Proza, góry i muzyka

piątek, 21 czerwca 2019

Z cyklu Kasine Pisanie : Idąc pod prąd cz. 6

Rozdział 6

Ochotnica Dolna - Nowy Targ - Podhalański Szpital Specjalistyczny - kwiecień 2018 


Justyna właśnie weszła do domu, a za nią Dawid. Pięciolatek wpadł do środka jak rakieta. Wciąż miał masę energii, podczas gdy ona była tak zmordowana po całym dniu, że nawet nie czuła, że żyje. Dochodziła osiemnasta, dokładnie za dziesięć szósta,  o czym komunikował elegencki złoty zegarek na drobnej dłoni Justyny. Popatrzyła na tarczę po czym głęboko westchnęła i zdjęła szalik. Mały przez całą drogę do domu marudził, że chce iść na lody, a ona mogła mu w kółko tłumaczyć, że pójdzie na lody jak wyzdrowieje. Dawid w ogóle nie przyjmował tego do wiadomości. Jak się na coś uparł to był koniec świata. Amen w pacierzu. Gotów był ją zamęczyć tym ciągłym przypominaniem o swojej zachciance, lecz ona okazała się równie nieugięta jak on. Ciężko było wygrać z jej żelazną konsekwencją. Dla dobra swojego dziecka potrafiła zachować zdrowy rozsądek i nie ulegać, chociaż to jego marudzenie nawet anioła doprowadziłoby do szewskiej pasji. Na szczęście nie zdarzało mu się to zbyt często. - Po kim on ma ten upór? - zastanawiała się Justyna głaszcząc syna po głowie, gdy leżał przy niej z twarzą wtuloną w jej pierś. Dobrze się stało że doktor Karol odwiózł ich do domu swoim samochodem, inaczej musieliby się jeszcze przesiadać w Tylmanowej na busa jadącego do Ochotnicy Górnej. Wciąż nie mieli bezpośredniego dojazdu do wioski. Busów było jak na lekarstwo, ponieważ  wszyscy mieszkańcy obu Ochotnic byli zmotoryzowani. Najprościej byłoby zrobić sobie prawko i jeździć wszędzie samemu nie oglądając się na innych.

Spotkali Karola kiedy wychodzili z baru pod Siekierkami, z ich ulubionej jaďłodalni w Szczawnicy. A tak w ogóle to bardzo lubili tam jeździć. Spędzali mnóstwo czasu w tym uroczym klimatycznym uzdrowisku z tradycjami i historią, o przepięknej drewnianej architekturze. Nie zawsze przyjeżdżali tu tylko na wizyty lekarskie czy na zabiegi w Inhalatorium, których Dawid dosłownie nie cierpiał. Czasem wpadali tu aby zwyczajnie odpocząć i pobyć ze sobą jak matka z synem. Najwiekszą frajdą dla Dawida był oczywiście wjazd wyciągiem na Palenice i jazda na zjeżdżalni grawitacyjnej. Bardzo lubił też park linowy. Łukasz i Janek często go tam zabierali w weekendy, natomiast z mamą i z ulubioną ciocią Krysią chodził do schroniska pod Bereśnikiem na cudowne pierogi z jagodami, szarlotkę czy ziemniaczki janosikowe. Nieraz we trójkę nocowali w tym cudownym miejscu, żeby przedłużyć sobie sielankę. Ktoregoś letniego popołudnia Dawid poznał pod Bereśnikiem starszego od siebie o dwa lata Alana, który przychodził do schroniska ze swoim tatą. Mieszkali w Szlachtowej to też do Szczawnicy mieli rzut beretem. Chłopcy od razu się zaprzyjaźnili, a Justyna i Krysia nawiązały przyjacielskie relacje z Pawłem. Zaczęli razem chodzić w góry albo odwiedzać się w domach - z czasem stało się to tradycją. Dawid i Alan nie wyobrażali sobie życia bez tych spotkań.



Tym razem Dawid zniósł badania lepiej niż ostatnio. Dzięki cierpliwemu i profesjonalnie przygotowanemu personelowi obyło się bez przyprawiających o grozę histerii i uciekania jak przy poprzedniej wizycie, kiedy musiała gonić za nim po całej przychodni i przekonywać, żeby dał się ukłuć. Po badaniach, poszli posiedzieć w parku, a później wrócili tam gdzie byli i czekali w bardzo długiej kolejce do specjalisty pummonologa, który okazał się sympatycznym Norwegiem o  polskich korzeniach. Jego matka była Polką. Dwa lata przed jego urodzeniem przeniosła się do Oslo, gdzie została na stałe. Poznała tam Nielsa Taggawena, ambitnego fizyka jądrowego i wyszła za niego za mąż. Maria Hanyszek skończyła w Norwegii studia medyczne i po kilkunastu latach praktyk zasłynęła jako wybitny kardiochirurg. Jej syn poszedł śladem matki i też wybrał medycynę. Olsen Taggawen nie mówił po polsku zbyt dobrze, miał spore problemy z odmianą przez przypadki, wszakże nie stanowiło to dla nich żadnej bariery, bo oboje dobrze znali angielski. Nie był też  jakoś specjalnie przystojny - typowy obywatel Skandynawi o charakterystycznej skandynawskiej urodzie, nie żaden amant, potrafił jednak być sympatyczny i czarujący. W mgnieniu oka zdobył sympatię Justyny i jej syna. Doskonale wiedział jak rozmawiać z tym chłopcem żeby go przekonać do niezbyt przyjemnych badań. Gdyby nie nie to, że już wcześniej zamotał jej w głowie ten zabójczo przystojny Anglik pewnie by ją ujęły dyskretne zaloty Olsena, który okazał się być świetnym specjalistą, znanym i cenionym w Europie za swoje osiągnięcia w zakresie medycyny dziecięcej. To że udało im się dostać na wizytę do tego wybitnego Norwega było ogromną zasługą Karola. Inaczej byłoby to raczej niemożliwe, ale doktor Wójcik miał najomości za granicą i wykorzystał je, aby pomóc synkowi Justyny, którą bardzo lubił od dawna. Mocno wierzył, że Olsen jest w stanie coś zdziałać w sprawie Dawida. Justyna była mu bardzo wdzięczna za to, co dla nich robił, podobnie cała jej rodzina. Bezinteresowność tego człowieka zadziwiała każdego. Cokolwiek się działo małemu Karol rzucał wszystko i leciał na pomoc.  Zawsze mogła na niego liczyć.




