba o naszą kondyche. -  Mówiąc to Anglik śmiał się od ucha do ucha.
  • Chłopaki czekajcie. - Janek zatrzymał się tuż przed nimi. - Dyszycie obaj jak stara lokomotywa, która zaraz zdechnie. Musicie trochę zwolnić krok bo niepotrzebnie pędzicie a teren jest tu naprawdę wymagający. Oddychamy miarowo, sylwetka wyprostowana, a krok dostosowany do podłoża.  Powietrze wpuszczamy nosem i wypuszczamy ustami na trzy. Wszystko jasne? 
  • Yes sir!- krzyknęli jednocześnie Calvin i Krakus. 
  • Calvinovi to się nie dziwię bo jest tu pierwszy raz i nie jest przyzwyczajony do chodzenia po takich, górach, ale Ty Raf...? Wydawało mi się, że już dawno opanowałeś technikę zdobywania tego typu wzniesień.
  • Widać zapomniałem... specu. - Popatrzył krzywo na Zubera, a potem wbił wzrok w tarczę swojego zegarka na ręce. 
  • Gorce mają to do siebie Cal, że podejścia są krótkie i strome. Podobnie jak w Beskidzie Wyspowym - tłumaczył dalej Janek.
  • Taaa, zupełnie jak nasz ulubiony czarny szlak na Strzebel z Kasinki Małej - przypomniał Rafał. 
  • Ooooo tak, uwielbiam nasz Strzebel. - Uśmiech Zubera natychmiast się poszerzył 
  • Rozumiem, że mowa o jakiejś górze. - Zaintrygowany Anglik podrapał się w głowę.
  • Dobrze, że nie Szczebel. - Rafał pokazał Anglikowi język. Bardzo wyraźnie wypowiedział szcz. - Bo nasz Angolek dalej nie może sobie poradzić ze szczawiem. A najbardziej przeraża go wyraz Szczawnica. 
  • Jakoś mu się nie dziwię. Przy naszym polskim jego angielski to przecież pikuś. 
  • Uuuuuu, chyba nam się pogoda psuje - zauważył Calvin. Pokazał na niebo zasnute szarawymi chmurami. Przy okazji ruszył się wiatr i rozwiał mu włosy. Przez chwilę musiał przytrzymywać je ręką. 
  • Eeeee to tylko tak straszy. - Rafał zmarszczył nos i pokręcił głową. - Nie wierzę, że coś z tego będzie. Powinno się rozejść za nim dojdziemy na szczyt.
  • W najgorszym wypadku nam doleje.  Trudno. 
  • Te Anglik, a ty myślisz, że te ulewy u nas to takie cienkie jak tam u was na wyspach? Jak lunie to w sekundę jesteś cały mokry i długo nie masz szans wyschnąć.
  • Ja tam lubię być mokry - powiedział Calvin. - W ogóle mi to nie przeszkadza. 
  • Akurat Coulter. - Śmiał się Krakus i pokazywał na niego palcem. 
  • Dobra żartowałem... Nienawidzę jak leje. Potwornie mnie to wkurwia... - Teraz sam zaczął się śmiać i kręcić głową. Zuber też się roześmiał. 
  • Za to Justyna zawsze lubiła latać po deszczu - oświadczył rozbawiony Krakus. -  Tej to nic nie zrazi. Taka leśna nimfa z tej mojej siostry. 
  • Czyli zawsze trochę się różniliście Raf? - zapytał Coulter. Uważnie przyglądał się swojemu przyjacielowi.
  • Raczej tak - odparł z marszu brat Justyny. Szli z Anglikiem ramię w ramię. Po chwili milczenia zatrzymał się, oparł nogę na kamieniu i znów się odezwał do Anglika. - Widzę, że ona strasznie cię kręci Angliczku... Nawet nie próbuj zaprzeczać, to daremne. - Orzecki nie przestawał lustrować przyjaciela badawczym spojrzeniem. 
  • Żebyś wiedział, że mnie kręci jak cholera i nawet trochę ze sobą flirtujemy. - Coulter posłał Krakusowi szelmowski uśmieszek. - Nie zamierzałem zaprzeczać. 
  • Noooo Cal, muszę przyznać, że konkretnie podszedłeś do tematu. - Janek wcale nie był zaskoczony. Przy Justynie faceci zawsze szybko tracili głowę.
  • Czuje się fantastycznie w jej towarzystwie i myślę, że ona przy mnie też. 
  • Już dawno nie widziałem, żeby z jakąś laską tak tańczył jak przedwczoraj z Justyną. Aż mu się oczy zaświeciły, kiedy się w niego wtuliła. - Rafał trącił Janka łokciem. 
  • To może od razu napisz o tym książkę pajacu. - Calvin spojrzał na Rafała z politowaniem i podrapał się w głowę. - Tylko zmień bohaterom nazwiska. 
  • A z tobą i Majką to już naprawdę koniec Rafał? - dopytywał się Zuber. Szczerze mówiąc wolał żeby tak było. 
  • Skoro powiedziała, że koniec to koniec, nie? - Ton Krakusa był zimny. 
  • I dobrze, teraz przynajmniej zawalczysz o Kynie. - Calvin mrugnął porozumiewawczo do Zubera. 
  • Te Anglik, a co ja ostatnio robiłem w Rikonie? - rzucił do Coultera oburzony Orzecki. Jego mina mówiła sama za siebie. 
  • No tak tylko... to było zdecydowanie za słabe staranie. - Calvin pokiwał wskazującym palcem. 
  • Kurwa mać, zaraz mnie tu krew zaleje.  - Brat Justyny przygryzł wargę i wzniósł spojrzenie do niebios. - Trzymajcie mnie aniołki, bo zaraz temu Anglikowi zrobię krzywdę. Daję słowo. 
  • No już Krakusku, wal. - Calvin przybrał obronną pozycję. - Tylko żebym coś poczuł. 
  • Ej chłopaki skończcie już te durne słowne przepychanki - poprosił Janek. Złożył ręce jak do modlitwy. - Nie po to idziemy w góry żebyście się szarpali. 
  • Oczywiście.  Ja już nic nie mówię, bo się nie znam. - Calvin popatrzył na Rafała bykiem, a potem minął jego oraz Janka i ruszył żwawo przed siebie. Miał ochotę kląć na czym świat stoi. Czemu ten Rafał tak go ostatnio wkurza? O co tu do ciężkiego licha  chodzi? Czy o jego konflikt z siostrą czy o coś więcej? Po co mu się przyznawał, że między nim, a Justyną coś się zaczyna dziać? Chociaż z drugiej strony... I tak by się domyślił, ślepy nie jest. Trudno ukryć, że jest się zauroczonym przez taką kobietę.  
Zdobycie Lubania kosztowało ich sporo wysiłku. Ta piękna imponująca góra faktycznie lubiła czasem dać w kość, ale równocześnie wynagradzała trud wspaniałymi widokami.  Nie licząc mocno zahartowanego Janka, który stale gdzieś wyłaził i to nieraz w najtrudniejszych warunkach jego dwaj przyjaciele okropnie się zmęczyli stromym podejściem przez las. Szybko zapomnieli o głupich sprzeczkach i skupili uwagę na pokonaniu przewyższenia. Gdy wreszcie teren się wyrównał obaj odetchnęli z ulgą. Oparci plecami o jakieś wiekowe drzewo głęboko wciągali powietrze do płuc i wypuszczali je ustami. Głowy mieli schylone ku ziemii. Potrzebowali jedynie kilku minut na odpoczynek, a później pomaszerowali dalej. Przez chwilę szli grzbietem, jednym z ramion Lubania porośnietego przez polany zwane Jaworzynkami Ochotnickim. Stąd też  mieli świetny widok na Pieniny i Jezioro Czorsztyńskie, niestety Tatry były słabo widoczne ze względu na zachmurzone niebo. Ujrzawszy przed sobą okazałą wieżę widokową stojącą nieopodal kamiennego ołtarza wszyscy trzej przyspieszyli kroku, aby jak najszybciej stanąć na wierzchołku góry. Nie zastali tu dziś nikogo, byli tylko oni.

Rozpromieniona twarz Anglika świadczyła o tym, że jest przeszczęśliwy, choć do pełni szczęścia brakowało mu jeszcze siostry Rafała.Miał przeogromną satysfakcję z tego, że mu się w końcu udało zdobyć jakiś wybitny szczyt i do tego był  jego pierwszym w życiu. Będąc w Angli w ogóle nie chodził po górach gdyż po pierwsze nie miał na takie wyprawy czasu, a po drugie musiałby chyba wybrać się na wycieczkę do Szkocji. Czasem wyskoczył z Rafałem na ściankę, ale to nie było to samo, co sprawdzenie swoich możliwości w terenie. W dodatku widoki, które przyszło mu podziwiać przeszły jego najśmielsze oczekiwania. Aż mu się łza w oku zakręciła kiedy wreszcie postawił pierwszy krok na szczycie.


