Proza, góry i muzyka

czwartek, 4 lipca 2019

Z cyklu Kasine pisanie: Idąc pod prąd cz. 9

Rozdział 9 

Nowy Targ - Huba - Jezioro Czorsztyńskie -  Maj 2018




  • Powiecie w końcu co się stało czy nie? - krzyczała zdenerwowana Judyta. Była blisko histeri. - Co z moim Rafałem do cholery? 
  • Jezu chłopaki...  powiedzcie coś, błagam. - Kynia patrzyła błagalnie na Calvina i Janka.  Szlochała podobnie jak Judyta, która ledwo trzymała się na nogach. 
  • Zabrali go znów na blok operacyjny... Jakieś piętnaście minut temu - odpowiedział półgłosem Janek. - Podobno bardzo mu się pogorszyło i lekarz natychmiast zdecydował o kolejnej operacji... Nie było wyjścia . 
  • Co jeszcze wiesz? - Judyta złapała Jaśka za przedramię. - Mów Janek, bo ja tu zaraz zeświruje. 
  • Nic więcej nie wiemy, przysięgam - zarzekał się Zuber. - Nie było nas chwile, bo poszliśmy na kawę do bufetu, a jak wróciliśmy na oddział Rafała już nie było. Pytaliśmy co się stało, to pielegniarka powiedziała nam, że trzeba z lekarzem gadać. A prowadzący już był na bloku wtedy. - Podniósł z ziemi plecak i założył na ramię. 
  • Ja pierdziele. Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Nie wierzę - powtarzała w kółko roztrzęsiona Kynia. W końcu podszedł do niej Janek i objął ją. 
  • Boże, dlaczego na to pozwalasz? - Załamana Justyna mocniej przytuliła się do Calvina, który teraz na każdym kroku okazywał jej wsparcie i troskę. Nie potrafił inaczej, a ona już też nie panowała nad emocjami. Pragnęła więcej. W takich chwilach chciała mieć przy sobie silnego empatycznego mężczyznę, gotowego ją cały czas wspierać. Miała już dość samotności, dość pustego miejsca w łóżku.  Dość.
  • Muszę wiedzieć, co się dzieje z moim synem! Muszę... - Po tych słowach Judyta wybuchnęła płaczem. Trzęsły jej się ręce. 
  • Spokojnie Judytko. Ja tam zaraz pójdę i się dowiem wszystkiego  - oświadczył Jacek. Bardzo chciał ją uspokoić. Był cholernie przygnębiony z powodu tego, co się stało. Ukochany syn kobiety, która była dla niego kiedyś najważniejsza na świecie walczył o życie na sali operacyjnej, a on nie mógł dla nich nic zrobić poza tą jedną rzeczą. To była zaledwie kropelka w oceanie. 
  • Naprawdę Jacuś? Zrobisz to dla mnie? - Judyta podniosła głowę i popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Nie sądziła, że były facet jest w stanie zrobić dla niej tak wiele. Nie umiała nawet opisać tego, co poczuła, gdy to powiedział.  - Jesteś aniołem.
  • A tam zaraz aniołem. - Jacek pochwycił zaciekawione spojrzenie Janka.  - Bliżej mi do rogatego. 
  • Ale Jacek... czy ciebie w ogóle tam wpuszczą? - Judyta wycierała oczy chusteczką, którą dała jej córka.  
  • Muszą mnie wpuścić Słońce, przecież jestem chirurgiem. - Powiedziawszy to objął ją i tulił tak długo aż nie przestała drżeć. Uśmiechnął się szeroko. - Już dobrze, nie martw się. Marek to świetny lekarz i ma doskonały zespół. Zaufaj im. 
  • No tak, faktycznie. Przepraszam,  ja już głupieje przez to, co się dzieje. - Schowała chusteczkę do torebki. 
  • Będzie dobrze - zapewnił ją Jacek. 
  • Dobra ludzie, zbieramy się na górę bo szkoda czasu - zarządził wreszcie Janek. 
  • No właśnie chodźmy już. Będziemy czekać  na piętrze. - Powiedziawszy to Kynia skierowała kroki w stronę wind, które znajdowały się w innym korytarzu. Wszyscy poszli za nią. 
  • Calvin, a ty wiesz, że mamy do pogadania, prawda? Pani Ewa już dzwoniła do mnie w sprawie twojej ucieczki z oddziału. - Jacek groźnie patrzył na swojego pacjenta, który stał przy drzwiach windy ze wzrokiem utkwionym w podłodze. Widać ciężko było spojrzeć w twarz zawiedzionemu lekarzowi.
  • To prawda Cal? Zwiałeś z oddziału? - spytała zaskoczona Justyna. Lustrowała go pełnym dezaprobaty spojrzeniem. Nie mogła uwierzyć, że faktycznie to zrobił. 
  • Tak Justyś, zwiałem, bo chciałem się dowiedzieć co z Rafałem, a po drugie... 
  • Po drugie co? - Patrzyła na niego z niepokojem.
  • Jeszcze dziś stąd wyjdę, bo nie mam ochoty spędzić ostatnich dni przed powrotem do Angli w szpitalu. Nie ma takiej opcji, rozumiesz? - powiedział to stanowczo patrząc jej głęboko w oczy. Jego spojrzenie miało w sobie czarcią iskrę. Miał chłopak charakter. 
  • Rewelacja - skwitowała Justyna. Zaczynała być zła. - Jestem pod wrażeniem panie Coulter. Po chwili zerknęła na matkę, którą też bardzo zaskoczyła decyzja Calvina.
  • Co ty mówisz Cal? Chcesz się wypisać ze szpitala Calvin? Dzisiaj? - Zdezorientowany Jacek miał nadzieję że tylko się przesłyszał. - A co z badaniami, z leczeniem? Weź  się trochę zastanów się nad tym. 
  • Mam takie prawo Jacek. - Coulter spojrzał na swojego lekarza. 
  • Oczywiście, że masz, tylko że kurwa mać to nie jest najmądrzejsza decyzja żeby nie powiedzieć idiotyczna. Nie wiem co cię napadło... Co z tą windą do cholery - Lekarz dwa razy walnął w guzik, przywołujący dźwig. Aż się w nim gotowało po tym co uslyszał od Calvina. 
  • Przepraszam cię Jacek, ale... mam ku temu poważny powód - tłumaczył się Calvin. - Muszę na chwilę polecieć do domu.
  • Mówiłem, że cię doktorek dojedzie Cal - przypomniał kumplowi Janek. 
  • Stul dziób okej? - uciszył Janka. Był rozdrażniony. 
  • Walnijże mu doktorze jakiś środek na spanie i po problemie. - Janek cały czas obserwował wkurzonego Brytyjczyka. W końcu poklepał go po plecach. 
  • Policzymy się później stary. - Calvin mierzył kumpla lodowatym spojrzeniem.
  • Wsiadamy, hallo - zaalarmowała Kynia. Po chwili wszyscy byli w windzie. Na chwilę zapadła cisza, nikt nawet nie chrząknął. Poza nimi w windzie było jeszcze kilka osób, w tym dwie odziane w białe kitle,  młode kobiety. Białko przytulona do Justyny i jej mamy stała sztywno próbując ukryć zaczerwienione oczy. Czuła że dłużej nie zniesie tego czekania. Czemu los tak doświadczył jej Rafała? Nie może go stracić. 
  • Zostańcie w hallu i czekajcie, a ja lecę na blok. Może koledzy uchylą przede mną rąbka tajemnicy  - polecił im Jacek, gdy wysiedli z windy.  Wreszcie zostawił wszystkich i pospieszył w kierunku wąskiego korytarza na końcu, którego  były  szerokie oszklone drzwi, a za nimi strefa bloku operacyjnego. 
  • Mam nadzieję że mu coś powiedzą. - Judyta patrzyła na oddalającego się Jacka przez łzy, a ten po chwili zniknał za drzwiami. Był taki kochany.  Jak zawsze dobry i wyrozumiały. Jego gest złapał ją za serce. 
  • Kuzwa, jakie poświęcenie normalnie. W szoku jestem. - Janek był pod wrażeniem.  Zaczął się zastanawiać czy między Judytą, a Jackiem coś jest. 
  • Byliśmy kiedyś parą Jasiu, w liceum - wyznała wreszcie Judyta. Przysiadła na parapecie. - Dopiero na studiach poznałam ojca moich dzieci.
  • Naprawdę? No ciocia, nic się nie chwaliłaś. - rzucił do niej Janek, a potem wymienił spojrzenie z  Coulterem. 
  • Ja ci zaraz dam w łeb za tą ciocie. - Judyta udała, że rzuca w Janka torebką. - Przysięgam.
  • Nie zadzieraj z Judytą Jasiek - ostrzegł go Cal. Mówił do kumpla,  ale jego uwaga  skupiała się na tej która najbardziej go interesowała czyli siostrze przyjaciela. Biedna była bardzo przybita z powodu brata. Kręciła się nerwowo po korytarzu jakby miało to pomóc znieść oczekiwanie. 
  • Otóż to - poparła Anglika Judyta.
  • A ty gdzie idziesz Justyna? - spytała Kynia, gdy zauważyła, że przyjaciółka się oddala.  
  • Dajcie mi chwilę okej? -  powiedziała przygnębiona Justyna. Chciała być chwilę sama. Postępowanie Calvina trochę ją rozczarowało. Jak mógł być taki lekkomyślny? Uparciuch... W sumie nie powinno jej to dziwić. Jak każdy  mężczyzna był wszechwiedzący i lepiej niż inni wiedział, co dla niego lepsze. Poszła do końca holu i zatrzymała się przy wielkim oknie.  Stała przy nim dłuższą chwilę i gapiła się na zamglone Tatry.  Rozmyślała o tym wszystkim, co się ostatnio działo i jednocześnie nie mogła uwierzyć, że tak szybko zaiskrzyło między nią i najbliższym przyjacielem jej brata. Odkąd się pojawił była weselsza i pełna nadziei, że jeszcze wszystko się zmieni na lepsze w jej życiu. Już dawno żaden facet tak na nią nie działał. Nie potrafiła go odtrącić tak jak tych innych mężczyzn, których poznawała dzięki Kyni czy Basi. 

