Proza, góry i muzyka

poniedziałek, 21 listopada 2016

So hard to say goodbye... ( pol. Tak trudno powiedzieć żegnaj)

 

Spoczywaj w pokoju Mistrzu





Witajcie Kochani Czytelnicy
 
Wreszcie przyszedł czas na tego posta i nie będzie on lekki, ale nie mogłabym o tym nie napisać. Nie mogłabym nie wspomnieć o tym człowieku, niesamowitym artyście o polskich korzeniach żyjącym w Kanadzie, który opuścił nas 7 listopada tego roku czyli dość niedawno. Zapytacie czemu tak późno? Musiałam uporządkować myśli, zebrać je do kupy by ułożyć z nich coś sensownego. Nasz Mistrz Leonard Cohen odszedł do Pana całkowicie pogodzony z jego wolą, co nie każdemu łatwo przychodzi. Wielu z nas kurczowo trzyma się życia, bo boimy się tego co nas czeka po drugiej stronie. I'm ready my Lord ( jestem gotowy mój Panie) - takie słowa padają w utworze You want it darker pochodzącym z ostatniego albumu Cohena o tym samym tytule. Odszedł jak to mówią do tego lepszego świata, gdzie nie ma bólu, łez, zła... Choć tak naprawdę nie wiadomo jak tam jest i ta niewiedza jest dla wielu z nas nurtująca, u innych budzi lęk, dezorientacje... A może zbawienna jak niektórzy sądzą. Ja tylko mam nadzieję, że kiedy odejdę spotkam tam wszystkich których kochałam na Ziemi. Ciężko było oswoić się z myślą, że Cohen odszedł. Spodziewałam się trasy koncertowej, kolejnego koncertu w Polsce, a tymczasem dowiedziałam się o śmierci Leonarda. Bardzo chciałam go zobaczyć i posłuchać na żywo, jednak to marzenie pozostanie niespełnione. Tamtego ponurego poranka 7 listopada kiedy otworzyłam oczy usłyszałam od męża : Kasia wiesz, że Cohen zmarł? Te słowa mnie zatrwożyły. Byłam w szoku i do dziś nie mogę się z tego otrząsnąć. Ile razy sobie o tym przypomnę napawa mnie to przytłaczającym smutkiem. Chciałam by to był tylko zły sen. Chciałam obudzić się jeszcze raz i upewnić się, że to nieprawda. Ale to była prawda. Leonard Cohen, doskonały Artysta o ogromnej wrażliwości zmarł zostawiwszy nas ze swoim ostatnim albumem, który okazał się być niestety pożegnaniem z muzyką, z życiem, z nami. Kolejny raz przyszło nam połknąć gorzką pigułkę ponieważ ten rok naznaczony jest stratami, stratami wielkimi dla muzycznego świata, dla fanów. Najpierw odszedł David Bowie, potem Piotr Grudziński - doskonały gitarzysta Riverside, następnie Prince, a teraz przyszło nam powiedzieć Żegnaj Mr Cohen. Dlaczego? Trudne pytanie, ale zadajemy je wszyscy wielokrotnie. Dlaczego odszedł ktoś taki?
 
 
 
Ciężko znaleźć słowa, które w sposób najbardziej ścisły wyraziłyby  żal po jego śmierci, ponieważ słowa to zawsze za mało. Nie ma takich słów, które oddają rozmiar cierpienia, które odczuwamy po stracie kogoś kogo kochamy, szanujemy i podziwiamy, a Leonard był człowiekiem bardzo wartościowym, człowiekiem, którego śmiało można nazwać Ikoną Muzyki Wszechczasów i Gentelmanem, uroczym Panem o przepięknym czarnym głębokim głosie, którego muzyka jest istną poezją ubraną w najpiękniejsze wersy, człowiekiem, którego będziemy pamiętać zawsze. Kiedy zaczyna brakować słów milkniemy i ronimy łzy, łzy które powinny przynieść ukojenie, ale nie przynoszą. Są łzy, które nigdy nie przynoszą ulgi, tak jak rany, które nigdy się nie zabliźnią. Los znowu spłatał nam okrutnego figla - chce się powiedzieć, a słowa te nie przychodzą łatwo... Bo przecież słowa to za mało by powiedzieć że przemijające życie boli  jak rana  zadana  nożem  prosto w serce... Jest raną śmiertelną. Twórczość Leonarda jest jedną piękną deklamacją przepełnioną harmonią mądrością, jest lirycznym Arcydziełem. Ma w sobie to coś, co nas ujmuje i ubogaca, znajdujemy w niej utwory które radują, podnoszą na duchu a także takie, które zmuszają nas do refleksji nad sobą samym i nad naszym życiem... Szczególnie ta ostatnia płyta You want it darker, album bardzo mroczny i jednocześnie piękny, subtelny. Ten album jest monologiem Leonarda skierowanym do Boga. Leonard mówi, a Pan go słucha w milczeniu i być może przytakuje kiwając głową, wie, że Jego syn jest już gotowy na ostatnią podróż. W końcu wyciąga do niego swą wszechmocną dłoń mówiąc : No chodź synu, czekam. Dając nam tą płytę Mistrz Cohen chciał nas przygotować do tego co miało nadejść, miał świadomość, że odchodzi i pożegnał nas w wspaniały sposób... Zostawiając nam fanom jedną z najpiękniejszych swoich płyt w całej swojej twórczości. Bo dla mnie to jest jeden z najpiękniejszych albumów Cohena jakie słyszałam. Już od pierwszego przesłuchania byłam nią zauroczona, chociaż momentami odczuwałam pewien niepokój, a po całym ciele rozchodziły mi się ciarki. Mam tak za każdym razem. Kocham jego utwory, kocham jego głos, kocham jego wrażliwość. Trudno go nie kochać i nie mówić o nim bez bólu, który zakiełkował w naszych sercach w momencie, gdy dowiedzieliśmy się że umarł. Na szczęście tylko materialnie, bo duchowo zawsze będzie z nami. Miejmy nadzieje, że jeszcze kiedyś nam zaśpiewa swoje cudowne i nasze ukochane Hallelujah. Czekamy na to z wielkim utęsknieniem Mistrzu... Raz jeszcze powtórzę, że słowa to za mało by powiedzieć jak nam ciebie brakuje i by podziękować ci za muzykę którą nam zostawiłeś, a która była dla nas wszystkim co najlepsze. Dziękujemy ci za wszystko Mistrzu. Dziękujemy za to że byłeś z nami!!!!!!!!!
 