  • No i wlazłeś na Lubań, brawo! - Janek otoczył Calvina ramieniem. Stali oparci o kamienny ołtarz wpatrzeni w widok przed nimi. Byli we dwóch, bo Rafał poleciał na stronę. 
  • Niesamowite! - krzyknął po angielsku. 
  • Pochwalisz się Justynie. Drugi szczyt w Gorcach masz zaliczony. I to jeden z bardziej wymagających szczytów w tym paśmie.  
  • Czyli mogę  być z siebie dumny? - Rozpiął zamek kurtki.
  • Kiedyś Cię zabierzemy w Tatry. Pójdziemy na Czerwone Wierchy. 
  • Tatry to które? - spytał Calvin nie odrywając wzroku od Pienin i Jeziora Czorsztyńskiego.
  • Te co najsłabiej widać.  Najwyższe pasmo w Polsce. - Janek wskazał palcem zamglone Tatry. - Jak się dokładnie przyjrzysz zobaczysz Łomnicę, jeden z wyższych partii słowackich Tatr, najwyższy jest Gerlach. 
  • Byłeś tam kiedyś? 
  • Na Gerlachu nie, ale planuje kiedyś taką wyprawę. Mam takiego znajomego który jest przewodnikiem po słowackiej części  Tatr. Słowak oczywiście, znamy się z kursu wspinaczkowego. 
  • No bracie, masz ciekawe znajomości - pochwalił Janka Anglik. Był pod wielkim wrażeniem. Coraz bardziej mu się to podobało. 
  • Wiesz jak się bywa tu i tam to się poznaję różnych wariatów i zapaleńców  takich jak ja - Janek wyszczerzył zęby w uśmiechu. - W sumie Łukasz ma jeszcze lepsze znajomości niż ja. Poproszę go kiedyś to ci poopowiada różne historie.  Też ma mnóstwo wspomnień .
  • Łukasz znał Berbekę nie? - zapytał Rafał, który właśnie do nich dołączył. Stanął koło Calvina i zdjął plecak, a następnie oparł go nogę ołtarza. 
  • Chyba tak. Napisz mu smsa. 
  • Maciej Berbeka zginął po zdobyciu Broad Peak, w Caracorum - wyjaśnił Rafał Calvinovi. - Jezu... aż mam ciary jak o tym myślę. Taki zarąbisty gość i zginął.
  • Taaa... Albo o Rutkiewicz - przypomniał Janek. 
  • A weź mi nic nie mów Jasiek bo się poryczę... Wandzi też nie mogę przeboleć. - Powiedziawszy to Rafał spojrzał na chłopaków oczami pełnymi bólu. Szybko pojawiły się w nich łzy.  Spuścił głowę. 
  • Ona też była na Broad Peak? - zapytał Calvin poruszony opowiadaniem kolegów.
  • Wanda Rutkiewicz zaginęła na górze Kanczendzonga w 1992 roku, do dziś nie mają dowodów na to że nie przeżyła. Jej zaginięcie jest wciąż dla nas wielką tajemnicą. Wanda to legenda polskiego Himalaizmu, pierwsza kobieta na świecie która zdobyła K2 i pierwsza Europejka na Mount Everest.... Aha no i co najciekawsze...  pierwsza platoniczna miłość Rafała. 
  • Serio? A ty mi nic o tym nie mówiłeś? 
  • Nie mówiłem bo jak zaczynam o tym gadać to się rozklejam.  Nawet babcia to wie. Rutkiewicz to też jej idolka. 
  • Cholera jasna! - powiedział Calvin patrząc na Rafała walczącego ze łzami. - Ja  to nigdy nie miałem takich idolek jak ta twoja Wanda. Żadna nie była ani na Evereście a tymbardziej na K2. Normalnie mnie to rozwaliło.
  • Bo nie ma drugiej takiej kobiety jak ona Cal.. Nigdzie... I już nie będzie. - Rafał pociągnął nosem po czym starł z policzka łzy. 
  • To fakt. Nie będzie - przyznał Janek. 
  • Gdzie ona może teraz być? Jeśli nie znaleźli jej ciała to może...? Myślicie, że przeżyła? - zainteresował się Anglik.
  • Powiedzmy, że staram się w to wierzyć... Dobra, wystarczy tych pogaduszek bo zaraz mi pęknie serce, a wtedy to zamiast GOPR u możecie do mnie śmiało wzywać erke. Co wy na to? 
  • Ha, tobie to się wydaje że serce tak łatwo pęka, nie? 
  • Może byśmy teraz coś zjedli
  •  Ja mam taką propozycję, żebyśmy teraz coś zjedli. 
  • Okej to chodźmy na dół koło bazy - zaproponował Janek. Odsunąwszy się od ołtarza podniósł plecak 
  • Babcia narobiła prowiantu jak dla całego pułku żołnierzy i mamy to wszystko  zjeść, inaczej kaszanka będzie.
  • Ale nic nie mówiła, że na obiedzie nie zostajecie? 
  • No jak nie jak tak? Jawna obraza majestatu stary - odparł Rafał na siłę udając poważnego. 
  • Aha i oczywiście całą winę zwaliliśmy na ciebie - rzucił do Janka rozbawiony Calvin. - Że nas ciagasz po jakichś dzikich szczytach nieznanymi drogami, a jeść nie dajesz
  • Dla Ciebie też dała prowiant Jasiu. Nie myśl sobie. Całe pięć bułek. 
  • Łoooo żesz wy. - Teraz to Janek wybałuszył oczy. 
  • Czekajcie bo Peter dzwoni? - powiedział Calvin i sięgnął do kieszeni w której miał schowaną komórkę. Musiał ją przedtem rozsunąć. To po dzwonku poznał, że dzwoni Peter, ponieważ specjalnie dla niego ustawił sobie jako dźwięk połączenia Another brick in the Wall part 2.
  • "We dont need no education, we dont need no thought control..." - zaśpiewał Janek. Calvin poczekał aż Janek skończy śpiewać. 
  • Śpiewaj śpiewaj Janek,  Peter na pewno poczeka pod słuchawką aż skończysz. 
  • "...Hej teachers, leave the kids alone!.." - dokończył Rafał. Telefon dalej uporczywie dzwonił. 
  • No hej Pete, co tam? - spytał Calvin po angielsku odebrawszy w końcu telefon. Szedł teraz za chłopakami spokojnym krokiem w dół. - Nie, nie, w górach jestem z Rafem i Jankiem, a co? Masz coś ważnego dla mnie czy tylko tak dzwonisz z ciekawości? - Mrugnął okiem do chłopaków. - Coooo? Nie no... jaja sobie robisz. Powiedz, że nie mówisz tego serio?...  Hej z czego ty się tak śmiejesz? Uważasz że mnie to bawi?...  Kurwa Peter! - zdenerwowany Calvin krzyknął do głośnika żeby przywołać brata do porządku. W końcu dotarło do niego, że Peter najprawdopodobniej jest pijany... Albo znów się naszprycował lekami i plecie co mu ślina na język przyniesie. Miał nadzieję że to co usłyszał od brata nie jest prawdą, bo aż mu się w głowie zakręciło od tych wieści.  Musiał się oprzeć o drzewo żeby nie paść na ziemię. - Jesteś pewny Peter? Powiedz mi do cholery czy jesteś tego pewny? Peter!...  O szlag nieee - jęknął gdy usłyszał przerywany sygnał. Peter się rozłączył. Z nerwów ściskało mu żołądek, a serce raz po raz podchodziło do gardła. Nagle dopadły go takie mdłości, że gotów był wymiotować byle gdzie... W końcu nie wytrzymał i właśnie na tym się skończyło. 
  • Stary co jest grane? - Rafał zaniepokoił się widząc to co się działo z jego przyjacielem. Anglik był blady jak ściana i słaniał się na nogach.  
  • Jezu Calvin, strasznie ciężko oddychasz. - Janek również się zaniepokoił stanem Calvina. Symptomy były niepokojące. - Miałeś już kiedyś takie problemy? Może to astma. 
  • Rozłączył się... kretyn! - Calvin patrzył na nich z przerażeniem w oczach. - Jeszcze się głupio śmieje.
  • Ale co on ci powiedział, że się tak zdenerwowałeś? - dociekał Rafał. 
  • Twierdzi, że... znaleźli Maggie. - Oczy Calvina zrobiły się nagle wilgotne, usta drżały.
  • Co ten twój brat pieprzy? - oburzył się Rafał. - Przecież pochowaliście  ją... trzy lata temu. To niemożliwe żeby... 
  • Jaką znowu Maggie? -  Janek był kompletnie zdezorientowany.  
  • To jego żona... Zaginęła trzy lata temu, a potem znaleźli ciało i uznali ją za zmarłą. 
  • Była żona - poprawił go szybko Calvin.
  • No była, fakt... Przepraszam. 
  • No to się  kurde porobiło.
  • Ej Jasiek, to jest niemożliwe, rozumiesz? To musi być jakieś nieporozumienie.
  • Rafał, takie pomyłki się zdarzają. Dzisiaj się urodziłeś czy co? - Janek przewrócił oczami. 
  • Gdyby się okazało,  że to jednak prawda to... Przerąbane. 
  • Ja pitole . -  Calvin ukrył twarz w dłoniach. - Tego mi jeszcze brakowało.
  • Cal weźże zadzwoń do Sean' a.  Niech on ci to sprawdzi i będziesz na bank wiedział co jest grane - poradził Rafał. - On musi znać szczegóły takich spraw.
  • Nie wiem czy chce mieć pewność. - Calvin kręcił głową w geście niedowierzania. Modlił się teraz, żeby to było tylko jakieś cholerne nieporozumienie... To nie mogła być prawda. Przeczesał włosy palcami. Stopniowo się uspokajał. Jego serce również. 
  • Daj pogadam z nim - powiedział Rafał, gdy ponownie odezwał się telefon Calvina, a z głośnika ponownie popłynęła znajoma nutka Floydów. 
  • Dobra. - Calvin oddał komórkę Rafałowi, a ten natychmiast odebrał.
  • Ale jaja. - Powiedziawszy to Janek głęboko westchnął. 
  • Cześć Peter, tu Raf,  możemy pogadać? - spytał Rafał i odszedł kawałek dalej zostawiając kumpli w tyle. -  ... Tak? No to okej dzienks...  Słuchaj stary, twój brat jest chwilowo niedysponowany więc... Czemu? Powiedzmy, że twoje wieści ... trochę go...  osłabiły. 
  • Osłabiły to mało powiedziane - powiedział do siebie półgłosem Calvin. 
  • Przykro mi Cal. Nie miałem pojęcia, że spotkało Cię coś takiego - odezwał się w końcu Janek przerywając długie milczenie. Chwilę patrzył na Rafała, który stał jakieś pięć metrów od nich i rozmawiał z Peter' em.
  • Życie mnie nie lubi Jasiek. Ciągle mi się coś chrzani. Co sobie poukładam to zaraz przyjdzie tornado i wszystko rozpieprzy w drobny mak. 
  • Mam nadzieję że to tylko... nieporozumienie. 
  • Jeśli nie to chyba... zwariuje. - Calvin zaczął spacerować od drzewa do drzewa. 
  • Nie wiem co bym zrobił na twoim miejscu. 
  • Jak ja to powiem Justynie? 
  • Nie martw się na zapas. Jeszcze nie ma pewności że to faktycznie jest prawda. Będziesz się martwił jak się okaże że tak. Narazie zachowaj spokój. 
  • Spokój, tak.... W tej sytuacji lepiej będzie jak zwinę manatki i wrócę do Angli. Nie wyobrażam sobie żebym mógł... 
  • Teraz ty chcesz uciekać? - uciął mu Janek. Sam nie wierzył w to co słyszy. 
  • Nie chce żeby ona cierpiała z mojego powodu Janek . Wykluczone. 
  • Pogadaj z nią... Ty jako psycholog powinieneś wiedzieć jak rozmawiać z kobietami. 
  • Wolnego stary. Jestem psychologiem od dzieci i młodzieży, a nie od relacji damsko męskich. A poza tym... 
  • I co Rafał? - spytał Janek nadchodzącego z naprzeciwka przyjaciela. Jego mina mówiła sama za siebie. Jego rozmowa z Peter' em nie trwała zbyt długo. 
  • No co? - spytał Calvin biorąc od niego komórkę. - Gadaj co się dowiedziałeś? 
  • W poniedziałek około dwunastej masz być w Yorku. Prokurator chce się z Tobą widzieć. 
  • Prokurator? - zapytał zszokowany Calvin.
  • A po kija ten prokurator? - spytał  Jasiek. - Co on od niego chce?
  • Masz być na rozpoznaniu... Twoja żona nie żyje Calvin... Tym razem ta prawdziwa żona. 
  • No nie, nie! To jest przecież jakaś paranoja! - Anglik złapał się za głowę. Już nie wiedział czy ma się śmiać płakać czy przeklinać. - Ja już pochowałem swoją żonę Rafał. Trzy lata temu. Pamiętasz? 
  • Mnie tego nie musisz tłumaczyć. 
  • To kogo wyście wtedy pochowali na litość boską? 
  • Ja już nie wiem. Janek. Byłem pewien, że to ona... A teraz już nic nie wiem. 
  • Historia rodem z najlepszego kryminału.
  • Wiecie co? Muszę coś zjeść bo zgłodniałem. Jak jasna cholera. - Rafał kucnął, otworzył swój plecak i zaczął w nim grzebać za bułkami.  Wreszcie je znalazł i wręczył jedną Jankowi. 
Uzgodnili ze sobą że schodzą na dół czerwonym szlakiem do Przełęczy Knurowskiej tak jak było zaplanowane wcześniej. Był to długi szlak (fragment Głównego Szlaku Beskidzkiego) oszacowany na jakieś trzy godziny drogi maks, ale  żadnego z nich to nie zniechęciło. I tak nie zamiarzali jeszcze kończyć wycieczki. Pomimo sporego zachmurzenia nie zaczęło lać, nie było też za ciepło, jednym słowem pogoda jak nic sprzyjała górskim wyprawom. Zanim opuścili Lubań pokazali jeszcze Calvinovi kilka pięknych miejsc w okolicach szczytu. Nawet, gdy zeszli trochę poniżej  widoki wciąż były oszałamiające. Najpiękniejszym zjawiskiem podziwianym w tych stronach było  morze mgieł nad Jeziorem Czorsztyńskim. Chłopaki pokazali Anglikowi również ruiny dawnego schronisko, które spłonęło.



 Na końcu zdobyli szczyt wieży widokowej, która uraczyła ich równie wspaniałymi widokami, mogli stąd podziwiać rozległą panoramę Gorców, Beskidu Wyspowego, Sądeckiego, Pienin oraz same czubki szczytów Tatr skrytych za mgłą. Na moment zostawili Calvina samego na górze i zeszli na dół, zrobili to, ponieważ poprosił o chwilę prywaty. Na odchodnym Janek rzucił do niego: "Tylko nie skocz", na co Anglik odparł : "Spokojna glowa". Nie czekali na niego długo, najwyżej pięć minut. Był  strasznie zdołowany, przygnieciony nowym problemem. Chłopaki doskonale go rozumieli. W zaistniałej sytuacji jedynym rozsądnym wyjściem było zaakceptowanie jej, bo cóż innego mógł zrobić? Mieli nadzieję, że jeszcze okaże się iż to tylko tragiczna pomyłka. Każdy z nich chciał aby tak to się skończyło.


