Część II
Rozdział 13
Powoli robiło się szarawo, a niebo stopniowo nabierało barw zbliżonych do pomarańczy i fioletów. Janek i Rafał wracali właśnie do wioski po całodniowej górskiej wyprawie w Gorce. Wycieczkę zaczęli na osiedlu Forendówki, przysiółka Ochotnicy Górnej i żwawo powędrowali w stronę wieży widokowej na Magurkach oraz Przełęczy Pańska Przehybka znanej bardziej jako Liberator. Nazywano ją tak, ponieważ w czasie II wojny światowej rozbił się tam amerykański bombowiec typu Liberator o nazwie California Rocket. Właśnie w miejscu tej katastrofy lotniczej zrobili sobie ostatni dłuższy odpoczynek. Byli tam już chyba po raz setny. Dawid bardzo lubił odwiedzać wrak tego samolotu i zawsze prosił ktoregoś z nich by mu opowiadali jego historię, chociaż tak naprawdę znał ją już na pamięć. Odkąd usłyszał ją po raz pierwszy od Łukasza non stop marudził by go tam zabrali. Ten sprytny pięciolatek potrafił bardzo dużo zapamiętać. Prędko kodował sobie w głowie, gdzie co jest jakby miał w oczach aparat fotograficzny. Wszystkich cieszyło, że mały tak się tymi tematami interesuje, chociaż odpowiedzi na jego pytania musieli nieraz szukać w kapeluszu. Interesowało go wszystko co dotyczyło gór, samolotów i zbójników. Taki już był ten ich Dawid. Taka mini wersja Janosika jak na niego wołał wujek Heniek. Musieli mieć przy nim dobrą kondycje, gdyż zdarzało się, że w czasie wycieczek chłopczyk sporo ich wyprzedzał, a potem gonili za nim jak szaleni żeby gdzieś nie przepadł. Ciągle mu się zdawało, że jest w stanie wszędzie dotrzeć sam i jeszcze wrócić do domu nie gubiąc się po drodze. Nie przeraził się nawet, gdy mama mu opowiedziała o strasznej przygodzie Krzysia, którego kolega brata zostawił w jaskini. Ale Dawid jak to Dawid, nieustraszony druh chętnie wlaził do najmniejszych dziur i marzył o spotkaniu z prawdziwym niedźwiedziem.
Kiedy już spożyli obfity prowiant przygotowany przez babcie Jasie i pochowali wszystko do plecaka udali się w dalszą drogę. Poszli w kierunku polany Jaworzyna Kamienicka, ktorą kojarzono przede wszystkim z kapliczką bulandową stojącą na drozdrożu i szeroką panoramą. Kawał drogi dzielił ich od Gorca, choć wieża na jego szczycie była stąd całkiem nieźle widoczna, nawet bez lornetki. Po drodze zboczyli na chwilę z głównej ścieżki i zaszli do zbójnickiej jamy, oddalonej od szlaku o jakieś dziesięć minut. Według jednego z ludowych podań służyła ona zbójnikom za czasowe schronienie, z kolei z legend zwiazanych z tą jaskinią wynika, że upodobali ją sobie pankowie czyli ziemne duchy z naroślami na twarzach. Podobno ciągnęła się pod całym pasmem gorczańskim o czym przekonali się juhasi, którzy wpuścili do niej koza, a ta wyszła pod Mogielicą w Beskidzie Wyspowym cała umorusana. Do polany Zoniowskie cały czas podążali żółtym szlakiem, obranym przez nich na polanie Przysłop Dolny, zielony wiódł bowiem na Gorc. Lubili bywać w tej okolicy ze względu na urokliwe wiecznie zielone polany, na których leżeli wpatrując szybujących po niebie myszołowów czy innych dzikich ptaków oraz bajeczne widoki. Czasem późnym wieczorem na osamotnionych spowitych w mroku halach pasły się płoche łanie lub sarny. Któregoś wieczoru napatoczyli się tam na trzy jelenie, a te czmychnęły do lasu gdy tylko wyczuły, że są obserwowane. Na skraju Polany Zoniowskie stała niewielka ładna kapliczka ufundowana niegdyś przez Jasińskich w podzięce za otrzymane boże łaski. Zatrzymali się przy niej dosłownie na chwileczkę, żeby się napić wody. Postanowili skrócić sobie drogę do Chaty Gorczańskiej (znana była przez miejscowych jako Hawiarska Koliba) więc szli kawałek na dziko. Wybrali drogę, która opadała stromo w dół ku schronisku. Stąd też mogli podziwiać piękne widoki. Zachód słońca z tego miejsca nad Lubaniem był zwykle nieziemski, za każdym razem inny.
Podczas wędrówki rozpracowywali panoramy tak dla rozerwania się, bo umiejętność ta służyła bardziej przewodnikom niż ratownikom. To akurat wychodzilo Rafałowi świetnie, ponieważ orientacje w terenie miał opanowaną do perfekcji. Gorce znał jak własną kieszeń, podobnie Pieniny i Beskid Sądecki. Łaził po nich nieustannie z Łukaszem, kiedy jeszcze był dzieckiem i później jako nastolatek też. Janek nie musiał go za wiele uczyć w tym zakresie. Zostało im dopracować techniki wspinaczki, zabezpieczenia ofiar wypadku na miejscu zdarzenia oraz sprowadzania ofiar z trudno dostępnych miejsc do których śmigłowiec nie był w stanie dotrzeć. - Najlepiej nauczą cię wszystkiego jak już będziesz na tym kursie dla ratowników górskich. Tam są lepsi ode mnie specjaliści - oświadczył Janek bawiąc się trzymanym w dłoni kompasem. Nie miał żadnych wątpliwości ku temu, że jego przyjaciel będzie dobrym ratownikiem. Calvin też by dał radę, gdyby miał ochotę wstąpić w goprowskie szeregi. Obaj mieli świetne do tego predyspozycje. Łukasz podzielał zdanie Zubera choć wolał narazie nie poruszać tego tematu przy swojej siostrze. On i Rafał dobrze wiedzieli, że Judyta będzie na nich wściekła, kiedy się dowie, że jej jedyny syn wstąpił do pogotowia górskiego bez wcześniejszego uprzedzenia jej o tym. Nie pogodzi się z myślą że będzie narażał życie dla jakichś głupków nie znających zasad poruszania się w górach. Ich ojciec Tomasz Figła także był ratownikiem i zginął ratując dziewczynkę, która zgubiła się w wysokich partiach Tatr w czasie okropnej burzy. Poraził go wówczas piorun, a nastolatka cudem przetrwała. Koledzy Tomasza sprowadzili ją do schroniska Murowaniec, gdzie przeczekali zawieruchę. Jego śmierć była wielkim ciosem zarówno dla jego żony Janiny i dla Judyty. Ona uwielbiała ojca ponad wszystko i nigdy nie wybaczyła górom, że zabrały jej ojca. Tymczasem Rafał chciał być taki jak jego dziadek i Łukasz. Marzył o tym od zawsze licząc się równocześnie z tym, że któregoś dnia może stracić z ich powodu zdrowie, a w najgorszym wypadku także życie. Gdy dziadek zginął on miał trzy lata.
Kynia oczywiście była przeciwna temu by Rafał gdzieś łaził, nawet z Jankiem. Uważała, że jest jeszcze na to za wcześnie. Powinien odczekać aż policja złapie tych bandziorów poza tym nadal nie był wystarczajaco silny by iść w góry. Gdyby znów na nich trafili mogłoby się to skończyć tragicznie. Wściekła się na Rafała, gdy postawił na swoim. Aż się w niej zagotowało ze złości. Jak to możliwe że ma gdzieś jej argumenty? Jak zawsze liczyły się dla niego jedynie przygoda i ryzyko. A gdzie w tym wszystkim jej uczucia i obawy? Skad się bierze ten jego kretyński upór? Już dawno żaden facet jej tak nie wkurzył jak ten cholerny Krakus... No może poza jej szefuniem. - Nic nie poradzę, że ciągnie mnie w góry jak wilka do lasu. Taka już moja natura kochanie, zrozum to. Nie jestem w stanie siedzieć w miejscu, gdy za rogiem czekają na mnie góry. W Angli cholernie mi tego brakuje - tłumaczył się przed Kynią tego ranka przed wyjściem w góry, lecz ukochana pozostawała nieugięta. Tak jak on twardo obstwała przy swoim. - Czyżbyś już zapomniał ile mnie to wszystko kosztowało? Prawie zwariowałam jak mi powiedzieli w jakim jesteś stanie pieprzony egoisto! Omal cię nie straciłam! - wrzasnęła wburzona Kynia po czym rzuciła w niego pokrywką od garnka. Na darmo starał się ją udobruchać. Była tak zła, że nie pozwoliła mu się ruszyć. - Zostaw mnie kurwa! Idź sobie w te swoje cholerne góry i daj mi święty spokój! - Po tych słowach Kynia drapnęła z ławy swoją przepastną skórzaną torbę i wybiegła z domu jak oparzona. Nie oglądając się na niego wsiadła ł do samochodu i zaraz jej nie było. Pojechała do pracy, a on stał dalej w tym samym miejscu w którym był kiedy go zostawiła i bezmyślnie gapił się w okienną szybę. Zajęło mu to dłuższą chwilę, ponieważ zaciekle walczył z narastającą w nim wściekłością. Nie chciał być na nią zły, ale dosłownie go rozrywało. Może jak się trochę powścieka poczuje się lepiej. Podejrzewał, że Kyni tak szybko nie przejdzie. Jeszcze długo będzie się na niego boczyć za to, że wybrał się w góry wbrew jej woli. Dopiero, gdy byli z Jankiem w terenie doszło do niego, że ona faktycznie nadal przeżywa, to co się wtedy stało i zaczął mieć z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Dręczyły go i gryzły przez cały dzień. Poza nią żadna inna kobieta tak się o niego troszczyła i żadnej innej tak na nim nie zależało. Czy naprawdę nie mógł dać sobie siana z tym łażeniem po górach do czasu aż nie schwytają tych sukinsynów? Chyba może skoro tak bardzo kocha Krysie. Powinien jej oszczędzić stresu, którego ostatnio miała pod dostatkiem. Nie może być przecież aż takim egoistą.
