Proza, góry i muzyka

czwartek, 2 listopada 2017

GORC I TURBACZ CZYLI SIERPNIOWE GORCE - CZ. 1


13 - 14  sierpnia - dzień pierwszy

Tamtego dnia pogoda była wyśmienita od samego rana. Jak na zamówienie. Ani za ciepło ani za  zimno i zero deszczu. Jednym słowem idealnie. Trudno wymarzyć sobie lepszą pogodę na wyprawę górską.  W sam raz. Wietrzyk delikatnie sobie powiewał poruszając trawę i kwiaty na malowniczych gorczańskich polanach. Widoki jak zawsze niewysłowienie cudowne.  Kto wie, może zainspirują malarzy i rysowników te moje skromne amatorskie fotografie. A było co podziwiać po drodze gdyż Gorce to jedno z najpiękniejszych górskich pasm w Polsce, dla mnie na pewno. Ruszyliśmy z samego rana. Już koło ósmej byliśmy w Szczawie, tam zaczęliśmy marsz czarnym szlakiem. Do pewnego momentu idzie się niestety ruchliwą szosą, mijają nas liczne pojazdy, i to jest jedyny minus tego szlaku, nie lubię iść szosą i nie lubię towarzystwa samochodów. Na szczęście nie jest to taki strasznie długi odcinek, zaraz za parkingiem odchodzi od szosy w lewo. Wzdłuż drogi płynie dość urokliwy potok Głębieniec. Otacza nas piękna swojska wioska po prawej, las po lewej i zielone wzgórza górujące nad Szczawą, na których są też niewielkie osiedla.  Przypadkiem zabrnęliśmy na jedno z nich o nazwie Magurzyca... Jak to się stało? A tak, że nie zauważyliśmy, że szlak odchodzi w bok szlaku i zamiast zboczyć z szosy szliśmy nią dalej do góry. W pewnym momencie zorientowaliśmy się, że nie ma znaków na drzewach. Zaczęliśmy ich szukać w skutek czego straciliśmy ponad godzinę. Wreszcie postanowiliśmy się wrócić do miejsca gdzie urwał nam się czarny szlak czyli do parkingu. Zachodzimy patrzymy, jest znak. Z jaki z tego wniosek? Wystarczy się raz zagapić i zaraz można zgubić obrany wcześniej szlak.
My na szczęście znaleźliśmy właściwą drogę potem już było z górki...
No prawie z górki :)

Idziemy więc żwawym krokiem  ku Gorcowi nucąc sobie pod nosem Bieszczadzkie Anioły grupy Stare Dobre Małżeństwo. Ta piosenka wszędzie jest znana i lubiana, a prócz tego ma niepowtarzalny klimat. Tak w ogóle to kocham ich kawałki, są takie typowo turystyczne i fajnie się ich słucha o każdej porze. Inną taką ciekawą grupą o podobnym charakterze repertuarowym jest zespół Cisza jak ta. Trzeba przyznać, że przepięknie grają i śpiewają. Muszę kiedyś wybrać się na ich koncert, koniecznie gdzieś w górach. Często grywają w górskich schroniskach. Znam ich w sumie od niedawna.  Bardzo mi się spodobał ich klimat także jak najbardziej polecam! A tak przy okazji, muszę zdradzić że na tę wycieczkę zabrałam moje trzecie dziecko (w brzuszku) o czym jeszcze nie wiedziałam. Będzie kolejny urodzony turysta albo turystka. Podejrzewałam że mogę być w ciąży bo strasznie doskwierał mi głód. Dobrze że mieliśmy odpowiednio bogaty prowiant, hahaha :)  Pierwsze podejście pod Nową Polanę było dosyć ciężkie. Przyznaje, nieźle się zasapałam idąc pod górę. Ale co tam prę  twardo przed siebie, pokonuje kolejne metry. Nie odpuszczam, choć dalej wcale nie lżej. Kolejne strome podejście przed nami... Trzeba się znów wysilić.  Widoki jednak wszystko wynagradzają, każdy najmniejszy nawet trudzik :) Takie już są te Nasze Góry. Głównie po to się je zdobywa by potem móc nasycić wzrok cudownymi panoramami. I to jest radość nieopisana.