  • Możemy iść dalej - powiedział Anglik, który właśnie do nich dołączył. 
  • Może byś coś zjadł Cal. Przed nami jeszcze dobry kawał drogi Cal. Musisz mieć energię. - Janek spożywał akurat swoją trzecią bułkę, a Rafał drugą. 
  • Potem, teraz niczego nie przełknę. 
  • A napić się nie chcesz? - Rafał wyciągnął w kierunku Calvina rękę z termosem,  z którego pił. 
  • Okej dzięki. - Calvin wziął od niego termos i nalał sobie herbaty do nakrętki. 
  • Spodobało ci  się tu u nas co? - Janek uśmiechnął się do niego szeroko. 
  • Nawet nie wiesz jak bardzo. Najchętniej bym tu został na zawsze. 
  • Spoko. Polecisz do Angli na kilka dni i zaraz wracasz. 
  • A ty nie lecisz Raf? - Calvin był mocno zawiedziony, że nie będzie miał towarzystwa w podróży. Znowu będzie sam kiblował w terminalu w oczekiwaniu na samolot mając za kumpla gazetę. 
  • Nie, nie lecę, bo Jasiek załatwił mi trzy dni szkolenia z zakresu ratownictwa jaskiniowego i nie mogę tego odpuścić... Przepraszam stary, nie przewidziałem tego. Ale za to  odwiozę Cię do Krakowa i wsadzę w pociąg na lotnisko. A żeby Ci się na tym lotnisku specjalnie nie nudziło dam Ci dobrą książkę Mroza do poczytania. 
  • Po polsku czy po angielsku? - zaciekawił się Calvin. Po chwili zwrócił termos Rafałowi, a ten schował go do plecaka. - Bo chyba nie jestem jeszcze na tyle dobry żeby czytać polskie książki w oryginale.  
  • Najwyżej skończysz za sto lat- wtrącił się Janek. 
  • Zacząłem ostatnio czytać Okularnika Bondy. Fajnie opowiedziana historia. Niestety zostawiłem książkę na stole w kuchni, bo wychodziłem w pośpiechu na lotnisko, a i tak mało brakło do tego żebym się nie spóźnił na odprawę. Szkoda, że nie mam egzemplarza przy sobie, gdyż super się to czyta i wciąga niesamowicie.
  • Ja dopiero jestem przy Pochłaniaczu. W połowie - oświadczył Janek.
  • To dobrze, że mówisz. Nie będę ci spoilował. A Ty Raf? Co czytasz? 
  • A ja mam teraz na fazie Adama Bieleckiego. Czytam jego książkę Spod zamarzniętych powiek. Rewelacja. 
  • Coooo? O nie stary, weź to przetłumacz na englisha. Błagam. - Mówiąc to Anglik złożył ręce jak do modlitwy. 
  • I tak ci nieźle idzie ten polski. Jeszcze tylko to szczaw pomęczymy - powiedział Rafał, na co Calvin strasznie się skrzywił. 
  • Dobra chłopaki, zwijamy się.  Inaczej będziemy potem szli po ciemku. - Janek wstał, podniósł swój plecak i założył na plecy. Jego przyjaciele zrobili to samo i wszyscy ruszyli w dalszą drogę. 
  • Szkoda, że Tatry takie zamglone. W sumie gówno widać. - Rafał wytężył wzrok. Cały czas szli  grzbietem. Byli już praktycznie w połowie drogi, a dokładnie przy podejściu na Kotelnicę. Nawet nie zmęczyli się specjalnie... Jeszcze... nie.
  • Hej Calvin, a co to za marka, co masz ciuchy od nich? - zainteresował się niespodziewanie Janek. - Fajny krój mają te wdzianka, takie całkiem twarzowe.  
  • Z Everesta Janek. Nowa marka to możesz nie znać. - Calvin pokazał mu logo marki na czarnej elegancko skrojonej kurtce podszytej wewnątrz polarem, z kapturem oraz wysokim kołnierzem. Szare spodnie, które miał na sobie były z tej samej firmy, podobnie buty, fajne zgrabniutkie treki o solidnej wibramie sięgające za kostkę. - Kolega ze studiów ma sklep górski u nas w centrum, a jego staruszek, zapalony Alpinista jest współwłaścicielem. Greg jeździ po towar specjalnie do Austrii do jakiejś hurtowni i sprowadza od nich ciuchy, buty, no i sprzęt do alpinizmu. Dla mnie i dla Rafała zawsze trzymają nówki, bo schodzą szybko, jak ciepłe bułeczki. 
  • Aha to jednak mają zbyt. Nie sądziłem że u Was też jest taki duży popyt na tego typu rzeczy. 
  • Zdziwiłbyś się stary - wtrącił Rafał. - Poznaliśmy w zeszłym roku takich trzech kolesi, Słowaków którzy mieszkają w Yorku i oni non stop gdzieś łażą. Ostatnio byli w Nepalu na trekkingu. Za rok robią skok na K2. 
  • O przeeeee skurczybyki. Też chce do Nepalu!!!
  • Słuchaj facet, jak nam pokazali zdjęcia stamtąd to prawie nam szczęki z zawiasów powypadały, nie Rafał? 
  • Do tej pory na miejsce nie wróciły - potwierdził Rafał.
  • Ej no, weźcie mnie nie nakręcajcie. Ja mam za dużo roboty żeby tak daleko się wybrać. 
  • Te ratownik, a znasz ty takie pojęcie jak urlop? Czy jeszcze tego nie przerabialiście? - zapytał Rafał. Zmrużył oczy, gdyż słońce które akurat wychyliło się zza chmur świeciło mu w oczy.
  • Weź nie kpij co? - Janek udawał naburmuszonego.
  • Hej cicho na chwilę... Słyszycie krzyki? - Calvin zaczął się rozglądać i nasłuchiwać skąd dobiega wołanie. -  Wydaje mi się jakby ktoś wzywał pomocy?
  • Stamtąd chyba lepiej słychać. - Rafał wskazał palcem kierunek północno wschodni. 
  • Dajcie lornetkę, szybko - zlecił Janek. - Ma któryś z was na wierzchu?
  • Ja mam w kominie... chyba. Cal wyciągniesz mi ją? - poprosił Rafał. 
  • Się robi Sir - odparł Calvin i natychmiast sięgnął do dużej kieszeni w górnej części plecaka Rafała. Od razu wyjął z niej lornetkę, którą podał Jaśkowi.
  • Dzięki stary. - Jasiek włączył sprzęt i zaczął patrzeć przez niego we wskazanym kierunku. Dłuższą chwilę kręcił pokrętłem od zooma to znów starał się poprawić ostrość. 
  • I co? Widzisz kogoś? - dopytywał się Calvin? 
  • Jeszcze nie. - Janek zrobił kilka kroków w kierunku północnym. Znów poprawił ostrość . Rozglądał się na wszystkie strony
  • Pokażesz na chwilę lornetkę.
  • Momencik Cal. Wydaje mi się, że coś albo kogoś widzę ... Czekajcie tu podejdę  kawałek do góry. Chce się upewnić, czy to co widzę to nie jakieś mżonki. Zawołam Was jakby co.
  • Dobra idź, poczekamy. - Rafał pomachał Jankowi ręką. 
  • Te drzewa strasznie zasłaniają widok.  Ciężko coś wypatrzeć. - Calvin założył kaptur bo wiatr który nagle się zerwał był zimny i silniejszy niż tam na hali. Nie chciał żeby mu zawiało uszy. 
  • I co teraz będzie?  
  • Z czym Rafał? 
  • Co będzie jak po okazaniu zwłok się okaże,  że, to faktycznie... Maggie
  • Ej stary, weź mi już nic więcej nie mów na ten temat, okej? - powiedział Calvin i odwrócił się twarzą do strony południowej. Wbił wzrok w panoramę Pienin. 
  • Powiesz Justynie? 
  • Jeśli mi starczy odwagi. 
  • W sumie to nie musisz. Nie masz w końcu wobec niej żadnych zobowiązań... No chyba że tak - powiedział gdy ich spojrzenia znów się spotkały.
  • Czy ty naprawdę musisz mnie aż tak wkurwiać? - spytał Calvin piorunując Rafala wrogim spojrzeniem. 
  • Ale czym niby? Gadaniem o mojej siostrze? - Reakcja Anglika zdziwiła trochę Rafała. Przyglądał mu się z ogromnym niedowierzaniem. 
  • Gadaniem o niej w sposób mocno lekceważący. 
  • Nie przesadzaj stary. - Teraz Rafał się nachmurzył. Normalnie aż ciskał w niego błyskawicami z oczu. - A poza tym mówi się srodze lekceważący, a nie mocno lekceważący.
  • Chrzań się! - odgryzł się Anglik. Był strasznie rozdrażniony. Coraz bardziej wkurzał go stosunek Rafała do siostry. 
  • Aleś się najeżył,  niech mnie szlag! 
  • Hej, chodźcie! - Usłyszeli dochodzące z głębi  wołanie Janka. 
  • Idziemy! - zawołał Rafał i pobiegł przed siebie ścieżką, która opadała w dół, lecz niezbyt stromo. Była to jedna z alternatywnych ścieżek wiodących do Ochotnicy Dolnej. Za nim biegł Calvin. Musieli teraz zapomnieć o sporze, który toczyli już od rana poprzedniego dnia. 
  • Co się stało? Sam tu jesteś? - zwrócił się Janek do ciemnowłosego mężczyzny  z zarostem leżącego na ziemi, opartego plecami o drzewo. Facet trzymał się za nogę w okolicy łydki jęcząc i zaciskając zęby. Był mniej więcej w jego wieku, krępej budowy, średniego wzrostu ubrany w dres i adaśki. - Jestem ratownikiem górskim, mogę ci pomóc. Jak się czujesz? 
  • Ratownik, tak? A gdzie masz swoje wdzianko? - Poszkodowany spojrzał na niego podejrzliwie. - Legitke chce zobaczyć. 
  • Akurat jestem z kumplami na wycieczce, ale to mnie nie zwalnia z udzielenia tobie pomocy - wyjaśnił Janek. - To jak będzie?  Powiesz mi co się stało? 
  • Potknąłem się i.... Aaaau! - Mężczyzna zasyczał przeciagle z bólu i jednocześnie zacisnął powieki. Po chwili kontynuował. - Upadłem twardo na glebę.  Nie mogę ruszać nogą. 
  • Czyli mamy złamanie. Okej, uspokój się teraz. Zaraz unieruchomimy tą nogę, a potem... 
  • Nie dotykaj mnie! Poszedł sio!!! - Poszkodowany zaczął  wymachiwać rękami i o mało nie uderzył Janka w głowę.
  • Hej spokojnie. - Janek zrobił unik.
  • No co tam Jasiek? - spytał zasapany Rafał. Właśnie dotarł do celu. Idący  za nim Calvin stanął nieco dalej i wsparł dłoń o pień buka. - Coś poważnego? 
  • Eee gdzie tam. Standardowe złamanie kości. 
  • A ci co, też ratownicy? - zapytał tamten krzywiąc się na widok przybyłych Rafała i Calvina.
  • Powiedzmy,  że kandydaci na ratowników. Szkole ich. 
  • Nie dam się wam dotknąć. Żadnemu z Was! - zaprotestował mężczyzna. Nagle zrobił się agresywny. - Dzwonię po prawdziwych ratowników. 
  • Ależ proszę Cię bardzo,  dzwoń nawet do samego anioła stróża tępaku! - wkurzył się Rafał. - Zanim oni tu przyjadą ta noga już dawno Ci odpadnie.  
  • Rafał przestań - powiedział Janek.
  • No co przestań, co przestań!  Nie widzisz, że gnojek sobie z nas jaja robi! 
  • Ja nie mogę.  Ten znowu zaczyna swoje! - Calvin uderzył się w czoło otwartą dłonią. 
  • Może jednak zgodzisz się żebym coś zrobił z tą nogą - przekonywał tamtego Janek.
  • Spierdzielaj z łapami! - warknał na Janka nieznajomy. - Nie potrzebuje twojej pomocy. Mój kumpel jest ratownikiem w zwyklym pogotowiu to mi pomoże. Prędzej jemu zaufam niż debilom udajacym GOPR. 
  • Zostaw go Jasiek, niech kurwa zdycha jak chce! Idziemy dalej. - Rafał czuł że lada moment trafi go szlag. Najpierw Calvin, a teraz Jasiek. 
  • Rafał jak chcesz być ratownikiem musisz się nauczyć postępować z trudnym turystą - powiedział Janek wciąż pochylony nad niepokornym poszkodowanym.
  • O kurna Jasiek, przecież on Cię zaraz pobije. A potem mnie i Calvina. Wezwij chłopaków, niech tu przyjadą i sami go ogarną.
  • Tak jasne. Ciekawe jak wstanie skoro ma nogę złamaną. Weź się puknij w łeb. 
  • A może on tylko udaje. Mam sprawdzić? - Rozłoszczony Rafał rzucił swój plecak na ziemię i podszedł do leżącego koło drzewa faceta.
  • Rafał zostaw go, słyszysz?!- Calvin natychmiast ruszył w stronę Rafała żeby go odciągnąć od tamtego gościa. - Daj sobie z nim spokój. 
  • Spieprzaj gnoju! - wrzasnął na Rafała nieznajomy i kopnął go zdrową nogą w kolano. - Wszyscy spieprzajcie! Jazda! 
  • O ty sukinsynu! - Rafał był gotów zlać oszołoma, ale na szczęście w pogotowiu był Anglik i nie pozwolił mu na to.
  • Co ty wyprawiasz do cholery? - Zdenerwował się Janek. - Rafał!
  • Okej, to ja idę w cholerę, a wy róbcie z nim co chcecie! - rzucił do nich wściekły Rafał po czym zabrał plecak i zaczął iść w górę, tą samą drogą którą tu przyszli. Szedł szybko nie oglądając się na kumpli.
  • Ej Jasiek, może jednak Rafał ma tu rację. - Calvin podszedł do Janka i położył mu dłoń na ramieniu. - Nie możemy ryzykować, że ten koleś nam coś zrobi. Jest coraz bardziej agresywny. Wezwijmy lepiej chłopaków, bo jest szansa, że  im nie będzie fikał i da sobie pomóc. 
  • Racja Calvin. Mądrze godosz. - Janek pokiwał głową. 
  • Poczekamy aż go przejmą i wtedy zejdziemy na spokoju do Ochotnicy.
  • Mam w dupie wasz GOPR.  Srał was pies! 
  • Zamknij tego ryja w końcu! - krzyknął Calvin i obrzucił go morderczym spojrzeniem.
  • Ty a może ten dupek jest naćpany - zastanawiał się Janek. 
  • Wszystko możliwe. Trzeba mu zajrzeć w źrenice. 
  • Dobra wracamy na szlak. Nie ma co! 
  • Aaaa! - To był oczywiście wrżask Rafała, który nagle padł na ziemię, raniony nożem w brzuch. Jego krzyk przerodził się w przeciagły jęk. Jakiś facet niższy od niego, łysy wytatuowany dresiarz przez chwilę go kopał, a potem szybko uciekł. Chyba ich nie zauważył, a oni nie widzieli momentu, w którym tamten typ dzgnął ich kumpla. Nie mieli pojęcia co ich jeszcze czeka.
  • O kurwa to Rafał! Chyba coś mu się stało! - Calvin był przerażony i zarazem tak strasznie wściekły, że o mało go szlag nie trafił. Pognał co sił do góry by jak najprędzej znaleźć się przy przyjacielu. Jeśli ten upadł to raczej nie bez szczególnego powodu. Musi spróbować mu pomóc. Był niemal pewien, że ta akcja to sprawka kumpla tego sukinsyna leżącego przy drzewie. 
  • Czy to twój kumpel zaatakował Rafała?... Gadaj kurwa! - krzyczał Janek stojąc nad krnabrnym turystą! Teraz jego ogarnęła wściekłość. Miał ochotę  go zatłuc. 
  • Janek zostaw go i chodź ze mną do Rafała! - ponaglił go Anglik. Zatrzymał się jakieś sto metrów przed wyjściem z lasu i spojrzał za plecy na Janka. - No już, sam sobie nie dam rady. 
  • Zabije cię, jeśli ten gnój coś mu zrobił! - zagroził Janek odwróciwszy się jeszcze raz do faceta na ziemi.  - Wrócę tu i zabije! 
  • Janek! 
  • Idę Cal! - Janek popędził za nim pod górę. Wierzchem dłoni przetarł załatwione oczy. 
  • Rafał żyjesz? - zapytał Calvin który już był przy przyjacielu. Rafał leżał na brzuchu, twarzą do ziemi, więc Anglik musiał go delikatnie odwrócić żeby leżał na plecach. - O jaaaa pierd... ale dostałeś. 
  • Zostaw... zostawcie  mnie... uciekajcie - wyrzucił z siebie półgłosem Rafał. Był ledwie żywy.  Rana cięta wyglądała na głęboką i strasznie krwawiła.
  • Nie ma mowy. Zapomnij. - Calvin otworzył plecak i wyjął z niego swoją ulubioną białą bluzę Levisa z czarnym napisem. Zamierzał nią zatamować krwawienie u Rafała. Odrzucił plecak na bok i szybko przyłożył bluzę do rany na brzuchu.
  • Aaaaaa,  boli!!! - Aż go skręcało z bólu. W oczach miał łzy. Coraz ciężej mu się oddychało. - Nie zniósę tego bólu!
  • Musisz wytrzymać stary, słyszysz! Musisz! - Calvin musiał grać przed nìm silnego i opanowanego, podczas, gdy tak naprawdę czuł się malutki ze strachu. Potwornie się bał, że nie zdołają go utrzymać przy życiu do pojawienia się kolegów Janka. Ostatni raz tak się bał kiedy stracił córkę. Teraz ten strach wrócił. Z trudem ukrył strach, który czaił się w jego oczach.
  • Nic kurwa nie muszę - warknał Rafał. Gotowy był się poddać. Już nawet nie miał siły żeby zaciskać pięści. Utrata ogromnej ilości krwi spowodowała potworne osłabienie. - Majka mnie zostawiła, a ja nie umiem jej zatrzymać, Justyna mnie nienawidzi bo wyjechałem do Angli. Mam w dupie takie życie Cal! 
  • Zamknij ryja i oddychaj... głęboko - nakazał Calvin. - Wyobraź sobie że jesteś na tym pieprzonym K2 i musisz przeżyć żeby cieszyć się tym co osiagnąłeś. Zrozumiałeś? 
  • A miało być tak pięknie. Kwiaty, zdjęcia, wywiady... - Rafał zacytował tekst z Seksmisji Juliusza Machulskiego. Zmusił się do uśmiechu.
  • Jeszcze przyjdzie czas na chwałę, a teraz skup się na tym żebyś przeżył.

  • O kurwa jego mać, niech to krew zaleje!!! - zawołał wystraszony Janek na widok rannego przyjaciela! Teraz załamał się całkowicie. Bluza Calvina zaczęła powoli przeciekać krwią, dłonie też miał całe umazane. Janek pobladł śmiertelnie. Jak nigdy przedtem. Wiedział jak to się może skończyć. Jeśli Rafał szybko nie trafi do szpitala finał tej przygody będzie tragiczny. - Oberwaleś nożem?!
  • Dzwonisz po ten GOPR Janek? - spytał zdenerwowany Anglik. - Nam też się może przydać pomóc. Sami nie ogarniemy tego.
  • Najpierw muszę zobaczyć ranę. - Janek kucnął obok Calvina. Wyraz jego twarzy zdradzał najbardziej skrajne emocje.
  • Wygląda na głęboką. - Calvin odchylił materiał, żeby pokazać Jankowi ranę.
  • Trzeba mocniej uciskać Cal - powiedział stanowczo Janek. - Czekaj dam Ci mojego polara, bo ta bluza to już przesiąkła... Mocniej.  
  • Raf nie odpływaj. Musisz trzymać z namj kontakt! - krzyczał do niego Calvin. - Gadaj do nas, słyszysz?! 
  • Daj mu w pychol to otrzezwieje - poradził Jasiek. 
  • Rafał sorry, ale muszę dać ci po pysku, bo nam odlecisz. - Powiedziawszy to Calvin uderzył go w twarz tak mocno jak mógł.
  • Dobra już! Starczy - jęczał Rafał. 
  • No dobra ciule, dawać komórki albo was rozwale! - rozkazał ten sam facet którego zostawili tam na dole przy drzewie. A jednak udawał, było dokładnie tak jak mówił Rafał. Ten drań stał teraz za plecami Janka i celowal do nich z glocka 5 - tki. - Wstawać z ziemi, już! 
  • Co Ci odpierdoliło facet?! - Calvin odwrócił głowę i spojrzał na typa z furią w spojrzeniu. Był tak naładowany negatywnymi emocjami, że gotów był wybuchnąć i rzucić się na tego oszołoma. - Naprawdę chcesz nas rozwalić? Całą trójkę? I będziesz z tym potem żył? Ja bym nie umiał. 
  • Jeszcze jedno słowo i zastrzelę waszego kumpla jak psa! - pogroził tamten i wycelował lufę w nogę Rafała. Nie trzymał jednak broni pewnie.  Trzęsła mu się ręka i palec który miał na spuście też. - Wstawać i oddawać komórki. Kasę też. Jazda! - Jego twarz wykrzywiał okropny grymas przypominający złość i zarazem rozbawieniem.
  • A niech nas pozabija! Byle szybko i sprawnie - powiedział Rafał. Spróbował się podnieść na łokciu do góry, a wtedy poczuł taki ból że aż wrzasnął na głos. Po chwili stracił przytomność. 
  • Rafał nie, ocknij się proszę. - Calvin znów zaczął go uderzać po policzkach. Rozpaczliwie nim potrząsał ale Rafał nie odzyskał przytomności.
  • O Boże... co za koszmar. - Janek był tak wstrząśnięty że nie był w stanie zrobić nic. Zapomniał o tym że ma zaalarmować GOPR. Z resztą było już na to za późno bo oddał telefon. Calvin też... 
  • No to wedle życzenia. - Powiedziawszy to nieznajomy docisnął spust i strzelił. Janek i Calvin nie zdążyli nawet zareagować. Sparaliżowało ich ze strachu. Na minutę obaj wstrzymali oddech. Kula utkwiła w udzie Rafała. Zadowolony ze swojego dzieła terrorysta wycelował lufę glocka w Calvina. 

