Proza, góry i muzyka

niedziela, 13 lipca 2014

Fatale dimanche - Po co ja oglądałam ten finał Mundialu?

Nie na próżno się mówi, że nadzieja matką głupich. Tak, tak, tak, jestem głupia, bo miałam nadzieje, że Argentyna da radę Niemcom... Myliłam się. Nie wiem co mnie natchnęło. Głupota? Możliwe. Nie nie będę za wiele pisała na ten temat. Myślę że lepiej zostawić już ten temat, bo można powiedzieć za dużo. Nastawiłam się na co innego. Przyzwyczaiłam się do czegoś innego, a tu taki zawód. Ani jedna moja drużyna nie doszła do finału. Mimo to wolałam by to Argentyna zdobyła ten puchar. Ale jest jak jest i nic tego nie zmieni.... Nie będę płakać nad wylanym kakao... :(
 
Muszę się skupić teraz na czymś bardziej pozytywnym, a tym czymś jest wyjazd na festiwal do Sopotu, głównie z tego względu, że znów zawita tam Garou. Gdyby nie on to pewnie bym się tam nie pchała, ale dla niego pojadę na koniec świata jeśli tylko będę mogła. To niewiarygodne, nadal w to nie wierzę! Jeszcze nie ochłonęłam po lutowym koncercie a tu szykuje się kolejny. Niesamowite, bo to właśnie w Sopocie zaczęła się przygoda z Garou. Znowu spotkam się z moimi dziewczynkami i znów będziemy szaleć. Nic piękniejszego nie mogło mi się przytrafić poza tym, co już było na początku roku. Spełnienie marzeń. Być dwa razy w roku na koncercie ukochanego artysty - fenomen!!!!!! Strasznie się cieszę z jego powrotu. A jeszcze po drodze czeka mnie doskonały koncert Hugh Lauriego - i  to już za 2 tygodnie - 29 lipca w Szczecinie. Zwiedzę kolejne miasto, zabawię się, odpocznę od rutyny w dobrym towarzystwie. Jak zawsze będzie genialnie. Przeraża mnie tylko 10 godzinna podróż pociągiem ale cóż, czego się nie robi dla sztuki, prawda? Na szczęscie jadę z siostrą więc nie umrę z nudów w czasie jazdy. Chyba bym się wykoleiła gdyby mi przyszło samej jechać tyle czasu i taki kawał drogi. W zasadzie mam już wprawę po ostatnich wyprawach do Łodzi, Warszawy i Bydgoszczy.
 