  • Dawid słoneczko ściągaj szybciutko kurtkę i szalik się, bo się zgrzejesz! - zawołała za nim Justyna. Zanim się obejrzała chłopczyk już poleciał do salonu, gdzie zastał Janka. - Dawid czy ty słyszysz co ja do ciebie mówię?! Wracaj tu pieronie jeden! - Justyna oparta plecami o ścianę ściagała właśnie buty. 
  • Zaraz mamo! - Dawid wyglądnął przez szparę w drzwiach od dużego pokoju. Rzucił matce figlarne spojrzenie. - Tylko przywitam się z wujkiem Jankiem okej? 
  • Nie zaraz tylko już!  - ponagliła syna zniecierpliwiona. 
  • Kocham cię mamuś! - krzyknął chłopiec i zatrzasnął za sobą drzwi. 
  • Dawid! - Zawiesiła kurtkę na haczyku w przedsionku i weszła do kuchni.
  • Jeszcze momencik! 
  • Jaki momencik?
  • Byli we trzech na Lubaniu... Janek wrócił sam - zakomunikowała nagle babcia Jasia, która wciąż krzątała się po kuchni. Była dziwnie spięta, i zdenerwowana. 
  • Co takiego? A gdzie reszta chłopaków? - spytała zaniepokojona Justyna. 
  • Janek wszystko ci opowie Justysiu. - Babcia Jasia mówiła cicho. Stała pochylona nad blatem i obierała ziemniaka. O mało się nie dziabnęła nożem, tak była zdekoncentrowana.
  • Babciu... - Justynę ogarnął trudny do opisania lęk. - Powiedz mi co jest grane. 
  • Przepraszam cię wnusiu - ucięła jej babcia. Wzięła do ręki kolejnego ziemniaka, a ten wyślizgnął jej się z ręki.  
  • Za co ty mnie przepraszasz? Daj spokój - Justyna już nic nie rozumiała. Podeszła do zlewu, odkręciła kran, a następnie przemyła ręce w ciepłej wodzie. 
  • Hej siostra - odezwał się nagle Janek, który właśnie wszedł do kuchni w  towarzystwie Dawida przyczepionego do jego nogi. Chłopiec wciąż był w kurteczce tylko szalik miał rozwiązany. Wyraz twarzy Jaśka wydał się Justynie srodze niepokojący i jeszcze bardziej pogłębił jej trwogę. - Co jest Jasiek? Czemu wróciłeś sam? 
  • Musimy pogadać Justyna... na osobności. - Janek spojrzał na nią, a jego oczy przepełniał głęboki smutek. Złość już mu przeszła, pozostał jedynie strach i  bezgraniczne przygnębienie.
  • Okej tylko rozbiorę Dawida inaczej zostanie w tej kurtce do rana - Powiedziawszy to złapała synka za rękę, przyciągnęła do siebie i wreszcie rozpięła mu kurtkę. - Ej synu nie kręć się, stój chwilę spokojnie .
  • Mamo, a gdzie jest wujek Rafał? - Dawid spojrzał na Justynę i od razu spostrzegł, że jest okropnie podenerowowana, a na dodatek wystraszona. - Czy coś mu się stało? - Chłopcu niespodziewanie załamał się głosik. 
  • Jeszcze nie wiem kochanie... - odpowiedziała Dawidowi i pocałowała go w policzek. Następnie podała kurteczkę syna Jankowi, który poszedł  je odwiesić na haczyk w przedsionku i zaraz wrócił.
  • Co się dzieje mamusiu? Czemu oboje jesteście tacy smutni - spytał zdezorientowany Dawid. Z Justyny przerzucił pelne niepokoju spojrzenie na Janka. Przed nim nic się nie dało ukryć. Dobrze wiedział, że stało się coś złego, a dorośli chcieli to przed nim ukryć. 
  • Później ci powiem bystrzaku, a teraz leć na bajkę, okej? - Janek schylił się i zmierzwił małemu włosy. 
  • Dlaczego wy mnie ciągle traktujecie jak naiwnego przedszkolaka? - Dawid naburmuszył się i zaczął tupać nogą. 
  • No przecież jesteś przedszkolakiem - powiedziała Justyna.  
  • Tyle że nie naiwnym - zaprotestował chłopiec.
  • To może ja pójdę z nim do pokoju, a wy tu sobie spokojnie porozmawiajcie - zaproponowała babcia Jasia. Po tych słowach wzięła prawnuka za rękę i powędrowali do salonu. Gdy mały wlazł na sofę, zamknęła drzwi.  Z trudem ukrywała przed tym bystrym chłopcem swoje skrajne emocje. To czego się dowiedziała od Janka prawie zwaliło ją z nóg i nie potrafiła udawać że nic się nie stało. Cały czas chciało jej się płakać. Okropnie bała się o Rafała. O tego Anglika również. 
  • Co się stało Janek? - spytała Justyna, kiedy wreszcie zostali sami.  Spoczęła na krześle pod oknem i wbiła w przyjaciela wyczekujące spojrzenie. Ton jej głosu naznaczony był jednocześnie chłodem i stanowczością. Oczekiwała, że Jasiek powie jej najgorszą prawdę, chociaż była już niemal pewna, że Rafałowi i Calvinovi coś się stało.  Teraz czekała na ostateczny cios.
  • Justyś, ja... ja naprawdę nie wiem... od czego zacząć. - Janek ukrył twarz w dłoniach. Gotów był się rozpłakać. To co się stało kompletnie go rozwaliło.
  • No mów do cholery! 
  • Rafał... - zaczął Janek, ale uciął bo nie wiedział jak ma przekazać Justynie wiesć o tym co stało jej bratu. - On... 
  • Co Rafał? - spytała i instynktownie wstrzymała oddech.
  • Rafał jest... ciężko ranny... Dostał nożem w brzuch. A potem jeszcze... oberwał kulkę, bo... 
  • Coooo ty pieprzysz Jasiek? Od kogo? - Justyna poczuła jak oblewa ją fala goraca. To co przed momentem usłyszała było starszne... potworne. Wreszcie poczuła ciarki na całym ciele, które przeszyły ją na wskroś. - O kurwa mać! - To było jej pierwsze przekleństwo od bardzo dawna.  Ostatni raz powiedziała coś takiego, gdy Marcin napisał jej że odchodzi. Wtedy była wściekła,  a dziś była zrozpaczona.
  • Nawet nie wiem... czy on... przeżył. Nic nie wiem. - Janek złapał się za głowę.  
  • Jasiek co się tam stało?  Opowiadaj! - naciskała Justyna.
  • Zostaliśmy zaatakowani i sterroryzowani przez dwóch gnoi, którzy szukali mocnych wrażeń. Zabrali nam telefony i zwiali... Mieli przy sobie broń palną. 
  • O Jezu, ja nie mogę. - Justyna zakryła ust dłonią. Do oczu naszły je łzy wielkości grochu i spływały po policzkach, słone i piekące. Właśnie doszło do niej, że może stracić brata... Przerażało ją to, że rozstali się w złości, bo nie chciała mu darować ta tamtego, a teraz... Jeśli go straci to już nie będzie miało znaczenia. 
  • Żebyś mnie kurwa tam widziała. Omal nie ześwirowałem. Tylko Cal zachował zimną krew w tej chorej sytuacji. Ten facet jest... niesamowity Justyna. Jak Boga kocham.  Jest tak rogarnięty, że brak mi słów.  
  • Jaaaa... jak on się ma? Czy jemu też.. coś się stało?- Bała się usłyszeć odpowiedź.
  • Nie, Calvin ma się dobrze... A przynajmniej taką mam nadzieję. Został z twoim bratem, a ja poszedłem po pomoc. Nie mogliśmy wezwać pogotowia, bo już nie mieliśmy komórek... To Cal chciał zejść do Ochotnicy, żeby wezwać ratunek, ale mu nie pozwoliłem,  bo obawiałem się, że się zgubi... Trochę mnie za to zrugał i miał rację. Gość jest zaradny jak mało kto...
  • Dobrze, że mu nie pozwoliłeś Jasiu. Dobrze. - Justyna wstała z krzesła i ruszyła w stronę przyjaciela. Potrzebowała się do kogoś przytulić. Rzuciła mu się na szyję i mocno się wtuliła w jego klatkę piersiową. 
  • Nie wiem co teraz będzie siostra - mówił załamany Janek tuląc Justynę. Sam był bliski płaczu i nie mógł mówić. Przytłoczył go totalny smutek. - Raf ma... raczej minimalne szanse na wyjście z tego. Stracił masę krwi. 
  • O Boże, ale...  ja nie mogę go stracić, nie moge! - Po tych słowach Justyna wybuchła płaczem i długo nie mogła się uspokoić. Dosłownie spazmów dostała od płaczu. Dałaby wszystko żeby to, co się wydarzyło można było cofnąć. Jak mogło dojść do czegoś tak strasznego? Jak ma teraz zabrać w góry swoje dziecko gdy na szlaku grasują bandziory gotowe zaatakować ją albo Dawida? 