Ciąg dalszy nastąpi 



Źródła, z których korzystałam przy pisaniu :

Gorce : przewodnik monograficzny, Andrzej Matuszczyk, Wydawnictwo Górskie, Poronin 1992

Mapy Compass, Kraków 2017, Gorce, Pieniny

Wanda : Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz, Wydawnictwo Literackie, 2017


https://www.rp.pl/Historia/303089722-Maciej-Berbeka-Gora-czekala-na-niego.html




niedziela, 19 maja 2019

Z cyklu Kasine pisanie: Idąc pod prąd cz. 3


Ochotnica Dolna - Lubań - kwiecień 2018

Justyna i Krysia siedziały w pokoju gościnnym oglądając jakiś film. Było dobrze po dziesiątej w nocy. Dawid zasnął u Krysi na rękach, ponieważ nie było sposobu by go wygonić na górę do spania. Czuł się już dużo lepiej niż poprzedniego dnia, mniej kaszlał i roznosiła go energia.  Nie chciał puścić babci Judyty do Krakowa, gotów był jechać z nią. O mało histerii nie dostał, kiedy usłyszał, że babcia znów wyjeżdża. Ledwo go uspokoiły tak płakał. Gdy już się wyciszył zajął się lepieniem ludzików z masy solnej. Krysia mu trochę pomagała. To było jego ulubione zajęcie, jeśli nie liczyć klejenia modeli samolotów z wujkiem Łukaszem. Tęsknił już za wycieczkami górskimi z Jankiem i Rafałem. Justyna mu obiecała, że pójdzie w góry w lecie, jednak Dawid wciąż marudził i nie odpuszczał mamie, a tym bardziej wujkom. Teraz jeszcze miał nowego wujka do zamarudzenia. Ciekawe jak długo Calvin wytrzyma to marudzenie... - Dlaczego miałby nie wytrzymać? Jest przecież psychologiem dziecięcym z wieloletnim doświadczeniem kobieto  - powiedziała do siebie Justyna. Mogła mu tylko pozazdrościć tej anielskiej cierpliwości do dzieci, której czasem jej brakowało. Wreszcie przyłapała się na tym, że coraz więcej i intensywniej rozmyśla o facecie, którego dopiero co poznała.  Intryguje ją tak jak jeszcze żaden dotąd. Coraz mocniej zastanawiała się nad tym czy on w ogóle ma jakieś swoje życie? O sobie samym nie mówił za wiele. Praktycznie nic. Czyżby właśnie to ją w nim najbardziej pociagało? - A może zwyczajnie nie lubi o sobie mówić... Albo nie chce...Boże, czemu mnie to tak obchodzi?- biła się z tą myślą nieustannie.



Podczas, gdy one paplały półgłosem zerkając od czasu do czasu, na telewizor, babcia wciąż krzątała się po kuchni. Szykowała pieczeń na drugi dzień. Była zmęczona, ale nie pozwoliła się wyręczyć. Rzadko kiedy pozwoliła sobie pomóc w kuchni. Uważała że jest u siebie, a kuchnia to wyłącznie jej królestwo. To głównie ona przyrządzała wszystko, młodym zaś pozwalała czasem podać do stołu albo pójść po zakupy. Nie brakowało jej energii, chociaż doktor prosił by nie szalała za bardzo i więcej odpoczywała. Ale kto by tam doktora słuchał? Babcia wiedziała lepiej. Tylko wujka Henia siłą wygnała do Rabki żeby zdrowie podreperował. Jej zdaniem miał się dużo gorzej i wymagał intensywnego leczenia sanatoryjnego. Tymczasem wujek Henio marzył już  tylko o tym, aby stamtąd czmychnąć. Justyna bardzo dobrze go rozumiała. Już kiedyś spędziła miesiąc w sanatorium w Rabce. To był okropnie przygnębiający czas. Wolała sama chodzić na zabiegi do Szczawnicy niż dać się zamknąć w jakimś ponurym gmachu. Gdyby nie Janek i Rafał, którzy regularnie ją odwiedzali z pewnością by tam zwariowała. Oj tak, to były super czasy, gdy ona i jej brat rozumieli się bez słów, a teraz z byle powodu wybuchała między nimi awantura. Zabolały ją słowa brata o Marcinie i to strasznie. Ugodziły w jej godność. Jak takie coś  w ogóle przeszło mu przez gardło? Co takiego mu zrobiła że zasłużyła na takie cięgi? No i dlaczego był tak zły na ojca, za co? Nie znała powodu niechęci brata do taty. Nawet się nie domyślała przyczyny. Nigdy z nią nie rozmawiał na te tematy. Właściwie nie rozmawiali szczerze już od dawna. Moze wówczas byłaby w stanie zrozumieć co takiego się stało, że nie chciał pójść na grób  i zapalić głupiej lampki. Mame także to nurtowało. Chciała wreszcie zrozumieć czemu jej syn zmienił do stosunek do ojca.





  • Cześć dziewczyny. Co tam oglądacie? - przywitał się Janek, który właśnie zaglądnął do nich przez uchylone drzwi. 
  • Ciszej bo obudzisz małego, a wtedy cię uduszę - skarciła go Kynia. Trzymała wskazujący palec na ustach.
  • O to może ja go wezmę na górę i położę do łóżka, co? - zaoferował Janek po czym ziewnął przeciagle. - Chcecie jeszcze posiedzieć z nami przy piwku czy idziecie spać? 
  • Możemy posiedzieć póki babcia nie śpi - zdecydowała Justyna. - Jak tam akcja? Znaleźliście tych chłopców?
  • Dwóch. Trzeciego najstarszego dalej szukają.  Zostawił tego dziewięciolatka samego w zbójnickiej jamie i gdzieś polazł. Gdyby nie Calvin nie znalezlibyśmy ani jednego i Krzyś musiałby zostać w tej cholernej dziurze na noc,  a wtedy... No wiecie co... Szanse na przeżycie miałby znikome. 
  • W jakim stanie jest ten chłopiec z cukrzycą? - dopytywała się Krysia. 
  • Nie jest dobrze, ale mogło by być tragicznie gdyby nie Anglik... Można powiedzieć, że Cal uratował mu życie.  
  • Cholera jasna. - Kynia zakryła usta ręką. 
  • Łukasz też jest w szoku. Ten Anglik, jak Boga kocham jest lepszy ode mnie. Sokole oko. - Janek specjalnie ściszył głos, żeby przyjaciel czasem nie słyszał jak go zachwala. Wiedział, że Calvin żywcem tego nie lubi. - Wypatrzył chłopaka w takim miejscu że... 
  • Słyszałem - odezwał się Calvin stojący tuż obok. 
  • A gdzie się podział nasz Rafałek?  - zapytała Kynia.
  • A nasz Rafałek to pewnie zasuwa teraz do Ochotnicy Górnej przez Jamne, bo go Łukasz zawrócił z drogi. Raf chciał iść do tej Zbojnickiej Jamy, gdzie znaleźli małego, jednak zanim on by tam dotarł akcja by się dawno zakończyła. Pewnie jest wściekły jak cholera, że nie mógł być przy tym jak wyciągali Krzysia z tej dziury no ale cóż... 
  • A tego trzeciego kto szuka? - zainteresowała się Justyna.
  • Kliga z Ryśkiem, ale na noc chyba zawieszą poszukiwania i zaczną znów rano. Najważniejsze, że Krzysia wyciągnęli z tej jaskini i jest już w szpitalu pod opieką lekarzy. Miejmy nadzieję, że z tego wyjdzie. 
  • Biedny ten mały. Jak mogli go tak narażać. - Dla Justyny to było niewyobrażalnie przykre. Znała matkę tego chłopca. 
  • Lepiej dla Doriana żeby go Raf nie dopadł, bo mu nogi z dupy pourywa - dodał Calvin. 
  • Chyba powyrywa - poprawił go Janek i zaczął się śmiać. - Ten twój polski bywa czasem rozbrający Cal. 
  • Ciszej Janek błagam - uciszyła go znów Kynia. 
  • Zaniosę małego na górę. Dajcie mi go - zaproponował Calvin po czym odebrał Dawida od Krysi. Chłopiec tak mocno spał, że ani myślał się budzić. 
  • Czekaj Cal, pójdę z tobą. - Justyna wstała z kanapy i poszła przodem, a  Calvin z małym na rękach ruszył za nią. Ostrożnie i po cichu weszli po schodach a następnie skierowali kroki w stronę jej sypialni. Otworzyła mu drzwi.
  • Po której stronie śpi Dawid? - spytał Calvin pochylając się nad łóżkiem. 
  • O tu - powiedziała wskazując miejsce palcem. Następnie gdy chłopiec już leżał przykryła go kołderką.  - Dzięki za pomoc. 
  • Okej, chodźmy. - Powiedziawszy to puścił Justynę przodem, po czym sam wyszedł z sypialni i cichutko zamknął za nimi drzwi. Zatrzymali się na korytarzu i stali tak dwie minuty w milczeniu wpatrzeni w siebie. Oboje chcieli, chociaż przez chwilę pobyć sam na sam ze sobą. 
  • Dzięki, że objechałeś Rafała za to co powiedział... wiesz o czym... Mama mi przekazała. - Justyna uśmiechnęła się półgębkiem. Bardzo mu była wdzięczna za zgromienie brata. Nie spodziewała się, że obcy facet stanie w jej obronie. 
  • Nie miał prawa ci tak powiedzieć. - Anglik jak zwykle wpatrywał się w nią jak urzeczony. Aż mu oczy błyszczały. Zauroczyła go. 
  • Nie mam pojęcia co mu odbiło. - Mówiąc to Justyna patrzyła na obrazek na ścianie, starą rycinę wykonaną przez dziadka Tomasza. Próbowała ukryć łzy przed mężczyzną który był dobrym psychologiem.  Zabawne. Przecież przed takim facetem nic się nie ukryje. - Nigdy tak do mnie nie mówił... Nawet gdy był zły... Bardzo się zmienił w ostatnim czasie. Prawie ze mną nie gada. 
  • Ja tym bardziej nie wiem co z nim jest. - W jego oczach zagościł głęboki smutek. - Zawsze ciepło o tobie mówi. Przysięgam. 
  • Za to już wiesz że jestem samotną matką bez perspektyw, a Dawid chcąc nie chcąc jest półsierotą.. Jak podrośnie będzie miał mi za złe, że nie zdołałam zatrzymać przy sobie jego ojca. - Poczuła gorące napływające do oczu łzy. 
  • Nie, nie, na pewno tak nie będzie. - Calvin potrząsał przecząco głową. 
  • Tak jest zazwyczaj, nie oszukujmy się. Chłopak potrzebuje ojca, a ja nie jestem w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa i tego wszystkiego co dałby mu normalny, kochający tatuś. - Zniżyła głos do szeptu, który drżał tak jak jej wargi. 
  • Justyna... - Delikatnie uniósł jej brodę do góry. Spojrzała na niego oczyma pełnymi łez. - Jesteś dla niego wszystkim. 
  • Zostałam sama tuż przed porodem, bo mój facet... to znaczy mój były facet postanowił się zmyć.  Olał mnie i swojego syna tylko dlatego że miał ochotę na prostsze życie pełne panienek, imprez i niezobowiazującego seksu. 
  • Super tatuś, nie ma co. - Oparł dłoń o framugę drzwi o które był oparty plecami. Nagle ogarnęła go złość na Marcina. Ogromna złość. 
  • Jedyne co, od niego dostałam na pożegnanie to sms o treści "Byłaś największą pomyłką w moim życiu". Pomyłką cholera, tak!. - Justynie załamał się głos. Nie chciała przy nim płakać ale czuła, że już niewiele brakuje do tego by tama została przerwana. - Jego syn też jest dla niego pomyłką... 
  • Osz kurwa, nie mogę ... - Aż go coś siekło jak to usłyszał. Co ta dziewczyna musiała znosić przez  tego gnoja. Pieprzony egoista, najchętniej nakopałby mu do szmat i wrzucił do gnoju. Na to zasłużył. 
  • No nic, w końcu to był tylko seks, a dziecko to już dla niego skutek uboczny... Tak powiedział swojemu ojcu, który nie omieszkał mi tego przekazać.  Wskoczyłam mu do łóżka i chciałam wrobić w dziecko, żeby mu uniemożliwić rozwój zawodowy. Czujesz to? - Po tych słowach nastąpiła długa wymowna cisza. Wreszcie Calvin przerwał to milczenie. 
  • Co za podły... skurwiel! - Gdyby mały nie spał walnąłby z całej siły w ścianę żeby wyrzucić z siebie to co teraz w nim siedziało. Ten gniew. Po chwili podniósł dłoń do czoła i zakrył oczy, bo nagle doszło do niego, co powiedział. Zrobiło mu się głupio, że tak wulgarnie się odezwał przy tej ślicznej wrażliwej kobiecie... Trudno było powściągnąć język usłyszywszy coś takiego. - Jezu, przepraszam cię za mój język,  ale... 
  • Nie no...  jest okay. Nie przejmuj się. Sama czasem mam ochotę to powiedzieć na głos. Aż mnie język świerzbi, żeby kląć na czym świat stoi.  - Wytarła czerwone załzwaione oczy i uśmiechnęła się.
