Proza, góry i muzyka

poniedziałek, 14 lipca 2014

Bruno Pelletier i jego pierwszy koncert w Polsce



Twórczość 

Bruno Pelletier to kanadyjski artysta pochodzący z Quebecu, wokalista, aktor, kompozytor, muzyk, właściwie multinstrumentalista. Śpiewa po francusku, angielsku, zdarzało mu się śpiewać także po włosku. Bruno poznałam oczywiście dzięki musicalowi Notre Dame de Paris, w którym zagrał rolę poety Pierre'a Gringoire u boku takich artystów jak Garou, Daniel Lavoie, Patrick Fiori, Luke Mervil, Helen Segara i Julie Zenatti. Tam go zobaczyłam po raz pierwszy i od razu polubiłam. Już wtedy zapisał się w mojej pamięci jako doskonały artysta o niesłychanie pięknym oryginalnym głosie i image'u (długie, kręcone włosy, do tego sympatyczna twarz). Trudno nie podziwiać jego wokalu o niesamowitej skali, która sprawia, że może śpiewać zarówno nisko jak i wysoko, w każdej tonacji brzmi doskonale. Bruno już od małego grał na kilku instrumentach i żywo interesował się muzyką. W 1983 roku zaczął występować w zespołach anglojęzycznych Amanite i Sneak Preview, a potem w zespole Pëll, w którym śpiewał po francusku. Gdy skończył 23 lata przybył do Montrealu, gdzie śpiewał i grał w barach. W 1989 roku Bruno wziął udział w festiwalu rockowym Envol, a za udział w nim otrzymał wyróżnienie, uznano, go  za artystę niezwykle profesjonalnego.

W 1991 roku po raz pierwszy wystąpił w musicalu  Vu d'en haut, który to zaprezentowano podczas festiwalu Montgolfières w miasteczku Saint-Jean-sur-Richelieu. Ponadto czterdzieści razy zagrał w spektaklu o charakterze muzycznym pt Les fous du rockn'roll (1992).Tamtego roku zagrał też w operze rockowej La Légende de Jimmy (1992) odgrywając w nim główną rolę, a prócz tego ukazał się jego debiutancki album Bruno Pelletier. Rok później w Paryżu zaczęła się jego przygoda z musicalem Starmania, w którym Bruno zagrał Johny'ego Rockforta. Trwała ona do 1995 roku, w tym czasie artysta stanął na scenie 400 razy. Nagrał też swój kolejny album Défaire L'Amour. Kilka lat później w 1997 roku Bruno zaprezentował się na kilku koncertach w towarzystwie orkiestry symfonicznej, brał też udział w wielu festiwalach. Trzeci album Bruno pt "Miserere" wydany w 1997 roku odnosi szczególny sukces na rynku muzycznym, jego sprzedaż notuje się na ponad 200 tysięcy egzemplarzy. Artysta odbiera również nagrodę Felix w kategorii wokalista roku. Wystąpił też w serialu transmitowanym w Kanadzie pt Omerta II - La loi du silence. W ramach  tournee w 1998 roku (trwało od stycznia do sierpnia), które promowało jego ostatni album Bruno dał w Quebecu 100 koncertów.

Największy sukces przyniósł mu wspomniany już musical Notre Dame de Paris (1998 - 1999), którego twórcami byli Luc Plamondon i Richard Cocciante. Bruno wcielił się w nim w rolę poety Gringoire - postać ni tą dobrą ni to złą, bardziej neutralną można by rzec, ale zagrał bardzo dobrze i udowodnił że nie tylko świetnie śpiewa, ale że sprawdza się także jako aktor musicalowy. Rola ta sprawiła, że stał się jeszcze bardziej rozpoznawalny. Utwory wykonywane przez niego w tym musicalu to Le temps des cathedrales, utwór rozpoczynający cały spektakl, Lune, Florence wspólnie z Danielem Lavoie, oczywiście ma też udział w innych fragmentach przedstawienia. Po zakończeniu tournee z musicalem, jeszcze w 1999 roku Bruno wydaje kolejną płytę, D'autres rives, a potem w 2001 album Sur scène, w 2002 wychodzi album Un monde à l'envers i album z koncertu Bożonarodzeniowego Concert de Noël w 2003 roku.