Kiedy już spożyli obfity prowiant przygotowany przez babcie Jasie i pochowali wszystko do plecaka udali się w dalszą drogę. Poszli w kierunku polany Jaworzyna Kamienicka, ktorą kojarzono przede wszystkim z kapliczką bulandową stojącą na drozdrożu i szeroką panoramą. Kawał drogi dzielił ich od Gorca, choć wieża na jego szczycie była stąd całkiem nieźle widoczna, nawet bez lornetki. Po drodze zboczyli na chwilę z głównej ścieżki i zaszli do zbójnickiej jamy, oddalonej od szlaku o jakieś dziesięć minut. Według jednego z ludowych podań służyła ona zbójnikom za czasowe schronienie, z kolei z legend zwiazanych z tą jaskinią wynika, że upodobali ją sobie pankowie czyli ziemne duchy z naroślami na twarzach. Podobno ciągnęła się pod całym pasmem gorczańskim o czym przekonali się juhasi, którzy wpuścili do niej koza, a ta wyszła pod Mogielicą w Beskidzie Wyspowym cała umorusana. Do polany Zoniowskie cały czas podążali żółtym szlakiem, obranym przez nich na polanie Przysłop Dolny, zielony wiódł bowiem na Gorc. Lubili bywać w tej okolicy ze względu na urokliwe wiecznie zielone polany, na których leżeli wpatrując szybujących po niebie myszołowów czy innych dzikich ptaków oraz bajeczne widoki. Czasem późnym wieczorem na osamotnionych spowitych w mroku halach pasły się płoche łanie lub sarny. Któregoś wieczoru napatoczyli się tam na trzy jelenie, a te czmychnęły do lasu gdy tylko wyczuły, że są obserwowane. Na skraju Polany Zoniowskie stała niewielka ładna kapliczka ufundowana niegdyś przez Jasińskich w podzięce za otrzymane boże łaski. Zatrzymali się przy niej dosłownie na chwileczkę, żeby się napić wody. Postanowili skrócić sobie drogę do Chaty Gorczańskiej (znana była przez miejscowych jako Hawiarska Koliba) więc szli kawałek na dziko. Wybrali drogę, która opadała stromo w dół ku schronisku. Stąd też mogli podziwiać piękne widoki. Zachód słońca z tego miejsca nad Lubaniem był zwykle nieziemski, za każdym razem inny.
Podczas wędrówki rozpracowywali panoramy tak dla rozerwania się, bo umiejętność ta służyła bardziej przewodnikom niż ratownikom. To akurat wychodzilo Rafałowi świetnie, ponieważ orientacje w terenie miał opanowaną do perfekcji. Gorce znał jak własną kieszeń, podobnie Pieniny i Beskid Sądecki. Łaził po nich nieustannie z Łukaszem, kiedy jeszcze był dzieckiem i później jako nastolatek też. Janek nie musiał go za wiele uczyć w tym zakresie. Zostało im dopracować techniki wspinaczki, zabezpieczenia ofiar wypadku na miejscu zdarzenia oraz sprowadzania ofiar z trudno dostępnych miejsc do których śmigłowiec nie był w stanie dotrzeć. - Najlepiej nauczą cię wszystkiego jak już będziesz na tym kursie dla ratowników górskich. Tam są lepsi ode mnie specjaliści - oświadczył Janek bawiąc się trzymanym w dłoni kompasem. Nie miał żadnych wątpliwości ku temu, że jego przyjaciel będzie dobrym ratownikiem. Calvin też by dał radę, gdyby miał ochotę wstąpić w goprowskie szeregi. Obaj mieli świetne do tego predyspozycje. Łukasz podzielał zdanie Zubera choć wolał narazie nie poruszać tego tematu przy swojej siostrze. On i Rafał dobrze wiedzieli, że Judyta będzie na nich wściekła, kiedy się dowie, że jej jedyny syn wstąpił do pogotowia górskiego bez wcześniejszego uprzedzenia jej o tym. Nie pogodzi się z myślą że będzie narażał życie dla jakichś głupków nie znających zasad poruszania się w górach. Ich ojciec Tomasz Figła także był ratownikiem i zginął ratując dziewczynkę, która zgubiła się w wysokich partiach Tatr w czasie okropnej burzy. Poraził go wówczas piorun, a nastolatka cudem przetrwała. Koledzy Tomasza sprowadzili ją do schroniska Murowaniec, gdzie przeczekali zawieruchę. Jego śmierć była wielkim ciosem zarówno dla jego żony Janiny i dla Judyty. Ona uwielbiała ojca ponad wszystko i nigdy nie wybaczyła górom, że zabrały jej ojca. Tymczasem Rafał chciał być taki jak jego dziadek i Łukasz. Marzył o tym od zawsze licząc się równocześnie z tym, że któregoś dnia może stracić z ich powodu zdrowie, a w najgorszym wypadku także życie. Gdy dziadek zginął on miał trzy lata.
Kynia oczywiście była przeciwna temu by Rafał gdzieś łaził, nawet z Jankiem. Uważała, że jest jeszcze na to za wcześnie. Powinien odczekać aż policja złapie tych bandziorów poza tym nadal nie był wystarczajaco silny by iść w góry. Gdyby znów na nich trafili mogłoby się to skończyć tragicznie. Wściekła się na Rafała, gdy postawił na swoim. Aż się w niej zagotowało ze złości. Jak to możliwe że ma gdzieś jej argumenty? Jak zawsze liczyły się dla niego jedynie przygoda i ryzyko. A gdzie w tym wszystkim jej uczucia i obawy? Skad się bierze ten jego kretyński upór? Już dawno żaden facet jej tak nie wkurzył jak ten cholerny Krakus... No może poza jej szefuniem. - Nic nie poradzę, że ciągnie mnie w góry jak wilka do lasu. Taka już moja natura kochanie, zrozum to. Nie jestem w stanie siedzieć w miejscu, gdy za rogiem czekają na mnie góry. W Angli cholernie mi tego brakuje - tłumaczył się przed Kynią tego ranka przed wyjściem w góry, lecz ukochana pozostawała nieugięta. Tak jak on twardo obstwała przy swoim. - Czyżbyś już zapomniał ile mnie to wszystko kosztowało? Prawie zwariowałam jak mi powiedzieli w jakim jesteś stanie pieprzony egoisto! Omal cię nie straciłam! - wrzasnęła wburzona Kynia po czym rzuciła w niego pokrywką od garnka. Na darmo starał się ją udobruchać. Była tak zła, że nie pozwoliła mu się ruszyć. - Zostaw mnie kurwa! Idź sobie w te swoje cholerne góry i daj mi święty spokój! - Po tych słowach Kynia drapnęła z ławy swoją przepastną skórzaną torbę i wybiegła z domu jak oparzona. Nie oglądając się na niego wsiadła ł do samochodu i zaraz jej nie było. Pojechała do pracy, a on stał dalej w tym samym miejscu w którym był kiedy go zostawiła i bezmyślnie gapił się w okienną szybę. Zajęło mu to dłuższą chwilę, ponieważ zaciekle walczył z narastającą w nim wściekłością. Nie chciał być na nią zły, ale dosłownie go rozrywało. Może jak się trochę powścieka poczuje się lepiej. Podejrzewał, że Kyni tak szybko nie przejdzie. Jeszcze długo będzie się na niego boczyć za to, że wybrał się w góry wbrew jej woli. Dopiero, gdy byli z Jankiem w terenie doszło do niego, że ona faktycznie nadal przeżywa, to co się wtedy stało i zaczął mieć z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Dręczyły go i gryzły przez cały dzień. Poza nią żadna inna kobieta tak się o niego troszczyła i żadnej innej tak na nim nie zależało. Czy naprawdę nie mógł dać sobie siana z tym łażeniem po górach do czasu aż nie schwytają tych sukinsynów? Chyba może skoro tak bardzo kocha Krysie. Powinien jej oszczędzić stresu, którego ostatnio miała pod dostatkiem. Nie może być przecież aż takim egoistą.
