Proza, góry i muzyka

niedziela, 20 lipca 2014

WYPRAWA GÓRSKA GORCE – BESKID SĄDECKI – SIERPIEŃ 2008


Dzień I – Rabka Zdrój – Przełęcz Knurowska

Moja przygoda z górami zaczęła się od czterodniowej wyprawy w Gorce i Beskid Sądecki w 2008 roku. Do tej pory nie wiem jak mojemu mężowi udało się namówić mnie na tę wyprawę z 20 kilowym plecakiem na plecach na tak długi dystans. Dziś nie żałuje, bo była to naprawdę wspaniała przygoda.  Zaczęliśmy oczywiście w  Rabce. Z Krakowa wyjechaliśmy o 6 żeby znaleźć się na szlaku najpóźniej o 8 rano, ale dotarliśmy na miejsce wczęśniej. Pogoda dopisywała  nam od samego początku dnia, było ciepło słonecznie, praktycznie bezchmurnie. Zepsuła się dopiero późnym popołudniem i troche nam dolało kiedy szliśmy od Turbacza w stronę Przełęczy Knurowskiej. Tymczasem z centrum Rabki gdzie wysiedliśmy szliśmy już czerwonym szlakiem (zaczyna się w mieście) w kierunku Turbacza mijając po drodzę ośrodki sanatoryjne. Pierwszym przystankiem było schronisko na Maciejowej ( 815 m n.p.m) znajdującej się na polanie o tej samej nazwie. Z tego miejsca roztacza się piękny widok na miejscowości w dole, w tle widoczne także Tatry, Pasmo Polic, Babiogórskie i Podhalańskie.  Otoczenie jest cudowne – dosłownie nie chce się stamtąd odchodzić. Schronisko jest małe, ale przytulne urządzone w fajnym góralskim stylu. Wzniesiono je w 1977 roku według projektu Stanisława Karpiela ( projekt ten zastosowano dla szeregu innych schronisk karpackich za sprawą Edwarda Moskały). Wystrój swój schronisko zawdzięcza absolwentom Liceum Sztuk Plastycznych im. A. Kenara w Zakopanem czyli Piotrowi Szelidze i Januszowi Jędrzejowskiemu. Z północnego stoku Maciejowej podziwiać możemy rozciągły ciąg polan, który sięga spod szczytu góry aż do doliny Słonki, gdzie funkcjonuje jeden z dłuższych wyciągów orczykowych w Beskidach. Z górnej stacji wyciągu roztacza się widok na pasmo Beskidu Wyspowego. Chwilę odpoczęliśmy we wnętrzu Bacówki racząc się napojami chłodzącymi i podziwiając krajobraz po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Im dalej tym było stromiej i można było się zasapać, ale cały wysiłek wynagradzały widoki i otaczająca nas przyrodę. Człowiek z chęcią męczy się bo wie, jaka nagroda czeka go gdy już zdobędzie upragniony szczyt.

