Witajcie Kochani
Na wstępie przepraszam Was bardzo za moją długą nieobecność tutaj i na Waszych blogach, ale ten czas ostatnio jest taki paskudny, że ciężko się zmotywować do jakiegokolwiek działania. Obecnie walczę z okropnym dołem, który zniechęca mnie do wszystkiego i co gorsza blokuje moją chęć do pisania (to już trwa od października). Znów mnie ogarnęła ta wredna niemoc twórcza, przylazła nagle i nie chce mnie zostawić ZARAZA jedna, uczepiła się mnie jak rzep psiego ogona... O zdalnym nauczaniu to już nawet nie wspominam, wykańcza mnie to psychicznie i wszystkie problemy z tym związane także... Na szczęście Julka na razie chodzi do przedszkola i oby jak najdłużej było otwarte, bo zwariuje jak jeszcze zamkną to przedszkole. Ogólnie jestem bardzo zmęczona tą dziwną rzeczywistością, a . Ostatnio nawet na czytaniu książek nie mogę się skupić, idzie mi to jak krew z nosa :(:(:(:( To jest okropne, bo ja uwielbiam czytać, nie mogłabym bez tego żyć (codziennie potrzebuję pochłonąć przynajmniej kilka kartek). Gdy nie mam weny do pisania to zazwyczaj więcej czytam. Jak wiecie całą drugą połowę lipca i cały sierpień miałam nogę w gipsie, więc nigdzie się nie ruszałam (najdalej do ogródka koło przychodni, na ławkę). Dopiero we wrześniu troszkę odżyłam i mogłam pojeździć tu i tam z rodzinką i z moją kochaną koleżanką Stasią, która wpadła do nas na początku września i posiedziała u nas dobre dwa tygodnie. Było naprawdę niesamowicie sympatycznie. W tym czasie pokazaliśmy jej całą Nową Hutę, której nie znała, Muzeum Lotnictwa, Ogród Botaniczny, pochodziliśmy po rynku, wybraliśmy się też do kopalni soli w Wieliczce. Następny post będzie prawdopodobnie o jesiennym ogrodzie botanicznym, tak planuje zrobić, bo mam sporo ciekawych zdjęć do pokazania... Kiedy pogoda zaczęła się psuć i zaczął się czas zachorowań szybko dopadło mnie przeziębienie i tak mnie męczyło kilka dni, Lene i Jule też - w zasadzie to od nich złapałam katar. Tydzień temu dopadła mnie paskudna infekcja gardła i jeszcze do siebie nie doszłam. Obeszło się bez gorączki i bólu mięśni, które zwykle mnie męczą, gdy mam zapalenie oskrzeli. Nie miał mnie kto pielęgnować więc nie poleżałam sobie z książeczką w wyrku jak za starych dobrych czasów gdy jeszcze żyła babcia, musiałam działać na pełnych obrotach mimo zmęczenia. Mąż po 2 miesięcznej opiece nade mną (z powodu złamania nogi) wrócił do pracy i urlopu już nie dostanie, przynajmniej nie w tym roku.
A teraz przechodzę do przyjemniejszej i ciekawszej części tego posta, zapraszam Was na wycieczkę w moje ulubione Gorce. Dziś pokażę trochę zdjęć z naszej lipcowej wyprawy na Maciejową, na którą zabraliśmy naszą małą dzielną Julkę. Chyba jej się spodobało w tamtych stronach, bo nie chciała wracać do Krakowa, zapierała się rękami i nogami, gdy oznajmiłam, że czas schodzić do Rabki. Starsze dziewczyny były akurat na obozach w Brennej i w Rajczy. Kiedyś z pewnością weźmiemy je na Maciejową, myślę, że i one również pokochają to miejsce. To miejsce, do którego zawsze się wraca. W tym roku przez pandemię nie było bazy pod Lubaniem, a bez noclegu to raczej ciężko, bo droga daleka, nawet człowiek nie zdąży odpocząć a zaraz trzeba schodzić... no chyba, że się ma własny namiot to można zostać na górze. Ale jak jest baza i ekipa pod szczytem to zawsze jest fajniej :)
Trasę zaczęliśmy w Rabce Zdrój tak jak kiedyś. Obraliśmy szlak czerwony, który na odcinku Rabka Zdrój - Maciejowa stanowi niewielki fragment Głównego Szlaku Beskidzkiego. W paśmie tym Główny Szlak Beskidzki wiedzie z Rabki Zdrój do Krościenka nad Dunajcem przez kilka ważniejszych szczytów jak Maciejowa, Stare Wierchy, Turbacz, Kiczora, Runek, Lubań, Marszałek.
Gdy idziemy na Maciejową po lewej stronie cały czas mamy rozległy Beskid Wyspowy z Luboniem Wielkim, który od razu rzuca się w oczy, a także trochę Makowskiego (zwanego Średnim), zaś patrząc na prawo dostrzeżemy delikatny zarys Tatr oraz Beskid Żywiecki z pasmem Polic i Diablakiem.
Poniżej : Park zdrojowy w Rabce Zdrój, ten piękny zabytkowy budynek w starym góralskim stylu to siedziba oddziału PTTK
Na pogodę nie mogliśmy narzekać, było chłodno, wietrznie, ale dość przyjemnie. Szło się bardzo dobrze, a widoki jak zawsze były zachwycające.