- Która godzina? - spytał Rafał Janka, gdy w końcu wyszli na szosę na osiedlu Jamne. Ściągnął na moment plecak, żeby mu trochę odpoczęły plecy. Położył go na ziemi, a następnie zaczął się kręcić w te i we wte i ruszać wszystkimi kończynami żeby rozluźnić obolałe mięśnie. Nogi miał tak zmęczone jakby wieki nie był w górach.
- A co ty się mnie pytasz o godzinę? Przecież masz na ręce zegarek - zdziwił się Janek. Splótł dłonie na karku i rozgladnął się. Z minuty na minutę było coraz bardziej szaro i gdyby nie stojąca przy jednym z domów latarnia niewiele by zobaczyli.
- No mam tylko, że mój chyba stanął. - Powiedziawszy to zerknął na Janka, który nagle zaczął się chichrać z tego co przed chwilą usłyszał. - Eeeee no stary, tylko bez takich skojarzeń, dobra? Zegarek mi stoi, a nie... - W końcu sam zaczął się z tego śmiać. On i Calvin miewali często podobne skojarzenia i nieraz śmiali się z tego do rozpuku. Jak już ich dopadła głupawka to długo im nie przechodziło. - Wielka to sztuka nie kojarzyć wszystkiego z seksem panie Zuber.
- No dobra, okej. - Rozbawiony Janek machnął ręką i nadal się śmiał. - Dziewiętnasta trzydzieści jest. Dobry czas mamy.
- To co śmigamy na Forendówki po twój samochód czy zostawiamy go tam do rana i idziemy na jakieś piwo? - Uśmiechnął się szeroko do przyjaciela. - Decyduj.
- Pod Jasiela proponuje iść. - Janek miał na myśli mały bar w Ochotnicy Górnej istniejący tu od pół wiecza. Znajdował się jakieś czterysta metrów od cetrum Ochotnicy Górnej, na wschód od rozwidlenia dróg. Jego właściciele ważyli tam świetne piwo, chyba najlepsze w okolicy.
- Okej, może być. - Rafał podrapał się po lekko zarośniętej skroni.
- A tak wracając do kwestii naszego jutrzejszego wyjścia na Turbacz to gdzie byś proponował zacząć trasę? Wolisz iść z Łopusznej czy z Niedźwiedzia? W sumie to obie trasy są świetne, ale to spory kawał drogi stąd. Musielibyśmy bardzo wcześnie wyruszyć. Zadzwonię później do Kligi i zapytam czy by nas czasem nie podrzucił na szlak, bo akurat jutro ma wolne. Myślę, że nie odmówi.
- Janek... ja chyba... - Rafał spojrzał na Janka z miną winowajcy wymalowaną na zasmuconej twarzy. Było mu cholernie przykro, że musi zrezygnować ze wspólnego wyjścia na Turbacz, ale teraz to dobro jego dziewczyny było najważniejsze. Jeśli chce ją udobruchać musi pójść na jej warunki i odłożyć wycieczki na później.
- Co tam znowu? - Widząc minę przyjaciela od razu domyślił się, że ich wspólne wyjście na Turbacz stoi pod wielkim znakiem zapytania.
- Chyba jednak nie wybiorę się jutro z tobą na ten Turbacz. Przepraszam. - Rafał był smutny i markotny, bo przypomniało mu się poranne spięcie z ukochaną. Pewnie znów będzie zła i niedostępna, gdy się spotkają po jego powrocie.
- Ale czemu tak nagle rezygnujesz? Co się stało? - Janek patrzył na Rafała podejrzliwie. - Ejże no, chyba nie zajeździłem cię dzisiaj zbytnio... Jeśli tak to sorry, nieraz tracę wyczucie, a ty ledwie ze szpitala wyszedłeś.
- Nie o to chodzi. - Mówiąc to Rafał kręcił głową.
- Więc o co chodzi? - dopytywał się zaintrygowany Janek.
- Ścieliśmy się dziś rano z Kynią o to nasze wyjście - wyznał wreszcie Jankowi przygnębiony Rafał. Mówiąc to patrzył w ziemię. Znów był zły i smutny zarazem. - Nie chciała żebym szedł z tobą w te góry. Uważa, że jest jeszcze za wcześnie, że powinienem poczekać aż gliny złapią tych bandziorów, zamiast ryzykować życie i narażać ją na dodatkowy stres. Jak jej powiedziałem co o tym myślę to tak się wściekła, że oberwałem pokrywką od garnka, a potem wyleciała z domu jak z procy... Ostro było. - Po ostatnich słowach uniósł głowę lekko w górę i spojrzał gdzieś w bok.
- Aaaa to dlatego byłeś taki nie w sosie przez cały dzień. Właśnie czułem, że coś nie gra, ale nie chciałem pytać. Nie martw się przejdzie jej. Baśka też ciągle marudzi, że narażam życie dla kretynów, a z drugiej strony chwali się koleżankom, że ma faceta ratownika, z którego jest cholernie dumna. No i weź tu zrozum kobitę. Wczoraj zadzwoniła i powiedziała, że skoro mam urlop to mam grzecznie usiąść na dupie i czekać na jej przyjazd. Czujesz?
- Mam przeczucie, że mojej to tak szybko nie przejdzie. - Rafał poważnie obawiał się, że Kynia tak prędko mu nie wybaczy. Czekają go zatem pierwsze ciche dni w związku. I jak on ma to wytrzymać?
- Przejdzie jej moment chopie, zobaczysz bo ona cię przeca cholernie kocho tylko jak każda góralka jest cholernie temperamentna i musi swoje pokazać, ale tyle to ty chyba sam wiesz, prawda Krakusku? - Zuber wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i poklepał przyjaciela po ramieniu.
- No wiem, wiem. - Rafał przewrócił oczami .
- Postaraj się jak wrócisz to może zasłużysz na jakieś szybkie miłe bzykanko przed lulaniem - dorzucił Zuber, któremu nadal było jakoś dziwnie wesoło.
- Ej Górolu, a kto ci powiedział, że ja lubię szybkie numerki? - Rafał spojrzał na kumpla jak na jakiegoś głupka. - Właśnie nie lubię. Dla mnie seks musi być długi, czuły i na maksa namiętny. A te swoje szybkie numerki to może zostaw dla siebie i dla swojej góralki, jeśli ona takie preferuje. - Powiedziawszy to puścił Jankowi oko.
- Żebyś wiedział, że moja góralka preferuje wszystko to co ja. - Janek sprawiał wrażenie bardzo dumnego. - To się właśnie nazywa cholerne szczęście stary.
- Coś takiego. - Rafał udał, że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, ale prawda była całkiem inna. Uznał, że Jasiek naprawdę musi mieć niesamowicie barwne i urozmaicone pożycie z tą swoją Baśką, skoro lubi wszystko to co on. Ciekawe, co by Kynia powiedziała, gdyby ją tak z rana wziął na szybko, na przykład pod prysznicem. Kiedyś chyba coś podobnego im się zdarzyło i było nawet całkiem przyjemne. Nie mieli wówczas czasu na wymarzony długi stosunek, więc zrobili to szybko, w ubraniach ukryci w schowku na miotły. Byli wtedy na jakimś obozie sportowym w Beskidzie Żywieckim, zorganizowanym przez ich liceum i zakotwiczyli w ośrodku wypoczynkowym o nazwie "Laski". Tamten numerek był jednym z ich pierwszych niezapomnianych młodzieńczych wyskoków. Los chciał, że natychmiast między nimi zaiskrzyło, więc zaczęły się szalone akcje zakochanych jak całowanie się po kątach oraz pieszczoty na tylnich siedzeniach w autobusie i tym podobne. Rafał szybko przekonał się, że Kynia warta jest najcięższego grzechu. Nigdy przedtem nie miał wspanialszej ani bardziej urodziwszej dziewczyny. Justyna i Janek zawsze jeździli na te obozy z nimi i zawsze kryli zakochanych przed wychowawcami, gdy urywali się z wycieczek, żeby uprawiać ze sobą cudowny namiętny seks. Robili to rzecz jasna z wzajemnej miłości, bo kochali się wtedy jak wariaci, mocno i do bólu. Mówią, że człowiek tylko raz może się zakochać na zabój i że potem to już nie to samo. Coś w tym chyba było. Babcia Jasia natomiast często powtarzała im, że okres pomiędzy szesnastym, a siedemnastym rokiem życia to najpiękniejszy wiek na pierwszą miłość.
- Nooo stary, koniec odpoczynku. Idziemy pod tego Jasiela, bo nam zaroz miejscowi całe piwo wychłepczą. - Janek ruszył przed siebie żwawym krokiem.
- Dobra! - Powiedziawszy to Rafał sięgnął po swój plecak, zarzucił go sobie na jedno ramię i pognał za Jankiem.
