Proza, góry i muzyka

wtorek, 12 kwietnia 2016

Jak szłam po moje pierwsze dwusięczniki ;)


14 sierpnia 2015

Postanowiliśmy zaoszczędzić czas i wejść na szlak jak najwcześniej pojechaliśmy nocnym pociągiem do Zakopanego i już na rano być na miejscu. Już od dawna planowaliśmy zdobyć Czerwone Wierchy i to marzenie w końcu się zyściło, a wyprawa ta była naszym prezentem z okazji 9 rocznicy ślubu. Prawda, że fajowy prezencik? No dobrze, w Zakopanem byliśmy o godzinie 7. Ledwo wysiedliśmy z pociągu a już pędem biegliśmy na mikrobus, który miał nas zawieźć do Doliny Kościeliskiej. Nie zdążyliśmy na wcześniejszy bus i na odjazd trzeba było trochę poczekać, więc jakieś 20 minut byliśmy w plecy. Na szlaku znaleźliśmy się około 9, bo z Kościeliska do Kir jest niestety jeszcze kawałek drogi. Właściwą drogę zaczynamy właśnie w Kirach, które znajdują się na wysokości 927 m n.p.m i obieramy szlak czerwony który prowadzi stąd aż na Przełęcz Krzyżne. Już na początku musimy się zmierzyć z dość stromym męczącym podejściem wiodącym przez Las Rokitniak, na stok i grzbiet Jadamicy (wcześniej mijamy polanę Zahradziska i mostek na Potoku Miętusim). Długo i mozolnie wspinamy się pod górę, dopiero po pewnym czasie teren się wyrównuje i pozwala nam odetchnąć, jednak nie na długo. Tatry są pod tym względem bardzo wymagające ale jednocześnie na tyle łaskawe, że wynagradzają nasz trud ukazując wspaniałe wręcz niebiańskie widoki. Z całą pewnością jest to jedna z najpiękniejszych i trudniejszych tras w polskich Tatrach. Wymaga od turysty sporej wytrzymałości i zaparcia, ale po przejściu tego dystansu na pewno będziecie mieć satysfakcję, to Wam mogę zagwarantować.