Przy okazji zwrócę uwagę na to, że kultura turystów jest tu dalece wyższa od kultury tych pseudo turystów odwiedzających rok rocznie Tatry. Po pierwsze  - nie uraczy się tu ani jednego papierka zaśmiecającego szlak, po drugie każdy napotkany turysta powie Ci dzieńdobry z czym na tatrzańskich szlakach rzadko idzie się spotkać, a po trzecie z ludźmi poznananymi w Gorcach czy gdziekolwiek indziej można ciekawie porozmawiać, wymienić doświadczenia, a nawet nawiąząć przyjaźnie. Chociaż bardzo kocham Tatry staram się omijać je w okresie wakacyjnym, gdyż podróżowanie po tamtych szlakach kojarzy  mi się tylko z hałasem, tłokiem i bezsensownym kozaczeniem większości ludzi, którzy nie mają zielonego pojęcia o prawdziwej turystyce. Takie pojęcia jak rozwaga i bezpieczeństwo nie są im znane. Wystarczy spojrzeć na obuwie – klapeczki, sandałki, lakierki czy nawet balerinki. Smutne jest to, że nikt nie wynosi wniosków z tragedii, których obecnie jest w Tatrach coraz więcej. Jakoś nie słyszy się o podobnych rzeczach w Gorcach, Beskidzie Sądeckim czy choćby w Pieninach. Ostatni raz byłam w Tatrach kilka lat temu i nie podobało mi się to co zobaczyłam nad Morskim Okiem. Brzeg tegoż stawu przypominał dosłownie „lazurowe wybrzeże”. Tłumy turystów wyłożonych na kocach ręcznikach, brakowało tylko parasoli i rowerów wodnych.  Wszędzie hałas i tłok, aż trudno przejść. Ludzie zlitujcie się! Jak macie ochotę wylegiwać się na plaży jedźdcie nad morze! Góry nie są miejscem na tego typu atrakcje. Góry to miejsce przeznaczone są dla prawdziwych  turystów, którzy potrafią się zachować, szanują przyrodę, faunę, a także innych turystów. W górach obowiązują pewne zasady, których należy przestrzegać by uniknąć wypadków i aby nie wyrządzać szkody innym. Niektórym trzeba by dać do poczytania regulamin Parku Narodowego zanim przekroczą jego próg.

Wrócę jednak do opisywanej przez mnie wyprawy. Minąwszy Jaworzynę Ponicką (996 m n.p.m) dotarliśmy do Starych Wierchów (983 m n.p.pm), gdzie zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek. Na rozległej polanie znajduje się tam niewielkie schronisko PTTK. Stare Wierchy stanowią ciąg polan na rozwidleniu głównego grzebietu Gorców z grzbietem bocznym kierującym się ku na płn – zachód ku Rabce oraz na granicy trzech gmin : są to Nowy Targ (Obidowa), Rabki ( Ponice), a także Poręby Wielkiej. Jest to jednocześnie najważniejszy punkt, który łączy szlaki turystyczne w zachodniej części Gorców. Wspomniane polany oraz obniżenie pomiędzy Gronikami i Jaworzyną (939 m n.p.m) znane były już w średniowieczu, gdyż tędy właśnie przebiegała ważna droga handlowa z Krakowa na Węgry zwana również „drogą królewską”. Z Polski transportowano tędy sól, miedź, ołów i  skóry, a do kraju sprowadzano wino. Wedle legendy na Starych Wierchach istniała kiedyś karczma, której gospodarza nachodzili zbójnicy. W czasie jednej z bijatyk gospodarz owej karczmy zabił jednego ze zbójników. Wtedy reszta zbójników pochwyciła właściciela karczmy i poddała torturom ( wylano mu na brzuch wrzątek, związano rozrzażonym łańcuchemi wtoczono do potoku). Rabczański Oddział PTTK w 1931 roku zwrócił uwagę na duże znaczenie położenia Starych Wierchów dla turystyki, kiedy to oddano do użytku schroniska na Luboniu Wielkim. W 1932 roku zakupiono od Skarbu Państwa parcelę o powierzchni 1525 m kwadratowych (była to własność Wodzickich) i przeznaczono na schronisko, a do użytku oddano w 1933 . Powstało wedle projektu Lucjana Rzepeckiego i pierwotnie dysponowało 23 miejscami noclegowymi. Pierwszymi gospodarzami schroniska na Starych Wierchach byli Jan i Ludwika Rapciakowie pochodzący z Poręby Wielkiej. W czasie II Wojny Światowej służyło także partyzantom zrzeszonej w Armii Krajiowej do grudnia 1944 roku. Przed wyzwoleniem przez żołnierzy Armi Krajowej schronisko zostało spalone przez Niemców.