Przed Państwem grupa Cisza jak ta :




Stare Dobre Małżeństwo

Bieszczadzkie Anioły :)


SDM : Jak


SDM Zabieszczaduj


Krywań : Dwie tęsknoty



Krywań : Banowanie
Przy niewielkiej polance o nazwie Nowa Polana zmieniamy szlak na niebieski, a ten zawiedzie nas już na sam Gorc. Dłuższy postój robimy sobie na polanie o nazwie Świnkówka. Czas coś zjeść i złapać oddech, naładować akumulator na dalszą drogę, choć do celu już naprawdę niedaleko. Jeszcze kawałek i przed nami wyłania się ogromna Hala Gorc Kamienicki położona na wysokości 1160 m n.p.m robi naprawdę ogromne wrażenie, a jeszcze większe rozciągająca się z niej wspaniała szeroka  panorama obejmująca takie pasma jak : Tatry, Magurę Spiską, pasmo Lubania oraz Pieniny na południu, na północy Beskid Wyspowy od Lubonia Wielkiego po Modyń, na wschodzie Beskid Sądecki, patrząc znów na zachód zobaczymy Kudłoń oraz Dolinę Kamienickiego Potoku. Nazwa tej polany wywodzi się od mieszkańców Kamienicy, to oni ją wypasali. Obecnie hala ta jest własnością prywatną. Nieopodal głównej bitej drogi prowadzącej na szczyt znajduje się bacówka pasterska pełniąca funkcje schroniska, a nieco dalej jest jeszcze jedna. Gdzieś poniżej polany w lesie, na północnych stokach Gorca bije źródełko dobrej zdatnej do picia wody nazwane "Do smoka" - skieruje Was do niego strzałka znajdująca się przy szlaku.

 Tyle tu przestrzeni, tyle różnego kwiecia, ziół i innych roślin, że śmiało można powiedzieć, że to jeden wielki dywan rozciągnięty w dolinie. Uroku tym rozległym polanom dodają również opuszczone szałasy pasterskie, nieraz służą turystom za schrony w czasie burzy. A ile tu borowiny to nie macie pojęcia. Wszędzie widać zbieraczy i pełne kosze borówek. Na drugi raz biorę ze sobą wiaderko i zbieram do oporu, później pyszny będzie koktajl. Nie ma nic lepszego niż leśne borówki, naturalne niekropione. Prócz tego wspaniale gaszą pragnienie. Nie wiem czy wiecie, ale Gorce są  najbogatszym pasmem górskim jeśli chodzi o występowanie borowiny. W Beskidzie Sądeckim w okolicach Niemcowej też trochę widziałam i w drodze na Prehybe. Kiedy braknie ci wody borówki w lecie cię uratują ;) Podjesz trochę i natychmiast czujesz ulgę. Nieważne że odrobinkę się pobrudzisz.

CIEKAWOSTKI PRZYRODNICZE :)
Polany gorczańskie powstały po wykarczowaniu lasów w XV wieku, a dokonali tego wołoscy koczownicy, w celu pozyskania ziem pod uprawę. Najbujniejsze fragmenty łąk porasta na przykład ciemiężyca zielona i starzec górski, spotkać je można na polanach Przysłopek i Turbaczyk.

Najwięcej krokusów i przebiśniegów pojawia się wiosną na Polanie Szałasiska nad Koninkami. Na polanach grzbietowych i stokowych spotykamy bardzo często takie rośliny jak młaki kozłkowo - turzycowe, porośnięte kozłkiem całolistnym, turzycą żółtą oraz wełniakami.

Spotkamy tu również niezliczoną ilość roślin naczyniowych jest ich aż 900 gatunków, większa część występuje na terenie Gorczańskiego Parku Narodowego. Najciekawsza jest paproć o nazwie podejźrzon lancetowaty. Niegdyś jego jedynym stanowiskiem w Karpatach była Hala Turbacz. Inne rzadkie okazy to między innymi : paprotnica górska i przetacznik alpejski.
Poniżej : Podejźrzon lancetowaty
Przetacznik alpejski