  • Wiem, że jesteś na mnie zła za to, że tak zdecydowałem, ale ja naprawdę... - odezwał się Calvin, który podszedł do niej zupełnie niezauważenie. - Mam ważny powód. - Po tych słowach Justyna odwróciła się od szyby, założyła ręce na piersi  i spojrzała na niego smutno. Coulter również nie był w najlepszym nastroju. Nie chciał się z nią kłócić. 
  • Jesteś dorosły i podejmujesz decyzje, za które potem poniesiesz odpowiedzialność. - Mówiąc to patrzyła na niego smutno. 
  • Wiem o tym. - Skinął potakująco głową, a następnie dotknął jej delikatnej drobnej dłoni. Instynktownie cofnęła ją.
  • Kiedy chciałeś mi powiedzieć,  że wyjeżdżasz? - W oczach Justyny pojawiły się łzy, a gardło miała ściśnięte tak, że z trudem mówiła.  Serce też ją bolało, czuła się rozdarta. Nie będzie mogła z nim jechać. 
  • Dopiero wczoraj się dowiedziałem. Zapytaj Janka. Zadzwonił do mnie Peter i powiedział, że w poniedziałek przed południem muszę być w Yorku. Zaskoczył mnie tym tak, że... Sam jestem zły.
  • Rozumiem. - Nie chciała już dochodzić po co, na co. Wolała nie wiedzieć co się stało.
  • Wolałbym zostać z wami, ale to niemożliwe. - Złapał ją za rękę, a w jego spojrzeniu był dotkliwy żal. Nawet najpiękniejszy uśmiech nie zdołały go przyćmić. -  Sprawa jest poważna i wymaga mojego osobistego stawiennictwa. Nic na to nie poradzę. 
  • Aż się boję pytać jak poważna. - Zaczęła nerwowo błądzić wzrokiem. 
  • Dziś chciałem ci powiedzieć o wyjeździe.  Niczego nie zamierzałem ukrywać, naprawdę. - Puścił rękę Justyny by zaraz potem ująć nimi jej twarz. Następnie obrócił ją tak, żeby jego towarzyszka patrzyła mu w oczy. - Hej śliczna,  rozchmurz się proszę.
  • No dobrze Cal, okej.
  • Przejdziemy się gdzieś?... Tak tylko we dwoje  - zaglądnął jej w oczy, a następnie starł łzy z jej zaczerwienionych policzków. Ależ bosko wyglądała w niebieskiej prostej sukience, z dekoltem, który delikatnie uwydatniał pełny biust. Piękna i seksowna.  - Nie płacz, błagam. 
  • A gdzie byś chciał iść. - Justyna poprawiła sobie włosy. 
  • Byle gdzie. Po prostu chce pobyć z tobą sam. - Calvin nie odrywał wzroku od jej  zapłakanej twarzy. Był bliski pocałowania Justyny, przyprawienia jej o zawrót głowy, trzęsienie ziemi pod jej stopami. Już poprzedniego wieczora się nosił z tym zamiarem.... Dlaczego do cholery znowu tego nie zrobił? Przecież tego pragnął... Tak bardzo.
  • Poczekajmy aż, przyjdzie Jacek i powie nam co z Rafałem... - Odgarnęła mu z twarzy kosmyk  włosów i założyła za ucho. Gdy zobaczyła jego uśmiech sama się rozpromieniła. - Poza tym bez wypisu  i w piżamie stąd nie wyjdziesz. 
  • Chcesz się przekonać? - spytał i zaczął się śmiać. 
  • Nie przeginaj. -  Trzepnęła go karcąco w ramię.
  • Ejże, chorych się nie bije. Już zapomniałaś? - Po tych słowach delikatnie jej oddał, tak na żarty. Uwielbiał ją dotykać i być dotykanym. Każda okazja była dobra. 
  • Chorzy nie uciekają ze szpitala. - Puściła do niego oko.
  • Ano tak, rzeczywiście. - Wziął ją za rękę i cmoknął w policzek. 
  • O Łukasz przyszedł, chodźmy do nich - oznajmiła po czym ruszyła w stronę wuja pospiesznym krokiem ciągnąc za sobą Anglika. 
  • No jesteście w końcu - rzuciła do nich Judyta. Oczywiście zaraz dostrzegła, że mają splecione dłonie. Wezbrała w niej trudno do zrozumienia złość, którą próbowała ukryć przed wszystkimi. Jak mogła być o niego tak zazdrosna. 
  • Cześć wam - przywitał się z nimi Łukasz. Od razu zauważył jak Judyta przygląda się młodym. Była w tym zazdrość. 
  • Cześć Łukasz. Czekamy na Jacka. Poszedł zapytać lekarza, co z Rafałem i a tu wrócić żeby nam powiedzieć - wyjaśniła mu szybko chrzestnica. - Jezu, jak ja się denerwuje o niego. 
  • No wiem, już mi mówili - odparł naczelnik. - A wy jak się macie.
  • Ujdzie, choć niewiele spałam. 
  • Mogłoby być lepiej - skwitował Coulter odwzajemniając uśmiech. - Dzięki.
  • Powiem wam, że takiego obrotu sprawy to się kurna nie spodziewałem. Szlag mnie zaraz trafi! - Łukasz przyłożył rękę do skroni i jednocześnie przymknął zmęczone oczy. Widać było, że nie spał w nocy. Nie mógł. Ciągle wracał do niego tamten obraz sytuacji, którą zastał po przybyciu na miejsca zdarzenia. Najgorszy koszmar jego życia. 
  • A kto się spodziewał szefie... - Janek się skrzywił. Przechadzał się po korytarzu z rękami w kieszeniach. 
  • Żeby było ciekawiej to jeszcze brat Krzysia zniknął. - Figła poluzował krawat. 
  • O nie - powiedział zmartwiony Calvin. Aż mu szczęka opadła z wrażenia. 
  • Niestety tak - potwierdził zasmucony Łukasz. Minę miał grobową. - Prawdopodobnie uciekł z domu w nocy. Matka tych chłopaków odchodzi od zmysłów. Wpadła dziś do mojego biura z płaczem i objechała mnie z góry na dół. Uważa, że gówno robimy w tej sprawie. 
  • A tego Doriana znaleźliście? - dopytywał się Calvin. 
  • Przekazaliśmy sprawę policji - odpowiedział Zuber. 
  • Co z tymi dzieciakami jest, że tak się zachowują? - odezwała się Kynia. 
  • Calvin, a może ty byś spróbował pogadać z tą mamą Krzysia? - poprosił  Łukasz.  Patrzył na niego tak jakby był ostatnim psychologiem na ziemi.  
  • Czemu myślisz, że się nadaje do ratowania załamanych kobiet, panie naczelniku? - zdziwił się Anglik. Podrapał się po skroni. 
  • Oj nadajesz się, bez wątpienia - powiedziała Judyta i obdarzyła młodego psychologa promiennym uśmiechem.  - A tak poza nawiasem... chyba już każdy zauważył, że Justyna i Dawid są przy tobie szczęśliwsi. Szczególnie moja córka. Już dawno nie widziałam jej takiej rozpromienionej. 
  • No zatkało mnie   - oświadczył mocno zaskoczony Anglik i zaraz przerzucił pytające spojrzenie na Justynę, która poparła słowa matki kiwając twierdząco głową.
  • To jak będzie panie Coulter? - spytał Łukasz. Patrzył na niego błagalnie niczym  głodny pies na swojego właściciela. 
  • Dobrze szefie.... kiedy? - Calvin zmarszczył brwi. 
  • Jutro po południu... Gdzieś tak koło osiemnastej. - Naczelnik uśmiechnął się półgębkiem. 
  • W porządku. Możemy jechać - zgodził się Calvin. 
  • Jesteś złoty chłopak - ucieszył się naczelnik i poklepał Anglika po barku
  • Spoko, tyle że koło złota to ja nawet nie stałem. 
  • Gdzie ten Jacek, matko? - Judyta coraz bardziej się denerowała. 