Poniżej na zdjęciu : widoczny Przysłop Miętusi






Podążając dalej tym grzbietem po naszej lewej ręce mamy Dolinę Miętusią, zaś po prawej roztacza się ukryta za drzewami Dolina Kościeliska (grzbiet rozdziela jedną dolinę od drugiej). Wkrótce odsłonią się przed nami Turnie Kończyste, masyw Kominiarskiego Wierchu (1829 m) i Stołów (1428 m), które widoczne będą na południowym wschodzie. W następnej kolejności pokonujemy niewielką kulminację zwaną Upłazińskim Wierszykiem (1203 m), a po lewej stronie przez niewielki prześwit ukaże nam się Przysłop Miętusi. Droga dalej pnie się stromo, a idąc podziwiamy urozmaicony drzewostan regla górnego, który w niższych partiach był nieco uboższy (zniszczony przez huragany i korniki) wreszcie wychodzimy ścieżką na rozległą malowniczą polanę o nazwie Upłaz, pełną kwiatów i innych roślin, pochyloną ku zachodowi i południowi. Niegdyś sięgała po Małołączniak i miała 3,25 km2, a wypasane na niej owce powodowały spore spustoszenie traworośli. W XVII wieku polana ta należała do Grzegorza Tylki z Cichego i służyła jego potomkom przez długie lata. Dziś pokryta jest ziołoroślami, można na niej spotkać takie okazy jak starzec gajowy czy ostrożeń łąkowy, a także łany pokrzyw i szczaw alpejski. Ta właśnie hala niezwykle mnie ujęła, kocham takie miejsca. Nie ma nic piękniejszego niż bujnie ukwiecona hala. Wyobrażam sobie jak musiała wyglądać dawniej. Widoki takie zdecydowanie umilają drogę turystom, stanowią jej urozmaicenie. Cudne wrażenie sprawia, nieprawdaż?
Poniżej : Polana Upłaz
Po pokonaniu wybitnego wzniesienia zwanego Wyżnia Upłaziańska Rówień dochodzimy do miejsca, którego elementem charakterystycznym jest sporej wielkości skała o nazwie Piec (ok. 1470 m). Tu kończy się drzewostan i zastępuje go bujna kosodrzewina bogata w takie gatunki jak porzeczka karpacka, róża alpejska ( "róża bez kolców"), wierzba śląska czy jarzębina w odmianie górskiej. Z drugiej strony nasze oczy zaskakuje rozległa panorama. Dostrzeżemy z tego miejsca  między innymi : od lewej na pierwszym planie : Orawa, Podhale, Zakopane, Kotlina Nowotarska, Gorce, Beskid Sądecki, na drugim planie od lewej : Beskid Żywiecki, trochę Makowskiego. Jeśli chodzi o Tatry : w dole od lewej do prawej rozciąga się Dolina Miętusia z Halą Miętusią,  kotły Małej i Wielkiej Świstówki obfitujące w jaskinie (znajduje się w tym rejonie najdłuższa w Tatrach Jaskinia Miętusia)  a także słynne Wantule, natomiast na wschodzie zaczyna się nam wyłaniać charakterystyczna strzelista postać Śpiącego Rycerza jak zawsze obleganego przez tłumy turystów. Jeśli ktoś ma lornetkę lub sporej wielkości obiektyw może owe tłumy dostrzec. Po stronie prawej na zachodzie ukazuje się naszym oczom gołe wzniesienie zwane Upłaziańską Kopą.
Poniżej : Skała zwana Piec
 Poniżej : Na pierwszym planie Giewont z zatopionym we mgle krzyżem
Jaskinia Miętusia (1273 m  - Tatry Zachodnie) - jest to otwór w Dolinie Miętusiej na zachodnim brzegu Wantul, na wschód od wylotu Małej Świstówki, poniżej stoku Dziurawe oraz Piwnicy Miętusiej. Jaskinia ta jest czwartą w Polsce jaskinią pod względem długości, jej korytarze ciągną się na długość 10 km, a także o największej rozciągłości horyzontalnej w kraju, to jest 1150 m, głębokość jej sięga do 292 m. Odkryta została w 1936 roku przez Władysława Goryckiego ( otwór i początek wstępnego korytarza, któremu towarzyszył wówczas Stefan Zwoliński. Badanie i odkrywanie jej dalszych partii odbywało się w bardzo ciężkich warunkach, prowadzili kolejno Stefan i Tadeusz Zwolińscy z towarzyszami w latach 1936 - 1937, grotołazi krakowscy w latach 1948 - 1952 i 1956 ( wyprawy wieloosobowe), grotołazi warszawscy od 1954 (kilka wypraw). Wszystkie te ekspedycje odegrały wielką rolę w rozwoju taternictwa jaskiniowego. Jaskinię tę trzeba zwiedzać zimą ze względu na przeszkody wodne oraz niskie położenie otworu. Główne partie Jaskini Miętusiej to między innymi : Partie Nietoperzowy, Ciasne Kominy, Wielkie Kominy, Ciągi za Gotyckim Jeziorkiem. Napotkać tu można bogatą szatę naciekowa w postaci stalaktytów, stalagmitów oraz heliktytów, także polew naciekowych i licznych zbiorników wodnych tworzących jeziorka ( największe to Jeziorko Gotyckie i Jeziorko Szmaragdowe).
Dalej wąską ścieżką wspinamy się stopniowo na grzbiet Chudej Turni. Jest coraz wyżej i coraz ciekawiej, oczy zachwycają coraz to piękniejsze widoczki. Mimo zmęczenia jesteśmy szczęśliwi, że możemy być w tak pięknym miejscu. Gdzie nie spojrzeć urok gór zapiera dech w piersiach. Powoli się ochładza, wieje delikatny wiaterek, co sprawia że nie idzie się tak źle jak przy upale. Każdy krok zbliża mnie do upragnionego szczytu. O dziwo maszeruje mi się dobrze, wręcz bardzo, chociaż robi się coraz stromiej. Mój ślubny marudzi trochę, ale spina tyłeczek i pnie do przodu. Niebawem docieramy do Chudej Przełączki, znajdujemy się na grzebiecie Chudej Turni (1858 m) i tu nasz czerwony szlak dochodzi do dwóch zielonych szlaków, jeden z nich skręca w prawo do Doliny Tomanowej i do Schroniska Ornak, a my dalej prosto czerwonym i zielonym szlakiem wspinamy się na stromy grzbiet Twardego Upłazu. Od wspomnianej już Chudej Przełączki po poziom 2035 m pokrywa go czapka alaskitów - białych granitów należących do jądra fałdu Giewontu. Tymczasem naszym oczom ukazuje się Ciemniak, który wciąż wydaje się bardzo odległy, mimo wszystko już jest bliżej niż dalej, to napawa optymizmem. Wreszcie przychodzi czas na mały odpoczynek, przekąszenie czegoś. Trzeba nabrać energii na dalszą drogę. Nie jesteśmy jeszcze nawet w połowie. Pięć minut na małe co nieco i ruszamy w dalszą drogę. Ta wyprawa na Czerwone Wierchy to spełnienie moich marzeń. I znów marzę o kolejnej wyprawie. Tym razem będzie Zawrat - Dolina Pięciu Stawów Polskich (po raz trzeci) - Szpiglasowa Przełęcz - Morskie Oko. To będzie kolejna konkretna wyprawa. No dobrze, ale póki co jesteśmy w drodze na Ciemniak, od którego zaczyna się odcinek nazywany właśnie Czerwonymi Wierchami biegnący granią Tatr czyli przy samej granicy ze Słowacją. Jesienią trawy które porastają szczyty i stoki mają kolor rdzawo czerwony, stąd nazwa Czerwone Wierchy. Bardzo bym chciała je zobaczyć jesienią, ale latem też są cudowne. Kiedy w końcu stanęliśmy na szczycie poczuliśmy ogromną radość. Pierwszy dwutysięcznik zdobyty. Mój pierwszy, bo mąż wcześniej był na Małym Kozim Wierchu, dla mnie natomiast Ciemniak (2096 m n.p.m) był pierwszym zdobytym dwutysięcznikiem. Długo na to czekałam i w końcu się doczekałam.