  • Czekaj, zrobię ci melissy. Pomoże Ci się uspokoić. 
  • Nie chce żadnej pieprzonej melissy Jasiek - zaprotestowała Justyna.  - To nic nie da! Mój brat może umrzeć, a ja czekam tu bezczynnie. 
  • Uspokój się siostra. - Jasiek jeszcze mocniej ją przytulił.
  • Wszystko mu wybaczę tylko... niech on przeżyje do cholery! 
  • Ktoś chyba puka - powiedział Janek spoglądając w stronę przedsionka. - Pójdę sprawdzić kto to. 
  • Dobra idź. - Justyna puściła go, a po chwili opadła znów na stojące obok krzesło. 
  • Moment! - zawołał Janek i popędził do drzwi wyjściowych. Okazało się, że to Krysia. Była roztrzęsiona i zanosiła się od płaczu.  - Kynia? Ty już wiesz? 
  • Jasne, że  wiem. Zawiezli go do podhalańskiego... Jasiek, powiedz mi, że on z tego wyjdzie. Powiedz mi to!!! - Krysia ogarnięta rozpaczą biła go w klatkę otwartymi dłońmi. W końcu Janek ją objął i trochę się uspokoiła. - On nie może umrzeć! 
  • Da radę Kynia... to twardziel - zapewniał ją Jasiek. 
  • Jak to możliwe? - Kynią nadal wstrząsał szloch. Nie wyobrażała sobie, że jej Rafał mógłby tak po prostu odejść.  Jej Rafał? Oczywiście, że tak. Czy byli razem czy osobno on zawsze był w jej serduchu. Nie może go teraz stracić. 
  • Widziałaś Łukasza? - chciała wiedzieć Justyna. - Muszę z nim pilnie pogadać.  
  • Jasne, że... widziałam. Pali papierosa na zewnątrz. Też jest wstrząśnięty tym całym zajściem. Jeszcze go wasza mama objechała. 
  • Dziwne, że do mnie jeszcze nie dzwoniła - zdziwiła się Justyna. 
  • Wiecie już co z Rafałem? - zapytał podenerwowany Janek. 
  • Łukasz mówi, że go operują. Jest z nim... bardzo kiepsko. Musieli sprowadzać krew z innego szpitala  - odparła Kynia. Słowa z wielkim trudem przechodziły jej przez gardło.- A ten biedny Calvin... 
  • Co z nim? - pochwyciła wątek Justyna. Była coraz bardziej przerażona. 
  • Zasłabł tam na górze, ale podobno wykluczyli zawał serca.... Całe szczęście. 
  • To co mu jest? - dociekał Jasiek. 
  • Niewiadomo.  Robią mu teraz wszystkie badania świata. - Kynia wyciągnęła z torby chusteczki do nosa, a następnie wytarła zapłakane oczy. - Był nieźle wystraszony. Prawie w amoku. Rozmawiałam z Julkiem, który był na miejscu z resztą ekipy. Zabrali obu śmigłowcem do Nowego Targu. 
  • Już wczoraj źle się czuł, ale nie chciał się do tego przyznać. Widziałem po nim, że coś jest nie tak, a on zapewniał, że nic się nie dzieje... Uwierzyłem mu. 
  • I nic mi nie powiedziałeś? - wyrzuciła mu Justyna. - A gdyby to był zawał Janek? Wiesz, że on mógł tam nawet umrzeć? 
  • Oj Justyna wiem, ale to jest przecież dorosły facet. Chcesz go pilnować jak przedszkolaka?  Poza tym nie miałem pojęcia co mu doskwiera. 
  • Dobra... Poczekajcie chwilę, pójdę się przebrać i jedziemy do szpitala. powiedziała  Justyna i poleciała na górę.
  • Dobrze, czekamy! - krzyknęła za przyjaciółką Kynia. 
  • To ja jeszcze zabiorę kurtkę z pokoju gościnnego. - Mówiąc to skierował kroki w stronę saloniku. 
  • Okej Janek. - Kynia opadła na stojące w pobliżu krzesło. Wystarczyło, że pomyślała o Rafale i łzy na nowo napłynęły jej do oczu. Już po chwili ryczała jak nastolatka. Wiedziała, że jeśli straci tego faceta to będzie oznaczać jej powolne umieranie. Zamierzała odbić go Majce, a tu takie coś. 
  • Ciocia, co ci się stało? - Chłopiec przytulił się do swojej chrzestnej. 
  • Dawid? - Kynia spojrzała na niego z uśmiechem przez łzy. Nawet nie zauważyła kiedy wymknął się z pokoju gościnnego.
  • Czemu płaczesz? - zainteresował się chłopiec. Wreszcie dotknął rączķą jej policzków i starł z nich łzy. 
  • Eh aniołku, nie wiem co ci powiedzieć? - Kynia przytuliła głowę do głowy Dawida. 
  • Prawdę - odpowiedział syn Justyny. - Całą prawdę.  Nie tak jak mama i wujek Janek. Oni ciagle coś przede mną ukrywają. Zwyczajnie ściemniają. 
  • Może po prostu nie chcą Cię martwić. - Krysia przeczasała mu włoski palcami, odgarnęła mu grzywkę na bok. Jej chrześniak był wyjątkowo cudnym dzieciakiem. Do tego uroczym i kochanym. Przytuliła go. - Moje kochane słoneczko.
  • Ciocia daj spokój. To jest wersja dla naiwnych przedszkolaków. - Dawid założył ręce na piersi i wbił w nią świdrujace spojrzenie swych pięknych piwnych oczu. 
  • Dawid, a ty znów swoje - powiedział Janek, który przyleciał za nim. 
  • Tylko nie każ mi znowu wracać do tych durnych bajeczek, błagam. Mieliśmy pogadać jak dwaj dorośli faceci. 
  • Pogadamy jutro dobrze? 
  • Mówiłeś, że potem. No to już jest potem - przypomniał mu Dawid. 
  • Okej bystrzaku, powiem ci wszystko, ale zaraz potem pójdziesz grzecznie spać, jasne? 
  • Janek nie możesz mu... - zaczęła Kynia, ale Janek jej urwał. 
  • Poczekaj Kynia, nie wiesz co chce mu powiedzieć. 
  • Dawid czemu nie jesteś z babcią? -  spytała zaskoczona Justyna.  Była już wyszykowana do wyjścia. Wyglądała przepięknie w kremowych jeansach i bluzce w podobnym kolorze, a na wierzch miała zarzuconą beżową kurtkę ze skóry. Nawet zrobiła delikatny makijaż.  Rozpuszczone kręcone włosy podkreślały jej niezwykłą urodę.
  • Musiałem pocieszyć ciocie, bo bardzo płakała - usprawiedliwił się Dawid. 
  • Potwierdzam - powiedziała Krysia. - Masz cudownego syna. 
  • Posłuchaj synku... - Justyna pochyliła się nad swoim kochanym małym chłopczykiem i patrząc mu prosto w oczy mówiła dalej. -   Muszę teraz pojechać z wujkiem i ciocią do szpitala do Nowego Targu. Wujek Rafał miał w górach poważny wypadek i teraz go operują. Jeśli jutro wujek poczuje się lepiej to przyjedziesz tam z wujkiem Łukaszem i go zobaczysz okej? 
  • Ale wyzdrowieje? - Dawid zaraz posmutniał. - Przysięgnij mi, że nic mu się już nie stanie. 
  • Na pewno. Nie ma wyboru w tej kwestii- zapewniła Dawida Krysia. 
  • A co z naszym gościem... tym Calvinem? Czy on też będzie miał operacje? 
  • Nie Dawidku, Calvin na szczęście  nie wymaga operacji, ale doktor zatrzymał go  w szpitalu na obserwacji, bo trochę źle się poczuł. To on zaopiekował się wujkiem Rafałem wiesz? 
  • Przykro mi, że muszą być w szpitalu mamusiu. 
  • Mnie także, ale  wierzę, że wszystko będzie dobrze. Idź teraz do babci, a my wychodzimy. Postaram się nie wracać późno. 
  • Okej mamo, obiecuję, że teraz będę grzeczny jak aniołek - oświadczył chłopiec po czym pożegnał się ze wszystkimi po kolei, a potem na odchodnym rzucił do Justyny. 
  • Wygladasz cudownie mamusiu. Jak zawsze jesteś najpiękniejsza na świecie. 
  • O Jezuuuu, ale on jest rozbrajajacy Justyna - zachwyciła się Kynia.  - I ma gadkę po tobie. 
  • A ty jesteś najwspanialszym facetem jakiego znam - odzwajemniła się Justyna. Była naprawdę wzruszona wyznaniem syna. - Moim facetem. - Posłała mu całusa na odległość. 
  • Zanotowałem to. - Dawid wskazał paluszkiem na czoło i wyszczerzył białe ząbki w promiennym uśmiechu. 
  • Ale agent z niego - zażartował Janek kiedy wychodzili z domu na podwórko gdzie czekał na nich Łukasz. Nie był sobą. Całkiem się podłamał. 