Jacek przyszedł dziesięć minut później. Na szczęście miał dla nich dobre wiadomości.  Sytuacja została opanowana i co najważniejsze były widoki na to, że więcej kryzysów nie będzie. Wytłumaczył im wszystko, jasno i dokładnie jak zwykłym śmiertelnikom, oszczędzając medycznego żargonu. Ten to potrafił pocieszyć... Operacja prawie się kończyła, zostało tylko wierzyć, że obędzie się bez komplikacji. Gdy tama napięcia puściła Judyta i Krysia popłakały się z emocji. Miały dość stresu od poprzedniego popołudnia. Od razu podeszła do nich Justyna i zaczęły się ściskać. Teraz już wszystkie trzy płakały. Na takie wiadomości czekali. Wreszcie Judyta pod wpływem impulsu  Judyta objęła Jacka za szyję i delikatnie cmoknęła go w usta, a ten się zaczerwienił. Tego się zupełnie nie spodziewał. Zdawał sobie sprawę, że wszyscy łącznie z naczelnikiem Gopru to widzieli więc na moment spuścił głowę. Gdy już odzyskał równowagę, dodał, że lekarz prowadzący Rafała spotka się z nimi po zabiegu. Rozstał się z nimi w holu, gdzie mieli dalej czekać na młodego Orzeckiego aż go zwiozą z bloku na oddział chirurgii ogólnej. Zabrał tylko Calvina i pojechali na kardiologie. Obiecał mu dać ten wypis i kilka wytycznych odnośnie postępowania w przypadku nawrotu ataków.  Wciąż był na niego wkurzony, ale już nic nie mówił,  nic by to nie zmieniło. Nie mógł go zatrzymać siłą w szpitalu. Kiedy znaleźli się sami w gabinecie lekarskim, Anglik zaraz zdradził mu powód, dla którego musi opuścić szpital. Namyśl zrozumiał i natychmiast przeszła mu złość na pacjenta. To nie był zwykły kaprys.