Wśród gatunków subalpejskich wyróżnić można : kuklik górski, fiołek dwukwiatowy, pięciornik złoty, modrzyk górski, chaber miękkowłosy.  Są też chronione krzewy oraz krzewinki : cenny choć często niszczony wawrzynek wilczełyko, zaś z roślin zarodnikowych wymienimy skrzyp olbrzymi i pióropusznik strusi - gatunki unikalne. Nie można nie wspomnieć o kwiatach, wszak rośnie ich tu cała gama. Warto powiedzieć o obecności tojadów, omiegów górskich, dziewięćsiłów bezłodygowych, mieczyków dachówkowatych, goryczków oraz storczyków, zaś na wiosnę pojawia się licznie tak zwany szafran spiski czyli krokus. 
Poniżej : Pióropusznik strusi
Poniżej : Skrzyp olbrzymi 
Dominującym i zarazem najważniejszym w tym paśmie piętrem roślinności jest oczywiście regiel dolny. Porastają go głównie ;
- Bór jodłowo - świerkowy do wysokości 900 m (trzeba jednak dodać, iż do wysokości 800 m wzdłuż potoków mamy do czynienia z pozostałością lasów łęgowych czyli olszynką karpacką - olcha czarna i sina, wierzby siwej i topoli białej).  
- Od wysokości 900 m do ok 1150 m zaczyna dominować buczyna karpacka z domieszka jodły, świerka i jaworu, nie często zaś modrzewia, brzozy, jesionu, osiki, jarzębiny czy wierzby iwy. W tych lasach świerk zdecydowanie przewyższa jawor jeśli mowa o jego ilości,  całkiem zaś zanikł tzw. wiąz górski.

Wiąz górski

Runo leśne w tym reglu ubogacają także inne dominujące rośliny jak choćby żywiec gruczołowaty, żywokost sercowaty, narecznica samcza, paprotnik Brauna, sałatnik leśny, przytulia okrągłolistna, podrzeń żebrowiec, przetacznik górski czy tojeść gajowa. Wśród krzewów wyróżniamy między innymi pokrzyk, wilcza jagoda, szczyr trwały, kopytnik, gajowiec żółty.

W Gorcach regiel dolny porasta również las jodłowy z niewielką domieszką świerka, buka oraz jaworu, górny regiel to znowu  głównie bór świerkowy występujący w rejonie  Turbacza, Kiczory, Mostownicy, Jaworzyny Kamienickiej, Kudłonia, Gorca i partii podszczytowych Lubania. Warto wiedzieć iż pod szczytem Kudłonia została sztucznie posadzona kosodrzewina, która nie występuje normalnie w tych stronach. W 1982 roku odkryto na Kudłoniu otoczony skałkami piaskowca relikt glacjalny typowy gatunek górski tzw. skalnicę gronkową, a tuż przy niej rósł powojnik alpejski. W paśmie tym napotykamy także sztucznie wprowadzone fragmenty lasów sosnowych, a także modrzewiowych, brzozowych oraz olszy szarej. Drzewostany te wprowadzono tu w II połowie XIX wieku. Niegdyś w lasach gorczańskich w piętrze regla górnego dominował głównie świerk, było również trochę modrzewia, jarzębiny, buka czy jodły. Dziś to przeważnie bór świerkowy, występuję też nielicznie jarzębina.
 
Kolejny odpoczynek już na szczycie Gorca (1228 m n.p.m.) Na wieżę widokową tym razem nie wchodziliśmy z racji tego, że byliśmy tu rok wcześniej i zdjęcia zostały porobione :) Gdzieś je tam mam, jak znajdę to oczywiście wrzucę, bo widok naprawdę wspaniały, zapierający dech w piersiach (panorama 360 stopni)  - przy dobrej pogodzie zobaczyć stąd można nawet Babią Górę.  Tymczasem nad Gorcem zawisły na moment ciemne chmurki, które szczęśliwie szybko się rozproszyły. Trochę się zaniepokoiłam, że zwiastują one duży deszcz, ale na szczęście nie :)  Po dwudziestu minutach przerwy pojedzeni i napojeni ruszamy w dalszą drogę i obieramy szlak zielony, który później zmienimy na czerwony (przy Polanie Gabrowskiej Dużej) niebieskim natomiast można zejść do Ochotnicy Dolnej przez Jaworzynkę Gorcowską koło Studenckiej Bazy Namiotowej SKPG Kraków, kto tam nie był polecam zahaczyć, bardzo fajna atmosfera  :) :) :) Pierwsze zejście z Gorca szlakiem zielonym jest dość strome,  szczególnie po deszczu ciężko się schodzi, gdyż jest bardzo ślisko. Nieraz można sobie nieźle pojechać. Osobiście nie lubię takich zejść, nie czuję się pewnie i zajmuje mi to więcej czasu. To dla mnie jedyny minus jeśli mowa o chodzeniu po górach, staram się jednak jakoś oswoić ze stromiznami.  