Jakimś cudem udało mu się przespać. Przynajmniej te dwie godzinki odpoczął. Po błyskawicznym przyjęciu na oddział ratunkowy porobili mu większą część badań i odwiezli na kardiologie. Dalszą diagnostykę i wizytę specjalisty zaplanowali na następny dzień. Póki co zawał wykluczyli, ale chcieli mieć co do tego absolutną pewność. On też.  Musiał przyznać, że zajęli się nim bardzo dobrze. Wszyscy tu skakali koło niego jakby był jakimś ministrem, prezydentem albo samym papieżem. Oczywiście wiedział, że za wszystko będzie musiał zapłacić przy wypisie, ponieważ nie miał w Polsce ubezpieczenia, ale tym się w ogóle nie martwił. Najbardziej bał się o rannego przyjaciela. Czy zdołają go uratować? Nad nim znów czuwał ten lekarz Jacek, którego nazwiska nie poznał. Naprawdę świetnie się zajmował nim i Rafałem do czasu przybycia ratowników,  no i ten jego kumpel major. Cała czwórka odetchnęła z ulgą, gdy śmigłowiec GOPR u wreszcie wylądował w pobliżu miejsca gdzie się znajdowali. Szanse Rafała na przeżycie minimalnie się zwiększyły... Tylko mimimalnie, bo  według kumpli Janka stan poszkodowanego był wręcz beznadziejny. Nie dało się ukryć, że tak właśnie było. Stracił tyle krwi, że tak naprawdę nie powinien już żyć. Można było mówić o cudzie. Nawet Łukasz, ten twardy mocno stąpajacy po ziemi facet wymiękł, gdy zobaczył swojego siostrzeńca w takim stanie. Omal się nie przewrócił... A potem zaczął kląć jak najęty i postawił na baczność całą policję w okolicy, żeby szukali tamtych bandytów.  Ci co znali Łukasza wiedzieli, że prędko dorwie tych szubrawców i zapuszkuje.