  • No to faktycznie kiepsko. Nie zazdroszczę Ci. - Minę miał nietęgą gdy usłyszał wyjaśnienie swojego angielskiego pacjenta. 
  • Przesrane nie? - Coulter oparł dłonie na biodrach. Patrzył na swego rozmówcę.
  • Powiedziałbym brzydziej ale się powstrzymam - powiedział otwierając jakiś zeszyt. Zaczął coś wpisywać w rubryki.
  • Obiecuję, że jak tylko wrócę z Angli natychmiast się do Ciebie zgłoszę. My nie mamy tam takich dobrych lekarzy jak ty.  Doceniam to co zrobiłeś dla nas tam na tej górze. 
  • Tylko to co było trzeba synu. Nic więcej. A ty uważaj na siebie, bo nawet jeśli to jedynie astma oskrzelowa to i tak może źle się skończyć jeśli podczas ataku nie będziesz miał przy sobie inhalatora. A te ataki lubią się nasilać. Mój brat też miał astme. 
  • On nie żyje? - spytał zmartwiony Anglik. 
  • Nie żyje. Spadł podczas wspinaczki... Gdyby był wtedy z Łukaszem miałby większe szanse. - Namyśl wbił wzrok w szybę. 
  • Osz kurna. - Pokręcił głową w geście niedowierzania. 
  • Dobra, zaraz Ci wypisze te recepty na inhalator i zapasy do niego. Musisz je zaraz wykupić i pilnować tego. 
  • Tak jest panie doktorze. Dziękuję za wszystko. - Wyciągnął rękę w stronę Jacka. 
  • Jak wrócisz idziemy na piwo, jasne? - Uśmiechnął się do Calvina i uścisnął jego dłoń. 
  • Ma się rozumieć. - Calvin odwzajemnił uśmiech 




Po uregulowaniu należności w księgowości Anglik opuścił oddział kardiologiczny i poszedł do windy. Z Justyną spotkał się w holu na parterze, czekała na niego przy drzwiach  wyjściowych.  Tak się umówili gdy zadzwoniła wcześniej, a on był jeszcze na oddziale. Wyglądała jak najpiękniejsze marzenie, on też nienajgorzej, choć nie promieniał jak ostatnio. Dobrze, że w plecaku miał czysty podkoszulek, a na jeansach nie było śladów krwi po akcji w górach. Tymczasem mama Justyny z resztą była już w szpitalnym bufecie. Musieli w końcu coś zjeść i odpocząć. Nawet Kynia wzięła sobie obiad, choć wcześniej obawiała się, że nic nie przełknie. Nie namawiali Justyny, aby szła z nimi, było dla nich jasne, że chce trochę czasu spędzić tylko z Calvinem. - Już dawno tak nie lgnęła do żadnego faceta, a on też jest przy niej taki szczęśliwy. Aż mu się oczy świecą jak na nią patrzy  - rzuciła do brata Judyta, gdy jej córka się oddaliła. Na to ożywiony Jasiek odpowiedział - No przecież Wam mówiłem, że facet jest zabujany na fest. Ona też. - Powiedziawszy to wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Łukaszem, co nie uszło uwagi Judyty. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego że, wiedziała, że oni wiedzą, że i w jej sercu uroczy Brytyjczyk rozpalił ogień... I że była o niego zazdrosna. - Ameryki nie odkryłeś Jasiek. To już dawno było widać, że oni będą razem - skwitowała Kynia. Cieszyła się jak dziecko, że przyjaciółka w końcu będzie  kogoś miała, kogoś komu na niej zależy. - To cudowne, że Cal chce zaaoptować młodego. To mnie poruszyło na maksa.