Poniżej : Widok z Chudej Przełączki na półn - zachód



Poniżej : A Ciemniak nadal przed nami
Poniżej : Już jesteśmy na Ciemniaku. Pierwszy kamień milowy zrobiony....
Poniżej : Gandalf i jego magiczna laska :)

Poniżej : Przed nami rysuje się kolejny punkt do zdobycia Krzesanica 2122 m


Gdy zachodzimy na szczyt jak na złość zaraz zaczyna złowrogo grzmieć. Zapowiada się na burze. Z nieba spadają pierwsze krople deszczu, a ja modle się by nie przerodziło się to w ulewę. To już by była masakra. Przynajmniej dla mnie. Na szczęście tylko siąpi, a burza nie jest zbyt gwałtowna i szybko ustępuje. Prędko przemieszczamy się na sąsiedni szczyt.  Jest coraz wyżej i ciekawiej. Coraz więcej fantastycznych widoków mimo zachmurzonego nieba. Po lewej wyraźnie rysuje się teraz Giewont. Na szczycie nadal są ludzie. Nie zazdroszczę. Chyba bym umarła gdybym się tam znalazła w czasie burzy. Na samą myśl włosy stają mi dęba.

Ciemniak (2096 m n.p.m.) pokrywa mieszana flora, granito i wapniolubna. Prof. Władysław Szafer tłumaczył ten skład obecnością żwirów granitowych pochodzących z rozkładu dawnej pokrywy krystalicznej. Murawy wyścielające szczyt to głównie boimka dwurzędowa i kostrzewa pstra, natomiast w kotlinkach wyleżyskowych występuję zespół charakterystycznej wierzby zielnej. Ciemniak jest najdalej na zachód wysuniętym szczytem Czerwonych Wierchów, a co za tym idzie możemy z tego punktu podziwiać niesamowicie ciekawe widoki (w zachodnim kierunku : górna część Doliny Kościeliskiej i Tatry Orawskie, gdzieś w oddali majaczy jeszcze Zalew Orawski, patrząc na południe zobaczymy wielką Dolinę Liptowa, znaną ze zbójnickich nalotów Podhalan.

Odrobinę zmęczeni wspinamy się wreszcie na stok głównego szczytu Czerwonych Wierchów i najwyższego w Tatrach Zachodnich i Tatr Polskich czyli Krzesanicy mierzącej 2122 m n.p.m. Burza jeszcze burczy gdzieś w oddali. Za nami i przed nami coraz piękniejsze urokliwe panoramy. W dole ukazuje się droga, którą musieliśmy przebyć żeby dojść tutaj. Przed nami coraz wyraźniej rysuje się Giewont. Od płn -zachodu w masyw Krzesanicy wcina się Dolinka Mułowa czyli piękny kocioł polodowcowy, otoczony 100 i 200 metrowymi ścianami, których dno sięga 1800 km. Słowackie stoki tej góry kryją w sobie ok. 50 jaskiń. Wg.Wojciecha W. Wiśniewskiego w szczytowych partiach, na wysokości 2017 m, znajduje się otwór Jaskini Nowej Krzesanickiej i jest to najwyżej położona duża jaskinia Tatr i najgłębsza w Słowackich Tatrach (- 183 m, przy długości ok 820 m). Pierwsze zimowe wejście miało miejsce w 1908 roku na nartach. Szczyt wziął swą nazwę od tego że jego północna ściana jest jakby skrzesana (dawna nazwa to Zadni Upłaz). Wspinamy się po śliskich od deszczu wapiennych skałach, z  której szczyt ten jest zbudowany.