Należy uważać na żmije, których w lecie jest mnóstwo (poza Gorcami żmija zygzakowata  występuje również w Pieninach i Beskidzie Sądeckim - nie licząc gór można ją spotkać w wielu innych miejscach w Polsce, na obrzeżach lasów, na podmokłych łąkach). Aby uniknąć spotkania z tym wężem pamiętamy o tupaniu w czasie marszu, owe stworzenia są bardzo płochliwe, boją się hałasu i chowają się. Przeważnie unikają człowieka i rzadką kąsają, atakują gdy czują się osaczone. Zawsze trzeba się dobrze rozglądać by przypadkiem jej nie nadepnąć,  w ten sposób unikniemy niebezpieczeństwa. Ukąszenie jest bardzo nieprzyjemne, najbardziej niebezpieczne dla dzieci i ludzi starszych, a w przypadku, gdy nie przyjmiemy surowicy do 24 godzin możemy narazić się na poważne komplikacje - martwica, uszkodzenie układu nerwowego, zmiany rytmu pracy serca. Absolutnie nie wysysamy jadu osobie ukąszonej, najlepiej wezwać GOPR ub samemu udać się po pomoc jeśli jesteśmy w stanie się ruszać. Między innymi z tego powodu nie zaleca się  ubierania w góry klapek ani sandałów, żmija gdy atakuje sięga kostki. Zakładamy pełny wygodny but, najlepiej żeby był wysoki powyżej kostki.

Prawda że, uroczy gad? ;)




Zmierzamy do schroniska PPTK im. Władysława Orkana na Turbaczu. To będzie koniec naszej wyprawy na ten dzień. Tam zanocujemy. Po drodze jeszcze fotografujemy z Darkiem ile się da. Fotografia amatorska to nasza wielka pasja. Najlepsza pamiątka z każdej górskiej wyprawy. Co rusz to inny obrazek warty uwiecznienia. Wszędzie pięknie kolorowo, nie wiadomo gdzie podziać wzrok. Człowiek nigdy nie ma dość tych zniewalających widoków. Idąc zielonym szlakiem w kierunku Turbacza  mamy praktycznie cały czas po równym, można więc przyspieszyć kroku. Do polany Przysłop Dolny pokonujemy odcinek, który robiliśmy ostatnio z dziećmi kiedy szliśmy na Gorc od Chaty Gorczańskiej, owa chata studencka znajduje się tuż przy żółtym szlaku, choć nie doprowadzi on nas do niej bezpośrednio bo wcześniej odbija w bok. Najprościej można się do niej dostać tak  : dojechać busem do centrum Ochotnicy Górnej a potem cofnąć się trochę od przystanku i kierować się na osiedle Jamne w Dolinie Jamnickiego Potoku. Szosą idziemy jakieś 2 do 3 km, po czym szlak zbacza z drogi koło niewielkiego domku i pnie się w górę do lasu, stąd jeszcze ok 15 minut pod górę.