- Aaaa Rafał, miałem się ciebie pytać co tam słychać u naszego Anglika? - spytał Janek, gdy przyjaciel go dogonił. - Jak on się ma?
- Żyje jeszcze. Gadaliśmy ze sobą nie dalej jak dwa dni temu, ale krótko bo Calvin gdzieś się spieszył. Powiedział, że oddzwoni nazajutrz i nie oddzwonił, więc teraz ja go będę molestował telefonami. Z tego, co mówił wynika, że prokurator nie daje mu spokoju. Oszołom ciągle drąży tą samą skałę jakby nie było innych. Jednym słowem szuka kurwa dziury w całym, a Calvin powoli zaczyna mieć tego dość. Żaluj, że nie słyszałeś jak po nim pojechał. Puścił o tym łosiu taką wiązankę, że jak siedziałem wygodnie w fotelu tak się prawie położyłem ze śmiechu. - Powiedziawszy to Rafał głośno parsknął śmiechem. Naprawdę nieźle go ubawiła gadka wkurzonego Anglika.
- Oooo to faktycznie musi być na niego zdrowo wkurwiony, ale może go nie zabije przed zakończeniem sprawy - zażartował ubawiony do łez Janek.
- Jak znam Calvina to pewnie jest sakramecko wkurwiony. Pytanie brzmi jak długo jeszcze wytrzyma w tym stanie. Każdy z nas ma przecież swoje granice. - Powiedziawszy to Rafał na chwilę przystanął, Janek także.
- A ty wiesz jak mi kurna szkoda tego biednego Calvina? Naprawdę. Facet mógłby tu teraz być z nami i łazić sobie po górkach, zamiast użerać się z tym wrednym prokuratorem. Cholerny świat! - Janek nagle spochmurniał. Smutek zmieszał się u niego ze złością.
- Mnie też jest go szkoda, bo z tego co wiem ten cały Wesp czy jak on się tam wabi to podobno kawał zawziętego skurwiela, który wręcz uwielbia wkręcać ludziom śruby. Żeby tylko jakiegoś większego bigosu z tego nie było. - W spojrzeniu Krakusa zagościł niepokój. W sercu także.
- A to ci dopiero upierdliwe ścierwo. Będzie kurna cisnął do upadłego aż wysra arbuza. - Janek wbijał pięść lewej dłoni w otwartą prawą dłoń.
- No masz, lepiej bym tego chyba nie ujął! Brawo Janek! - Po tych słowach Rafała przybili sobie piateczkę.
- Może ty nie, ale Calvin z pewnością - rzucił do Rafała Janek.
- A tak swoją drogą to ciekaw jestem kto był na tyle złośliwy, żeby rzucić na Calvina te paskudne podejrzenia. Facet naprawdę kochał tą swoją Maggie, a oni wszyscy chcą na siłę z niego zrobić mordercę. Totalny bezsens, nie sądzisz?
- No właśnie, co z tą Maggie? - Janek znów przystanął. Powoli zbliżali się do centrum Ochotnicy Górnej. - Wyjaśniło się coś w tej sprawie czy nie?
- Narazie nic na ten temat nie wiem. Zadzwonię do Calvina jak wrócę do domu, może się do niego dobije, a jak nie to dorwę Peter'a na skypie i od niego się czegoś dowiem.
- Myślisz, że Peter będzie wiedział coś więcej? Przecież to ty jesteś specem od poszukiwaniua informacji. - Janek mrugnął do Rafała.
- To się okaże, a ty trzymaj kciuki, żeby nie był akurat narąbany, bo wtedy na pewno niczego się nie dowiem.
- Ty słuchaj, a ta młodsza siostra Calvina, Sharon to podobno jest prokuratorką. Może ona mogłaby mu pomóc - spytał, gdy napotkał spojrzenie przyjaciela.
- Mogłaby gdyby chciała - odparł Rafał i zamyślił się głęboko.
- Fakt - skwitował Janek. - Jak ktoś czegoś nie chce to nic nie poradzisz. Chociaż dziwię się tej Sharon, że nie chce utrzymywać z Calvinem kontaktu. Przecież ma naprawdę fajnego brata. Lepszego niż ten drugi... Sean tak?
- Wiesz co Jasiek? Odniosłem wrażenie że to biologiczne rodzeństwo Calvina ma raczej w dupie to co się z nim dzieje. Nie ma między nimi żadnej więzi, która by ich spajała w jakąś całość. Tylko Peter się jeszcze nim przejmuje. Taka zasrana prawda.
- A reszta rodziny? - Janek miał nadzieję że takowa istnieje.
- Dziadkowie nie żyją, matka zniknęła bez śladu, a jego staruszek podobno całkiem sfiksował i nie ma z nim żadnego kontaktu. Zaszył się gdzieś na odludziu i zamknął we własnym świecie, do którego nikt nie ma dostępu.
- Serio? - Janek nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Spuścił spojrzenie i utkwił je w ziemi. Zasmuciła go nieciekawa sytuacja rodzinna ich angielskiego przyjaciela - To faktycznie... kijowo.
- Peter też raczej nie ma na kogo liczyć, więc trzyma się z Calvinem. Od czasu do czasu bywa u swojego tatuśka w Birmingham, a z matką ma ograniczony kontakt, bo nie jest w stanie z nią wytrzymać. To z jej powodu wyniósł się z domu i wynajął niewielkie mieszkanie, gdzieś niedaleko Calvina.
- No mówił mi kiedyś Cal, że Peter ma z tą swoją matką ostro przerąbane. Najchętniej by go ubezwłasnowolniła, bo uważa, że jej syn nie potrafi normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Podobno kazała Calvinovi pilnować Peter'a, to prawda? - Janek był oburzony żeby nie powiedzieć wzburzony. Bardzo mu się nie podobało to jak Peter był traktowany przez własną matkę.
- Prawda, prawda. Ona jest święcie przekonana, że tylko Calvin jest w stanie uchronić jej syna przed autodestrukcją, także całą odpowiedzialność zrzuciła na jego barki. Gdyby nie daj Boże Peter' owi coś odwaliło obwiniałaby za to tylko i wyłącznie Calvina, bo jest psychologiem... Ja dziękuję! - Uderzył otwartą ręką w biodro dość mocno.
- Nie pojmuję jak można chcieć ubezwłasnowolnić własnego w dodatku dorosłego syna. Czy ona jest normalna? - Janek postukał się w czoło. - Gdyby moja matka tak się ze mną obchodziła to bym się chyba zastrzelił.
- Tak po prawdzie to Calvin też się o niego trochę boi, bo z Peter' em nigdy nic nie wiadomo. Co prawda leczy się farmakologicznie i chodzi na terapie dwa razy w tygodniu, ale to nie jest żadna gwarancja na to, że on znów nie wpadnie w depresje. Gdyby nagle odstawił prochy albo przestał uczęszczać na spotkania do poradni to niewiadomo co by z nim było było.
- Tak czy siak facet zasługuje na jakieś zaufanie nie nie uważasz? - Głos Janka był podniesiony. - Choćby to miało być ćwierć grama zaufania. Jak on się musi z tym czuć?
- Okej Jasiek, ja też uważam, że to co ona odwala jest z deczka chore, ale druga strona medalu jest taka, że ona zwyczajnie boi się go stracić. Ty byś się nie bał na jej miejscu? Bo ja tak! - Teraz Rafał mówił podniesionym głosem. Trochę go wkurzała ta sytuacja. - Pomyśl sobie, co ona z nim przeszła? Dwa razy prawie przedawkował i ledwo go odratowali. Na pewno nie chciałbyś się przekonać jak to jest, gdy twoje własne dziecko traci wolę życia.
- W sumie masz racje - zgodził się z nim Janek. Mówił teraz nieco spokojniej. - Na pewno nie było jej łatwo przez to przejść i wcale nie wątpię w to, że ona go kocha tylko wydaje mi się, że okazuje mu tą miłość w niewłaściwy sposób, a to, że on jest taki jaki jest znacznie utrudnia sprawę. Im bardziej w to brną tym ciężej jest im dojść do porozumienia mimo że jedno drugie kocha.
- Jak wiesz relacje dużych chłopców z mamusiami bywają bardzo skomplikowane - przypomniał mu Rafał.
- Czyżbyś miał na myśli własne dziwne relacje ze swoją mamusią? - Podrapał się po głowie.
- Gdybym ja wyciął mojej taki numer to z pewnością w trymiga znalazła by się na cmentarzu. Nie zniosłaby czegoś podobnego, a matka Peter'a jest wbrew pozorom bardzo silną kobietą. Uodporniła się.
- Faktycznie twoja mogłaby tego nie przeżyć - przyznał Janek spoglądając na kumpla z ukosa.
- Na szczęście ja jeszcze nie mam takich problemów jak Peter. Odpukać - powiedział i popukał w plecak Janka.