Justyna już wiedziała gdzie zabierze Calvina. Chciała wreszcie poobcować z nim na łonie górskiej natury, którą tak kochała, tak wiele pragnęła mu pokazać. Nie sądziła że Brytyjczyk będzie chciał chodzić z nimi po górach, a tu takie miłe zaskoczenie. Brakowało jej pewnych miejsc, w których kiedyś była z ukochanym braciszkiem. Przeważnie jeździli oboje nad jezioro Czorsztyńskie i robili koło albo pieszo na Turbacz i Lubań lub w Małe Pieniny no i pod ulubiony Bereśnik. Od tak dawna nigdzie razem nie byli bo Rafał ciagle siedział w Yorku, a jak już wpadał do domu to zazwyczaj gdzieś wybywał bez niej. Ona i Dawid rzadko mogli gdzieś się wyrwać przez te jego częste infekcje, a jeśli już to wybierali się na krótko i niedaleko. Młody, który uwielbiał chodzić w góry marudził wszystkich nieustannie, że chce iść tu i tam, a gdy dorośli zaczynali to ignorować obrażał się i nie chciał jeść.  - Ej kawalerze,  jedz bo nie urośniesz, a jak nie urośniesz to nie zostaniesz ratownikiem - przekonywał wujek Heniek.

Na busa czekali około pięciu minut. Przystanek był kawałek od szpitala, jakiś kilometr dalej. Mieli szczęście bo akurat jechał ten w kierunku Krościenka nad Dunajcem, więc się zabrali. Kierowcą był dawny kolega Justyny z podstawówki Filip Gawęda. Zanim się przeprowadził do Harklowej mieszkał w Ochotnicy Dolnej, niedaleko kościoła w pięknym góralskim drewnianym domu. Gdy się wyprowadzili sprzedali go rodzinie z Poronina razem z pokażnym stadem owiec liczącym blisko sześćset sztuk. Jako dzieci często bawili się razem, bo Justyna wołała męskie towarzystwo. Jedyną osobą płci żeńskiej, z którą zawsze była blisko była oczywiście Krysia Białko. Ich babcie bardzo się lubiły, więc dziewczyny mnóstwo czasu spędzały razem w domu jednej lub drugiej babci. Gďy się poznały miały po dwa latka i od tamtej pory do teraz były przyjaciółkami na dobre i na złe.



Filip wysadził ich w małej miejscowości o nazwie Huba, a stamtąd do przystani nad jeziorem mieli już rzut beretem. Calvina natychmiast oszołomiło piękno tego miejsca. Aż zaniemówił na chwilę. Było równie cudownie tak jak tam na Lubaniu i nie mogło mu się nie podobać. Gdzie by go nie zabrali czuł się jakby był w raju. Zamki, góry pokryte lasem i halami, wapienne skały zdobiące teren i soczyście zielone polany zniewoliłyby nawet najbardziej opornego wędrownika. Jeszcze nie widział w realu tak wielkiego jeziora, a jego otoczenie sprawiało, że okolica była jak z bajki. Dzika przyroda Gorców zachwyciła go już pierwszym razem kiedy szukali tamtych trzech chłopaków. Nawet jeśli padało atmosfera tych miejsc nic na tym nie traciła.  W międzyczasie trochę się ochłodziło za sprawą silniejszego wiatru, a niebo zasnuły ciemne deszczowe chmury. Dobrze, że oboje mieli coś do zarzucenia na plecy. 