Kolejny krótki przystanek na zielonym szlaku to Polana Przysłop Dolny, następny będzie dopiero na Hali Jaworzyna Kamienicka. Nie powiem, zmęczył mnie ten dopiero, co pokonany odcinek wszak za nami naprawdę kawał drogi a ja byłam odrobinę osłabiona z powodu ciąży. Gdy w końcu docieramy do punktu odpoczynku rzucam się na pierwszą wolną ławkę, wręcz zwalam na nią cała zasapana, a nogi bolą niemożliwie. Nie czuje już stóp, jedynie przebyte kilometry, mimo to mam satysfakcje, że już połowa trasy za nami. Zatrzymujemy się tu na jakieś dziesięć minut żeby doładować akumulatory.  Napoiłam i nakarmiłam siebie oraz mojego malutkiego głodomorka w brzuszku, który już tylko na to czekał. To jego pierwsza wielka wyprawa. W międzyczasie ruszył się wiatr, a że byliśmy na otwartej przestrzeni to też zrobiło się chłodno i trzeba było ubrać coś grubszego. Na zegarku godzina 13:30, obliczamy że do celu zostaje jakieś 3 godziny. Oczywiście myślami już jestem na miejscu, ale do celu wciąż daleko więc lepiej skupić się na otaczającej nas przyrodzie. W końcu ruszamy dalej, a przed nami polana Przysłop Górny, tu zatrzymujemy się tylko na moment cyknąć kilka fotek. Stąd jeśli dobrze się przyjrzymy dostrzeżemy nawet Trzy Korony, pod warunkiem, że niebo jest bezchmurne. Łatwo poznajemy ten piękny pieniński szczyt po charakterystycznym kształcie. Pokonujemy następne kilkadziesiąt metrów szybkim krokiem z miarowym oddechem. Znowu pełno borowiny, są także  pyszne czerwoniutkie maliny i mnóstwo kwiecia. Gdzieniegdzie napotkać można świeżo wyrośnięte młode jodły i świerki, stare natomiast leżą powalone. Kiedy wchodzimy w las droga znów pnie się trochę pod górę i kolejny raz musimy się wysilić więc zwalniamy krok. Robimy małe kroczki oszczędzając w ten sposób płuca. Oddychamy nosem, buzią wypuszczamy powietrze. Tymczasem Hala Jaworzyna Kamienicka coraz bliżej, a od niej na Turbacz to już tylko rzut beretem. Tam planujemy ostatni odpoczynek. Gdy zachodzimy na miejsce odpoczywa tam niewielka grupka turystów. Witamy się i wymieniamy pozdrowieniami jak przystało na prawdziwych turystów. Od opuszczenia Gorca  nie spotkaliśmy na szlaku nikogo. W koło cisza spokój, słychać jedynie ptaki mniejsze lub większe, wzbijające się w powietrze lub gaworzące gdzieś wysoko w konarach drzew. W  tej okolicy spotkać można na przykład siwerniaka, jarząbka czy głuszca

Polana Jaworzyna Kamienicka położona na wysokości 1200 - 1260 m n.p.m na północno wschodnim zboczu szczytu o tej samej nazwie ( Jaworzyna Kamienicka - 1288 m n.p.m to zarazem jeden z wybitniejszych szczytów pasma gorczańskiego a także jedno z ramion Turbacza).  Z polany tej roztacza się piękna panorama obejmująca cały Beskid Sądecki i Wyspowy oraz Gorc i Kudłoń wraz z ich polanami podszczytowymi, poza tym głęboką dolinę potoku Kamienica. Na polanie tej stoi zabytkowa kapliczka tzw. Bulandowa kapliczka zbudowana przez legendarnego bacę Tomasza Chlipałę (ur. 1830 zm. 1912/13 w Lubomierzu) znanego również jako Buland pochodzącego ze Szczawy, a przydomek Bulanda wywodzi się od nazwy osiedla w Szczawie, Bulandy. Kazimierz Sosnowski - popularyzator Beskidu Sądeckiego i Gorców - nazywał Chlipałę "Sabałą górzeckim". Kapliczka powstała w 1904 roku i stanowi najstarszy zabytek sztuki sakralnej w granicach Gorczańskiego Parku Narodowego. Bulanda cieszył się ponoć sławą  znachora i czarownika. Jeszcze jednym ciekawym miejscem w okolicy polany jest Zbójnicka Jama, która znajduje się na zachodnim krańcu Jaworzyny, 800 m od kapliczki Bulanda ( jakieś 10 minut). Jest to jaskinia szczelinowa która była swego czasu schronieniem dla zbójników harcujących po Gorcach. Ciągnęła się ponoć pod całymi Gorcami, co sprawdzili tamtejsi juhasi, a wedle innej legendy ma ona rzekomo połączenie z Dunajcem. Ludowe podania głoszą iż pewien harnaś zabił w niej zbójnika gdyż ten był od niego sprawniejszy, pozbawił go głowy, którą następnie wrzucił do jaru. Odrąbana głowa zbójnika wedle porzekadeł pojawia się do dziś na miejscu morderstwa.