- No i dotarliśmy - rzucił Góral do idącego obok Rafała kiedy wreszcie doszli do głównej drogi w Ochotnicy Górnej. Następnie odbili lekko w lewo w kierunku mostu na potoku Jamne, który przyjemnie szumiał pośród wieczornej ciszy. Ruch samochodowy o tej porze nie był już tak intensywny. Oparłszy się o balustradę Janek ściągnął plecak i zaczął w nim grzebać za butelką wody mineralnej. Zostało w niej trochę więcej niż pół. Odkręcił ją i pociągnął kilka łyków, a następnie podał Rafałowi, żeby też się napił.
- Co jest Zuber, znowu chcesz odpoczywać? - spytał zaskoczony Rafał. Zaczął z nim żartować. - Gdzie się podziała twoja kondycha Góralu?
- Strasznie mi wyschło gardło - wyjaśnił Janek i znów pociągnął kolejny głęboki łyk.
- To coś ty wczoraj pił, że cię tak teraz suszy? - dowcipkował Rafał.
- Nurkowałem w wiadrze ze śliwowicą - odpowiedział dowcipem na dowcip.
- Yyyy, a ja myślałem, że w tym wiadrze był Jack Daniels.
- Jaki tam znów Jack Daniels? Prędzej Johnny Walker. - Janek skrzywił się teatralnie. Zdecydowanie wolał Johnny' ego Walkera, nie tak jak Rafał i Calvin, którzy gustowali w Jacku Danielsie. - A tak naprawdę to nie ma na świecie lepszego bimbru niż łącka śliwowica. Amen.
- Jasne, jasne. - Rafał poklepał Janka po plecach. - Nie śmiem się wykłócać.
- Ostatnio jak byłem u was w domu to wzięło nas z Justyną na wspominki o naszych cudownych licealnych czasach. Opowiedzieliśmy o wszystkim Calvinovi i pokazaliśmy mu zdjęcia z tych najbardziej odjechanych szkolnych wyjazdów. Powiem ci, że nieźle go ubawiły te historyjki. Śmiał się tak jakby był po kilku flaszkach conajmniej. Wasza mama i Łukasz rzecz jasna też dorzucili swoich kilka groszy na twój temat. Żebyś ty widział w jakim Anglik był szoku jak mu powiedzieli co wówczas wyprawiałeś. Szczerze mówiąc w ogóle nie uwierzył w to, że taki był z ciebie kawał skończonego łotra. Uznał, że mu ściemniają.
- Jesteś pewien, że mówisz o Calvinie? - Rafał wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. - Bo ja nie do końca.
- Pewnie, że tak. Nawet twoja siostra nie była w stanie go przekonać, że rzeczywiście taki byłeś.
- Akurat. Zakładam, że on was wtedy mocno wkręcił. Za dobrze mnie zna, żeby w to nie uwierzyć. Doskonale wie jakim potrafię być nieznośnym skurczybykiem. A ja się w zasadzie w ogóle nie zmieniłem.
- No tak, ale w tamtym czasie byłeś jeszcze gorszy. Zaręczam ci, że nikt prócz ciebie tak ostro nie dawał ludziom w dupe. Szczególnie nauczycielom i kolegom z innych klas. Aż strach było z tobą zadzierać. Kiedyś po wfie ostro wpieprzyłeś temu Maćkowi Rogasowi z 3b, bo ci Ewka Zys doniosła, że dobierał się do Kyni w szatni na basenie. Myśleliśmy wtedy, że go zatłuczesz, taki byłeś rozwścieczony. Trzech nauczycieli musiało was rozdzielać. Potem tak się łajza bał, że omijał ciebie i Kynie szerokim łukiem przez kolejne dwa lata.
- Ja to wiecznie kogoś lałem. Jak nie Rogasa i Mniszka to znów tego Dawida z 3c, co miał ojca Litwina. Jak oni się nazywali, Kiełov czy Kietrov? Skurczysyny miały hajsu do usrania, jak te Araby z Dubaju. Nieźle się w życiu ustawili, trzeba im to przyznać. Litwin miał kilka winnic pod Krakowem.
- Justyna lepiej to pamięta, bo się w nim kiedyś strasznie bujała. Nie był z niego znów taki straszny superman, ale działał na nią.
- W Dawidzie czy w jego starym? - spytał lekko zdezorientowany Rafał.
- No przeca, że w Dawidzie. Byli parą całe dwa tygodnie. Nie wiedziałeś?
- A tak, tak, faktycznie. Nieźle jej odbiło na jego punkcie. Do nas do domu na szczęście nie przychodził, bo mama go nie lubiła. Tata bodajże też. Raz po wywiadowce nagadała Litwinowi co o nim myśli, a zaraz potem oni ze sobą zerwali i był spokój.
- W staruszku Dawida to się bujała ta nasza zakręcona biolożka Iwona Lipka. Mieli nawet romans, co prawda krótki i gwałtowny, ale zawsze coś. Raz ich widziałem na rynku. Siedzieli sobie w Wierzynku przy stoliczku koło okna i gruchali do siebie jak dwa gołąbki. Czasem ich śledziliśmy z Romkiem Śliwą. Kiedyś poszliśmy za nimi aż do Hotelu Polonia, a potem staliśmy pod pod drzwiami i podsłuchiwaliśmy. Powiem Ci, że w środku było niesamowicie ciekawie. Jak ją rozebrał to się okazało, że ta nasza Lipka to całkiem niezła top model. Takich cycuszków to jeszcze nigdy wcześniej u żadnej babki nie widziałem. A potem jak mnie wzięła do tablicy to ukradkiem zerkałem jej w dekolt i zaraz mi było gorąco.
- Było im od razu pluskwę podłożyć geniuszu.
- Śliwa nagrał wszystko na magnetofon, a potem puścił chłopakom na wybiegu w czasie długiej przerwy. Dawida by chyba szlag trafił jakby sobie tego posłuchał.
- Ciekawe, że ja tego nie słyszałem - rzucił do Janka oburzony Rafał.
- Nie słyszałeś bo cię nie było wtedy w szkole. Byłeś na wagarach ze swoją lubą.
- Sluchaj no Jasiek a ty pamiętasz jakżeśmy wszyscy staremu Rogasa zapieprzyli opony z tej jego super limuzyny? Jak sobie dziś przypomnę tą mazdę bez opon to mnie dopada taka głupawa, że leżę i kwiczę przez pół godziny... Ale nas potem gonił po osiedlu ten stary gnom, Jezusie Słodki. Zatłukłby nas wszystkich gdyby się wtedy nie pojawiła ta jego długonoga Marcysia w super mini. Zajął się nią, a my wykorzystaliśmy okazję i spieprzyliśmy stamtąd ile sił w nogach. Jak się rodzice dowiedzieli to przez dwa tygodnie miałem szlaban na automaty.
- Jakbyś nie wiedział kto nas wtedy podkablował to ci powiem, że to synalek Litwina. Akurat czaił się w pobliżu szczur jeden. W akcie zemsty zwinęliśmy gadowi jego pracę na chemię, co ją rzekomo tydzień robił i wrzuciliśmy do kibla. Gdyby się przypadkiem dowiedział, że to nasza sprawka to by zaraz zadyma, bo jego staruszek w radzie rodziców zasiadał. Na szczęście Dawid nie był pieprzonym Sherlockiem, a Rogas Watsonem, więc się nam upiekło.
- Aż dziwne, że nie zrobił prywatnego dochodzenia w tej sprawie.
- Myślał, że jak tatuś bogata szycha to wszyscy będą przed nim klękać. Takiego wała.
- Aaajaaaj jakie to były fajne czasy, nie Janek? Można się teraz z tego wszystkiego zdrowo pośmiać. - Mówił Krakus śmiejąc się od ucha do ucha.
- Fajne, to prawda. Bardzo miło wspominam tamte czasy w Ogólniaku. Było o niebo lepiej niż w podstawówce, chociaż tam mieliśmy fajniejszego wychowawce.
- Racja, z Pyrką można było konie kraść. Z Wilczykową już nie do końca. Jak się na coś uwzięła to nie było rady.
- Mów co chcesz, ale z nas też były niezłe szatany. Takie, że nawet Rocky i Rambo czasem wysiadali.
- Terminator też by w końcu wysiadł - dodał Rafał i przeczesał włosy palcami. - Gwarantuje ci.
- Zupełnie jak nasz Dyro Szynszylek - powiedział Janek. Gdy tylko wspomniał swoje wizyty u dyrektora liceum Teodora Szynszyla natychmiast dostawał zimnych dreszczy. Facet był okropnie surowy, groźny i nieustępliwy. Postrach wszystkich najgorszych gagatków. - Nawet był kruca podobny do Terminatora. Bałem się gada jak cholera.
- Biedak zaliczył zgon na apelu z okazji Święta niepodległości. Nieźle wszystkich wystraszył tym swoim atakiem serca. Nauczycielki prawie pospadały z krzeseł. Tylko woźna Elektryczka (nazywali ją tak, bo miała męża elektryka, który również pracował u nich w szkole) zachowała do końca zimną krew i zrobiła facetowi sztuczne oddychanie metodą usta - usta mu robiła. To była akcja jakich mało.