Opuściwszy Stare Wierchy udaliśmy się dalej czerwonym szlakiem przez szczyt Groniki (1027 m n.p.m) z którego podziwiać można część grzbietu Średniego Wierchu oraz Polanę Tynowe, następnie mijamy zalesiony stożek Obidowca (1106 m n.p.m) skąd zobaczyć można szczyt Suchory z obserwatorium astronomicznym. Coraz bardziej zbliżamy się do Turbacza, a podejście zdaje się jeszcze bardziej mozolne niż przedtem. Dodatkowo doskwiera nam okropny upał. Na szczęście gasimy pragnienie rosnącymi tu i ówdzie jagodami i jakoś da się wytrzymać rosnące wciąż pragnienie. Jeszcze przed Obidowcem mija się urokliwą Polanę Pudziska i przełęcz o tej samej nazwie. Pewne odcinki szlaku w drodze na Turbacz wiodą przez las świerkowy. Szczyt Obidowca mijają dwa szlaki : czerwony i zielony. Stąd również podziwiać można wspaniałą panoramę : Czoło Turbacza, Turbacz, Średni Wierch oraz Bukowinę Obidowską. Droga prowadzi nas łagodnie w dół aż do skrętu znaków zielonych, natomiast przed nami delikatnie na lewo powoli zaczyna się ukazywać się potężna sylwetka góry Kudłoń. Idąc na Turbacz nie sposób nie zauważyć pewnego symbolicznego miejsca, w którym znajduje się śmigło z rozbitego samolotu. Katastrofa lotnicza miała miejsce 23 maja 1973 roku – zginęła w niej kobieta nazwiskiem Skalińska pochodząca z Gdańska. Ten pomnik pamięci urządzili tu pracownicy schroniska na Turbaczu.  Przy szlaku spotykamy również kapliczkę poświęconą Matce Boskiej Częstochowskiej. Z tego miejsca możemy obserwować Czoło Turbacza wraz z siodłem Hali Turbacz. Stok Rozdziela musieliśmy pokonać umęczeni żarem lejącym się z nieba ponieważ akurat w tym miejscu prowadzono wyrąb lasu, przez to również mąż miał problem z rozpoznaniem tego miejsca. Był pewny, że pomylliiśmy drogę. Gdy szedł tamtędy poprzedni razem rósł tam jeszcze las. Jednakże okazało się, że idziemy dobrze, o czym pinformowali nas schodzący z góry turyści. W końcu doszliśmy na szczyt, ale zanim to nastąpiło nadwyrężyłam sobie kostkę i ostatnie metry były dla mnie męką. Z początku nic nie czułam, dopiero, gdy dotarliśmy do schroniska pod Turbaczem ból w kostce się nasilił. Byłam przerażona, myślałałam, że to już koniec wyprawy dla mnie, że nic więcej  nie zobaczę. Na szczęście mój dobry troskliwy mąż pocieszył mnie, że wystarczy usztywnić kostkę bandażem uciskowym i po jakimś czasie będzie dobrze. W rezultacie nosiłam opaskę do końca, a noga z dnia na dzień bolała mniej. W schronisku zjedliśmy obiad, trochę się odświeżyliśmy i odpoczęliśmy przed dalszą drogą, a mieliśmy do przejścia jeszcze spory kawałek. Zaplanowaliśmy, że pierwszy nocleg będzie na Przełęczy Knurowskiej – dokładnie 38 km od Rabki.