Z Polany Jaworzyna Kamienicka kierujemy kroki od razu w stronę Polany Gabrowskiej. Zastanawialiśmy się chwilę czy by nie zaglądnąć do wspomnianej jamy, lecz po namyśle zdecydowałam że jaskinie zobaczymy innym razem. Byłam zbyt zmęczona żeby dodawać sobie kilometrów,  w dodatku skończyła nam się woda. Mieliśmy nadzieje że gdzieś po drodze będzie jakieś źródełko w którym będziemy mogli uzupełnić braki. Nogi  nie chciały mnie już nieść, lecz uparcie parłam przed siebie. Powiedziałam sobie że i tak dam radę, choćbym się miała czołgać do tego schroniska. - Bo co, że ja rady nie dam? Zostało już tylko 30 minut bitego marszu, no... właściwie 45 bez zatrzymywania się. Dalej przechodzimy przez tak zwane Długie Młaki czyli podmokłe łąki gdzie przed zapadnięciem ratują turystów kładki utworzone z grubych drzewnych beli. Podobnych miejsc jak to jest na tej trasie więcej.Od Polany Gabrowskiej Dużej idziemy cały czas za szlakiem czerwonym czyli Głównym Szlakiem Beskidzkim ( szlak ten zaczyna się w Beskidzie Śląskim w Ustroniu, kończy w Bieszczadach)... No nic.. ledwo się obejrzałam,a tu już Hala Długa. Praktycznie dotarliśmy do celu. - Jesteśmy w domu Darek!!!  - rzuciłam uradowana do męża. Wkrótce znaleźliśmy też upragnione źródełko i mogliśmy ugasić palące nas pragnienie. Gdyby nie przyjemny chłodek już dawno padłabym z wyczerpania. Nie ma to ja zimna czysta woda prosto ze źródła miłości jak je nazwano. Czy ma jakieś specjalne właściwości? Hmmmm, chciałabym żeby miało. Tak jak w tych bajkach dla dzieci... Wypili,  a potem żyli długo i szczęśliwie. Tymczasem od schroniska dzieli nas może 2 km, tak w przybliżeniu. Przyspieszamy gdyż chcemy być jak najszybciej na miejscu i wreszcie odpocząć na tarasie z kubkiem gorącej kawy w dłoni i już nigdzie się nie ruszać... Przynajmniej do rana. Po drodze mijamy ogromne stado owiec, wśród których znalazły się także trzy kozły. Napotkaliśmy też jedną zabłąkaną owieczkę która postanowiła się odłączyć od towarzystwa i w samotności podgryzać sobie trawkę. O dziwo nie uciekła mi od razu i mogłam ją pogłaskać. Właściwie to było jagnię. Słodkie o mięciutkim futerku. Przemiłe w dotyku. Oczywiście poinformowaliśmy bace, o tym, że pewna mała owieczka samotnie wałęsa się po hali, na co baca powiedział nam żebyśmy się nic nie martwili, bo on ma malucha na radarze :)

Przed nami jeszcze jedno malutkie podejście, ale dla naszych ekstremalnie zmęczonych nóg to nie lada wyzwanie. Potem jeszcze kilka schodków i.... Dotarliśmy. Po długiej choć wspaniałej wyprawie doczekaliśmy zasłużonego wypoczynku. Tak dawno nie byłam w tych schronisku. Bodajże od 2008 roku. Wtedy szliśmy na Turbacz od Rabki i wstąpiliśmy do schroniska na krótko. Nie nocowaliśmy tu, tylko pod namiotem na Przełęczy Knurowskiej, ale że obecnie mam notoryczne kłopoty z korzonkami to też nie mogę sobie już pozwalać na takie atrakcje. Niestety :( Najpierw idziemy na górę do jadalni żeby się zameldować i zaklepać sobie nocleg... No i coś zjeść. Zamawiamy sobie kwaśnicę na żeberku, na którą czekamy około piętnastu minut. Byliśmy strasznie głodni jak niedźwiedzie... Szczególnie ja i dzidziuś... Koń z kopytami, z pewnością by nie wystarczył... Kwaśnica oczywiście przeeeeeeee pyszna, rewelacyjna, dosłownie palce lizać. Jedna z najlepszych jakie jadłam. Warto było odczekać te naście minut. W ogóle obsługa schroniska pod Turbaczem jest super. Świetnie gotują - to należy zaznaczyć. Bardzo mi się tam podoba i jeszcze pewnie nie jeden raz tam zawitamy... Nie ukrywam wcale, że naszym najukochańszym miejscem w Polsce na zawsze pozostanie Bacówka pod Bereśnikiem. I nic tego nie zmieni. Po spożyciu posiłku udaliśmy się pod prysznic żeby trochę się odświeżyć ( od razu odżyliśmy). Ja poszłam pierwsza. Po myciu zasiedliśmy na tarasie w ciszy i spokoju, ponieważ cały tłum już się rozproszył. Siedzieliśmy i patrzyliśmy na piękną panoramę : Tatry nie były o tej porze dość wyraźne, górujące na Pieninami i Spiszem. Było więc co podziwiać tamtego popołudnia. 