Kolejny raz powraca na scenę teatru w 2006 roku jako Dracula w musicalu pt. Dracula Entre l'amour et la mort. Tym razem Bruno nie tylko zagrał w nim główną rolę, był też dyrektorem artystycznym całego przedsięwzięcia i jego współproducentem. Musical również odnióśł duży sukces (Dracula powraca w 2008 roku tym razem w Lyonie). Trudno się dziwić, muzyka, obsada i choreografia są naprawdę doskonałe. W 2007 ukazuje się album Bruno Pelletier et le GrosZorchestre, na którym prócz nowych utworów pojawiły się też stare, a także inne światowe przeboje w znakomitej jazzowej aranżacji. Artysta przy ich nagrywaniu współpracował z trójosobową grupą jazzową. Za nagranie tej płyty kolejny raz został nagrodzony Felixem w kategori album roku / muzyka jazzowa. Kolejna płyta Bruno Microphonium wychodzi w 2009 roku, który jest jednocześnie wielkim przełomem w karierze tego artysty. Zaczyna dawać pierwsze występy w Europie Wschodniej - w Rosji na Ukrainie, gdzie regularnie koncertuje do dziś. W 2010 roku wraz ze swymi przyjaciółmi z musicalu Notre Dame de Paris po 12 latach od jego premiery powraca do tamtych utworów aby dać kilka koncertów z towarzyszącą im orkiestrą symfoniczną. Ich tournee obejmuje Rosje, Ukrainę, Francję a także Liban. W 2011 roku Bruno bierze udział w kolejnym musicalu Les filles de Caleb. W roku tym trzykrotnie odwiedził kraje Europy wschodniej dając kolejne koncerty własne, a także biorąc udział w koncertach Notre Dame de Paris. Rok 2012 to dla Bruno rok bardzo intensywny -  na rynku muzycznym ukazuje się jedenasty już album artysty o nazwie Rendus la, który promuje kolejne tournee. Bruno zostaje też amabsadorem quebeckiej fundacji na rzecz walki z rakiem, na której rzecz prowadzi nieustanną działalność charytatywną. Był też trenerem w kanadyjskim programie muzycznym Un Air de Famille. W 2013 roku razem z resztą artystów odbył kolejną trasę Notre Dame de Paris w Rosji i na Ukrainie.