 
Zagłębmy się w te utwory najbardziej jak możemy. Pozostawiam je bez komentarza, bo jak już wspomniałam słowa to za mało...  Interpretacje zostawiam Wam.
 
You want it darker
 
 
String reprise / Treaty
 
 
Leaving the table
 
 
On the level
 
 
If I didn't have your love
 
 
Traveling lights
 
 
 
 
Kogo jeszcze przyjdzie nam pożegnać? - pytamy  mimowolnie i zaraz uciekamy od tych myśli. Boimy się wywoływać wilka z lasu. To już zaszło za daleko, czyż nie? Niektórzy pewnie popukają się w głowę i powiedzą : Cóż ona tak przeżywa? Przecież to tylko "jakiś tam" piosenkarz. Ile razy słyszałam podobne bolesne drwiące słowa to już nie zliczę. Odpowiadam więc : A dla mnie nie "jakiś tam" tylko wielki piosenkarz i człowiek przede wszystkim. Człowiek którego muzyka wiele mi dała. Muzyka według mnie jest czymś co ubogaca człowieka, jest sensem życia, łączy ludzi, nieraz uspokaja i koi ból. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez muzyki, bez moich ukochanych artystów, zespołów, dzięki którym zaznałam tyle radości i wzruszeń. Jakie byłoby ono  puste bez tego co mam i co przeżyłam? Przejmuje się takimi rzeczami jak śmierć artystów/ muzyków, ponieważ uważam, że
wszyscy jesteśmy równi (przynajmniej w oczach Boga, bo u ludzi to już ciężej ),  muzyk nie muzyk jesteśmy takimi samymi ludźmi i każdy z nas ma w sobie ukryty talent, którym może zadziwić drugiego. Żal mi każdego człowieka, nawet takiego, który mną gardzi i źle mi życzy. Żal mi ludzi bez pasji, bo dla mnie pasja to jedna z najważniejszych rzeczy w życiu. Dzięki niej poznałam wiele wspaniałych pozytywnych osób, które mnie rozumieją. To wspaniałe, gdy spotykasz na swojej drodze takich ludzi, którzy mimo ogromnych odległości żywią do Ciebie głęboką sympatię, z którymi możesz porozmawiać o wszystkim i nie powiedzą Ci, że ich nudzisz, ludzi którzy lubią słuchać innych, a nie tylko chcą by ich słuchano. Piękne prawda?
 
A teraz trochę starych kawałków Mistrza Cohena, które podnoszą mnie do nieba
 
In my secret life  
 
 
Closing time
 
 
A thousand kisses deep
 
 
Hallelujah
 
 
Coming back to You
 
 
Im your man
 
 
Everybody knows
 
 
Dance to the end of love - utwór został wykorzystany w niesamowitym filmie pt. Zapach kobiety z Alem Pacino w roli głównej.
 
 
Boogie street
 
 
Susane
 
 
Ten post jest moim osobistym hołdem dla Leonarda, pożegnaniem wspaniałego Artysty - Poety, który dla mnie zawsze pozostanie doskonały a jego niesamowita twórczość niezapomniana. Nie da się zapomnieć kogoś takiego jak Cohen. Dla każdego mężczyzny powinien być wzorem do naśladowania jak należy obchodzić się z kobietami. Był Gentelmanem w każdym calu, kochał i szanował kobiety i chyba za to najbardziej go podziwiam i szanuje.
 
 
 
Zdjęcia pochodzą ze stron :
 
 

3 komentarze:

  1. Pamiętam moją pierwszą noc z 'You want it darker' - od razu posłałam długą wiadomość do Brasílii, do mojego znajomego - artysty, prywatnie wielkiego fana Cohena. Obydwoje zakochaliśmy się w tych dźwiękach. Śmierć Leonarda nie była zaskoczeniem, mieliśmy się na nią przygotować właśnie poprzez ten album. Ale smutek był ogromny gdy dotarły do nas te wieści, ciągle jest, ale i spora wdzięczność - że zostawił dla nas tyle pięknej poezji. Dzięki Kasiu ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Tutaj nawet, gdy osobiście nie znamy osób, ból straty jest odczuwalny. Już nie będzie nowych twórczości, tego wyczekiwania na ulubioną postać, muzykę, wykonawcę itp. Możemy tylko wracać do przeszłości, ale nie wolno nam się zamykać.
    Pięknie napisane, świetnie dobrane słowa, pokazujące prostemu czytelnikowi, jak wiele może pozostać po każdym z nas.
    Trzymaj się ciepło Kasiu w tą zimę i nie tylko <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Artysty już nie ma wśród nas, ale piękne utwory pozostaną w sercach fanów na długo!

    OdpowiedzUsuń