Koszmar, który tam obaj z Jankiem przeżyli już na zawsze miał pozostać w ich świadomości. Nigdy nie zdołają tego wymazać z pamięci. Musieli by im chyba zresetować mózg, żeby zapomnieli o tym, co ich spotkało. Teraz kiedy Calvin leżał osamotniony na szpitalnym łóżku, podłączony do tlenu, wciąż przeżywał tamtą akcję. Dręczyły go powracające  obrazy i odgłosy, których nie był w stanie wyciszyć w żaden sposób ; krzyki Janka, strzały z pistoletu, jęki obolałego Rafała. Anglik czuł się strasznie, wręcz fatalnie. Tak fizycznie, jak i psychicznie. Ciężko oddychał, a duszność, która już przedtem mu dokuczała ciągle się nasilałała. Pielęgniarka założyła mu maskę tlenową i zabroniła mu ją ściągać. Do piersi miał poprzyczepiane jakieś elektrody, a na małym pikającym monitorku u góry wyświetlał się wykres mówiący o czynności jego serca. Wenflon wkuty do żyły w nadgarstku prawej dłoni strasznie mu przeszkadzał. Najchętniej by go sobie wyrwał, ale podawali mu w kroplówce jakieś lekarstwa, więc nie bardzo mógł to zrobić.  Tęsknił za Justyną. Bardzo chciał ją znowu zobaczyć, chociaż przez chwileczkę.  Myślał o niej w chwili, kiedy tamten świr celował do niego z pieprzonego glocka. W tamtym momencie bał się, że już nigdy więcej jej nie zobaczy i nie pocałuje... Cholerny świat, mógł to przecież zrobić poprzedniego wieczora, kiedy wrócił znad rzeki. Czemu sobie odpuścił taką okazję? Była tak blisko, a on... Z drugiej strony ciagle prześladowała go myśl, że zbliżenie z Justyną nie będzie teraz dobrym posunięciem. Dopóki wszystkiego sobie nie poukłada i nie zamknie tamtej sprawy z byłą żoną nie może zaczynać nic nowego. Najzwyczajniej w świecie nie chciał żeby przez niego cierpiała. Jedynym rozwiązaniem, jakie mu obecnie przychodziło do głowy było ochłodzenie stosunków... O ile się na to zdobędzie. Nie daj Boże, jeśli przyniesie to całkiem odwrotny skutek i sprawi, że ona odsunie się od niego raz na zawsze? Jak wtedy zdoła przełknąć tak gorzką pigułkę?