- Prawdziwa herod baba kurde. Przed jej miotłą wszystkie chłopaki w budzie spieprzały w podskokach. Kiedyś pogoniła Rogasa dookoła szkoły, bo zawinął kilka świeżych róży z tego jej ogródka za boiskiem. Jak go w końcu dorwała, oberwał grabiami po łydkach, a ja Śliwa i Leszko popadaliśmy ze śmiechu na ziemię.
- O ja cię nie mogę - powiedział i ryknął śmiechem. - Musiało to naprawdę zabawnie wyglądać.
- Przypominam ci, że wtedy też byłeś na wagarach. - Janek patrzył na niego z politowaniem.
- O masz! Przez to cholerne wagarowanie ominęły mnie najlepsze szkolne akcje. Szlag by to trafił.
- Jaka szkoda, że dopiero teraz do tego doszedłeś. - Wsadził pustą butelkę po wodzie mineralnej do plecaka, a następnie zamknął go i zarzucił na ramię.
- Za głupotę się czasem słono płaci. - Schylił się i na nowo zawiązał szarą sznurówkę u swoich czarno-białych prawie nowiutkich butów trekkingowych. Drugi but miał porządnie zawiązany, więc już go nie poprawiał.
- I co gorsza nie ma na nią żadnego lekarstwa - dodał Góral.
- Dobra, chodźmy zanim nas tu północ zastanie. Zimne piwko już na nas czeka. - Powiedziawszy to Rafał odsunął się od balustrady mostku i zaczął iść przed siebie poboczem. Zuber w tym czasie grzebał w plecaku za polarem.
Było już całkiem ciemno. Mogło być już grubo po dwudziestej. Na bezchmurnym granatowym niebie lśnił złocisty księżyc w pełni zawieszony nad pobliskimi górami. Był w towarzystwie gromady jasno świecących gwiazd. Tuż nad swoją głową ujrzał wielką niedzwiedzice. Nie mógł oderwać wzroku od tego cudownego widoku. Uwielbiał oglądać gwiazdozbiory i meteory. Nie dalej jak trzy miesiące temu byli z Kynią w obserwatorium astrominicznym na Lubomirze w Beskidzie Makowskim. Tak im się spodobała ta wycieczka, że postanowili wracać tam częściej.
- Ide, idę. - Góral pogonił za Krakusem.
- Ale dziś jest pięknie. Już dawno nie widziałem tak rozgwieżdżonego niebo w maju.
- Czego ty tam tak wypatrujesz?
- Ufoludków - odparł Rafał odrywając na chwilę wzrok od oszałamiająco pięknego sklepienia niebieskiego.
- Uważaj bo jeszcze ściągniesz Marsjan na Ziemię.
- Wolałbym żeby to był E.T bo jest mniej szkodliwy.
- Chcieć, a móc to dwie różne rzecz kolego.
- Kolosalna różnica fakt - przyznał mu racje Rafał.
- Proponuję ci wybrać się na Suchore do obserwatorium astromomicznego. Tam sobie dopiero poglądasz. Ja byłem ostatnio z Basią.
- O właśnie mi przypomniałeś, że mam zmienić Calvinovi dzwonek na Astronomy Domine - oświadczył Rafał. Miał na myśli kawałek z ich pierwszego krążka. - Dzienks.
- Dobre - przyznał Janek. - Time już ci się znudziło? Mnie się nigdy nie nudzi. Ogólnie rzecz biorąc mogę maglować Dark side of the moon w nieskończoność.
- Czy ja powiedziałem, że mi się nudzi? W życiu. A Dark side to też moja ukochana płyta. Już drugiego winyla prawie zajechałem.
Rozdział 13.1
- Hej wy, chodźcie tu, szybko! Pomocy! - darł się do nich jakiś chłopak wyglądający na góra szesnaście lat. Stał po drugiej stronie ulicy dokładnie na wprost nich i zawzięcie machał.
- Czego on się tak wydziero? - zdziwił się Janek. Patrzyli na siebie z Krakusem i zastanawiali się o co może chodzić.
- Cholera go wie. Może coś gówniarz wywinął.
- Chodźcie tu no! - ponaglał ich nastolatek.
- Już idziemy! - krzyknął do chłopaka Rafał.
- Dobra Raf, lecimy - powiedział Janek do przyjaciela, a następnie szybko przebiegli przez pustą szosę i dołączyli do nastolatka. Wyglądał na mocno wystraszonego. Myśleli, że mu coś dolega, ale on był cały tylko okropnie umorusany jakby się nie mył kilka dni. Ciemnozieloną bluzę, jeansy i buty miał ubłocone. Gdzie on łaził do licha? - zastanawiał się Janek patrząc na jego otarte nogi, ręce i policzki.
- Co ci dolega dzieciaku? - spytał chłopaka Rafał marszcząc brwi. Uważnie mu się przyglądał, bo nastolatek wyglądał znajomo. Miał wrażenie, że już nie raz widział go w tej części wsi, ale nie kojarzył go z imienia ani z nazwiska. Gówniarz mógł mieć nie więcej niż szesnaście lat. - Wyglądasz jakbyś z frontu wracał. Ubłocony, potargany. Coś strasznego.
- Co się dzieje? - zapytał Góral przyglądając się chłopakowi.
- Mnie nic nie dolega, chodzi o kogoś innego - odparł zziajany nastolatek. Widocznie biegł z daleka, bo ledwo łapał oddech.
- Mówże szybko co jest grane - ponaglał go zdenerwowany Rafał. - Jeśli coś się komuś dzieje to trzeba działać szybko i rzetelnie przekazywać informacje, rozumiesz? Inaczej można tylko drugiemu zaszkodzić.
- Tam nad rzeką, przy brzegu, jakieś sto metrów od pierwszego mostka leży taka młoda laska i ledwo dycha. - Mówiąc to wskazywał palcem miejsce, w którym zostawił tamtą dziewczynę. - Nie wiem dokładnie co z nią jest, ale wygląda jakby zaraz miała ducha wyzionąć. Coś tam przedtem gadała do mnie, ale nie zajarzyłem, o co jej biega, bo strasznie bełkotała. Myślę, że coś przyćpała.
- No dobrze, to zaprowadz nas do niej. Spróbujemy jej pomóc - poprosił Janek. Był spokojniejszy niż Rafał.
- Chodźcie za mną - polecił im chłopak. Zakasał rękawy do łokci, odwrócił się i zaczął iść do przodu żwawym krokiem, w kierunku miejsca, z którego przyszedł. Janek i Rafał podążyli za nim tym samym tępem.
- Miała szczęście, że ją znalazłeś - zagadnął chłopaka Janek. - Gdyby nie ty to niewiadomo czy ktokolwiek inny by na nią wpadł.
- Raczej nie. Mało kto o tej porze zachodzi nad rzekę. - Nastolatek parł przed siebie nie oglądając się na swoich towarzyszy. - No chyba, że ktoś mieszka w pobliżu, ale tam akurat ciężko by było cokolwiek zauważyć.
- Masz racje młody - zgodził się z nim Janek.
- To chyba jakaś obca panienka, bo w ogóle jej nie kojarzę. Jakby była stąd to bym zaraz poznał, ale ona nikogo mi nie przypomina.
- Rozumiem.
- A ty jesteś stąd? - zainteresował się Rafał. Wciąż przyglądał się młodzikowi podejrzliwie. Skąd go zna? Na pewno gdzieś go już widział.
- Tak, to mój rewir - odpowiedział nastolatek. - Znam całą Ochotnicę Górną jak własną kieszeń. Okolice też mam nieźle obcykane. Dzięki dziadkowi poznałem trochę gorczańskich jaskiń i do nich również zachodzę od czasu do czasu.
- Serio? A ja mam kurna plantacje bananów na Gibraltarze. - Rafała ubawiły przechwałki chłopaka, więc zaczął się śmiać. - Gadaj zdrów chłopczyku.
- Uważaj bo się od śmiechu nie powstrzymasz - odgryzł się nastolatek. W dużych ciemnoniebieskich oczach chłopaka gościły jednocześnie złość i rozbawienie. Krótkie kasztanowe włosy były modnie obcięte, a rysy twarzy ładne, regularne. Jak na swój wiek był dość wysoki.
- Ciekawe skąd wracasz żeś taki umorusany? Chłopaki w twoim wieku to już się tak raczej nie brudzą, wiesz? - Powiedziawszy to otaksował nastolatka wzrokiem z góry na dół.
- A co cię to gówno obchodzi. Nie twoja zasrana sprawa gdzie bywam i co robię - odpyskował mu wnerwiony chłopak. Popatrzył na niego bykiem.
- Słyszałeś go kurwa jaki wyszczekany? - zwrócił się do Janka oburzony Rafał. -Nie do wiary jakie te gówniarze są dziś bezczelne. Normalnie w pale się nie mieści, że można się tak do dorosłego się odzywać. Gdybym ja tak do mojego starego powiedział będąc w jego wieku to nie powiem co by mi zrobił.