No i jest i Krzesanica. Zdobyliśmy nasz drugi dwutysięcznik tego dnia. Nasz wzrok przykuwają natychmiast różnej wielkości kopczyki usypane z kamieni, rozsiane po całym szczycie. Zwyczaj ten upowszechnił się na świecie, a każdy z tych kopczyków usypany przez turystów z różnych stron Polski i świata mówi "tu byłem". Z Krzesanicy podziwiamy przepiękny grzbiet Giewontu, Małego Giewontu i Grzybowiec, w dole zaś ślicznie zazielenioną Dolinę Małej Łąki z Halą Mała Łąka otoczonymi z obu stron ścianami okazałych wapiennych ścian. Patrząc ze szczytu na południe widzimy : od prawej do lewej : Dolinę Tomanową, Pyszniańską, Starobociańską i Chochołowską z takimi charakterystycznymi punktami jak Tomanowski Wierch, Smreczyński Wierch, Kamienista, Błyszcz, Starobociański Wierch, Kończysty Wierch, Jarząbczy Wierch, Łopata, wreszcie Wołowiec, na północ od nich mamy znów patrząc od prawej : Rakoń, Trzydniowiański Wierch, Ornak. Kiedy już się napatrzyliśmy ruszamy w dalszą drogę opadającą stromo ku kolejnemu szczytowi, którym jest Małołączniak. Przestało już siąpić i zza chmur powoli wychyla się słońce, a my powoli schodzimy zostawiając Krzesanicę za sobą.

Poniżej : to co za nami :)


Poniżej : Wspinamy się na Krzesanice



Poniżej : Na Krzesanicy



Poniżej : widoczna z Małołączniaka Kopa Kondracka

Poniżej : na pierwszym planie od góry wybitny kaptur Krywania



Małołączniak (2096 m ) - to dość wyodrębniony szczyt w grupie Czerwonych Wierchów, wznosi się w połowie wysokości ich grani. Na północ wysuwa swój grzbiet zwany Czerwonym Wierchem, niżej podcięty urwiskami. Zrąb tego masywu stanowią wapienie i dolomity, a sam szczyt zwieńczony jest czapą skał krystalicznych które należą do płaszczowiny Giewontu, pokrywająca też po 1840 m Czerwony Wierch, została rozpoznana już w połowie XIX wieku przez Zejsznera. W pł. zboczach znajdują się najgłębsze w Tatrach jaskinie : Wielka Śnieżna,  Śnieżna Studnia. W 2005 roku odkryta została jaskinia Siwy Kocioł licząca obecnie 1100 m długości oraz 295 m głębokości (istnieje szansa na połączenie jej ze Śnieżną Studnią.

Z Małołączniaka szybkim krokiem, prawie że biegiem schodzimy ku niższej od niego Kopie Kondrackiej (2005 m) i nagle znowu robi się gorąco. Wiatr który przedtem dość mocno wiał uleciał gdzieś na Słowację. Na niebie znów pojawia się słońce i odsuwa od siebie ołowiane chmury, ogrzewa nas swoimi promieniami. Tymczasem zaczynamy już odczuwać zmęczenie. Jakby nie było 6 godzin jesteśmy w trasie. Pomimo wspaniałych widoków marzy nam się już długi, relaksujący odpoczynek na Hali Kondratowej, gdzie mamy zaklepany pierwszy nocleg. Woda pitna powoli się kończy, a upał niestety się wzmaga. Droga wydaje się dłużyć, co sprawia, że czujemy się bardziej zmęczeni. Jeszcze kolanko daje mi popalić. Oczywiście wiedziało kiedy się odezwać. Po cichu modlę się, żeby z tego upału nie było znowu jakiejś burzy albo nie daj Boże ulewy. Niestety moje modły nie zostały wysłuchane i już w okolicach schroniska na Kondratowej zaczyna od nowa grzmieć i to znacznie mocniej niż na Krzesanicy. No nic, przyśpieszam zatem kroku i żwawo zasuwam przed siebie klepiąc po drodze zdrowaśki ( zawsze działa :) Przez tą Kopę Kondracką i Przełęcz Kondracką praktycznie przelecieliśmy a nie przeszliśmy nie robiąc odpoczynku, nawet nie zerknęliśmy w stronę Giewontu. Od razu rzutem na taśmę dajemy siedmiomilowy krok w kierunku Hali Kondratowej. Przed nami jednak jeszcze spory kawałek do przejścia w ostrym słońcu. Gdy w końcu wpadam do schroniska, zadowolona że pokonałam najdłuższy w swoim życiu migiem ustawiam się do kolejki do toalety, a Darek po zimne piwko. Ledwie się rozsiedliśmy, a tam na zewnątrz jak nie lunie deszczem z sikawicy.... Dzięki Bogu mnie to ominęło.

