Proza, góry i muzyka

środa, 16 lipca 2014

Kilka słów pod poduchę i lulu

Ciężki dziś dzień. Gorąco, duszno, do południa nie było czym oddychać. W ogóle czuje się kijowo. Ledwo wstałam rano, bo wczoraj znów się zasiedziałam do późna czytając inne blogi. Poza tym dziś trzeba było odmrozić lodówkę, co jest czynnością przez mnie znienawidzoną. Lenka też marudziła dzisiaj jak najęta, Nie chciała się nawet na chwilę położyć po obiedzie tylko chodziła i o wszystko marudziła. I tak przez cały dzień. Posprzątać posprzątałam, chwilę odpoczęłam. Musiałam sobie trochu poczytać, bo dzień bez czytania dniem straconym. Po 16 wzięłam Lenkę i poszłyśmy po Dominikę do przedszkola. Bałam się, żeby nas nie złapała taka ulewa jak przedwczoraj, ale jakoś się udało że nie padało tak strasznie, zaledwie siąpiło. Burza była wcześniej. Dziś Darek ma przedostatnią popołudniówkę. Te popołudniówki to takie jakieś męczące dla mnie. Miałam się uczyć francuskiego dziś, powtarzać tamten materiał, żeby wiedzieć co umiem a czego nie... Bożeeeee, już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz siedziałam nad francuskim. Cieszę się tylko że z lodówką mam już święty spokój. Już nie muszę myśleć, że ona czeka na mnie i woła : Odmroź mnie w końcu, bo Ci nie będę mrozić.... No dobrze, już dobrze, jest odmrożona i na jakiś czas mamy spokój.
 
Wczorajszy dzień był do połowy kijowy. Najpierw odprowadziłam starszą córkę do przedszkola, a stamtąd prosto udałam się na dworzec PKP żeby sobie kupić bilet na pociąg do Szczecina. Kiedy wracałam z powrotem do domu pechowo wsiadłam do autobusy w którym były uszkodzone kasowniki. Oczywiście zostało to zgłoszone kierowcy na wszelki wypadek gdyby wpadła kontrola biletów. Żeby było wesoło pod koniec jazdy rzeczywiście pojawiły się kanary i powstał problem. Nagle okazało się że wszystkie kasowniki działają i połowa pasażerów wraz ze mną oberwała mandat. Poszliśmy więc do kierowcy zapytać czy zgłaszał temuż szanownemu kontrolerowi, że kasowniki nie działały. Oczywiście potwierdził to, ale jakimś cudem kontrolerowi i kilku osobom udało się skasować bilet więc i tak nadal byliśmy w d.... Przepraszam za brzydkie słowa, ale jak sobie przypomnę te sytuację  od razu robię się wściekła. Kanar nie uwierzył w zepsute kasowniki i wypisał mi mandat. Kiedy wysiadłam z autobusu cała aż się trzęsłam ze złości. Zwyczajnie miałam ochotę coś rozbić. Niewiarygodne jak się teraz postępuje z ludźmi. Szyje się ich na każdym kroku. Wszędzie wyzysk i złodziejstwo. Nie można czegoś takiego podarować. Kiedy wróciłam wypiłam kawe i odpoczęłam trochę a potem ubrałam Lene i udałam się do mojej najlepszej koleżanki, z którą zawsze miło spędzam czas. Z Asią zawsze jest o czym gadać. Ma podobne podejście do życia jak ja. Żyje z pasją. Nasze dzieciaki też się lubią. Ona dwóch fajnych ma chłopaków, Mateusza i Wojtka, a niedługo będzie miała córkę. Powiem Wam, że już się nie mogę doczekać na tą małą. Ola przyjdzie na świat w listopadzie, więc to jeszcze trochę czasu. U Asi byłam do 16:30. Zjedłaśmy kotleciki i poszłyśmy z Leną po Dominikę. Gdyby nie ta feralna głupia sytuacja w autobusie byłby to całkiem udany dzień, ale cóż.
 
Ostatnio te dni tak się ciągną, wprawiają w znużenie. Co tu zrobić, żeby się wyrwać z tej rutyny? Gdzie pojechać? Tak w ogóle to jutro Dominisia kończy pięć latek. Dosłownie  nie wiem kiedy to pięć lat zleciało. Okropnie szybko obie rosną. Lenka też jeszcze  niedawno była dzidzią a od września idzie do przedszkola do grupy maluszków. Czeka ją wiele niespodzianek przygód i zupełnie nowy świat jakiego dotąd nie znała. Mam nadzieje że szybko sie zaklimatyzuje. Na szczęście przez rok będzie jeszcze chodziła z Dominiką. Dużo dziś nie napiszę bo już padamna pysk, ale może jutro coś więcej dziabnę po klawiaturze. Może się wreszcie wezmę solidnie za ten francuski, bo aż strach mnie bierze na myśl, że mogę wszystko zapomnieć czego się do tej pory nauczyłam.  Szkoda mojego czasu gdyby teraz nagle miało mi to wszystko wylecieć z głowy. Niby mówią że nauka nie idzie w las, ale trzeba tą wiedzę pielęgnować i podtrzymywać. Teraz czekam już tylko na koncert Hugh w Szczecinie, do którego pozostało zaledwie dziesięć dni. Cieszę się, że znów zobaczę się z Sandi i jej mamą. Znowu będziemy razem szalały jak to jest kiedy się widzimy. Śmiechy, chichy, luźna atmosfera. Nigdy nie mamy dość swojego towarzystwa. Innym plusem jest to, że zobaczę nowe miejsce, w którym nigdy nie byłam. Na pewno będzie rewelacyjnie, bo wieczorem czeka nas fantastyczny koncert Hugh na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich, pod gołym niebem. Lubię też plenerowe imprezy i taką atmosfera. Miejmy nadzieję, że pogoda dopisze. Zaczynam już odliczać czas do wyjazdu, bo zostało niewiele czasu. Głodna przygód i dobrej zabawy jestem zawsze. Do następnego więc Kochani Czytelnicy. Dobranoc.

4 komentarze:

  1. Witaj Kasiu. Nosek do góry bo coś smuteczkiem zapachniało :) Na koncercie naszego kochanego doktora byłam rok temu w Warszawie. Naprawdę warto i to bardzo!!! Są nawet dwa koncerty w sobotę i niedzielę w Poznaniu czyli blisko mnie, ale ja w sobotę już zmykam w Sudety. Pozdrawiam Ciebie serdecznie. Puszkowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyprowadził mnie z równowagi ten manadat. To jakaś chora sytuacja, ale ja im nie popuszczę. Dzięki za wsparcie. Pozdrawiam i życzę miłej wyprawy w Sudety. Tak w ogóle już nie mogę wysiedzieć w Krakowie.

    P.S. Wierm, że Hugh też gra w Poznaniu, ale juz na kolejny koncert mnie nie stać. W sierpniu będzie Garou w Sopocie i już się doczekać nie mogę

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tym mandatem to chora sytuacja!!!
    Z nauką w domu, powtarzaniem - tak jest zawsze, jak ja to dobrze znam :) Dlatego od pół roku raz w tygodniu z dwóch języków, a od przyszłej jesieni z trzech, mam korki. Wstyd przed kompromitacją oraz wydane pieniądze na naukę niesamowicie motywują :) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przejmuj się nowym etapem dzieci :) Będzie dobrze...:) Życzę powodzenia ;)

    Ucałuj dzieciaczki.

    OdpowiedzUsuń