  • To powiedz. Od razu poczujesz się lepiej... 
  • Jeszcze przyjemniej byłoby mu to powiedzieć prosto w twarz. Rzucić w pysk jak psu mięso, odwrócić się i już nigdy więcej nie myśleć o nim. 
  • No to śmiało, nie obawiaj się. - Zaczął się śmiać.
  • Jesteś niesamowity. - Powiedziawszy to pociągnęła nosem. 
  • Często mówię ludziom rzeczy, których nie chcą słyszeć. Pewnie dlatego uchodzę za wrednego pozbawionego taktu typa. - Powiedziawszy to przygryzł wargę.
  • A ja za wredną oschłą zołzę, której nie faceci nie trawią. 
  • Akurat. Ja tam lubię takie zołzy jak ty - wyszeptał jej uwodzicielsko do ucha. 
  • Coś Ty - rzuciła rozbawiona. Rozpuściła włosy i przeczesała je palcami.
  • Nie żartuję - zapewnił Justyne. Wreszcie zbliżył się do niej, wyciągnął rękę w kierunku jej twarzy i pogładził opuszkami palców okolice prawego ucha. 
  • Lubisz mnie, bo mnie jeszcze dobrze nie znasz. - Nie mogła oderwać oczu od  tych jego obłędnych niebieskich tęczówek. 
  • Poczekaj jak ty mnie lepiej poznasz. Zobaczysz jaki ze mnie lobuz. - Gdy to mowil oczy mu blyszczaly. Tak dobrze sie z nia czul. Mogliby sie nie rozstawac.
  • Taki typ spod ciemnej gwiazdy. - Mrugnęła do niego okiem.  
  • Niech Ci będzie. - Znowu się roześmiał, a potem delikatnie odgarnął jej z twarzy włosy. Jednocześnie nie przestawał patrzeć w jej zielone pełne blasku kocie oczy. Dostrzegł w jej spojrzeniu ogień, który rozpaliłby nawet najbardziej mokre drewno. Było w nim ogromne pragnienie. Już się schylał żeby ją pocałować, gdy z dołu dobiegł ich głos babci Jasi. 
  • Justysiu, gdzie jesteś?! Potrzebuje cię na dole! 
  • Zaraz idę babciu - krzyknęła i niechętnie odsunęła się od Calvina, który stanął obok i wsparł łokieć na balustradzie. Że też babcia musiała ją zawołać akurat w momencie kiedy najbardziej pragnęła być z nim sam na sam. Liczyła na długą błogą chwilę intymności, a teraz znów trzeba będzie czekać na kolejną taką okazję. Bardzo chciała żeby ją całował, dotykał, muskał jej szyję rozpalonymi ustami. Tak strasznie jej brakowało fizycznego kontaktu z mężczyzną, że było to niemal nie do opisania. Od rozstania z Marcinem z nikim jeszcze nie była tak blisko... właśnie w ten sposób. Z Jankiem często się przytulała, ale jak wiadomo nie było w tym ani grama chemii, z Calvinem natomiast mogło się to skończyć wybuchem namiętności trudnym do opanowania. Akcja i reakcja. 
  • No i koniec romansowania. - Po minie Calvina można było poznać, że jest okropnie zawiedziony. Miał wielką ochotę pocałować Justynę i nie obawiał się już, że ją to zniechęci. Odniósł wrażenie, że ona właśnie tego pragnie. 
  • Co za pech - powiedziała i zaczęła schodzić na dół, a on za nią. 
  • O jesteście w końcu - rzekł Janek, na którego wpadli na dole. Od razu wyczuł, że coś jest na rzeczy. W sumie nie dało się nie zauważyć, że między Anglikiem, a Justyną dość mocno iskrzy.  - Co Wy tam tak długo...?
  • Chcieliśmy porozmawiać chwilę na osobności - wyjaśnił szybko Calvin. W tym samym momencie za oknem lunął deszcz z całą swoja mocą, a drzwi wejściowe otworzyły się i wszedł Łukasz. Nie zdążył ich zamknąć więc same się zatrzasnęły. 
  • Jasiu zamknij okno, bo przeciąg straszny - poprosiła go babcia.
  • No jestem wreszcie. Ale miałem farta, że lunęło dopiero teraz. - Wytarł buty i potrząsnął głową. - Rafał już wrócił? 
  • Nieee - odpowiedzieli jednocześnie Calvin i Janek. 
  • Jak to nie? Już dawno powinien być w domu - zdziwił się Łukasz. Ściągnął czarny płaszcz, a następnie powiesił go na haczyku przy drzwiach wejściowych. 
  • Zadzwonię do niego - zaoferował się Calvin i od razu sięgnął do kieszeni po komórkę, wybrał numer i przyłożył aparat do ucha. 
  • Zrobię ci herbatę Łukasz - powiedziała Justyna, która na chwilkę oderwała się od szukania pewnej przyprawy, którą miała nadzieję znaleźć w szafce nad kuchenką. O to właśnie poprosiła ją babcia Jasia.
  • Tak Justynko, poproszę z cytryną. - Powiedziawszy to przerzucił spojrzenie na Calvina, który wciąż tkwił z słuchawką przy uchu czekając na połączenie z Rafałem. Spacerował po kuchni. - Nie odbiera?
  • Poczta głosowa - odparł Calvin patrząc na wyświetlacz. 
  • Pewnie padł mu telefon w drodze. - Figła oparł się o bok lodówki. 
  • Jak zawsze. - Justyna głęboko westchnęła. 
  • Sporo czasu wam to zajęło - powiedziała znużona Kynia. Stała koło okna i patrzyła na mokrą szybę. 
  • A co ty Kynia myślisz że to jest takie hop siup i już? - spytał Łukasz. Patrzył na nią z ukosa. - Zanim wyciągnęli z tego Filipa gdzie jest reszta musieli się nagadać. Chłopak był trochę ogłuszony przez ból.
  • I oporny  - dodał Zuber. 
  • Czekajcie bo dzwoni nasz Rafałek - powiedział Calvin i szybko sięgnął do kieszeni po komórkę. - No hej gdzie ty jesteś?... Aha, no dobra stary, przekażę wszystkim... Okej, okej nara! - Rozmowa odbyła się po angielsku. Tak z przyzwyczajenia. Gdy byli w Angli zwykle rozmawiali ze sobą tylko po angielsku. 
  • Gdzie on jest? - zapytała Justyna wpatrzona w Anglika.
  • Spotkali się z Majką w Ochotnicy Dolnej i razem pojechali do GGórnejtórnej. Wróci późno więc nie czekajcie na niego. 
  • To nie mógł wcześniej nas o tym powiadomić? - zirytował się Łukasz. 
  • Cały Rafał. Głowa w chmurach,  reszta na ziemi - skwitował Krysia. 
  • Mówił gdzie się wybierają?  -  zaciekawił się Janek. 
  • A gdzie tam - odparł Calvin chowając komórkę do kieszeni. 
  • Okej posiedzę jeszcze z wami i lecę do siebie - oświadczył Janek i wziął sobie z koszyka jabłko. 
  • Zawsze możesz zostać na noc Jasiu  - odezwała się w końcu babcia Jasia. Właśnie wkladała jabłka do miski, żeby je następnie obrać. Podeszła do stołu położyła miskę na blacie i zasiadła na krześle obok Łukasza. 
  • Może mamie pomogę? - zaproponował Łukasz widząc cały stos jabłek w misce.
  • Nie Łukaszku dziękuję . Dam radę. To tylko jabłka.
  • Mamo, ty się oszczędzaj, proszę cię. - Spojrzał na nią zatroskany. 
  • Jakbym widział moją mamę - wspomniał Calvin. - Zawsze miała pełne ręce roboty... Tylko czasu dla siebie nigdy nie miała.
  • Nie żyje?  - spytała babcia Jasia patrząc z troską na Anglika. 
  • Zaginęła...Już siedem lat jej nie ma. Ojciec ześwirował kiedy zniknęła.  W ogóle nie idzie się z nim dogadać. Zaszył się w domku dziadka za miastem i wiedzie żywot pustelnika. 
  • Masz poza tym Peter'  em jeszcze jakieś rodzeństwo Calvin? - spytał Łukasz.
  • Tak, brata i siostrę. Brat jest starszy o pięć lat i jest policjantem, a młodsza o rok siostra jest prokuraturką. Oboje mieszkają w Londynie na stałe.  W sumie najlepszy kontakt mam...z Peter'em.
  • Mógłbyś kiedyś go tu zabrać. Pokazalibyśmy mu trochę naszych górek i nie tylko. Myślę żeby mu się tu spodobało. 
  • No Peter to się akurat nadaje do chodzenia po górach... On się nawet z GPS em potrafi zgubić w mieście. - Mówiąc to Calvin się śmiał. 
  • Nie żartuj. - Łukasz wybuchnął śmiechem. 
  • Gdyby on się tu wypuścił w góry to akcja poszukiwawcza trwałaby chyba z tydzień jak nie więcej. 
  • Za to ty się nadajesz Cal i bardzo nam dziś pomogłeś. Gdyby nie ty to niewiadomo jakby się to wszystko skończyło. Mniemam, że Krzyś mógłby nie przeżyć do rana,  gdyż stan w jakim się znajdował gdy go znaleźliśmy można określić jako ciężki... Spisałeś się na medal bohaterze. Gratuluję. - Naczelnik wstał i wyciągnął do Brytyjczyka rękę,
  • Jeju no, zrobiłem tyle ile mogłem i to co do mnie należało, ale miło, że pan to docenia naczelniku. - Podniósłszy się z miejsca Calvin uścisnął rękę Figły, a potem rozejrzał się wokół i zobaczył że wszyscy patrzyli na niego z podziwem.  Wzruszyło go to dosyć mocno i niespodziewanie. 
  • Patrz szefie jaki skromny - żartował Zuber. - Nie dość że wypatrzył tego Filipa to jeszcze skłonił go do mówienia. Z początku chłopak był trochę oporny, ale dzięki Calvinovi szybko zmienił postawę.
  • W końcu robię to na co dzień od jedenastu lat. Non stop gadam z dzieciakami. Dla mnie to standard Jasiek. 
  • Mimo to zasłużyłeś na pochwałę Angliku. Naprawdę. I nie ukrywam, że chętnie brałbym Cię na inne akcje. Masz może jakieś przygotowanie z pierwszej pomocy? 
  • Tak, dwa lata temu robiłem. U nas trzeba co cztery lata odnawiać. Potem jest z tego dość trudny egzamin. 
  • No to dobrze. Bardzo dobrze. Takie rzeczy jak pierwsza pomoc to podstawa i nie tylko w górach. Wszędzie trzeba umieć pomóc. 
  • Gratuluję panu - powiedziała babcia Jasia uśmiechając się promiennie do swojego angielskiego gościa. - Zapunktował pan u naszego naczelnika i to mocno. Dobrze zrobili, że Cię wzięli zesobą.
  • Trzeba mu przyznać babciu, że jest cholernie dobrze zorganizowany i niesamowicie spostrzegawczy. - dodał  Zuber. Był pełen entuzjazmu. - Jakbym nie widział to pewnie bym nie uwierzył. Sokole oko.
  • Niewierny Tomaszu ty. - Calvin udawał, że dusi przyjaciela. 
  • Wiecie co? Mam już te swoje czterdzieści sześć lat i w ciągu całej swojej dwudziestoletniej służby w ratownictwie nie spotkałem ochotnika, który zachowałby się tak profesjonalnie jak Calvin.  
  • Coooo, ty masz czterdzieści sześć lat? - zdziwił się Calvin. - Chyba sobie jaja robisz. Wyglądasz góra na trzydzieści dziewięć. 
  • Aaaa, za to, to już można winić tylko i wyłącznie moje młode geny. - Łukasz znów udawał śmiertelnie poważnego. Faktycznie wyglądał dużo młodziej niż na czterdzieści sześć lat. Czasem tylko siwy zarost go postarzał. Żadna z kobiet, które znał osobiście z pracy, a także inne znajome również nie dawały mu tych czterdziestu sześciu lat. Poza tym nadal był nieziemsko przystojnym facetem. Chodziły po wsi plotki że panie biły się o niego...Gdyby tylko miał czas na te wydumane romanse. 
  • Z pewnością. 
  • Jestem z Ciebie bardzo dumna Cal - wyznała wreszcie Justyna patrząc na niego z jeszcze większym zachwytem. 
  • Ja też - odezwała się Krysia. - Z takim mężczyzną to można chodzić po górach. Nawet niedźwiedź nie podejdzie do ciebie.
  • Wilkołaki też nie  - zażartował Calvin i mrugnal do dziewczyn uwodzicielsko.
  • U nas w Gorcach nie tak łatwo wpaść na niedźwiedzia. Za to w Bieszczadach... Tam to aż się od nich roi... Jeśli chodzi o tereny to miejscami masz totalną dzicz, chociaż dzisiejsze Bieszczady w porównaniu do Beskidu Niskiego to jednak już nie to samo. 
  • To fakt - przyznał Łukasz. - Jeszcze te piętnaście lat temu to była dzicz, a teraz zadeptali me ukochane Bieszczady. 
  • Hej Justyś, idę na fajkę - oświadczyła Kynia. - Potowarzyszysz mi? 
  • Mogę potowarzyszyć. Chodź. 
  • Na taki deszcz? - zdziwił się Jasiek.  
  • Tak tylko się przejdziemy Jasieczku, poza tym z cukru nie jesteśmy, więc się nie martw - odparla na odchodnym Kynia. 