  • Jezu Coulter, ale z ciebie kretyn! Pieprzony pustogłów! - mówił do siebie po angielsku i raz po raz uderzał się w czoło otwartą dłonią. - I co teraz ze sobą zrobisz? Jak chcesz to rozegrać żeby nie zranić Justyny? 
  • Co ty mówisz? - zapytał Jacek, który niespodziewanie pojawił się przy łóżku Calvina odziany w ciemno zielony dwuczęściowy strój, zarezerwowany tylko dla lekarzy. - Hej, wszystko okej? -  Wchodząc zapalił światło. 
  • Przepraszam, gadałem do siebie - odparł zaskoczony Calvin. -  Udzielałem sobie repreymendy.  Mrużył oczy ponieważ raziło go światło lampki.
  • A to ja też tak czasem robię Tyle, że ja mówię do siebie po rosyjsku, a nie raz nawet śpiewam przy tym jakieś stare ruskie pieśni. - Jacek przerzucił spojrzenie na monitor i zapisał coś w karcie formatu A4, którą trzymał w ręce. 
  • Serio? - Calvin gotów był się roześmiać.  Jacek wydał mu się cholernie zabawny. 
  • Nie chciał byś tego usłyszeć. Gwarantuje ci. 
  • Po kilku mocnych pewnie by poszło- zażartował Anglik. 
  • No dobra, a teraz już na poważnie. Jak się czujesz Calvin. Jest coś lepiej? 
  • Tak - skłamał Anglik. Wiedział, że nie powinien kłamać, ale nie mogli go tu za długo trzymać. W niedzielę musi lecieć do domu. Nie potrzebuje mieć jeszcze problemów z  prokuratorem. Od siostry słyszał że ten facet Andrew Wasp to niezła hadra, jak się zawezmie na kogoś to amen. 
  • Na pewno? - Jacek patrzył na niego podejrzliwie. - A jakbyś miał ocenić w skali od 1 do 6 to na ile czujesz poprawę? 
  • To tak na trzy - odparł Calvin i pokazał trzy palce.
  • Wiesz co? - Jacek podrapał się po policzku. -  Ja sobie tak po cichu mówię,  że to może być astma. Ona często daje poodbne objawy. Miewałeś już kiedyś podobne napady duszności? 
  • Raczej nie. - Pokręcił przecząco głową. -  Nie przypominam sobie. 
  • Porobimy jutro badania w tym kierunku. Kardiologicznie jesteś czysty. Nie widzę nic niepokojącego jeśli chodzi o pracę serca. Zlecę na jutro rezonans, żeby się upewnić,  że w płucach też nic nie ma, choć RTG nic nie wykazało. 
  • Jacek powiedz mi...  co z Rafałem?  Dalej go operują? 
  • Powinni już kończyć. Sprowadzali dla niego dodatkową krew z innego szpitala z tego co wiem... Już raz im się zatrzymał. 
  • O Jezu nie- Anglik poczuł że robi mu się słabo.  Zamknął oczy żeby odpędzić od siebie mdłości.  Nie chciał teraz zwymiotować. W oczach stanęły mu łzy. Na samą myśl o tym, że Rafał już prawie zjechał z tego świata ogarnęła go panika. Zaraz pomysłał o Justynie i Krysi -  jak one musiały to przeżywać. 
  • Kolejne 24 godziny po operacji zdecydują co dalej. Musimy być dobrej myśli i wierzyć, że on z tego wyjdzie. Co innego nam zostało? 
  • Mieliśmy wielkie szczęście, że się zjawiliście. Janek poleciał po pomoc, ale pewnie czekalibyśmy na ratunek znacznie dłużej. Zostałem sam w zupełnie obcym miejscu i bałem się jak jeszcze nigdy w życiu. Rafał potrzebował pomocy, a ja jak na złość odpłynąlem... Nawet nie wiem jak długo byłem nieprzytomny. 
  • A my byliśmy w połowie drogi jak usłyszeliśmy strzały i zaczęliśmy biec do góry. Mirek miał racje, że dzieje się coś złego. Nie spodziewałem się jednak takiej draki jaką zastaliśmy.
  • Ledwo mi się udało opanować sytuację. Janek był potwornie wściekły i miotał się jak szalony... Mnie też roznosiło, ale wiedziałem, że wszczynając z nimi bojķę nic nie zdziałamy tylko jeszcze bardziej sobie zaszkodzimy...  Oni byli gotowi nas pozabijać. 
  • Dobrze sobie poradziłeś - pochwalił go Jacek. - Bardzo rozważnie postąpiłeś hamując zapędy kolegi. Faktycznie mogliście wszyscy zginąć.
  • Jestem psychologiem... Co prawda zajmuję się głównie dziećmi i młodzieżą, ale znam się też trochę na mechanizmach zachowań dorosłych. 
  • Naprawdę? - spytał zaskoczony lekarz. -  Zakładam zatem, że dzieciaki muszą cię bardzo lubić. 
  • Nieszczególnie - zaprzeczył Calvin. - Chociaż czasem zdarzają się drobne wyjątki. A dla młodzieży jestem śmiertelnie nudny, bo tylko zadaje skomplikowane pytania i nie znam się The Walking dead. 
  • Chyba wiem o co biega. Mój syn bardzo to lubił.
  • Lubił? To znaczy że... nie żyje? - spytał zasmucony Calvin. 
  • Niestety. 