Koncert w Kongresówce
 Nie wiem jak to się stało, że nie śledziłam kariery solowej Bruno po zapoznaniu się z musicalem Notre Dame de Paris. Wydaje mi się to dość absurdalne - zupełnie jakbym dostała jakiegoś zaćmienia. Jednak odkąd  za sprawą jednej z koleżanek lepiej poznałam jego twórczość jestem wprost oszołomiona jego fenomenem i nie przestaje go słuchać. To co ten człowiek robi z muzyką jest godne największego podziwu. Mogłam się o tym przekonać podczas koncertu w naszym kraju, który miał miejsce w Sali Kongresowej 10 kwietnia  tego roku. Bruno z miejsca powalił nas wszystkich na kolana. To był prawdziwy szał. Momentami doprowadzał publiczność do łez pięknymi utworami o niezwykłym przesłaniu, innym razem sprawiał, że widownia szalała w tańcu, śpiewała na głos znane już utwory z musicalu Notre Dame de Paris, a także jego własne piosenki. Bruno stworzył w tej wielkiej sali tak ciepłą i niepowtarzalną atmosferę, że czuliśmy się tak jakbyśmy się znajdowali w jakimś przytulnym salonie z kominkiem -  wpłynął na to przede wszystkim klimat poszczególnych utworów. Przez pierwsze minuty występu miałam dziwne wrażenie, że to się nie dzieje naprawdę. Nie wierzyłam, że on rzeczywiście z nami jest. To było zbyt piękne by mogło być prawdziwe. Od zawsze marzyłam o tym, żeby Bruno wystąpił w Polsce i to marzenie w końcu się ziściło. Mimo, że sala nie została do końca zapełniona koncert i tak był wspaniały, emocje sięgały zenitu, wszystko zostało doprowadzone  do perfekcji. Nie rzadko zdarzyło mi się uronić łzę. Kiedy usłyszałam Lune (po pl. księżyc) gardło miałam tak ściśnięte, że nie byłam w stanie wydobyć z niego głosu, mogłam tylko słuchać tego cudownego utworu i kontemplować go. Artysta zaśpiewał większość kawałków ze swojego ostatniego albumu o nazwie Rendus la, który należy do moich ukochanych płyt Bruna. Najpiękniejsze utwory z tego albumu to Ton l'amour meurt, J'ai posé des pierres, Rendus-là, Un si long chemin oraz Des kilomètres. Było też kilka utworów z poprzedniej płyty Microphonium, którą uważam za najgenialniejszą płytę Bruna jaką wydał w swojej karierze. Był też niesamowity przebój S.O.S, który pochodzi z musicalu Starmania, następnie Aime. Jedną z piosenek pt. Coriace Bruno poświęcił swemu ojcu, który już nie żyje. Zaśpiewał też piosenkę swojego idola Peter'a Gabriela Don't give up w duecie z Nadine, która w jego zespole gra na klawiszach. Niesamowicie mi się podoba ta piosenka w wykonaniu Bruno. Mało kto jest w stanie dorównać Gabrielowi w tym utworze, a nasz Kanadyjczyk jest naprawdę genialny. Nie omieszkał też uraczyć nas innymi utwórami z  Notre Dame  de Paris. Były to La fete des fous (Feta błaznów) i nasze ukochane Les temps des cathedrales (Czas katedr), które wszyscy dobrze znamy i zaśpiewaliśmy je na głos razem z nim. Myślę, że był szczęśliwy, bo aż 3 razy bisował dla nas. Fantastycznie wypadł mix  starych przebojów o charakterze jazzowym, które wykonał na koncercie z Le GrosZorchestre. Ogromna energia tego artysty i dynamika utworów wystarczyła by wszyscy na widowni oszaleli. Już nikt nie siedział, żadna kończyna nie pozostała bez ruchu, "szał totalny" jak to się mówi. Na pożegnanie wykonał piosenkę Le clown a capella - najbardziej poruszający kawałek jaki ostatnio słyszałam. Dosłownie cała się rozklejam jak go słyszę. Szczególnym gestem z jego strony było to, że bardzo dużo mówił do nas po polsku. W ten sposób wyraził ogromny szacunek i sympatię jaką do nas żywi. Natychmiast zdobył tym nasz polskie serca. Sama świadomość ile pracy włożył w to, żeby tak dobrze  mówić budzi u mnie nieopisane uczucie. Nie sposób opisać tego ile to dla nas znaczyło. Na koniec dodam, że Bruno to człowiek nie tylko bardzo utalentowany, ale też ciepły, wrażliwy i kochany. Miałam szczęście chwilę z nim przebywać po koncercie i przekonałam się jaki jest sympatyczny, jak traktuje fanów. To niezwykłe, że tacy artyści jeszcze istnieją. Koncert był jednocześnie miłym i niezapomnianym spotkaniem z innymi fanami Bruna i Garou. Poznałam znów wiele fantastycznych pozytywnych osób z którymi mogę dzielić pasję i zainteresowanie tą muzyką. Dziękuję wszystkim za cudowną zabawę.

Pisząc korzystałam z informacji na stronie internetowej :

http://pl.wikipedia.org/wiki/Bruno_Pelletier  oraz Garou.pl


Niektóre utwory Bruno do posłuchania


 
 


 
 
 
 

3 komentarze:

  1. Och, Bruno - uwielbiam go! Poznałam go właśnie dzięki musicalowi Notre Dame de Paris, który obejrzałam za namową mojej koleżanki. Był tam genialny, naprawdę: świetnie śpiewał, wczuł się w rolę, był charyzmatyczny. Ogólnie zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, podobnie jak Patrick Fiori czy Daniel Lavoie. Nie mogłam pokusić się wówczas o bliższe zapoznanie z Bruno. Jak dobrze, że Internet jest taki bogaty - bez problemu znalazłam kilka piosenek. Część studyjnych, część zaśpiewanych na żywo. Aż się zdziwiłam, dlaczego wcześniej go nie znałam. Zazdroszczę Ci, że byłaś na jego koncercie. Też bym się tam chętnie znalazła, to byłoby dopiero przeżycie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie martw się Kochana. Myślę że Bruno na pewno do nas wróci w przyszłym roku. Spodobała mu sie polska publiczność. Jesienią ma nagrac nową płytę więc nie wykluczamy i że i o Polsce będzie pamiętał planując nową trase koncertową. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż Ci zazdroszczę tego koncertu, domyślam się, jakie to musiały być wspaniałe emocje <3

    OdpowiedzUsuń