  • Rozumiem, że to jest to samo jezioro, na które ostatnio patrzyłem z tego Lubania? - Calvin wskazał palcem jezioro. - Poznałem po tych ruinach. 
  • No tak, zgadza się. - Uśmiechnęła się szeroko. Ujął ją jego szczery zachwyt i to że od razu skojarzył, że to jest jezioro, które widział z góry. - Jezioro Czorsztyńskie. Widać je jeszcze z innych szczytów. A najlepiej to chyba z Wdżaru i z Żaru na Spiszu... Zapytaj Janka. On wie nalepiej, bo jest obcykany w topografi terenu. Że nie wspomnę o Łukaszu. 
  • Okolica jest cudowna.  Dawno nie widziałem tak uroczych miejsc. - Szedł koło Justyny i cały czas się rozglądał. Gdzie nie spojrzał wszędzie były góry i wspaniałe ukwiecone polany, a na nich setki owiec pasących się na soczyście zielonych ukwieconych łąkach, wkomponowanych w górski krajobraz. Ten obraz już na zawsze pozostanie w jego w sercu. Jak mógł nie pokochać tych miejsc?  
  • To było kiedyś nasze ulubione miejsce... Moje i Rafała.  Bardzo często tu przychodziliśmy żeby sobie popływać po jeziorze kajakiem albo jeździliśmy na rowerze. - Nie chciała płakać, jednak oczy momentalnie zrobiły się mokre. Wytarła je szybko dłonią. - Tęsknię za tym... i za nim. 
  • Hej Słonko, nie mów tak jakby Rafała już nie było. - Calvin objął ją w pół i przytulił. -  On żyje i jeszcze będzie dobrze. 
  • Racja, powinnam myśleć pozytywnie - przyznała mu racje. Mijali właśnie samotny stary dom, którego okna zdobił wijący się bluszcz.
  • Jeszcze nie raz tu przyjdziecie razem. Na bank. - Wyszeptał jej do ucha, a następnie dotknął wargami jej ramion. W jego oczach gościła radość. Tak się cieszył, że może z nią być sam na sam. 
  • Tak wiem. Po prostu... brakuje mi go. 
  • Będzie dobrze. Wiem o tym. - Urzeczony rozkosznymi widokami Anglik zatrzymał się w miejscu i dłuższą chwilę patrzył gdzieś w dal podczas, gdy Justyna troszkę się oddaliła.  Była dobre pięćdziesiąt metrów od niego. 
  • Hej Calvin, chodź do mnie  na pomost! - zawołała Justyna. Machała.
  • Idę! - odparł wyrwany z zamyślenia. Szybko dogonił Justynę i poszli na niewielką przystań. Stąd mógł podziwiać jeszcze lepsze widoki. 
  • Patrz, tam na drugim brzegu już jest Spisz. - Wskazała palcem ledwie widoczną spiską wieś Frydman. Uwielbiała piękny malowniczy Spisz, pełen zieleni i pasących się na łąkach owiec. Obrazek żywcem wyrwany z jej beztroskiego dzieciństwa. Bywała tam z tatą niezwykle często.  Już od malutkiego chodzili w Pieniny. Tak strasznie za tym tęskniła, a najbardziej za swoim kochanym troskliwym bratem z czasów, gdy byli nastolatkami. 
  • Rafał mówił mi, że nad tym jeziorem jest jeszcze jeden zamek. - Calvin patrzył we wskazanym przez nią kierunku. Widoki były wprost oszałamiające.  
  • Faktycznie jest. To zamek w Niedzicy, który kiedyś należał do Węgrów, rodu Berzeviczych. Granica polsko - węgierska była na jeziorze. To spory kawałek stąd, ale kiedyś się tam wybierzemy większą ekipą. Można jechać autem do Niedzicy albo popłynąć gondolą z Przystani w Czorsztynie. 
  • Ale bomba - zachwycił się Coulter. 
  • Dawid uwielbia odwiedzać te zamki, a najbardziej lubi gonić po ruinach zamku w Czorsztynie. To ten bliżej. Zna tu już każdy kąt... 
  • Chyba nie odpuszczę sobie zwiedzenia obydwu zamków. A twój syn mnie oprowadzi. 
  • Z przyjemnością to zrobi. Jest już tak obkuty z historii, że bardziej nie można. 
  • Zgaďuje, że to robota Janka? 
  • No tak, tak. - Pokiwała głową. - Szczawnice też super zna. Nie zginąłby tam. 
  • Sz... szyyyy co? Jezuuuu, jaka trudna nazwa. - Złapał się za głowę. - W życiu tego nie wypowiem jak należy. 
  • Nigdy nie mów nigdy. - Powiedziawszy to roześmiała się.  
  • Macie więcej takich ciekawych nazw? - Rozbawiony Anglik również zaczął się śmiać. Z jego radosnych niebieskich oczu jak zwykle bił niesamowity blask, a uśmiech był powalający.
  • Szczawa, Szczawnik, Niedźwiedź. Wymieniać dalej? 
  • O nie, błaaaagam Cię. - Calvin udawał przerażonego.
  • Te nazwy jak Szczawa, Szczawnica wzięły się od kwaśnych wód leczniczych, których źródła odkrywano w tych okolicach - wyjaśniła mu Justyna. - Właśnie dzięki nim zasłynęły jako uzdrowiska. 
  • Cudownie wyglądasz Justyna. - Calvin zanurzył usta w jej włosach. - Jesteś piękna,  inteligentna i czarująca. 
  • Dziękuję... to takie cholernie miłe - powiedziała wzruszona jego komplementami. - Gdy nagle poczuła na szyi jego ciepłe rozkoszne wargi zdrętwiała i wymruczała półgłosem coś niezrozumiałego. To co robił było naprawdę cholernie przyjemne. Mógłby nie przestawać jej dotykać. 
  • Chryste, czemu ja cię nie spotkałem jakieś dziesięć lat temu? - Patrzył na nią jakby byla ósmym cudem świata. Był zakochany jak sto piorunów. Po uszy.
  • Widocznie tak nam było pisane. 
  • Nie do wiary ile się człowiek musi nacierpieć, żeby w końcu zaznać szczęścia.
  • To prawda - zgodziła  się z nim. Była okropnie zaskoczona. Totalnie ją zastrzelił tym, co powiedział. Wreszcie odwróciła głowę i spojrzała mu głęboko w oczy.  - Życie to nie bajka Cal, ale zdarzają się momenty, dla których warto żyć. 
  • Owszem. 
  • Jak to możliwe, że polubiłaś tak cholernie pokręconego kolesia jak ja? - spytał zaintrygowany. W jego spojrzeniu była ogromna czułość i zachwyt. To właśnie czuł, gdy patrzył na Justynę -  nieogarnięty zachwyt. 
  • Tak się składa, że ja akurat lubię takich pokręconych facetów.  - Utkwiła zmrużone oczy w sklepieniu niebieskim. 
  • No to mam cholerne szczęście. - Calvin opuścił ręce i splótł swoje chłodne dłonie z jej dłońmi. 
  • Ty naprawdę dasz się lubić angielski chłopaku. Masz w sobie tyle empati i ciepła. Bardzo mi się to podoba w mężczyznach. 
  • Naprawę? - Już dawno nikt go tak nie zaskoczył jak Justyna. Jej opinia była dla niego  na wagę złota. 
  • Gdybym uważała inaczej to bym ci powiedziała. 
  • Wiesz co?  Nigdy nie sądziłem, że zagrzeje miejsce w polskiej rodzinie. 
  • A ja nie sądziłam, że kiedykolwiek poznam tak uroczego Brytyjczyka - powiedziała i przygryzła wargę. 
  • No tak, z reguły jesteśmy raczej przeciętnie sympatyczni i też nie wszyscy. Ja na przykład wcale bym siebie uroczym nie nazwał. 
  • Nie chce żebyś wyjeżdżał - wyznała przerywając w końcu trwające prawie dwie minuty milczenie. Mówiąc nas miała oczywiście na myśli "siebie". Ale on doskonale  wiedział co miała na myśli. Trudno było się nie domyślić. Jedynie zakochany facet mógł tak czytać między wierszami. - Nie przeżyje tego.   
  • Boże Justyna... ja normalnie... - Wsadził palce we włosy i przeczesał je, a te opadły na lewą część twarzy. - Może nie uciekniesz jak usłyszysz że... 
  • No co jest? - Odgarnęła mu włosy z czoła i założyła je za ucho. Miał takie piękne rysy twarzy, nie mogła przestać się na niego gapić.  Jego uśmiech zawsze poprawiał jej nastrój. - Powiedz mi no.
  • Kocham Cię... cholernie Cię kocham - powiedział obracając Justynę twarzą ku sobie, a zaraz potem przyciągnął ją do siebie. Nie było pomiędzy nimi nawet milimetra odstępu. Już wiedział co zaraz zrobi i już się nie cofnie, nic go nie powstrzyma. Nic.
  • O cholera Cal... Naprawdę? - spytała, a odpowiedzią na jej pytanie był jego pocałunek -  długi, gwałtowny i namiętny, cudownie obezwładniający. Spragniony czułości  Calvin zachłannie i bez opamiętania  pochłaniał jej wargi swoimi.