W tym miejscu trzeba nadmienić, że Turbacz to oczywiście najwyższy szczyt Gorców, położony na płn – wsch od Nowego Targu. Wraz z sąsiadującą Kiczorą (1282 m n.p.m) jest centralnym rejonem rozrogu, gdyż zbiega się tu aż trzynaście grzbietów, które opadają nad takie miejscowości jak Nowy Targ, Klikuszowa, Obidowa, Poręba Wielka, Koninę, Ochotnica Górna, Harklowa, Łopuszna oraz Waksmund. Z metryki józefińskiej z 1878 roku wynika, że Turbacz kiedyś nazywany był Kluczkami,co potwierdzają górale z Poręby Wielkiej i Niedżwiedzia, którzy nadal go tak nazywają. Szczyt ten nosił też inną nazwę – Niedźwiedź, której używano do 1980 roku. Wzięła się ona z błędu kartograficznego naniesionego na mapę Galicji z 1790 roku. Była to więc pomyłka, Niedźwiedź była to wieś znajdująca się w tym rejonie. Pierwsze schronisko na Polanie Wisielakówce pod Turbaczem powstało według projektu K. Stryjeńskiego funkcjonowało w latach 1925 – 1933. Kiedy obiekt ten już działał energiczne starania o dotacje na rzecz tegoż schroniska rozpoczął prof. Kazimierz Sosnowski. Drugie schronisko, które stanęło na miejscu obecnego zaczęto budować w 1934 roku wedle projektu Wimmerów, częściowo udostępniono go turystom w 1936 roku. Wszakże nigdy go nie ukonczono, gdyż spłonął w 1943 roku. Obecne schronisko stanęło na skraju Hali Długiej na wysokości 1270 m n.p.pm, a do użytku oddano je w 1953 roku. Powstało wedle projektu Anny Górskiej, a pierwsza jego modernizacja miała miejsce w 1990 roku. 11 maja 1980 roku tuż przy schronisku otwarto Ośrodek Kultury Turystyki Górskiej PTTK. To co się w nim znajduje poświęcone jest schroniskom górskim wystawionym w okresie od ponad 100 lat dziejów polskiej turystyki górskiej. Zgromadzone są tu fotografie poszczególnych obiektów, ich rodowody i opis. Największą uwagę poświęcono  oczywiście schroniskom gorczańskim. Ekspozycja zajmuje dwie sale na parterze. Warto również zwrócić uwagę na prace artystów ludowych, są to elementy dekoracyjne (barwne zdobnictwo ścian oraz gablot, rzeźby w drzewie, a także obrazy na szkle). W muzeum gromadzi też ciekawe materiały, w tym dokumenty dotyczące powstania Oddziału PPTK Gorce w Nowym Targu, inne poświęcone bogatym dziejom schroniska na Turbaczu i te związane z ruchem oporu i partyzantką w czasie II Wojny Światowej, a także dokumenty, które dotycza histori znakowania szlaków turystycznych w Gorcach. Osobna wystawa poświęcona jest Władysławowi Orkanowi – wielkiemu piewcy Gorców. Ważną postacią związaną z Gorcami jest wspomniany już wcześniej Edward Moskała, za sprawą którego w Karpatach powstało wiele podobnych Ośrodków Kultury Turystyki Górskiej. Był członkiem honorowym PTTK i zasłużonym działaczem górskim. Kustoszem Ośrodka na Turbaczu był w tamtym czasie Tadeusz Kochański. Turbacz jest zarazem najwiekszym i najważniejszym zbiegiem szlaków turystycznych letnich i narciarskich w Gorcach. Z Hali Długiej możemy podziwiać przepiękną panoramę Tatr oraz Podhala, widoczne oczywiście przy ładnej pogodzie. Słynny poeta Sylwester Goszczyński tak opisuje swoje wrażenie : „Widok z Turbacza na wszystkie strony przecudny, obszarem, który zajmuje i bogactwem rozmaitości. Nie miałem jeszcze w swym życiu podobnego widoku”. Tuż pod szczytem Turbacza na południowym jego zboczu znajdujemy jedno z najwyżej położonych w Gorcach stanowisk buczyny karpackiej.