A Wy Drodzy Czytelnicy musicie to koniecznie zobaczyć, doświadczyć na własnej skórze. Gorce choć niezbyt wysokie są po prostu magiczne. Jeśli lubicie takie dłuższe wycieczki, jeśli chcecie poczuć te magię i z wiatrem we włosach przemierzać ogromne połacie gorczańskich polan i spróbować tamtejszych borówek to serdecznie zapraszam na taką wycieczkę. Jak tylko mały Dawidek albo Julka urośnie na pewno je zabiorę żeby poznali tamte niezwykłe miejsca. Na pewno częściej będę wracać w Gorce. Mam do Was prośbę. Nie ograniczajcie się tylko do Tatr. Jeśli to możliwe, dajcie Tatrom odpocząć, ich przyrodzie i zwierzętom. Poza Tatrami są inne góry warte poznania, piękne, bogate historycznie i przyrodniczo mimo iż nie są skaliste, a ich wysokość nie osiąga 2000 metrów. Warto poznać takie pasma jak Beskid Sądecki, Wyspowy, Mały, Niski, Gorce czy Pieniny. Polski i słowacki Spisz na pewno oczarują Was swoim pięknem, a Wy nigdy o nich nie zapomnicie : Gwarantuje.

Po tylu wrażeniach długo nie mogłam zmrużyć oka, Darek jak zwykle zasnął szybciej ode mnie. Rozmyślałam o tym i o owym jak to ja. Miałam o czym myśleć. Zmęczenie jeszcze do końca nie zeszło ze mnie. Wciąż bolały mnie nogi, głownie stopy. Na szczęście nie odezwało się kolano które czasem dokucza mi przy stromych zejściach. Kiedyś, schodziliśmy z Niemcowej do Piwnicznej, źle postawiłam nogę i tak jakoś ją wykręciłam że potem ledwo szłam, a ten ból w kolanie odzywa się u mnie co jakiś czas i bywa nieznośny. Na następny dzień mieliśmy zaplanowaną wycieczkę na Kudłoń z którego mieliśmy zejść żółtym szlakiem do rzek, ale o tym już w kolejnym poście. Teraz pokażę Wam trochę moich zdjęć z wyprawy.

Poniżej : Potok Głębieniec - Szczawa


Poniżej : Szczawa



Poniżej : Osiedle Magurzyca -  Szczawa





 Poniżej : Widok z Polany Gorc Kamienicki, pośrodku wyłania się Lubań













Poniżej : Już na szczycie :)




Cóż, za niezwykły okaz, prawda?



 Poniżej : Widoczna polana Przysłop Górny



Poniżej : Polana Przysłop Dolny
w dali wyłania się wieża widokowa na Pańskiej Przehybce (Liberator - nazwa wzięła się od amerykańskiego samolotu który rozbił się właśnie w tamtym miejscu)





Poniżej : Polana  Przysłop Górny





Poniżej: Widoki ze szlaku


Poniżej : Wspomniana Bulandowa kapliczka na polanie Jaworzyna Kamienicka



Poniżej : Polana Jaworzyna Kamienicka







Poniżej : Hala Długa



















Poniżej : Schronisko PTTK pod Turbaczem im. Władysława Orkana








Powyższe zdjęcia są autorstwa  Katarzyny Dudziak i Dariusza Dudziaków. Prosimy o uszanowanie praw autorskich.

 Cz. 2 opowieści wkrótce. Do zobaczenia w Gorcach :)


Źródła :

Marek Cieszkowski, Paweł Luboński: Gorce – przewodnik dla prawdziwego turysty. Pruszków: Oficyna Wydawnicza "Rewasz", 2004

Jolanta Wyznakiewicz: Wędrówka przez Gorce, Pieniny i Beskid Sądecki. Przewodnik turystyczny. Warszawa-Kraków: Zakł. Wyd.-Propagandowy PTTK, 1982

Andrzej Matuszczyk : Gorce - przewodnik monograficzny : Poronin, Wydawnictwo Górskie, 1992













7 komentarzy:

  1. Gratuluję z okazji zostania mamusią :) Fantastycznie piszesz, czyta się to jak bajkę :) A zdjęcia fantastycznie tą bajkę wypełniają :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to czytać. Dzięki serdeczne 😊 bardzo się cieszę że komuś się to podoba. Pozdrawiam 😊

      Usuń
  2. Alez pięknie... Zazdroszczę Ci ja jeszcze nie miałam okazji zobaczyć gór. Może za jakiś czas się uda. Oby... Świetne zdjęcia. Widze, ze niesamowicie wgłębiłaś się w temat. Żmije zygzakowate można spotkać na Lubelszczyźnie, z której pochodzę. Okropnie boje się węży. A SDM ma całkiem przyjemne piosenki to prawda.
    http://zeszminkanaustach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Węży się boje jak ognia 😊 brrrr. Żmiji jeszcze nie spotkałam i mam nadzieję że nie spotkam nigdy. Ani misia zwłaszcza głodnego 😉 pozdrawiam serdecznie 😊

      Usuń
  3. Czytałem to prawie-że z łezką w oku, bo większość z tych nazw jest mi tak bardzo znajoma, bywałem tam wielokrotnie zawsze z ogromnym i bardzo ciężkim plecakiem—były to lata siedemdziesiąte XX wieku i na zaopatrzenie lokalne często nie można było za bardzo liczyć. W ogóle zszedłem na nogach Gorce, Beskidy (m. in. Sądecki, Wyspowy i Żywiecki) i Pieniny, odwiedzając m. in. Baranią Górę, Babią Górę, Pilice, Wielką Raczę, Wielką Pustą, Grzebień, Roztocze, Stecówkę, Czantorię, Luboń—to były przecudowne wycieczki, normalnie dziennie robiliśmy od 25 do 35 km, mój rekord to 55 km jednego dnia—gdy doszliśmy do schroniska, przez długi czas nie mogliśmy wejść do niego po stromych schodach! W wieku 15 lat zdobyłem Złotą Górską Odznakę Turystyczną.

    Na żmiję raz się natknęliśmy, opalała się na środku drogi, w ostatniej chwili odepchnąłem idącą przy mnie moją mamę, bo jeszcze jeden krok i nastąpiłaby na tego gada. Obecnie mieszkam w Ontario i jedyny jadowity wąż do grzechotnik (Eastern Massasauga Rattlesnake), rzadki, ale już mi go się udało kilkakrotnie zobaczyć na biwakach. Niedźwiadka nigdy w Polsce nie widziałem (raz nas ostrzegano, że jakiś się wałęsał blisko szlaku), natomiast w Kanadzie już kilkanaście razy widziałem te stworzonka, czasem odwiedzały nasze miejsca biwakowe i węszyły dookoła namiotów.

    Na Turbaczy byłem trzykrotnie. Na początku lat siedemdziesiątych XX w. przebywała tam moja ciocia—pogoda była kiepska, mgły, deszczowo. Gdy turyści siedzieli w jadłodajni schroniska na Turbaczu, nagle wbiegła zziajana góralka krzycząc, że rozbił się samolot! Był to mały, sanitarny samolocik, wiozący matkę z córką. Próbowano wylądować helikopterem na Turbaczu, lecz z powodu mgły nie dało się. Dopiero górale końskimi wozami przetransportowali ofiary—matka zmarła, pilot (którego wołanie o pomoc usłyszała góralka) uległ poważnym obrażeniom.

    Gdy szliśmy na Zawoje, niedaleko znajdowało się miejsce katastrofy samolutu pasażerskiego, który się rozbił w 1969 roku. Zginęli wszyscy, włącznie z prof. Klemensiewiczem. Górale nam dokładnie powiedzieli, w którym miejscu zobaczymy „ścięte” wierzchołki drzew przez samolot—ale w tym dniu było strasznie mgliści i szaro i nic nie zobaczyliśmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Jack :) Dziękuję za wizytę i ciekawy komentarz. Miło przeczytać że masz takie miłe wspomnienia z Beskidów. Ja najbardziej lubię właśnie po tych Beskidach chodzić. Właśnie robimy z córkami Koronę Gór Polski i Diadem. Zeszłego lata i jesieni dużo chodziliśmy po górach. Muszę trochę nadrobić z opisem wycieczek. Pozdrawiam serdecznie

      Kasia Dudziak

      Usuń