Muszę otwarcie przyznać że Schronisko Górskie PTTK na Hali Kondratowej to na pewno najfajniejsze schronisko w Tatrach w jakim miałam okazję nocować. Wspaniała obsługa, jedzenie i fantastyczna atmosfera. Nikt wam tu nie robi łaski że pozwoli Wam zanocować na glebie. Pani Kierowniczka Basia wszystko tak zorganizuje, że nawet niedźwiedź by się zmieścił ze swymi gabarytami, gdyby było trzeba. Oczywiście to tylko przenośnia. Żadne misie nie nocują w schronisku. Co najwyższej pod schroniskiem. Uwielbiam to niewielkie, ale jakże klimatyczne schronisko, które jako jedno z niewielu spełnia swą funkcję, a ludzie, którzy tam pracują wiedzą po co tam są. Staną na głowie, żeby pomóc turyście, jeśli zajdzie taka potrzeba i też byłam tego świadkiem. W żadnym tatrzańskim schronisku się tak dobrze nie czułam jak tu. Nie dość, że znajduje się w pięknym miejscu to jeszcze spełnia najważniejsze standardy. Niech mi ktoś spróbuje coś powiedzieć złego na to schronisko!!!!!!!


Źródła, zdjęcia jaskini i inne informacje pochodzą z  :
http://z-ne.pl/t,haslo,3134,mietusia_jaskinia.html
https://pl.wikipedia.org/wiki/Jaskinia_Mi%C4%99tusia
http://plfoto.com/zdjecie,inne,jaskinia-mietusia,2086401.html
http://www.sktj.pl/epimenides/tatry/miewyz_p.html


Tatry Polskie : Przewodnik : Józef Nyka


8 komentarzy:

  1. Wspaniale się czyta i ogląda Twoje relacje z górskich wypraw :) aż chciałoby się być z Tobą w takich miejscach. Znasz się na górach jak mało kto! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu Kochana dziękuję Ci za cudowny komentarz. Wzruszyłam się. Dziękuje że zaglądasz. Muszę znowu Ciebie nadrobić zaległości :) Ściskam i czeka na nasze następne spotkanie na żywo oczywiście. Trzymam kciuki za znalezienie pracy. Mam ten sam problem.

      Usuń
  2. Kocham Tatry! Ale mieliście udane wyjście: ))my mamy jutro akurat nasza 9rocznicę ślubu i marzymy by za rok na dziesiątą być w Tatrach: ) pozdrawiam cieplo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też długo czekałam na taką wyprawę. Też lubię Tatry ale ci powiem że te tłumy i atmosfera mnie odstraszają. Mniejsze pasma też są cudowne. Polecam Gorce i Pieniny szczególnie. Ubóstwiam. No i Beskid Sądecki.

      Usuń
  3. Nie miałam okazji na wiele wędrówek w Tatrach. Muszę w końcu tam zawitać. Oby nie było tłumów, chociaż z tym może być ciężko. Piękne widoki. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajrzałam z ciekawości po etykiecie.
    Kiedy (jeszcze na studiach) pierwszy raz schodziłam z Czerwonych do Kir, obiecałam sobie, że nigdy w życiu nie pójdę tym szlakiem do góry. :) Na Czerwonych byłam od tamtej pory niejeden raz, ale obietnicy dotrzymałam ;). W dół, owszem, zdarzyło nam się już rodzinnie, ale do góry - nie! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem pójdziemy w dół. Ja zdecydowanie wolę wchodzić. Schodzenie przyprawia mnie o nerwice niekiedy.

      Usuń