- Nie jestem żadnym gówniarzem buraku! - bronił się zaciekle nastolatek.
- Co tam bełkoczesz szczeniaku? Radzę ci ze mną nie zadzierać! - postraszył go rozgniewany na fest Rafał.
- Bo co mi zrobisz? Zdejmiesz pasa i strzepiesz mi dupę? Haha, weź się nawet nie ośmieszaj koleś. Musiałbyś mnie najpierw dorwać.
- Nie no, zaraz wyjdę z siebie i stanę obok! - Rafał czuł jak się w nim gotuje. Spiorunował krnąbrnego chłystka pełnym wściekłości wzrokiem. Gdyby mógł udusiłby gnojka gołymi rękami. Boże, ale by mu się teraz przydała pomoc Calvina. On by sobie poradził z tym gałganem bez większych problemów. Potrafił się z takimi dogadać.
- No śmiało. Chętnie popatrzę jak to robisz - prowokował dalej młodzik.
- Stul ten ryj pryszczu jeden, albo sam ci go przymknę! - warczał na gówniarza Rafał.
- Hej hej, co wy tu obaj odwalacie do cholery? Dajcie sobie już spokój z tymi słownymi przepychankami, dobra?! - wrzasnął na nich wkurzony Janek. - Z tego co sobie przypominam mieliśmy chyba pomóc tej dziewczynie, tak? No to weźcie się kurwa ogarnijcie, bo mam wrażenie, że gadam do dwóch zasmarkanych gówniarzy, z którymi normalny nie jest możliwy! Koniec tego. Idziemy. - Jakimś cudem gadka Janka podziałała i jego towarzysze natychmiast zamilkili. Przynajmniej na chwilę dali sobie spokój z wzajemnym przegadywaniem.
- Tu tutaj? - spytał Janek widząc, że chłopak zatrzymał się w miejscu i nerwowo się rozgląda.
- No i gdzie ona kurna jest? - spytał zdenerwowany Rafał, gdy dotarli na wskazane przez nastolatka miejsce i nie zastali tam dziewczyny, o której była mowa. Teraz sam zaczął się rozglądać w te i we wte, ale ciemności ograniczały pole widzenia.
- No była tu przecież. Leżała na ziemi w tym miejscu. Daje słowo! - zarzekał się zdenerwowany chłopak. - Nie dałaby rady nigdzie sama pójść. Zaręczam.
- A może jednak gdzie indziej ją zostawiłeś, gdzieś dalej. Zastanów się na spokojnie - mówił do niego całkowicie opanowany Janek.
- Nie, nie, na bank tu ją zostawiłem. - Nastolatek był coraz bardziej zdenerwowany. - Osz kurwa mać, no przecież się nie rozpłynęła.
- Ej dziaciaku, przestań bluznić - upomniał go Zuber.
- Czekaj, czekaj, powiedziałeś nam, że ta dziewczyna była ledwie żywa zanim ją zostawiłeś - przypomniał mu Rafał. - No to wyjaśnij mi teraz kurwa jak trzylatkowi jakim cudem ta wstała i gdzieś sobie poszła? A może po prostu wyparowała, co?
- Krasnoludki ją zjadły - odpowiedział mu chłopak.
- Zaraz Cię zabije gnojku! - Rafał prawie go poszarpał. - Jeszcze jedna taka odzywka i się nie pozbierasz! Ostrzegam.
- Spadówa z łapami! - Chłopak wyrwał się wkurzonemu Krakusowi. Patrzył na niego z nieskrywaną nienawiścią.
- Ja ci zaraz dam... - Rafał chciał znów potarmosić chłystka, ale Janek go powstrzymał.
- Uspokójcie się kruca! Obydwaj! - wrzasnął znów Góral. - Mamy teraz dużo poważniejszy problem niż wasz durny spór o gówno. Jeśli ona gdzieś poszła w takim stanie o jakim nam wiadomo, to może się to dla niej bardzo źle skończyć. Wystarczy, że wybiegnie na ulicę coś pojedzie i moment będzie po niej... Zaraz zakładamy czołówki i będziemy jej szukać. Do skutku.
- Mam nadzieję, że nic jej się nie stało. - Nastolatek spuścił głowę w dół. Wyraz twarzy miał posępny. Widać było, że naprawdę martwi się o tamtą dziewczynę.
- Ja też mam taką nadzieję.
- Jak mam być szczery to powiem wam, że ta panienka to serio wyglądała na taką, co lubi jarać zielsko. Może to jakaś narkomanka, albo po prostu urwała się jakiejś sekty. Oni tam ponoć odurzają tych swoich wyznawców, żeby im czasem nie zwiali nie? Mają na nich swoje niezawodne sposoby.
- Mogę spytać skąd ty wiesz takie rzeczy? - zaciekawił się Zuber.
- Bywa się tu i ówdzie to się słyszy nie? - wyjaśnił młodzik.
- Janek ile ty masz tych czołówek przy sobie? - spytał Rafał grzebiąc w swoim dwudziestolitrowym plecaku za latarkami czołowymi.
- Jedną a ty? - Janek ściągnął plecak, postawił go na ziemi i rozpiął. Dokładnie wiedział, w której kieszeni trzyma czołówki. Wyciągnął ją, a potem założył sobie na czoło.
- Ja też mam jedną. - Rafał podniósł do góry rękę, w której trzymał czołówkę.
- Dobra to ja dam moją temu chłopakowi, a ja poradzę sobie bez lampki.
- Czekajcie, ja przecież mam latarkę w telefonie - oświadczył młodzik i sięgnął do kieszeni bluzy po spoczywajacą w niej komórkę.
- No to gitara. - Janek uśmiechnął się do nastolatka.
- Ej chojraku, a ciebie to nikt w domu nie szuka? - zwrócił się do małolata Rafał. Trochu dziwne wydawało się to, że szesnastolatek sam pląta się po wsi o tej porze. - Wiesz która godzina?
- Nikt... Na bank - zapewnił go nastolatek i założył sobie czapkę na głowę. - Bo i po co by mnie mieli szukać? W końcu u siebie na wiosce jestem, nie?
- Na pewno? - Janek nie był do końca przekonany. Chłopak sprawiał wrażenie odrobinę zagubionego, choć na siłę starał się udowodnić, że jest inaczej.
- Na pewno. Poza tym ja zazwyczaj chodzę sobie gdzie chce i nikogo o zgodę nie pytam. Nie mam pięciu latek, żeby mnie dorośli za rączkę prowadzili.
- Też taki byłem w twoim wieku - oznajmił Janek. Przeczesywał okolice zaglądając w każdy krzak. - Wszystko sam, sam, sam. Nikogo o zdanie nie pytałem.
- Ja tym bardziej Zuber - wtrącił się do rozmowy Rafał. Wciąż kręcił się w kółko bez rezultatu. Nigdzie nie było śladu po dziewczynie. To nieprawdopodobne, jeśli faktycznie była w takim stanie o jakim mówił ten gnojek nie uciekłaby nigdzie.
- Dziesięć lat wędruje samotnie po górach, zaczepiam o różne wioski, włażę do każdej możliwej dziury i jeszcze mnie nikt nie zamordował - przechwalał się dumny z siebie nastolatek. - Nawet niedźwiedzie mi z drogi schodzą.
- Widocznie nie trafiłeś jeszcze na takiego naprawdę głodnego - powiedział poważnie Rafał. Nie wiedzieć dlaczego przepełniał go obecnie duży niepokój. - Ani śladu dziewczyny. Gdzie ona mogła cholera pójść? - Przez chwilę wydawało mu się, że ktoś jest w rzece. Musiał się upewnić. - Poświeć mi chwilę na rzekę, dobra? Będzie lepiej widać - zwrócił się do nastolatka Rafał.
- A ty kiedyś trafiłeś na głodnego? - zapytał chłopak. Stał bokiem do swojego rozmówcy i świecił latarką w telefonie na rzekę. - W rzece nikogo nie ma.
- Pewnie, że tak. Jak mi kiedyś taki dwutonowy kudłaty skurczybyk wylazł zza krzaków i wydarł na mnie ryja stojąc na dwóch łapach to zaraz miałem pełno w gaciach. Wtedy pierwszy byłem z ojcem w Bieszczadach, a tam aż się roi od tych wielkich włochatych wiecznie nienażartych dzikusów.
- Serio narobiłeś przy nim w gacie? - Chłopak zaczął się śmiać.
- I chyba właśnie to mnie uratowało, bo miśki nienawidzą takiego smrodu.
- Mój dziadek co rusz spotykał w lesie niedźwiedzie, ale żaden z nich nigdy nie chciał na niego zapolować. Dziwne nie?
- Może twój dziadek miał niedźwiedzią duszę i one to wyczuły. - Rafał nie przestawał się rozglądać.
- Ty naprawdę wierzysz w takie rzeczy? - zdziwił się chłopiec.