Za sprawą niekontrolowanych poczynań Calvina, Justynie zakręciło się w głowie, a nogi całkiem zmiękły jakby były z waty. Niewiele brakowało, aby wpadła do jeziora, ale na szczęście Coulter mocno ją trzymał. Przy nim nic jej nie zagrażało, nawet najmniejsze niebezpieczeństwo. Całowali się jak szaleni i ani myśleli przestać, choć już po trochu zaczynało brakować im tchu. Dotykali się, gdzie popadło, zupełnie po omacku, a każdy kolejny dotyk jeszcze mocniej rozpalał ich zmysły. Każde z nich pragnęło zachłannie drugiego, jakby za chwilę mieli się rozstać na zawsze. Oparci o drewnianą  balustradę schodów do woli oddawali się wciąż tym samym fizycznym rozkoszom. - Co on do cholery, ze mną wyprawia? - myślała i dalej oddawała się elektryzującym pieszczotom rozkochanego w niej Wyspiarza. Z nim zapewne działo się to samo, gdy go całowała i dotykała. Omotani namiętnością słyszeli tylko swoje przyspieszone oddechy, dzikie walenie serca i stłumione jęki.  Poza sobą nie widzieli nikogo, nikt inny się nie liczył w tamtej chwili. Nagle nawet walory przyrody straciły na wartości. To czego właśnie doświadczali trudno było opisać słowami. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyli - ani ona z Marcinem,  ani on z żoną.




  • Hej wy tam, ten seans to za darmo czy trzeba płacić za oglądanie? - krzyknął do nich rozbawiony rybak,  który nagle podpłynął do molo niezauważony.
  • A jak się panu zdaje? Dziś wszystko ma swoją cenę - odpowiedział mu bardzo poważnie  Calvin.
  • Aaaaha, to taki numer. W takim razie poczekaj pan jak was zaraz skasuję za wtargnięcie na moją przystań. 
  • Dobra Cal, spadamy stąd,  szybko - powiedziała do niego Justyna. Po tych słowach  pognali po schodach na górę aż się za nimi kurzyło. Potem jeszcze chwilę biegli przed siebie aż w końcu zatrzymali się pod jakimś rozłożystym drzewem żeby złapać oddech. Nieopodal stał dom, który wyglądał na okropnie zaniedbany i opuszczony. Gdy odpoczęli poszli w jego stronę trzymając się za ręce. 
  • Niech to cholera! Czy tu u was wszyscy muszą wszystko widzieć i słyszeć?  -  spytał lekko rozczarowany. Oparł się o ścianę budynku i na moment zamknął oczy. 
  • Taka mentalność, co ja ci na to poradzę? - Justyna przylgnęła do niego na nowo i znów odgarnęła mu włosy za ucho. Uwielbiała jak się do niej uśmiechał. Nie dało się nie  kochać tych jego uroczych dołeczków w policzkach, które się pogłębiały przy każdym uśmiechu i tych pięknych pełnych radości oczu. 
  • Jezuuuu dziewczyno, ale przy tobie  odleciałem.  - Serce waliło mu jak zwariowane
  • Ja przy tobie też.  - Zarzuciła mu ręce na szyje i splotła je na karku. 
  • Jesteś pewna? - Nie odrywał od niej spojrzenia. Było pełne pożądania, z iskrą. Pragnął jej i kochał jednocześnie. - Bo wiesz, ze mną takie zabawy kończą się zwykle wielką katastrofą. - Oczywiście żartował jak zawsze. 
  • Zaryzykuje - oświadczyła i tym razem to ona pierwsza go pocałowała. Długo nie dawała mu wtchnienia, praktycznie pozbawiła tchu. Odwdzięczył się jej tym samym, lecz w jego pocałunku było więcej szaleństwa. Zaszalał do tego stopnia, że nawet na sobie poczuł dreszcze, które przeszły po ciele Justyny.  W tej samej chwili zaczęło kropić, oni jednak tego nie zauważyli,  dopiero gdy deszcz zmienił się w ulewę poczuli jego moc. 
  • No super kurna, po prostu odlot - powiedział patrząc w niebo. Tak jak Justyna był kompletnie przemoczony. Nie przepadał za tym. 
  • Tylko mi nie mów Angliku że ci przeszkadza deszcz. Przecież pochodzisz z krainy deszczowców i powinno ci to zwisać. - Ubawiona Justyna bezlitośnie nabijała się z Calvina, który próbował wytrząsnać z włosów deszcz.
  • No i właśnie z tego samego powodu go nie znoszę... Bo ciągle kurwa pada. - Przeklinał i śmiał się równocześnie. Ostatecznie ściągnął z siebie przemoczony sweter i położył go na znajdującej się w pobliżu ławeczce. Został w cienkiej białej koszuli zapinanej od góry do dołu. Podwinął mankiety aż do łokcia. 
  • Powkurzaj się jeszcze trochę, robisz się wtedy cholernie zabawny - sprowokowała go Justyna.  
  • O ty jędzo, poczekaj. - Złapał ją zanim zdążyła mu uciec, a następnie wziął w ramiona i delikatnie przyparł do ściany domu. Zaczął ją całować po skroniach i po szyi, a ona w przypływie namiętności pomięła mu koszulę, która lepiła się do jego nagiej skóry. Wreszcie przestał myśleć o tym, że leje i że jest cały mokrusieńki, bo znowu odleciał.  Mokra Justyna odziana w prostą błękitną seksowną sukienkę jeszcze bardziej rozbudziła jego wyobraźnię i pożądanie. 
  • A co wy tu do jasnej wyprawiacie?! - rozległ się nagle wrzask jakiejś starszej baby, prawdopodobnie właścicielki domu. 