Gdy wyszły na zewnątrz okazało się, że już tak mocno nie pada, za to powietrze było rześkie i przyjemniej się oddychało. Pachniało żywicą i deszczem, a lasy wokoło parowały. Nocna gęsta mgła osiadła nad okolicą czyniąc otoczenie klimatycznym i tajemniczym, rodem z angielskich kryminałów. Postanowiły się trochę przejść, niezbyt daleko od domu, gdyż było już za późno żeby się zapuszczać gdzieś w głębszy las. Poszły kawałek pod górę wąską wydeptaną ścieżką. Miały na nogach dobre nieprzemakalne buty i peleryny także żaden nawet największy deszcz nie był im straszny. Z górki na której stały roztaczał się przepiękny widok na wioskę. W rzece odbijały się światła ulicznych latarni oraz księżyc w pełni co jeszcze bardziej je zachwyciło. Mógłby tak stać do świtu i patrzeć. Uwielbiały swoje wspólne nocne wypady. Kiedyś czekały w tym samym miejscu na wschód słońca. 

  • No dobra laska, to skoro jesteśmy tu same to może mi teraz wyjaśnisz co się dzieje  między toba, a Calvinem?  - spytała Kynia przerywając milczenie.
  • Uważasz, że coś się dzieje? - Justyna spojrzała na nią zdziwiona. 
  • No jestes dziewczyno, przecież ja ślepa nie jestem i widzę jak on do Ciebie zarywa, a ty zwyczajnie...
  • Co ja? - Była ciekawa co Kynia chciała powiedzieć. 
  • Justyśka weź nie udawaj, bo znam cię sto lat i wiem, że on nie jest ci obojętny. Od rozstania z Marcinem nie patrzyłaś tak na żadnego faceta. - Wydawalo się ze góralka jest jeszcze bardziej tym podjarana niz jej przyjaciolka. 
  • No fakt, masz racje  - zgodziła się Orzecka. Kynia jednak dobrze ją znała i wiedziała co może czuć w tej sytuacji. Nagle na drodze jej życia pojawił się bardzo atrakcyjny koleś, niemal superman cholera, a ona nie wie co ze sobą robić. 
  • Boże, ten Aglik przecież zaraz zajoba dostanie na twoim punkcie.- Nie zamierzała ukrywać że cholernie cieszy się z powodzenia przyjaciółki. 
  • Co ty powiesz? - Justyna zaczęła się śmiać. 
  • Ej młoda, on jest po prostu fantastyczny. Ma zarabisty charakter. Żaden z tych Anglików, których ja znam nie dorasta mu do pięt... I nie mówię tu o wyglądzie bo nawet nie byłoby co porównywać. 
  • Faktycznie... wyglad tez ma.  - Nie mogła się nie zgodzić. 
  • Tylko popatrz. Nie dość, że jest choooolernie przystojny to jeszcze inteligentny i sympatyczny. Czego chcieć więcej? Psychologa masz pod ręką. - Wyjęła kolejnego papierosa i podpalila.
  • Tak wiem, że jest fantastyczny. Zdążyłam zauważyć... A także to, że jest bardzo empatycznym człowiekiem i właśnie za to najbardziej go lubię. Potrafi współczuć. - Powiedziawszy to spuściła wzrok. 
  • Zapytam tak... Jaki masz z nim problem? - Kynia pilnie sie wpatrywala w kumpelke. 
  • A taki, że za mało o nim wiem, zdecydowanie za mało. I nie będę kłamać że mnie to nie przeraża, bo tak właśnie jest. On w zasadzie nic o sobie nie mówi, zero jakiejkolwiek przeszłości, dosłownie nic. Od Rafała też się niczego nie dowiem więc pozostanę narazie w tej słodkiej nieświadomości póki Calvin nie zdecyduje się na zwierzenia.
  • Hej Słoneczko, dajże sobie spokój z tym rozmyślaniem. Musisz wiedzieć, że  im bardziej tajemniczy koleś tym fajniejszy romans, że już o samym bzykaniu nie wspomne. 
  • Wiesz czego się boję najbardziej? - wyznała drżącym głosem Justyna. Przykucnęła i zaczęła rwać mokrą trawę. - Tego że się w nim zakocham, zaangażuje, a on któregoś dnia zwinie manatki i bez słowa wróci do tej swojej zimnej Angli. - Na samą myśl o tym chciało jej się płakać. Polubiła go i czuła że to się pogłębia. Jak miałaby potem znieść rozstanie z nim? 
  • Justyna stop... nie myśl teraz o tym. - Goralka zaczęła machać rękami. - Mysl tylko o tym co moze z tego byc. 
  • Krysia litości, on ma tam pracę, rodzinę i całe swoje życie... Nie rzuci wszystkiego żeby się tu przenieść. 
  • Jezu kobieto... - powiedziała Kynia, a następnie głośno westchnęła. - Czemu wybiegasz tak daleko w przyszłość? Zatrzymaj się.
  • Chciał mnie pocałować jak byliśmy na górze. - Mówiąc to patrzyła w niebo. Oczy miała pełne łez,  a kolejne ciągle napływały. Czuła coś czego nie potrafiła zdefiniować.
  • A ty się wystraszyłaś i mu uciekłaś. Zgadłam? - Kyni opadły ręce. 
  • Wręcz przeciwnie. Cholernie tego chciałam tylko... - Nie wiedziec czemu drżał jej glos. 
  • Tylko co? - Oczekiwała na odpowiedź w napięciu. 
  • Babcia mnie zawołała i musiałam zejść na dół... A potem było mi  tak strasznie żal, że nie dałam  mu szansy by to rozkręcił. Nagle pomyślałam, że cudownie byłoby się tak zapomnieć z zupełnie obcym facetem. Mógłby mnie zaciagnac do swojego pokoju, rozebrac i... Boze Kynia, tak mi brakuje seksu, ale z drugiej strony nie chce zeby o mnie źle  pomyslal. 
  • No to raczej zrozumiale, że ci brakuje seksu. - Kiwała głową. 
  • Od tamtej nocy z Filipem nie całowałam sie i bzykalam z nikim. - To bylo rok temu i zdarzyło się tylko raz przed jego wyjazdem do Zurichu. Miała wyrzuty sumienia ze narobila mu nadziei. Filip byl czuły i zadowolil ją w stu procentach, ale ona nie umiala odwzajemnic jego uczucia. Bała sie zaangażować. Gdy było po wszystkim przeprosiła go i zwiala. Nikomu poza Bialko nie powiedziala że spędziła z nim noc. Znała Filipa Gawędę z podworka gdyż mieszkał po sąsiedzku, od dziecka się razem bawili. 
  • Było ci z nim dobrze w wyrku? - zapytała góralka. 
  • Lepiej niz z tym Dawidem w liceum. Tamten uważał się za boga,  a seks z nim jakos szczegolnie mnie nie zaskoczyl. Za to Filip byl boski. Czuły i zarazem nieprzewidywalny. W ciagu jednej nocy zrobilismy to chyba pięć razy i nie miałam dość. 
  • Kurcze blade, ale jazda. - Bialko przygryzla warge z wrazenia. 
  • Caly czas darl sie ze mnie pragnie i kocha, a ja nie moglam mu tego samego powiedziec. Było mi dobrze gdy we mnie byl i tyle. 
  • No i gitara Kochanie. - Klasnęla w dłonie. - O to chodzi. Po tym co przyszłaś z Marcinem... 
  • To tak jakbym go wykorzystała Kynia i nie było mi z tym dobrze. Czułam się podle. 
  • Słuchaj laska, muszę Cię  wreszcie porządnie ochrzanić... A wiesz czemu? Bo chce żebyś się w koncu ogarnela i zaczela zyc.
  • Ze jak? - zdziwila sie Orzecka. - O co ci chodzi. 
  • Nie możesz ciągle żyć tylko zyciem syna. On ma również babcie Jasie, mnie, Janka i Łukasza. Gdy będzie trzeba zajmiemy się nim, a ty musisz mieć czas dla siebie.  Do tej pory żyłaś jedynie dla młodego, dawałaś mu maksimum, czas to zmienić. 
  • Kynia, jestem jego matką, najbliżsżą mu osobą. Jak sama będziesz mamą to zrozumiesz. - Justyna patrzyla na przyjaciolke jak na kosmitke. 
  • Justyśka, ja wiem że się boisz, że coś może nie wypalić, ale... 
  • Jeśli coś nie wyjdzie oboje będziemy cierpieć.
  • Co ma nie wyjść skoro jeszcze nie zaczęliście? Dobrze by wam zrobilo jakbyscie poszli na randke a potem do wyra.
  • Calvin już wie o Marcinie... Tak wie, dobrze słyszysz. Rafał się wygadał,  że zostałam porzucona, a potem jeszcze ja dorzuciłam  swoje więc nasz drogi Anglik zna sytuację po całości... Boże,  to wyszło tak jakbym się żaliła na swój los. Co on sobie o mnie pomyśli? - Znowu musiała wycierać zapłakane piekące oczy. - Cholerny świat. Przecież ja go ledwie znam. 
  • Chcesz zajarać? - spytała Kynia podając jej wypalonego do połowy papierosa.
  • Nie palę. Zapomniałaś? 
  • Coś Ci powiem Slonko... - zaczęła półgłosem Kynia. - Gdyby Cal nie był  tak bardzo zainteresowany tobą to sama bym zaczęła z nim kręcić, bo jak dla mnie ten samiec jest wart najcięższego grzechu. Aż żal przy takim wychodzić z wyrka. Tylko pomyśl co byś z nim mogła robić w łóżku... No co tak na mnie patrzysz? - Powiedziawszy to zaciągnęła się dymem z papierosa.
  •  Z Marcinem też było fajnie w łóżku. - Skrzywiła się na myśl o swoim byłym. Nie chciała pamiętać o tym co z nim wyprawiała. - Tylko potem jakoś mniej fajnie.
  • Hej, ale co ty mi tu przyrównujesz Marcina do Calvina? Daj spokój to przecież całkiem inna liga. Trzeba jasno powiedzieć, że nasz pan Coulter jest jak angielska pierwsza liga,  a ten pieprzony Gryka to nawet nie Ekstraklasa. 
  • Ej Kryśka, co ty mi tu wyjeżdżasz z jakąś ekstraklasą? - zapytala rozbawiona Orzecka. 
  • Swoją drogą seks z twoim bratem to też była pierwsza liga. - Kynia na wspomnienie o tym aż poczerwieniała. Dobrze, że nikt tego nie widział. Musiała przyznać że brakowało jej tego co kiedyś robiła ze swoim ukochanym Rafałem w łóżku. Był fantastycznym kochankiem. Wspaniale całował, pieścił i nie tylko. - W końcu uśmiechnęła się do samej siebie i wyznała.  - Brakuje mi go... Jego czułości i dzikiej namiętności.
  • Nie wątpię.. 
  • Teraz pewnie uprawia dziki seks z tą Majusią... Inaczej by wrócił do domu i posiedział z nami przy piwie. Ale gdzie tam... Przyleciał i ma nas w dupie. - Bolało ją to i trudno było jej to ukryć. Wolał obskakiwać tą słodką blondynę niż posiedzieć z przyjaciółmi.  
  • Jest zły na mnie... Pożarliśmy się rano - oświadczyła siostra Rafała. 
  • A o co wam znów poszło? -  zdziwiła się  Kynia. 
  • O to co zawsze. - Justyna przewróciła oczami. 
  • Ty wiesz co? Tak po prawdzie to ja już nie wiem co mam mýsleć o moich relacjach z Rafałem, ale jedno jest pewne... twój brat nie jest mi obojętny. - Wypuściła dym ustami. - Kurwa mać, jak ja za nim tęsknię.
  • Ta Majka według mnie jest ciut za spokojna dla niego. On zawsze lubił rozrabiary. Takie jak Ty. - Justyna pokazała na nią palcem.
  • Taaaa. A teraz woli spokojne, ułożone panienki jak kuzynka naszego Jasia. Niech to szlag trafi. - Kynia naburmuszyła się jak mała dziewczynka. 
  • Ja tam ją lubię. 
  • Tak Majusia jest całkiem spoko, szczególnie jak sobie popije.- Kynia już nie wiedziała czy się śmiać czy płakać. Chyba rzeczywiście była zła o to, że Rafał teraz kręci z kuzynką Janka. Zżerałą ją zazdrość. Czemu już nic gonie obchodziła?



Janek, Łukasz i Calvin przenieśli się do salonu. Zeby się nie nudzić wyciągnęli monopol. To była ich ulubiona gra jeśli nie liczyć piłkarzyków oraz bilarda.  Grając popijali piwko i opowiadali sobie różne historie. W tle leciały stare dobre utwory Starego Dobrego Małżeństwa włączone przez Janka. Łukasz odrobinę się podchmielił miał więc jeszcze lepszy nastrój niż wcześniej. Już dawno się tak nie opił, a i jego kompanom niewiele brakowało do złapania fazy. Starali się za bardzo nie hałasować żeby nie obudzić śpiącej w pokoju obok babci Jasi ani Dawida. Deszcz wciąż padał choć już nie był ulewny. Trochę ich frapowało że dziewczyn tak długo nie ma. Mówiły że wychodzą tylko na chwilę przed dom, a tymczasem... Już przeszło godzinę były poza domem. Calvin co chwila ukradkiem spoglądał przez okno, żeby sprawdzić czy Justyna i Krysia nie wracają. Co prawda mógł mieć pewność, że się nie zgubią ponieważ znały okolicę jak własną kieszeń, a jednak odrobinę się niepokoił.


  • Ciekawe gdzie Rafał zabrał Majkę - odezwał się Łukasz. Nie przestawał się śmiać. Już dawno tyle nie wypił w towarzystwie. - Żeby tylko ją później do domu odprowadził. - Nagle złapała go czkawka.
  • Pasowało by - powiedział rozbawiony Anglik. - Przynajmniej tam u nas w Angli odprowadza te panienki pod drzwi, a one za to oferują mu nocleg. Rzadko kiedy odmawia.
  • Ale jak  już  ją odprowadzi to pewnie  zostanie do rana. - Ubawiony naczelnik wpatrywał się w Janka.
  • Jakoś mnie to zupełnie nie bawi. - Nachmurzony Zuber tępo wpatrywał się w swoją butelkę, którą teraz dzierżył w dłoni. 
  • Ej Jasiek, czym ty się martwisz, że ją u Was przeleci? - spytał poważnie Calvin. 
  • Sam nie wiem kuzwa. - Janek nerwowo kręcił głową. 
  • Oboje są dorośli więc... - Brytyjczyk się uśmiechnął. 
  • Jej staremu nie przetłumaczysz Cal. To jest rasowy konserwatysta. 
  • Ojej to niezbyt ciekawie. 
  • Czego się szczypiesz Jasiu? Przecież Rafał jest dorosły i wie, że trzeba mieć ze sobą gumki w razie gdyby go naszła ochota - żartował Figła. Nadal walczył z czkawką. - Nie ma już szesnastu lat. 
  • Z tego co wiem Raf nie przepada za gumkami.  Zwykle liczy na inicjatywę swoich kochanek. - Brytyjczyk puścił oko Zuberowi. 
  • Co takiego? - przeraził się Zuber.
  • Żartowałem no - uspokoił go Anglik. 
  • Bogu dzięki. - Łukasz wybuchnął śmiechem i znów się napił.
  • Kurna Cal, chcesz żebym zawału dostał? - Zaczął się krztusić.
  • Alesmy temat nakrecili. Sam sobie bym pobzykał tylko... nie ma z kim.  - Figła wlepił spojrzenie w sufit. Brakowało mu fizycznych zbliżeń z kobietami. Tak ciężko oszukać naturę. 
  • Widzę że szef się świetnie bawi. - Janek patrzył na Łukasza z niedowierzaniem. Pierwszy raz słyszał żeby jego szef mówił takie rzeczy publicznie. 
  • Jasiek wyluzuj, nie jesteś za nią odpowiedzialny. - Coulter sięgnął po swoją butelke. 
  • Obiecałem stryjowi, że zadbam o jej bezpieczeństwo - tłumaczył zdenerwowany Janek.
  • No to o bezpieczeństwo, a nie o cnotę... Stary proszę Cię. 
  • Oj Jasiek, Jasiek. - Łukasz kręcił głową w lewo i prawo. Nie mógł przestać się śmiać. Gdyby jednak chodziło o jego Sylwie na pewno by tak nie żartował.  Dokopałby każdemu gówniarzowi, który ośmieliłby się do niej zbliżyć zanim ukończy osiemnasty rok życia. 
  • Jak wpadną to sami będą się tłumaczyć przed jej tatuśkiem. Nic się nie martw. - Calvin objął Janka ramieniem. - To ich problem. 
  • Aleś mnie pocieszył stary. - Na twarzy Jaśka pojawił się blady uśmiech.
  • Łukasz, a ty masz dzieci? - zapytał Calvin. Dopiero po chwili dotarło do niego w co się wpakował zadając to pytanie. Rzucił je zupełnie bez zastanowienia. Nie pomyślał o tym, że Łukasz może go zaraz zapytać o to samo. I co wtedy odpowie? Jak się od tego wykręci. Ma kłamać że nigdy nie miał dzieci? Do tej pory z nikim poza Rafałem i Peter' em nie rozmawiał o strasznej tragedii, która go spotkała osiem lat temu. Janek nie wiedział nic o stracie jego biednej córeczki, która ledwo skończyła roczek umarła nie doczekawszy przeszczepu serca. Powiedział im pewnego wieczoru, gdy był kompletnie pijany bo na trzeźwo nie byłby w stanie. Często nawiedzały go potworne sny. Budził się w środku nocy z krzykiem i siedział do rana nie mogąc uspokoić serca. 
  • Tak, córunie, jedynaczkę z którą ledwo znajduje wspólny język... Nastolatka, wiesz? Zaraz się zacznie misja odstraszania od niej nabuzowanych hormonami adoratorów. Ja dziękuję.  
  • Ej panowie, może byśmy zeszli na inny temat - zaproponował Janek. 
  • Dobry pomysł - przyznał Calvin. W duchu dziękował Bogu, że Janek uciął ten kłopotliwy temat. 
  • Może być - zgodził się naczelnik. 
  • Ciekawe czy chłopaki znajdą jutro tego Doriana. Gnojek przegiął pałę totalnie. Jak mógł narazić tego małego na pewną śmierć? - wtrącił Janek.
  • Poczekajcie niech tylko jego staruszek wróci do wioski to już ja sobie z nim pogadam. Żeby nie dopilnować szczeniaka...
  • Wróci szybciej niż myślicie. 
  • Łukasz... Nie wiem czy wiesz, ale Dorian ma oko na twoją Sylwie. Nawet kiedyś widziałem jak podszedł do niej pod sklepem i nagabywał ją. 
  • I dopiero teraz mi mówisz o tym? - oburzył się Łukasz. - Kiedy to było? 
  • Jakieś dwa tygodnie temu. 
  • Przepraszam Was.... Muszę na chwilę... wyjść na zewnątrz. Muszę... 
  • Calvin co się stało? - spytał Janek zaniepokojony nagłą zmianą nastroju  przyjaciela. 
Dopiero, kiedy się znalazł na dworze poczuł się odrobinę lepiej. Potrzebował chwili sam na sam ze sobą, aby odzyskać równowagę. Trudno by mu było nawet wyjaśnić co się z nim dzieje. To czego właśnie doświadczał dla niego samego okazało się zupełnie niezrozumiałe. W jednym momencie poczuł silny ucisk w klatce piersiowej. Coś pozbawiło go tchu na całe trzy minuty. Co to było? Pojawiły się też duszności. Gdy pomyślał, że to mógł być zawał ogarnął go straszny zatrważający lęk. - Oby nie zawał, tylko nie to - powtarzał sobie w duchu. Nie miał jeszcze czterdziestu lat, niedługo skończy trzydzieści siedem.  Był młody wysportowany, nie palił papierosów i nigdy nie nadużywał alkoholu ( no raz mu się zdarzyło, ale wtedy był już w totalnej rozsypce). Ogólnie rzecz biorąc dbał o swoje zdrowie jak mógł. Nie słyszał też o tym by ktoś w jego rodzinie chorował na serce... Poza malutką Connie. Musiał wziązć teraz kilka głębokich oddechow, żeby nie zemdleć.  Oparł się o ścianę domu, zamknął oczy i raz po raz gwałtownie wciągał powietrze. Ból w piersi stopniowo ustępował, duszności również. Cały czas zadawał sobie pytanie dlaczego coś takiego mu się przytrafiło?  Czy to dlatego, że tak się zdenerwował tym, że zostanie zapytany o dzieci i musiałby by im powiedzieć o zmarłej córce? Może wystarczyłoby odpowiedzieć że nie może o tym mówić... Zrozumieli by. Każdy miał w swoim życiu sprawy do których wolałby nie wracać.  Sprawa śmierci Connie już nigdy nie przestanie boleć. Być może właśnie to jest przyczyną tego co się z nim dzieje. Czasem po nocach wył z rozpaczy, tak długo aż mu nie przeszło albo nie zmożył go sen i nie obchodziło go co powiedzą sąsiedzi.  Nie mógł znieść świadomości, że jego cudownej córeczki już nie ma. Nic nie było gorsze od tego że została mu odebrana, chociaż walczył o nią do końca, wszystkimi siłami. Zrobił wszytko co było możliwe, więc dlaczego tak to się skończyło? Czemu to nie on leży w tym pieprzonym grobie? 
  • Calvin, wszystko okej? Wyleciałeś z domu jak z procy, więc pomyślałem że wyjdę i sprawdzę czy wszystko dobrze. - Janek stał w otwartych drzwiach.
  • Dzięki Janek, wszystko dobrze. Po prostu potrzebuje chwili sam na sam ze sobą.  Niedługo wracam. 
  • Na pewno? - Jasiek nie był do końca przekonany zapewnieniem Calvina, że wszystko jest okej. -   Coś ciężko oddychasz. Możemy wezwać naszego rodzinnego lekarza jeśli byś ...
  • Nie, dzięki. Nie trzeba... Naprawdę.
  • No dobra Cal, ale gdyby coś się działo masz mówić, jasne? 
  • Jasne. - Po tych słowach przyjaciela Janek wszedł z powrotem do domu i zamknął za sobą drzwi. Kiedy to nastąpiło Calvin spojrzał w niebo pełnymi łez oczami i zaczął mówić do córki. - Gdzie ty jesteś córeczko, no gdzie? Jeśli mnie teraz obserwujesz  to pewnie widzisz, że twój staruszek psychicznie już nie daje rady... Tak aniołku, zupełnie sobie nie radzę kurwa. Wiesz, że to ja powinienem nie żyć. Dlaczego on nie zabrał mnie tylko ciebie? Dlaczego do cholery? 