- Ludzie wierzą w różne rzeczy młody. Jedni w Budde, drudzy w Jezusa, a jeszcze inni w moc Jedi. W zasadzie to... - Rafał nie dokończył zdania, bo nagle rozległ się straszny wrzask, który rozdarł nocną ciszę i wstrząsnął całą trójką. Z początku trudno im było zlokalizować źródło hałasu. - Jezuuu, to ona. Musi tu gdzieś być. Musi. - Oszołomiony Rafał przyłożył dłoń do ucha i uważnie nasłuchiwał. - Słyszycie jak zawodzi?
- Trudno żebyśmy nie słyszeli - odparł Zuber i wymienił pełne niepokoju spojrzenie ze stojącym u jego boku nastolatkiem.
- Moim zdaniem odgłos dochodzi, gdzieś stamtąd - nastolatek wskazał palcem miejsce w pobliżu starej opuszczonej stojącej budy.
- Okej, to ja idę sprawdzić tamto miejsce - oświadczył z marszu Rafał po czym zaczął się przebijać przez chaszcze żeby dostać się do do rzeki.
- Czekaj idziemy z tobą! - zawołał za nim półgłosem Janek i ruszył do przodu, a za mim chłopak.
Ciąg dalszy nastąpi
Dziękuję Wam Kochani za odwiedziny, czas na lekturę i komentarze 😀😀😀😀
Źródła:
http://web.archive.org/web/20080110224133/http://www.maciejczak.rmt.pl:80/p28.html - Data dostępu 15.08.2019, 14:34.
http://web.archive.org/web/20080110224133/http://www.maciejczak.rmt.pl:80/p28.html - Data dostępu 15.08.2019, 14:34.
Ciekawy problem - czy możemy wymagać od bliskiej osoby, by zaprzestała swojej pasji, bo odczuwamy ciągły lęk o jej bezpieczeństwo ?
OdpowiedzUsuńJest w tym trochu egoizmu moim zdaniem. Takie ograniczanie bliskich tylko dlatego że boimy się o nich. Każda strona konfliktu ma swój punkt widzenia.
UsuńRanyboskie jaka niespokojna okolica! Wystarczy wyjśc z domu i nowe nieszczęście!
OdpowiedzUsuńJa tak kombinuję sobie troszke. Ciekawe, czy sie dobrze domyslam, co będzie dalej. ;)
Kombinuj kombinuj, zobaczymy czy wykombinujesz. Podejrzewam że się domyślasz co będzie dalej.
UsuńZawsze z ogromna przyjemnością Cię czytam, tak było i teraz. Dziękuję <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Agness:)
Dziękuję Ci bardzo Agnes i ze wzajemnością. Serdeczności.
UsuńŚwietnie piszesz, prawdziwa artystka z Ciebie! Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńJakie cudne okolice. Bliskie sercu. Też swego czasu szłam na Gorc z Ochotnicy (raczej Dolnej), a na Turbacz, będąc w Ochotnicy, z Przełęczy Knurowskiej. Czemu ci panowie zastanawiają się, czy iść na Turbacz z Łopusznej będąc w Ochotnicy? To zupełnie nie po drodze. Z reszta z Niedźwiedzia tym bardziej. Gdzie oni mają metę, kwaterę? Dopiero pierwszy raz czytam ten utwór, więc nie bardzo wiem o co chodzi, ale przytrzymały mnie ta Ochotnica i Gorce :) Ja wchodziłam na Turbacz z Przysłopu i z Koninek (no i z Ochotnicy przez Przełęcz Knurowską), a schodziłam do Łopusznej i do Rabki. Ale Ty na pewno znasz Gorce. Piękne tło akcji Twojej powieści. Czytałam z przyjemnością. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWitaj Haniu witam najserdeczniej na moim blogu 😃😃😃 Cieszę ogromnie się widząc tu coraz to nowsze twarze, którym podoba się to co towrze z serca rzecz jasna.
UsuńA odpowiadając na twoje pytanie Haniu powiem tak : Janek jest ratownikiem górskim, a Rafał uczy się na ratownika, więc chodzą razem cały czas po górach, tam gdzie się da, czasem ich kumple Goprowcy odstawią na szlak, a jak jest blisko to szuru buru na nóżkach. Obeznani są w tych Gorcach 😃😃😃
Zawsze z przyjemnością tutaj zaglądam... rozbudzasz ciekawość i zaciekawiasz. Masz talnet ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Ervisho Kochana. Wzajemnie
UsuńWitaj Kasiu :)
OdpowiedzUsuńIntrygująca historia...
Jestem bardzo ciekawy, co się będzie działo dalej. A w międzyczasie spróbuję się dowiedzieć, co się działo... wcześniej :)
Pozdrawiam Cię serdecznie
db
Witam serdecznie, rozgosc się 😃😃😃 Super że wpadłeś. Mam nadzieję że ciekawość niedługo zostanie zaspokojona. Pozdrawiam serdecznie
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńWybacz, nie czytam tej powieści. Powód- brak weny.
Komentuję za to inne Twoje posty, tylko nie wiem, czy je czytasz?
Serdeczności zostawiam i dziękuję za Twoją obecność w moim blogowych świecie:)
Witaj Kochana Morgano
UsuńJasne że czytam wszystkie komenatrze tylko stopniowo odpisuję, bo mam urwanie głowy z praniem po wakacjach... A jeszcze pralka coś zaczyna nawalac. Martwię się bo prać trzeba. Nie wiem czy hydraulika nie wezmę. Zaczyna lać.
Rozumiem, że się ciężko czyta teksty zamieszczone w necie do tego tekstu jest dużo, a Ty masz problemy zdrowotne więc nie mam żalu. Moja koleżanka drukuje sobie te moje rozdziały i dopiero czyta czyta stopniowo bo tak nie umie czytać na ekranie. Ma problemy ze wzrokiem. Ściskam mocno mocno. Trzymaj się cieplutko.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper tekst i świetnie się czyta pomimo, że pisane w trudny sposób :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Oooo dziękuję, bardzo się cieszę, że wpadłeś do mnie i że się spodobało? Czemu trudny? Jakbyś chciał jeszcze to tam gdzieś jest początek tej historii. Rozwija się stopniowo z rozdziału na rozdział. Pozdrawiam serdecznie. Będę chętnie wracała do tego bloga. Do zobaczenia zatem 😃😃😃
UsuńMusisz znać te wszystkie miejsca, bo opisujesz je bardzo dokładnie. Ma to swój urok. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńByłam w niektórych tych miejscach Gorzka 😃 a tych co nie znam studiuje dokładnie z mapami i przewodnikami. Jeszcze mam pomoc Google Earth Maps w 3D. To bardzo fajna aplikacja.
UsuńWitaj Kasiu ! W końcu znalazłem trochę więcej czasu żeby poczytać w skupieniu i sam na sam w końcu.. i po raz kolejny się powtórzę, ale wrażeń bez liku przeżyłem czytając.. i wiesz jakoś się to zbiegło z tym co się u mnie działo wieczorami ostatnio gdy był brat.. chodzi o obserwację gwiazd i nieba w wątku, brat przywiózł teleskop na wieś i razem wieczorami obserwowaliśmy gwiazdy i planety.. wyszukiwaliśmy galaktyk.. cudna sprawa! lp Dark Side of The Moon czy piosenka z czasów "barrettowskich" - "Astronomy Domine" jakie to wymowne.. i do głowy mi też przyszło.. jak w twej opowieści w czasie obserwacji.. kosmiczna muzyka po prostu. Będę z (nie)cierpliwością czekał na kolejną część Twojej historii.. opisujesz te górskie klimaty tak pięknie. A te dialogi to takie życiowe.. naturalne jakie są w obecnym świecie. Pozdrawiam serdecznie i ściskam!
OdpowiedzUsuńKochana
OdpowiedzUsuńZostawiam serdeczności na udany weekend❤️😄🌸🌞
Ostatnio słucham, niż czytam, wybacz.
Witaj Kochana u mnie ostatnio z pisaniem na bakier. Nawet na czytaniu nie mogę się skupić. Nie wiem co jest grane ze mna. Tak mam myśli rozproszone że szok. Życzę Ci Morgano pięknego spokojnego weekendu. Buziaki
UsuńZabawne są te rozmowy chłopaków. Nie ma to jak powspominać przygody z liceum 😃
OdpowiedzUsuńJuż to chyba pisałam, ale się powtórzę. Przypadł mi do gustu górski klimat opowiadania :)
OdpowiedzUsuńWidać, że znasz te rejony jak własną kieszeń.
Podobały mi się wspominki bohaterów z czasów liceum. To były czasy xD
Dziękuję Kochana, bardzo się cieszę, że tak Ci się spodobało. Opisuję głównie te strony, które znam z autopsji 😃 Jeździmy tam odkąd nasze dziewczyny były malutkie więc trochę poznaliśmy te strony. Wspominki fajne, moja ulubiona część tej opowieści. Pozdrawiam najserdeczniej. Cieszy mnie ze moje pisanie sprawia komuś przyjemność.
UsuńKasia