Długa Hala (1170 – 1250 m) jest rozległą polaną grzbietową pomiędzy szczytami Turbacza oraz Kiczory. Jej część od strony Turbacza zwie się Wolarką, zaś teren na którym stoi schronisko PTTK to Wolnica. W skład Długiej Hali o d strony pn – wsch wchodzi tzw. Hala Wzorowa, w tym miejscu od 1937 roku prowadzi się badania nad pasterstwem i łąkarstwem górskim przez agendę Instytutu Doświadczalnego z Bielanki, a także Akademię Rolniczą z Krakowa. Część południowa Długiej Hali przylega do granicy rezerwatu o nazwie Dolina Łopusznej. Od strony północnej grzbietu stoi żelazny krzyż upamiętniający śmierć Albiny Białoń, która zginęła 17 lipca 1943 roku zastrzelona przez Niemców. Próbowała ostrzec partyzantów z AK o grożącym im niebiezpieczeńtwie.

Jakieś pół godziny później ruszyliśmy w drogę fotografując po drodze piękne otoczenie schroniska.  Przeszliśmy przez Długą Halę, następnie przez Kiczorę (1282) w kierunku Przełęczy Knurowskiej. Kiczora to znów trzeci co do wysokości szczyt w paśmie gorczańskim znajdujący się ok. 3 km na wschód od Turbacza. Góra ta znana była także pod nazwą Ciaski, która pochodzi od Polany Cioski na południowym stoku. Ostępy Kiczory były niegdyś ostoją oraz miejscem lęlęgowym dla rysi i bocianów czarnych. Istniejące w jej otoczeniu rozległe polany : Cioski, Młyńska, Zielenica otiwerają przed turystami cudowne panoramy na Pasmo Lubania i Tatry. Zaraz pod jej szczytem (poza szlakiem) napotkać można oryginalne wychodnie piaskowców zwanych Turniskami. Na Polanie Gabrowej na pn – zachód od Kiczory, w kierunku Turbacza krzyżują się szlaki turystyczne. Szlak czerwony, którym szliśmy od Turbacza jest również częścią szlaku papieskiego i wiedzie przez las stromym stokiem Kiczory. Nie szło mi się tamtędy zbyt dobrze ze względu na lęk wysokości jaki wówczas odczuwałam. Była zupełnie nie przywyczajona do stromych zejść więc zanim obrałam właściwą technikę schodzenia minęło trochę czasu. Pechowo złapała nas ulewa co sprawiło że byłam jeszcze bardziej przerażona. Bałam się bo było strasznie ślisko i że wpadnę w jakąś przepaść. Na moment wymiękłam. Płakałam, przeklinałam i krzyczałam, że nie idę dalej. To był mój pierwszy kryzys. Gdy w końcu po namowach męża zdecydowam się ruszyć kilka razy wylądowałam tyłkiem w tym błocie – doprowadzało mnie to do białej gorączki. Znów zaczęłam krzyczeć, że nie dam rady, kolejny raz sparaliżował mnie strach. Później się przemogłam i szłam dalej. Trzeba było iść dalej, aby przed zapadnięciem zmroku dotrzeć do celu i rozbić namiot. Idąc i potykając się modliłam się żeby przestało lać chociaż na chwilę, żebym mogła spokojnie pokonać ten najbardziej stromy odcinek drogi. Kiedy dotarliśmy na miejsce szybko zrzuciłam ciężki plecak na ziemię i usiadłam na trawie. Czułam w nogach te kilometry, które zrobiliśmy tego dnia, ale mimo wszystko miałam wielką satysfakcję, że się udało. Zobaczyłam wiele zachwycających miejsc, których nigdy nie zobaczyłabym siedząc w Krakowie. Zanim znowu się rozpadało zdążyliśmy rozbić sobie namiot, wypić gorącą herbatę i zjeść kolację. Oj jak wspaniale wszystko smakuje w takich warunkach. Nigdy nie byłam na obozie harcerskim, więc było to dla mnie coś całkiem nowego. Tym razem ulewa była znacznie bardziej intensywna niż ta która złapała nas wcześniej. Dodatkowo głośno grzmiało. Moja pierwsza noc w namiocie była wspaniałym doświadczeniem. Oczywiście długo nie mogłam zasnąć. Leżałam słuchając odgłosu deszczu uderzającego o ściany namiotu. A potem, gdy burza się skończyła i deszcz ustał nastała głucha cisza… No prawie głucha, bo jedynym dźwiękiem docierającym do mych uszu było cykanie świerszczy. Miło było zasypiać by rano obudzić się głodnym kolejnych wrażeń i górskich przygód.
Tekst oparty na własnych wspomnieniach a także na na przewodniku Andrzeja Matuszczyka pt. Gorce - przewodnik monograficzny, Wydawnictwo Górskie, Poronin 1992 oraz mapy Gorc
 