31 komentarzy:

  1. Idziesz Kasiu jak burza z tym pisaniem.
    Jestem pełna uznania dla Ciebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uznanie Stokrotko Kochana. I za odwiedziny. Byliśmy w Toruniu dwa dni. Dopiero wróciliśmy wieczorem.

      Usuń
  2. Haha, wiedziałam, że zaraz ktoś znowu ich dopadnie! Tak to jest w małych miejscowościach, wszyscy maja oczy naookoło głowy. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa ciekawości mieszkańców takich miejscowości nic nie zaspokoi. To jest ten minus jednak. Wszyscy wszystko wiedzą słyszą i widzą.

      Usuń
    2. To nie tylko cecha małych miejscowości. Mieszkam w mieście i Tu ludzie bywają wcale nie lepsi... ;)

      Usuń
    3. Rozniosło się hahaha 😃😃😃

      Usuń
  3. awesome article.
    thanks for sharing :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie się rozwija wątek tej dwójki. Czekam na więcej :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Sabinko że wpadasz, to miłe. Też będę wpadać. Byłam znów w Toruniu. Było bosko!!!

      Usuń
  5. Hehe oj biedni, zero prywatności po prostu wszędzie. Dawno mnie nie było i miała trochę czytania do nadrobienia, a tu tyle romantycznych scen mnie ominęło :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No takie uroki polskiej wsi. Fajnie, że Ci się chciało czytać. Dziękuję. Ściskam mocno

      Usuń
  6. Mmmmm... Ile słodkości... Jak miło poczytać <3 Dziękuję, Kasieńko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu im hamukce puściły 😀😀😀

      Ściskam mocno

      Usuń
  7. Ciekawy wątek. Tyle stworzyłaś, taka barwna opowieść. Z pasją się czyta. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie pozdrawiam malującą Krysię. Dziękuję za odwiedziny.

      Usuń
  8. Nowy Targ ... no, no, super :) u ciebie zawsze trafiam na niespodzianki. Zobaczyłam Nowy Targ i musiałam przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę że Nowy Targ jest Ci bliski. A ten szpital z widokiem na Tatry to jest czad. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. Często bywam w Nowym Targu :) lubię jego senną atmosferę, to niezła odskocznia od zabieganego, zatłoczonego Zakopanego. A Twoje pisanie jest takie autentyczne! Ściskam.
      ps Tak... szpital robi nastrój.

      Usuń
  9. powoli zaczyna się robić ciasno i góry przestają się mieścić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, zmieszczą się jeszcze. Narazie muszę Rafała na prostą wyprowadzić, żeby mógł w te góry znów iść. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Czyli już się nie podoba, bo nie ma gór w każdym rozdziale? No trudno... 😥😥😥

      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Są i romantyczne momenty, fajnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I małe spięcie. Jak się Justyna dowiedziała że Calvin chce wyjść ze szpitala 😄😄😄

      Usuń
  11. Zakochałam się w tym zdjęciu.. pięknie wprowadziło klimat i mnie w całą opowieść :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to super. Też je lubię. Takie cuda na Hali Długiej pod Turbaczem 😃😃😃 Ściskam mocno

      Usuń
  12. Chyba nie wspominałam o tym, że jeden z bohaterów powieści, konkretniej Rafał, ma tak samo na imię jak mój ukochany :) To sprawia, że wyjątkowo miło mi się czyta! :) Naprawdę kolejny udany rozdział, z niecierpliwością czekam na kolejne wątki :)
    Pozdrawiam ciepło ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem Słonko, czytałam u Ciebie na blogu. Podoba mi się imię Rafał. Przyznam się że pierwszy chłopak jakiego w życiu pocałowałam tez miał na imię Rafał 😀😀😀 Tzn on mnie pocałował. Bylam na wakacjach z babcią. Pech chciał ze nas jego dziadek przyłapał na całowaniu i poskarżył się mojej babci 😂😂😂

      Dziękuję Ci Kochana, cieszę się Ci się podoba. Zawsze mam obawy, że kolejny nie będzie już taki jak poprzedni. Ściskam mocno

      Usuń
    2. Zdradzę że Rafal z powieści przypomina bardzo Michała Czernieckiego , tego aktora. Tak mi pasował do tej postaci. Bardzo go lubię od dawna. Tak jak Janka Wieczorkowskiego. Obaj są niesamowitymi aktorami 😃😃😃 urodziwi przystojniacy,

      Usuń
  13. Nie jest łatwo, ale wielkie rzeczy rodzą się w bólach :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Łuu, tego że Judyta będzie zazdrosna o Calvina się nie spodziewałam.
    Nareszcie Anglik i Justyna dali upust namiętności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noooo zachciało się mamci młodszego faceta, w dodatku zajętego. Szkoda tego Jacka, bo okropnie jest w niej zakochany. Ten lekarz kardiochirurg. Napisanie tej scenki nad jeziorem nie było łatwe 😀😀😀

      Kasia

      Usuń