  • Przepraszam doktorze, czy mogłabym chwilę pobyć z Calvinem? - odezwał się nagle delikatny kobiecy głos, który wyrwał obu mężczyzn z toku rozmowy.  To była oczywiście Justyna. Stała w progu przy otwartych drzwiach i patrzyła na nich z uśmiechem na ustach. Poczuła pewną ulgę,  gdy zobaczyła, że Anglik jest w nienajgorszym stanie. Tymczasem on prawie oniemiał, gdy ją zobaczył. Cały jego plan natychmiast wziął w łeb. 
  • Ależ oczywiście, już wychodzę - odparł Jacek po czym mrugnął porzumiewawczo do Anglika i oddalił się. Gdy wyszedł z pokoju Justyna zbliżyła się  do łóżka,  na którym leżał Calvin wpatrzony w nią jak w święty obrazek.. Od razu przysiadła na zimnym, metalowym taborecie i pochyliła się nad nim. 
  • Justyna... - Na jej widok puls Calvina przyspieszył. Serce też drgnęło kilka razy i nagle znalazło się w okolicy gardła. Nie spodziewał się, że Justyna przyjdzie do niego jeszcze tego wieczoru. Myślał, że jej uwagę pochłania obecnie jedynie Rafał, ale nie... Pomyślała też  o nim i uwielbiał ją za to jeszcze bardziej. Wreszcie wziął ją za rękę i uśmiechnął się do niej najpiękniej jak potrafił. Nie umiał inaczej. Jak mógłby teraz obejść się z nią chłodno i nie okazać współczucia? Niewykonalne! -  Cudownie, że jesteś... Dziękuję. 
  • Nie ma sprawy. Jak się masz biedaku? - spytała zatroskana. Nie przestawała się do niego uśmiechać. - Przestraszyłeś mnie i to nieźle.  
  • Dzięki. Ja to jeszcze znośnie, ale twój brat fatalnie... Poodbno się zatrzymał w czasie operacji.
  • Wiem, powiedzieli nam. - Mówiąc to odgarnęła mu z twarzy włosy i czule pogłaskała go po twarzy. Rozkoszą dla niej było zobaczyć w tych zabójczo niebieskich tęczówkach uwielbienie dla swojej osoby. Ostatnio rozczulał ją na każdym kroku. 
  • Tak strasznie mi przykro Justyna. Mogłem zrobić dla niego o wiele więcej, ale... - W oczach Anglika znowu zabłysnęły łzy. Starł je ukradkiem wolną reką po czym głęboko westchnął. - Tak mi z tym kurwa źle, że nie masz pojęcia, 
  • Zwariowałeś? - ucięła mu Justyna. Jego słowa oburzyły ją. Jak mógł twierdzić że zrobił za mało? -  Janek mówi, że gdyby nie ty... to chyba wszyscy trzej byście już nie żyli.  Tylko dzięki tobie tak to się skończyło, a Rafał ma szanse na przeżycie.
  • Justyś, proszę cię przestań. - Anglik nie wypuszczał jej dłoni z delikatnego uścisku.  Nie zamierzał. Chciał by prz nim trwała tak długo jak się dało. Mówił do niej czule, półszeptem jak kiedyś do swojej ukochanej jedynej Maggie, mamy Connie. 
  • Z czym  mam przestać Cal?  - zdenerwowała się Justyna. 
  • Nie rób ze mnie bohatera na siłę. Nie lubię tego.  - Calvin jeszcze bardziej spoważniał.  
  • Hej, nie przesadzaj już z tą skromnością, bo mnie to wkurza. - Justyna udawała zagniewaną.
  • Skoro tak to...  weź mi przywal. - Na wypadek ciosu Anglik zasłonił się poduszką.  Miał ochotę się z nią trochę podroczyć. Gdyby nie był taki słaby wyszedł by z łóżka i stoczyliby bitwę na poduszki. - Należy mi się. 
  • Przywalę ci jak będziesz w lepszym stanie dobra? Chorych się nie bije. 
  • No nie, nie faktycznie.  Jeszcze bym nie dotrwał do jutra.
  • Nawet tak nie żartuj głupku - skarcila go. - Dawid też się bardzo martwi o ciebie. 
  • O to bardzo miłe z jego strony - ucieszył się Anglik. - Przekaż mu,  że dziękuję.
  • Nie dałby nam żyć, gdybyśmy mu nie wyjaśnili co się stało. Taki się ostatnio zrobił dociekliwy, że coś strasznego. 
  • Prawidłowo. Jest coraz większy i chce żeby żebyście go traktowali poważnie. 
  • Co ty powiesz mądralo? - pokręciła głową. 
  • Ma to po mamusi przecież. - Powiedziawszy to Calvin puścił jej oko. 
  • Przeginasz Cal. - Justyna pogroziła mu palcem. 
  • A po kim innym? Czyżby po wujku Rafale? A może po dziadku? 
  • Droczę się z tobą Angliku - przyznała się Justyna.
  • No dobrze, wybaczam ci .- Rzucił jej pobłażliwe spojrzenie zmieszane z czułością. Jak mógłby jej nie wybaczyć. 
  • O cholera, czekaj, bo zaraz ci odpadną te wszystkie elektrody. - Rozbawiona Justyna próbowała mu przykleić do piersi jedną z elektrod, która się odczepiła, kiedy się wiercił. - Nie kręć się no! Jesteś jak Dawid.  
  • Pieprzyć jakieś elektrody. Chętnie bym stąd teraz zwiał.... - Powiedziawszy to przyciągnął Justynę bliżej i wyszeptał jej do ucha jeszcze jedno. -  Z tobą.
  • Uważaj bo ci pozwolę uciec. - Popatrzyła na niego z ukosa i uśmiechała się figlarnie. Komplementy i zaczepki Calvina bardzo jej się podobały. To jak z nią flirtował od samego początku.  
  • Dobry wieczór. Niestety muszę panią przeprosić - powiedziała pielęgniarka, która nagle stanęła koło Justyny. Przyszła z kolejnym pojemnikiem kroplówki w ręce i małą blaszaną tacką, na której była strzykawka. - Czas wizyty już się skończył. Pacjent musi odpocząć... Przykro mi, zarządzenie ordynatora.
  • Dobrze, rozumiem. - Justyna wstała z taboretu i przeszła na drugą stronę łóżka żeby  się z nim pożegnać. 
  • No nieeee, ja się nie zgadzam - zaprotestował Calvin. Podniósł się do pozycji siedzącej, złapał Justynę za przegub dłoni i nie chciał puścić.  - Chce żeby ona ze mną została na noc. Obok jest wolne łóżko. 
  • Wykluczone proszę pana. A teraz proszę się położyć i nie ruszać, bo muszę poprawić elektrody. Wszystkie się poluzowały. Chyba była mowa o tym, że ma pan leżeć spokojnie i nie zdejmować maski tlenowej, tak? 
  • Bo zwieje - postraszył pielgniarkę Anglik. Na twarzy miał wymalowany diabelski uśmieszek. 
  • To pana sprawa czy pan zwieje czy nie. Póki pan jest tutaj, słucha pan mnie i lekarzy, jasne? - zapowiedziała kategorycznie. Jej postura wzbudzała respekt. 
  • A ja nie wyrażam zgody na żadną ucieczkę - powiedziała Justyna. - Grzecznie poczekasz aż cię stąd wypiszą, rozumiesz? - Odpowiedzią Calvina na jej uwagę był słodki buziak posłany na dłoni.
  • Słyszy pan, co żona mówi?- zapytała kobieta i wymieniła pusty pojemnik na pełny. 
  • Nie jestem jej mężem - zaprzeczył Anglik i zaczął się śmiać. 
  • No to przepraszam, ale odniosłam wrażenie, że jesteście małżeństwem - wytłumaczyła się pielęgniarka.- Piękni młodzi i zabujani w sobie na śmierć. 
  • Jeszcze nie, ale to się może wkrótce zmienić...  Jeśli ona się zgodzi. 
  • O Boże Calvin, co ty...? - Justyna była jeszcze bardziej zbita z tropu. Dosłownie ją zastrzelił tym, co powiedział. A może tylko żartował? 
  • Zakochany w pani jak sto piorunów. Tylko pozazdrościć - oświadczyła pielęgniarka. Z zachwytem spoglądała na Anglika zapatrzonego w Justynę. - Żeby mój chłop tak czasem na mnie spojrzał byłabym przeszcześliwa. 
  • Dobranoc - powiedziała Justyna i skierowała kroki w stronę drzwi. Zanim zniknęła odwróciła się  jeszcze i rzuciła do niego. - Trzymaj się łobuzie. Do jutra.
  • Ale ją pan zastrzelił. 
  • Wyobraża sobie pani, że mógłbym nie kochać takiej kobiety? - Wbił w pielęgniarkę pełne powagi spojrzenie. Nagle stracił humor i na nowo omotał go smutek. Opadł na poduszkę i złapał się za głowę.  