ciąg dalszy nastąpi .....
 
 

 

 

 

8 komentarzy:

  1. Piękne przeżycia, piękne wspomnienia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama mieszkam w Beskidzie Sądeckim, ale muszę się przyznać,że nigdy w naszych górach nie byłam. Właściwie góry spodobały mi się dopiero w te wakacje, kiedy to na początku poszłam w Karkonosze (i nie była to Śnieżka), było tam bardzo ładnie :) Myślę, że najwyższy czas zobaczyć coś "swojego" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Osobiście w górach nie mieszkam i wolę jeździć nad morze. Niemniej od małego byłam ciągana z rodzicami w góry, co roku. Tatry, śnieżka i różne okolice. I muszę przyznać rację, że w Tatrach są mało sympatycznie ludzie. Aczkolwiek góry same w sobie fajne. Sporą satysfakcję daje dotarcie do celu. Przynajmniej tak to wspominam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za komentarze. Życzę udanych wakacji i dobrej pogody. Bez deszczu. Ja w tym roku będe troszkę w górach, trochę nad morzem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super wyprawa. Musisz mi wybaczyć, ale zdecydowanie wolę morze (lubię się wylegiwać ;) ) Ale będziesz miała co wspominać :) Trochę zazdroszczę;)

    www.wszystko-dla-niego.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Dotychczas byłam jedynie w Karkonoszach i Bieszczadach, ale po przeczytaniu Twojej relacji nabrałam wielkiej ochoty na Beskidy :). Super.

    OdpowiedzUsuń
  7. Martusiu Kochana wybaczam. Każdy ma swoje ulubione miejsce na Ziemi, swój ulubiony kąt w którym jest mu dobrze. Ja nad morzem byłam raz i bardzo dawno temu. Mnie też trzeba było dużo przekonywać.
    Bieszczady bardzo bym chciała zobaczyć. Niestety z braku finansów nigdy nie byłam tam tak jak i w Sudetach. Beskidy są bardzo kochanymi dla mnie stronami odkąd poznałam Bacówkę pod Bereśnikiem. Prowadzą ja cudowni ludzie, całkowicie oddani górom i turystom. Jedzenie wspaniałe. polecam pierogi z jagodami. Jak już raz tam zagościcie będziecie chciały tam wracać co roku. Kocham to miejsce i widoczki. O Bacówce możecie poczytać w czerwcowych wpisach i o Szczawnicy bardzo ciekawe wpisy. Napociłam sie trochę przy opracowywaniu tego wpisu ale nie żałuje. Sama byłam zaszokowana że Szczawnica ma taką ciekawą historię.
    http://kasinyswiat.blogspot.com/2014/06/najwspanialsze-miejsce-w-polsce-czyli.html
    http://kasinyswiat.blogspot.com/2014/07/o-szczawnicy-mej-ukochanej-sow-kilka.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniała wyprawa. Na pewno zostawię ją sobie jako inspirację, bo dotychczas udało mi się ogarnąć jedynie pojedyncze szczyty Gorców i Beskidu Żywieckiego. Ale za to jeśli jeszcze kiedyś będzie okazja, radzę skosztować zupy czosnkowej na Turbaczu. W moich kręgach obrosła już legendą ;)

    OdpowiedzUsuń