Nagle żal i ogromny gniew, które czuł do Boga zmieszały się ze sobą. Zaczął rozpaczliwie szlochać, a szloch przeszedł w płacz. Nie był już w stanie tego opanować. Gorące słone łzy spływały mu po policzkach i paliły skórę do żywego. Mógłby się teraz porządnie  schlać, ale po kiego licha skoro wiedział, że to wyciszy ból jedynie na chwilę. - Pieprzyć takie środki znieczulajace - warknąłpod nosem po angielsku. Odszedł kawałek za dom, a potem przebiegł drogę i zsunął się po wale nad rzekę. Nieważne, że lało jak z cebra. Chciał być sam ze sobą, swoim bólem, gniewem i rozpaczą. Nie chciał słyszeć pytań czemu, po co, na co ani na nie odpowiadać. Ta francowata niemoc była tak namacalna, że mógłby się zwyczajnie poddać tak jak kiedyś zrobił to Peter. Dopiero teraz pojął co to znaczy i co tamten facet musiał czuć skoro zdecydował się na taki krok. Co by się stało gdyby skoczył do tej rzeki i dał jej się ponieść? Chętnie by się oddał w jej objęcia i zapomniał o wszystkim. Kto by go pożalował? Możliwe, że Peter, z którym ostatnio miał dużo lepsze relacje niż z Sean'em czy Sharon, a poza nim także  przyjaciele... No i pewnie Justyna. Justyna do której od razu poczuł coś znacznie więcej niż sympatię... I tu był pies pogrzebany, bo jeśli chciałby z nią być musiałby jej powiedzieć o wszystkim - zwłaszcza o córce - a tymczasem on na swoje nieszczęście był osobnikiem, który za Chiny nie potrafił rozmawiać z kobietami o tym co go spotkało.  Co zatem powinien zrobić? Zwinąć bety i spieprzać z powrotem do Angli zanim zrani Justynę. Nie może z nią kręcić, a potem nagle zniknąć bez słowa. Chyba nie stać go na takie okrucieństwo. Zbyt wiele wycierpiała przez tamtego, żeby teraz on dołożył swoje.



Przeszło dwadzieścia minut stał nad rzeką rozmyślajac o tym co powinien teraz zrobić, ale nadal nie wiedział. Nie znalazł odpowiedzi na nurtujące go pytania. Gdy się już całkowicie uspokoił zdecydował że może wracać do domu. Zapewne  Janek i Łukasz zaczęli się już o niego niepokoić, bo przecież zostawił komórkę na stole w kuchni... Z resztą i tak nie byłby w stanie z nikim gadać. Nim ruszył ostatni raz spojrzał na ciemną jak noc rzekę. Następnie odwrócił się do niej plecami i zaczął wspinać do góry po niewielkiej skarpie. Szybko przebiegł ten krótki odcinek i dotarł pod dom. Kiedy sięgał ręką do klamki drzwi się otworzyły i zobaczył w progu Justynę. Wyglądało na to że właśnie wychodziła żeby go szukać, bo nadal miała na sobie kurtkę i kaptur.

  • No jesteś. Już się martwiliśmy, że gdzieś przepadłeś. Nieźle Ci dolało.
  • Spokojnie. Z cukru nie jestem, nie rozpłynę się. - Próbował ukryć drzemiący w jego oczach smutek, ale chyba nie był w stanie w żaden sposób tego zatuszować. Nawet uśmiech którym ją obdarował był nim naznaczony. 
  • Wiem. - Odwzajemniła się równie cudownym uśmiechem. Miała nadzieję że zdoła przepędzić złowrogi  smutek, który usiudłał Calvina.  Coś się musiało stać, że dopadł go nagle taki smutek. Wyraźnie był przygnębiony. Nie chciała pytać co się stało. Domyśliła się, że musiał mieć poważny powód. Ona na jego miejscu również by nie chciała. Gdy stali przez moment w sieni kusiło ją, żeby go pocałować, ale coś ją powstrzymywało. Co i dlaczego? Zapewne by odwzajemnił pocałunek budząc jednocześnie lawinę namiętnych pocałunķów. 
  • Przepraszam, jeśli się o mnie martwiłaś. - Calvin poczuł do siebie żal o to że sprawił iż  przez niego się martwiła. - Nie chciałem Ci przysparzać zmartwień.
  • Okej, nie przejmuj się. Chodź do środka. Kynia akurat robi herbatę dla nas. My też wrocilyśmy niedawno. 
Rafał jeszcze spał, gdy o w pół do dziewiątej zbudziła go ta jego cholerna wyrcząca komórka. Ktoś się dobijał. Jako dzwonek miał ustawione Time Floydów. Dokładnie ten sam utwór ustawił na pobudkę, gdyż skutecznie stawiał na nogi. Nawet umarlaka by wskrzesiło takie granie. Jak się okazało dzwonił Janek. Dzwonił, dzwonił i wygladało na to że nie odpuści dopóki kumpel nie odbierze. - Ciekawe kto pierwszy skapituluje twardzielu? - Mówiąc to uśmiechał do swojej śpiącej królewny. Nadal leżał w łóżku obok Majki, nagi, przykryty kołdrą do połowy. Nie mógł oderwać spojrzenia od jej seksownej łabędziej szyi i pełnych piersi. Widać nie spała tak mocno, bo aż podskoczyła na dźwięk dzwonka, który ponownie rozległ się po pokoju. Rafał wreszcie sięgnął po telefon, a następnie wyciszył go i odłożył na blat szafki przy łóżku. Majka rozespana i zła poszła bez słowa do łazienki. Rafał śledził ją wzrokiem aż nie zniknęła za drzwiami. Boże, ale wczoraj popłynęli. Całkiem stracili nad sobą kontrolę. Wolał nie wiedzieć co powie Jasiek, kiedy się dowie, że poszedł do wyrka z jego kuzynką... Chociaż znając życie już się pewnie domyślili. Skoro nie wrócił na noc do domu odpowiedź sama się nasuwała. Spędzili całą noc razem, zachwyceni sobą nawzajem. Byli akurat w kuchni, gdy zaczęli się całować. Wystarczyła chwila by rozkręcili się na maksa. Rozpędzili się tak bardzo, że nie mieli już szans wyhamować przed zakrętem. Dobrze, że byli w domu zupełnie sami bo gdyby tak rodzice Jaśka jakimś trafem wrócili ze swojej podroży wcześniej i przyłapali ich na miłosnych igraszkach mieliby zapewne zdrowo  przerąbane. Nie myśleli o tym jednak, gdy w wielkim pośpiechu zdzierali z siebie ubrania i dawali upust namiętności. To czy ktoś ich zobaczy czy nie było ostatnią rzecz, nad którą chcieliby się w tamtym momencie zastanawiać.



Spotkanie z Majką od razu poprawiło mu nastrój. Po akcji, której nie mógł do końca przeprowadzić dosłownie go roznosiło z nerwów. Przede wszystkim był wkurzony nie tylko na Łukasza, ale i na Calvina, o Justynie nie wspominając...  Za te jego kazania - zupełnie się tego nie spodziewał. Jeśli powiedział przedtem coś innego to skłamał. Naprawdę odczuwał względem Anglika niemałą wściekłość, za to, że w taki sposób skarcił go przy wszystkich. Cóż to do cholery? Nagle stał się cholernym obrońcą ucieśnionych kobiet? Nie do wiary! Jemu chyba całkiem odbiło na punkcie Justyny. - Jak to możliwe? - zastanawiał się Rafał gapiąc się w ścianę. Czemu akurat jego siostra, a nie na przykład Kryśka? Z rozmyślań wyrwała go Maja,  która w końcu wróciła z łazienki. Pochyliła się nad nim i zaczęła delikatnie wodzić palcami po jego klatce piersiowej. Jej dotyk znowu sprawił, że miał ochotę odlecieć w niebyt.