Ciąg dalszy nastąpi... za niedługo. Jak Wam się podobało Kochani? Dziękuję Wam bardzo za odwiedziny, komentarze oraz za czas poświęcony na lekturę mojej powieści. Doceniam każdy gest i jestem niezmiernie szczęśliwa że tak Wam się podoba ta powieść.

Życzę miłej lektruy 😀  




24 komentarze:

  1. Nie wiem Kasiu, czy nie idealizujesz swoich bohaterów. Justyna jest coraz ładniejsza, Calvin mówi coraz lepiej po polsku, a Dawid jest coraz mądrzejszy ;) Jest ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówią, że praktyka czyni mistrza 😄😄😄 a miłość dodaje urody 🤣🤣🤣🤣 Dawid to tam wszystkich bije na głowę. Urodzony adwokat chyba 🙂🙂🙂

      Dzięki raz jeszcze 😃

      Usuń
  2. No dobrze, wszystko idzie nieźle. Teraz tylko proszę mi tu ładnie do finału prowadzić i żadnych zwrotów w złą stronę nie wykonywać! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Roxumiem że za ostro podkręciłam ciśnienie w 4 części? Przepraszam, zdarza mi się często. Wyobraznia mnie poniosła 😆😆😆 chyba. Też się cieszę że nie zabiłam Rafała. Z kim by się potem Calvin żarł?

      Usuń
  3. zabijanie bohaterów słabo wpływa na ciąg dalszy. w końcu to nie historia świata, ale tych, którzy pojawili się w treści. powinni przeżyć przynajmniej niektórzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja jeszcze nikogo nie zabiłam 🤣🤣🤣 jeszcze

      Usuń
    2. Narazie tylko straszę bo napięcie musi być

      Usuń
  4. Wkradły się małe literówki, ale to drobiazg;-)
    Odnoszę wrażenie, że wiele piszesz z autopsji, albo tak dobrą masz wyobraźnię:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj przepraszam, tablet znów świruje. Dopiero jak będę miała nowy komputer i normalnego Worda to wszystko poprawię Jotko. Dziękuję Ci za poświęcony czas. Częściowo z autopsji a częściowo z wyobraźni . Ściskam Cię mocno

      Usuń
  5. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Kochana dziękuję Ci za poświęcony czas. Super że nadal Ci się podoba

      Usuń
  6. Witaj początkiem lata
    Przepraszam, ale nie jestem w stanie przeczytać całego postu za jednym razem. Jak dla mnie są za długie. Ale to tylko moje spostrzeżenie. Wrócę tu za jakiś czas
    Pozdrawiam wszystkimi zapachami początku lata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Ismeno. Wiem, że znów przesadziłam z długością posta. Rozpędziłam się... Nie przepraszaj. Czytaj jak Ci wygodnie 😀. To ja przepraszam, nie mam w tym hamulca. Po prostu jestem przyzwyczajona że pisze powieść jednym tchem. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. Witaj ponownie letnim porankiem
      Jednak czy do takiej Pani Lato tęskniliśmy na początku roku? Za oknem z nieba leje się albo żar, albo gwałtowny strumień wody. Czy tak powinno wyglądać panowanie królewny Lato, do którego tęskniliśmy na początku roku?
      W takie dni najchętniej schowałabym się w chłodnym, zacienionym miejscu z książką w ręce i salaterką truskawek.
      Dlatego w takie dni również Tobie takich chwil życzę i pozdrawiam ciszą poranka
      Ale pewnie to raczej będziesz sama pisać, a nie czytać, Ale kto to wie....?
      Siądź z książką na fontanny krawędzi kamiennej,
      W której ogród odbija się i błękit czysty...
      Leopold Staff

      Usuń
    3. Ismeno dziękuję za ten cudowny poetycki komentarz. Po prostu miło się to czytało 😃😃😃 miłego wieczoru Dobra Duszo

      Usuń
  7. Ooooooo jakie to słodkie.. I wciągające, i emocjonujące, i z przygodami, i jeszcze w dodatku słodkie! <3 Romantyczne! Ja chcę tak jak najwięcej! <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Kochana no musi być troszku romantyczne. Cudnie to napisałaś. Ściskam Cię mocno

      Usuń
  8. Dobrze, że póki co nikt nie umarł, chodź z drugiej strony (czytałam komentarze) ja akurat lubię, jak główni bohaterowie umierają. Nie wszyscy oczywiście, ale jakaś tam postać pierwszoplanowa może, dla mnie to takie inne, niespotykane, rzadkie... dlatego jak ja piszę, to zawsze dodaję jakąś osobę której np. nie lubię, by zagwarantować jej zgon w którymś tam rozdziale, ale nie tylko. Powieść taka jest, że nie powinniśmy się spodziewać co będzie dalej :)
    Pozdrawiam ciepło ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś pomyślę 😀 Ściskam mocno

      Usuń
    2. Oczywiście nie zachęcam do uśmiercania nikogo XD Tak się składa, że wszystkich polubiłam! :D

      Usuń
    3. Ja tez ich lubię. Żal by mi było ich zabijać.. Szczególnie tego zakochanego Anglika.

      Usuń
  9. Jejku! Prawie mi tchu zabrakło pod koniec ostatniej części :D Mam nadzieję, że złapią tych bandziorów i ich zlinczują XD A to przekomarzanie się Cala z Justyną przypomniało mi jak ja się też kiedyś z pewną Justyną przekomarzałem. Dziękuję Ci bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Powoli nadrabiam czytanie. Najlepiej mi się tu zagląda gdy mam dłuższą wolną chwile i kawkę pod ręką, bo lubię się wczuć w historię. Ten odcinek był stosunkowo spokojny pod względem akcji, ale dość emocjonalny.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem ciekawa na co choruje Calvin... Jego stan jest niepokojacy :(

    OdpowiedzUsuń