Po powrocie ze Szczecina jadę zaraz w góry z rodziną. Znowu odpocznę od Krakowa. Mam nadzieję, że uda nam się tam być jak najdłużej i zwiedzić jak najwięcej. Na pewno będzie super. Niestety zaplanowana na ten miniony weekend wycieczka w Beskid Wysoki nie wypaliła z powodu złych warunków atmosferycznych. Jestem z tego powodu okropnie zawiedziona bo myślałam, że uda się porobić super zdjęcia i lepiej rozeznać okolice. Niestety z pogodą różnie bywa. Ciężko cokolwiek przewidzieć. Boję się o pogodę na sierpniowy wypad. Żeby tylko dopisała, bo inaczej będzie kiepsko. Nie wyobrażam sobie żeby nie było słońca, bo mamy dużo fajnych pomysłów na wycieczki i chcemy żeby dzieci skorzystały. One też potrzebują świeżego powietrza, chcą się wybiegać i korzystać ze słoneczka. Tak więc wyjazd w Beskid Wysoki spalił na panewce. Byłam tak zła, że coś strasznego. Kiedy się trochę uspokoiłam wymyśliłam, że możemy iść na jakiś koncert jazzowy. Od razu wpadł nam do głowy pomysł, żeby pójść do Klubu u Muniaka, który mieści się na ulicy Floriańskiej, zaraz u jej wylotu do Rynku Głównego. Już dawno zamierzaliśmy tam pójść, bo to najstraszy w Krakowie legendarny klub jazzowy istniejący od 1991 roku. Znajduję się w XIV wiecznych piwnicach i gości najlepszych muzyków jazzowych w histori polskiego jazzu i nie tylko. Grali tu między innymi Janusz Muniak (saksofon), na którego występie mieliśmy zaszczyt być właśnie w piątek i poznać go osobiście, a także Tomasz Stańko, Wojciech Karolak, Zbigniew Namysłowski. Wśród gości zagranicznych można wymienić takie sławy jak : Winton Marsalis, Lee Konitz, Nigel Kenedy, Jo Lovano i wielu innych znakomitych przedstawicieli tego gatunku. W zeszłym roku w lipcu w ramach festiwalu jazzowego udaliśmy się na Mały Rynek gdzie odbył się koncert światowej sławy muzyka jazzowego z USA Billy Cobham'a, któremu gościnnie towarzyszyli : pianista Adzik Sendecki, młody polski skrzypek Adam Bałdych oraz gitarzysta z Niemiec Wolfgang Schmidt. Przed tym występem czas umilał nam krakowski zespół jazzowy Funk the nite, który obchodził swoje dwudziestolecie. Był to ciekawe wydarzenie które zachwyciło nie tylko nas ale i nasze córki, które wesoło podrygiwały do muzyki. Piątkowy koncert pana Janusza Muniaka, który wystąpił przed nami wraz ze swoim zespołem również należy do niesamowitych przeżyć. Pierwszy raz uczestniczyłam w czymś tak mistycznym. Mam ogromną słabość do saksofonu, tak więc gra mistrza Muniaka zdecydowanie zadowoliła moje uszy. Po prostu fenomenalne doświadczenie. Nie ma to jak słuchanie jazzu na żywo. Wszakże takie rarytasy może docenić tylko prawidziwy wielbiciel muzyki. Jest to bowiem gatunek wymagający skupienia i oderwania się od wszystkiego innego co zakłóca naszą uwagę słuchacza. Akustyka jest w tym miejscu niesamowita, klimat tego klubu również. Wraz ze mną i z Darkiem była jeszcze ciocia Wandzia, która przyjechała z Angli. Bardzo chętnie wybrała się na ten koncert z nami, ponieważ tak samo jak my kocha niebanalną muzykę i takie miejsca jak to. Polecam je bardzo gorąco, na pewno nie zawiedziecie się jeśli tylko kochacie muzykę jazzową. Polecam.
 
Teraz już mówię wszystkim dobranoc i idę się położyć. Trochę się zasiedziałam przez ten mecz. Jutro zamierzam posiedzieć w końcu nad francuskim. Mam sporo do nadrobienia, bo dawno nie zaglądałam do notatek, które zrobiłam jakiś czas temu. Nie mogę zaniedbywać nauki, bo potem nie będzie już tak łatwo, a w sierpniu znów trzeba zabłysnąć przed Garou znajomośćią francuskiego. Trzymajcie się zatem i do następnego.

6 komentarzy:

  1. Udanego wyjazdu! :)
    A ja też niedługo jadę nad nasze polskie morze.
    Hugh Laurie, facetem zaraził mnie kumpel. Nie na tyle bym zakochała się bezgranicznie ale lubię czasem sobie posłuchać :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Życzę Ci pogody Droga Pastelo. Ja w tym roku również będę na polskim morzem, niedługo bo niedługo, ale zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawy i bardzo inspirujący blog :) serdecznie pozdrawiam

    http://appetiteforlife.blog.pl/

    PS. co do finału mundialu miałam bardzo podobne odczucia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję bardzo Ewelino za miły komentarz. Cieszę się, że ludziom się podoba to co piszę i że jest tu coś dla każdego co dodatkowo inspiruje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też liczyłam na Argentynę... ;/

    OdpowiedzUsuń
  6. Tośmy się przeliczyły. Smutna rzeczywistość. Choć Argentyna grała w tym meczu zdecydowanie lepiej niz Niemcy, ale i tak przegrali. Już nawet nie myślę o tym, bo szkoda nerwów.

    OdpowiedzUsuń