  • Ale było fajnie. Aż żal wracać na ziemię - oświadczył półszeptem a podniósłszy się na łokciu, cmoknął ją w usta. Po chwili chciał to zrobić znów lecz ona odsunęła twarz i spojrzała w drugą stronę. - Co jest? 
  • No fajnie, fajnie, ale czas się pozbierać do kupy i zacząć myśleć racjonalnie. 
  • Zacząć myśleć racjonalnie - powtórzył oburzony Rafał. Co to do cholery miało znaczyć? Co jej się stało. - Nie myślałaś racjonalnie, gdy Cię wczoraj rozbierałem, a potem...
  • Rafał zwolnij... proszę Cię. - Popatrzyła na niego smutno. 
  • Majka o co ci teraz chodzi co? - Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. - Możesz mi łaskawie wytłumaczyć? 
  • To się nie może więcej zdarzyć.  Gdyby tata wiedział co zrobiłam... 
  • Nie musi wiedzieć.  To nie jego sprawa co jest między nami - Teraz to już się wkurzył. - A poza tym jesteś chyba dorosła i masz prawo decydować o tym z kim się spotykasz.
  • Niby tak, ale...  nie chcę go okłamywać
  • Weź przestań, dobrze?
  • Zaszaleliśmy wczoraj oboje to fakt. Calkiem odlecieliśmy. Można oczywiście  zwalić to  wszystko na buzujące hormony,  które nas do tego popchnęły, lecz teraz  trzeba być rozsądnym i zakończyć tą przygodę nim rozpęta się burza. 
  • Poczekaj, poczekaj, bo ja tu czegoś nie rozumiem.  Jeśli  nie zamierzałaś tego ciągnąć  to po cholerę  ze mną w ogóle zaczynałaś...? Myślisz że ja...?
  • Ciężko Ci się oprzeć Rafał. Jesteś seksowny przystojny inteligentny i naprawdę rewelacyjnie się z Tobą kocha, ale zrozum jedno... Ja nie mogę zawieźć ojca. 
  • O kur... na mater - Rafał złapał się za głowę. To co przed chwilą usłyszał zupełnie go osłabiło. Gdyby stał to by się przewrócił. - Nie wierzę w to,  co słyszę. 
  • Przepraszam cię. - Mówiąc to gapiła się w okno. Nie stać ją było na to żeby spojrzeć mu  teraz w oczy.  
  • Daj mi spokój - powiedział urażony Rafał i odsunął się od niej. Chwilę siedział na brzegu łóżka rozmyślajac o tym co powiedziała aż w końcu  wstał,  wziął ubrania z krzesła i szybko się ubrał. Należało się jak najszybciej stąd zwinąć. Jeszcze przysporzy Jaśkowi problemów przez to -  a tego nie chciał. To nie jest Anglia gdzie nic nikogo nie obchodzi co się robi.  Tu wszyscy widzą i słyszą wszystko, nawet ściany mają uszy. - Nie jestem pieprzonym frajerem do wynajęcia  na jedną noc. Oczekuje czegoś sensownego, więc źle typowałaś   - Po tych słowach wyszedł z pokoju, a potem opuścił dom trzaskając drzwiami. Nie obchodziło go już czy będzie płakała czy nie. Niech płacze skoro tak postawiła sprawę. Naprawdę myślał, że to będzie fajny związek oparty nie tylko na seksie i się przeliczył. 
Wyszedł na dwór i ku swemu przerażeniu zobaczył Wasiakową, tą wścibską plotkarę z sąsiedztwa. Jej dom sąsiadował z domem państwa Zuberów. Obywatelka Halina Wasiak, przewodnicząca kółka gospodyń oraz prawa ręka i ucho proboszcza Grzeguły stała sto metrów dalej i rozmawiała z Jankiem gwałtownie gestykulując rękami. Od razu zwróciła uwagę na Rafała, który wpatrywał się w nich z niedowierzaniem,  wsparty plecami o drzwi domu jej sąsiadów. Zmierzyła go wrogim spojrzeniem od stóp do głów jakby kogoś jej zamordował. Często ją widywał kiedy przyjeżdzał do Ochotnicy Górnej odwiedzić Krysie. Kobieta nigdy nie ukrywała swej niechęci do Rafała. Ciekawe co tam gadała Jaśkowi? Traf chciał, że akurat w chwili, gdy o tym pomyślał Wasiakowa wskazała na niego ręką i zaczęła mówić głośniej.
  • Aaaa, to jego wczoraj widziałam przez okno. To on był w kuchni z tą kobietą. Oboje  cali wyrozbierani i Bóg wie co wyprawiali... Nawet seks to słabe określenie  na to co zobaczyłam. - Kobieta była mocno wzburzona, aż poczerwieniała na twarzy. Janek też o mało nie wyszedł z siebie gdy usłyszał co mówi.  Nawet nie wiedział jak to skomentować. 
  • Może niech pani głośniej się drze pani Wasiakowa, a nuż proboszcz usłyszy i przyleci. Pewnie nie ma nic ciekawszego do roboty niż mnie rozgrzeszać! - odgryzł się wkurzony na całego Rafał. Zaczął iść w stronę samochodu przy którym stał Calvin. Anglik od początku obserwował całe zajście. Miał wielką ochotę wybuchnąć śmiechem. Cudem się powstrzymywał. 
  • Żebyś wiedział, że się proboszcz dowie!  - darła się za nim Wasiakowa. - I twoja matka też. Będziesz ty miał... poczekaj. 
  • Proszę przekazać proboszczowi moje pozdrowienia Pani Wasiakowa. Żegnam! - Powiedziawszy to chwycił za klamkę samochodu na siedzeniu obok kierowcy.
  • O szlag sen! - Jasiek rzucił Rafałowi mordercze spojrzenie. - Jeszcze jedno słowo stary! 
  • Co ona gada? - spytał po angielsku rozbawiony Anglik ściągając ciemne okulary przeciwsłoneczne. -  Co było lepsze od seksu w twoim wykonaniu?  
  • Spadaj! - Rafał wskoczył na siedzenie obok kierowcy i zatrzasnął drzwi. 
  • No dobra... Potem mi opowiesz. - Calvin schylił głowę i zagładnął przez szybę do środka. - Idzie Janek i jest bardzo nie w sosie. 
  • Wsiadaj Cal, jedziemy z powrotem do was. - Powiedział Janek otwierając  sobie drzwi po stronie kierowcy. Wsiadł za kierownicę i zapiął pas. Nawet nie spojrzał na Rafała, który grzebał w schowku za papierosami i zapalniczką. Gdy wreszcie odwrócił głowę i zobaczył kumpla zapalającego papierosa powiedział . - Hej, tylko mi tu nie pal....No co głuchy jesteś? 
  • O co się znów czepiasz? - Rafał schował papierosa do kieszeni w kurtce, a zapalniczkę wrzucił do schowka i zamknął klapę.
  • A co uważasz że nie mam o co? Wiesz co ja teraz będę miał jak się moi starzy od niej dowiedzą co robiłeś pod ich dachem z moją z Majką?  Przerąbane!!! 
  • Ej kumple, luzik. No już już - uspokajał ich Calvin siedzący na tylnim siedzeniu.  Widział, że sytuacja się zaognia. Jego dwaj najlepsi przyjaciele gotowi byli się pobić, bo jeden ostro sobie pofolgował z jego krewną. Obaj byli na siebie cięci jak dwa wściekłe psy. - Jedźmy. 
  • Jedziemy, jedziemy - powiedział Janek i przkręcił kluczyk w stacyjce. 
  • To koniec. Majka zerwała. Nic więcej między nami nie będzie - rzucił wściekły Rafał. Byli już w drodze do Ochotnicy Dolnej.  - Zadowolony? 
  • Pieprzysz. 
  • Mówię Ci, że to koniec - zapewniał go Rafał. Cały czas patrzył przez szybę, ale odwrócił głowę i spojrzał mu w twarz i wolno wyraźnie powtórzył. - Koniec. Ona tak zdecydowała. 
  • Powiedzmy, że jest tak jak mówisz, ale wiesz że i tak będę miał przez to ogromne problemy. Wasiakowa nie odpuści, a moi starzy i Majki tym bardziej.
  • Spokojnie Jasiek, nie panikuj. W razie czego stanę w twojej obronie i powiem twoim rodzicom, że nic nie wiedziałeś i że to moja wina. To ja ją zaciągnąłem do domu twoich starszych, bo nie miałem pomysłu gdzie iść. 
  • Gdybyś mnie zapytał to bym Ci powiedział gdzie iść - wtrącił się Calvin, a Jasiek parsknął śmiechem.  Dobrze wiedział co tamten ma na myśli. 
  • Widzę, że humor Wam dopisuje od samego rana - zauważył rozgoryczony Rafał. - Bo mnie jakoś niespecjalnie... Rzuciła mnie kobieta, z którą planowałem coś więcej niż tylko przygodny seks. 
  • Strasznie nam przykro z tego powodu. 
  • No ja myślę że przykro. 
  • A propo tej sytuacji... muszę przyznać że strasznie honorowy jesteś Rafał - oznajmił Janek i lekko zahamował.- Jestem pod wrażeniem. 
  • Żebyś wiedział, że jestem, a teraz daj mi zajarać fajkę. 
  • Zaraz sobie zapalisz pod domem. Dojeżdżamy.
  • Chłopaki, co byście powiedzieli jakbyśmy dziś poszli w góry? Tylko już tak bardziej na luzie bez stresu - zaproponował Calvin. Miał nadzieję, że kumple się zgodzą. Bardzo chciał poznać te strony, które oni znali jak własną kieszeń  i pozdobywać szczyty,  które oni zdobyli już setki tysięcy razy.  - I weźmy dziewczyny, będzie weselej. 
  • Tak, z moją siostrą która dalej się na mnie boczy to po zbóju będzie wesoło. 
  • To weź ją przeproś zwyczajnie. Jesteś jej to winien - upierał się Calvin.
  • No nie... Chyba żartujesz. - Rafał pokręcił głową. 
  • Nie żartuję wcale. - Calvin był śmiertelnie poważny.  Zmarszczył brwi w geście niezadowolenia. 
  • Te Anglik, a co tobie się stało? - Wpieniony Rafał odwrócił się twarzą do Calvina. - Czy ona aż tak ci zamotała we łbie, że postanowiłeś odgrywać jej adwokata? A może to co jest między wami to już jakiś wyższy lewel, co do cholery? O co w tym biega?  
  • Po prostu weź przeproś Justynę za to co jej powiedziałeś o Marcinie i po sprawie. Nie miałeś prawa tak mówić. 
  • Co ty jej powiedziałeś Rafał? - zainteresował się Janek.
  • Następny. - Rafał uderzył otwartą ręką w oparcie siedzenia. - Chcesz wiedzieć to pogadaj z Justyną.  Na pewno z chęcią ci się pożali jakiego ma wrednego brata. 
  • No kurwa... mać - wkurzył się Anglik. - Naprawdę aż tak ciężko Ci się przyznać do błędu i przeprosić siostrę? Bez jaj stary. 
  • O jaaaa cię Calvin,  ty umiesz bluźnić po polsku? - Jasiek zaciągnął hamulec przed zakrętem. W końcu wjechali na ten właściwy most na Ochotnicy. Był w szoku. 
  • Moja szkoła - przyznał się Rafał.
  • Dobra, chłopaki, dajcie już spokój z tymi awanturami. Załatwcie to ze sobą męsku, najlepiej jak będziecie sami, a później zapijcie i po sprawie. Teraz chce wiedzieć gdzie idziemy w te góry. Gdzieś bliżej, dalej? Calvin? 
  • Wy decydujcie,  znacie te strony lepiej niż ja.
  • Na Lubań chodźmy. Dawno nie byłem - podsunął Rafał. 
  • Moj ulubiony szczyt w tym paśmie. Chyba nie ma w Gorcach bardziej urokliwego miejsca niż szczyt Lubania. A jakie widoki stamtąd. - Janek zatrzymał swojego Opla na podjeździe obok samochodu Rafała i wyłączył silnik. 
  • To tam poznałeś Baśkę ,nie? -  Rafał odpiął swój pas bezpieczeństwa, a następnie otworzył drzwi i wysiadł z samochodu, podobnie Calvin.
  • Taaaak tam. Całe pięć lat temu. - Na to wspomnienie Janek szeroko sie uśmiechnął. To miejsce w którym spotkał największą miłość swojego życia było  jednocześnie jego ukochanym miejscem, w którym znajdował spokój i wytchnienie od trudnej codzienności. Często przychodzili tu z Basią na randki. - A najciekawsze i najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, to, że nasza znajomość zaczęła się od tego, że wpadliśmy razem w pokrzywy... To znaczy... najpierw ja ją wrzuciłem niechcący w jakiś gąszcz, a potem ona mnie wepchnęła w rewanżu w ten sam. 
  • O wow! - Calvin roześmiał się na całego. - To była kurde miłość od pierwszego poparzenia.  
  • Lepiej bym tego nie określił - skwitował Janek i wybuchnął śmiechem.  Został w samochodzie, gdyż jechał z powrotem do domu żeby się przebrać i zabrać plecak. 
  • To co widzimy się na szlaku Jasiek? - spytał Rafał, który wcześniej okrążył samochód i zatrzymał się przy drzwiach od strony kierowcy. Janek miał uchyloną szybę. 
  • Dobra. Do godziny czasu będę u was z powrotem. 
  • Aaa, to nie idziemy od Przełęczy Knurowskiej? 
  • Ej no co ty, za daleko, żeby zaczynać od Knurowskiej? Strata czasu. 
  • Dobra, chodźmy stąd niebieskim szlakiem, a zejdziemy czerwonym do Knurowskiej. Może być? 
Podczas, gdy Rafał i Janek rozmawiali Calvin wszedł do domu. W kuchni zastał jedynie Łukasza i babcie Jasie. Naczelnik siedział przy stole pochylony nad rozłożonymi mapami oraz jakimiś raportami, a seniorka stała przy blacie kuchennym.  Szykowała sałatkę z pomidorów, ogórków i pora do obiadu. Po Justynie i Dawidzie nie było śladu. Z góry też nie dochodziły żadne głosy, więc pomyślał, że pewnie są na górze i śpią. Nie zamierzał im przeszkadzać.

  • Szuka pan Justysi? - spytała babcia Jasia widząc, że Calvin się rozgląda - Niestety jej nie ma. Pojechała z Dawidem do Szczawnicy pół godziny temu. Mają o trzynastej umówione spotkanie z jakimś specjalistą. Nasz aniołek ma strasznie małą odporność i przez to ciągle choruje.-  Kobieta byla niemal pewna, że Anglik szuka właśnie jej wnuczki. - Martwię się o to dziecko. 
  • Mam nadzieję że ten specjalista mu pomoże - powiedział zmartwiony Calvin. 
  • Ja też mam taką nadzieję bo naprawdę żal mi tego chłopaka. Chce z nami chodzić po górach, a przez to chorowanie stale siedzi  w domu - dodał Łukasz podnosząc wzrok znad papierów. - Do przedszkola też by chętnie chodził. 
  • Ile ona biedna przeszła w tym życiu to jeden Bóg wie. - Babcia Jasia stanęła obok Calvina. Wycierała umyte dopiero ręce w lnianą szmatkę. Zauważyła, że bardzo posmutniał , gdy usłyszał o przejściach Justyny. Zaczęła podejrzewać, że on też nie miał lekko. Wyglądał na człowieka z ciężkim bagażem doświadczeń. Jasia obserwowała go odkąd przyjechał z jej wnukiem.
  • Justyna jest niesamowitą dzielną kobietą i wspaniałą matką. I nikt nie ma prawa powiedzieć o niej złego słowa. Nawet Rafałowi na to nie pozwolę. - Ton głosu Łukasza był przez moment zimny i stanowczy. 
  • To samo mu dziś  powiedziałem... Tylko w bardziej dosadny sposób.
  • I bardzo dobrze. Mam nadzieję, że poszło mu w pięty i się opamięta. - Łukasz poklepał go po ramieniu. - Dobry z ciebie chłopak Calvin. 
  • W ogóle nie rozumiem jego durnego uporu. 
  • Ha, nie jesteś jedyny. - Łukasz wbił wzrok w szybę. 
  • Szczerze mówiąc... nigdy bym się nie spodziewał, że Rafał tak na nią naskoczy - wyznał Anglik po czym wbił wzrok w podłogę. - Zawsze dużo o niej wspomina w ciepłych słowach. 
  • A czy mówił ci  kiedyś coś o swoim ojcu? - spytał zaintrygowany Łukasz. 
  • Właśnie nic. Może w tym kierunku by trzeba drążyć, by zrozumieć co się stało  że ma do ojca taki stosunek nawet po śmierci.  - Calvin założył ręce na piersi i przygryzł wargę. - To dziwne. 
  • Pomyśleć, że kiedyś byli z Justyną takim zgodnym, kochającym się rodzeństwem. Nigdy nie skakali sobie do gardeł - przypomniała babcia. 
  • Do czasu kiedy umarł Wiktor, mąż Judyty, ich ojciec. Rafał wyjechał rok po tym jak go pochowaliśmy. Justyna nie mogła się z tym pogodzić... Kiedy później przyjechał na święta już nigdy nie było między nimi jak dawniej... Judyta też się na niego obraziła. 
  • Tak. Pamiętam jak mi powiedział, że matka nie chce go znać, ale nie wspominał nic o Justynie. - Calvin odgarnął za ucho kosmyk włosów, który opadł mu na twarz. - Wcześniej sporo mi mówił... Dopóki się nie dowiedział, że jestem psychologiem. Nagle stał się bardziej ostrożny. - Kiedy to mówił do domu wszedł Rafał. Na pewno usłyszał, co się o nim mówi. 
  • No, ciekaw jestem o czym sobie tu tak miło gawędzicie. - Rafał stanął na środku kuchni podparł boki i obrzucił towarzystwo podejrzliwym spojrzeniem. Calvin oraz Łukasz spojrzeli po sobie udając zdziwionych, a babcia Jasia poklepała wnuka po plecach i poszła do spiżarki.  Nie uzyskawszy odpowiedzi  Rafał westchnął głęboko. Rozpiął ciemnozielony polar, a następnie zdjął go i zawiesił na oparciu krzesła. 
  • Dzwoniłem do Ciebie z tysiąc razy. Jasiek też - oznajmił Łukasz przerywając kłopotliwe milczenie. Jak zwykle w takich sytuacjach robił pokerową minę. - Potrzebowałem kilku danych do raportu z wczorajszej akcji. 
  • Tak wcześnie rano? - zapytał Rafał patrząc na wuja wilkiem.
  • Jak wcześnie? O ósmej rano człowieku. - Łukasz popukał się w czoło. 
  • O ósmej rano to ja... byłem jeszcze w krainie Morfeusza.
  • O ósmej rano to normalni ludzie już pracują wiesz? 
  • Niewiarygodne. - Brat Justyny przewrócił oczami. 
  • Wyobraź sobie, że tak. 
  • Aha, właśnie sobie coś  przypomniałem.
  • Co takiego? 
  • Co z tym całym Dorianem? Znaleźli go wreszcie? 
  • Eee coś ty. Gówniarz sobie chyba z nami pogrywa. Julek mówi, że dzwonił na centrale, ale ze stacjonarnego. Był w Rabce Zdroju. Powiedział, że mamy go nie szukać, bo on nie wróci. 
  • Co on sobie do cholery wyobraża? - spytał wkurzony na nowo Rafał. 
  • Te Polak, spokojnie bo Ci ciśnienie skoczy. 
  • Bujaj się tam Angliku. - Słowa Rafała rozbawiły Calvina. Strzelił uśmiech karpia. 
  • Może człowieka szlag trafić jak te smarkacze coś wymodzą. 
  • I co teraz? Zawiesicie poszukiwania? - spytał Calvin. 
  • Wszystko zależy, od tego gdzie on się podziewa. W sumie pasowałoby nam sprawdzić dokładnie miejscowość, z której do nas dzwonił.  Jeśli tam go nie znajdą to będziemy się martwić co dalej. W zasadzie to teraz policja może przejąć poszukiwania. 
  • Jeśli o mnie chodzi to osobiście dopilnuje żeby gówniarz się znalazł,  a potem wezmę go za fraki i zaprowadzę do ojca - zapowiedział Rafał.
  • Pod warunkiem, że ten ojciec wróci. Narazie się na to nie zapowiada. 
  • To co będziemy zanim tak gonić w nieskończoność, tak? W pale mi się nie mieści to co ten gnojek wyprawia. 
  • Oj Rafał, przecież to jeszcze niedoświadczony szczeniak. Co to jest szesnaście lat? A ty co w jego wieku wyczyniałeś? Myślisz, pewmie że byłeś bardziej rozważny nie? - przypomniał mu Łukasz. - Mało to razy twoja matka zawału dostawała?   
  • No w sumie... 
  • No więc właśnie.
  • Ja uważam, że trzeba bliżej się przyjrzeć jego rodzicom - oświadczył Calvin. - Dajcie mi ich to załatwię sprawę... Delikatnie rzecz jasna. 
  • Dorian ma tylko ojca. Matka zmarła jak był mały, a jej mąż jak widać nie udzwignął ciężaru jakim jest samotne wychowywanie chłopaka. Już kilka razy interesowała się nimi opieką społeczna, mieli nawet kuratora bo chłopak sprawia spore problemy. Jego tatuś jest właścicielem sieci tartaków na Podhalu... Niezły z niego karierowicz.  Obchodzi go tylko interes, a syna puszcza samopas.   
  • Czyli raczej ciężko będzie dorwać tego gościa? 
  • O ile w ogóle ci się uda? Jak mówiłem to karierowicz i kompletny ignorant. Syna prawie nie widuje. Czasem wpada jego matka żeby coś ugotować albo posprzątać.
  • Przyganiał kocioł garnkowi - powiedział Rafał.
  • Że co proszę?  - spytał Łukasz krzywiąc się.  










Źródła, z których korzystałam przy pisaniu :

Gorce : przewodnik monograficzny, Andrzej Matuszczyk, Wydawnictwo Górskie, Poronin 1992

Mapy Compass, Kraków 2017, Gorce, Pieniny